TEN FILM JEST PO PROSTU GENIALNY! Dawno nie widziałem tak świetnie przygotowanego materiału. Bardzo interesuje mnie ta tematyka a same kwanty to coś niesamowitego i pięknego co poznaje po latach na nowo. Nawet jak do końca się nie wie o co w tym wszystkim chodzi to i tak warto obejrzeć. Ręce same się składają...BRAWO!!!!
Wielkie dzięki za wrzucenie tego materiału. To co się dzieje na poziomie fizyki kwantowej naprawdę skłania do głębokiej refleksji. To zadziwiające w jakim świecie żyjemy, gdy nacodzień w ogóle tego nie widać
Chciałabym doczekać czasu kiedy to wszytko będzie jasne i przejrzyste. Dobijające jest to, że te wielkie umysły nie rozwikłały tej zagadki. Szkoda jeszcze tylko tego, że tak wielu ludzi to nie obchodzi.
Dziękuję Spiżarnio. Ten film jest najlepszym w polskim internecie materiałem dla początkujących fizyków amatorów i entuzjastów fizyki kwantowej w szczególności. Świetna robota ! Inteligentnie, krótko, celnie, poglądowo, skupiając się na najważniejszych aspektach trudnego skądinąd zagadnienia, bezpretensjonalnie, przystępnie i pouczająco. Ufff... sam nie wierze, że to napisałem. Naprawdę mnie splątało. Ale dzięki temu w końcu pojąłem o co chodzi we Wszechświecie i we mnie samym (oczywiście z mała pomocą (Mozarta i Szekspira), to nie takie proste dla pisarza i humanisty, którym jestem. Czysta magia...Pozdrawiam słonecznie...
Ha, dawno nie widziałem tak interesującego filmiku o mechanice kwantowej. Sprawia, że jako zwykły laik znowu chcę się zanurzyć w tym temacie by spróbować ogarnąć chociaż część. Dora robota, brawa dla autora :)
Najtrudniejsza dziedzina nauki wytłumaczona w przystępny sposób, a przy tym z dużą precyzją. Zadziwiające, że amatorski przecież film okazał się dużo lepszy niż profesjonalny "Kwantowe przejście", który też obejrzałem. Gratuluję!
Zasada nieoznaczoności nie pozwala na jednoczesne określenie położenia i pędu pojedynczej cząstki, niezależnie od tego jak wielu nieświadomych swojej obecności obserwatorów próbowałoby tego dokonać. Gdyby jeden z zespołów próbował zdeterminować położenie cząstki (np. poprzez jej oświetlanie) musiałby skierować w jej stronę światło o krótszej fali (czyli o większej energii), co tym samym uniemożliwiłoby drugiemu zespołowi określenie pędu.
Widac, że nie rozumiesz tego do końca. Nie ważne kto kiedy i gdzie dokona pomiaru. Sam akt pomiaru determinuje jego wynik. Po wyniku widzimy czy ktos zaglądał. Na tym ma polegać kwantowy komputer ze 100% pewnościa szyfrowania. Nawet jak dokonamy pomiaru po latach to czas sie cofnie i bedziemy w sąsiednim wszechświecie, ktory wypączkował własnie przez nasz pomiar, a obecny wygaśnie. Czyż nie poezja ? :)
To pułapka dla prymitywnych, "biologicznych" umysłów jak nasze, im głębiej brnę w świat mechaniki kwantowej, tym bardziej dostrzegam, że Sokrates już wszystko odkrył i podsumował swoim "wiem, że nic nie wiem".
To co jest końcem dla jednego sposobu postrzegania i poruszania się po świecie jest początkiem dla drugiego. Umysł racjonalny dotarł do krańców możliwości zrozumienia (dla niego ważna jest WIEDZA i na jej podstawie kontrola życia) dalej podąża się już INTUICJĄ, wyczuciem i zamiast wiedzy posługuje się WYOBRAŹNIĄ Einstein mówił - wyobraźnia ważniejsza od wiedzy, bo ta druga jest ograniczona Zawsze masz możliwość przekroczenia nawyków myślenia kategoriami wiedzy z fizyki kwantowej wynika relatywizm, który obowiązuje w świecie relacji, idei, psyche To jest coś co czynił ludzi wolnych od myślenia kategoriami jedynie słusznej prawdy (definicji, ocen) tu znaczna się też coś jak MAGIA siły umysłu Polecam film i ksiązkę The Secret
"pułapka dla prymitywnych biologicznych umysłów..... Znakomite określenie , podoba mi się. Takich pułapek nam zastawiono w różnych dziedzinach rzycia nie tylko w fizyce 👍👁️👍
Kiedyś spotkałem się z twierdzeniem Carla Sagana, że "Kosmos to wszystko co istnieje, istniało lub będzie istnieć". Fizyk Steven Weinberg przekonuje, że "na ile jesteśmy zdolni do odkrywania praw w przyrodzie, są one bezosobowe, bez żadnych śladów boskiego planu czy wyjątkowego statusu człowieka" (S. Weinberg, Facing up...,dz. cyt.,s.X). Mam zamiar wykazać, że takie twierdzenia są niezgodne z faktami. Ale tak naprawdę chciałbym odpowiedzieć na wyzwanie biologa E.O Wilsona, który stwierdził, że "gdyby udało się znaleźć jakiekolwiek pozytywne dowody świadczące o działaniu sił nadnaturalnych, (...) byłoby to największe odkrycie wszech-czasów" (Cyt. za: Steve Paulson, Religious Belief Itself Is an Adaptation, Salon.com,21 marca 2006). W ostatnich dekadach, dzięki jednemu z najbardziej spektakularnych osiągnięć fizyki i astronomii, taki dowód został znaleziony. Ku zadziwiającemu potwierdzeniu tego, co napisane jest w Księdze Rodzaju, współcześni uczeni odkryli, że wszechświat powstał z pierwotnej eksplozji energii i światła. Nie tylko miał początek w czasie i przestrzeni, ale początek wszechświata był również początkiem dla czasu i przestrzeni. Czas i przestrzeń nie istniały przed powstaniem wszechświata. Jeśli zatem przyjmie się, że wszystko, co ma początek, ma również przyczynę, to świat materialny ma niematerialną, nadnaturalną przyczynę. Ta nadnaturalna przyczyna dała istnienie wszechświata bez użycia praw fizyki. Powstanie świata było cudem i to w całkiem dosłownym znaczeniu tego słowa. O jego stwórcy wiadomo, że jest istotą duchową i wieczną, twórczą i potężną ponad wszelkie pojmowanie. To myśl a nie materia, była na początku. Z pomocą nauki i logicznego rozumowania wszystko to można racjonalnie wyjaśnić. Wszystko zaczęło się jakieś sto lat temu, gdy uczeni zaczęli zastanawiać się nad tym, jak wykazać, że wszechświat ma początek. Nie chodziło im tylko o początek naszej planety czy galaktyki, ale o genezę powstania wszelkiej materii. Przyczynkiem do takich poszukiwań było drugie prawo termodynamiki, jedno z najbardziej uniwersalnych praw fizyki, które właśnie wskazuje na istnienie takiego początku. Prawo to mówi po prostu, że rzeczy pozostawione same sobie, rozpadają się. Widzimy to wszędzie wokół siebie: drogi i budynki niszczeją i rozpadają się, ludzie starzeją się i umierają, metale rdzewieją, tkaniny się ścierają, a skały i brzegi morskie doznają erozji. Jeśli ktoś nie uczył się fizyki, mógłby pomyśleć, że w takim razie drugiemu prawu termodynamiki zaprzecza fakt, iż ludzie budują nowe drogi i budynki, ale tak nie jest. Materiały i siła są używane w procesie budowania, a dodatkowych środków i energii wymaga utrzymanie tych dróg i budowli, zatem nawet tu dochodzi z czasem do rozpadu czy niszczenia. Uczeni używają pojęcia entropii jako miary nieuporządkowania, a drugie prawo termodynamiki mówi nam, że całkowita entropia we wszechświecie ciągle rośnie. To prawo pociąga za sobą zaskakujące implikacje. Weźmy przykład Słońce. Z biegiem czasu wyczerpują się zasoby jego paliwa, zatem w końcu straci ono swoje ciepło i stanie się zimne. Oznacza to więc, że w pewnym momencie płomienie Słońca musiały zostać rozpalone. Słońce i inne gwiazdy nie płoną od zawsze. One także stopniowo się wypalają, z czego wynikałoby, że kiedyś zostały zapalone. Jak to ujął wielki angielski astronom Arthur Eddington, jeśli porównamy wszechświat do zegara, to fakt, iż sprężyna zegara nieustannie rozwija się, odmierzając chwile, sugeruje, że był czas, gdy była całkiem nakręcona. Wszechświat powstał z pełnym zasobem energii, który to zasób odtąd nieustannie jest zużywany. Wiadomo to od XVIII wieku, ale uczeni nie wiedzieli, co z tym faktem zrobić. Na początku XX wieku Albert Einstein opublikował swoje równania ogólnej teorii względności, a holenderski astronom Willem de Sitter znalazł ich rozwiązanie, które przewiduje rozszerzanie się wszechświata. To także bardzo istotne wnioskowanie, bo jeśli kosmos się rozszerza, a galaktyki oddalają się od siebie, oznacza to, że kiedyś w przeszłości były bliżej siebie. Jeśli wszechświat, odkąd istnieje, porusza się w różne strony jak po wybuchu, to oznacza, że kiedyś rzeczywiście musiało to się zacząć. Einstein nie zdawał sobie sprawy, że jego równania pośrednio dowodzą rozszerzania się wszechświata, był zakłopotany, gdy dowiedział się, jakie implikacje niesie jego sławna teoria. Gdy rosyjski matematyk Alexander Friedmann próbował go to tego przekonać, Einstein starał się wykazać mu, że popełnia błąd. Jednak to Einstein był w błędzie. Wielki fizyk sam przyznawał, że "irytowała" go idea rozszerzania się wszechświata. Posunął się nawet do wymyślenia nowej siły "antygrawitacji" oraz liczby zwanej stałą kosmologiczną, próbując w ten sposób dowieść, że nie było żadnego początku. Później jednak Einstein przyznał się do błędu i nazwał stałą kosmologiczną największym błędem swojego życia. Obecnie uczeni w oparciu o nowe dane zweryfikowali einsteinowską koncepcję stałej kosmologicznej. Nie stoi to jednak w sprzeczności z tym, co tu piszę: że Einstein wprowadził tę stałą bardziej po to, by unieważnić możliwe implikacje teorii względności na rzecz kreacjonizmu niż w celach czysto naukowych. W późnych latach dwudziestych XX wieku astronom Edwin Hubble, patrząc przez stucalowy teleskop w Obserwatorium Mount Wilson w Kalifornii, zauważył czerwienienie odległych mgławic wskazujące na to, że galaktyki szybko oddalają się od siebie. Liczba gwiazd uczestniczących w tym rozpadzie galaktyki sugeruje zadziwiającą rozległość wszechświata przekraczającą czyjekolwiek szacunki w tym względzie. Niektóre galaktyki są odległe o miliony lat świetlnych. Wrażenie, które podzielało wielu ludzi, stałości czy niezmienności materii okazało się złudzeniem. Hubble stwierdził, że planety i całe galaktyki oddalają się od siebie z fantastyczna prędkością. Co więcej, cała przestrzeń zdaje się rosnąć. Wszechświat nie zajmuje stopniowo już istniejącej przestrzeni, bo przecież zawiera w sobie całą przestrzeń, która istnieje. Trudno w to uwierzyć, ale przestrzeń powiększa się wraz ze wszechświatem. Odkrycie Hubble'a, potwierdzone następnie przez kolejne, wywołały wielkie poruszenie w świecie naukowym. Uczeni nagle zdali sobie sprawę, że galaktyki nie pędzą coraz dalej z powodu jakiejś tajemniczej siły, która popycha je coraz dalej od siebie. Oddalają się od siebie, bo zostały kiedyś rozrzucone, w momencie pierwotnej eksplozji, która ukonstytuowała materię. Gdy próbujemy dociec przeszłości galaktyk, wydaje się, że miały one wspólny początek mniej więcej 14 miliardów lat temu. Naukowcy wyobrażają sobie moment, w którym cały wszechświat był ściśnięty w jednym punkcie o nieskończonej gęstości. Cały świat był mniejszy od jednego atomu. Następnie w wyniku jednej kosmicznej eksplozji - Wielkiego Wybuchu - powstał świat, który teraz zamieszkujemy. "Wszechświat był wypełniony światłem" pisze noblista Steven Weinberg, i dalej w swoich "Pierwsze trzy minuty" (Wydawnictwo Iskry, Warszawa 1980): "Na początku był wybuch. Nie był on podobny do tych często występujących na Ziemi eksplozji, która z określonego centrum rozprzestrzenia się na zewnątrz, pochłaniając coraz bardziej swoje otoczenie, lecz wypełnił sobą całą przestrzeń (...) Całość nieskończonego Wszechświata, albo też całość skończonego Wszechświata, który zakrzywia się w sobie jak powierzchnia kuli". W gruncie rzeczy "to właśnie światło stanowiło wtedy dominujący jego składnik". Temperatura wynosiła około sto trylionów stopni Celsjusza. Następnie w procesie, który Weinberg żywo opisuje w swoich "Trzech pierwszych minutach", pierwsze protony i neutrony uformowały atomy. Gdy powstała materia, siły grawitacji zaczęły ją ściągać, tworząc galaktyki, a potem gwiazdy. W końcu powstały cięższe elementy, jak tlen, węgiel czy żelazo, które wyprodukowały gwiazdy, by po miliardach lat umożliwić powstanie naszego układu słonecznego i naszej planety. Może to brzmi jak szaleństwo, ale nasza ziemska egzystencja, a właściwie materia, z której są zbudowane nasze ciała, zawdzięcza soje istnienie "wydarzeniu stworzenia" sprzed około 14 miliardów lat. Tak więc hipoteza o rozszerzającym się kosmosie jest spójna nie tylko z drugim prawem termodynamiki, ale także z teorią względności Einsteina. Hubble odkrył, że im dalej galaktyka jest od nas, tym szybciej się oddala. Teraz nazywa się to prawem Hubble'a i jest potwierdzeniem przewidywania wyprowadzonego z teorii Einsteina. Koncepcja rozszerzającego się wszechświata daje także rozwiązanie zagadki dręczącej naukowców od dziesięcioleci: dlaczego galaktyki pozostają od siebie odległe? Dlaczego siła grawitacji nie przyciąga ich ku sobie? Dzieje się tak, ponieważ w pierwotnym wybuchu zostały one wyrzucone z ogromną siłą, która ciągle popycha je coraz dalej od siebie. Astronom John Barrow nazywa odkrycie Hubble'a "największym odkryciem dwudziestowiecznej nauki" (John D. Barrow, "Początek Wszechświata", CIS-Oficyna Wydawnicza MOST, Warszawa 1995, s.20). Mimo wszystko wielu uczonych wydaje się zakłopotanych koncepcją Wielkiego Wybuchu. Robert Jastrow przywołuje liczne tego przykłady w swojej książce God and Astronomers (Bóg i astronomowie). Astronom Arthur Eddington nazwał tę teorię "niedorzeczną, niewiarygodną, odrażającą". Fizyk Philip Morrison z politechniki MIT wyznaje: "Uznanie teorii Wielkiego Wybuchu jest dla mnie trudne. Wolałbym ją odrzucić". Allan Sandage z Laboratorium Carnegie stwierdził, że "to wniosek na tyle dziwny", że "to nie może być prawda". Tak jak kiedyś Einstein, tak teraz wybitni uczeni zaczęli budować teorie, które wyeliminowałyby potrzebę jakiegoś początku. Pracują z wysiłkiem, by znaleźć naukowe wyjaśnienie, dlaczego świat miałby istnieć od zawsze. Jastrow twierdzi, że zakłopotanie kilku czołowych uczonych koncepcją Wielkiego Wybuchu wynika z tego, że gdyby okazała się prawdziwa, implikowałaby istnienie jakiegoś "momentu stworzenia", kiedy to wszystko - wszechświat i rządzące nim prawa - zaczęło istnieć. Ważne jest, by zrozumieć, że przed Wielkim Wybuchem nie było żadnych praw fizyki. W zasadzie nie da się ich stosować do wyjaśnienia faktu Wielkiego Wybuchu, bo to w jego wyniku prawa fizyki zaczęły obowiązywać. Prawa odkrywane przez naukę to niejako gramatyka, która wyjaśnia porządek i wzajemne relacje obiektów we wszechświecie. Podobnie jak gramatyka, która nie istnieje poza zasobem słów i zdań, których, których funkcjonowanie opisuje, tak prawa fizyczne nie istnieją poza wszechświatem składającym się z przedmiotów, których relacje opisują. Naukowcy nazywają ten początkowy moment istnienia wszechświata "osobliwością". To wyjściowy punkt, w którym nie działa ani czas, ani przestrzeń, ani prawa fizyki. Nauka nie może nam nic powiedzieć o tym, co było przedtem, tym bardziej, że pojęcie "przedtem" nie ma tu sensu, bo sam czas nie istniał "przed" osobliwością. Były takie czasy, gdy jeszcze nie było czasu. Jastrow sugeruje, że podobne koncepcje, graniczące z metafizyką, powodują u naukowców złe samopoczucie. Jeśli wszechświat powstał poza prawami fizyki, to jego pochodzenie spełnia podstawową definicję cudu, a samo to pojęcie wywołuje w uczonych strach, przeważnie u ateistów. Można sobie wyobrazić ulgę, jakiej doznali ci badacze, gdy astronomowie Herman Bondi, Thomas Gold i Fred Hoyle przedstawili teorię znaną jako teoria stanu stacjonarnego wszechświata. Głosiła ona, że wszechświat był od początku nieskończony. Zasadniczo Bondi, Gold, i Hoyle stawiali hipotezę, że wraz ze zużywaniem się energii w czasie nowa energia i nowa materia są w jakiś sposób tworzone w przestrzeni między galaktycznej. Stąd mimo entropii i drugiego prawa termodynamiki wszystko pozostaje w równowadze i trzyma pion, więc możliwe, że wszechświat istniał od zawsze podobnie jak czas i przestrzeń, które są odwieczne. Teoria stanu stacjonarnego szybko zdobyła popularność i stała się ulubionym wyjaśnieniem istnienia wszechświata wśród uczonych w Europie i Ameryce. Jeszcze w 1959 roku dwie trzecie astronomów i fizyków opowiadało się za nią (zob. Stephen Brush, How Cosmology Became a Science, "Scientific American" 1992, nr 8). W pewnym sensie teoria stanu stacjonarnego została zbudowana na bardzo starych podstawach. Wizja przedwiecznego wszechświata pojawiła się od czasów starożytnych Greków. Greccy myśliciele dysponowali szerokim wachlarzem idei wyjaśniającym istnienie świata, ale zasadniczo byli zgodni co do tego, że coś nie może powstać z niczego: Ex nihilo, nihil - "Z niczego nic nie powstaje". Potrzeba materii by ukształtować materię. Zatem jeśli świat nie wziął się "z powietrza", to pewnie zawsze był. Materia jest wieczna. Odkrycia Newtona w XVIII wieku zasadniczo przemawiały za koncepcją odwiecznego wszechświata. Według Newtona przestrzeń to trójwymiarowy układ rozciągający się w nieskończoność we wszystkich kierunkach, zaś czas jest jednym wymiarem ciągnącym się nieskończenie w kierunku przyszłości i przeszłości. Teoria stanu stacjonarnego chciała więc potwierdzić koncepcję świata odwiecznego, będąc jednocześnie alternatywą dla teorii Wielkiego Wybuchu. Implikacje teorii stanu stacjonarnego były w dużej mierze ateistyczne, co jej wyznawcy otwarcie przyznawali. Jeśli wszechświat istniał zawsze, to nikt nie musiał go stwarzać. Po prostu zawsze był. Sam Newton starał się takiej implikacji uniknąć. Choć wszechświat mógł działać zgodnie z prawami mechaniki, które być może są odwieczne, Newton twierdził, że istnieje zewnętrzny wobec niego stwórca tychże praw, na pewno nie mechaniczny, ale mający naturę niematerialną, żyjący, inteligentny i wszechobecny (cyt. za: Morris Kline, Mathematics in Western Culture, Oxford University Press, New York 1953, s.260). Na początku XX wieku większość uczonych widziała w rozumowaniu Newtona swoistą autodeklarację człowieka religijnego, którego przerasta uznanie znaczenia odkrytych przez niego praw. Konsensus naukowy skłaniał sie ku pozycji Pierre - Simona Laplace'a, który zapytany przez Napoleona, gdzie w jego teorii powstania planet jest miejsce na Boga, miał odpowiedzieć: "Nie potrzebuję tej hipotezy". Teoria stanu stacjonarnego dla wielu naukowców ma tę zaletę, że pozwala obejść się bez hipotezy Boga. W latach sześćdziesiątych XX wieku teoria stanu stacjonarnego jednak upadła ku rozpaczy ateistów po tym jak dwóch inżynierów radiowych, Arno Penzians i Robert Wilson, pracujących w laboratoriach Bella zaobserwowało dziwne promieniowanie z przestrzeni. Nie pochodziło ono z żadnego konkretnego kierunku, ale rozchodziło się równomiernie ze wszystkich kierunków. Wyglądało na to, że pochodzi wprost z samego wszechświata. To promieniowanie możemy zaobserwować i usłyszeć na starych, analogowych odbiornikach telewizyjnych, gdy nie odbieramy żadnego kanału TV; widzimy wtedy na ekranie i słyszymy z głośnika szum radiowy dochodzący do nas z dalekiego kosmosu jako ciągnące się echo Wielkiego Wybuchu z przed 13, 7 miliardów lat. Penzians i Wilson szybko się dowiedzieli, że istnienie takiego promieniowania przewidywali uczeni. Jeśli początkiem wszechświata rzeczywiście była pojedyncza eksplozja sprzed 14 miliardów lat, to promieniowanie po tym wielkim błysku światła i energii powinno jeszcze być zauważalne. Promieniowanie to, jak się spodziewano, powinno mieć temperaturę w okolicach kilku stopni powyżej zera absolutnego (powyżej około -273 stopni Celsjusza). Promieniowanie Penziasa i Wilsona miało nieco niższą temperaturę. Ku swojemu zaskoczeniu zdali sobie sprawę, że zupełnie niespodziewanie usłyszeli widmowy szept docierający z samego momentu stworzenia. Liczne inne odkrycia, w tym także dane pochodzące z wystrzelonego przez NASA satelity COBE (Cosmic Background Explorer), potwierdziły istnienie pierwotnego promieniowania tła. W oparciu o teorię Wielkiego Wybuchu uczeni sa wstanie ustalić, ile wodoru, litu, deuteru i helu powinno być zgromadzone we wszechświecie. Przewidywania te znacząco pokrywają się z szacowanymi dziś rzeczywistymi zasobami tych pierwiastków. W 1970 roku fizyk Stephen Hawking i matematyk Roger Penrose napisali słynny artykuł, w którym dowiedli w oparciu o ogólną teorię względności oraz ilość materii we wszechświecie, że wszechświat musiał mieć początek. Jak pisze Hawking w "Krótkiej historii czasu": "osobliwość typu wielkiego wybuchu musiała mieć miejsce". Astronom Martin Rees zauważa, że różne ciągi dowodowe połączyły się teraz tak, że zafałszowują teorię stanu stacjonarnego i przemawiają za Wielkim Wybuchem (M. Rees, "Tylko sześć liczb", CiS, Warszawa 2006, s.24). Pismo Święte mówi: "Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię" (Rdz 1,1). Biblia jako jedyna wśród starożytnych pism mówi o absolutnym początku. W buddyzmie, jak dowiadujemy się od Dalajlam, dominuje pogląd "o istnieniu niezliczonych systemów światów (...) połączony z wyobrażeniem ich bezustannego przechodzenia ze stanu powstania do rozpadu" (Jego Świątobliwość Dalajlama, "Wszechświat w atomie: gdy nauka spotyka się z duchowością", Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2006, s.71). Biblia mówi także jednoznacznie o skończoności czasu, inaczej niż hinduizm i buddyzm, które widzą kręgi czasu nieskończenie ciągnące się w nieokreśloną przeszłość. Grecy i Rzymianie, podobnie jak inne kultury antyczne, wierzyli w wieczność historii. Jak zauważa Leon Kass w swoim studium o Księdze Rodzaju, autor biblijny nie miał potrzeby wkraczania na ten obszar. Mógł zacząć historię od ogrodu Eden, a samo stworzenie mógł pominąć (L. Kass, The Beginning of Wisdom: Reading Genesis, Free Press, New York 2003, s.26). Zamiast tego tekst biblijny bezczelnie upiera się, że wszechświat powstał w konkretnym punkcie czasu jako akt wolnej kreacji dokonany przez istniejącą już wcześniej nadnaturalną istotę. W tym miejscu istotne jest wyjaśnienie pewnego często spotykanego nieporozumienia. Wielu nierozumnych ludzi zdaje się myśleć, że prawowierni chrześcijanie wierzą w stworzenie wszechświata i Ziemi dosłownie w ciągu sześciu kalendarzowych dni. W tekście biblijnym zostało jednak użyte słowo, które po hebrajsku znaczy zarówno dzień, jak i porę roku czy epokę. Czytamy poza tym u św. Piotra: "Jeden dzień u Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień" (2 P 3,8). Od wczesnych dni chrześcijaństwa największe autorytety Kościoła od Ireneusza po Orygenesa i Augustyna dawały metaforyczną interpretację "dni", o których mowa w Księdze Rodzaju. Większość chrześcijan tradycyjnych wyznań nie ma problemu z opowieścią o stworzeniu, które mogło trwać miliony czy nawet miliardy lat. Trzeba przy tym pamiętać, że zarówno żydzi, jak i chrześcijanie, zawsze wierzyli nie tylko w to, że to Bóg stworzył świat, ale też w to, że "zrobił" go z niczego: "na początku było Słowo" (J 1,1). W ten sposób Biblia sugeruje, że wszechświat został powołany do istnienia słowem, dosłownie - wypowiedziany (Paul Davies, "Plan Stwórcy. Naukowe podstawy racjonalnej wizji świata", ZNAK, Kraków 1996, s.124). Przez niemal dwa tysiące lat nie było w tym racjonalnego sensu. Doświadczamy czasu i przestrzeni w taki sposób, że nie możemy sobie wyobrazić ich początku ani końca. W większości religii mity o stworzeniu mówią o bogach, którzy kształtują świat z czegoś, co już istnieje. Logika wydaje się być po stronie starożytnych Greków i sformułowanej przez nich zasady: Ex nihilo, nihil. Dziś jednak współczesna nauka mówi, że autor biblijny miał rację. Wszechświat rzeczywiście powstał z niczego. A jak powstał? Nie wiemy i może nigdy się nie dowiemy, bo stwórca zastosował procesy, które nie działają nigdzie we wszechświecie. Jeszcze bardziej zadziwia fakt, że żydzi i chrześcijanie od bardzo dawna utrzymują, że Bóg stworzył czas i przestrzeń wraz ze stworzeniem wszechświata. Święty Augustyn, ojciec Kościoła, zapytany, dlaczego Bóg tak długo siedział bezczynnie, zanim zdecydował o stworzeniu wszechświata odpowiada, że to pytanie jest bez sensu. Nie było czasu przed stworzeniem, pisze Augustyn, bo to właśnie stworzenie świata przyniosło także powołanie do istnienia samego czasu. Nowoczesna fizyka potwierdza starożytne wyobrażenia Augustyna, żydów oraz chrześcijan.
***** Fajnie, jakaś stara żydowska księga pełna legend i fantastycznych historii potwierdza dokonania współczesnej nauki. Alleluja, chwalmy Pana. A może nie chwalmy bo go nie ma? No właśnie, tu zachodzi pewien problem. Problem stary jak dzieje człowieka. Jest ten Pan Bóg czy nie? Moje obecne rozumienie wszechświata mówi mi, że to nie jest tak proste pytanie by móc na nie odpowiedzieć "tak" bądź "nie". Bóg jest koncepcją typowo ludzką o silnym emocjonalnym fundamencie. Mówisz, że Wielki Wybuch jest potwierdzeniem istnienia Boga i prawdziwości Księgi Rodzaju a wiesz co ja Ci powiem, ponad wszelką wątpliwość? Jesteś, podobnie jak ateiści, których atakujesz, człowiekiem o wąskich horyzontach myślowych. Wiem, że brzmi to jak atak z mojej strony, ale chcę jedynie wskazać na problem niedoskonałości ludzkiego umysłu. Ludzie próbują zrozumieć naturę otaczającej rzeczywistości aplikując wyjaśnienia oparte na ludzkiej historii, cywilizacji, przekonaniach, religii a obecnie nauki. Ateiści i katolicy prześcigają się w wyciąganiu argumentów za istnieniem bądź nieistnieniem Boga. Łechcą swoje biedne ego, niezdolni do pojęcia jednej rzeczy, która z punktu Wszechświata jest esencjalna - ta potyczka nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Żadnego. Jesteśmy tylko pyłem, który powstał i który zniknie i czas jaki przesiedzimy na tej planecie jest jak sekunda dla wieku Wszechświata. Jesteśmy anomalią, która ma ten fantastyczny przywilej eksplorowania otaczającej nas rzeczywistości. Na tym się jednak kończy. Na niektóre pytania nie jesteśmy po prostu w stanie odpowiedzieć. Wielki Wybuch niekoniecznie potwierdza istnienie Boga, bo jak słusznie zauważyłeś, jego powstaniu towarzyszyły takie czynniki i takie reakcje, że nie jesteśmy w stanie ich pojąć skoro nie już nie można ich zaobserwować. Może Wielki Wybuch był czymś przejściowym, może wcześniej było coś, co nie jesteśmy w stanie pojąć, gdyż panowały zupełnie inne warunki fizyczne i inna rzeczywistość? Moja próba zrozumienia tego wszystkiego jest równie dobra jak Twoja, przy czy Ty popierasz ją księgą spisywaną tysiące lat temu, kiedy nic nie było jasne dla człowieka, więc wymyślał historie i legendy by ulżyć dociekliwemu umysłowi. Prawda jest taka, że prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy czym Wszechświat jest i dlaczego tu jesteśmy. Ale jak już mówiłem wcześniej, to nie ma żadnego znaczenia.
+Relfav Stare księgi zawierają jednak wiele mądrości. I nawet te naukowe stare dzieła zawierają prawa które są do dziś niepodważalne. Są jedynie modyfikowane - udoskonalane. Najważniejsze jest nie to czy teoria Wielkiego wybuchu potwierdza istnienie Boga tylko to, że istnienia tego nie przekreśla.
Łukasz M. Teoria Wielkiego Wybuchu mówi, iż nasz wszechświat nie jest wieczny i miał swój początek. Teoria ta została potwierdzona obserwacjami. Oto co mówi Stephen W. Hawking w swojej książce "Krótka historia czasu...", wydawnictwo ALFA, Warszawa 1993, s.122 i s.134: - "Jeśli standardowy model Wielkiego Wybuchu jest poprawny aż do początkowej osobliwości, to stan początkowy Wszechświata musiał być wybrany z nadzwyczajną precyzją. Byłoby bardzo trudno wyjaśnić czemu Wszechświat musiał rozpocząć swą ewolucję od takiego właśnie stanu, chyba, że był to akt Boga, chcącego stworzyć istoty takie jak my". - "Tak długo jak Wszechświat ma początek, można przypuszczać, ze istnieje jego Stwórca".
Relfav Wiele sprzeczności jest w twojej wypowiedzi. Skąd wiesz, że: "Bóg jest koncepcją typowo ludzką o silnym emocjonalnym fundamencie" albo: "Jesteśmy tylko pyłem, który powstał i który zniknie i czas jaki przesiedzimy na tej planecie jest jak sekunda dla wieku Wszechświata". i dalej: "Jesteśmy anomalią, która ma ten fantastyczny przywilej eksplorowania otaczającej nas rzeczywistości". To twoje zdanie jest fałszywe w świetle stwierdzenia, iż rozum jest niedoskonały"... itp., itd., etc... etc... mowa trawa, lanie wody, bicie piany, wręcz totalny bełkot sprzeczności. A przecież sprzeczności nie istnieją, więc to co piszesz nie jest nawet namiastką obiektywnej prawdy. Jeżeli twierdzisz, iż rozum ludzki jest niedoskonały, to skąd u licha u wziął się u ciebie rozum doskonały?! Nie mówię, iż Wielki Wybuch jest potwierdzeniem istnienia Boga, gdyż Boga poznajemy po jego dziełach! Gdybyśmy pewnego dnia odkryli na niewidocznej stronie księżyca fabrykę aluminium, która działa sama, z trudnością moglibyśmy sobie wyobrazić, że jest ona skutkiem przypadku, lecz powiedzielibyśmy raczej, iż została zbudowana przez istoty pozaziemskie. Otóż żywa komórka jest tysiące razy bardziej skomplikowane, niż całkowicie zautomatyzowana fabryka, a jednak są głupcy, którzy twierdzą, że Boga nie ma, i że ta pojedyncza żywa komórka jest dziełem PRZYPADKU?! Tak więc, uważam tylko, że nowoczesna nauka potwierdza to, co przewidzieli starożytni w "starej księdze" jaką jest Biblia, mianowicie przewidzieli to, iż nasz wszechświat miał początek. Innymi słowy został stworzony z niczego. Dziwię się, że mówisz o ateistach tak, jakby nie o sobie. Ty też, jako agnostyk, jesteś dla mnie "rasowym" ateistą! Ateizm występuje w różnorodnych formach, tworząc własne, sekciarskie ugrupowania. Można wyróżnić sekularystów, niewierzących, nonteistów, apateistów, antyteistów, agnostyków, sceptyków, wolnomyślicieli i humanistów. Czasem tylko subtelne różnice pozwalają zorientować się, z którą grupą mamy do czynienia. Agnostycy twierdzą, ze nie wiedzą, czy Bóg istnieje, a apateiści, że ich to nie obchodzi. Niektóre spośród tych grup nie mogą być w ścisłym znaczeniu tego słowa uznane za ateistyczne, bo ateista to ktoś, kto twierdzi, że Bóg nie istnieje. Ich przedstawiciele są jednak ateistami de facto, bo ich niewiedza czy obojętność w praktyce sprowadza się do odrzucenia roli Boga w świecie. Tak więc dla mnie ateistami są również ludzie, którzy twierdzą, że wierzą w Boga, lecz żyją tak, jakby On nie istniał. Potyczka z "ateistami" ma znaczenie, żeby pokazać, iż cywilizacja europejska została zbudowana na chrześcijaństwie i jego wartościach. Ateiści chcą zniszczyć chrześcijaństwo a zatrzymać wartości nie wiedząc, albo wiedząc, że gdy odejdzie chrześcijaństwo, odejdą również wartości. I już to się dzieje, zobacz: dzieciobójstwo (w tym aborcja), eutanazja, pederastia, związki partnerskie dewiantów seksualnych i totalna redefinicja rodziny. Dalej piszesz, że może Wielki Wybuch to, może WW tamto... Nie jesteś nagle tego wszystkiego pewny, mimo odkryciom naukowym. Natomiast pewny jesteś tego, że "Bóg jest koncepcją typowo ludzką..."; że "Jesteśmy anomalią, która ma ten fantastyczny przywilej eksplorowania otaczającej nas rzeczywistości". I to jest ciekawy szczegół twojej wypowiedzi, który potwierdza psychologię ateizmu, która często zbudowana jest nie na tym, że nie mogę uwierzyć, ale na tym, że nie chcę uwierzyć, więc szukam w miarę racjonalnych argumentów, które potwierdzą wiarę ateisty w to, że Boga niema. Pomyślałem, że jeśli lubisz dużo pisać, to może lubisz czytać i przeczytasz to, co kiedyś "wysmażyłem". - Od czołowych ateistów możemy usłyszeć stwierdzenia natury ogólnej na temat rewolucji kopernikańskiej, i tak, fizyk Victor Stenger w swej książce God: The Failed Hypothesis (Bóg: obalona hipoteza) konstatuje: "Trudno wnosić, że wszechświat został stworzony w specjalnym kosmicznym celu - dla ludzkości". Fizyk Steven Weinberg (Facing Up...,dz.cyt.,s. 5) pisze: "gatunek ludzki musiał w ciągu ostatnich pięciuset lat porządnie wysilić, by zmierzyć się z faktem, że w wielkim planie istnień nie znaczymy zbyt wiele. Astronom Carl Sagan (Błękitna kropka...,dz.cyt.,s.26) przywołuje odkrycie Kopernika, by podważyć "naszą pyszałkowatość, wyobrażenie o wielkości, poddawanie się złudzeniu, że zajmujemy we wszechświecie jakąś uprzywilejowaną pozycję". Choć nie są to twierdzenia naukowe, są one wypowiadane z pozycji najwyższego autorytetu nauki. Mamy tu do czynienia z metafizyczną narracją o nauce, która kształtuje sposób, w jakich wielu uczonych postrzega ten świat. Jednak najnowsze odkrycia weryfikują teorię Kopernika. Wygląda na to, że żyjemy we wszechświecie, w którym zajmujemy specjalne miejsce i mamy wyjątkowe znaczenie. Najnowsze badania naukowe wskazują, że zamieszkujemy świat zbudowany specjalnie dla nas. Zasada mierności wyprowadzona z przełomu kopernikańskiego miała głębokie implikacje teologiczne. Rewolucja heliocentryczna nie była rewolucyjna dlatego, że zaprzeczyła opisowi biblijnemu, który jakoby mówi, że to Ziemia jest centrum wszechświata. W Piśmie Świętym nie ma nigdzie takiego stwierdzenia ani też średniowieczni chrześcijanie nie uważali, że Ziemia zajmuje najważniejsze miejsce wśród stworzenia. Dla chrześcijan nie mogło być ważniejszego miejsca niż Niebo. Ziemia była czymś pomiędzy niebem na górze i piekłem na dole. Taki wizerunek kosmosu znajdziemy w "Boskiej komedii" Dantego. Piszę o tej kosmologii nie po to, by jej bronić, ale by pokazać, że fałszywe jest przekonanie, jakoby Kopernik podważył fundamentalną doktrynę chrześcijańską o wyjątkowym miejscu Ziemi we wszechświecie. Największe religie świata, przede wszystkim judaizm, chrześcijaństwo i islam, podzielają kluczowe przekonanie o uprzywilejowanym statusie człowieka wśród wszystkich stworzeń Bożych. W tej perspektywie świat został stworzony z uwzględnieniem naszej na nim obecności, a może nawet dla nas. Jak zatem można to przekonanie pogodzić z odkryciem, że żyjemy we wszechświecie pełnym innych planet, niezliczonych galaktyk i setek bilionów gwiazd, z których część jest tak odległa, że wygasną zanim światło dotrze do Ziemi? Gdy patrzymy przez teleskop, odczuwamy przerażającą pustkę przestrzeni i za jej sprawą przeczuwamy osamotnienie w kosmosie. Trudno uciec od pytania, dlaczego żyjemy w tak mało ważnym kąciku pośród tak ogromnego, obojętnego wszechświata, skoro człowiek jest dla Boga najważniejszy w całym planie natury. W ostatnich latach fizyka daje na to pytanie jednoznaczną odpowiedź, która przeczy zasadzie mierności i potwierdza, że człowiek zajmuje wyjątkowe miejsce w kosmosie. Okazuje się, że ogrom obszaru i wiek naszego wszechświata nie są dziełem przypadku. Są one bowiem koniecznymi warunkami istnienia życia na Ziemi. Innymi słowy wszechświat musi być tak wielki i tak stary jak jest, by mogło być na nim miejsce dla żywych mieszkańców takich jak ty i ja. Cały wszechświat z wszystkimi prawami, jakie nim rządzą, wydaje się być zbudowany według schematu, którego celem jest stworzenie - tak! - nas. Fizycy to niewiarygodne odkrycie nazywają ZASADĄ ANTROPII. Mówi ona, że świat, który obserwujemy, musi mieć ściśle taką naturę, która umożliwi istnienie istot żywych, zdolnych do percepcji tego świata. Abstrahując od tego, o czym mówimy, czy ktoś zastanawiał się nad tym, dlaczego człowiek nie pojawił się na Ziemi wcześniej zanim powstała ropa naftowa, węgiel i inne dobra kopalne? Tak więc wizja kopernikańska została odwrócona i przywróciła człowieka na jego dawny piedestał jako ukochane przez Boga dziecko całego stworzenia. Fizycy sformułowali zasadę antropii przypadkiem, zadając proste pytanie: dlaczego wszechświat działa według tych, a nie innych praw? Zastanówmy się: wygląda na to, że wszechświat funkcjonuje zgodnie ze specyficznym zbiorem praw, choć przecież prawa te nie muszą istnieć. Dlaczego zatem te, a nie inne prawa? Weźmy prosty przykład: różne siły w przyrodzie, np. siła grawitacji, działają w taki sposób, że da się je mierzyć. Dlaczego siła grawitacji jest taka a nie inna? Albo inny: wszechświat ma mniej więcej 14 miliardów lat i zajmuje obszar przekraczający 14 miliardów lat świetlnych. Co by było, gdyby był o wiele starszy i większy lub dużo młodszy i mniejszy? Fizycy, którzy zadali te pytania, doszli do istotnych wniosków. Siła grawitacji musi być dokładnie tym, czym jest, jeśli ma istnieć życie na Ziemi i jeśli wszechświat mają zamieszkiwać istoty zdolne do jego obserwowania. Wielki Wybuch nastąpił dokładnie wtedy, kiedy musiał. Gdyby podstawowe wielkości i stosunki w przyrodzie były choć trochę inne niż są ani nasz wszechświat, ani my nie istnielibyśmy. I choć to zabrzmi jak fantastyczna opowieść, trzeba powiedzieć, że wszechświat został skrojony tak, by stał się mieszkaniem ludzi. Żyjemy w idealnym, akuratnym wszechświecie, gdzie panują dokładnie takie warunki, jakich potrzebuje życie, by pojawić się i osiągnąć rozkwit. Jak pisze fizyk Paul Davies (Plan Stwórcy...,dz.cyt. s.19): "Jesteśmy głęboko i, jak wierzę, znacząco wpisani w prawa przyrody". Astronom Lee Smolin w swej książce "Życie wszechświata...", wyobraża sobie Boga jako swego rodzaju najwyższego technika siedzącego przed tablicą sterowniczą, na której każdemu parametrowi odpowiada jakieś pokrętło. Na jednym z nich ustawia masę protonu, na innym ładunek elektronu, na kolejnym stałą grawitacji itd. Bóg kręci pokrętłami na chybił trafił, ustawiając wartości. Smolin pyta zatem, jakie jest prawdopodobieństwo, że te przypadkowe wartości dadzą efekt w postaci wszechświata z gwiazdami, planetami i życiem? "Prawdopodobieństwo to - odpowiada Smolin - jest niewiarygodnie małe". Jak małe? Smolin szacuje je jako 1 : 10 do potęgi 229(!). Rozumowanie Smolina znajduje potwierdzenie w jednym z przykładów podawanych przez Stephena Hawkinga: "Gdyby początkowe tempo ekspansji było mniejsze o jedną tysięczną jednej milionowej jednej milionowej procenta (ułamek z ułamka), to wszechświat już dawno zapadłby się ponownie. Zatem szanse przegranej w tej loterii są, można rzec, astronomiczne. A jednak jesteśmy tu. Kto za to odpowiada? Czytamy w Psalmie (19, 2), że "Niebiosa głoszą chwałę Boga, dzieło rąk Jego nieboskłon obwieszcza". Św. Paweł w swoim Liście do Rzymian (1,20) pisze: "Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty - wiekuista Jego potęga oraz bóstwo - stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła". Zasada antropii zdaje się w porażający sposób potwierdzać to, co mówią starożytne wersety. Nie tylko wskazuje ona na stwórcę nieskończenie mądrego i bogatego we wszelkie zasoby, ale ukazuje także stwórcę, który szczególnie o nas się troszczy. To stwórca OSOBOWY, nie jakiś "pierwszy poruszyciel", który po prostu włączył świat, pozostawiając go bez jakichkolwiek oznak zainteresowania istotami, które w końcu zasiedlą naszą planetę. Dzięki nowoczesnej nauce możemy poznać potężne dowody przemawiające za tym, że nasz ludzki los jest centralnym elementem boskiego planu. Nie musimy się już lękać szerokich, pustych przestrzeni kosmicznych, bo istnieją one, w pewnym sensie, ze względu na nas. Wbrew zasadzie mierności żyjemy we wszechświecie, który ma sens i cel. Zasada antropii mówi, że powstanie i trwanie istot ludzkich to część celowego dzieła rąk Bożych. Należy pamiętać, że w zasadzie antropi nie chodzi o to, że wśród bilionów gwiazd we wszechświecie życie pojawiło się właśnie na naszej planecie. Mówi ona raczej, że cały wszechświat ze wszystkimi swymi galaktykami i gwiazdami musiał zostać ukształtowany w konkretny sposób po to, by w ogóle mógł zawierać zjawisko życia. Do takiego wniosku doszedł filozof Antony Flew. Przez długi czas był on apologetą ateizmu i pozostaje jednym z najczęściej cytowanych w literaturze ateistycznej autorów. W końcu doszedł do wniosku, że kształt świata na każdym poziomie jest po prostu zbyt doskonały, by był tylko dziełem przypadku. Flew stwierdza, że zgodnie z zasadą swego życia, by "zawsze podążać tam, gdzie prowadzą dowody", wierzy teraz w Boga. Bo przecież rzeczą ludzką jest błądzić, lecz totalną głupotą w błędzie trwać. (cyt. za Antony Flew, My Pilgrimage from Atheism to Theism. An interview with Antony Flew by Gary Habermas, "Philosophia Christi" 2004, zima.) Flew przyznaje też, że zasada antropii domaga się lepszego uzasadnienia niż daje "Wielki Fart". Podobnie myśli Lee Smolin, pisząc w "Życie wszechświata", dz.cyt.,s 56: "Z pewnością szczęście tutaj nie wystarczy; potrzebujemy racjonalnego wytłumaczenia, dlaczego okazało się, że mamy do czynienia z czymś tak nieprawdopodobnym". To, że jesteśmy we wszechświecie, jest na tyle fantastycznie nieprawdopodobne, że wymaga jakiegoś poważniejszego uzasadnienia. Można podejrzewać, że w głębi ducha tacy ateiści jak Weinberg i Dawkins o tym wiedzą, a Christopher Hitchens już się o tym na pewno przekonał, bo już zmarł. Czołowi przedstawiciele nauki uznali daleko idące implikacje zasady antropii. Jak pisze Fred Hoyle w The Intelligent Universe: A New View of Creation and Evolution: "Zdroworozsądkowa interpretacja faktów podpowiada, że jakiś super-intelekt manipulował przy prawach fizyki". Fizyk Freeman Dyson deklaruje: "Im dłużej obserwuję wszechświat i badam szczegóły jego architektury, tym więcej znajduję dowodów na to, że wszechświat w jakimś sensie musiał wiedzieć o naszym nadejściu". Astronom Owen Gingerich pisze w "Boski wszechświat", że zasada antropii "oznacza w efekcie przyjęcie, że prawa natury sprzyjają nie tylko złożoności, czy po prostu życiu, lecz także rozumowi. Mówiąc dobitniej, wynikałoby stąd, że rozum jest obecny w prawach natury na poziomie podstawowym". Astronom Robert Jastrow zauważa, że zasada antropii "to najbardziej teistyczny wynik, do jakiego kiedykolwiek doszła nauka". Jak można się było spodziewać, zasada antropii wywołała gorącą dyskusję i ostre reakcje. To na razie tyle.
Super filmik :) Pokazuje tak naprawdę, że mimo OGROMNEGO postępu w nauce nadal nie znamy odpowiedzi na podstawowe pytania dotyczące pojęcia stawianego przez filozofów o naturę bytu. Myślę, że nigdy człowiekowi nie będzie dane poznać istoty wszechrzeczy. Do końca świata będziemy się zbliżać, będziemy bardzo blisko ale nigdy nie dotkniemy prawdy obiektywnej.
Nie prawda. Trzeba tylko zadać odpowiednie pytania. Ja spytałem kiedyś samego siebie: "Dlaczego coś tak niestabilnego, jak atom przyjmuje formę trwałej materii fizycznej?" I usłyszałem prostą odpowiedź DLA CIEBIE Kiedy to zrozumiesz, reszta stanie się oczywista :)
***** Widzisz i nawet nie wiesz. To tylko dowodzi, jak niski poziom prezentujesz i jak ograniczonym jesteś człowiekiem, a tutaj o zagadkach wszechświata próbujesz się wypowiadać.
Obserwacja zjawiska polega na pochłonięciu części jego energii, poprzez fotony. "Obserwacja" na poziomie makro, w naszym sensie jest oczywista. Jednakże wszystkie kwanty wysyłają informację "na wszystko", więc ich stany kwantowe automatycznie się ustalają. Dlatego w skali makro nie mamy takich dziwnych zjawisk.
Dobry materiał. Powiem tak: wszyscy szukają jakiejś prawdy absolutnej, czegoś stałego, ale jedyne co jest stałe to jedynie zmiana. Jest tylko zmiana :) A to że ktoś chce się uczepić swojej teorii czy przekonań a nie rozumie że wszystko się rozwija, zmienia i nie będzie nigdy stałe to ma problem. Natomiast gdyby nie rozwój nauki, pytania, badania itp. "nie dotarli byśmy" tak daleko w badaniu tek naprawdę - świadomości. Tak więc nie jest to tak że "jeden czy drugi z badaczy" zmarnowali czas czy życie. A tworzymy To wszystko MY (bo sami jesteśmy "kosmitami" :) i koniec kropka. Pozdrawiam,
+Ada Pieńkowska (!) - Odnośnie cudów "wysmażyłem" kiedyś coś takiego... Każdy chyba ze mną się zgodzi, iż rozum ludzki jest w pewnym sensie ograniczony do świata doświadczeń. Podejmę teraz bardzo kontrowersyjną kwestię. Czy w świecie praw nauki i praw natury możliwe są cuda? Czy w XXI wieku da się jeszcze wierzyć w narodzenie z dziewicy, zamianę wody w wino i zmartwychwstanie? Pokażę tu, iż takie idee są całkowicie spójne z nowoczesną nauką i że najsłynniejszy argument przeciwko cudom, przedstawiony przez filozofa Davida Hume'a, daje się obalić na gruncie filozofii samego Hume'a. Tak więc... Sprawa cudów jest dla chrześcijan szczególnie istotna, gdyż chrześcijaństwo jest jedyną religią światową, która zależy od cudów. Inne religie, jak judaizm, mogą informować o cudach, czy dopuszczać ich istnienie, ale chrześcijaństwo opiera się na nich. Mam na myśli szczególnie cud znajdujący się w centrum religii chrześcijańskiej. Jak bowiem pisze św. Paweł w 1 Liście do Koryntian, bez zmartwychwstania Chrystusa "daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także nasza wiara" (1 Kor 15,14). Zmartwychwstanie nie jest jednak jedynym cudem, o którym pisze Nowy Testament. O ile założyciel islamu, prorok Mahomet, nigdy nie twierdził, że dokonał jakiegokolwiek cudu, o tyle Chrystus czynił cuda ciągle. Chodził po wodzie, uciszał burze, karmił tłumy, uzdrowił niewidomego, a nawet przywrócił do życia Łazarza. Tylko jeżeli cuda są możliwe, chrześcijaństwo jest wiarygodne. Richard Dawkins trafnie zauważył, że cuda są wspólną płaszczyzną, co do której religia i nauka zdaje się zgłaszać konkurencyjne żądania. Biolog Stephen Jay Gould w swojej książce "Skały wieków" twierdzi, że nauka i religia mogą bez większych problemów współistnieć, jeżeli działają w oddzielnych sferach: "Nauka próbuje dokumentować fizyczny charakter naturalnego świata. (...) Religia działa w równie ważnym, lecz zasadniczo odmiennym obszarze ludzkich dążeń, znaczeń i wartości" ("Skały wieków. Nauka i religia w pełni życia.", Zysk i S-ka, Poznań 2002, s.10). Dawkins słusznie zauważa, że to rozróżnienie nie zawsze działa. Przyczyna leży w tym, że religia również zgłasza pretensje do natury. Stary Testament mówi o tym, jak Mojżesz rozdzielił wody Morza Czerwonego, a Jonasz żył w brzuchu wieloryba. Nowy Testament mówi o dziewicy imieniem Maryja, która poczęła dziecko i o niejakim Jezusie, który dokonał niezliczonych czynów, które wymykały się ludzkim wyjaśnieniom. "Nauka opiera się na weryfikowalnym dowodzie", mówi Dawkins. Chrześcijańskie historie o cudach są wg. Dawkinsa "bezczelnym naruszeniem terytorium nauki. Każdy z tych cudów jest równoznaczny z naukowym twierdzeniem, naruszeniem normalnego biegu rzeczy w świecie natury". Zatem "każda wiara w cuda jest kategorycznie sprzeczna nie tylko z faktami naukowymi, ale i z duchem nauki". Zdaniem Dawkinsa cuda są właściwie najbliższe "złej nauce". Jako że prawa naukowo dowiedzione nie moga byc naruszane, cuda nie mogą się zdarzyć. Rozsądni ludzie muszą zatem "wyrzec się cudów" - tak przynajmniej twierdzi ateista Dawkins. Wielu liberalnych chrześcijan jest tak onieśmielonych autorytetem nauki, że robią, co mogą, by porzucić cuda. Opierają się w tym na tradycji studiów biblijnych sięgających 1835 roku i pracy Davida Straussa "Das Leben Jesu" (Życie Jezusa). Strauss uznawał cuda za mity. W jaki sposób Jezus nakarmił tysiące ludzi kilkoma bochenkami chleba i rybami? Być może miał jakiś tajny magazyn żywności, a może ludzie mieli jednak ze sobą suchy prowiant. W jaki sposób Jezus chodził po wodzie? Może tuż pod powierzchnią wody pływała jakaś platforma. W jaki sposób Jezus wskrzesił Łazarza z martwych? Łazarz mógł być w jakimś transie. W jaki sposób Jezus wyszedł z grobu? Prawdopodobnie nie wyszedł, ale ważne jest, że jego zwolennicy wierzyli, że powrócił i ta wiara napełniła ich radością i nadzieją. Przytoczone tu interpretacje naprawdę były proponowane przez teologów. Pozbyli się cudów, pozbywając się chrześcijaństwa, przygotowując tym samym grunt pod ateistyczne ideologie z których wyrosły takie zabójcze totalitaryzmy, jak nazizm i komunizm. Mam zamiar przedstawić swój wywód, że cuda są możliwe, obalając najsilniejszy argument przeciwko nim. Nie próbuję dowodzić prawdziwości konkretnych cudów, staram się po prostu pokazać, że cuda nie powinny być z góry odrzucane jako nie naukowe czy niewiarygodne. Jak wszyscy chrześcijanie przyznaję, że cuda są mało prawdopodobne, dlatego mówimy o cudzie, ale nawet mało prawdopodobne wydarzenia czasem mają miejsce; pokazuje to sama fizyka, a konkretnie - mechanika kwantowa. Tak samo jest z cudami. Najmocniejszy argument przeciwko cudom został przedstawiony przez filozofa i sceptyka Davida Hume'a w jego "Badaniach dotyczących rozumu ludzkiego". Jego argumentacja jest często cytowana przez ateistów; Dawkins i smutnej pamięci Christopher Hitchens przywołują ją, by całkowicie odrzucić cuda (Ch. Hitchens, "Bóg nie jest wielki...", dz. cyt., s.145, s. 141; R. Dawkins, "Bóg urojony", dz. cyt. s. 91). Hume twierdził, że: - cud jest naruszeniem znanych praw natury; - prawa te są znane dzięki powtarzającemu się i stałemu doświadczeniu; - świadectwo tych, którzy opowiadają o cudzie, sprzeciwia się działaniu ustalonych praw nauki. Zatem nikt racjonalnie myślący nie może wierzyć w cuda. Argumentacja Hume'a przeciwko cudom była niezwykle wpływowa, ale można na nią skutecznie odpowiedzieć. Żeby to zrobić, trzeba odwołać się do prac samego Hume'a. Jego pisma pokazują, dlaczego wiedza ludzka jest tak ograniczona i niepewna, że nie można nigdy odrzucić całkowicie możliwości cudu. Formułując swe zastrzeżenia do cudów, biedny Hume chyba zapomniał przeczytać własną książkę. Obalam dowód Hume'a następująco: - cud jest naruszeniem znanych praw natury; - prawa nauki w ocenie samego Hume'a są empirycznie nieweryfikowalne; - zatem naruszenie znanych praw natury są w miarę możliwe. Aby uzmysłowić sobie wpływ myśli Hume'a, trzeba odwołać się do jego współczesnych zwolenników, którzy zazwyczaj nazywają siebie logicznymi pozytywistami. Ateiści i "światli" nie używają tego terminu, ale analiza ich założeń dowodzi, że opierają się na logicznym pozytywizmie. Uznaje on, że nauka działa w weryfikowalnej przestrzeni faktów i praw, natomiast moralność działa w subiektywnej i nieweryfikowalnej domenie wyborów i wartości. Pozytywista logiczny jest przekonany, że wiedza naukowa jest najlepszym rodzajem wiedzy i wszystko, co sprzeciwia się twierdzeniom nauki musi być odrzucone jako irracjonalne. Tacy ludzie żyją wśród nas, tu i teraz. Wielu z nich jest bardzo dobrze wykształconych, lecz należy pamiętać, iż głupszy od nieuka jest już tylko głupiec uczony. Ci wykształceni głupole potrafią mówić z takim poczuciem pewności, że nawet ludzie, którzy nie zgadzają się z nimi, mają twardy orzech do zgryzienia, by im odpowiedzieć. Dla pozytywisty logicznego istnieją dwa rodzaje twierdzeń: analityczne i syntetyczne. Twierdzenie analityczne to takie, którego prawdziwość lub fałszywość można ustalić, badając samo twierdzenie. Jeżeli powiem, że "mój sąsiad jest kawalerem, który ma piękną żonę", od razu wiadomo, że nie mówię prawdy, bo termin "kawaler" oznacza "nieżonaty mężczyzna", więc kawaler nie może mieć żony. Dla Hume'a matematyka dostarcza klasycznych przykładów prawd analitycznych. Aksjomaty matematyczne są prawdziwe z definicji; są one, można by rzec, prawdziwe w sposób przyrodzony. Twierdzenie syntetyczne może zostać zweryfikowane tylko poprzez sprawdzenie faktów. Jeżeli powiem "mój sąsiad waży 130 kilogramów i lubi czytać książki Richarda Dawkinsa", to z samego zdania nie da się wywnioskować, czy jest prawdziwe. Trzeba by odwiedzić mojego sąsiada i zapytać go. Hume uważał, że twierdzenia analityczne są prawdziwe a priori, to znaczy z definicji. Twierdzenia syntetyczne są prawdziwe a posteriori, to znaczy poprzez zbadanie dowodów. Dla Hume'a nauki fizyczne dostarczyły standardowego modelu prawdy syntetycznej. Poprzez użycie metody naukowej, takiej jak na przykład hipoteza, eksperyment, weryfikacja, krytyka - możemy odkryć syntetyczne prawdy o świecie. Na tej podstawie Hume definitywnie odrzucił metafizykę, która nie była dla niego żadnym rodzajem prawdy. Weźmy centralne twierdzenia religii, że "człowiek nie umiera cały, lecz jego tożsamość trwa dalej po śmierci ciała, gdzie zostaje rozliczona za uczynki dokonane w ciele złe i dobre" lub "Bóg stworzył wszechświat". Hume argumentuje, że te twierdzenia nie są prawdziwe ani z definicji, ani nie mogą być zweryfikowane poprzez sprawdzenie faktów. Twierdzenia te zatem, dowodził, nie są nawet nieprawdziwe, są pozbawione znaczenia. Hume pisał: "Biorąc do ręki jakiś tom traktujący na przykład o teologii albo szkolnej metafizyce, zapytujemy: Czy zawiera on jakieś rozumowanie abstrakcyjne dotyczące wielkości lub liczby? Nie. Czy zawiera jakieś oparte na doświadczeniu rozumowanie dotyczące faktów i istnienia? Nie. A więc w ogień z nim, albowiem nie może zawierać nic prócz sofisterii i złudzeń!" (D. Hume, "Badania dotyczące rozumu ludzkiego", PWN, Warszawa 1977, s.200). Powyższe stwierdzenie jest znane jako humowska zasada empirycznej weryfikowalności. Dopuszcza ona tylko dwa rodzaje prawd: prawdziwe z definicji i prawdziwe na mocy empirycznego potwierdzenia. Od razu widać tu jednak problem. Jeżeli zastosować humowskie kryteria do jego własnej doktryny, to czy zasada empirycznej weryfikowalności jest prawdziwa z definicji? Nie. Czy jest zatem sposób, by ją empirycznie potwierdzić? Znowu nie. Idąc więc za radą Hume'a, powinniśmy oddać jego zasadę na pastwę płomieni, bo jest nie tylko fałszywa, ale i nie spójna. Jest jeszcze jeden problem z rozumowaniem Hume'a, mniej oczywisty, ale równie poważny. Potrzeba było geniuszu Immanuela Kanta, by pokazać błąd, który całkowicie umknął uwadze Hume'a. Wbrew tezom Hume'a prawdy matematyczne nie mają analitycznego charakteru. Weźmy słynne twierdzenie matematyczne z geometrii euklidesowej (są też inne geometrie, gdzie proste są krzywe), które mówi, że najmniejsza odległość między dwoma punktami jest linią prostą. Wydaje się, że jest to oczywista prawda, ale nie można jej potwierdzić przez zwykłe badanie zdania. W definicjach użytych terminów nie ma nic, co czyniłoby zdanie prawdziwym. Jak więc dowiemy się, czy jest prawdziwe? Musimy sprawdzić. Dopiero, gdy zaznaczymy na kartce papieru dwa punkty, a potem narysujemy linię między nimi, będziemy mogli zaobserwować, że najmniejsza odległość miedzy nimi to linia prosta. Kant pokazał, że wiele innych twierdzeń matematycznych jest tego rodzaju. Przywołuję kantowską poprawkę do tez Hume'a nie po to, by wyciągać wniosek, że te matematyczne aksjomaty są błędne. Sugeruję jedynie, że ich prawdziwość można ustalić tylko syntetycznie. Możemy iść do przodu tylko odwołując się do danych. Prawa matematyczne są więc, ogólnie rzecz ujmując, takie jak prawa naukowe. Możemy je weryfikować, tylko badając świat dookoła nas. Gdy jednak badamy świat dookoła nas, z niepokojem odkrywamy to, co jako pierwszy zauważył Hume. Prawa naukowe są więc nieweryfikowalne. Nie mogą być empirycznie potwierdzone. Nauka oparta jest na prawie przyczyn i skutków i nawet ono nie może być potwierdzone przez doświadczenie. Argumentacja Hume'a to bomba. Jej konsekwencje są daleko idące, że bardzo niewielu ludzi zrozumiało je, i do dziś duch Hume'a krąży po korytarzach współczesnej nauki. To dość zabawne, gdy wykształceni ludzie, w tym wspólnota samozwańczych "światłych", głoszą nadal te same poglądy na temat nauki, które zostały zdemaskowane przez Hume'a dwieście lat temu. Dlaczego prawa naukowe są nieweryfikowalne? Odpowiedź Hume'a brzmi: ograniczona liczba obserwacji, nawet największa, nie może być użyta do wywiedzenia ogólnego wniosku, który dawałby się logicznie uzasadnić. Jeżeli twierdzę, że wszystkie łabędzie są białe i uznaję to za naukową hipotezę, jak zabiorę się za jej weryfikację? Sprawdzając kolor łabędzi, milionów łabędzi, a może dziesiątek milionów łabędzi. W oparciu o to mogę śmiało powiedzieć, że wszystkie łabędzie są białe. Hume mówi jednak, że tak naprawdę tego nie wiem, bo jutro mogę zobaczyć czarnego łabędzia i tyle zostanie z mojego naukowego prawa. Nie jest to błahy przykład. Przez tysiące lat przed odkryciem Australii ludzie na Zachodzie widzieli tylko białe łabędzie. W końcu cały zachodni świat uznawał za oczywiste, że wszystkie łabędzie są białe, a zachodnia literatura była pełna określeń w rodzaju "biały jak łabędź". Dopiero gdy Europejczycy dotarli do Australii, zobaczyli czarnego łabędzia. To, co uznawane było za naukową świętą prawdę, musiało iść w odstawkę. Można oczekiwać, że w tym miejscu dzisiejsi orędownicy nauki zaczną sobie gratulować, mówiąc: "Ano właśnie, to jest wspaniałe w nauce. Jest ciągle otwarta na korekty i zmiany. Uczy się na własnych błędach". Rzeczywiście, Carl Sagan chwali naukowców takich jak on za "tradycję wzajemnego sprawdzania ustaleń kolegów". Pogląd Sagana pobrzmiewa w tym, co pisze Daniel Dennett: "Metody naukowe nie są odporne na głupotę, ale są nieskończenie poprawialne. (...) Istnieje tradycja krytyki, która wymusza ulepszenia tam, gdzie odkryto wady". Powiedzieć tylko tyle to minąć się z sednem twierdzeń Hume'a, który mówi przede wszystkim o tym, że nauka przyjmuje coś za regułę bez odpowiedniego uzasadnienia. Wszystkie prawa naukowe są empirycznie nieweryfikowalne. Skąd wiemy, że światło w próżni porusza się z prędkością prawie 300 tysięcy kilometrów na sekundę? Zmierzyliśmy to. Jednak to, że osiągnęliśmy taki wynik przy jednym pomiarze, dziesięciu pomiarach,, miliardach pomiarów nie znaczy, że światło zawsze i wszędzie porusza się z taką prędkością. Zakładamy to po prostu, ale nie wiemy, czy tak naprawdę jest. Jutro możemy odkryć sytuację, w której światło porusza się z inną prędkością i wtedy przypomną się czarne łabędzie. Czy praw naukowych nie można by jednak wywieść z logicznego związku miedzy przyczyną i skutkiem? Hume twierdzi, że nie, bo nie ma logicznego związku między przyczyna i skutkiem. Możemy zaobserwować zdarzenie A, a później zdarzenie B i założyć, że zdarzenie A spowodowało zdarzenie B, ale nie możemy tego wiedzieć na pewno. Wszystko co zaobserwowaliśmy to korelacja, a nie ma takiej ilości zaobserwowanych korelacji, która sumowałaby się w związek konieczny. Rozważmy prostą ilustracje tego faktu. Dziecko pierwszy raz w życiu upuszcza piłkę na ziemię. Ku jego zaskoczeniu piłka odbija się. Następnie wujek dziecka, absolwent politechniki, wyjaśnia, że upuszczenie okrągłego przedmiotu w rodzaju piłki powoduje jego odbijanie się. Być może w swoim wyjaśnieniu używa nawet ogólnych pojęć w rodzaju "własności przedmiotu" czy "przyczynowości". Jeżeli nie są to terminy pozbawione znaczenia, to muszą odnosić się do czegoś, co można doświadczyć. Hume stawia głębokie pytanie warte zastanowienia: jakie doświadczenie ma wujek, którego nie miałoby dziecko? Rożnica, zauważa Hume, polega na tym, że wujek widział wiele odbijających się piłek. Zawsze, kiedy upuścił piłkę, odbijała się, i zawsze, kiedy widział, że ktoś inny upuszcza piłkę, rezultat był taki sam. To jest podstawa, i to jedyna podstawa większej wiedzy wujka. Z tego Hume wyciąga frapujący wniosek: wujek nie ma żadnego doświadczenia zasadniczo różnego od doświadczenia dziecka. Zaledwie powtórzył eksperyment więcej razy niż dziecko. To zatem obyczaj czy przyzwyczajenie karzą myśleć: "Skoro wcześniej widziałem odbijającą się piłkę tak wiele razy, to musi to nastąpić znowu". Jednak wujek nie ustalił żadnego koniecznego związku, po prostu ma pewne oczekiwania wywiedzione z wcześniejszych doświadczeń. Ale skąd wie, że przeszłe doświadczenia powtórzą się za każdym razem w przyszłości? Tak naprawdę tego nie wie. W ten sposób Hume doszedł do konkluzji, że prawa oparte na związku przyczynowo-skutkowym nie mogą być zweryfikowane. Hume nie neguje faktu, że natura ma swoje prawa, ale zaprzecza temu, że możemy je poznać. Gdy przyjmujemy, że coś jest prawem, jest to jedynie sposób na powiedzenie: "Oto najlepszy domysł, jaki możemy przedstawić w oparciu o poprzednie próby". Nawiasem mówiąc, twierdzeń Hume'a wcale nie obala przyznanie, że "Co prawda prawa naukowe nie są prawdziwe w stu procentach, ale są prawdziwe na 99,9%. Może i nie są pewne, ale najprawdopodobniej są prawdziwe". Jak zweryfikować takie stwierdzenie? Jak ustalić prawdopodobieństwo, powiedzmy, prawa odwrotnych kwadratów Newtona? Mówi ono, że każde ciało we wszechświecie przyciąga każde inne ciało z siłą wprost proporcjonalną do ich masy i odwrotnie proporcjonalną do kwadratu odległości między nimi. Prawa tego nie da się sprawdzić inaczej, niż mierząc relację miedzy wszystkimi ciałami we wszechświecie. Jako że jest to możliwe, żadna skończona liczba prób weryfikacji nie może dać konkretnej odpowiedzi, jak prawdopodobnie twierdzenie Newtona. Dziesięć milionów prób nie da 99-procentowego ani nawet 50-procentowego prawdopodobieństwa, bo może być dwadzieścia milionów przypadków nieprzetestowanych, w których uzna się, że prawo Newtona nie działa; Dziś wiadomo, że nie ma takich praw nauki i przyrody, które obowiązują zawsze i wszędzie bez wyjątku. Na przykład prawo grawitacji nie działa w kwantowym świecie cząstek elementarnych. Istnieją ponadto rzeczywiste bariery stawiane przez przyrodę, których nie podobna przekroczyć. W mikroświecie mechaniki kwantowej zasada nieoznaczoności W. Heisenberga wytycza absolutnie granice. Natomiast w makroświecie granice wyznacza najszybszy, lecz skończony nośnik informacji - światło. Możemy poznawać tylko ten obszar czasoprzestrzeni kosmicznej, z którego światło przekazuje informacje. Tymczasem z modelu kosmologicznego Hermana Minkowskiego wynika dowodnie, że istnieją takie obszary kosmosu, z którego światło jeszcze nie dotarło lub dotrze za miliony lat. Tak więc bariera poznania istnieje w samym podmiocie poznającym - człowieku. Z tego właśnie powodu współcześni badacze, świadomi tego stanu rzeczy, często stawiają pytania wykraczające poza domenę nauk ścisłych, co nie powinno już nikogo dziwić. W tym miejscu warto zrobić przerwę na rozważenie pewnego wybuchu irytacji astronoma Neila deGrasse Tysona w książce "Wielki Początek...". Tyson uważa, że to po prostu niedorzeczne mówić, że prawa naukowe nie są wiarygodne: "Największy sukces nauki polega na tym, że działa. Gdyby nauka nie opisywała trafnie, samoloty by nie latały, a ludzie leczeni przez lekarzy nie zdrowieliby. Samoloty latają, a chorzy są skutecznie leczeni w szpitalach i na tej podstawie trzeba uznać naukę za prawdziwą. Lepiej jest latać samolotem zbudowanym zgodnie z prawami fizyki, niż wsiąść na pokład samolotu zbudowanego według zasad astrologii wedyjskiej", pogardliwie dodaje Tyson. Zgadzam się, że nauka działa i nie będę się spierał o ograniczenia wedyjskiej astrologii, ale nie wynika z tego, iż prawa naukowe, które odkryliśmy i poznaliśmy, są prawdziwe w każdym przypadku. Weźmy taki niepokojący przykład: prawa Newtona przez prawie dwa wieki uznawane były za absolutnie prawdziwe. Działały niewiarygodnie dobrze. Właściwie żaden zestaw ogólnych twierdzeń nie został poddany tak wielu empirycznym weryfikacjom. Każda maszyna była ich wcieleniem i cała rewolucja przemysłowa była oparta na newtonowskiej fizyce i mechanice. Słuszność tez Newtona potwierdzano miliony razy dziennie, a jego teorie doprowadzały do niespotykanych wcześniej materialnych sukcesów. Lecz stała grawitacji jest zbędna w świecie cząstek elementarnych, gdyż prawo grawitacji tam nie działa. Prawa mechaniki kwantowej oraz teoria względności Einsteina są sprzeczne z twierdzeniami Newtona, które wbrew niezliczonej liczbie empirycznych weryfikacji uznane zostały za istotny sposób za błędne lub przynajmniej niewystarczające. Nie oznacza to na przykład, że prawa Einsteina są absolutnie prawdziwe. W przyszłości i ich błędność w jakichś aspektach może zostać przez kogoś dowiedziona. Z takich przykładów filozof Karl Popper ("Logika odkrycia naukowego", PWN, Warszawa 1977), wyciągnął wniosek, że żadne prawo nauki nie może rościć sobie pretensji do dowodzenia czegokolwiek. Nauka nie może weryfikować teorii, może je zaledwie falsyfikować. Gdy poddaliśmy teorię licznym testom i nie została obalona, możemy prowizorycznie wierzyć w jej prawdziwość. Jednak nie dlatego, że została dowiedziona, ani nawet, że prawdopodobnie jest prawdziwa. Raczej działamy w ten sposób, bo mówiąc praktycznie, nie mamy lepszego sposobu działania. Wierzymy teorii na słowo, dopóki nie stwierdzimy, że nas zawiodła. Nie ma w tym nic złego, dopóki zdajemy sobie sprawę z faktu, że prawa naukowe to nie "PRAWA NATURY". Są one prawami ludzi, forma odgadywania wiedzy o świecie. To co nazywamy prawem, nie jest niczym więcej, jak tylko zaobserwowanym wzorem i ciągiem wydarzeń. Myślimy, że świat tak działa, dopóki doświadczenie nie dowiedzie, że jest inaczej. Przedstawiam tutaj argumenty sceptyków nie dlatego, że wyznaję bez zastrzeżeń filozofię Hume'a cz Poppera. Moim celem jest raczej odrzucenie twierdzenia Hume'a przeciw cudom z użyciem jego własnej empirycznej i sceptycznej filozofii. Hume utrzymuje, że cuda naruszają znane nam prawa natury, ja natomiast sugeruję, że sceptyczna filozofia samego Hume'a pokazała, że nie ma znanych nam praw natury. Cuda mogą zostać odrzucone tylko wtedy, gdy prawa naukowe są z pewnością prawdziwe i nie dopuszczają żadnych wyjątków. Hume dowiódł, iż nie możemy tego wiedzieć w stosunku do żadnego empirycznego twierdzenia. Cuda można uznać za sprzeczne z nauką tylko wtedy, gdyż nasza wiedza o przyczynowości jest tak pewna, że śmiało możemy wykluczyć boską przyczynę. Hume nauczył nas, jak ograniczona jest nasza wiedza o przyczynowości i dlatego nie możemy uznać za niemożliwą boskiej interwencji w wyjątkowych przypadkach. Gdy mówimy o cudzie, możemy mieć na myśli albo niezwykle rzadkie wydarzenie, które jednak jest możliwe z naukowego punktu widzenia, albo wydarzenie, które w jakiś sposób sprzeciwia się UZNANYM prawom natury. Rozważmy kwestię, czy osoba zmarła może wrócić do życia. Możemy to uznać za nieprawdopodobne w najwyższym stopniu, bo nikt, kogo znamy, czegoś takiego nie widział. Wszystkie próby ożywienia zmarłych podejmowane przez lekarzy do tej pory kończyły się niepowodzeniem. Nie wynika z tego jednak, że przywracane do życia osób zmarłych jest naruszeniem jakichś praw natury. Czy ktoś może z całą pewnością powiedzieć, że w przyszłości postęp medycyny nie osiągnie punktu, w którym będzie można przywracać do życia ludzi znajdujących się w stanie śmierci klinicznej? Oczywiście, że nie. Zatem twierdzenie naukowe głoszące, że martwi nie mogą wrócić do życia, jest prawdą praktyczną, użyteczną dla celów codziennego działania, ale nie jest prawdą konieczną. Jeżeli jednak możemy w przyszłości zobaczyć umarłych przywróconych do życia, jest też możliwe, że w przeszłości raz, a może i więcej razy, zmarli wracali do życia. Nie twierdzę, że tak było. Mówię tylko, że skoro może się to kiedyś wydarzyć, to również wcześniej mogło to już kiedyś mieć miejsce. Logiczna możliwość nie może być ograniczona do zdarzeń w przyszłości. Jeżeli wydarzyło się to w przeszłości, był to cud. Jeżeli będzie to miało miejsce w przyszłości, nazwiemy to postępem naukowym. W każdym przypadku jest to możliwe nie dlatego, że prawa natury zostały odrzucone, ale dlatego, że nie mamy pełnej wiedzy na ich temat. Cuda można także rozumieć jako zawieszenie prawa natury, ale i wtedy w nauce czy logice nie znajdziemy nic, co mówiłoby, że takie fakty nie mogą mieć miejsca. Kto powiedział, że prawa natury są niezmienne? Nie ma żadnego dowodu na tak daleko idące stwierdzenie. Oczywiście, że jeżeli Bóg istnieje - a ja nie mam co do tego żadnej wątpliwości - to cuda są możliwe. Dla Boga będącego poza światem fizycznym, najwyraźniej nie ma ograniczeń. Nawet nowoczesna fizyka przyznaje, że poza światem fizycznym prawa natury nie mają zastosowania. Nie ma nic "cudownego" w niebie lub w piekle z tego prostego powodu, że żadne prawa natury nie działają poza naszym światem. Jednak nawet w ramach natury Bóg nie może być ograniczony. Jak autor powieści, Bóg całkowicie dysponuje fabułą. Jak mógłby być związany regułami i wątkami, które sam wymyślił? Gdy Bóg nagle przerywa "logikę" opowieści, skutkiem będzie na pewno wstrząs i zamęt. I o to właśnie chodzi w cudach - by zakłócić normalny bieg wydarzeń i zwrócić uwagę na coś, co dzieje się poza samą opowieścią. Największym cudem jest stworzenie naszego wszechświata z nicości. Wszystkie kolejne cuda, które dzieją się w tym świecie, są konsekwencją tego pierwszego. Poza tym, jeżeli Bóg stworzył wszechświat, to stworzył również takie prawa natury, że może je od czasu do czasu "zmienić", jeżeli ma na to ochotę. Czego dobrym przykładem jest to, co dzieje się w świecie atomów i cząstek elementarnych.
Mam umysł ścisły, ale nie ściśnięty, dlatego zajmuję się filozofią nauki. Największym cudem, jaki się wydarzył na przestrzeni dziejów, jest stworzenie TEGO świata z całym oprogramowaniem, który nazywamy prawami przyrody (patrz. teoria Wielkiego Wybuchu). Matematycznie wszystko jest dopuszczalne, lecz fizycznie niewykonalne. Co mam na myśli? Uzasadnię to na przykładzie małpy i klawiatury w kontekście odpowiedzi na pytanie, dlaczego ateiści tak usilnie odrzucają teorię Wielkiego Wybuchu. Historia małpy i klawiatury jest już klasykiem o korzeniach sięgających do darwinowskich czasów i jednocześnie do współczesności. Wyobraźmy sobie, że każdy z członków stada małp dostaje do rąk klawiaturę. Pomińmy rzeczywistość, która mogłaby się okazać niezbyt zachęcająca. Przeprowadzono doświadczenie z makakami i stwierdzono, że, stukając w klawiaturę, wyprodukowały ogromne ilości kartek pełnych litery "s", która z jakichś względów bardzo im się spodobała. Przypuśćmy zatem, że małpy zachowują się jak istoty odpowiedzialne, mające prawa człowieka i wystukują na klawiaturze symbole w sposób mniej lub bardziej losowy i że ten proces trwa nieograniczenie. Tak zwane "twierdzenie o małpie z klawiaturą" orzeka, że jeśli czas stukania w klawisze jest nieskończony, to małpy prawie na pewno napiszą zadany wcześniej sensowny tekst. Inaczej mówiąc, jeśli nie ma ograniczenia czasu, grupa małp posadzona przy klawiaturach wcześniej czy później napisze dokładnie całego "Don Kichota", litera po literze, całą książkę. W rachunku prawdopodobieństwa "prawie na pewno" oznacza "w granicy" lub "z prawdopodobieństwem dążącym do 1". Ten zwrot ma jednoznaczny sens matematyczny. Ale to, co tu stwierdziliśmy, wcale nie wyklucza tego, że gdy po pewnym czasie, choćby niewyobrażalnie długim, zajrzymy małpom przez ramię, ku naszemu rozczarowaniu nie zobaczymy niczego sensownego. Jedyna rzecz, która wynika z twierdzenia, to to, że prawdopodobieństwo dąży do jedynki (czyli do czegoś całkowicie pewnego), gdy czas dąży do nieskończoności. Można do tego dojść poprzez matematyczne rozważania. Jednak nie przedstawię tu ścisłego i szczegółowego dowodu twierdzenia o małpie z klawiaturą, byłby on bowiem za długi i wymagałby nieco nudnego wprowadzenia pojęć rachunku prawdopodobieństwa, ale nie trudno uwierzyć w prawdziwość twierdzenia. Załóżmy że klawiatura ma 60 klawiszy. Prosty ciąg znaków, taki jak "To be or not to be" (słynne "być albo nie być" z Hamleta) wymaga 18 uderzeń klawisza, a prawdopodobieństwo niewystukania tego tekstu przy "n" próbach jest równe: otwórz nawias; 1 minus 1/ w mianowniku 60 do potęgi 18; zamknij nawias, i to wszystko do potęgi "n". Granica całego tego wyrażenia, gdy "n" dąży do nieskończoności, jest równa 0. Jeśli do uproszczenia przyjmiemy, że mamy do czynienia nie z jedną małpą, a z "k" małpami, granica pozostanie niezmienna, ale zbieżność będzie szybsza. Nieco bardziej zaawansowane rozważania prowadzą do nieoczekiwanego wniosku: nie ma matematycznej wątpliwości, że w nieskończonym czasie małpy odtworzą całego "Hamleta". Każda książka jest przecież jakimś ciągiem liter, wariacją z powtórzeniami znaków o skończonej długości. Jeśli tylko dać małpom nieskończony czas, napiszą dowolna książkę. Prawdą jest jednak także i to, że w codziennej rzeczywistości szanse na to, by zdarzyło się to w jakimkolwiek dostępnym czasie, są znikome. Co nam z wiedzy o tym, że małpy mogą odtworzyć "Don Kichota", jeśli czas do tego potrzebny jest dłuższy od wieku Wszechświata? Tak więc napisanie czegokolwiek sensownego o Don Kichocie, a o pierwszej żywej komórce, narodzinach życia i rozbłysku świadomości u hominidów nie wspomnę, wymagałoby niewyobrażalnie długiego czasu. I to właśnie boli ateistów! Dla ateistów ewolucja jest ślepa więc potrzebuje nieskończonego czasu. Natomiast nasz wszechświat ma niecałe 14 miliardów lat! Fizyk znający dobrze termodynamikę powiedziałby, że odtworzenie, na przykład "Hamleta", jest matematycznie prawdopodobne, lecz fizycznie niemożliwe. Wszechświat ma skończenie wiele cząstek i jest skończony w czasie. I choć cząstek we Wszechświecie jest gugol ( ang. googol, termin ukuty przez 9 - letniego siostrzeńca matematyka Edwarda Kasnera dla liczby 10 do potęgi 100), a Wielki Wybuch miał się zdarzyć 13, 7 miliardów lat temu, nawet jeśli zastąpimy cząstki przez małpy i wypełnimy kosmos tymi stukającymi na maszynie istotami, prawdopodobieństwo wystukania "Hamleta" w czasie istnienia Wszechświata jest zaniedbywalnie małe. I kończąc... Zatem przyczyną sprzeciwu ateistów wobec tezy o Wielkim Wybuchu jest chęć zrobienia miejsca teorii ewolucji. Tylko nieskończoność trwania naszego świata dałaby matematyczną możliwość realizacji założeń teorii ewolucji od powstania pierwiastków do pierwszej żywej komórki. Reasumując. Tylko głupi może rzec w sercu swoim: NIE MA BOGA!
Ciekawy wywód. Muszę przyznać, że fajnie uzmysłowił mi, że wszelkie prawidłowości poznane przez naukę należy zawsze traktować jako możliwie najlepsza wersja prawidłowości do do tej pory poznana. Przyszłość przyniesie nowe odkrycia, częściowo obalając aktualne zasady. Dalej nie ma to jednak nic wspólnego z Cudami. Cudem ma być coś co działa wbrew regułom na zasadzie magicznego skrótu. Jeżeli jakikolwiek cud faktycznie się wydarzył, to przestaje być cudem tylko potwierdzeniem nowej reguły, której jeszcze nie znaliśmy. Koniec wywodu. Natomiast to, że znajdziemy czarneg łabędzia nie jest dowodem, że kiedyś mógł wydarzyć się cud w postaci objawienia czarnego łabędzia. Na przykładzie zmartwychwstania. Aktualnie potrafimy przywrócić funkcje życiowe osoby, która nie żyje, ale mamy tylko kilka minut zanim jest struktura wewnętrza ulegnie nieodwraclanej degradacji. Załóżmy że pojawiłby się sposób odtworzenia zniszczonej struktury mózgu i innych elementów ciała. Super. Ale to wcale nie jest dowodem że chrystus zmartwychwstał i że tamten cud się wydarzył. Możliwość , że efekt da się osiągnąć w określonych warunkach nie dowodzi, że historycznie wydarzył się cud.
W dodatku cała idea cudów religijnych jako sedno cudu zakłada, że wydarzył się on wbrew zasadom. Udowadnianie naukowo, że cud jest "technicznie" możliwy, wręcz podważa religijny sens cudu.
Bardzo interesujący punkt widzenia. Ciekawie jest poczytać coś odświeżającego dla umysłu :-). Czy gdzieś są dostępne jeszcze twoje inne publikacje, z przyjemnością bym poznał pozdrawiam
Sam akt obserwacji to przejście kwantu przez polaryzator. Tzn że wszystkie amplitudy fali które nie są równoległe do pasm polaryzatora są blokowane. To oczywiste że w ten sposób ustalamy konkretne położenie kwantu. Gdybyśmy mieli idealny polaryzator mierzący wszystkie amplitudy jednocześnie...
Model budowy atomu Bohra - Bohr przyjął wprowadzony przez Ernesta Rutherforda model atomu, według którego elektron krąży wokół jądra,coś na na system Kopernikański,Słońce w centrum i krążące dookoła planety,jaka jet pewność,że jest prawdziwy.W 1922 dostał Nobla za nie potwierdzoną teorię
***** w dzisiejszych czasach ludzie mają chętkę na bycie bogami. My nic narazie nie wiem o mechanice kwantowej. Prawie w ogóle jej nie rozumiemy, więc skąd ta pewność że to obserwator wpływa na zachowanie elektronów? To tylko ludzka wyobraźnia i naiwność prowadzi do takich wniosków. A światło? Ono odbija się od obiektów i tym samym atomów, fotony robią "kopie" i przesyłają informację do twojego mózgu gdzie jest interpretowana. Więc przestań gadać że to obserwator bo narazie nie ma na to dowodów. Tylko pobożne życzenia.
energia w próżni się nie przemieszcza, wszystkie cząstki, atomy....itd to ENERGIA w różnej formie, dążąc do nieskończonego podziału w kierunku zera ,energia przyjmuje najbardziej idealny z punktu widzenia geometrii kształt -> kulę(sferę), W POLU, którym jest przyjęta błędnie czasoprzestrzeń (czas i przestrzeń nie tworzą konstrukcji pozwalającej na przepływ energii) energia w postaci kulistej robi różne figle takie jak rzucanie obrazu interferencyjnego przez jedną cząstkę (ale cząstka to nie jedno a skupisko energetycznych kształtów) jeśli chodzi o wpływ obserwatora na wynik obserwacji....hehe wyobraźmy sobie że chcę stwierdzić gdzie w danym momencie jest latający koło mnie z prędkością światła kolober, dokonuję obserwacji i....okazuje się że nie wiem bo moja aparatura pomiarowa też śmiga z tą samą prędkością, wobec czego koliber może być wszędzie a ja powtarzając pomiar miliony razy będę mógł jedynie powiedzieć że lata wokół kwiatka... film fajny pozdrawiam autora :)
Energia nie ma przełożenia na materię fizyczną. Ma ją INFORMACJA zawarta w atomach... Wszechświat to fraktal - pola w polach. Pola maja różne częstotliwości i nakładają się na siebie wzajemnie. Żeby możliwa była wymiana informacji, pola muszą mieć podobną częstotliwość - wtedy zachodzi rezonans...
no pewnie, kwanty są w "superpozycji"- jezeli ich nie obserwujesz, to nie mozesz powiedziec, jaka wartosc przybieraja, wiec maja wtedy 2 wartosci jednoczesnie- 0 i 1
Pytanie o uprzeywilejowanie obserwatora, zadane pod koniec, ma swoją odpowiedź chwilę wcześniej. Nie ma uprzywilejowania. W danym wszechświecie albo w danej superpozycji wszechświatów akurat taki wynik ma prawdopodobieństwo.
Niestety takiej odpowiedzi nie można uznać za ostateczną z uwagi na to, że teoria wieloświatów jest wyłącznie hipotezą, a proszę mi uwierzyć, że podobnych jest znacznie więcej. Problem obserwatora nadal pozostaje i zapewne jeszcze długo pozostanie jedną z największych niewiadomych współczesnej nauki. Spotkałem się nawet ze stwierdzeniami o konieczności zmiany paradygmatu w celu zbliżenia się do zrozumienia takich problemów. Na szczęście Natura pozostaje piękna nawet wtedy kiedy wcale jej nie rozumiemy.
Swoją drogą jak to jest że małe cząstki potrafią rzucać obraz interferencyjny nawet w pojedynkę a im większe tym gorzej? Piłeczka pingpongowa takiego obrazu nie rzuci. Czy w jej wypadku prawdopodobienstwo jest oczywiste? Nawet 60 atomowa czastka fulerenu sama w pojedynke byla do tego zdolna. Z góry przepraszam za oczywiste pytanie, nie jestem fizykiem.
***** Ada to nie wypada, aby bzdury wypisywać... Co ma masa do "właściwości falowych"? Myślisz, że im krótsza długość fali tym mniejsza "falowość"? Dlaczego nie bierzesz pod uwagę czasu i energii, która występuje w stałej Plancka?
Przeprowadzono eksperymenty określające położenie źródła wylatującego fotonu - nie zaburzając samego fotonu. Wersja eksperymentu z dwoma szczelinami, gdzie role szczelin pełniły dwa atom. Przez pomiar pędu atomów określono, który atom wyemitował foton. Pomiaru dokonano gdy foton był daleko od atomu. Nie zaburzono go, a jednocześnie wiedziano z którego atomu pochodzi. Interferencja i tak znikała. Nie zaburzenie pomiarem jest istotne ale samo posiadanie informacji który atom wyemitował foton.
to coś jak w grze. nie możemy sprawdzić co się dzieje z niewczytanymi obiektami. gdy się wczytają widzimy, że jest w miejscu wylosowanym w czsie ładowania się.
Z tymi elektronami podczas pomiaru, to jak z dźwiękiem, tam gdzie spojrzymy to się wydaje że stamtąd leci. Np. w kompie, dwa głośniki sobie grają muzyczkę, i jak się spojrzymy w jeden się na nim skupimy to się wydaje że tylko z niego leci dźwięk.
Mysle, ze nieskonczonosc wyraza caly swiat. Nieskonczonosc wyobrazni, nieskonczonosc liczb, nieskonczonosc mozliwosci dlatego jest pewne, ze gdzies we wszechswiecie istnieje identyczna ziemia z identycznymi sytuacjami, tak jak jest pewne, ze gdzies istnieje ziemia rozniaca sie jedynie jednym zdzblem trawy
Hm a jesli czlowiek umiera to gdzieś rodzi sie nowy w równoległym swieciwe czy smierc mozna interpretowac jak teleportacje kurcze nigdy nie myslałem o smierci w ten sposób ale jagby tak sie nad tym zastanowic to ma sens nawet jesli idzie o Pismo Świete pytanie tylko ile jest tych swiatów 3 a moze 2 w tym momecie to tak samo reinkarnacja ma sens w buddyzmie co do swiatów równoległych to jesli jest ich nieskonczonosc to ja nie ogarniam ale jesli zawsze londuje sie gdześ to znaczy ze jednak człowiek ma dusze niesmiertena
Bardzo rzeczowy przekaz i pewne rozbieżności w teorii względności możemy przeanalizować tutaj : Dr Zbigniew Osiak - Problemy Ogólnej Teorii Względności
Nie jestem wielkim fanem reklam na innych kontach, ale ze zdziwieniem przyznam, że mnie kupiłeś, - fizyka kwantowa to prawdopodobnie mój kierunek rozwoju. Świetny materiał ;]
Bardzo rzetelnie, a w szczególności splątanie kwantowe wyjaśnione bez niepotrzebnych bajek. Według mnie niepotrzebnie tyle materialu zostało poświęcone na te wieloświaty - to ciekawe fantasy, ale poza tym niczym nie poparte. Pozdrawiam.
Światło zachowuje się jak fala ponieważ porusza się z prędkością światła dlatego widzimy fale jak by zmniejszyć prędkości fotonów np do polowy prędkości światła nie było by fali !
"Nikt nie rozumie teorii kwantowej." Richard Feynman. Prawda jest taka, że im więcej ludzi będzie mieć pragnienie wiedzy tym szybciej uda się znaleźć drogę do rozwiązania.
Pytania: Czy ktos zastanawial sie w jaki sposob prowadzona jest obserwacja fotonow? Czy nie zaburza ona ich naturalnego zachowania? Czy nie powoduje jakiegos efektu ubocznego, dzieki ktoremu zachowuja sie inaczej? Druga sprawa: czy ktos zbadal lub chociaz zastanawial sie, czy jest taka mozliwosc, ze fotony sa mniejsze niz atomy, z ktorych zbudowana jest scianka? W takim przypadku scianka dzialala by jak sitko przepuszczajac je na druga strone. Prosze o odpowiedzi lub przydatne linki. Z gory dziekuje.
Mam wrażenie ,że wszystkie teorie mechaniki kwantowej oparte na prawdopodobieństwie głoszone jako prawa obiektywnej rzeczywistości są zbudowane w oparciu o niedoskonałości naszych urządzeń pomiarowych. Także powinny być przesunięte do kategorii teorii pomiaru, inaczej wychodzą nonsensy typu wszechświatów równoległych. Oczywiście problem w tym, że poza modelami matematycznymi do których wrzuca się wyniki z urządzeń pomiarowych nie ma żadnej innej możliwości percepcji mikrorzeczywistości, więc sam akt pomiaru (i wynikające zeń zniekształcenia) i badana rzeczywistość są tak "zlepione" jak, analogicznie, w czasach przednewtonowskich nasza wiedza o rzeczywistości była zbudowana wyłącznie na informacji odbieranej i interpretowanej przez nasz aparat zmysłów. Może w przyszłości również fizyka kwantowa dojrzeje i odseparuje działanie detektora od zjawiska mierzonego.
Wszechświat, to struktura fraktalna, która istnieje dzięki nieustannemu procesowi wymiany informacji o własnej budowie. Rzeczywistość jest generowana w czasie rzeczywistym na potrzeby Świadomości obserwatora. To wszystko :)
Czerwony Motyl a jednak zeby napisac ten komentarz musiales skorzystac nieswiadomie z mechaniki kwantowej. W koncu twoj komputer jest zbudowany z milionow tranzystorow a byc moze gdzies po drodze byly jeszcze lasery
a co jak cząstka wystepuje w wiekszej liczbie wymiarów/płaszczyzn/poziomów niż potrafimy dostrzec i na tych wyższych/niższych poziomach interferuje z jakąś tam energią/materią czy cokolwiek tam jest. Myśle że eksperymenty nicola tesli oraz jego wynalazki potwierdzają istnienie takiej płaszczyzny energetycznej w którym pływa nasz świat. Jest też opcja że można zaglądać głębiej i głebiej w nieskończoność i znajduje sie coraz to mniejsze elementy i tak samo w drugą strone mozna oddalać spojrzenie i dostrzegać coraz to wieksze struktury i tak w nieskonczonosc. czacha dymi od możliwości :(
Ciekawa tematyka, chociaż ja ze świata kwantów to niestety za dużo to nigdy nie wiedziałam ;) . Wolałam myśleć, że pochodzę od małpy i że Karol Darwin się nie mylił. A jednak okazuje się, że jest rzesza naukowców, pracująca pod fundacją Enarche, którzy uważają, że jednak nie był nieomylny. Wiem, że mają wielu przeciwników. Ciekawa jestem, czy naprawdę mieli rację.
świat jaki jest , jest najlepszy z możliwych (Volter, pierwsza zasada antropiczna) ale czy możemy na NIEGO WPŁYWAĆ? (druga zasada antropiczna). Bo jeżeli nie .....nie wiem co mogę dalej napisać NIE WIEM , NIC NIE WIEM A PAŃSTWO, czy wiecie co.....?
Trzeba tylko zadać odpowiednie pytania. Ja spytałem kiedyś samego siebie: "Dlaczego coś tak niestabilnego, jak atom przyjmuje formę trwałej materii fizycznej?" I usłyszałem prostą odpowiedź DLA CIEBIE Kiedy to zrozumiesz, reszta stanie się oczywista :)
A co jesli to wszystko jest w stanie wyjasnic czwarty wymiar? Przyklad: figury na kartce papieru czylj w swiecie 2D nie widza kuli w 3D przecinajacej ich swiat widza tylko ten wycinek dwuwymiarowy ktory akurat w danym momencie znajduje sie w ich swiecie a wiele kartek jedna na drugiej czyli wiele swiatow 2D tworzy jeden swiat 3D i tak kula w 3D w srodku tych kartek bedaca w jednej pozycji na kazdej kartce ktora przecina bedzie miala inny rozmiar polecam sie nad tym zastanowic szczegolnie jesli czyta to ktos kto sie tym zajmuje w praktyce bo komputery sa w stanie bez problemu obliczac parametry w 4 a nie tylko w 3 wymiarach
dylematy są wieczne, tak jak wieczne staje się pytanie, czy ŚWIAT ISTNIEJE BEZ NAS" osób świadomych JEGO ISTNIENIA. A zatem jako ateista MUSZĘ UWIERZYĆ W BOGA?
Mam kilka refleksji. Beny Kowalski uruchomił kolosalny aparat, by wykazać to, o czym nauka wie doskonale: każde jej twierdzenie opiera się na jakichś założeniach a priori. Od religii różni się jednak tym, że daje sobie prawo do ich analizy i podważenia; oczywiście, za cenę konieczności sformułowania nowych założeń, za to pogłębiając swoją skuteczność. Gdyby BK nie wierzył w naukę i w skuteczność jej metody, nie mógłby wstać rano z łóżka, bo z każdym krokiem musiałby się liczyć z tym, że grawitacja nie zadziała i dozna cielesnego wkosmoswstąpienia, a w końcu jako "wierzącemu" nie o ten kierunek mu raczej chodzi. Ciekawe, że BK żywi przekonanie, iż faktycznie może tak się zdarzyć, chociaż w pełni zdaje sobie sprawę, iż jednak tak się nigdy nie zdarzy. Mimo to we wszelkich kwestiach religijnych udaje mu się przenieść zaufanie na Biblię, domniemywam, że też na głosowania biskupie na synodach i ogłoszenia papieskie ex cathedra. Wyjaśniam to sobie tak, iż żywi własne przekonanie a priori, że wszelkie, a liczne fakty, które podważają wiarygodność Biblii i Kościoła, są zbiorowym przypadkiem, gdy oprzyrządowanie i teorie pokazują nie to, co w przypadku innym by pokazywały. Wszystko tylko wygląda jak prawda, ale nie-prawda, co było do okazania. W kwestiach tego, co nauka może, a czego nie może, oraz na co Bogu ewentualnie miałyby być potrzebne cuda, i że ich dostrzeganie ponad miarę świadczy o braku zaufania do Stwórcy, polecam książki Michała Hellera. Tak samo jak u Beny Kowalskiego, automatycznie wyłącza mu się ścisłość, głównie logiczna, kiedy przechodzi na tematy boskie, ale to i tak jeden z najwybitniejszych umysłów w ogóle, więc warto go czytać, a jako teolog i ksiądz oraz członek Papieskiej Akademii Nauk dla człowieka „wierzącego” chyba godny zaufania. Centralną prawdą religii chrześcijańskiej nie jest Wielki Wybuch, zwłaszcza, że - jak dowodzi przywołany M. Heller - jeżeli nawet miał miejsce, to nie ma on związku z kwestią stwórstwa albo i nie-stwórstwa Wszechświata przez Boga. Poglądy Hume'a nie są oficjalną i obowiązującą wykładnią w kwestiach interpretacji rzeczywistości. Dlatego dyskusja z nimi, jak i używanie ich jako narzędzi rozstrzygających cokolwiek, jest jedynie zabawą intelektualną. Ewentualne „cuda” jedynie rozszerzają zakres „praw natury”. Inaczej trzeba by twierdzić, że Bóg pozbawiony jest właściwości w ogóle. O ile wiem, Kościół ma wiele do powiedzenia na temat właściwości Boga. Wszystkie one są oparte na założeniach a priori. Świadczy to zapewne o istnieniu NADBoga, który konstytuuje właściwości boskie. Ten jednak wymaga źródła pochodzenia swoich własności i ad infinitum. Kiedy na Sądzie Ostatecznym BK dostąpi bezpośredniej relacji z Bogiem, zgodnie ze swoimi zastrzeżeniami (usprawiedliwionymi poniekąd) wobec mocy poznawczych człowieka, będzie zmuszony przyznać, że nie ma pewności, czy to JEST Bóg, czy tylko takim się zdaje, a jeśli nawet tak, to czy ten Najważniejszy (patrz wyżej). A przecież eksperymentu ze zmartwychwstaniem nie będzie się choćby raz powtarzać. Parafrazując Woody Allen'a: Wieczność z tą myślą musi być doskwierająca, zwłaszcza pod koniec. BK zdaje się nie zdawać sobie sprawy (ale może jest platonikiem, jak Heller z resztą), że proste, odcinki i punkty nie istnieją, więc z ich zachowania nie można wiele wywnioskować o naturze rzeczywistości albo i nie wywnioskować. W ogóle umieszczenie tutaj przez BK wykładu fizyczno-matematycznego jest co najmniej nieeleganckie. Poczułem się trochę jak głupek. Jako zawodowy niefizyk i niematematyk politechniczny, nie mam kompetencji do skutecznego sprawdzenia poprawności dowodu, chociaż nie wszystkie zawarte tam pojęcia są mi nieznane. W księgarni naukowej (!) przeglądałem swego czasu całkiem obszerną książkę, której autor, opisany jako utytułowany fizyk bodajże kwantowy czy teoretyczny, powyprowadzał czysto matematycznie wzory na Boga, jego trójjedność, zawszedziewictwo Matki Boskiej, Szatana (konieczność istnienia, a nie jego dziewictwo) i całą masę innych, równie ważnych rzeczy. Same ścisłe dowody. Można? Można. Umysł nie ściśnięty, za to mocno zmieszany.
Einstein jak coś nie ogarniał miało za dużo możliwości to odrzucał to, ostatecznie jak popularne były kwanty to stwierdził, że ciągle przy tym siedział, trochę gwiazdor taki. W jaki sposób puszcza się tylko pojedynczy strumień fotonów czy też elektronów do interferencji? Czy tu aby nie powinno być uwzględnione co jest możliwe do wykonania i pomiaru, a co nie. Szczególnie, że takie eksperymenty faktycznie wykonywano. Ponad to eksperyment z interferencją elektronu (jednego) niesie konieczność rejestrowania cząstki czego się nie da zrobić bez światła. Co razu widzę materiały o "magicznych kwantach" z eksperymentami ale nie widzę ni razu jak technicznie zrobiono eksperyment na których rzekomo się tą magiczność potwierdza bo obserwacja w tej skali wielkości to nie jest pikuś. Mikroskop elektronowy zaobserwuje obrazy bardzo małe ale koniecznie trzeba go pokryć kruszonką z odpowiedniego pierwiastka, bakterie zobaczysz jak zabijesz ją i pokolorujesz chyba, że na fazowym itd itd
Hmmm cząstka może być w każdym miejscu we wszechświecie? Czyli np elementarne cząstki przykładowo mojej dętki rowerowej mogą być gdzies w Alpha Centauri i wielu innych miejscach? Przecież to jest idiotyczne :)
Ta ostatnia hipoteza że tu żyjemy a w innym świcie jesteśmy martwi jest według mnie nie możliwa, może jakieś lustrzane odbicie naszych elektronów żyje ale żeby my to nie
TEN FILM JEST PO PROSTU GENIALNY! Dawno nie widziałem tak świetnie przygotowanego materiału. Bardzo interesuje mnie ta tematyka a same kwanty to coś niesamowitego i pięknego co poznaje po latach na nowo. Nawet jak do końca się nie wie o co w tym wszystkim chodzi to i tak warto obejrzeć. Ręce same się składają...BRAWO!!!!
Doskonały sposób podania wiedzy. Proszę o kolejne produkcje.
Wielkie dzięki za wrzucenie tego materiału. To co się dzieje na poziomie fizyki kwantowej naprawdę skłania do głębokiej refleksji. To zadziwiające w jakim świecie żyjemy, gdy nacodzień w ogóle tego nie widać
Chciałabym doczekać czasu kiedy to wszytko będzie jasne i przejrzyste. Dobijające jest to, że te wielkie umysły nie rozwikłały tej zagadki. Szkoda jeszcze tylko tego, że tak wielu ludzi to nie obchodzi.
Ludzie nawet nie wiedza ze patrzac w nocne niebo ,zagladaja w przeszlosc ktora jest jak ksiazka zapisana pismem ktorego nie rozumiemy.
Dziękuję Spiżarnio. Ten film jest najlepszym w polskim internecie materiałem dla początkujących fizyków amatorów i entuzjastów fizyki kwantowej w szczególności. Świetna robota ! Inteligentnie, krótko, celnie, poglądowo, skupiając się na najważniejszych aspektach trudnego skądinąd zagadnienia, bezpretensjonalnie, przystępnie i pouczająco. Ufff... sam nie wierze, że to napisałem. Naprawdę mnie splątało. Ale dzięki temu w końcu pojąłem o co chodzi we Wszechświecie i we mnie samym (oczywiście z mała pomocą (Mozarta i Szekspira), to nie takie proste dla pisarza i humanisty, którym jestem. Czysta magia...Pozdrawiam słonecznie...
Genialnie to wszystko wytlumaczyles. Wielkie dzieki za ten ogrom wiedzy. Szanuje i doceniam Twoja prace. Pozdrawiam.
To jest kozackie. Fakt ,iż możemy dyskutować i badać cały wszechświat.
Ha, dawno nie widziałem tak interesującego filmiku o mechanice kwantowej. Sprawia, że jako zwykły laik znowu chcę się zanurzyć w tym temacie by spróbować ogarnąć chociaż część. Dora robota, brawa dla autora :)
Najtrudniejsza dziedzina nauki wytłumaczona w przystępny sposób, a przy tym z dużą precyzją. Zadziwiające, że amatorski przecież film okazał się dużo lepszy niż profesjonalny "Kwantowe przejście", który też obejrzałem. Gratuluję!
Puszczam zawsze do spania - polecam
Wytłumaczone Mega. Ciężki temat wymagający skupienia opowiedziany ze spokojem.
Zasada nieoznaczoności nie pozwala na jednoczesne określenie położenia i pędu pojedynczej cząstki, niezależnie od tego jak wielu nieświadomych swojej obecności obserwatorów próbowałoby tego dokonać. Gdyby jeden z zespołów próbował zdeterminować położenie cząstki (np. poprzez jej oświetlanie) musiałby skierować w jej stronę światło o krótszej fali (czyli o większej energii), co tym samym uniemożliwiłoby drugiemu zespołowi określenie pędu.
Ok
Bardzo ciekawy i przystępny nawet dla laików wykład. Oby było więcej takich materiałów :)
Martyna Puszkin Martyna K.? :)
Martyna ładne imię i ty też 😉
To nie sa kotku zadne "materialy" lecz wyklady z fizyki kwantowej. Mowie to jako laik.
Po prostu super filmik. Wspaniały lektor. Dzięki
Nie przejmuj się małą ilością wyświetleń , internet wkońcu się o ciebie upomni. Tak trzymaj :)
I tak się stało
Prorok! xd
Widac, że nie rozumiesz tego do końca. Nie ważne kto kiedy i gdzie dokona pomiaru. Sam akt pomiaru determinuje jego wynik. Po wyniku widzimy czy ktos zaglądał. Na tym ma polegać kwantowy komputer ze 100% pewnościa szyfrowania. Nawet jak dokonamy pomiaru po latach to czas sie cofnie i bedziemy w sąsiednim wszechświecie, ktory wypączkował własnie przez nasz pomiar, a obecny wygaśnie. Czyż nie poezja ? :)
To pułapka dla prymitywnych, "biologicznych" umysłów jak nasze, im głębiej brnę w świat mechaniki kwantowej, tym bardziej dostrzegam, że Sokrates już wszystko odkrył i podsumował swoim "wiem, że nic nie wiem".
To co jest końcem dla jednego sposobu postrzegania i poruszania się po świecie jest początkiem dla drugiego.
Umysł racjonalny dotarł do krańców możliwości zrozumienia (dla niego ważna jest WIEDZA i na jej podstawie kontrola życia)
dalej podąża się już INTUICJĄ, wyczuciem i zamiast wiedzy posługuje się WYOBRAŹNIĄ
Einstein mówił - wyobraźnia ważniejsza od wiedzy, bo ta druga jest ograniczona
Zawsze masz możliwość przekroczenia nawyków myślenia kategoriami wiedzy
z fizyki kwantowej wynika relatywizm, który obowiązuje w świecie relacji, idei, psyche
To jest coś co czynił ludzi wolnych od myślenia kategoriami jedynie słusznej prawdy (definicji, ocen)
tu znaczna się też coś jak MAGIA siły umysłu
Polecam film i ksiązkę The Secret
Nie brnij bo sie upaprzesz :)
@@adamroman3062 polał bym ci
"pułapka dla prymitywnych biologicznych umysłów..... Znakomite określenie , podoba mi się. Takich pułapek nam zastawiono w różnych dziedzinach rzycia nie tylko w fizyce 👍👁️👍
Ten materiał jest tak ciekawy że niema mowy o spaniu.A Lektor czyta wspaniale.
Tak, wspaniale, 🤖
Lektor mówi a nie czyta ale podobny głos do kruszwila
temat podany w sposób bardzo czytelny
Kiedyś spotkałem się z twierdzeniem Carla Sagana, że "Kosmos to wszystko co istnieje, istniało lub będzie istnieć". Fizyk Steven Weinberg przekonuje, że "na ile jesteśmy zdolni do odkrywania praw w przyrodzie, są one bezosobowe, bez żadnych śladów boskiego planu czy wyjątkowego statusu człowieka" (S. Weinberg, Facing up...,dz. cyt.,s.X).
Mam zamiar wykazać, że takie twierdzenia są niezgodne z faktami. Ale tak naprawdę chciałbym odpowiedzieć na wyzwanie biologa E.O Wilsona, który stwierdził, że "gdyby udało się znaleźć jakiekolwiek pozytywne dowody świadczące o działaniu sił nadnaturalnych, (...) byłoby to największe odkrycie wszech-czasów" (Cyt. za: Steve Paulson, Religious Belief Itself Is an Adaptation, Salon.com,21 marca 2006).
W ostatnich dekadach, dzięki jednemu z najbardziej spektakularnych osiągnięć fizyki i astronomii, taki dowód został znaleziony.
Ku zadziwiającemu potwierdzeniu tego, co napisane jest w Księdze Rodzaju, współcześni uczeni odkryli, że wszechświat powstał z pierwotnej eksplozji energii i światła.
Nie tylko miał początek w czasie i przestrzeni, ale początek wszechświata był również początkiem dla czasu i przestrzeni.
Czas i przestrzeń nie istniały przed powstaniem wszechświata.
Jeśli zatem przyjmie się, że wszystko, co ma początek, ma również przyczynę, to świat materialny ma niematerialną, nadnaturalną przyczynę.
Ta nadnaturalna przyczyna dała istnienie wszechświata bez użycia praw fizyki.
Powstanie świata było cudem i to w całkiem dosłownym znaczeniu tego słowa.
O jego stwórcy wiadomo, że jest istotą duchową i wieczną, twórczą i potężną ponad wszelkie pojmowanie.
To myśl a nie materia, była na początku.
Z pomocą nauki i logicznego rozumowania wszystko to można racjonalnie wyjaśnić.
Wszystko zaczęło się jakieś sto lat temu, gdy uczeni zaczęli zastanawiać się nad tym, jak wykazać, że wszechświat ma początek.
Nie chodziło im tylko o początek naszej planety czy galaktyki, ale o genezę powstania wszelkiej materii.
Przyczynkiem do takich poszukiwań było drugie prawo termodynamiki, jedno z najbardziej uniwersalnych praw fizyki, które właśnie wskazuje na istnienie takiego początku.
Prawo to mówi po prostu, że rzeczy pozostawione same sobie, rozpadają się.
Widzimy to wszędzie wokół siebie: drogi i budynki niszczeją i rozpadają się, ludzie starzeją się i umierają, metale rdzewieją, tkaniny się ścierają, a skały i brzegi morskie doznają erozji.
Jeśli ktoś nie uczył się fizyki, mógłby pomyśleć, że w takim razie drugiemu prawu termodynamiki zaprzecza fakt, iż ludzie budują nowe drogi i budynki, ale tak nie jest.
Materiały i siła są używane w procesie budowania, a dodatkowych środków i energii wymaga utrzymanie tych dróg i budowli, zatem nawet tu dochodzi z czasem do rozpadu czy niszczenia.
Uczeni używają pojęcia entropii jako miary nieuporządkowania, a drugie prawo termodynamiki mówi nam, że całkowita entropia we wszechświecie ciągle rośnie.
To prawo pociąga za sobą zaskakujące implikacje.
Weźmy przykład Słońce. Z biegiem czasu wyczerpują się zasoby jego paliwa, zatem w końcu straci ono swoje ciepło i stanie się zimne.
Oznacza to więc, że w pewnym momencie płomienie Słońca musiały zostać rozpalone. Słońce i inne gwiazdy nie płoną od zawsze. One także stopniowo się wypalają, z czego wynikałoby, że kiedyś zostały zapalone.
Jak to ujął wielki angielski astronom Arthur Eddington, jeśli porównamy wszechświat do zegara, to fakt, iż sprężyna zegara nieustannie rozwija się, odmierzając chwile, sugeruje, że był czas, gdy była całkiem nakręcona.
Wszechświat powstał z pełnym zasobem energii, który to zasób odtąd nieustannie jest zużywany.
Wiadomo to od XVIII wieku, ale uczeni nie wiedzieli, co z tym faktem zrobić.
Na początku XX wieku Albert Einstein opublikował swoje równania ogólnej teorii względności, a holenderski astronom Willem de Sitter znalazł ich rozwiązanie, które przewiduje rozszerzanie się wszechświata.
To także bardzo istotne wnioskowanie, bo jeśli kosmos się rozszerza, a galaktyki oddalają się od siebie, oznacza to, że kiedyś w przeszłości były bliżej siebie.
Jeśli wszechświat, odkąd istnieje, porusza się w różne strony jak po wybuchu, to oznacza, że kiedyś rzeczywiście musiało to się zacząć.
Einstein nie zdawał sobie sprawy, że jego równania pośrednio dowodzą rozszerzania się wszechświata, był zakłopotany, gdy dowiedział się, jakie implikacje niesie jego sławna teoria.
Gdy rosyjski matematyk Alexander Friedmann próbował go to tego przekonać, Einstein starał się wykazać mu, że popełnia błąd. Jednak to Einstein był w błędzie.
Wielki fizyk sam przyznawał, że "irytowała" go idea rozszerzania się wszechświata. Posunął się nawet do wymyślenia nowej siły "antygrawitacji" oraz liczby zwanej stałą kosmologiczną, próbując w ten sposób dowieść, że nie było żadnego początku.
Później jednak Einstein przyznał się do błędu i nazwał stałą kosmologiczną największym błędem swojego życia.
Obecnie uczeni w oparciu o nowe dane zweryfikowali einsteinowską koncepcję stałej kosmologicznej. Nie stoi to jednak w sprzeczności z tym, co tu piszę: że Einstein wprowadził tę stałą bardziej po to, by unieważnić możliwe implikacje teorii względności na rzecz kreacjonizmu niż w celach czysto naukowych.
W późnych latach dwudziestych XX wieku astronom Edwin Hubble, patrząc przez stucalowy teleskop w Obserwatorium Mount Wilson w Kalifornii, zauważył czerwienienie odległych mgławic wskazujące na to, że galaktyki szybko oddalają się od siebie. Liczba gwiazd uczestniczących w tym rozpadzie galaktyki sugeruje zadziwiającą rozległość wszechświata przekraczającą czyjekolwiek szacunki w tym względzie.
Niektóre galaktyki są odległe o miliony lat świetlnych. Wrażenie, które podzielało wielu ludzi, stałości czy niezmienności materii okazało się złudzeniem.
Hubble stwierdził, że planety i całe galaktyki oddalają się od siebie z fantastyczna prędkością. Co więcej, cała przestrzeń zdaje się rosnąć.
Wszechświat nie zajmuje stopniowo już istniejącej przestrzeni, bo przecież zawiera w sobie całą przestrzeń, która istnieje.
Trudno w to uwierzyć, ale przestrzeń powiększa się wraz ze wszechświatem.
Odkrycie Hubble'a, potwierdzone następnie przez kolejne, wywołały wielkie poruszenie w świecie naukowym.
Uczeni nagle zdali sobie sprawę, że galaktyki nie pędzą coraz dalej z powodu jakiejś tajemniczej siły, która popycha je coraz dalej od siebie. Oddalają się od siebie, bo zostały kiedyś rozrzucone, w momencie pierwotnej eksplozji, która ukonstytuowała materię.
Gdy próbujemy dociec przeszłości galaktyk, wydaje się, że miały one wspólny początek mniej więcej 14 miliardów lat temu.
Naukowcy wyobrażają sobie moment, w którym cały wszechświat był ściśnięty w jednym punkcie o nieskończonej gęstości.
Cały świat był mniejszy od jednego atomu.
Następnie w wyniku jednej kosmicznej eksplozji - Wielkiego Wybuchu - powstał świat, który teraz zamieszkujemy. "Wszechświat był wypełniony światłem" pisze noblista Steven Weinberg, i dalej w swoich "Pierwsze trzy minuty" (Wydawnictwo Iskry, Warszawa 1980): "Na początku był wybuch. Nie był on podobny do tych często występujących na Ziemi eksplozji, która z określonego centrum rozprzestrzenia się na zewnątrz, pochłaniając coraz bardziej swoje otoczenie, lecz wypełnił sobą całą przestrzeń (...) Całość nieskończonego Wszechświata, albo też całość skończonego Wszechświata, który zakrzywia się w sobie jak powierzchnia kuli".
W gruncie rzeczy "to właśnie światło stanowiło wtedy dominujący jego składnik". Temperatura wynosiła około sto trylionów stopni Celsjusza. Następnie w procesie, który Weinberg żywo opisuje w swoich "Trzech pierwszych minutach", pierwsze protony i neutrony uformowały atomy.
Gdy powstała materia, siły grawitacji zaczęły ją ściągać, tworząc galaktyki, a potem gwiazdy. W końcu powstały cięższe elementy, jak tlen, węgiel czy żelazo, które wyprodukowały gwiazdy, by po miliardach lat umożliwić powstanie naszego układu słonecznego i naszej planety.
Może to brzmi jak szaleństwo, ale nasza ziemska egzystencja, a właściwie materia, z której są zbudowane nasze ciała, zawdzięcza soje istnienie "wydarzeniu stworzenia" sprzed około 14 miliardów lat.
Tak więc hipoteza o rozszerzającym się kosmosie jest spójna nie tylko z drugim prawem termodynamiki, ale także z teorią względności Einsteina. Hubble odkrył, że im dalej galaktyka jest od nas, tym szybciej się oddala.
Teraz nazywa się to prawem Hubble'a i jest potwierdzeniem przewidywania wyprowadzonego z teorii Einsteina.
Koncepcja rozszerzającego się wszechświata daje także rozwiązanie zagadki dręczącej naukowców od dziesięcioleci: dlaczego galaktyki pozostają od siebie odległe? Dlaczego siła grawitacji nie przyciąga ich ku sobie?
Dzieje się tak, ponieważ w pierwotnym wybuchu zostały one wyrzucone z ogromną siłą, która ciągle popycha je coraz dalej od siebie. Astronom John Barrow nazywa odkrycie Hubble'a "największym odkryciem dwudziestowiecznej nauki" (John D. Barrow, "Początek Wszechświata", CIS-Oficyna Wydawnicza MOST, Warszawa 1995, s.20).
Mimo wszystko wielu uczonych wydaje się zakłopotanych koncepcją Wielkiego Wybuchu.
Robert Jastrow przywołuje liczne tego przykłady w swojej książce God and Astronomers (Bóg i astronomowie).
Astronom Arthur Eddington nazwał tę teorię "niedorzeczną, niewiarygodną, odrażającą".
Fizyk Philip Morrison z politechniki MIT wyznaje: "Uznanie teorii Wielkiego Wybuchu jest dla mnie trudne. Wolałbym ją odrzucić".
Allan Sandage z Laboratorium Carnegie stwierdził, że "to wniosek na tyle dziwny", że "to nie może być prawda".
Tak jak kiedyś Einstein, tak teraz wybitni uczeni zaczęli budować teorie, które wyeliminowałyby potrzebę jakiegoś początku. Pracują z wysiłkiem, by znaleźć naukowe wyjaśnienie, dlaczego świat miałby istnieć od zawsze.
Jastrow twierdzi, że zakłopotanie kilku czołowych uczonych koncepcją Wielkiego Wybuchu wynika z tego, że gdyby okazała się prawdziwa, implikowałaby istnienie jakiegoś "momentu stworzenia", kiedy to wszystko - wszechświat i rządzące nim prawa - zaczęło istnieć.
Ważne jest, by zrozumieć, że przed Wielkim Wybuchem nie było żadnych praw fizyki. W zasadzie nie da się ich stosować do wyjaśnienia faktu Wielkiego Wybuchu, bo to w jego wyniku prawa fizyki zaczęły obowiązywać.
Prawa odkrywane przez naukę to niejako gramatyka, która wyjaśnia porządek i wzajemne relacje obiektów we wszechświecie. Podobnie jak gramatyka, która nie istnieje poza zasobem słów i zdań, których, których funkcjonowanie opisuje, tak prawa fizyczne nie istnieją poza wszechświatem składającym się z przedmiotów, których relacje opisują.
Naukowcy nazywają ten początkowy moment istnienia wszechświata "osobliwością". To wyjściowy punkt, w którym nie działa ani czas, ani przestrzeń, ani prawa fizyki.
Nauka nie może nam nic powiedzieć o tym, co było przedtem, tym bardziej, że pojęcie "przedtem" nie ma tu sensu, bo sam czas nie istniał "przed" osobliwością.
Były takie czasy, gdy jeszcze nie było czasu.
Jastrow sugeruje, że podobne koncepcje, graniczące z metafizyką, powodują u naukowców złe samopoczucie.
Jeśli wszechświat powstał poza prawami fizyki, to jego pochodzenie spełnia podstawową definicję cudu, a samo to pojęcie wywołuje w uczonych strach, przeważnie u ateistów.
Można sobie wyobrazić ulgę, jakiej doznali ci badacze, gdy astronomowie Herman Bondi, Thomas Gold i Fred Hoyle przedstawili teorię znaną jako teoria stanu stacjonarnego wszechświata. Głosiła ona, że wszechświat był od początku nieskończony.
Zasadniczo Bondi, Gold, i Hoyle stawiali hipotezę, że wraz ze zużywaniem się energii w czasie nowa energia i nowa materia są w jakiś sposób tworzone w przestrzeni między galaktycznej.
Stąd mimo entropii i drugiego prawa termodynamiki wszystko pozostaje w równowadze i trzyma pion, więc możliwe, że wszechświat istniał od zawsze podobnie jak czas i przestrzeń, które są odwieczne.
Teoria stanu stacjonarnego szybko zdobyła popularność i stała się ulubionym wyjaśnieniem istnienia wszechświata wśród uczonych w Europie i Ameryce.
Jeszcze w 1959 roku dwie trzecie astronomów i fizyków opowiadało się za nią (zob. Stephen Brush, How Cosmology Became a Science, "Scientific American" 1992, nr 8).
W pewnym sensie teoria stanu stacjonarnego została zbudowana na bardzo starych podstawach. Wizja przedwiecznego wszechświata pojawiła się od czasów starożytnych Greków. Greccy myśliciele dysponowali szerokim wachlarzem idei wyjaśniającym istnienie świata, ale zasadniczo byli zgodni co do tego, że coś nie może powstać z niczego: Ex nihilo, nihil - "Z niczego nic nie powstaje". Potrzeba materii by ukształtować materię. Zatem jeśli świat nie wziął się "z powietrza", to pewnie zawsze był. Materia jest wieczna.
Odkrycia Newtona w XVIII wieku zasadniczo przemawiały za koncepcją odwiecznego wszechświata. Według Newtona przestrzeń to trójwymiarowy układ rozciągający się w nieskończoność we wszystkich kierunkach, zaś czas jest jednym wymiarem ciągnącym się nieskończenie w kierunku przyszłości i przeszłości.
Teoria stanu stacjonarnego chciała więc potwierdzić koncepcję świata odwiecznego, będąc jednocześnie alternatywą dla teorii Wielkiego Wybuchu.
Implikacje teorii stanu stacjonarnego były w dużej mierze ateistyczne, co jej wyznawcy otwarcie przyznawali. Jeśli wszechświat istniał zawsze, to nikt nie musiał go stwarzać. Po prostu zawsze był.
Sam Newton starał się takiej implikacji uniknąć. Choć wszechświat mógł działać zgodnie z prawami mechaniki, które być może są odwieczne, Newton twierdził, że istnieje zewnętrzny wobec niego stwórca tychże praw, na pewno nie mechaniczny, ale mający naturę niematerialną, żyjący, inteligentny i wszechobecny (cyt. za: Morris Kline, Mathematics in Western Culture, Oxford University Press, New York 1953, s.260).
Na początku XX wieku większość uczonych widziała w rozumowaniu Newtona swoistą autodeklarację człowieka religijnego, którego przerasta uznanie znaczenia odkrytych przez niego praw. Konsensus naukowy skłaniał sie ku pozycji Pierre - Simona Laplace'a, który zapytany przez Napoleona, gdzie w jego teorii powstania planet jest miejsce na Boga, miał odpowiedzieć: "Nie potrzebuję tej hipotezy".
Teoria stanu stacjonarnego dla wielu naukowców ma tę zaletę, że pozwala obejść się bez hipotezy Boga.
W latach sześćdziesiątych XX wieku teoria stanu stacjonarnego jednak upadła ku rozpaczy ateistów po tym jak dwóch inżynierów radiowych, Arno Penzians i Robert Wilson, pracujących w laboratoriach Bella zaobserwowało dziwne promieniowanie z przestrzeni.
Nie pochodziło ono z żadnego konkretnego kierunku, ale rozchodziło się równomiernie ze wszystkich kierunków. Wyglądało na to, że pochodzi wprost z samego wszechświata. To promieniowanie możemy zaobserwować i usłyszeć na starych, analogowych odbiornikach telewizyjnych, gdy nie odbieramy żadnego kanału TV; widzimy wtedy na ekranie i słyszymy z głośnika szum radiowy dochodzący do nas z dalekiego kosmosu jako ciągnące się echo Wielkiego Wybuchu z przed 13, 7 miliardów lat.
Penzians i Wilson szybko się dowiedzieli, że istnienie takiego promieniowania przewidywali uczeni.
Jeśli początkiem wszechświata rzeczywiście była pojedyncza eksplozja sprzed 14 miliardów lat, to promieniowanie po tym wielkim błysku światła i energii powinno jeszcze być zauważalne.
Promieniowanie to, jak się spodziewano, powinno mieć temperaturę w okolicach kilku stopni powyżej zera absolutnego (powyżej około -273 stopni Celsjusza).
Promieniowanie Penziasa i Wilsona miało nieco niższą temperaturę. Ku swojemu zaskoczeniu zdali sobie sprawę, że zupełnie niespodziewanie usłyszeli widmowy szept docierający z samego momentu stworzenia.
Liczne inne odkrycia, w tym także dane pochodzące z wystrzelonego przez NASA satelity COBE (Cosmic Background Explorer), potwierdziły istnienie pierwotnego promieniowania tła.
W oparciu o teorię Wielkiego Wybuchu uczeni sa wstanie ustalić, ile wodoru, litu, deuteru i helu powinno być zgromadzone we wszechświecie.
Przewidywania te znacząco pokrywają się z szacowanymi dziś rzeczywistymi zasobami tych pierwiastków.
W 1970 roku fizyk Stephen Hawking i matematyk Roger Penrose napisali słynny artykuł, w którym dowiedli w oparciu o ogólną teorię względności oraz ilość materii we wszechświecie, że wszechświat musiał mieć początek.
Jak pisze Hawking w "Krótkiej historii czasu": "osobliwość typu wielkiego wybuchu musiała mieć miejsce".
Astronom Martin Rees zauważa, że różne ciągi dowodowe połączyły się teraz tak, że zafałszowują teorię stanu stacjonarnego i przemawiają za Wielkim Wybuchem (M. Rees, "Tylko sześć liczb", CiS, Warszawa 2006, s.24).
Pismo Święte mówi: "Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię" (Rdz 1,1). Biblia jako jedyna wśród starożytnych pism mówi o absolutnym początku. W buddyzmie, jak dowiadujemy się od Dalajlam, dominuje pogląd "o istnieniu niezliczonych systemów światów (...) połączony z wyobrażeniem ich bezustannego przechodzenia ze stanu powstania do rozpadu" (Jego Świątobliwość Dalajlama, "Wszechświat w atomie: gdy nauka spotyka się z duchowością", Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2006, s.71).
Biblia mówi także jednoznacznie o skończoności czasu, inaczej niż hinduizm i buddyzm, które widzą kręgi czasu nieskończenie ciągnące się w nieokreśloną przeszłość. Grecy i Rzymianie, podobnie jak inne kultury antyczne, wierzyli w wieczność historii. Jak zauważa Leon Kass w swoim studium o Księdze Rodzaju, autor biblijny nie miał potrzeby wkraczania na ten obszar. Mógł zacząć historię od ogrodu Eden, a samo stworzenie mógł pominąć (L. Kass, The Beginning of Wisdom: Reading Genesis, Free Press, New York 2003, s.26).
Zamiast tego tekst biblijny bezczelnie upiera się, że wszechświat powstał w konkretnym punkcie czasu jako akt wolnej kreacji dokonany przez istniejącą już wcześniej nadnaturalną istotę.
W tym miejscu istotne jest wyjaśnienie pewnego często spotykanego nieporozumienia. Wielu nierozumnych ludzi zdaje się myśleć, że prawowierni chrześcijanie wierzą w stworzenie wszechświata i Ziemi dosłownie w ciągu sześciu kalendarzowych dni. W tekście biblijnym zostało jednak użyte słowo, które po hebrajsku znaczy zarówno dzień, jak i porę roku czy epokę. Czytamy poza tym u św. Piotra: "Jeden dzień u Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień" (2 P 3,8).
Od wczesnych dni chrześcijaństwa największe autorytety Kościoła od Ireneusza po Orygenesa i Augustyna dawały metaforyczną interpretację "dni", o których mowa w Księdze Rodzaju. Większość chrześcijan tradycyjnych wyznań nie ma problemu z opowieścią o stworzeniu, które mogło trwać miliony czy nawet miliardy lat.
Trzeba przy tym pamiętać, że zarówno żydzi, jak i chrześcijanie, zawsze wierzyli nie tylko w to, że to Bóg stworzył świat, ale też w to, że "zrobił" go z niczego: "na początku było Słowo" (J 1,1). W ten sposób Biblia sugeruje, że wszechświat został powołany do istnienia słowem, dosłownie - wypowiedziany (Paul Davies, "Plan Stwórcy. Naukowe podstawy racjonalnej wizji świata", ZNAK, Kraków 1996, s.124).
Przez niemal dwa tysiące lat nie było w tym racjonalnego sensu. Doświadczamy czasu i przestrzeni w taki sposób, że nie możemy sobie wyobrazić ich początku ani końca.
W większości religii mity o stworzeniu mówią o bogach, którzy kształtują świat z czegoś, co już istnieje. Logika wydaje się być po stronie starożytnych Greków i sformułowanej przez nich zasady: Ex nihilo, nihil.
Dziś jednak współczesna nauka mówi, że autor biblijny miał rację. Wszechświat rzeczywiście powstał z niczego. A jak powstał? Nie wiemy i może nigdy się nie dowiemy, bo stwórca zastosował procesy, które nie działają nigdzie we wszechświecie.
Jeszcze bardziej zadziwia fakt, że żydzi i chrześcijanie od bardzo dawna utrzymują, że Bóg stworzył czas i przestrzeń wraz ze stworzeniem wszechświata. Święty Augustyn, ojciec Kościoła, zapytany, dlaczego Bóg tak długo siedział bezczynnie, zanim zdecydował o stworzeniu wszechświata odpowiada, że to pytanie jest bez sensu. Nie było czasu przed stworzeniem, pisze Augustyn, bo to właśnie stworzenie świata przyniosło także powołanie do istnienia samego czasu.
Nowoczesna fizyka potwierdza starożytne wyobrażenia Augustyna, żydów oraz chrześcijan.
***** Fajnie, jakaś stara żydowska księga pełna legend i fantastycznych historii potwierdza dokonania współczesnej nauki. Alleluja, chwalmy Pana. A może nie chwalmy bo go nie ma? No właśnie, tu zachodzi pewien problem. Problem stary jak dzieje człowieka. Jest ten Pan Bóg czy nie? Moje obecne rozumienie wszechświata mówi mi, że to nie jest tak proste pytanie by móc na nie odpowiedzieć "tak" bądź "nie". Bóg jest koncepcją typowo ludzką o silnym emocjonalnym fundamencie. Mówisz, że Wielki Wybuch jest potwierdzeniem istnienia Boga i prawdziwości Księgi Rodzaju a wiesz co ja Ci powiem, ponad wszelką wątpliwość? Jesteś, podobnie jak ateiści, których atakujesz, człowiekiem o wąskich horyzontach myślowych. Wiem, że brzmi to jak atak z mojej strony, ale chcę jedynie wskazać na problem niedoskonałości ludzkiego umysłu. Ludzie próbują zrozumieć naturę otaczającej rzeczywistości aplikując wyjaśnienia oparte na ludzkiej historii, cywilizacji, przekonaniach, religii a obecnie nauki. Ateiści i katolicy prześcigają się w wyciąganiu argumentów za istnieniem bądź nieistnieniem Boga. Łechcą swoje biedne ego, niezdolni do pojęcia jednej rzeczy, która z punktu Wszechświata jest esencjalna - ta potyczka nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Żadnego. Jesteśmy tylko pyłem, który powstał i który zniknie i czas jaki przesiedzimy na tej planecie jest jak sekunda dla wieku Wszechświata. Jesteśmy anomalią, która ma ten fantastyczny przywilej eksplorowania otaczającej nas rzeczywistości. Na tym się jednak kończy. Na niektóre pytania nie jesteśmy po prostu w stanie odpowiedzieć. Wielki Wybuch niekoniecznie potwierdza istnienie Boga, bo jak słusznie zauważyłeś, jego powstaniu towarzyszyły takie czynniki i takie reakcje, że nie jesteśmy w stanie ich pojąć skoro nie już nie można ich zaobserwować. Może Wielki Wybuch był czymś przejściowym, może wcześniej było coś, co nie jesteśmy w stanie pojąć, gdyż panowały zupełnie inne warunki fizyczne i inna rzeczywistość? Moja próba zrozumienia tego wszystkiego jest równie dobra jak Twoja, przy czy Ty popierasz ją księgą spisywaną tysiące lat temu, kiedy nic nie było jasne dla człowieka, więc wymyślał historie i legendy by ulżyć dociekliwemu umysłowi. Prawda jest taka, że prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy czym Wszechświat jest i dlaczego tu jesteśmy. Ale jak już mówiłem wcześniej, to nie ma żadnego znaczenia.
+Relfav Stare księgi zawierają jednak wiele mądrości. I nawet te naukowe stare dzieła zawierają prawa które są do dziś niepodważalne. Są jedynie modyfikowane - udoskonalane. Najważniejsze jest nie to czy teoria Wielkiego wybuchu potwierdza istnienie Boga tylko to, że istnienia tego nie przekreśla.
Łukasz M. Teoria Wielkiego Wybuchu mówi, iż nasz wszechświat nie jest wieczny i miał swój początek.
Teoria ta została potwierdzona obserwacjami.
Oto co mówi Stephen W. Hawking w swojej książce "Krótka historia czasu...", wydawnictwo ALFA, Warszawa 1993, s.122 i s.134:
- "Jeśli standardowy model Wielkiego Wybuchu jest poprawny aż do początkowej osobliwości, to stan początkowy Wszechświata musiał być wybrany z nadzwyczajną precyzją. Byłoby bardzo trudno wyjaśnić czemu Wszechświat musiał rozpocząć swą ewolucję od takiego właśnie stanu, chyba, że był to akt Boga, chcącego stworzyć istoty takie jak my".
- "Tak długo jak Wszechświat ma początek, można przypuszczać, ze istnieje jego Stwórca".
Relfav Wiele sprzeczności jest w twojej wypowiedzi.
Skąd wiesz, że: "Bóg jest koncepcją typowo ludzką o silnym emocjonalnym fundamencie"
albo:
"Jesteśmy tylko pyłem, który powstał i który zniknie i czas jaki przesiedzimy na tej planecie jest jak sekunda dla wieku Wszechświata".
i dalej:
"Jesteśmy anomalią, która ma ten fantastyczny przywilej eksplorowania otaczającej nas rzeczywistości".
To twoje zdanie jest fałszywe w świetle stwierdzenia, iż rozum jest niedoskonały"... itp., itd., etc... etc... mowa trawa, lanie wody, bicie piany, wręcz totalny bełkot sprzeczności.
A przecież sprzeczności nie istnieją, więc to co piszesz nie jest nawet namiastką obiektywnej prawdy.
Jeżeli twierdzisz, iż rozum ludzki jest niedoskonały, to skąd u licha u wziął się u ciebie rozum doskonały?!
Nie mówię, iż Wielki Wybuch jest potwierdzeniem istnienia Boga, gdyż Boga poznajemy po jego dziełach!
Gdybyśmy pewnego dnia odkryli na niewidocznej stronie księżyca fabrykę aluminium, która działa sama, z trudnością moglibyśmy sobie wyobrazić, że jest ona skutkiem przypadku, lecz powiedzielibyśmy raczej, iż została zbudowana przez istoty pozaziemskie.
Otóż żywa komórka jest tysiące razy bardziej skomplikowane, niż całkowicie zautomatyzowana fabryka, a jednak są głupcy, którzy twierdzą, że Boga nie ma, i że ta pojedyncza żywa komórka jest dziełem PRZYPADKU?!
Tak więc, uważam tylko, że nowoczesna nauka potwierdza to, co przewidzieli starożytni w "starej księdze" jaką jest Biblia, mianowicie przewidzieli to, iż nasz wszechświat miał początek. Innymi słowy został stworzony z niczego.
Dziwię się, że mówisz o ateistach tak, jakby nie o sobie.
Ty też, jako agnostyk, jesteś dla mnie "rasowym" ateistą!
Ateizm występuje w różnorodnych formach, tworząc własne, sekciarskie ugrupowania. Można wyróżnić sekularystów, niewierzących, nonteistów, apateistów, antyteistów, agnostyków, sceptyków, wolnomyślicieli i humanistów. Czasem tylko subtelne różnice pozwalają zorientować się, z którą grupą mamy do czynienia. Agnostycy twierdzą, ze nie wiedzą, czy Bóg istnieje, a apateiści, że ich to nie obchodzi. Niektóre spośród tych grup nie mogą być w ścisłym znaczeniu tego słowa uznane za ateistyczne, bo ateista to ktoś, kto twierdzi, że Bóg nie istnieje. Ich przedstawiciele są jednak ateistami de facto, bo ich niewiedza czy obojętność w praktyce sprowadza się do odrzucenia roli Boga w świecie.
Tak więc dla mnie ateistami są również ludzie, którzy twierdzą, że wierzą w Boga, lecz żyją tak, jakby On nie istniał.
Potyczka z "ateistami" ma znaczenie, żeby pokazać, iż cywilizacja europejska została zbudowana na chrześcijaństwie i jego wartościach.
Ateiści chcą zniszczyć chrześcijaństwo a zatrzymać wartości nie wiedząc, albo wiedząc, że gdy odejdzie chrześcijaństwo, odejdą również wartości. I już to się dzieje, zobacz: dzieciobójstwo (w tym aborcja), eutanazja, pederastia, związki partnerskie dewiantów seksualnych i totalna redefinicja rodziny.
Dalej piszesz, że może Wielki Wybuch to, może WW tamto... Nie jesteś nagle tego wszystkiego pewny, mimo odkryciom naukowym.
Natomiast pewny jesteś tego, że "Bóg jest koncepcją typowo ludzką..."; że "Jesteśmy anomalią, która ma ten fantastyczny przywilej eksplorowania otaczającej nas rzeczywistości".
I to jest ciekawy szczegół twojej wypowiedzi, który potwierdza psychologię ateizmu, która często zbudowana jest nie na tym, że nie mogę uwierzyć, ale na tym, że nie chcę uwierzyć, więc szukam w miarę racjonalnych argumentów, które potwierdzą wiarę ateisty w to, że Boga niema.
Pomyślałem, że jeśli lubisz dużo pisać, to może lubisz czytać i przeczytasz to, co kiedyś "wysmażyłem".
- Od czołowych ateistów możemy usłyszeć stwierdzenia natury ogólnej na temat rewolucji kopernikańskiej, i tak, fizyk Victor Stenger w swej książce God: The Failed Hypothesis (Bóg: obalona hipoteza) konstatuje: "Trudno wnosić, że wszechświat został stworzony w specjalnym kosmicznym celu - dla ludzkości". Fizyk Steven Weinberg (Facing Up...,dz.cyt.,s. 5) pisze: "gatunek ludzki musiał w ciągu ostatnich pięciuset lat porządnie wysilić, by zmierzyć się z faktem, że w wielkim planie istnień nie znaczymy zbyt wiele.
Astronom Carl Sagan (Błękitna kropka...,dz.cyt.,s.26) przywołuje odkrycie Kopernika, by podważyć "naszą pyszałkowatość, wyobrażenie o wielkości, poddawanie się złudzeniu, że zajmujemy we wszechświecie jakąś uprzywilejowaną pozycję".
Choć nie są to twierdzenia naukowe, są one wypowiadane z pozycji najwyższego autorytetu nauki.
Mamy tu do czynienia z metafizyczną narracją o nauce, która kształtuje sposób, w jakich wielu uczonych postrzega ten świat.
Jednak najnowsze odkrycia weryfikują teorię Kopernika.
Wygląda na to, że żyjemy we wszechświecie, w którym zajmujemy specjalne miejsce i mamy wyjątkowe znaczenie.
Najnowsze badania naukowe wskazują, że zamieszkujemy świat zbudowany specjalnie dla nas.
Zasada mierności wyprowadzona z przełomu kopernikańskiego miała głębokie implikacje teologiczne.
Rewolucja heliocentryczna nie była rewolucyjna dlatego, że zaprzeczyła opisowi biblijnemu, który jakoby mówi, że to Ziemia jest centrum wszechświata.
W Piśmie Świętym nie ma nigdzie takiego stwierdzenia ani też średniowieczni chrześcijanie nie uważali, że Ziemia zajmuje najważniejsze miejsce wśród stworzenia.
Dla chrześcijan nie mogło być ważniejszego miejsca niż Niebo.
Ziemia była czymś pomiędzy niebem na górze i piekłem na dole. Taki wizerunek kosmosu znajdziemy w "Boskiej komedii" Dantego.
Piszę o tej kosmologii nie po to, by jej bronić, ale by pokazać, że fałszywe jest przekonanie, jakoby Kopernik podważył fundamentalną doktrynę chrześcijańską o wyjątkowym miejscu Ziemi we wszechświecie.
Największe religie świata, przede wszystkim judaizm, chrześcijaństwo i islam, podzielają kluczowe przekonanie o uprzywilejowanym statusie człowieka wśród wszystkich stworzeń Bożych.
W tej perspektywie świat został stworzony z uwzględnieniem naszej na nim obecności, a może nawet dla nas.
Jak zatem można to przekonanie pogodzić z odkryciem, że żyjemy we wszechświecie pełnym innych planet, niezliczonych galaktyk i setek bilionów gwiazd, z których część jest tak odległa, że wygasną zanim światło dotrze do Ziemi?
Gdy patrzymy przez teleskop, odczuwamy przerażającą pustkę przestrzeni i za jej sprawą przeczuwamy osamotnienie w kosmosie.
Trudno uciec od pytania, dlaczego żyjemy w tak mało ważnym kąciku pośród tak ogromnego, obojętnego wszechświata, skoro człowiek jest dla Boga najważniejszy w całym planie natury.
W ostatnich latach fizyka daje na to pytanie jednoznaczną odpowiedź, która przeczy zasadzie mierności i potwierdza, że człowiek zajmuje wyjątkowe miejsce w kosmosie.
Okazuje się, że ogrom obszaru i wiek naszego wszechświata nie są dziełem przypadku.
Są one bowiem koniecznymi warunkami istnienia życia na Ziemi.
Innymi słowy wszechświat musi być tak wielki i tak stary jak jest, by mogło być na nim miejsce dla żywych mieszkańców takich jak ty i ja.
Cały wszechświat z wszystkimi prawami, jakie nim rządzą, wydaje się być zbudowany według schematu, którego celem jest stworzenie - tak! - nas.
Fizycy to niewiarygodne odkrycie nazywają ZASADĄ ANTROPII. Mówi ona, że świat, który obserwujemy, musi mieć ściśle taką naturę, która umożliwi istnienie istot żywych, zdolnych do percepcji tego świata.
Abstrahując od tego, o czym mówimy, czy ktoś zastanawiał się nad tym, dlaczego człowiek nie pojawił się na Ziemi wcześniej zanim powstała ropa naftowa, węgiel i inne dobra kopalne?
Tak więc wizja kopernikańska została odwrócona i przywróciła człowieka na jego dawny piedestał jako ukochane przez Boga dziecko całego stworzenia.
Fizycy sformułowali zasadę antropii przypadkiem, zadając proste pytanie: dlaczego wszechświat działa według tych, a nie innych praw?
Zastanówmy się: wygląda na to, że wszechświat funkcjonuje zgodnie ze specyficznym zbiorem praw, choć przecież prawa te nie muszą istnieć.
Dlaczego zatem te, a nie inne prawa?
Weźmy prosty przykład: różne siły w przyrodzie, np. siła grawitacji, działają w taki sposób, że da się je mierzyć.
Dlaczego siła grawitacji jest taka a nie inna?
Albo inny: wszechświat ma mniej więcej 14 miliardów lat i zajmuje obszar przekraczający 14 miliardów lat świetlnych.
Co by było, gdyby był o wiele starszy i większy lub dużo młodszy i mniejszy?
Fizycy, którzy zadali te pytania, doszli do istotnych wniosków.
Siła grawitacji musi być dokładnie tym, czym jest, jeśli ma istnieć życie na Ziemi i jeśli wszechświat mają zamieszkiwać istoty zdolne do jego obserwowania.
Wielki Wybuch nastąpił dokładnie wtedy, kiedy musiał.
Gdyby podstawowe wielkości i stosunki w przyrodzie były choć trochę inne niż są ani nasz wszechświat, ani my nie istnielibyśmy.
I choć to zabrzmi jak fantastyczna opowieść, trzeba powiedzieć, że wszechświat został skrojony tak, by stał się mieszkaniem ludzi.
Żyjemy w idealnym, akuratnym wszechświecie, gdzie panują dokładnie takie warunki, jakich potrzebuje życie, by pojawić się i osiągnąć rozkwit.
Jak pisze fizyk Paul Davies (Plan Stwórcy...,dz.cyt. s.19): "Jesteśmy głęboko i, jak wierzę, znacząco wpisani w prawa przyrody".
Astronom Lee Smolin w swej książce "Życie wszechświata...", wyobraża sobie Boga jako swego rodzaju najwyższego technika siedzącego przed tablicą sterowniczą, na której każdemu parametrowi odpowiada jakieś pokrętło.
Na jednym z nich ustawia masę protonu, na innym ładunek elektronu, na kolejnym stałą grawitacji itd. Bóg kręci pokrętłami na chybił trafił, ustawiając wartości.
Smolin pyta zatem, jakie jest prawdopodobieństwo, że te przypadkowe wartości dadzą efekt w postaci wszechświata z gwiazdami, planetami i życiem?
"Prawdopodobieństwo to - odpowiada Smolin - jest niewiarygodnie małe".
Jak małe?
Smolin szacuje je jako 1 : 10 do potęgi 229(!).
Rozumowanie Smolina znajduje potwierdzenie w jednym z przykładów podawanych przez Stephena Hawkinga: "Gdyby początkowe tempo ekspansji było mniejsze o jedną tysięczną jednej milionowej jednej milionowej procenta (ułamek z ułamka), to wszechświat już dawno zapadłby się ponownie.
Zatem szanse przegranej w tej loterii są, można rzec, astronomiczne. A jednak jesteśmy tu. Kto za to odpowiada?
Czytamy w Psalmie (19, 2), że "Niebiosa głoszą chwałę Boga, dzieło rąk Jego nieboskłon obwieszcza".
Św. Paweł w swoim Liście do Rzymian (1,20) pisze: "Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty - wiekuista Jego potęga oraz bóstwo - stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła".
Zasada antropii zdaje się w porażający sposób potwierdzać to, co mówią starożytne wersety.
Nie tylko wskazuje ona na stwórcę nieskończenie mądrego i bogatego we wszelkie zasoby, ale ukazuje także stwórcę, który szczególnie o nas się troszczy.
To stwórca OSOBOWY, nie jakiś "pierwszy poruszyciel", który po prostu włączył świat, pozostawiając go bez jakichkolwiek oznak zainteresowania istotami, które w końcu zasiedlą naszą planetę.
Dzięki nowoczesnej nauce możemy poznać potężne dowody przemawiające za tym, że nasz ludzki los jest centralnym elementem boskiego planu. Nie musimy się już lękać szerokich, pustych przestrzeni kosmicznych, bo istnieją one, w pewnym sensie, ze względu na nas.
Wbrew zasadzie mierności żyjemy we wszechświecie, który ma sens i cel.
Zasada antropii mówi, że powstanie i trwanie istot ludzkich to część celowego dzieła rąk Bożych.
Należy pamiętać, że w zasadzie antropi nie chodzi o to, że wśród bilionów gwiazd we wszechświecie życie pojawiło się właśnie na naszej planecie. Mówi ona raczej, że cały wszechświat ze wszystkimi swymi galaktykami i gwiazdami musiał zostać ukształtowany w konkretny sposób po to, by w ogóle mógł zawierać zjawisko życia.
Do takiego wniosku doszedł filozof Antony Flew.
Przez długi czas był on apologetą ateizmu i pozostaje jednym z najczęściej cytowanych w literaturze ateistycznej autorów.
W końcu doszedł do wniosku, że kształt świata na każdym poziomie jest po prostu zbyt doskonały, by był tylko dziełem przypadku.
Flew stwierdza, że zgodnie z zasadą swego życia, by "zawsze podążać tam, gdzie prowadzą dowody", wierzy teraz w Boga. Bo przecież rzeczą ludzką jest błądzić, lecz totalną głupotą w błędzie trwać. (cyt. za Antony Flew, My Pilgrimage from Atheism to Theism. An interview with Antony Flew by Gary Habermas, "Philosophia Christi" 2004, zima.)
Flew przyznaje też, że zasada antropii domaga się lepszego uzasadnienia niż daje "Wielki Fart".
Podobnie myśli Lee Smolin, pisząc w "Życie wszechświata", dz.cyt.,s 56: "Z pewnością szczęście tutaj nie wystarczy; potrzebujemy racjonalnego wytłumaczenia, dlaczego okazało się, że mamy do czynienia z czymś tak nieprawdopodobnym".
To, że jesteśmy we wszechświecie, jest na tyle fantastycznie nieprawdopodobne, że wymaga jakiegoś poważniejszego uzasadnienia.
Można podejrzewać, że w głębi ducha tacy ateiści jak Weinberg i Dawkins o tym wiedzą, a Christopher Hitchens już się o tym na pewno przekonał, bo już zmarł.
Czołowi przedstawiciele nauki uznali daleko idące implikacje zasady antropii.
Jak pisze Fred Hoyle w The Intelligent Universe: A New View of Creation and Evolution: "Zdroworozsądkowa interpretacja faktów podpowiada, że jakiś super-intelekt manipulował przy prawach fizyki".
Fizyk Freeman Dyson deklaruje: "Im dłużej obserwuję wszechświat i badam szczegóły jego architektury, tym więcej znajduję dowodów na to, że wszechświat w jakimś sensie musiał wiedzieć o naszym nadejściu".
Astronom Owen Gingerich pisze w "Boski wszechświat", że zasada antropii "oznacza w efekcie przyjęcie, że prawa natury sprzyjają nie tylko złożoności, czy po prostu życiu, lecz także rozumowi.
Mówiąc dobitniej, wynikałoby stąd, że rozum jest obecny w prawach natury na poziomie podstawowym".
Astronom Robert Jastrow zauważa, że zasada antropii "to najbardziej teistyczny wynik, do jakiego kiedykolwiek doszła nauka".
Jak można się było spodziewać, zasada antropii wywołała gorącą dyskusję i ostre reakcje.
To na razie tyle.
Najciekawszy film jaki widzialem wszystko najciwkawsze chlop podal
po wysłuchaniu wykładu można dojść tego że nasz wszechświat to tylko detektor a my jesteśmy tego efektem
Serdeczne dzięki za materiał!!
Bardzo dobre niewyjaśnienie mroku.
Dla mnie prawie poezja:)
Super filmik :) Pokazuje tak naprawdę, że mimo OGROMNEGO postępu w nauce nadal nie znamy odpowiedzi na podstawowe pytania dotyczące pojęcia stawianego przez filozofów o naturę bytu. Myślę, że nigdy człowiekowi nie będzie dane poznać istoty wszechrzeczy. Do końca świata będziemy się zbliżać, będziemy bardzo blisko ale nigdy nie dotkniemy prawdy obiektywnej.
Nie prawda. Trzeba tylko zadać odpowiednie pytania. Ja spytałem kiedyś samego siebie:
"Dlaczego coś tak niestabilnego, jak atom przyjmuje formę trwałej materii fizycznej?"
I usłyszałem prostą odpowiedź
DLA CIEBIE
Kiedy to zrozumiesz, reszta stanie się oczywista :)
Ciekawie powiedziane... muszę się nad tymi słowami zastanowić :)
Astral Traveler
Naucz się najpierw pisać po polsku, a potem próbuj udawać mędrca Wszechświata.
***** A gdzie popełniłem błąd? Chyba po prostu próbujesz czepiać się na siłę...
***** Widzisz i nawet nie wiesz. To tylko dowodzi, jak niski poziom prezentujesz i jak ograniczonym jesteś człowiekiem, a tutaj o zagadkach wszechświata próbujesz się wypowiadać.
Obserwacja zjawiska polega na pochłonięciu części jego energii, poprzez fotony. "Obserwacja" na poziomie makro, w naszym sensie jest oczywista. Jednakże wszystkie kwanty wysyłają informację "na wszystko", więc ich stany kwantowe automatycznie się ustalają. Dlatego w skali makro nie mamy takich dziwnych zjawisk.
Przecudne przedstawienie tematu proste ,ciekawe zycze Ci szczescia .
Film bardzo dobry dla początkujących :) Jedna uwaga - Schrodinger nie wyprowadził, a zapostulował swoje równanie.
Dobry materiał. Powiem tak: wszyscy szukają jakiejś prawdy absolutnej, czegoś stałego, ale jedyne co jest stałe to jedynie zmiana. Jest tylko zmiana :) A to że ktoś chce się uczepić swojej teorii czy przekonań a nie rozumie że wszystko się rozwija, zmienia i nie będzie nigdy stałe to ma problem. Natomiast gdyby nie rozwój nauki, pytania, badania itp. "nie dotarli byśmy" tak daleko w badaniu tek naprawdę - świadomości. Tak więc nie jest to tak że "jeden czy drugi z badaczy" zmarnowali czas czy życie. A tworzymy To wszystko MY (bo sami jesteśmy "kosmitami" :) i koniec kropka.
Pozdrawiam,
+Ada Pieńkowska (!) - Odnośnie cudów "wysmażyłem" kiedyś coś takiego...
Każdy chyba ze mną się zgodzi, iż rozum ludzki jest w pewnym sensie ograniczony do świata doświadczeń. Podejmę teraz bardzo kontrowersyjną kwestię. Czy w świecie praw nauki i praw natury możliwe są cuda?
Czy w XXI wieku da się jeszcze wierzyć w narodzenie z dziewicy, zamianę wody w wino i zmartwychwstanie?
Pokażę tu, iż takie idee są całkowicie spójne z nowoczesną nauką i że najsłynniejszy argument przeciwko cudom, przedstawiony przez filozofa Davida Hume'a, daje się obalić na gruncie filozofii samego Hume'a.
Tak więc...
Sprawa cudów jest dla chrześcijan szczególnie istotna, gdyż chrześcijaństwo jest jedyną religią światową, która zależy od cudów.
Inne religie, jak judaizm, mogą informować o cudach, czy dopuszczać ich istnienie, ale chrześcijaństwo opiera się na nich. Mam na myśli szczególnie cud znajdujący się w centrum religii chrześcijańskiej. Jak bowiem pisze św. Paweł w 1 Liście do Koryntian, bez zmartwychwstania Chrystusa "daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także nasza wiara" (1 Kor 15,14).
Zmartwychwstanie nie jest jednak jedynym cudem, o którym pisze Nowy Testament. O ile założyciel islamu, prorok Mahomet, nigdy nie twierdził, że dokonał jakiegokolwiek cudu, o tyle Chrystus czynił cuda ciągle. Chodził po wodzie, uciszał burze, karmił tłumy, uzdrowił niewidomego, a nawet przywrócił do życia Łazarza. Tylko jeżeli cuda są możliwe, chrześcijaństwo jest wiarygodne.
Richard Dawkins trafnie zauważył, że cuda są wspólną płaszczyzną, co do której religia i nauka zdaje się zgłaszać konkurencyjne żądania. Biolog Stephen Jay Gould w swojej książce "Skały wieków" twierdzi, że nauka i religia mogą bez większych problemów współistnieć, jeżeli działają w oddzielnych sferach: "Nauka próbuje dokumentować fizyczny charakter naturalnego świata. (...) Religia działa w równie ważnym, lecz zasadniczo odmiennym obszarze ludzkich dążeń, znaczeń i wartości" ("Skały wieków. Nauka i religia w pełni życia.", Zysk i S-ka, Poznań 2002, s.10).
Dawkins słusznie zauważa, że to rozróżnienie nie zawsze działa. Przyczyna leży w tym, że religia również zgłasza pretensje do natury. Stary Testament mówi o tym, jak Mojżesz rozdzielił wody Morza Czerwonego, a Jonasz żył w brzuchu wieloryba. Nowy Testament mówi o dziewicy imieniem Maryja, która poczęła dziecko i o niejakim Jezusie, który dokonał niezliczonych czynów, które wymykały się ludzkim wyjaśnieniom.
"Nauka opiera się na weryfikowalnym dowodzie", mówi Dawkins. Chrześcijańskie historie o cudach są wg. Dawkinsa "bezczelnym naruszeniem terytorium nauki. Każdy z tych cudów jest równoznaczny z naukowym twierdzeniem, naruszeniem normalnego biegu rzeczy w świecie natury". Zatem "każda wiara w cuda jest kategorycznie sprzeczna nie tylko z faktami naukowymi, ale i z duchem nauki".
Zdaniem Dawkinsa cuda są właściwie najbliższe "złej nauce". Jako że prawa naukowo dowiedzione nie moga byc naruszane, cuda nie mogą się zdarzyć. Rozsądni ludzie muszą zatem "wyrzec się cudów" - tak przynajmniej twierdzi ateista Dawkins.
Wielu liberalnych chrześcijan jest tak onieśmielonych autorytetem nauki, że robią, co mogą, by porzucić cuda. Opierają się w tym na tradycji studiów biblijnych sięgających 1835 roku i pracy Davida Straussa "Das Leben Jesu" (Życie Jezusa). Strauss uznawał cuda za mity. W jaki sposób Jezus nakarmił tysiące ludzi kilkoma bochenkami chleba i rybami? Być może miał jakiś tajny magazyn żywności, a może ludzie mieli jednak ze sobą suchy prowiant. W jaki sposób Jezus chodził po wodzie? Może tuż pod powierzchnią wody pływała jakaś platforma. W jaki sposób Jezus wskrzesił Łazarza z martwych? Łazarz mógł być w jakimś transie. W jaki sposób Jezus wyszedł z grobu? Prawdopodobnie nie wyszedł, ale ważne jest, że jego zwolennicy wierzyli, że powrócił i ta wiara napełniła ich radością i nadzieją.
Przytoczone tu interpretacje naprawdę były proponowane przez teologów. Pozbyli się cudów, pozbywając się chrześcijaństwa, przygotowując tym samym grunt pod ateistyczne ideologie z których wyrosły takie zabójcze totalitaryzmy, jak nazizm i komunizm.
Mam zamiar przedstawić swój wywód, że cuda są możliwe, obalając najsilniejszy argument przeciwko nim. Nie próbuję dowodzić prawdziwości konkretnych cudów, staram się po prostu pokazać, że cuda nie powinny być z góry odrzucane jako nie naukowe czy niewiarygodne. Jak wszyscy chrześcijanie przyznaję, że cuda są mało prawdopodobne, dlatego mówimy o cudzie, ale nawet mało prawdopodobne wydarzenia czasem mają miejsce; pokazuje to sama fizyka, a konkretnie - mechanika kwantowa. Tak samo jest z cudami.
Najmocniejszy argument przeciwko cudom został przedstawiony przez filozofa i sceptyka Davida Hume'a w jego "Badaniach dotyczących rozumu ludzkiego". Jego argumentacja jest często cytowana przez ateistów; Dawkins i smutnej pamięci Christopher Hitchens przywołują ją, by całkowicie odrzucić cuda (Ch. Hitchens, "Bóg nie jest wielki...", dz. cyt., s.145, s. 141; R. Dawkins, "Bóg urojony", dz. cyt. s. 91). Hume twierdził, że:
- cud jest naruszeniem znanych praw natury;
- prawa te są znane dzięki powtarzającemu się i stałemu doświadczeniu;
- świadectwo tych, którzy opowiadają o cudzie, sprzeciwia się działaniu ustalonych praw nauki.
Zatem nikt racjonalnie myślący nie może wierzyć w cuda.
Argumentacja Hume'a przeciwko cudom była niezwykle wpływowa, ale można na nią skutecznie odpowiedzieć. Żeby to zrobić, trzeba odwołać się do prac samego Hume'a. Jego pisma pokazują, dlaczego wiedza ludzka jest tak ograniczona i niepewna, że nie można nigdy odrzucić całkowicie możliwości cudu. Formułując swe zastrzeżenia do cudów, biedny Hume chyba zapomniał przeczytać własną książkę.
Obalam dowód Hume'a następująco:
- cud jest naruszeniem znanych praw natury;
- prawa nauki w ocenie samego Hume'a są empirycznie nieweryfikowalne;
- zatem naruszenie znanych praw natury są w miarę możliwe.
Aby uzmysłowić sobie wpływ myśli Hume'a, trzeba odwołać się do jego współczesnych zwolenników, którzy zazwyczaj nazywają siebie logicznymi pozytywistami. Ateiści i "światli" nie używają tego terminu, ale analiza ich założeń dowodzi, że opierają się na logicznym pozytywizmie. Uznaje on, że nauka działa w weryfikowalnej przestrzeni faktów i praw, natomiast moralność działa w subiektywnej i nieweryfikowalnej domenie wyborów i wartości. Pozytywista logiczny jest przekonany, że wiedza naukowa jest najlepszym rodzajem wiedzy i wszystko, co sprzeciwia się twierdzeniom nauki musi być odrzucone jako irracjonalne. Tacy ludzie żyją wśród nas, tu i teraz. Wielu z nich jest bardzo dobrze wykształconych, lecz należy pamiętać, iż głupszy od nieuka jest już tylko głupiec uczony. Ci wykształceni głupole potrafią mówić z takim poczuciem pewności, że nawet ludzie, którzy nie zgadzają się z nimi, mają twardy orzech do zgryzienia, by im odpowiedzieć.
Dla pozytywisty logicznego istnieją dwa rodzaje twierdzeń: analityczne i syntetyczne. Twierdzenie analityczne to takie, którego prawdziwość lub fałszywość można ustalić, badając samo twierdzenie. Jeżeli powiem, że "mój sąsiad jest kawalerem, który ma piękną żonę", od razu wiadomo, że nie mówię prawdy, bo termin "kawaler" oznacza "nieżonaty mężczyzna", więc kawaler nie może mieć żony. Dla Hume'a matematyka dostarcza klasycznych przykładów prawd analitycznych. Aksjomaty matematyczne są prawdziwe z definicji; są one, można by rzec, prawdziwe w sposób przyrodzony.
Twierdzenie syntetyczne może zostać zweryfikowane tylko poprzez sprawdzenie faktów. Jeżeli powiem "mój sąsiad waży 130 kilogramów i lubi czytać książki Richarda Dawkinsa", to z samego zdania nie da się wywnioskować, czy jest prawdziwe. Trzeba by odwiedzić mojego sąsiada i zapytać go. Hume uważał, że twierdzenia analityczne są prawdziwe a priori, to znaczy z definicji. Twierdzenia syntetyczne są prawdziwe a posteriori, to znaczy poprzez zbadanie dowodów. Dla Hume'a nauki fizyczne dostarczyły standardowego modelu prawdy syntetycznej. Poprzez użycie metody naukowej, takiej jak na przykład hipoteza, eksperyment, weryfikacja, krytyka - możemy odkryć syntetyczne prawdy o świecie.
Na tej podstawie Hume definitywnie odrzucił metafizykę, która nie była dla niego żadnym rodzajem prawdy. Weźmy centralne twierdzenia religii, że "człowiek nie umiera cały, lecz jego tożsamość trwa dalej po śmierci ciała, gdzie zostaje rozliczona za uczynki dokonane w ciele złe i dobre" lub "Bóg stworzył wszechświat". Hume argumentuje, że te twierdzenia nie są prawdziwe ani z definicji, ani nie mogą być zweryfikowane poprzez sprawdzenie faktów. Twierdzenia te zatem, dowodził, nie są nawet nieprawdziwe, są pozbawione znaczenia. Hume pisał: "Biorąc do ręki jakiś tom traktujący na przykład o teologii albo szkolnej metafizyce, zapytujemy: Czy zawiera on jakieś rozumowanie abstrakcyjne dotyczące wielkości lub liczby? Nie. Czy zawiera jakieś oparte na doświadczeniu rozumowanie dotyczące faktów i istnienia? Nie. A więc w ogień z nim, albowiem nie może zawierać nic prócz sofisterii i złudzeń!" (D. Hume, "Badania dotyczące rozumu ludzkiego", PWN, Warszawa 1977, s.200).
Powyższe stwierdzenie jest znane jako humowska zasada empirycznej weryfikowalności. Dopuszcza ona tylko dwa rodzaje prawd: prawdziwe z definicji i prawdziwe na mocy empirycznego potwierdzenia. Od razu widać tu jednak problem. Jeżeli zastosować humowskie kryteria do jego własnej doktryny, to czy zasada empirycznej weryfikowalności jest prawdziwa z definicji? Nie. Czy jest zatem sposób, by ją empirycznie potwierdzić? Znowu nie. Idąc więc za radą Hume'a, powinniśmy oddać jego zasadę na pastwę płomieni, bo jest nie tylko fałszywa, ale i nie spójna.
Jest jeszcze jeden problem z rozumowaniem Hume'a, mniej oczywisty, ale równie poważny. Potrzeba było geniuszu Immanuela Kanta, by pokazać błąd, który całkowicie umknął uwadze Hume'a. Wbrew tezom Hume'a prawdy matematyczne nie mają analitycznego charakteru. Weźmy słynne twierdzenie matematyczne z geometrii euklidesowej (są też inne geometrie, gdzie proste są krzywe), które mówi, że najmniejsza odległość między dwoma punktami jest linią prostą. Wydaje się, że jest to oczywista prawda, ale nie można jej potwierdzić przez zwykłe badanie zdania. W definicjach użytych terminów nie ma nic, co czyniłoby zdanie prawdziwym. Jak więc dowiemy się, czy jest prawdziwe? Musimy sprawdzić. Dopiero, gdy zaznaczymy na kartce papieru dwa punkty, a potem narysujemy linię między nimi, będziemy mogli zaobserwować, że najmniejsza odległość miedzy nimi to linia prosta. Kant pokazał, że wiele innych twierdzeń matematycznych jest tego rodzaju.
Przywołuję kantowską poprawkę do tez Hume'a nie po to, by wyciągać wniosek, że te matematyczne aksjomaty są błędne. Sugeruję jedynie, że ich prawdziwość można ustalić tylko syntetycznie. Możemy iść do przodu tylko odwołując się do danych. Prawa matematyczne są więc, ogólnie rzecz ujmując, takie jak prawa naukowe. Możemy je weryfikować, tylko badając świat dookoła nas. Gdy jednak badamy świat dookoła nas, z niepokojem odkrywamy to, co jako pierwszy zauważył Hume.
Prawa naukowe są więc nieweryfikowalne. Nie mogą być empirycznie potwierdzone. Nauka oparta jest na prawie przyczyn i skutków i nawet ono nie może być potwierdzone przez doświadczenie.
Argumentacja Hume'a to bomba.
Jej konsekwencje są daleko idące, że bardzo niewielu ludzi zrozumiało je, i do dziś duch Hume'a krąży po korytarzach współczesnej nauki. To dość zabawne, gdy wykształceni ludzie, w tym wspólnota samozwańczych "światłych", głoszą nadal te same poglądy na temat nauki, które zostały zdemaskowane przez Hume'a dwieście lat temu.
Dlaczego prawa naukowe są nieweryfikowalne?
Odpowiedź Hume'a brzmi: ograniczona liczba obserwacji, nawet największa, nie może być użyta do wywiedzenia ogólnego wniosku, który dawałby się logicznie uzasadnić. Jeżeli twierdzę, że wszystkie łabędzie są białe i uznaję to za naukową hipotezę, jak zabiorę się za jej weryfikację? Sprawdzając kolor łabędzi, milionów łabędzi, a może dziesiątek milionów łabędzi. W oparciu o to mogę śmiało powiedzieć, że wszystkie łabędzie są białe. Hume mówi jednak, że tak naprawdę tego nie wiem, bo jutro mogę zobaczyć czarnego łabędzia i tyle zostanie z mojego naukowego prawa.
Nie jest to błahy przykład. Przez tysiące lat przed odkryciem Australii ludzie na Zachodzie widzieli tylko białe łabędzie. W końcu cały zachodni świat uznawał za oczywiste, że wszystkie łabędzie są białe, a zachodnia literatura była pełna określeń w rodzaju "biały jak łabędź". Dopiero gdy Europejczycy dotarli do Australii, zobaczyli czarnego łabędzia. To, co uznawane było za naukową świętą prawdę, musiało iść w odstawkę.
Można oczekiwać, że w tym miejscu dzisiejsi orędownicy nauki zaczną sobie gratulować, mówiąc: "Ano właśnie, to jest wspaniałe w nauce. Jest ciągle otwarta na korekty i zmiany. Uczy się na własnych błędach". Rzeczywiście, Carl Sagan chwali naukowców takich jak on za "tradycję wzajemnego sprawdzania ustaleń kolegów". Pogląd Sagana pobrzmiewa w tym, co pisze Daniel Dennett: "Metody naukowe nie są odporne na głupotę, ale są nieskończenie poprawialne. (...) Istnieje tradycja krytyki, która wymusza ulepszenia tam, gdzie odkryto wady".
Powiedzieć tylko tyle to minąć się z sednem twierdzeń Hume'a, który mówi przede wszystkim o tym, że nauka przyjmuje coś za regułę bez odpowiedniego uzasadnienia. Wszystkie prawa naukowe są empirycznie nieweryfikowalne. Skąd wiemy, że światło w próżni porusza się z prędkością prawie 300 tysięcy kilometrów na sekundę? Zmierzyliśmy to. Jednak to, że osiągnęliśmy taki wynik przy jednym pomiarze, dziesięciu pomiarach,, miliardach pomiarów nie znaczy, że światło zawsze i wszędzie porusza się z taką prędkością. Zakładamy to po prostu, ale nie wiemy, czy tak naprawdę jest. Jutro możemy odkryć sytuację, w której światło porusza się z inną prędkością i wtedy przypomną się czarne łabędzie.
Czy praw naukowych nie można by jednak wywieść z logicznego związku miedzy przyczyną i skutkiem? Hume twierdzi, że nie, bo nie ma logicznego związku między przyczyna i skutkiem. Możemy zaobserwować zdarzenie A, a później zdarzenie B i założyć, że zdarzenie A spowodowało zdarzenie B, ale nie możemy tego wiedzieć na pewno. Wszystko co zaobserwowaliśmy to korelacja, a nie ma takiej ilości zaobserwowanych korelacji, która sumowałaby się w związek konieczny.
Rozważmy prostą ilustracje tego faktu. Dziecko pierwszy raz w życiu upuszcza piłkę na ziemię. Ku jego zaskoczeniu piłka odbija się. Następnie wujek dziecka, absolwent politechniki, wyjaśnia, że upuszczenie okrągłego przedmiotu w rodzaju piłki powoduje jego odbijanie się. Być może w swoim wyjaśnieniu używa nawet ogólnych pojęć w rodzaju "własności przedmiotu" czy "przyczynowości". Jeżeli nie są to terminy pozbawione znaczenia, to muszą odnosić się do czegoś, co można doświadczyć. Hume stawia głębokie pytanie warte zastanowienia: jakie doświadczenie ma wujek, którego nie miałoby dziecko? Rożnica, zauważa Hume, polega na tym, że wujek widział wiele odbijających się piłek. Zawsze, kiedy upuścił piłkę, odbijała się, i zawsze, kiedy widział, że ktoś inny upuszcza piłkę, rezultat był taki sam. To jest podstawa, i to jedyna podstawa większej wiedzy wujka.
Z tego Hume wyciąga frapujący wniosek: wujek nie ma żadnego doświadczenia zasadniczo różnego od doświadczenia dziecka. Zaledwie powtórzył eksperyment więcej razy niż dziecko. To zatem obyczaj czy przyzwyczajenie karzą myśleć: "Skoro wcześniej widziałem odbijającą się piłkę tak wiele razy, to musi to nastąpić znowu". Jednak wujek nie ustalił żadnego koniecznego związku, po prostu ma pewne oczekiwania wywiedzione z wcześniejszych doświadczeń. Ale skąd wie, że przeszłe doświadczenia powtórzą się za każdym razem w przyszłości? Tak naprawdę tego nie wie. W ten sposób Hume doszedł do konkluzji, że prawa oparte na związku przyczynowo-skutkowym nie mogą być zweryfikowane. Hume nie neguje faktu, że natura ma swoje prawa, ale zaprzecza temu, że możemy je poznać. Gdy przyjmujemy, że coś jest prawem, jest to jedynie sposób na powiedzenie: "Oto najlepszy domysł, jaki możemy przedstawić w oparciu o poprzednie próby".
Nawiasem mówiąc, twierdzeń Hume'a wcale nie obala przyznanie, że "Co prawda prawa naukowe nie są prawdziwe w stu procentach, ale są prawdziwe na 99,9%. Może i nie są pewne, ale najprawdopodobniej są prawdziwe".
Jak zweryfikować takie stwierdzenie?
Jak ustalić prawdopodobieństwo, powiedzmy, prawa odwrotnych kwadratów Newtona? Mówi ono, że każde ciało we wszechświecie przyciąga każde inne ciało z siłą wprost proporcjonalną do ich masy i odwrotnie proporcjonalną do kwadratu odległości między nimi. Prawa tego nie da się sprawdzić inaczej, niż mierząc relację miedzy wszystkimi ciałami we wszechświecie. Jako że jest to możliwe, żadna skończona liczba prób weryfikacji nie może dać konkretnej odpowiedzi, jak prawdopodobnie twierdzenie Newtona. Dziesięć milionów prób nie da 99-procentowego ani nawet 50-procentowego prawdopodobieństwa, bo może być dwadzieścia milionów przypadków nieprzetestowanych, w których uzna się, że prawo Newtona nie działa; Dziś wiadomo, że nie ma takich praw nauki i przyrody, które obowiązują zawsze i wszędzie bez wyjątku. Na przykład prawo grawitacji nie działa w kwantowym świecie cząstek elementarnych. Istnieją ponadto rzeczywiste bariery stawiane przez przyrodę, których nie podobna przekroczyć. W mikroświecie mechaniki kwantowej zasada nieoznaczoności W. Heisenberga wytycza absolutnie granice. Natomiast w makroświecie granice wyznacza najszybszy, lecz skończony nośnik informacji - światło. Możemy poznawać tylko ten obszar czasoprzestrzeni kosmicznej, z którego światło przekazuje informacje. Tymczasem z modelu kosmologicznego Hermana Minkowskiego wynika dowodnie, że istnieją takie obszary kosmosu, z którego światło jeszcze nie dotarło lub dotrze za miliony lat. Tak więc bariera poznania istnieje w samym podmiocie poznającym - człowieku. Z tego właśnie powodu współcześni badacze, świadomi tego stanu rzeczy, często stawiają pytania wykraczające poza domenę nauk ścisłych, co nie powinno już nikogo dziwić.
W tym miejscu warto zrobić przerwę na rozważenie pewnego wybuchu irytacji astronoma Neila deGrasse Tysona w książce "Wielki Początek...".
Tyson uważa, że to po prostu niedorzeczne mówić, że prawa naukowe nie są wiarygodne: "Największy sukces nauki polega na tym, że działa. Gdyby nauka nie opisywała trafnie, samoloty by nie latały, a ludzie leczeni przez lekarzy nie zdrowieliby. Samoloty latają, a chorzy są skutecznie leczeni w szpitalach i na tej podstawie trzeba uznać naukę za prawdziwą. Lepiej jest latać samolotem zbudowanym zgodnie z prawami fizyki, niż wsiąść na pokład samolotu zbudowanego według zasad astrologii wedyjskiej", pogardliwie dodaje Tyson.
Zgadzam się, że nauka działa i nie będę się spierał o ograniczenia wedyjskiej astrologii, ale nie wynika z tego, iż prawa naukowe, które odkryliśmy i poznaliśmy, są prawdziwe w każdym przypadku.
Weźmy taki niepokojący przykład: prawa Newtona przez prawie dwa wieki uznawane były za absolutnie prawdziwe. Działały niewiarygodnie dobrze. Właściwie żaden zestaw ogólnych twierdzeń nie został poddany tak wielu empirycznym weryfikacjom. Każda maszyna była ich wcieleniem i cała rewolucja przemysłowa była oparta na newtonowskiej fizyce i mechanice. Słuszność tez Newtona potwierdzano miliony razy dziennie, a jego teorie doprowadzały do niespotykanych wcześniej materialnych sukcesów. Lecz stała grawitacji jest zbędna w świecie cząstek elementarnych, gdyż prawo grawitacji tam nie działa. Prawa mechaniki kwantowej oraz teoria względności Einsteina są sprzeczne z twierdzeniami Newtona, które wbrew niezliczonej liczbie empirycznych weryfikacji uznane zostały za istotny sposób za błędne lub przynajmniej niewystarczające.
Nie oznacza to na przykład, że prawa Einsteina są absolutnie prawdziwe. W przyszłości i ich błędność w jakichś aspektach może zostać przez kogoś dowiedziona.
Z takich przykładów filozof Karl Popper ("Logika odkrycia naukowego", PWN, Warszawa 1977), wyciągnął wniosek, że żadne prawo nauki nie może rościć sobie pretensji do dowodzenia czegokolwiek. Nauka nie może weryfikować teorii, może je zaledwie falsyfikować. Gdy poddaliśmy teorię licznym testom i nie została obalona, możemy prowizorycznie wierzyć w jej prawdziwość. Jednak nie dlatego, że została dowiedziona, ani nawet, że prawdopodobnie jest prawdziwa. Raczej działamy w ten sposób, bo mówiąc praktycznie, nie mamy lepszego sposobu działania. Wierzymy teorii na słowo, dopóki nie stwierdzimy, że nas zawiodła.
Nie ma w tym nic złego, dopóki zdajemy sobie sprawę z faktu, że prawa naukowe to nie "PRAWA NATURY". Są one prawami ludzi, forma odgadywania wiedzy o świecie. To co nazywamy prawem, nie jest niczym więcej, jak tylko zaobserwowanym wzorem i ciągiem wydarzeń. Myślimy, że świat tak działa, dopóki doświadczenie nie dowiedzie, że jest inaczej.
Przedstawiam tutaj argumenty sceptyków nie dlatego, że wyznaję bez zastrzeżeń filozofię Hume'a cz Poppera. Moim celem jest raczej odrzucenie twierdzenia Hume'a przeciw cudom z użyciem jego własnej empirycznej i sceptycznej filozofii.
Hume utrzymuje, że cuda naruszają znane nam prawa natury, ja natomiast sugeruję, że sceptyczna filozofia samego Hume'a pokazała, że nie ma znanych nam praw natury.
Cuda mogą zostać odrzucone tylko wtedy, gdy prawa naukowe są z pewnością prawdziwe i nie dopuszczają żadnych wyjątków.
Hume dowiódł, iż nie możemy tego wiedzieć w stosunku do żadnego empirycznego twierdzenia. Cuda można uznać za sprzeczne z nauką tylko wtedy, gdyż nasza wiedza o przyczynowości jest tak pewna, że śmiało możemy wykluczyć boską przyczynę. Hume nauczył nas, jak ograniczona jest nasza wiedza o przyczynowości i dlatego nie możemy uznać za niemożliwą boskiej interwencji w wyjątkowych przypadkach.
Gdy mówimy o cudzie, możemy mieć na myśli albo niezwykle rzadkie wydarzenie, które jednak jest możliwe z naukowego punktu widzenia, albo wydarzenie, które w jakiś sposób sprzeciwia się UZNANYM prawom natury.
Rozważmy kwestię, czy osoba zmarła może wrócić do życia.
Możemy to uznać za nieprawdopodobne w najwyższym stopniu, bo nikt, kogo znamy, czegoś takiego nie widział. Wszystkie próby ożywienia zmarłych podejmowane przez lekarzy do tej pory kończyły się niepowodzeniem. Nie wynika z tego jednak, że przywracane do życia osób zmarłych jest naruszeniem jakichś praw natury.
Czy ktoś może z całą pewnością powiedzieć, że w przyszłości postęp medycyny nie osiągnie punktu, w którym będzie można przywracać do życia ludzi znajdujących się w stanie śmierci klinicznej?
Oczywiście, że nie. Zatem twierdzenie naukowe głoszące, że martwi nie mogą wrócić do życia, jest prawdą praktyczną, użyteczną dla celów codziennego działania, ale nie jest prawdą konieczną.
Jeżeli jednak możemy w przyszłości zobaczyć umarłych przywróconych do życia, jest też możliwe, że w przeszłości raz, a może i więcej razy, zmarli wracali do życia. Nie twierdzę, że tak było. Mówię tylko, że skoro może się to kiedyś wydarzyć, to również wcześniej mogło to już kiedyś mieć miejsce. Logiczna możliwość nie może być ograniczona do zdarzeń w przyszłości. Jeżeli wydarzyło się to w przeszłości, był to cud. Jeżeli będzie to miało miejsce w przyszłości, nazwiemy to postępem naukowym. W każdym przypadku jest to możliwe nie dlatego, że prawa natury zostały odrzucone, ale dlatego, że nie mamy pełnej wiedzy na ich temat.
Cuda można także rozumieć jako zawieszenie prawa natury, ale i wtedy w nauce czy logice nie znajdziemy nic, co mówiłoby, że takie fakty nie mogą mieć miejsca. Kto powiedział, że prawa natury są niezmienne? Nie ma żadnego dowodu na tak daleko idące stwierdzenie. Oczywiście, że jeżeli Bóg istnieje - a ja nie mam co do tego żadnej wątpliwości - to cuda są możliwe. Dla Boga będącego poza światem fizycznym, najwyraźniej nie ma ograniczeń. Nawet nowoczesna fizyka przyznaje, że poza światem fizycznym prawa natury nie mają zastosowania. Nie ma nic "cudownego" w niebie lub w piekle z tego prostego powodu, że żadne prawa natury nie działają poza naszym światem.
Jednak nawet w ramach natury Bóg nie może być ograniczony. Jak autor powieści, Bóg całkowicie dysponuje fabułą. Jak mógłby być związany regułami i wątkami, które sam wymyślił? Gdy Bóg nagle przerywa "logikę" opowieści, skutkiem będzie na pewno wstrząs i zamęt. I o to właśnie chodzi w cudach - by zakłócić normalny bieg wydarzeń i zwrócić uwagę na coś, co dzieje się poza samą opowieścią.
Największym cudem jest stworzenie naszego wszechświata z nicości. Wszystkie kolejne cuda, które dzieją się w tym świecie, są konsekwencją tego pierwszego. Poza tym, jeżeli Bóg stworzył wszechświat, to stworzył również takie prawa natury, że może je od czasu do czasu "zmienić", jeżeli ma na to ochotę. Czego dobrym przykładem jest to, co dzieje się w świecie atomów i cząstek elementarnych.
Mam umysł ścisły, ale nie ściśnięty, dlatego zajmuję się filozofią nauki.
Największym cudem, jaki się wydarzył na przestrzeni dziejów, jest stworzenie TEGO świata z całym oprogramowaniem, który nazywamy prawami przyrody (patrz. teoria Wielkiego Wybuchu).
Matematycznie wszystko jest dopuszczalne, lecz fizycznie niewykonalne.
Co mam na myśli?
Uzasadnię to na przykładzie małpy i klawiatury w kontekście odpowiedzi na pytanie, dlaczego ateiści tak usilnie odrzucają teorię Wielkiego Wybuchu.
Historia małpy i klawiatury jest już klasykiem o korzeniach sięgających do darwinowskich czasów i jednocześnie do współczesności.
Wyobraźmy sobie, że każdy z członków stada małp dostaje do rąk klawiaturę.
Pomińmy rzeczywistość, która mogłaby się okazać niezbyt zachęcająca.
Przeprowadzono doświadczenie z makakami i stwierdzono, że, stukając w klawiaturę, wyprodukowały ogromne ilości kartek pełnych litery "s", która z jakichś względów bardzo im się spodobała.
Przypuśćmy zatem, że małpy zachowują się jak istoty odpowiedzialne, mające prawa człowieka i wystukują na klawiaturze symbole w sposób mniej lub bardziej losowy i że ten proces trwa nieograniczenie.
Tak zwane "twierdzenie o małpie z klawiaturą" orzeka, że jeśli czas stukania w klawisze jest nieskończony, to małpy prawie na pewno napiszą zadany wcześniej sensowny tekst.
Inaczej mówiąc, jeśli nie ma ograniczenia czasu, grupa małp posadzona przy klawiaturach wcześniej czy później napisze dokładnie całego "Don Kichota", litera po literze, całą książkę.
W rachunku prawdopodobieństwa "prawie na pewno" oznacza "w granicy" lub "z prawdopodobieństwem dążącym do 1".
Ten zwrot ma jednoznaczny sens matematyczny. Ale to, co tu stwierdziliśmy, wcale nie wyklucza tego, że gdy po pewnym czasie, choćby niewyobrażalnie długim, zajrzymy małpom przez ramię, ku naszemu rozczarowaniu nie zobaczymy niczego sensownego.
Jedyna rzecz, która wynika z twierdzenia, to to, że prawdopodobieństwo dąży do jedynki (czyli do czegoś całkowicie pewnego), gdy czas dąży do nieskończoności.
Można do tego dojść poprzez matematyczne rozważania. Jednak nie przedstawię tu ścisłego i szczegółowego dowodu twierdzenia o małpie z klawiaturą, byłby on bowiem za długi i wymagałby nieco nudnego wprowadzenia pojęć rachunku prawdopodobieństwa, ale nie trudno uwierzyć w prawdziwość twierdzenia.
Załóżmy że klawiatura ma 60 klawiszy. Prosty ciąg znaków, taki jak "To be or not to be" (słynne "być albo nie być" z Hamleta) wymaga 18 uderzeń klawisza, a prawdopodobieństwo niewystukania tego tekstu przy "n" próbach jest równe:
otwórz nawias; 1 minus 1/ w mianowniku 60 do potęgi 18; zamknij nawias, i to wszystko do potęgi "n".
Granica całego tego wyrażenia, gdy "n" dąży do nieskończoności, jest równa 0. Jeśli do uproszczenia przyjmiemy, że mamy do czynienia nie z jedną małpą, a z "k" małpami, granica pozostanie niezmienna, ale zbieżność będzie szybsza.
Nieco bardziej zaawansowane rozważania prowadzą do nieoczekiwanego wniosku: nie ma matematycznej wątpliwości, że w nieskończonym czasie małpy odtworzą całego "Hamleta".
Każda książka jest przecież jakimś ciągiem liter, wariacją z powtórzeniami znaków o skończonej długości. Jeśli tylko dać małpom nieskończony czas, napiszą dowolna książkę.
Prawdą jest jednak także i to, że w codziennej rzeczywistości szanse na to, by zdarzyło się to w jakimkolwiek dostępnym czasie, są znikome.
Co nam z wiedzy o tym, że małpy mogą odtworzyć "Don Kichota", jeśli czas do tego potrzebny jest dłuższy od wieku Wszechświata?
Tak więc napisanie czegokolwiek sensownego o Don Kichocie, a o pierwszej żywej komórce, narodzinach życia i rozbłysku świadomości u hominidów nie wspomnę, wymagałoby niewyobrażalnie długiego czasu.
I to właśnie boli ateistów!
Dla ateistów ewolucja jest ślepa więc potrzebuje nieskończonego czasu. Natomiast nasz wszechświat ma niecałe 14 miliardów lat!
Fizyk znający dobrze termodynamikę powiedziałby, że odtworzenie, na przykład "Hamleta", jest matematycznie prawdopodobne, lecz fizycznie niemożliwe.
Wszechświat ma skończenie wiele cząstek i jest skończony w czasie.
I choć cząstek we Wszechświecie jest gugol ( ang. googol, termin ukuty przez 9 - letniego siostrzeńca matematyka Edwarda Kasnera dla liczby 10 do potęgi 100), a Wielki Wybuch miał się zdarzyć 13, 7 miliardów lat temu, nawet jeśli zastąpimy cząstki przez małpy i wypełnimy kosmos tymi stukającymi na maszynie istotami, prawdopodobieństwo wystukania "Hamleta" w czasie istnienia Wszechświata jest zaniedbywalnie małe.
I kończąc...
Zatem przyczyną sprzeciwu ateistów wobec tezy o Wielkim Wybuchu jest chęć zrobienia miejsca teorii ewolucji.
Tylko nieskończoność trwania naszego świata dałaby matematyczną możliwość realizacji założeń teorii ewolucji od powstania pierwiastków do pierwszej żywej komórki.
Reasumując.
Tylko głupi może rzec w sercu swoim: NIE MA BOGA!
Ciekawy wywód. Muszę przyznać, że fajnie uzmysłowił mi, że wszelkie prawidłowości poznane przez naukę należy zawsze traktować jako możliwie najlepsza wersja prawidłowości do do tej pory poznana. Przyszłość przyniesie nowe odkrycia, częściowo obalając aktualne zasady. Dalej nie ma to jednak nic wspólnego z Cudami. Cudem ma być coś co działa wbrew regułom na zasadzie magicznego skrótu. Jeżeli jakikolwiek cud faktycznie się wydarzył, to przestaje być cudem tylko potwierdzeniem nowej reguły, której jeszcze nie znaliśmy. Koniec wywodu.
Natomiast to, że znajdziemy czarneg łabędzia nie jest dowodem, że kiedyś mógł wydarzyć się cud w postaci objawienia czarnego łabędzia. Na przykładzie zmartwychwstania. Aktualnie potrafimy przywrócić funkcje życiowe osoby, która nie żyje, ale mamy tylko kilka minut zanim jest struktura wewnętrza ulegnie nieodwraclanej degradacji. Załóżmy że pojawiłby się sposób odtworzenia zniszczonej struktury mózgu i innych elementów ciała. Super. Ale to wcale nie jest dowodem że chrystus zmartwychwstał i że tamten cud się wydarzył. Możliwość , że efekt da się osiągnąć w określonych warunkach nie dowodzi, że historycznie wydarzył się cud.
W dodatku cała idea cudów religijnych jako sedno cudu zakłada, że wydarzył się on wbrew zasadom. Udowadnianie naukowo, że cud jest "technicznie" możliwy, wręcz podważa religijny sens cudu.
Bardzo interesujący punkt widzenia. Ciekawie jest poczytać coś odświeżającego dla umysłu :-). Czy gdzieś są dostępne jeszcze twoje inne publikacje, z przyjemnością bym poznał pozdrawiam
Beny Kowalski bog nie stworzył swiata tylko proces trwa nadal poza tym bog istnieje i nie istnieje jednoczesnie....bo kurwa może
Sam akt obserwacji to przejście kwantu przez polaryzator. Tzn że wszystkie amplitudy fali które nie są równoległe do pasm polaryzatora są blokowane. To oczywiste że w ten sposób ustalamy konkretne położenie kwantu.
Gdybyśmy mieli idealny polaryzator mierzący wszystkie amplitudy jednocześnie...
Gratulacje. dobra robota, bez dogmatów :)
Dla mnie jesteś wielki mistrzostwo ten film
Bardzo dobry film, czekam na nowe!
super materiał, dziękuję
fizyka kwantowa rozwala mózgi i to jest piękne w swojej dziwaczności
Model budowy atomu Bohra - Bohr przyjął wprowadzony przez Ernesta Rutherforda model atomu, według którego elektron krąży wokół jądra,coś na na system Kopernikański,Słońce w centrum i krążące dookoła planety,jaka jet pewność,że jest prawdziwy.W 1922 dostał Nobla za nie potwierdzoną teorię
Oczywiście Bóg nie gra w kości np. z cherubinami, bo znając przyszłość, byłby w uprzywilejowanej sytuacji ;). Super filmik
Super filmik. Ja badam wszechświat, jestem odkrywcą, dużo już pojąłem. Kluczem jest świadomość.
domyślam się jakiego przyrządu używasz do tego badania , ja też patrzę przez ten sam Mikroskop ;) Pozdrawiam
Zjadłem grzyby po czym Bóg mi powiedział o fizyce kwantowej :)
XDD. gorzej będzie jak się poschizujecie a później będziecie mieć podwójne widzenie :D
W skrócie i ''po ludzku'' przedstawiłeś podstawowe zagadnienia fizyki kwantowej.
*Uwielbiam filmy tego typu*
to nie obserwator wpływa na to doświadczenie tylko światlo które musi byc włączone podczas obserwaji.
W celu lepszego zrozumienia problematyki odsyłam do eksperymentu Delayed choice quantum eraser. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam.
***** jakos mnie nie przekonałes "mondralo". Fizyku od siedmiu boleści.
***** w dzisiejszych czasach ludzie mają chętkę na bycie bogami. My nic narazie nie wiem o mechanice kwantowej. Prawie w ogóle jej nie rozumiemy, więc skąd ta pewność że to obserwator wpływa na zachowanie elektronów? To tylko ludzka wyobraźnia i naiwność prowadzi do takich wniosków. A światło? Ono odbija się od obiektów i tym samym atomów, fotony robią "kopie" i przesyłają informację do twojego mózgu gdzie jest interpretowana. Więc przestań gadać że to obserwator bo narazie nie ma na to dowodów. Tylko pobożne życzenia.
+Bolobilek nie rozśmieszaj mnie. Widzę że mamy tu mądrale który rozumie dualizm korpuskularno falowy....
+Bolobilek nie mówimy o BB tylko o mechanice kwantowej
uwielbiam tą tematyke
Bardzo dobry wyklad dziekuje.
energia w próżni się nie przemieszcza, wszystkie cząstki, atomy....itd to ENERGIA w różnej formie, dążąc do nieskończonego podziału w kierunku zera ,energia przyjmuje najbardziej idealny z punktu widzenia geometrii kształt -> kulę(sferę),
W POLU, którym jest przyjęta błędnie czasoprzestrzeń (czas i przestrzeń nie tworzą konstrukcji pozwalającej na przepływ energii) energia w postaci kulistej robi różne figle takie jak rzucanie obrazu interferencyjnego przez jedną cząstkę (ale cząstka to nie jedno a skupisko energetycznych kształtów)
jeśli chodzi o wpływ obserwatora na wynik obserwacji....hehe wyobraźmy sobie że chcę stwierdzić gdzie w danym momencie jest latający koło mnie z prędkością światła kolober, dokonuję obserwacji i....okazuje się że nie wiem bo moja aparatura pomiarowa też śmiga z tą samą prędkością, wobec czego koliber może być wszędzie a ja powtarzając pomiar miliony razy będę mógł jedynie powiedzieć że lata wokół kwiatka...
film fajny pozdrawiam autora :)
Energia nie ma przełożenia na materię fizyczną. Ma ją INFORMACJA zawarta w atomach...
Wszechświat to fraktal - pola w polach. Pola maja różne częstotliwości i nakładają się na siebie wzajemnie. Żeby możliwa była wymiana informacji, pola muszą mieć podobną częstotliwość - wtedy zachodzi rezonans...
Pan Schodinger nie wyprowadził swojego równania, tylko postulował. To jest istotne..
zrobiłbyś odcinek o teorii strun?
już z setny raz oglądam film o mechanice kwantowej i dalej nie jestem w stanie tego pojąć!
Nie martw się ja tak samo mam. Ja ty i wszyscy inni którzy nad tym rozmyślają, sam widzisz że to nie jest logiczne.
alez to jest logiczne
twórca mechaniki kwantowej nie rozumie mechaniki kwantowej! :D
To wytłumacz logicznie że coś jest 0 i 1 jednocześnie? xD
no pewnie, kwanty są w "superpozycji"- jezeli ich nie obserwujesz, to nie mozesz powiedziec, jaka wartosc przybieraja, wiec maja wtedy 2 wartosci jednoczesnie- 0 i 1
Czyli według teorii wieloświatów jeżeli jest nieskończenie wiele możliwości to istnieje nieskończenie wiele światów alternatywnych :D ???
Dokładnie tak:)
Pytanie o uprzeywilejowanie obserwatora, zadane pod koniec, ma swoją odpowiedź chwilę wcześniej. Nie ma uprzywilejowania. W danym wszechświecie albo w danej superpozycji wszechświatów akurat taki wynik ma prawdopodobieństwo.
Niestety takiej odpowiedzi nie można uznać za ostateczną z uwagi na to, że teoria wieloświatów jest wyłącznie hipotezą, a proszę mi uwierzyć, że podobnych jest znacznie więcej. Problem obserwatora nadal pozostaje i zapewne jeszcze długo pozostanie jedną z największych niewiadomych współczesnej nauki. Spotkałem się nawet ze stwierdzeniami o konieczności zmiany paradygmatu w celu zbliżenia się do zrozumienia takich problemów. Na szczęście Natura pozostaje piękna nawet wtedy kiedy wcale jej nie rozumiemy.
Swoją drogą jak to jest że małe cząstki potrafią rzucać obraz interferencyjny nawet w pojedynkę a im większe tym gorzej? Piłeczka pingpongowa takiego obrazu nie rzuci. Czy w jej wypadku prawdopodobienstwo jest oczywiste? Nawet 60 atomowa czastka fulerenu sama w pojedynke byla do tego zdolna. Z góry przepraszam za oczywiste pytanie, nie jestem fizykiem.
*****
ale dlaczego i skąd wynika taka zależność?
Dziękuję ci dobra kobieto :) Czyli wynika z tego że po prostu jak fala krótsza to najzwyczajniej trudniej o interferencję
***** Ada to nie wypada, aby bzdury wypisywać...
Co ma masa do "właściwości falowych"?
Myślisz, że im krótsza długość fali tym mniejsza "falowość"?
Dlaczego nie bierzesz pod uwagę czasu i energii, która występuje w stałej Plancka?
Przeprowadzono eksperymenty określające położenie źródła wylatującego fotonu - nie zaburzając samego fotonu.
Wersja eksperymentu z dwoma szczelinami, gdzie role szczelin pełniły dwa atom. Przez pomiar pędu atomów określono, który atom wyemitował foton. Pomiaru dokonano gdy foton był daleko od atomu. Nie zaburzono go, a jednocześnie wiedziano z którego atomu pochodzi. Interferencja i tak znikała. Nie zaburzenie pomiarem jest istotne ale samo posiadanie informacji który atom wyemitował foton.
Doskonałe zebranie esencji fizyki kwantowej w 22 minutach!
to coś jak w grze. nie możemy sprawdzić co się dzieje z niewczytanymi obiektami. gdy się wczytają widzimy, że jest w miejscu wylosowanym w czsie ładowania się.
Szkoda, że gdy chodziłam do szkoły nie było takich filmików... Fascynujące.
Ale były takie książki
W innym Wszechświecie je przeczytałam ;)
Dobra robota!
Z tymi elektronami podczas pomiaru, to jak z dźwiękiem, tam gdzie spojrzymy to się wydaje że stamtąd leci. Np. w kompie, dwa głośniki sobie grają muzyczkę, i jak się spojrzymy w jeden się na nim skupimy to się wydaje że tylko z niego leci dźwięk.
Mysle, ze nieskonczonosc wyraza caly swiat. Nieskonczonosc wyobrazni, nieskonczonosc liczb, nieskonczonosc mozliwosci dlatego jest pewne, ze gdzies we wszechswiecie istnieje identyczna ziemia z identycznymi sytuacjami, tak jak jest pewne, ze gdzies istnieje ziemia rozniaca sie jedynie jednym zdzblem trawy
Bardzo ciekawe, czekam na nowe filmy i pozdrawiam.
Einstein nie udowodnił eksperymentalnie zjawiska fotoelektrycznego, ale je teoretycznie wyjaśnił
Hm a jesli czlowiek umiera to gdzieś rodzi sie nowy w równoległym swieciwe czy smierc mozna interpretowac jak teleportacje kurcze nigdy nie myslałem o smierci w ten sposób ale jagby tak sie nad tym zastanowic to ma sens nawet jesli idzie o Pismo Świete pytanie tylko ile jest tych swiatów 3 a moze 2 w tym momecie to tak samo reinkarnacja ma sens w buddyzmie co do swiatów równoległych to jesli jest ich nieskonczonosc to ja nie ogarniam ale jesli zawsze londuje sie gdześ to znaczy ze jednak człowiek ma dusze niesmiertena
szukajcie filmu The Primer Fields.
Super film, obejrzałem cały
życie to wielka tajemnica...
Bardzo rzeczowy przekaz i pewne rozbieżności w teorii względności możemy przeanalizować tutaj : Dr Zbigniew Osiak - Problemy Ogólnej Teorii Względności
super materiał
Nie jestem wielkim fanem reklam na innych kontach, ale ze zdziwieniem przyznam, że mnie kupiłeś, - fizyka kwantowa to prawdopodobnie mój kierunek rozwoju. Świetny materiał ;]
Świetny materiał gratuluje
Bardzo rzetelnie, a w szczególności splątanie kwantowe wyjaśnione bez niepotrzebnych bajek. Według mnie niepotrzebnie tyle materialu zostało poświęcone na te wieloświaty - to ciekawe fantasy, ale poza tym niczym nie poparte. Pozdrawiam.
Fajnie wyjaśnione
Świetny materiał
Prędkość odtwarzania x2 i jest git
MATERIALIZUJEMY RZECZYWISTOŚĆ POPRZEZ OBSERWACJĘ? czy efekt facylitacji społecznej jest wynikiem teorii kwantowej?
Jak zwykle świetny film Geo!
Światło zachowuje się jak fala ponieważ porusza się z prędkością światła dlatego widzimy fale jak by zmniejszyć prędkości fotonów np do polowy prędkości światła nie było by fali !
"Nikt nie rozumie teorii kwantowej." Richard Feynman.
Prawda jest taka, że im więcej ludzi będzie mieć pragnienie wiedzy tym szybciej uda się znaleźć drogę do rozwiązania.
Pytania:
Czy ktos zastanawial sie w jaki sposob prowadzona jest obserwacja fotonow? Czy nie zaburza ona ich naturalnego zachowania? Czy nie powoduje jakiegos efektu ubocznego, dzieki ktoremu zachowuja sie inaczej?
Druga sprawa: czy ktos zbadal lub chociaz zastanawial sie, czy jest taka mozliwosc, ze fotony sa mniejsze niz atomy, z ktorych zbudowana jest scianka? W takim przypadku scianka dzialala by jak sitko przepuszczajac je na druga strone.
Prosze o odpowiedzi lub przydatne linki. Z gory dziekuje.
Intuicyjnie domyśl się kiedy mówić szybko i żwawo, a kiedy dać oglądającemu czas na przemyślenie informacji. Dobranoc. Po dwóch minutach oglądania...
Mam wrażenie ,że wszystkie teorie mechaniki kwantowej oparte na prawdopodobieństwie głoszone jako prawa obiektywnej rzeczywistości są zbudowane w oparciu o niedoskonałości naszych urządzeń pomiarowych. Także powinny być przesunięte do kategorii teorii pomiaru, inaczej wychodzą nonsensy typu wszechświatów równoległych. Oczywiście problem w tym, że poza modelami matematycznymi do których wrzuca się wyniki z urządzeń pomiarowych nie ma żadnej innej możliwości percepcji mikrorzeczywistości, więc sam akt pomiaru (i wynikające zeń zniekształcenia) i badana rzeczywistość są tak "zlepione" jak, analogicznie, w czasach przednewtonowskich nasza wiedza o rzeczywistości była zbudowana wyłącznie na informacji odbieranej i interpretowanej przez nasz aparat zmysłów. Może w przyszłości również fizyka kwantowa dojrzeje i odseparuje działanie detektora od zjawiska mierzonego.
Wszechświat, to struktura fraktalna, która istnieje dzięki nieustannemu procesowi wymiany informacji o własnej budowie. Rzeczywistość jest generowana w czasie rzeczywistym na potrzeby Świadomości obserwatora. To wszystko :)
żyjemy w matrixie :D
W skrócie, obliczenia nie przekładają się na rzeczywistość(w pewnych kwestiach). Podsumowując: mechanika kwantowa jest o kant zdupy rozbić
Czerwony Motyl a jednak zeby napisac ten komentarz musiales skorzystac nieswiadomie z mechaniki kwantowej. W koncu twoj komputer jest zbudowany z milionow tranzystorow a byc moze gdzies po drodze byly jeszcze lasery
lapka w gore, bardzo ciekawy film
a co jak cząstka wystepuje w wiekszej liczbie wymiarów/płaszczyzn/poziomów niż potrafimy dostrzec i na tych wyższych/niższych poziomach interferuje z jakąś tam energią/materią czy cokolwiek tam jest. Myśle że eksperymenty nicola tesli oraz jego wynalazki potwierdzają istnienie takiej płaszczyzny energetycznej w którym pływa nasz świat. Jest też opcja że można zaglądać głębiej i głebiej w nieskończoność i znajduje sie coraz to mniejsze elementy i tak samo w drugą strone mozna oddalać spojrzenie i dostrzegać coraz to wieksze struktury i tak w nieskonczonosc.
czacha dymi od możliwości :(
Super!👍
tylko w swiecie indeerministycznym, wolna wola ma racje bytu, co jest zgodne z fundamentem fizyki kwantowej - swiat jest kreowany na biezaco
gdyby bylo inaczej swiat bylby nudny, z punktu widzenia Kreatora I niesprawiedliwy z punktu widzenia ludzkiego
Ciekawa tematyka, chociaż ja ze świata kwantów to niestety za dużo to nigdy nie wiedziałam ;) . Wolałam myśleć, że pochodzę od małpy i że Karol Darwin się nie mylił. A jednak okazuje się, że jest rzesza naukowców, pracująca pod fundacją Enarche, którzy uważają, że jednak nie był nieomylny. Wiem, że mają wielu przeciwników. Ciekawa jestem, czy naprawdę mieli rację.
Nierozumiemy jej bo porównywujemy ją do fizyki klasycznej
Dziękuję za cytaty na końcu :)
Właśnie odpowiedzią na wszystko jest światło!!
Sorry za literówkę- miało być ODCZUWAJ :-)
wszytko co istnieje jest wynikiem pojawienia się "świadomego obserwatora"?
Czy istnienie świadomego obserwatora jest wynikiem pojawienia się świadomego obserwatora?
Stwarzamy sami siebie?
Super
świat jaki jest , jest najlepszy z możliwych (Volter, pierwsza zasada antropiczna) ale czy możemy na NIEGO WPŁYWAĆ? (druga zasada antropiczna). Bo jeżeli nie .....nie wiem co mogę dalej napisać NIE WIEM , NIC NIE WIEM A PAŃSTWO, czy wiecie co.....?
Trzeba tylko zadać odpowiednie pytania. Ja spytałem kiedyś samego siebie:
"Dlaczego coś tak niestabilnego, jak atom przyjmuje formę trwałej materii fizycznej?"
I usłyszałem prostą odpowiedź
DLA CIEBIE
Kiedy to zrozumiesz, reszta stanie się oczywista :)
A co jesli to wszystko jest w stanie wyjasnic czwarty wymiar? Przyklad: figury na kartce papieru czylj w swiecie 2D nie widza kuli w 3D przecinajacej ich swiat widza tylko ten wycinek dwuwymiarowy ktory akurat w danym momencie znajduje sie w ich swiecie a wiele kartek jedna na drugiej czyli wiele swiatow 2D tworzy jeden swiat 3D i tak kula w 3D w srodku tych kartek bedaca w jednej pozycji na kazdej kartce ktora przecina bedzie miala inny rozmiar polecam sie nad tym zastanowic szczegolnie jesli czyta to ktos kto sie tym zajmuje w praktyce bo komputery sa w stanie bez problemu obliczac parametry w 4 a nie tylko w 3 wymiarach
dylematy są wieczne, tak jak wieczne staje się pytanie, czy ŚWIAT ISTNIEJE BEZ NAS" osób świadomych JEGO ISTNIENIA. A zatem jako ateista MUSZĘ UWIERZYĆ W BOGA?
świetne :)
Mam kilka refleksji.
Beny Kowalski uruchomił kolosalny aparat, by wykazać to, o czym nauka wie doskonale: każde jej twierdzenie opiera się na jakichś założeniach a priori. Od religii różni się jednak tym, że daje sobie prawo do ich analizy i podważenia; oczywiście, za cenę konieczności sformułowania nowych założeń, za to pogłębiając swoją skuteczność. Gdyby BK nie wierzył w naukę i w skuteczność jej metody, nie mógłby wstać rano z łóżka, bo z każdym krokiem musiałby się liczyć z tym, że grawitacja nie zadziała i dozna cielesnego wkosmoswstąpienia, a w końcu jako "wierzącemu" nie o ten kierunek mu raczej chodzi.
Ciekawe, że BK żywi przekonanie, iż faktycznie może tak się zdarzyć, chociaż w pełni zdaje sobie sprawę, iż jednak tak się nigdy nie zdarzy. Mimo to we wszelkich kwestiach religijnych udaje mu się przenieść zaufanie na Biblię, domniemywam, że też na głosowania biskupie na synodach i ogłoszenia papieskie ex cathedra. Wyjaśniam to sobie tak, iż żywi własne przekonanie a priori, że wszelkie, a liczne fakty, które podważają wiarygodność Biblii i Kościoła, są zbiorowym przypadkiem, gdy oprzyrządowanie i teorie pokazują nie to, co w przypadku innym by pokazywały. Wszystko tylko wygląda jak prawda, ale nie-prawda, co było do okazania.
W kwestiach tego, co nauka może, a czego nie może, oraz na co Bogu ewentualnie miałyby być potrzebne cuda, i że ich dostrzeganie ponad miarę świadczy o braku zaufania do Stwórcy, polecam książki Michała Hellera. Tak samo jak u Beny Kowalskiego, automatycznie wyłącza mu się ścisłość, głównie logiczna, kiedy przechodzi na tematy boskie, ale to i tak jeden z najwybitniejszych umysłów w ogóle, więc warto go czytać, a jako teolog i ksiądz oraz członek Papieskiej Akademii Nauk dla człowieka „wierzącego” chyba godny zaufania.
Centralną prawdą religii chrześcijańskiej nie jest Wielki Wybuch, zwłaszcza, że - jak dowodzi przywołany M. Heller - jeżeli nawet miał miejsce, to nie ma on związku z kwestią stwórstwa albo i nie-stwórstwa Wszechświata przez Boga.
Poglądy Hume'a nie są oficjalną i obowiązującą wykładnią w kwestiach interpretacji rzeczywistości. Dlatego dyskusja z nimi, jak i używanie ich jako narzędzi rozstrzygających cokolwiek, jest jedynie zabawą intelektualną.
Ewentualne „cuda” jedynie rozszerzają zakres „praw natury”. Inaczej trzeba by twierdzić, że Bóg pozbawiony jest właściwości w ogóle. O ile wiem, Kościół ma wiele do powiedzenia na temat właściwości Boga. Wszystkie one są oparte na założeniach a priori. Świadczy to zapewne o istnieniu NADBoga, który konstytuuje właściwości boskie. Ten jednak wymaga źródła pochodzenia swoich własności i ad infinitum.
Kiedy na Sądzie Ostatecznym BK dostąpi bezpośredniej relacji z Bogiem, zgodnie ze swoimi zastrzeżeniami (usprawiedliwionymi poniekąd) wobec mocy poznawczych człowieka, będzie zmuszony przyznać, że nie ma pewności, czy to JEST Bóg, czy tylko takim się zdaje, a jeśli nawet tak, to czy ten Najważniejszy (patrz wyżej). A przecież eksperymentu ze zmartwychwstaniem nie będzie się choćby raz powtarzać. Parafrazując Woody Allen'a: Wieczność z tą myślą musi być doskwierająca, zwłaszcza pod koniec.
BK zdaje się nie zdawać sobie sprawy (ale może jest platonikiem, jak Heller z resztą), że proste, odcinki i punkty nie istnieją, więc z ich zachowania nie można wiele wywnioskować o naturze rzeczywistości albo i nie wywnioskować.
W ogóle umieszczenie tutaj przez BK wykładu fizyczno-matematycznego jest co najmniej nieeleganckie. Poczułem się trochę jak głupek. Jako zawodowy niefizyk i niematematyk politechniczny, nie mam kompetencji do skutecznego sprawdzenia poprawności dowodu, chociaż nie wszystkie zawarte tam pojęcia są mi nieznane. W księgarni naukowej (!) przeglądałem swego czasu całkiem obszerną książkę, której autor, opisany jako utytułowany fizyk bodajże kwantowy czy teoretyczny, powyprowadzał czysto matematycznie wzory na Boga, jego trójjedność, zawszedziewictwo Matki Boskiej, Szatana (konieczność istnienia, a nie jego dziewictwo) i całą masę innych, równie ważnych rzeczy. Same ścisłe dowody. Można? Można.
Umysł nie ściśnięty, za to mocno zmieszany.
Einstein jak coś nie ogarniał miało za dużo możliwości to odrzucał to, ostatecznie jak popularne były kwanty to stwierdził, że ciągle przy tym siedział, trochę gwiazdor taki. W jaki sposób puszcza się tylko pojedynczy strumień fotonów czy też elektronów do interferencji? Czy tu aby nie powinno być uwzględnione co jest możliwe do wykonania i pomiaru, a co nie. Szczególnie, że takie eksperymenty faktycznie wykonywano. Ponad to eksperyment z interferencją elektronu (jednego) niesie konieczność rejestrowania cząstki czego się nie da zrobić bez światła. Co razu widzę materiały o "magicznych kwantach" z eksperymentami ale nie widzę ni razu jak technicznie zrobiono eksperyment na których rzekomo się tą magiczność potwierdza bo obserwacja w tej skali wielkości to nie jest pikuś. Mikroskop elektronowy zaobserwuje obrazy bardzo małe ale koniecznie trzeba go pokryć kruszonką z odpowiedniego pierwiastka, bakterie zobaczysz jak zabijesz ją i pokolorujesz chyba, że na fazowym itd itd
Ja jestem ciekaw jak ten naukowiec splątał te dwa fotony ze sobą żeby zaobserwować zmianę spinu na odległość i co to jest to splątanie ?
MECHANIKA KWANTOWA>>>>>>>>>> przejście materii do ducha>>>>>>>>
Hmmm cząstka może być w każdym miejscu we wszechświecie? Czyli np elementarne cząstki przykładowo mojej dętki rowerowej mogą być gdzies w Alpha Centauri i wielu innych miejscach? Przecież to jest idiotyczne :)
Widocznie nie słuchałeś.
Może tak być. Właśnie wracam z wycieczki rowerowej i wiesz co wyjeb.... mi dentke chyba na Alfa Centauri 😄
Ta ostatnia hipoteza że tu żyjemy a w innym świcie jesteśmy martwi jest według mnie nie możliwa, może jakieś lustrzane odbicie naszych elektronów żyje ale żeby my to nie
Stałe fizyczne są takie aby mógł powstać obserwator. Mówienie o wszechświecie bez obserwatora nie ma najmniejszego sensu.