Babylon 5 recenzja serialu - czy wciąż warto oglądać ten kultowy serial science fiction [#56]

Поделиться
HTML-код
  • Опубликовано: 21 окт 2024

Комментарии • 25

  • @Goonie3353
    @Goonie3353 2 месяца назад

    kurcze oglądałem to ostatnim razie jeszcze jak było emitowane chyba w Telewizji Wisła (potem TVN) więc wieki i temu i wówczas dawał radę, nawet wizualnie tak bardzo nie odstawał od tego co wówczas można było w TV zobaczyć, równolegle była emitowana 'Gwiezdna Eskadra' na Polsacie (ang 'Space Above and Beyond'), był jeszcze gdzieś puszczany 'Seaquest', było Stargate 1, pokawałkowane TNG (z cudacznym tłumaczeniem), startowało wspomniane w materiale DS9 (które moim zdaniem zdecydowanie godnie się starzeje) i w tym otoczeniu, oraz wówczas to był serial nadrabiający fabułą i postaciami braki w efektach specjalnych. Natomiast dzisiaj bez tego filtru to jest jak jest, ale nie nazwałbym go złym serialem. Pomimo pewnych logicznych niekonsekwencji, dziwnych numerów, przynajmniej jest skoncentrowany na opowiedzeniu swojej historii do końca i przede wszystkim, a nie jak to dzisiaj jest - 'przy okazji'. Gdzieś słyszałem że tak właściwie poza DS9 prawie nie było seriali Sci-Fi, które by wówczas serializowały fabułę i tutaj wielkie propsy dla B5 :)

  • @krzysztofeksterowicz4561
    @krzysztofeksterowicz4561 2 месяца назад

    Ale traf. Właśnie wczoraj postanowiłem sobie odświeżyć serial Babylon 5 po raz szósty. Za mną dwa odcinki pierwszego sezonu. Jak dla mnie to top 1 wśród serial s-f

  • @uniontexuniontex7687
    @uniontexuniontex7687 2 месяца назад

    Hej. Brawo za B5. To fantastyczny serial epoki gumoryjów (obcych z gumy i farby) i grafiki typu Amiga :)
    Co do treści.
    Ja uważam, ze drugi sezon jest wyraźnie lepszy od pierwszego, bo pozwala porozkoszować się tym światem. On nie miał rzeczy, bo miał aspekt mydlany po prostu w najlepszym znaczeniu space soap opera. Motyw wojny z Narnami byl porządny😢.
    Na marginesie w Disco kiedy "Leoben z BSG" opisuje zniszczenia swojej rodzimej planety przez Breenów to mówi narracją Narnów. Spalona ziemia, zatrute lasy ...
    Ja nawiazanie do tej słynnej tyrady do Molariego ja w Disco w tej scenie Leobena wyraźnie slyszalem.
    Wasze zarzuty, że wojna z Narn byla źle rozłożona i na modlę lat 90. No bez jaj. Było to lepiej poprowadzone niz wolna w DS9.
    To nie jest jeszcze czas że nie schemat planeta tygodnia i obcy tygodnia (trek) czy problem handlowy tygodnia i problem polityki miedzyplanetarnej tygodnia (b5) bylyby w calosci zastapione jednym glownym motywem . Nie bylo serialu s-f wtedy z większym odejściem od epizodycznosci na rzecz ciągu fabuły dla jednej historii. B5 było w awangardzie zmian i wyprzedzało nowatorski koniec ds9 pod tym względem.

    • @geekosfera8763
      @geekosfera8763  2 месяца назад

      Zauważ że my oceniamy ten serial przez pryzmat obecnych czasów. Oczywiście dla wielu nostalgia ma tu ogromne znaczenie jak w naszym przypadku star trek. Niemniej z jajami uważamy tak a nie inaczej. Jak na dzisiejsze standardy te wątki są źle rozplanowane. Pomysł bardzo ok, jednak wykonanie już nie do końca.

    • @uniontexuniontex7687
      @uniontexuniontex7687 2 месяца назад

      Też serce mam po stronie Treka, nawet Disco heeee, ale struktura fabularna B5 moim zdaniem wytrzymuje próbę czasu z szczególnie że SNW na przykład pokazuje odwrót od trendu i powrót do schematów gdzie jest miejsce na odcinki niepowiązane z wątkiem głównym.
      Bo prawda jest taka. Jak się główny wątek spartoli to całość jest zwalona.
      Oglądam Was dalej. Heee. Sheridan zmartwychwstał. No serio Was to bulwersuje. Bardziej sensownie i po coś jest ożywiony niż np zwarwychwstały Stamets, Gilbert, Data/Lore/B4. ;)
      Monbari nie zabija Minbari. Jakoś Wam się zapomniało że Zmienny nie zabija Zmiennego :) To ten sam czas plus minus. :)
      Słucham Was dalej. Świetna audycja :)

    • @geekosfera8763
      @geekosfera8763  2 месяца назад

      O niczym nie zapomnieliśmy. bulwersuje nie tyle zmartwychwstanie co kretyńskie jego sposób. Dominion nie mieli skretynialej agresywnej niczym klingoni kasty wojowników tylko niewolnikow w postaci jem hadar. Po prostu inni robia to lepiej niz B5. Proponujemy spróbować zrozumieć co przekazujemy i mam nadzieję ze zdajesz sobie sprawę że nas nie przekonasz juz zeby zmieniać ocene B5🙃

    • @uniontexuniontex7687
      @uniontexuniontex7687 2 месяца назад

      ​@@geekosfera8763ja z tych co się nie podają. Może Was przekonam i do B5, ba, nawet do Disco i Matki Klingonów Was kiedyś przekonam. Heeee :)
      Wracając do B5. Tak to jest zabytek tv. Wizualnie to dziś jest straszne. Przegrało z wzornictwem futuryzmu tng ds9 voy po prostu w przedbiegach. I nawet fizyczność obracającej się stacji tego nie ratuje.
      Kostiumy to nocny sen horroru lat 80. Koszmar. Koszule Garibaldiego.
      No nic. Słucham Was dalej. Na raty.
      Świetny materiał i ja rozumiem, co chcecie przekazać. Serio. Mam stary PESEL. :)

    • @uniontexuniontex7687
      @uniontexuniontex7687 2 месяца назад

      Zathras! Ten od czasu w futrze ;) Furling pewnie ;)

  • @smokeustachy
    @smokeustachy 2 месяца назад

    obejrzałem ostatnio kilka odcinków, oglądalne. Zamiast oglądania Akolity poczytajcie wywiady szołranerki, gdzie objaśnia o co jej chodziło. A są to rzeczy straszne. 2. Audycję przesłuchałem całą

  • @arturmoskwik5880
    @arturmoskwik5880 2 месяца назад

    Nie rozumiem, czemu Wam przeszkadza "wskrzeszenie" Sheridana... Daleko nie szukając, mieliście wcześniej wskrzeszenie Spocka na Genesis - też chyba nie jedyne w historii S-F jako gatunku - i narzekań na to chyba nie było. Aha, i nie ma się co dziwić temu, że na B5 zakładano śmierć Sheridana na Z'ha'dum - w końcu stwierdzono zniszczenie "Białej Gwiazdy" i wybuchy termojądrowe na planecie, trudno w takiej sytuacji uważać, że ktoś przebywający w takim miejscu przeżył. Nie zgodzę się też z Wami, że zakończenie wątku wojny z Cieniami było absurdalne. To się tak skończyło (pominąwszy oczywiście ewentualne kwestie wymagań wytwórni i budżetowe), i to zresztą macie już wyjaśnione w odcinku, w którym Sheridan leci na Z'ha'dum, bo te "stare" rasy dawno temu w zasadzie osiągnęły szczyt swego rozwoju pod każdym względem i z racji tego założyły sobie, że otoczą "opieką" wszystkie młodsze rasy, stymulując ich rozwój. W myśl tego wszelakie wojny w galaktyce, czy to z udziałem tych starych ras, czy tylko inspirowane przez nie (np. wojna Narn z Centauri) raz na jakiś czas, nie były toczone o to, o co z naszej perspektywy przyjęło się toczyć wojny (terytorium, dominację itp.), tylko po to, by dać młodszym rasom bodziec do kolejnej porcji intensywnego rozwoju, by zrobiły one skok o kolejny szczebel na tej drabinie "ewolucji", a potem odpoczęły i zregenerowały siły, by cykl się mógł powtórzyć, by pokonały kolejny szczebel drabiny. Dla żadnej ze starych ras nie mają znaczenia takie rzeczy jak np. zdobycze terytorialne, czy, jak np. w DS9 (Zmienni nie mogą patrzeć na "chaos" w reszcie galaktyki, a poza tym uważają, że "Stali" im zagrażają, więc chcą odsunąć to zagrożenie od siebie), ideologiczne, tylko wojna jest wykorzystywana czysto jako narzędzie do tej stymulacji mniej rozwiniętych gatunków. Wojna, po której Sheridan "wyrzuca" Cienie i Vorlonów z galaktyki, kończy się tym, że rasy te po prostu uznają, że m. in. dzięki tej ostatniej serii wojen, o jakich opowiada B5, te młodsze rasy, a przynajmniej te główne młodsze rasy w serialu, osiągnęły już taki poziom rozwoju, że dalej już mogą sobie poradzić bez tej "opieki" ze strony starszych ras (Sheridan&Co montują Sojusz), z dalszym biegiem czasu zajmując ich miejsce (czyli prawdopodobnie kiedyś w podobny sposób zaczną się "opiekować" kolejnymi, jeszcze młodszymi, rasami). Więc nie ma potrzeby tu jakiegoś "zdobywania Berlina" i podpisywania kapitulacji przegranej strony. Zaś co do "zdrady" Garibaldiego i tego, jak mu to szybko płazem uszło. Tu się też czepiacie na siłę. Raz, że trudno mieć pretensje do faceta, że został wbrew swojej woli zmuszony do jakichś działań. Dwa, tego rodzaju motywy też są często wykorzystywane. Choćby we wszystkich tych odcinkach ST, w których któryś z bohaterów został w dowolny sposób przejęty/opętany/odurzony. Ze zasymilowanym przez Borg Picardem na czele. I też nie słyszałem żadnych pretensji o to, że w kolejnym odcinku wszyscy przeszli nad np. tematem "Picard-Locutus" do porządku dziennego i właściwie nikt do niego nie miał żadnych pretensji. Co do 5 sezonu B5. Obiło mi się o uszy, że to miał być sezon, który dla planowanej dalszej części fabuły, miał być tym, czym był pierwszy sezon dla sezonów 2, 3 i 4, czyli czymś w rodzaju wprowadzenia do "wojny z telepatami Bestera". Ale po tym piątym sezonie serial skasowano i dlatego on jest z jednej strony oderwany od poprzednich sezonów a z drugiej, po pozbawieniu możliwości rozwinięcia jego wątków w kolejnych sezonach, oceniany jest jako słaby. W przypadku Vira jako przywódcy Centauri rzecz jest wyjaśniona w wizjach Londo, w których Londo i G'Kar się nawzajem udusili, żeby wraz z Londo zginął jego "dozorca" którego mu współpracownicy Cieni "wszczepili". I pokazano w którymś z odcinków, że rzecz widziana w wizji miała miejsce, a zaraz po tym, jak to się stało, Vir pojawił się na miejscu zdarzenia i, w domyśle, jakoś przejął władzę. W przypadku filmu "In the Begining" Bartasowi coś się pokręciło. Akcja tej części filmu, w której Londo opowiada dzieciom historię, ma miejsce w tym samym czasie, w którym Sheridan siedzi u niego w więzieniu. I to już jest po tym, jak poleciał na Z'ha'dum, dlatego w tym więzieniu Delenn go ostrzega, by tam nie leciał, czego, jak wiemy, Sheridan nie posłuchał. Ergo: nie istnieje linia czasu, w której Sheridan by nie poleciał na Z'ha'dum. To wszystko jest jak w przypadku Sinclaira i Minbari - historia kręci się w koło i nie ma możliwości jej zmiany. Wydarzenia pokazane w "War Without End", czyli to, że "Biała Gwiazda" broni B4 przed Cieniami, Sheridan skacze w czasie itd., są jej stałym elementem, nie powodują żadnych zmian linii czasowej (co najwyżej bohaterom serialu może wydawać się, że próbowali lub zmienili historię, ale ona nadal jest ciągle taka sama, a ich próby jej zmian są jej częścią). Co do reszty filmów, zawsze odnosiłem wrażenie, że Straczynski miał na to pomysły, ale nie potrafił ich przekuć na historię, która dla widza byłaby atrakcyjna do obejrzenia. W efekcie wychodziły mu te filmy bardzo słabo. Wspominacie też o przyczynach braku fandomu B5 w Polsce. I macie w nich rację, a ja, tak wspominkowo, dorzucę od siebie jeszcze to, że w przypadku B5 (gdzie, jak Wookie mówił, jak ominąłeś odcinek, to tracisz wątek) w Polsce połowy lat 90-tych, było tak - co zresztą polskie stacje TV wtedy notorycznie robiły w przypadku praktycznie wszystkich kupowanych seriali - że, w ogóle powstający wtedy, TVN (który wtedy nie obejmował też zasięgiem całego kraju, co dodatkowo zmniejszało widownię serialu) najpierw puścił tylko trzeci sezon B5 (podobno wcześniej jako TV Wisła puścił pierwsze dwa, ale to tylko znam z plotek, a w każdym razie ta stacja miała jeszcze mniejszy zasięg niż TVN w swych początkach), czyli pokazał, w kraju, w którym z wiadomych powodów historycznych fantastyka nie cieszyła się popularnością, ludziom historię opowiadaną przez serial całkowicie od jej środka, a na dokładkę stacja TVN miała jeszcze "problemy wieku dziecięcego", czego skutkami było m. in. to, że co ileś tam minut, albo w wyniku jakichś zakłóceń, albo z powodu używanego przez TVN sprzętu i jego obsługi, w odbiornikach pojawiał się "zamrożony" obraz, czyli wiele odcinków dodatkowo było w ten sposób poszatkowane i traciło się przez to jakiś kawałek odcinka. Do tego oczywiście tradycyjnie dochodziło przedstawiające wiele do życzenia tłumaczenie na polski, bo o wersji bez lektora to najwyżej można było pomarzyć, a nawet gdyby była ona dostępną opcją, to i tak mało kto by z niej wtedy korzystał, gdyż poziom znajomości angielskiego i poziom jego ówczesnego uczenia w szkołach, zwłaszcza w początkach lat 90-tych, to była dosłownie tragedia. W efekcie słabo się to oglądało i kompletnie nie było wiadomo, z czym to się je. No a do tego nie było u nas internetu, więc nie było kompletnie żadnej możliwości czy to dowiedzenia się czegoś więcej, czy zorganizowania się w stylu znanym z czasów, gdy internet trafił pod strzechy. Poza tym Straczynskiemu w sumie cała reszta poza "głównym" serialem słabo wyszła, więc tym bardziej B5 nie znajdował fanów. Reboota B5 bym nie robił, bo za duże jest ryzyko tego, że po prostu wyjdzie jak wiele innych rebootów filmów i seriali, na które ludzie potem tylko narzekają. Jednocześnie B5 wydaje się być za bardzo hermetyczne na to, by rozwijać to uniwersum jakimiś spin-offami. To po prostu nie wychodzi. Tu była bardzo dobra tylko ta jedna opowieść ciągnąca się przez cztery sezony i na tym koniec. Nie da się z tego nic więcej wycisnąć. Teoretycznie "Krucjata" mogła to do pewnego stopnia zmienić, bo by była czymś w rodzaju ST - gdzie po prostu "Excalibur" eksploruje kosmos i co odcinek mamy planetę odcinka, obcych odcinka itd. Ale Straczynskiemu to by wyszło jak filmy, czyli nie wyszło, a po drugie coś takiego już przecież od dekad jest klepane, czyli byłaby to wprost kalka z ST, Andromedy, czy Stargate, więc nie bardzo jest sens to robić. Pomimo tego, że historia zawarta w pierwszych czterech sezonach trzyma poziom, przynajmniej patrząc na to z perspektywy czasów, w których powstawał, to B5 jest specyficzny nawet jak na tamte czasy, i jako taki powinien zostać zamkniętym tematem, jako ot, po prostu jedna z ciekawostek epoki. PS. DS9 rulez. ;) Jako całość DS9 jest lepsze od B5 (co jednocześnie nie oznacza, że samo B5 jako serial jest czymś złym), nawet pomimo swoich własnych wad (typu choćby wojna z Dominium, której zapobiec można było na długo przed jej wybuchem, literalnie w jednym odcinku, wystarczałoby - i co zresztą potem do pewnego stopnia zrobiono, bo najwyraźniej twórcy nie mieli innego pomysłu na to, jak wybrnąć z tego, w co zabrnęli - żeby "Wysłannik" pogadał z Prorokami i korytarz do Gammy zostałby zamknięty dla jakichkolwiek okrętów Dominium, w efekcie Dominium nie miałoby czym toczyć jakichkolwiek wojen).

    • @geekosfera8763
      @geekosfera8763  2 месяца назад +2

      Ty to chyba lubisz B5 😏

    • @arturmoskwik5880
      @arturmoskwik5880 2 месяца назад

      @@geekosfera8763 Taaak... I wiem, gdzie mieszkacie. ;)
      A tak poważnie, to serial jest bardzo dobry. Jak wszystkie inne, ma swoje lepsze i gorsze odcinki, wiadomo, że był niskobudżetowy i że złym wyborem było postawienie na CGI, więc nie należy się spodziewać cudów, ale fabularnie się broni, dobrze się oglądało (zwłaszcza dawno temu, gdy nie było dzisiejszych możliwości produkcji filmowych i serialowych) i faktycznie daje się go polubić.

    • @MrArkadysan
      @MrArkadysan 2 месяца назад

      "w kraju, w którym z wiadomych powodów historycznych fantastyka nie cieszyła się popularnością..."
      Urodziłem się na początku lat '70 i zapewniam Cię, że pleciesz bzdury.
      Fantastyka w PRL cieszyła się ogromnym zainteresowaniem, nakłady czasopisma Fantastyka nie starczały dla wszystkich zainteresowanych (a przekraczały grubo ponad 100K).
      Wystarczy tylko spojrzeć na stare wydania książek SF - standardem były nakłady ponad 100K.
      Oczywiście, nie wydawano wszystkiego, co było popularne i uznane na Zachodzie (dewizy!), ale lata 70 i 80 to wysyp wielu świetnych, rodzimych autorów fantastyki.
      Co do działania naszych stacji TV w latach 90-tych, to pełna zgoda. Chyba tylko dostępna gdzieniegdzie w kablówkach TV Wisła puszczała kultowe obecnie seriale SF.

    • @arturmoskwik5880
      @arturmoskwik5880 2 месяца назад

      @@MrArkadysan Też się urodziłem w latach 70-tych, tyle że w końcówce. I rzecz wygląda następująco. 1. Wszystko zależy od miejsca urodzenia. Jeśli mieszkałeś w bardzo dużym mieście, to niejako z automatu ten dostęp do fantastyki, po pierwsze, był większy, po drugie, z racji tego większego dostępu, "statystycznie" było łatwiej o zrozumienie takich zainteresowań przez ludzi, z którymi się na co dzień stykałeś, ewentualnie było łatwiej poznać ludzi, którzy mieli podobne zainteresowania, i wtedy to Ci może zniekształcać obraz tamtej rzeczywistości. Ale to są duże miasta, a tymczasem zdecydowana większość kraju to prowincja, czasami wręcz (i przede wszystkim w sensie mentalności takich społeczności) zapadła prowincja. I tu sprawa wygląda całkowicie inaczej. A tym bardziej że sam sobie policz - podajesz nakład czasopisma wynoszący 100+ tys egzemplarzy (i pamiętajmy przy tym, że nie było internetu, TV w zasadzie też nie, to znaczy istniała, ale rządowa i wiadomo, co to ze sobą niosło, ergo: w praktyce nie było żadnych innych źródeł m. in. treści, o których rozmawiamy, niż bardzo ograniczona prasa, książki itp.), a masz populację kraju wynoszącą prawie 40 mln. Teraz sobie policz, ile osób przypadało na egzemplarz tego rodzaju pisma, i uzmysłów sobie faktyczny dostęp oraz nie bądź zaskoczony, że na te 100 tysięcy egzemplarzy - gdy tytuły przynajmniej niektórych czasopism sprzedawano w wielomilionowych nakładach TYGODNIOWO - znaleźli się chętni, a potem mi te swoje bajki opowiadaj. A ponieważ, żeby ludzie "złapali bakcyla" trzeba ich jakoś tym zarazić, to w efekcie, z braku tego rodzaju materiałów, jak książki, gazety, filmy, komiksy itd., w tym kraju wychowały się całe pokolenia, które, po pierwsze: nigdy, w najmniejszym nawet stopniu, nie wyrobiły sobie zainteresowania fantastyką i potrzeby z niej korzystania, po drugie: wychowane zostały w poczuciu, że tego rodzaju zainteresowania są śmieszne, dziecinne itp. 2. Do tego, o czym wyżej, dochodzi jeszcze poziom zideologizowania społeczeństwa, nad którym władza od 1944 systematycznie i intensywnie pracowała. Poczytaj sobie choćby wspominki mówiące o tym, z jakim trudem w PRL-u pojawiał się na rynku (a i tak, w bardzo ograniczonym stopniu, bo np. w gazetach typu "Świat Młodych", które były nieco łagodniej traktowane; i jak jesteś z tych roczników, o których mówisz, to pamiętasz pewnie, jak się tę gazetę kupowało, trzy razy w tygodniu, tylko dla tych kilku komiksowych pasków na ostatniej stronie) komiks, bo o tym, by pojawił się na półkach księgarń, to praktycznie zapomnieć można było - w tym kraju, w którym serial o Klossie robił taką furorę, że pustki były na ulicach w momencie jego emisji w TV, to kapitalistyczna zagranica (!), a konkretnie Szwecja, musiała uzmysłowić ludowej władzy (głównie dzięki wiecznie potrzebnym przez panujący u nas wtedy ustrój dewizom), że jest sens i opłaci się na bazie popularności tego serialu komiks o Klossie zrobić, inaczej nawet to by nie powstało, bo tamta władza od początku swych rządów uważała komiks za przykład "zgniłego imperializmu" itp., więc "Kloss" jako komiks najpierw szedł na eksport, po szwedzku, a dopiero jakiś czas potem powstała z łaski władzy polska wersja. Czyli nie było mowy o tym, by powstał komiks o "jedynie słusznym" z ideologicznego punktu widzenia bohaterze, a Tobie się zachciewa takich fanaberii ;) jak S-F... A gdy już jakieś komiksy, typu "Kajko i Kokosz" i cała reszta, się w końcu zaczęły w większej ilości pojawiać, to owszem, one miały nakłady po 250 tysięcy egzemplarzy, ale tego praktycznie nie szło w księgarni dostać, bo tak wielki był popyt, że te nakłady były dużo za małe, i co najważniejsze: mimo to, nie zamierzano nakładów/ilości wydań zwiększać. Ja nigdy nie zapomnę, w jakim stanie były te komiksy w miejskich bibliotekach w takim średniej wielkości mieście, jak moje. To były dosłownie same luźne kartki, z obu stron całkowicie pokryte przeźroczystą taśmą klejącą, by się to w ogóle jeszcze w rękach nie rozleciało. I nikt tego nie zniszczył celowo - one aż tak bardzo były sczytane, a biblioteki nie miały czym ich zastąpić, bo po prostu nowych egzemplarzy na rynku nie było (ja tego nigdy nawet na miejscu nie wypożyczałem, bo się bałem, że się toto do reszty rozleci i wtedy mi każą egzemplarz odkupić, a one były nie do zdobycia). Średniej wielkości miasto. To pomyśl, jak to wszystko wyglądało w jeszcze mniejszych miejscowościach. I to jest tylko komiks. W prasie - cenzura, w wydawnictwach - cenzura, w TV - cenzura, a dla władzy jedynie słusznym hitem były radzieckie filmy wojenne przemieszane z kilkoma naszymi o podobnej tematyce. Gdzie tam było miejsce dla S-F czy, tak ogólnie, fantastyki... Jeden Lem się jakoś wybił, paru innym czasami jakimś cudem udało się coś wydać (BTW, wiesz, co SB pisała o Zajdlu? Że jest w środowisku literackim mało znany - już samo to, to by było na tyle na temat popularności fantastyki w PRL... - i kontakty ma ograniczone do tych niewielu, którzy piszą fantastykę. A jednym z "zarzutów" SB było pod jego adresem to, że po tym jak wydał którąś ze swoich książek, to mu wzrósł poziom jego autorytetu na Zachodzie.), jak już się cenzura odczepiła i się dostało przydział na papier i zgodę na druk, a tytuły zagraniczne były de facto zakazane (bo jedna jaskółka wiosny nie czyni). A idąc dalej, pokaż mi dowolny film lub serial z interesującego nas tu gatunku wyprodukowany w PRL? Zostaje w sumie co? Kleks na bazie książek Brzechwy? Znana komedia Machulskiego, której tytułu nie wymienię, by mi niezbadane ścieżki algorytmów cenzury na YT nie skasowały komentarza, a na którą nim dostał pozwolenie, to musiał wykazać, że film nie ma "antyradzieckiego wydźwięku"? A i to wszystko już w momencie, gdy PRL się powoli chylił ku końcowi i "towarzysze", chcąc nie chcąc, musieli troszeczkę śrubę ludowi poluzować, więc nawet byli skłonni kupić na Zachodzie "Jazona z gwiezdnego patrolu" (U nas w 1986/87 roku, po "Dropsie", następcy "Sobótki", pamiętam, bo oglądałem. A przy okazji tego, że oglądałem, i wcześniejszego tematu komiksów... Pamiętasz, gdzie przeciętny zjadacz chleba mógł zobaczyć komiksy? W TV. Były takim rarytasem, że w weekendy, w tym samym "Dropsie", pokazywano planszę z dwiema czy trzema stronami komiksu, czytanymi przez lektora i się siedziało w nabożnym skupieniu i szeroko otwartymi oczami, a następne parę stron za tydzień... Wot, atrakcja...), bo czegoś takiego jak np. "Star Trek", to na pewno nie. 3. Nie bez przyczyny po upadku PRL-u fantastyka i S-F w Polsce przez długi czas były traktowane jako niszowe i po macoszemu (czego efektem np. słabe tłumaczenia, dziwne pory nadawania, kupowanie tylko części danego serialu itd., czyli wszystko to, co znamy z lat 90-tych). To jest bezpośredni skutek tego, że społeczeństwo niemal w całości wychowane w innych realiach i przy innej rozrywce, jaką PRL oferował, w zdecydowanej większości po prostu nie było zainteresowane tematem i w najlepszym wypadku traktowało go jako "coś dla dzieci". Ba..., w 2010 pojechałem na Pyrkon do Poznania (jeszcze na Dębcu), a więc do jednego z największych miast w Polsce, miasta akademickiego, miasta od dekad przyciągającego zagraniczne inwestycje, turystów itd. I czekając na otwarcie imprezy, przeszedłem się po okolicy. I gdzie nie minąłem grupkę lokalnych mieszkańców, stojących przy jakimś zieleniaku, albo bramie, to dobiegały mnie fragmenty ich rozmów, skupione akurat na tym, że ta impreza będzie miała - wtedy już któryś raz z rzędu - tam miejsce. Większość była, delikatnie mówiąc, negatywna. I nie chodzi o to, żeby od razu zakładać, że cały Dębiec czy cały Poznań uważał ludzi, którzy przyjechali na konwent fantastyki, za powiedzmy mających nierówno pod sufitem. Chodzi o to, że to były czasy mniej więcej współczesne, 20+ lat po upadku PRL, a jakaś część społeczeństwa, nawet w największych miastach, takimi kategoriami rozumowała. To się nie wzięło z powietrza. No więc skoro to w jakiejś tam skali pokutuje u nas pewnie i po dziś dzień, to jak rozumowało, jaką miało mentalność społeczeństwo głębokiego PRL-u, gdzie, raz: niemal niedostępne były "multimedia" o takiej tematyce, i dwa: gdzie się to ze strony "majestatu państwa socjalistycznego" uważało przynajmniej za coś niepożądanego, a często za coś wręcz złego (wzorce ze "zgniłego Zachodu" itd.)? Podsumowawszy: komu te bajki o tym, jak to za PRL-u cudownie się w tym kraju fantastyka miała?

    • @MrArkadysan
      @MrArkadysan 2 месяца назад

      @@arturmoskwik5880 1. masz rację, że nakład 100K+ w porównaniu do wielkości populacji Polski to za mało. Ale przecież tzw. grupa docelowa wcale nie była taka wielka. Mógłbym założyć, że czytelników, którzy wiedzieli, co to jest SF i nie uważali tego za stratę czasu, mogło być ok. miliona. Inne czasopisma wcale nie miały lepiej, wręcz można by powiedzieć, że wśród tytułów publikujących opowiadania i powieści (w odcinkach), to właśnie Fantastyka miała największą popularność. A książki fantastyczne, których pierwsze nakłady przekraczały 100K - miały dodruki, mimo, że wydawcy mieli ogromne problemy z papierem, farbą drukarską, itp... (PRL - brakowało wszystkiego). Dosłownie każdy tytuł, który pojawiał się w księgarniach znikał w mgnieniu oka i trzeba było mieć czasem znajomości, żeby nie przegapić nowości.
      2. Masz rację pisząc o zideologizowaniu społeczeństwa, ale Władza dobrze była zorientowana, że miłośnicy fantastyki nie stanowili dla nich wielkiego zagrożenia. Osobiście znałem jednego z założycieli wielkiego klubu SF w Trójmieście, który będąc wysokim stopniem wojskowym, współorganizował największe imprezy fantastyczne w północnej Polsce. Zapewne przekazywał informacje o nastrojach politycznych wśród fandomu do odpowiednich instytucji, ale nie przypominam sobie żadnych rozmów w czasie spotkań klubowych, które nie kręciłyby się wokół książek i filmów o tematyce SF.
      Książki i komiksy z tamtego czasu mało kto czytał samotnie, a potem oprawiał w ramki i chował w sejfie. Chętnych do czytania, jak sam zauważyłeś, było znacznie więcej. Pożyczaliśmy sobie nawzajem książki, wypożyczaliśmy je z biblioteki. Na pewno w mojej klasie nikt nie uważał, że czytanie SF to jakaś fanaberia, tylko normalny gatunek literacki.
      Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że pokazuje się u nas mniej niż promil ciekawych tytułów, ale byliśmy świadomi istnienia "żelaznej kurtyny", która blokowała transfer do demoludów. Dlatego kluby miłośników można było znaleźć w każdym większym mieście (nie tylko w największych). I nie wiązałbym tego z nastrojami politycznymi. Raczej kierował ich członkami czysty pragmatyzm. Po prostu dawały one dostęp do książek i filmów (na kasetach VHS) nieosiągalnych w innym przypadku.
      Z lat 80-tych pamiętam przeczytane setki tytułów "klubówek", które omijały sprytnie cenzurę i były kolportowane w całym kraju. Podły papier, kiepski skład - to nam nie przeszkadzało.
      Zgadzam się, że w PRL nie było wielu filmów SF, nie mówiąc o serialach. Ale nie zawracałbym sobie tym głowy - seriale to domena TV. Tymczasem w PRL odbiornik TV był naprawdę rarytasem na który może wielu było stać, ale mało komu udawało się go kupić. W dodatku, przez długi czas transmisja rozpoczynała się dopiero w południe, a blok rozrywkowy (czyli filmy i seriale) był nadawany po godz. 20. Gdy jakiś czas temu sprawdzałem, ile było seriali rodzimej produkcji z czasów z PRL, to się zdziwiłem, że było ich tak mało. Na szczęście ratowały nas produkcje z innych krajów demokracji ludowej (głównie Czechosłowacja), które były skierowane do młodzieży.
      Podsumowawszy: absolutnie nie twierdziłem, że w czasach PRL, fantastka świetnie się miała. Po prostu natrafiała na te same problemy, co inne gatunki literackie.
      Ale fandom miał się świetnie i gromadził naprawdę duże rzesze młodzieży spragnionej czegoś więcej, niż szkolnego kanonu lektur. Trafiali do niego ludzie z bardzo różnych rodzin, warstw społecznych (tak, w PRL też takie były). W zdecydowanej większości byli to ludzie inteligentni, o bardzo szerokich horyzontach myślowych, z wyobraźnią. Miejsce urodzenia było tu drugorzędną sprawą - jeśli ktoś złapał bakcyla fantastyki, to po jakimś czasie na pewno trafiał do miejsca, które pozwalało mu zaspokoić głód. Tylko niekiedy zajmowało to więcej czasu - np. trzeba było czekać do rozpoczęcia studiów w większym mieście.

  • @janszyc3375
    @janszyc3375 2 месяца назад

    01:46 O! Do dobrze, że w przypadku Warhammera 40000 nie chciałeś oglądać wszystkich 39999 wcześniejszych części... :)

  • @smokeustachy
    @smokeustachy 2 месяца назад

    czeba było wziąć Q, on to oglądał

    • @geekosfera8763
      @geekosfera8763  2 месяца назад

      Póki co konwencja omawiania przez nas danego tytułu nie przewiduje gości.

  • @marekkutyla4372
    @marekkutyla4372 28 дней назад

    Ds9