Dokladnie tez nie moge tego pojac? Tym bardziej, ze jak Kurski tak samo jego obecna zona tez dostala uniewaznienie sakramentu? Nie moge tej hipokryzji zrozumiec?
Nie ma u Boga czegoś takiego jak Stwierdzenie nieważności małżeństwa!!!!!!!!!!!! Ulegając presji społecznej i próbując rozwiązać kwadraturę koła, jaką stanowi w doktrynie małżeństwa wyłączanie woli Boga przy jednoczesnym zatrzymywaniu zakazu rozwodów, Kościół poszedł po linii Prawa i rozszerzył instytucję rozwodu kościelnego ukrytego pod nazwą “stwierdzenia nieważności małżeństwa”. Obecna epidemia stwierdzeń nieważności została zapoczątkowana w 1983 roku, wraz ze zmianą Kodeksu Prawa Kanonicznego i wprowadzeniem w kanonie 1095 kryterium psychologicznego jako warunku ważności małżeństwa: Niezdolni do zawarcia małżeństwa są ci, którzy z przyczyn natury psychicznej nie są zdolni podjąć istotnych obowiązków małżeńskich (KPK 1095 § 3). Ani w tym kanonie, ani w żadnym innym, KPK nie wyjaśnia, na czym polegają “istotne obowiązki małżeńskie”, lub o jakie konkretnie “przyczyny natury psychicznej” chodzi [8]. Interpretacja została więc oddana całkowicie w ręce składów orzekających oraz biegłych psychologów i psychiatrów, którzy pod naciskiem adwokatów stron lub pod wpływem własnego pro-rozwodowego światopoglądu, mogą traktować ten przepis jako furtkę do unieważnienia praktycznie każdego małżeństwa - unieważnienia, które w rzeczywistości jest prawnym odpowiednikiem eutanazji, bo nie leczy problemu, tylko go zabija: nie pomaga wyjaśnić nieporozumień i załagodzić konfliktów między małżonkami, ale rozbija ich małżeństwo (w sensie biblijnym), rozdziela “jedno ciało”, i twierdzi, że w ten sposób problem zniknął. Nie tylko, że problem nie zniknął, ale pojawił się kolejny: problem rozbitej rodziny, porzuconych dzieci, samotnego współmałżonka itd. Statystyki pokazują, że praktyka masowego unieważniania małżeństw rzeczywiście ma miejsce: liczba orzeczeń nieważności kształtuje się na bardzo wysokim poziomie ponad 80% rozpatrywanych spraw. Na przykład, w 2007 roku, na 2171 spraw zakończonych wyrokiem orzekającym, w 1913 przypadkach (88%) zarówno sąd I jak i II instancji orzekł nieważność małżeństwa [9]. Podstawą prawną wykorzystywaną najczęściej jest przepis KPK 1095 §3. Warto w tym miejscu podkreślić, że podobnie jak pojęcie “węzła małżeńskiego”, również koncepcja małżeństwa “nieważnego” w ogóle w Biblii nie występuje. W Piśmie Świętym małżeństwo po prostu jest albo go nie ma: istnienie małżeństwa jest oczywistym i bezspornym faktem, który nie podlega “unieważnieniu” ani “stwierdzeniu nieważności”. Nieważność czy rozwód? Kościół zdecydowanie odcina się od nazywania stwierdzeń nieważności rozwodami, jednak ich natura jest w pełni zbieżna z naturą rozwodów, i - chcąc być w zgodzie z nakazem Jezusa, aby wasza mowa była: Tak tak; nie nie (Mt 5,37) - należy o nich mówić właśnie jako o rozwodach. Bo, na przykład, czy krzywda dzieci pozbawionych ojca jest mniejsza, gdy ich mama dostanie z sądu orzeczenie, że małżeństwa nigdy nie było i w sensie kanonicznym sytuacja jest prawidłowa? Czy łatwiej jej będzie przez to zapewnić dzieciom utrzymanie? Czy dla dzieci wyrok sądu będzie pociechą w tęsknocie za tatą? Wątpliwe. A czy krzywda zdradzonego małżonka jest mniejsza, gdy najpierw przed sądem zostanie mu “udowodnione” - nierzadko na podstawie fałszywych zeznań świadków - że nigdy nie nadawał się do roli męża, a potem otrzyma zaświadczenie, że wobec tego małżeństwa nigdy nie było, więc zdrady też nie? Czy w porządku jest to, że został oszukany nie raz, ale dwa: bo najpierw przez niewierną żonę, która go porzuciła, a potem przez Kościół, od którego spodziewał się pomocy, a dostał drugi raz w policzek? Może dla spokoju własnego sumienia Kościoła, który w ten sposób “umywa ręce” i mówi: wasze kłopoty małżeńskie to nie nasz problem - rzeczywiście jest to w porządku, ale dla dobra milionów katolickich rodzin to wcale nie jest w porządku i z pewnością nie tak Chrystus rozumiał zakaz rozwodów. Każdy związek, który stał się “jednym ciałem”, jest w oczach Boga pełnoprawnym małżeństwem - bez względu na to, czy jest to małżeństwo sakramentalne czy niesakramentalne, kanonicznie ważne czy nie. Jeżeli Kościół, w oparciu o swoje własne ludzkie przepisy, orzeka coś przeciwnego, to znosi przykazanie Jezusa, aby nie rozdzielać “jednego ciała”; dopomaga w rozbijaniu rodzin; tworzy klimat przyzwolenia na rozwody i daje gwarancję bezkarności dla tych, którzy w sposób cyniczny zdradzają współmałżonka, bo wiedzą, że prawo kanoniczne stoi po ich stronie. Orzeczenie nieważności małżeństwa daje przepustkę do rozłączenia tego, co złączył Bóg, a jednocześnie wystawia certyfikat moralności temu, kto do rozłączenia doprowadził. Trudno o większy poziom hipokryzji. O bliźniaczo podobnej sytuacji, tyle że w relacji dziecko-rodzice, mówi Jezus w Ewangelii, bezkompromisowo piętnując grzech przywódców religijnych, przywiązanych do “tradycji starszych” bardziej niż do Słowa Bożego i zezwalających de facto na porzucanie rodziców: Wtedy przyszli do Jezusa faryzeusze i uczeni w Piśmie z Jerozolimy z zapytaniem: Dlaczego Twoi uczniowie postępują wbrew tradycji starszych? (…) On im odpowiedział: Dlaczego i wy przekraczacie przykazanie Boże z powodu waszej tradycji? Bóg przecież powiedział: “Czcij ojca i matkę” oraz: “Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmierć poniesie”. Wy zaś mówicie: “Kto by oświadczył ojcu lub matce: Darem [złożonym w ofierze] jest to, co miało być ode mnie wsparciem dla ciebie, ten nie potrzebuje czcić swego ojca ani matki”. I tak ze względu na waszą tradycję znieśliście przykazanie Boże. Obłudnicy, dobrze powiedział o was prorok Izajasz: “Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi”. (Mt 15, 1-9) Dzisiaj Kościół mówi podobnie o małżeństwach, na podstawie tradycji i zasad podanych przez ludzi zezwalając na porzucenie współmałżonka, i twierdząc, że jeśli tylko małżeństwo zostało uznane za kanonicznie nieważne, to współmałżonek już nie musi - a nawet nie powinien! - być wierny swojej żonie czy mężowi. Istnieje ogromna dysproporcja między zakresem władzy, jaką Kościół przyznał sobie w odniesieniu do małżeństw, a zakresem pomocy, jakiej jest w stanie udzielić w przypadku problemów małżeńskich. Z jednej strony, Kościół zastrzega sobie pełny monopol na małżeństwo, bo za prawomocne uznaje jedynie małżeństwa sakramentalne, pozostające pod jego całkowitą jurysdykcją. Z drugiej strony, kiedy jedno z małżonków zostaje zdradzone przez drugiego, Kościół jest bezradny i jedyne co może zaoferować małżonkowi szukającemu pomocy, to “eutanazję” ich małżeństwa poprzez stwierdzenie jego nieważności.
Prawda jest taka, że - przynajmniej w Polsce - jest to przedsięwzięcie dla bogatych. Średnio liczac w mieście wojewódzkim koszt stwierdzenia nieważności małżeństwa sakramentalnego, to minimum 2000 zł przy obowiązkowej dwuinstancyjnosci (Dla porównania dla rozwodu cywilnego wpis wynosi 600 zł, a jesli sprawa kończy się szybko, to koszt końcowy wynosi 50% wpisu, czyli 300 zł). Do tego, aby sąd metropolitalny w ogóle przyjął pismo w tej sprawie, trzeba zapłacić ok. 150 zł. Jest to cena tego, by w ogóle założyli teczkę! Wnioski o zmiarkowanie kosztów "procesu", czy też całkowite zwolnienie, są raczej ignorowane. Znamienne jest to, że proces nie odbywa się "po kosztach". Jeśli opinia psychologiczna kosztuje np. 100 zł, to sąd metropolitalny obciaży cię kosztami za ww. opinię w wysokości 200 zł. Na jakiej podstawie? Jest to wielkie nadużycie i proceder w Kościele Katolickim, który kładzie się cieniem na jego duchową misję i jest źródłem zgorszenia. Dysproporcja kosztów między rozwodami cywilnymi, a stwierdzeniem nieważności małżeństwa sakramentalnego jest tym bardziej szokująca, gdy weźmie się pod uwagę, że w tym pierwszym przypadku, sąd ponosi odpowiedzialność za decyzję w sprawie losów dzieci po rozwodzie rodziców, natomiast w tym drugim - to obiektywnie rzecz biorąc - dyskusja akademicka o tym, czy małżeństwo zostało ważnie zawarte, czy też nie.
Na jakiej podstawie ? Na podstawie kosztow - opinii psychiatrow, niezliczone akta notarialne, korespondencja i kilka innych. Prawie zawsze idzie zamknac sie w kwocie 2000 zl - chyba, ze biezesz sobie jakis prawnik prawa kanonicznego.
@@magorzatapielak7583 Rozwód cywilny bez orzekania o winie kosztował ok. 300 zł. Wpis 600 zł. Przy jednej rozprawie połowę z tego zwracają. W kościele liczą sobie krocie za procedurę stwierdzenia nieważności małżeństwa.
Salomon miał siedemset żon prawowitych, a w dawnych czasach małżonków dobierali rodzice najczęściej wbrew ich woli i to wszystko nadawało się do sądu orzekającego o ważności lub nieważności małżeństw. A mnie ks.proboszcz zaproponował ZAŁATWIENIE nieważności mojego małżeństwa, bo mój mąż mu zawadzał w jego względem mnie planach. Czy księżom posiadającym potomków sąd może stwierdzić ważność małżeństwa z mamą lub mamami ich dzieci?
Kościół w swej istocie jest grzeszny. Zatem i ksiądz jest grzesznikiem i jako taki grzechu cudzołóstwa również się dopuszcza. Naruszyć celibatu nie może, bo będąc księdzem nie może zawrzeć małżeństwa. A będąc w małżeństwie zostać księdzem.
@@henrykmar A niby dlaczego ksiądz nie może być żonaty??? Przecież przenajświętszy Paweł twierdzi, że mądrze rządzić Kościołem potrafi TYLKO ten, kto ma jedną żonę, poddane sobie dzieci i mądrze rządzi swoim domem (1Tm 3,1-13). Więc każdy ksiądz musi być żonaty i musi mieć dzieci jeszcze przed święceniami, bo tylko takiego można sprawdzić, czy się nadaje na mądrego zarządcę Kościoła. Natomiast grzeszyć nikt nie musi.
@@krystyna2530 To proste. Nie może być żonaty bo tak stanowi przepis celibatu. Ksiądz nie powinien rozpraszać się dzieląc obowiązki. Powołaniem jest małżeństwo i powołaniem jest kapłaństwo. Nie od początku celibat obowiązywał. Doświadczenie jednak dowodzi że tam gdzie celibat nie obowiązuje dzieje się źle. Księża biorą przykład z Chrystusa. Gdyby mielili żony to masa hejtu by na nich była wylewana że wspólnota parafialna nie tylko musi łożyć na utrzymanie parafii, samych księży, ale także na ich żony oraz dzieci. Ciebie to by nie wkurwiało że w twojej parafii polskokatolickiej masz księdza rozwodnika i na plebanii mieszka jego żona z którą jest już po rozwodzie, jego dzieci z pierwszego małżeństwa, które deklarują się jako niewierzące, oraz jego dzieci z drugiego małżeństwa? I wszystkie te gęby trzeba wykarmić. A oni nie są uzależnieni od tacy, bo otrzymują pensje od państwa, czyli od nas wszystkich. Zresztą wymóg bezżenności nie dotyczył tylko księży. W legionach rzymskich żołnierzom nie wolno było wchodzić w związki małżeńskie, a służba trwała 20 lub 25 lat. To samo było w carskiej armii gdzie służba również trwała 25 lat. Cóż to za mąż który spać nie może z żoną bo spać musi w koszarach? Albo jest się żołnierzem albo żonatym. Jeszcze za PRL-u żonaci piloci nie mogli być przewidziani do wykonywania ataków przy użyciu bomb atomowych. Musieli być kawalerami. Zresztą nie wszystkim bezżenność doskwiera. Są i tacy którzy nie żenią się bo im to nie jest potrzebne. Kto potrzebuje seksu nie wybiera się do zakonu tylko do burdelu. Tak jak ten co lubi wódkę nie osiedla się w kraju gdzie obowiązuje szariat, bo tam alkohol jest zakazany.
Dokąd to wszystko zmierza?
Na jakiej podstawie jacek kurski dostał rozwód kościelny?
Zajmij się sobą
@@rafakomor6591 jestem ale chciałbym dostać odp
Dokladnie tez nie moge tego pojac? Tym bardziej, ze jak Kurski tak samo jego obecna zona tez dostala uniewaznienie sakramentu? Nie moge tej hipokryzji zrozumiec?
Albo Kaczyńska albo Cejrowski
Małżeństwo jest ważne aż do śmierci jednego z małżonków ,i nie ma nic poza tym !!! Sakrament jest nierozerwalny !!
Jestem samoukiem ze średnim wykształcenia
Znam prawo
I giełdę maklerska
Proces stwierdzający nieważność małżeństwa ma być ratowaniem małżeństwa?.... Ksiądz tu się gdzieś pogubił 😬
Nie ma u Boga czegoś takiego jak Stwierdzenie nieważności
małżeństwa!!!!!!!!!!!!
Ulegając presji społecznej i próbując rozwiązać kwadraturę koła, jaką stanowi w doktrynie małżeństwa wyłączanie woli Boga przy jednoczesnym zatrzymywaniu zakazu rozwodów, Kościół poszedł po linii Prawa i rozszerzył instytucję rozwodu kościelnego ukrytego pod nazwą “stwierdzenia nieważności małżeństwa”.
Obecna epidemia stwierdzeń nieważności została zapoczątkowana w 1983 roku, wraz ze zmianą Kodeksu Prawa Kanonicznego i wprowadzeniem w kanonie 1095 kryterium psychologicznego jako warunku ważności małżeństwa: Niezdolni do zawarcia małżeństwa są ci, którzy z przyczyn natury psychicznej nie są zdolni podjąć istotnych obowiązków małżeńskich (KPK 1095 § 3). Ani w tym kanonie, ani w żadnym innym, KPK nie wyjaśnia, na czym polegają “istotne obowiązki małżeńskie”, lub o jakie konkretnie “przyczyny natury psychicznej” chodzi [8]. Interpretacja została więc oddana całkowicie w ręce składów orzekających oraz biegłych psychologów i psychiatrów, którzy pod naciskiem adwokatów stron lub pod wpływem własnego pro-rozwodowego światopoglądu, mogą traktować ten przepis jako furtkę do unieważnienia praktycznie każdego małżeństwa - unieważnienia, które w rzeczywistości jest prawnym odpowiednikiem eutanazji, bo nie leczy problemu, tylko go zabija: nie pomaga wyjaśnić nieporozumień i załagodzić konfliktów między małżonkami, ale rozbija ich małżeństwo (w sensie biblijnym), rozdziela “jedno ciało”, i twierdzi, że w ten sposób problem zniknął. Nie tylko, że problem nie zniknął, ale pojawił się kolejny: problem rozbitej rodziny, porzuconych dzieci, samotnego współmałżonka itd.
Statystyki pokazują, że praktyka masowego unieważniania małżeństw rzeczywiście ma miejsce: liczba orzeczeń nieważności kształtuje się na bardzo wysokim poziomie ponad 80% rozpatrywanych spraw. Na przykład, w 2007 roku, na 2171 spraw zakończonych wyrokiem orzekającym, w 1913 przypadkach (88%) zarówno sąd I jak i II instancji orzekł nieważność małżeństwa [9]. Podstawą prawną wykorzystywaną najczęściej jest przepis KPK 1095 §3.
Warto w tym miejscu podkreślić, że podobnie jak pojęcie “węzła małżeńskiego”, również koncepcja małżeństwa “nieważnego” w ogóle w Biblii nie występuje. W Piśmie Świętym małżeństwo po prostu jest albo go nie ma: istnienie małżeństwa jest oczywistym i bezspornym faktem, który nie podlega “unieważnieniu” ani “stwierdzeniu nieważności”.
Nieważność czy rozwód?
Kościół zdecydowanie odcina się od nazywania stwierdzeń nieważności rozwodami, jednak ich natura jest w pełni zbieżna z naturą rozwodów, i - chcąc być w zgodzie z nakazem Jezusa, aby wasza mowa była: Tak tak; nie nie (Mt 5,37) - należy o nich mówić właśnie jako o rozwodach.
Bo, na przykład, czy krzywda dzieci pozbawionych ojca jest mniejsza, gdy ich mama dostanie z sądu orzeczenie, że małżeństwa nigdy nie było i w sensie kanonicznym sytuacja jest prawidłowa? Czy łatwiej jej będzie przez to zapewnić dzieciom utrzymanie? Czy dla dzieci wyrok sądu będzie pociechą w tęsknocie za tatą? Wątpliwe.
A czy krzywda zdradzonego małżonka jest mniejsza, gdy najpierw przed sądem zostanie mu “udowodnione” - nierzadko na podstawie fałszywych zeznań świadków - że nigdy nie nadawał się do roli męża, a potem otrzyma zaświadczenie, że wobec tego małżeństwa nigdy nie było, więc zdrady też nie? Czy w porządku jest to, że został oszukany nie raz, ale dwa: bo najpierw przez niewierną żonę, która go porzuciła, a potem przez Kościół, od którego spodziewał się pomocy, a dostał drugi raz w policzek? Może dla spokoju własnego sumienia Kościoła, który w ten sposób “umywa ręce” i mówi: wasze kłopoty małżeńskie to nie nasz problem - rzeczywiście jest to w porządku, ale dla dobra milionów katolickich rodzin to wcale nie jest w porządku i z pewnością nie tak Chrystus rozumiał zakaz rozwodów.
Każdy związek, który stał się “jednym ciałem”, jest w oczach Boga pełnoprawnym małżeństwem - bez względu na to, czy jest to małżeństwo sakramentalne czy niesakramentalne, kanonicznie ważne czy nie. Jeżeli Kościół, w oparciu o swoje własne ludzkie przepisy, orzeka coś przeciwnego, to znosi przykazanie Jezusa, aby nie rozdzielać “jednego ciała”; dopomaga w rozbijaniu rodzin; tworzy klimat przyzwolenia na rozwody i daje gwarancję bezkarności dla tych, którzy w sposób cyniczny zdradzają współmałżonka, bo wiedzą, że prawo kanoniczne stoi po ich stronie. Orzeczenie nieważności małżeństwa daje przepustkę do rozłączenia tego, co złączył Bóg, a jednocześnie wystawia certyfikat moralności temu, kto do rozłączenia doprowadził. Trudno o większy poziom hipokryzji.
O bliźniaczo podobnej sytuacji, tyle że w relacji dziecko-rodzice, mówi Jezus w Ewangelii, bezkompromisowo piętnując grzech przywódców religijnych, przywiązanych do “tradycji starszych” bardziej niż do Słowa Bożego i zezwalających de facto na porzucanie rodziców:
Wtedy przyszli do Jezusa faryzeusze i uczeni w Piśmie z Jerozolimy z zapytaniem: Dlaczego Twoi uczniowie postępują wbrew tradycji starszych? (…) On im odpowiedział: Dlaczego i wy przekraczacie przykazanie Boże z powodu waszej tradycji? Bóg przecież powiedział: “Czcij ojca i matkę” oraz: “Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmierć poniesie”. Wy zaś mówicie: “Kto by oświadczył ojcu lub matce: Darem [złożonym w ofierze] jest to, co miało być ode mnie wsparciem dla ciebie, ten nie potrzebuje czcić swego ojca ani matki”. I tak ze względu na waszą tradycję znieśliście przykazanie Boże. Obłudnicy, dobrze powiedział o was prorok Izajasz: “Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi”. (Mt 15, 1-9)
Dzisiaj Kościół mówi podobnie o małżeństwach, na podstawie tradycji i zasad podanych przez ludzi zezwalając na porzucenie współmałżonka, i twierdząc, że jeśli tylko małżeństwo zostało uznane za kanonicznie nieważne, to współmałżonek już nie musi - a nawet nie powinien! - być wierny swojej żonie czy mężowi.
Istnieje ogromna dysproporcja między zakresem władzy, jaką Kościół przyznał sobie w odniesieniu do małżeństw, a zakresem pomocy, jakiej jest w stanie udzielić w przypadku problemów małżeńskich. Z jednej strony, Kościół zastrzega sobie pełny monopol na małżeństwo, bo za prawomocne uznaje jedynie małżeństwa sakramentalne, pozostające pod jego całkowitą jurysdykcją. Z drugiej strony, kiedy jedno z małżonków zostaje zdradzone przez drugiego, Kościół jest bezradny i jedyne co może zaoferować małżonkowi szukającemu pomocy, to “eutanazję” ich małżeństwa poprzez stwierdzenie jego nieważności.
ussuri3 owszem, dla Boga nie ma rozwodów, On ich nie iznaje! Ale zapominasz o Przywileju Piotrowym.
Prawda jest taka, że - przynajmniej w Polsce - jest to przedsięwzięcie dla bogatych. Średnio liczac w mieście wojewódzkim koszt stwierdzenia nieważności małżeństwa sakramentalnego, to minimum 2000 zł przy obowiązkowej dwuinstancyjnosci (Dla porównania dla rozwodu cywilnego wpis wynosi 600 zł, a jesli sprawa kończy się szybko, to koszt końcowy wynosi 50% wpisu, czyli 300 zł).
Do tego, aby sąd metropolitalny w ogóle przyjął pismo w tej sprawie, trzeba zapłacić ok. 150 zł. Jest to cena tego, by w ogóle założyli teczkę!
Wnioski o zmiarkowanie kosztów "procesu", czy też całkowite zwolnienie, są raczej ignorowane. Znamienne jest to, że proces nie odbywa się "po kosztach". Jeśli opinia psychologiczna kosztuje np. 100 zł, to sąd metropolitalny obciaży cię kosztami za ww. opinię w wysokości 200 zł. Na jakiej podstawie?
Jest to wielkie nadużycie i proceder w Kościele Katolickim, który kładzie się cieniem na jego duchową misję i jest źródłem zgorszenia. Dysproporcja kosztów między rozwodami cywilnymi, a stwierdzeniem nieważności małżeństwa sakramentalnego jest tym bardziej szokująca, gdy weźmie się pod uwagę, że w tym pierwszym przypadku, sąd ponosi odpowiedzialność za decyzję w sprawie losów dzieci po rozwodzie rodziców, natomiast w tym drugim - to obiektywnie rzecz biorąc - dyskusja akademicka o tym, czy małżeństwo zostało ważnie zawarte, czy też nie.
Rozwód cywilny bez orzekania o winie nic nie kosztuje
@@magorzatapielak7583 nieprawda są koszty sądowe
@@mariaczechowska7394 zapłaciłam, ale potem dostałam zwrot tych pieniędzy, bo było bez orzekania o winie
Na jakiej podstawie ? Na podstawie kosztow - opinii psychiatrow, niezliczone akta notarialne, korespondencja i kilka innych.
Prawie zawsze idzie zamknac sie w kwocie 2000 zl - chyba, ze biezesz sobie jakis prawnik prawa kanonicznego.
@@magorzatapielak7583 Rozwód cywilny bez orzekania o winie kosztował ok. 300 zł. Wpis 600 zł. Przy jednej rozprawie połowę z tego zwracają. W kościele liczą sobie krocie za procedurę stwierdzenia nieważności małżeństwa.
nie moge sie doczekac
im so exsaiting
Salomon miał siedemset żon prawowitych, a w dawnych czasach małżonków dobierali rodzice najczęściej wbrew ich woli i to wszystko nadawało się do sądu orzekającego o ważności lub nieważności małżeństw.
A mnie ks.proboszcz zaproponował ZAŁATWIENIE nieważności mojego małżeństwa, bo mój mąż mu zawadzał w jego względem mnie planach.
Czy księżom posiadającym potomków sąd może stwierdzić ważność małżeństwa z mamą lub mamami ich dzieci?
Kościół w swej istocie jest grzeszny. Zatem i ksiądz jest grzesznikiem i jako taki grzechu cudzołóstwa również się dopuszcza. Naruszyć celibatu nie może, bo będąc księdzem nie może zawrzeć małżeństwa. A będąc w małżeństwie zostać księdzem.
@@henrykmar A niby dlaczego ksiądz nie może być żonaty???
Przecież przenajświętszy Paweł twierdzi, że mądrze rządzić Kościołem potrafi TYLKO ten, kto ma jedną żonę, poddane sobie dzieci i mądrze rządzi swoim domem (1Tm 3,1-13).
Więc każdy ksiądz musi być żonaty i musi mieć dzieci jeszcze przed święceniami, bo tylko takiego można sprawdzić, czy się nadaje na mądrego zarządcę Kościoła. Natomiast grzeszyć nikt nie musi.
@@krystyna2530 To proste. Nie może być żonaty bo tak stanowi przepis celibatu. Ksiądz nie powinien rozpraszać się dzieląc obowiązki. Powołaniem jest małżeństwo i powołaniem jest kapłaństwo. Nie od początku celibat obowiązywał. Doświadczenie jednak dowodzi że tam gdzie celibat nie obowiązuje dzieje się źle. Księża biorą przykład z Chrystusa. Gdyby mielili żony to masa hejtu by na nich była wylewana że wspólnota parafialna nie tylko musi łożyć na utrzymanie parafii, samych księży, ale także na ich żony oraz dzieci. Ciebie to by nie wkurwiało że w twojej parafii polskokatolickiej masz księdza rozwodnika i na plebanii mieszka jego żona z którą jest już po rozwodzie, jego dzieci z pierwszego małżeństwa, które deklarują się jako niewierzące, oraz jego dzieci z drugiego małżeństwa? I wszystkie te gęby trzeba wykarmić. A oni nie są uzależnieni od tacy, bo otrzymują pensje od państwa, czyli od nas wszystkich. Zresztą wymóg bezżenności nie dotyczył tylko księży. W legionach rzymskich żołnierzom nie wolno było wchodzić w związki małżeńskie, a służba trwała 20 lub 25 lat. To samo było w carskiej armii gdzie służba również trwała 25 lat. Cóż to za mąż który spać nie może z żoną bo spać musi w koszarach? Albo jest się żołnierzem albo żonatym. Jeszcze za PRL-u żonaci piloci nie mogli być przewidziani do wykonywania ataków przy użyciu bomb atomowych. Musieli być kawalerami. Zresztą nie wszystkim bezżenność doskwiera. Są i tacy którzy nie żenią się bo im to nie jest potrzebne. Kto potrzebuje seksu nie wybiera się do zakonu tylko do burdelu. Tak jak ten co lubi wódkę nie osiedla się w kraju gdzie obowiązuje szariat, bo tam alkohol jest zakazany.