Ja do Avatara mam dość dziwny stosunek. Podobał mi się, ale też mam wiele do niego zastrzeżeń. Po mimo tych 3h nic zasadniczo się nie wyjaśnia z poprzedniej części. Idąc do kina miałam podobne oczekiwania co Kuba. Więcej dowiedzieć się o tym świecie, o mieszkańcach i ich kulturze. Pierwsza część dużo nie wyjaśniła, bo wojna. Druga... w sumie to samo. Wgl powrót tego gościa z blizną (porucznika) trochę mnie rozwalił - nie miało to dla mnie sensu. Nie mogli wymyślić czegoś nowego, tylko w sumie odgrzali kotlet. Co do marketingu w sumie jeszcze... myślałam, że o Kiri będzie więcej, że to ona będzie główną postacią. Okazało się w moim odczuciu, że głównym był ten dzieciak od wielkiego żółwia (przepraszam nie pamiętam jego imienia). Co do Sallego xD no to tutaj Marcin ma rację. Mógł wcześniej ogarnąć tą wojnę z ludźmi. Dla mnie dodatkowo jego postać z pierwszej części na drugą spadła diametralnie. Wgl co to za ucieczka? tak się starał, by ludność Navi go do siebie wpuściła, sam o nich dbał A tu nagle Elo spadamy. Radźcie sobie sami. Jego żona moim zdaniem zbyt łatwo się poddała. Waleczna kobitka, która tak jak mówicie jest pod władzą patriarchatu i tak. Co do dzieci i jego stosunku do nich. Powiem jak w większości filmów to jest. Musztrujący ojciec, ten męski mężczyzna musi nie okazywać uczuć. Bleh po prostu. Kolejne sprowadzenie postaci do roli stereotupowych rodziców i nic więcej. Zawiodłam się po prostu. Co do punktacji subiektywnej 6/10. 3h szybki mi zleciały, ale zostawiły duży niedosyt i takie Wtf -ciąża, ożywienie i ucieczka xp
Wiesz co, to wszystko byłoby dobitnym bambizmem, gdyby Avatar był osadzony w naszym świecie albo przynajmniej w jego odpowiedniku, działającego na tych samych zasadach. Oczywiście można Avatara jakoś opacznie zrozumieć i przekładać 1:1 na nasz świat, ale moim zdaniem nie jest to tutaj uzasadnione. Pandora jest inna i my (znając nasz świat) wiemy, że jest inna i bardziej "magiczna".
Gdybym nagrał film o tym, że żyję w symbiozie z drzewkami, słyszę jak Ziemia oddycha, łączę się z ptakami i w ogóle, że super mieszka się w lesie i nic mi nie zagraża nawet, to to byłby bambizm. Gdybym nagrał taki film na Pandorze jako jeden z Na'vi to byłaby po prostu prawda i dokument o życiu tam xd
1. Wiem, że dostrzeganie zawłaszczenia kulturowego nie jest dla nas, Polaków, łatwe i powiedzmy "domyślne", ale warto czasami się nad tym pochylić. Biały chłop z Ameryki robi mega kasową, hollywoodzką produkcję, niejako wykorzystując do tego kilka różnych elementów wziętych z mniejszościowej kultury Maoryskiej. Elementów ważnych dla tej kultury, wyciagniętej z niej bez ważnego kontekstu i bez (według niektórych) jakiejś potrzebnej do tego wrażliwości, oraz bez pytania danej grupy o zdanie. Robi to (według niektórych) ośmieszając te elementy, przypisując je "fikcyjnym niebieskim ludzikom" i nie informując o tym widza. To jest naprawdę długi temat, ale najważniejsze jest dla mnie to (jak w filmie zresztą staram się przekazać), że opinia o tym, czy to zawłaszczenie kulturowe ma miejsce, czy też nie, nie powinna zależeć od nas, ale od Maorysów. 2. Sally jest w tym filmie jak stereotypowy ojciec-żołnierz, który traktuje swoich synów jak niższych stopniem żołnierzy (a nie jak SYNÓW). Jest zagubiony w swojej roli i nie okazuje synom żadnego zrozumienia, wsparcia itd. Jedynym mogącym go bronić momentem jest koniec filmu, kiedy to mówi, do jednego z synów, że "w końcu go zobaczył", no, tylko tak trochę późno.
@@einar657 1. Nie da się zawłaszczyć czegoś co jest domeną publiczną. Kultura jest dobrem szeroko dostępnym i nie posiadającym konkretnego właściciela (czyt. osoby, podmiotu). Więc nie można mówić że ktoś sobie coś "zawłaszczy". A usprawiedliwianie tego gadaniem o mniejszości to zwyczajne tworzenie podwójnych standardów. Bo jak amerykańce pożyczają sobie elementy kultur innych niż europejska to jest kwik. Ale jak już amerykanizują powieści i kulture europejską (tak jak to zrobili z władcą pierścieni i wiedźminem), to już wytykanie tego spotyka się ze sprzeciwem tych samych obrońców terminu "zawłaszczenie kulturowe". No bo biały białego "okraść" może z dóbr kulturowych, ale biały maorysa już nie może. *Robi to (według niektórych) ośmieszając te elementy, przypisując je "fikcyjnym niebieskim ludzikom" i nie informując o tym widza.* Ale jak ma informować? Przecież mało rozgarnięta cegłówka domyśli się że jak ogląda fikcyjne światy to ogląda fikcyjną kulturę która tylko w jakimś stopniu inspiruje się kulturami prawdziwymi. Ja rozumiem, że czasem trudno jest nie uznawać ludzi za totalnych debili, ale chociaż się starajmy. 2. No tutaj to fakt - Sully trochę przegiął swoim postępowaniem w tym filmie... Delikatnie mówiąc.
@@Simba436 jak definiujesz kulturę? To chyba pierwsze pytanie jakie sobie zadałem czytając Twój komentarz. Domena publiczna jest CZĘŚCIĄ (małą) dzisiejszej kultury i związania jest z prawną odpowiedzialnością wykorzystania jakiś elementów kultury. Może do niej należeć jakieś stare, czarno białe zdjęcie Maorysa sprzed wieku w zbiorze jakiegoś archiwum, nie należą do niej jednak zwyczaje, wspomnienia, rytuały i obyczaje tegoż Maorysa. I to nie jest moja opinia czy coś, ale bardziej kwestia definicji. Z kolei wzięcie sobie dzieła kultury jakim jest wiedźmin (za prawa do którego ktoś komuś zapłacił) to zupełnie inna rzecz xD to jest dzieło konkretnego człowieka i jego własność intelektualna (a nie kultura Polaków jako ogółu). Natomiast zgadzam się, że to jak Netflix niszczy lore i klimat oryginału jest rzeczą okropną i wstydliwą. I tak, każdy wie, że to fikcyjna kultura, nie każdy wie jednak, że jest czymś rzeczywistym zainspirowana, jeszcze mniej oczywiste jest to, której kultury to dotyczy i jakich jej konkretnych elementów. I tak jak na serialu wiedźmińskim jest napis, że jest to oparte na Sapkowskim, tak tutaj fajnie by było o czymś takim wspomnieć.
@@einar657 *jak definiujesz kulturę? To chyba pierwsze pytanie jakie sobie zadałem czytając Twój komentarz.* Cóż, gadamy o sztuce co nie? Zatem w głównej mierze będą to dzieła sztuki, lub dzieła/zwyczaje mające znaczenie duchowe. *Domena publiczna jest CZĘŚCIĄ (małą) dzisiejszej kultury i związania jest z prawną odpowiedzialnością wykorzystania jakiś elementów kultury.* Domena publiczna obejmuje starszą część kultury, do której nie ma już praw autorskich. Każdy może sobie wziąć utwór bethovena czy innego starego grajka i nie trzeba się pytać nikogo o zdanie ani o pozwolenie. Z resztą kogo mam pytać o pozwolenie? Całego narodu czy jakieś instytucji? I dlaczego w ogóle mam pytać o pozwolenie na wykorzystanie jakieś informacji w mojej pracy? *Może do niej należeć jakieś stare, czarno białe zdjęcie Maorysa sprzed wieku w zbiorze jakiegoś archiwum, nie należą do niej jednak zwyczaje, wspomnienia, rytuały i obyczaje tegoż Maorysa.* Dlaczego niby nie? Bo ktoś sobie tak postanowił? Jakim prawem? *I to nie jest moja opinia czy coś, ale bardziej kwestia definicji.* Jak spojrzysz na definicje to kulturą jest dosłownie każdy twór człowieka. Nie grupy, nie narodu - pojedynczego człowieka. *Z kolei wzięcie sobie dzieła kultury jakim jest wiedźmin (za prawa do którego ktoś komuś zapłacił) to zupełnie inna rzecz xD to jest dzieło konkretnego człowieka i jego własność intelektualna (a nie kultura Polaków jako ogółu).* Znowu wracamy do definicji - *"Kulturę można określić jako ogół wytworów ludzi, zarówno materialnych, jak i niematerialnych: duchowych, symbolicznych, takich jak wzory myślenia i zachowania."* Fakt że wiedźmina stworzył jeden człowiek, a nie Polacy jako naród, niczego nie zmienia. To, że jakaś osoba ma prawa autorskie do serii nie zmienia faktu że jest to dzieło kultury. Informuje nas tylko o tym, że jak chcę zarabiać na wiedźminie, bo chcę zrobić w oparciu o sagę swoje dzieło, to muszę najpierw ustalić szczegóły z właścicielem praw autorskich - czyli z Andrzejem Sapkowskim. *I tak, każdy wie, że to fikcyjna kultura, nie każdy wie jednak, że jest czymś rzeczywistym zainspirowana, jeszcze mniej oczywiste jest to, której kultury to dotyczy i jakich jej konkretnych elementów. I tak jak na serialu wiedźmińskim jest napis, że jest to oparte na Sapkowskim, tak tutaj fajnie by było o czymś takim wspomnieć.* Jak widać nic to nie daje, bo sam fakt, że awatara kręcono w nowej zelandii, czy tego że masa maorysów brało udział w filmie jako aktorzy (wódz klanu metkayina), jakoś nie przeszkodził ludziom w jęczeniu i kwiczeniu o jakimś wyimaginowanym zawłaszczeniu kulturowym. Skoro nawet konsultacje z rdzenną ludnością nie pomogły zamknąć mordy samozwańczym obrońcom uciśnionym, to pokazuje to jak bardzo bezużyteczny jest to termin i jak bez znaczenia jest informowanie ludzi o inspiracjach. Z resztą, nie widzę powodu by się komuś tłumaczyć z inspiracji. A poza tym - przestańcie wieszać psy na amerykańcach za kradzież kultury. W końcu muszą kraść kulturę innych bo nie mają własnej.
@@Simba436 *Domena publiczna obejmuje starszą część kultury, do której nie ma już praw autorskich. Każdy może sobie wziąć utwór bethovena czy innego starego grajka i nie trzeba się pytać nikogo o zdanie ani o pozwolenie. Z resztą kogo mam pytać o pozwolenie? Całego narodu czy jakieś instytucji? I dlaczego w ogóle mam pytać o pozwolenie na wykorzystanie jakieś informacji w mojej pracy?* - Nadal zgodnie z zasadami domeny publicznej powinieneś powiedzieć z jakiego utworu i jakiego autora korzystasz (więc skoro zrównujesz zwyczaje Maori do utworu "grajka" to w Awatarze również powinna być wzmianka o utworze i autorze, w tym przypadku o Maori). Nikt Cię raczej o to ścigać nie będzie, ale mi w ogóle w moich wypowiedziach nie chodzi o odpowiedzialność prawną takiego Camerona, tak jak pisałem wcześniej, ale o to co wypada/powinnosię/należy/miłojest robić. *Dlaczego niby nie? Bo ktoś sobie tak postanowił? Jakim prawem?* - Znowu, nie chodzi o prawo, a o definicje. Z tą domeną chodziło mi tylko o pokazanie, że jest ona małym podzbiorem kultury, a nie (jak pisałeś wcześniej) tym samym co kultura. Tradycyjne zwyczaje maoryskie nie są w klasycznym rozumieniu bytem w domenie publicznej takim "prawem", jakim ser nie jest chlebem, albo parówki z mięsem produktem wegańskim. Tu nie chodzi o prawo albo to kto to ustala. To po prostu rzecz należąca do innej grupy definicyjnej. *Jak spojrzysz na definicje to kulturą jest dosłownie każdy twór człowieka. Nie grupy, nie narodu - pojedynczego człowieka.* *Znowu wracamy do definicji - "Kulturę można określić jako ogół wytworów ludzi, zarówno materialnych, jak i niematerialnych: duchowych, symbolicznych, takich jak wzory myślenia i zachowania."* - Definicji i form kultury jest bardzo dużo, zwykle mówi się o niej jako o rzeczach które robią LUDZIE a nie CZŁOWIEK. I nie chodzi o to, że książka napisana przez jednego człowieka nie jest częścią kultury, ale o to, że ona staje się kulturą dopiero, kiedy dostaje się do społeczeństwa. Taka ciekawostka, bo książka schowana w szufladzie, albo zabrana do grobu nie jest częścią kultury. *Fakt że wiedźmina stworzył jeden człowiek, a nie Polacy jako naród, niczego nie zmienia. To, że jakaś osoba ma prawa autorskie do serii nie zmienia faktu że jest to dzieło kultury. Informuje nas tylko o tym, że jak chcę zarabiać na wiedźminie, bo chcę zrobić w oparciu o sagę swoje dzieło, to muszę najpierw ustalić szczegóły z właścicielem praw autorskich - czyli z Andrzejem Sapkowskim* - Zmienia to wszystko, ale niech będzie xd. Skoro nie zmienia i znowu zrównujesz pojedyncze dzieło do całej kultury np. Maori (tym razem wiedźmina) to również twórcy Awatara powinni "ustalić szczegóły z właścicielem praw autorskich". *Jak widać nic to nie daje, bo sam fakt, że awatara kręcono w nowej zelandii, czy tego że masa maorysów brało udział w filmie jako aktorzy (wódz klanu metkayina), jakoś nie przeszkodził ludziom w jęczeniu i kwiczeniu o jakimś wyimaginowanym zawłaszczeniu kulturowym. Skoro nawet konsultacje z rdzenną ludnością nie pomogły zamknąć mordy samozwańczym obrońcom uciśnionym, to pokazuje to jak bardzo bezużyteczny jest to termin i jak bez znaczenia jest informowanie ludzi o inspiracjach. Z resztą, nie widzę powodu by się komuś tłumaczyć z inspiracji.* - Ale co nic nie daje xd? Mówiłem o oznaczeniu (np, w formie napisów) w filmie kultury Maori, a nic takiego nie miało miejsca, tak samo jak nie miały miejsca wspomniane przez Ciebie konsultacje i informowanie o inspiracjach. Gdyby te elementy miały miejsce, dałyby bardzo dużo. - I zgadzam się, że to dobrze, że w filmie są aktorzy Maoryscy (niestety nie "masa", ale bodajże tylko dwójka) i że kręcono to (niestety tylko częściowo) w Nowej Zelandii, sam mówię o tym w filmie jako o kontrargumencie na zawłaszczenie kulturowe. *A poza tym - przestańcie wieszać psy na amerykańcach za kradzież kultury. W końcu muszą kraść kulturę innych bo nie mają własnej.* - Tak, kradzież kultury jest akurat świetnym powodem do wieszania psów na kimś (nieładne jakieś określenie btw) i wszelkiego czepiania się, bo jest po prostu niefajna xD Jak mówię w filmie, Awatar bardzo mi się podobał, ale nie znaczy to, że nie powinienem wytknąć niefajnego zachowania jego twórców względem kultury mniejszościowej. Zachowania, któremu można by zapobiec bez żadnej straty, a jedynie lepszymi chęciami.
Co do montażu to cudo. Widzę duży progres od początku powstania kanału ;)
Shorty też super pomysł.
Ja do Avatara mam dość dziwny stosunek. Podobał mi się, ale też mam wiele do niego zastrzeżeń. Po mimo tych 3h nic zasadniczo się nie wyjaśnia z poprzedniej części. Idąc do kina miałam podobne oczekiwania co Kuba. Więcej dowiedzieć się o tym świecie, o mieszkańcach i ich kulturze. Pierwsza część dużo nie wyjaśniła, bo wojna. Druga... w sumie to samo. Wgl powrót tego gościa z blizną (porucznika) trochę mnie rozwalił - nie miało to dla mnie sensu. Nie mogli wymyślić czegoś nowego, tylko w sumie odgrzali kotlet.
Co do marketingu w sumie jeszcze... myślałam, że o Kiri będzie więcej, że to ona będzie główną postacią. Okazało się w moim odczuciu, że głównym był ten dzieciak od wielkiego żółwia (przepraszam nie pamiętam jego imienia).
Co do Sallego xD no to tutaj Marcin ma rację. Mógł wcześniej ogarnąć tą wojnę z ludźmi. Dla mnie dodatkowo jego postać z pierwszej części na drugą spadła diametralnie. Wgl co to za ucieczka? tak się starał, by ludność Navi go do siebie wpuściła, sam o nich dbał A tu nagle Elo spadamy. Radźcie sobie sami. Jego żona moim zdaniem zbyt łatwo się poddała. Waleczna kobitka, która tak jak mówicie jest pod władzą patriarchatu i tak.
Co do dzieci i jego stosunku do nich. Powiem jak w większości filmów to jest. Musztrujący ojciec, ten męski mężczyzna musi nie okazywać uczuć. Bleh po prostu. Kolejne sprowadzenie postaci do roli stereotupowych rodziców i nic więcej. Zawiodłam się po prostu.
Co do punktacji subiektywnej 6/10.
3h szybki mi zleciały, ale zostawiły duży niedosyt i takie Wtf -ciąża, ożywienie i ucieczka xp
16:34 - i to mi zaczyna tutaj brzmieć jak bambizm - choć może nie jestem jeszcze licencjonowanym kulturoznawcą - xD
Wiesz co, to wszystko byłoby dobitnym bambizmem, gdyby Avatar był osadzony w naszym świecie albo przynajmniej w jego odpowiedniku, działającego na tych samych zasadach. Oczywiście można Avatara jakoś opacznie zrozumieć i przekładać 1:1 na nasz świat, ale moim zdaniem nie jest to tutaj uzasadnione. Pandora jest inna i my (znając nasz świat) wiemy, że jest inna i bardziej "magiczna".
Gdybym nagrał film o tym, że żyję w symbiozie z drzewkami, słyszę jak Ziemia oddycha, łączę się z ptakami i w ogóle, że super mieszka się w lesie i nic mi nie zagraża nawet, to to byłby bambizm. Gdybym nagrał taki film na Pandorze jako jeden z Na'vi to byłaby po prostu prawda i dokument o życiu tam xd
Zawłaszczenie? 😉 Powinny być napisy, na czym było wzorowane? Litości.. 😅 Sally był toksycznym ojcem? Jprd 🤦♂️
1. Wiem, że dostrzeganie zawłaszczenia kulturowego nie jest dla nas, Polaków, łatwe i powiedzmy "domyślne", ale warto czasami się nad tym pochylić. Biały chłop z Ameryki robi mega kasową, hollywoodzką produkcję, niejako wykorzystując do tego kilka różnych elementów wziętych z mniejszościowej kultury Maoryskiej. Elementów ważnych dla tej kultury, wyciagniętej z niej bez ważnego kontekstu i bez (według niektórych) jakiejś potrzebnej do tego wrażliwości, oraz bez pytania danej grupy o zdanie. Robi to (według niektórych) ośmieszając te elementy, przypisując je "fikcyjnym niebieskim ludzikom" i nie informując o tym widza.
To jest naprawdę długi temat, ale najważniejsze jest dla mnie to (jak w filmie zresztą staram się przekazać), że opinia o tym, czy to zawłaszczenie kulturowe ma miejsce, czy też nie, nie powinna zależeć od nas, ale od Maorysów.
2. Sally jest w tym filmie jak stereotypowy ojciec-żołnierz, który traktuje swoich synów jak niższych stopniem żołnierzy (a nie jak SYNÓW). Jest zagubiony w swojej roli i nie okazuje synom żadnego zrozumienia, wsparcia itd. Jedynym mogącym go bronić momentem jest koniec filmu, kiedy to mówi, do jednego z synów, że "w końcu go zobaczył", no, tylko tak trochę późno.
@@einar657 1. Nie da się zawłaszczyć czegoś co jest domeną publiczną. Kultura jest dobrem szeroko dostępnym i nie posiadającym konkretnego właściciela (czyt. osoby, podmiotu). Więc nie można mówić że ktoś sobie coś "zawłaszczy". A usprawiedliwianie tego gadaniem o mniejszości to zwyczajne tworzenie podwójnych standardów. Bo jak amerykańce pożyczają sobie elementy kultur innych niż europejska to jest kwik. Ale jak już amerykanizują powieści i kulture europejską (tak jak to zrobili z władcą pierścieni i wiedźminem), to już wytykanie tego spotyka się ze sprzeciwem tych samych obrońców terminu "zawłaszczenie kulturowe". No bo biały białego "okraść" może z dóbr kulturowych, ale biały maorysa już nie może.
*Robi to (według niektórych) ośmieszając te elementy, przypisując je "fikcyjnym niebieskim ludzikom" i nie informując o tym widza.*
Ale jak ma informować? Przecież mało rozgarnięta cegłówka domyśli się że jak ogląda fikcyjne światy to ogląda fikcyjną kulturę która tylko w jakimś stopniu inspiruje się kulturami prawdziwymi. Ja rozumiem, że czasem trudno jest nie uznawać ludzi za totalnych debili, ale chociaż się starajmy.
2. No tutaj to fakt - Sully trochę przegiął swoim postępowaniem w tym filmie... Delikatnie mówiąc.
@@Simba436 jak definiujesz kulturę? To chyba pierwsze pytanie jakie sobie zadałem czytając Twój komentarz. Domena publiczna jest CZĘŚCIĄ (małą) dzisiejszej kultury i związania jest z prawną odpowiedzialnością wykorzystania jakiś elementów kultury. Może do niej należeć jakieś stare, czarno białe zdjęcie Maorysa sprzed wieku w zbiorze jakiegoś archiwum, nie należą do niej jednak zwyczaje, wspomnienia, rytuały i obyczaje tegoż Maorysa. I to nie jest moja opinia czy coś, ale bardziej kwestia definicji.
Z kolei wzięcie sobie dzieła kultury jakim jest wiedźmin (za prawa do którego ktoś komuś zapłacił) to zupełnie inna rzecz xD to jest dzieło konkretnego człowieka i jego własność intelektualna (a nie kultura Polaków jako ogółu). Natomiast zgadzam się, że to jak Netflix niszczy lore i klimat oryginału jest rzeczą okropną i wstydliwą.
I tak, każdy wie, że to fikcyjna kultura, nie każdy wie jednak, że jest czymś rzeczywistym zainspirowana, jeszcze mniej oczywiste jest to, której kultury to dotyczy i jakich jej konkretnych elementów. I tak jak na serialu wiedźmińskim jest napis, że jest to oparte na Sapkowskim, tak tutaj fajnie by było o czymś takim wspomnieć.
@@einar657 *jak definiujesz kulturę? To chyba pierwsze pytanie jakie sobie zadałem czytając Twój komentarz.*
Cóż, gadamy o sztuce co nie? Zatem w głównej mierze będą to dzieła sztuki, lub dzieła/zwyczaje mające znaczenie duchowe.
*Domena publiczna jest CZĘŚCIĄ (małą) dzisiejszej kultury i związania jest z prawną odpowiedzialnością wykorzystania jakiś elementów kultury.*
Domena publiczna obejmuje starszą część kultury, do której nie ma już praw autorskich. Każdy może sobie wziąć utwór bethovena czy innego starego grajka i nie trzeba się pytać nikogo o zdanie ani o pozwolenie. Z resztą kogo mam pytać o pozwolenie? Całego narodu czy jakieś instytucji? I dlaczego w ogóle mam pytać o pozwolenie na wykorzystanie jakieś informacji w mojej pracy?
*Może do niej należeć jakieś stare, czarno białe zdjęcie Maorysa sprzed wieku w zbiorze jakiegoś archiwum, nie należą do niej jednak zwyczaje, wspomnienia, rytuały i obyczaje tegoż Maorysa.*
Dlaczego niby nie? Bo ktoś sobie tak postanowił? Jakim prawem?
*I to nie jest moja opinia czy coś, ale bardziej kwestia definicji.*
Jak spojrzysz na definicje to kulturą jest dosłownie każdy twór człowieka. Nie grupy, nie narodu - pojedynczego człowieka.
*Z kolei wzięcie sobie dzieła kultury jakim jest wiedźmin (za prawa do którego ktoś komuś zapłacił) to zupełnie inna rzecz xD to jest dzieło konkretnego człowieka i jego własność intelektualna (a nie kultura Polaków jako ogółu).*
Znowu wracamy do definicji - *"Kulturę można określić jako ogół wytworów ludzi, zarówno materialnych, jak i niematerialnych: duchowych, symbolicznych, takich jak wzory myślenia i zachowania."*
Fakt że wiedźmina stworzył jeden człowiek, a nie Polacy jako naród, niczego nie zmienia. To, że jakaś osoba ma prawa autorskie do serii nie zmienia faktu że jest to dzieło kultury. Informuje nas tylko o tym, że jak chcę zarabiać na wiedźminie, bo chcę zrobić w oparciu o sagę swoje dzieło, to muszę najpierw ustalić szczegóły z właścicielem praw autorskich - czyli z Andrzejem Sapkowskim.
*I tak, każdy wie, że to fikcyjna kultura, nie każdy wie jednak, że jest czymś rzeczywistym zainspirowana, jeszcze mniej oczywiste jest to, której kultury to dotyczy i jakich jej konkretnych elementów. I tak jak na serialu wiedźmińskim jest napis, że jest to oparte na Sapkowskim, tak tutaj fajnie by było o czymś takim wspomnieć.*
Jak widać nic to nie daje, bo sam fakt, że awatara kręcono w nowej zelandii, czy tego że masa maorysów brało udział w filmie jako aktorzy (wódz klanu metkayina), jakoś nie przeszkodził ludziom w jęczeniu i kwiczeniu o jakimś wyimaginowanym zawłaszczeniu kulturowym. Skoro nawet konsultacje z rdzenną ludnością nie pomogły zamknąć mordy samozwańczym obrońcom uciśnionym, to pokazuje to jak bardzo bezużyteczny jest to termin i jak bez znaczenia jest informowanie ludzi o inspiracjach. Z resztą, nie widzę powodu by się komuś tłumaczyć z inspiracji.
A poza tym - przestańcie wieszać psy na amerykańcach za kradzież kultury. W końcu muszą kraść kulturę innych bo nie mają własnej.
@@Simba436
*Domena publiczna obejmuje starszą część kultury, do której nie ma już praw autorskich. Każdy może sobie wziąć utwór bethovena czy innego starego grajka i nie trzeba się pytać nikogo o zdanie ani o pozwolenie. Z resztą kogo mam pytać o pozwolenie? Całego narodu czy jakieś instytucji? I dlaczego w ogóle mam pytać o pozwolenie na wykorzystanie jakieś informacji w mojej pracy?*
- Nadal zgodnie z zasadami domeny publicznej powinieneś powiedzieć z jakiego utworu i jakiego autora korzystasz (więc skoro zrównujesz zwyczaje Maori do utworu "grajka" to w Awatarze również powinna być wzmianka o utworze i autorze, w tym przypadku o Maori). Nikt Cię raczej o to ścigać nie będzie, ale mi w ogóle w moich wypowiedziach nie chodzi o odpowiedzialność prawną takiego Camerona, tak jak pisałem wcześniej, ale o to co wypada/powinnosię/należy/miłojest robić.
*Dlaczego niby nie? Bo ktoś sobie tak postanowił? Jakim prawem?*
- Znowu, nie chodzi o prawo, a o definicje. Z tą domeną chodziło mi tylko o pokazanie, że jest ona małym podzbiorem kultury, a nie (jak pisałeś wcześniej) tym samym co kultura. Tradycyjne zwyczaje maoryskie nie są w klasycznym rozumieniu bytem w domenie publicznej takim "prawem", jakim ser nie jest chlebem, albo parówki z mięsem produktem wegańskim. Tu nie chodzi o prawo albo to kto to ustala. To po prostu rzecz należąca do innej grupy definicyjnej.
*Jak spojrzysz na definicje to kulturą jest dosłownie każdy twór człowieka. Nie grupy, nie narodu - pojedynczego człowieka.*
*Znowu wracamy do definicji - "Kulturę można określić jako ogół wytworów ludzi, zarówno materialnych, jak i niematerialnych: duchowych, symbolicznych, takich jak wzory myślenia i zachowania."*
- Definicji i form kultury jest bardzo dużo, zwykle mówi się o niej jako o rzeczach które robią LUDZIE a nie CZŁOWIEK. I nie chodzi o to, że książka napisana przez jednego człowieka nie jest częścią kultury, ale o to, że ona staje się kulturą dopiero, kiedy dostaje się do społeczeństwa. Taka ciekawostka, bo książka schowana w szufladzie, albo zabrana do grobu nie jest częścią kultury.
*Fakt że wiedźmina stworzył jeden człowiek, a nie Polacy jako naród, niczego nie zmienia. To, że jakaś osoba ma prawa autorskie do serii nie zmienia faktu że jest to dzieło kultury. Informuje nas tylko o tym, że jak chcę zarabiać na wiedźminie, bo chcę zrobić w oparciu o sagę swoje dzieło, to muszę najpierw ustalić szczegóły z właścicielem praw autorskich - czyli z Andrzejem Sapkowskim*
- Zmienia to wszystko, ale niech będzie xd. Skoro nie zmienia i znowu zrównujesz pojedyncze dzieło do całej kultury np. Maori (tym razem wiedźmina) to również twórcy Awatara powinni "ustalić szczegóły z właścicielem praw autorskich".
*Jak widać nic to nie daje, bo sam fakt, że awatara kręcono w nowej zelandii, czy tego że masa maorysów brało udział w filmie jako aktorzy (wódz klanu metkayina), jakoś nie przeszkodził ludziom w jęczeniu i kwiczeniu o jakimś wyimaginowanym zawłaszczeniu kulturowym. Skoro nawet konsultacje z rdzenną ludnością nie pomogły zamknąć mordy samozwańczym obrońcom uciśnionym, to pokazuje to jak bardzo bezużyteczny jest to termin i jak bez znaczenia jest informowanie ludzi o inspiracjach. Z resztą, nie widzę powodu by się komuś tłumaczyć z inspiracji.*
- Ale co nic nie daje xd? Mówiłem o oznaczeniu (np, w formie napisów) w filmie kultury Maori, a nic takiego nie miało miejsca, tak samo jak nie miały miejsca wspomniane przez Ciebie konsultacje i informowanie o inspiracjach. Gdyby te elementy miały miejsce, dałyby bardzo dużo.
- I zgadzam się, że to dobrze, że w filmie są aktorzy Maoryscy (niestety nie "masa", ale bodajże tylko dwójka) i że kręcono to (niestety tylko częściowo) w Nowej Zelandii, sam mówię o tym w filmie jako o kontrargumencie na zawłaszczenie kulturowe.
*A poza tym - przestańcie wieszać psy na amerykańcach za kradzież kultury. W końcu muszą kraść kulturę innych bo nie mają własnej.*
- Tak, kradzież kultury jest akurat świetnym powodem do wieszania psów na kimś (nieładne jakieś określenie btw) i wszelkiego czepiania się, bo jest po prostu niefajna xD Jak mówię w filmie, Awatar bardzo mi się podobał, ale nie znaczy to, że nie powinienem wytknąć niefajnego zachowania jego twórców względem kultury mniejszościowej. Zachowania, któremu można by zapobiec bez żadnej straty, a jedynie lepszymi chęciami.