Nie wiem jak można narzekać na siedzenie po 8 godzin w szkole. Wystarczy dobrze zaplanować sobie dzień. Ja na przykład nie narzekam bo do szkoły mam bardzo dobre połączenie. Wstaję rano, za piętnaście trzecia. Latem to już widno. Za piętnaście trzecia jestem już ogolony bo golę się wieczorem. Śniadanie jadam na kolację. Tylko wstaję i wychodzę. Ubieram tylko płaszcz jak pada bo nie opłaca mi się wieczorem rozbierać po śniadaniu. Na PKS mam 5 kilometrów, ale nie mogę na niego zdążyć. I tak mam dobrze bo jest przepełniony i nie zatrzymuje się. Przystanek idę do mleczarni. To jest godzinka. Potem szybko wiozą mnie do Szymanowa. Mleko, widzi pan ma najszybszy transport. Inaczej się zsiada. W Szymanowie wysiadam, wykładam bańki i mam EKD. Na Ochocie elektrycznym do stadionu, a potem to już mam z górki, bo tak: 119, przesiadka w 13, przesiadka w 345 i jestem w domu, to znaczy w szkole. I jest za piętnaście siódma! To jeszcze mam kwadrans. Jeszcze sobie obiad jem i po fajrancie nie muszę zostawać, żeby zjeść tylko prosto do domu. I góra 22:50 jestem z powrotem. Golę się, jem śniadanie i idę spać.
Pamiętam jak jeden kumpel prosił, żeby go odprowadzić o 1:00 w poniedziałek w stronę dworca PKP. Spytany kiedy będzie w domu powiedział "nie w domu tylko w szkole z internatem i to będzie środa, okolice 3 rano". I tak poznałem człowieka, którego ten monolog "bawi inaczej".
Po naszym systemie edukacji jestem tak przyzwyczajona do 10-minutowych przerw pomiędzy zajęciami, że pierwsza rekcja na mój plan zajęć na uczelni za granicą była: ale marnotrawstwo czasu… Teraz widzę, że jedna przerwa godzinna na lunch i dwie półgodzinne na spacer/kawę/toaletę to nie jest fanaberia, tylko elementarne dbanie o siebie. Dbanie o swoją energię, dobrostan, budowanie relacji z innymi studentami itp.
Z układania planów zajęć na studiach pamiętam narzekanie "o nie, znowu okienko". Ja lubiłam okienka. A że studiowałam w bardzo pięknym, zielonym miejscu, w cieplejsze dni mogłam je przeznaczać na spacerowanie ze słuchawkami na uszach i mieć wtedy wszystko w nosie.
Jak to 10 minutowe przerwy, myślałem, że wszędzie teraz są pięcio. U mnie i u moich kolegów są 5 minutowe i jedna 15, codziennie od 8.00 do 15.00 to taki standard. Jest jeszcze dużo szkół z 10 minutowymi przerwami?
Właśnie dzisiaj myślałem o tym co bym robił gdyby były godzinne przerwy. Dalej nie wiem bo większość czasu siedze na telefonie, a bułę z serem obalam w 2 minuty 😂
U mnie w szkole nie dało się zjeść obiadu na przerwie 20-minutowej, bo była taka kolejka, że dostawało się obiad pod koniec przerwy. Można było co najwyżej zjeść dwa kęsy + dostać opierdol, że się spóźniło na kolejne lekcje. Pozdrawiam pana Jacka od geografii, który puszczał ludzi jedzących obiady parę minut przed dzwonkiem, żebyśmy mogli ominąć największe tłumy. Tylko wtedy nie chodziłam głodna🥲
U mnie w szkole takim aniołem jest pan Leszek, który pozwala nam na lekcjach zarówno spać, jak i ogarniać inne przedmioty, a potem zamiast sprawdzianów daj nam karty do zrobienia z podręcznikiem i prezentacje na dowolny temat. Nie wiem jak przetrwałabym ostatnie dwa lata bez tego człowieka.
"nie grać w komputer, więcej spać" - Moja kochana polonistka xd. Nie gram nawet w gry xd, po prostu ledwo ogarniam swoje prywatne sprawy i psychikę, a noc jest ukojeniem dla umysłu. Ale wiecie, noc jest od spania, bo jak ja śpię w nocy, to ty też.
ja jak zaczela sie szkola to prawie wgl nie gram bo musze isc spac po 22 zeby byc jakkolwiek wyspana bo musze wstac o 5;30, teraz jeszcze spoko ale jak zaczna sie sprawdziany to nwm jak dam rade
Oglądanie twoich filmow o 6 rano w wieśbusie z okolo 7 kilogramowym plecakiem kiedy to jakieś babcie siedzące za mną rozmawiają o tym że jak ta młodzież ma prawo narzekać na szkołe i być zmęczona, jest jedynym co może mi jeszcze poprawić humor
Sentyment znany, niestety ta hołota co w-ebała cały papier do klopa i zapchała rury nie pomaga... Szacunek dla Pań sprzątających, przydał by się system Japoński, gdzie uczniowie sami sprzątają.
Po czym przyjdą uczniowie, wyleją mydło do umywalki (,,haha ale beka”) i wyjebią wszystkie rolki papieru do klozetów (,,loool chce zobaczyc jak szmaciara przyjdzie je wyciągać”). Tak to przynajmniej wyglądało u mnie w szkole.
Polska jest fenomenem jeżeli chodzi o przerwę obiadową - mianowicie fenomenem jest to, że jej nie mamy. Zawodowo uczę obcokrajowców języka polskiego i często na zajęciach pada pytanie o przerwę obiadową zarówno w pracy jak i na uczelniach. Ile to razy musiałem świecić oczami, kiedy na różnych zajęciach studenci z Ukrainy, Chin, Wietnamu, Kazachstanu, Francji, Włoch, Kongo, Algierii, Albanii, USA, Kuby, Nepalu i Turcji tłumaczyli mi, jak to jest lepiej rozwiązane w ich krajach. Traktowałem te informacje z przymrużeniem oka, bo wiadomo, można podkolorować coś o swoim kraju. No więc obecnie jestem lektorem na Uniwersytecie w Hanoi i mam pikachu face jak w tym rozwijającym się wciąż kraju standardem jest półtoragodzinna przerwa na obiad/drzemkę kurna wszędzie. Godzina 12 na zegarku - cyk, zapraszamy około 14 (wszystkie pozagastronomiczne biznesy i szkoły). Co więcej, moja partnerka jest Chinką i też potwierdza, że te 15/20 minut na pełen posiłek w Polsce to patologia, a polskie szkolne stołówki w porównaniu z chińskimi to śmiech na sali. Kolejny przykład, jeśli ktoś był kiedyś w Paryżu albo w Rzymie, to też może poświadczyć, że długa przerwa w ciągu dnia jest tam na porządku dziennym. Chcesz coś zjeść w restauracji kiedy mają przerwę w środku dnia? HA! Sorki ziomuś, szef ma teraz kawkę z pracownikami, zamknięte. A jak już znalazłem wyjątkowo otwarty lokal w Paryżu, to pracownicy mieli na mnie wywalone, bo przyszedłem w godzinach ich przerwy i sam szef wszystko przygotowywał. Aż mi zrobiło się głupio i przypomniał się tekst lotka: "Nie znasz zasad skur****nie!?". Jakby...serio? Nawet Nepal, Albania i Kongo mają zdrowsze podejście do tej jednej kwestii od nas?
W gimnazjum cieszyłam się z krótkich przerw, bo ciężko było wytrzymać na przepełnionych jak transport drobiu korytarzach, na których wszyscy drą mordę. Z rozrzewnieniem wspominam te ulotne momenty, które upływały głównie na rozpychaniu się łokciami przez zatłoczony korytarz, pokonując dystans do sali lekcyjnej, w której odbywały się kolejne zajęcia. Nie wiem, co było najbardziej emocjonującym wydarzeniem tygodnia. Czy był to sprint do gimnazjalnej stołówki, podczas którego jeśli nie przeskakiwało się schodów w trzech ruchach, zawijając się na zakręcie jak na pole dance, trafiało się na koniec kolejki i otrzymywało porcję w momencie dzwonka ogłaszającego początek kolejnej lekcji? Czy może przemierzanie całej szkoły, najpierw z najwyższego piętra do podziemi, później labiryntem przy salach gimnastycznych, a na koniec znowu na samą górę w liceum, w którym swoją drogą mieściło się również gimnazjum, ale już nie stołówka, tylko sklepik o powierzchni góra 4 metrów kwadratowych i automat z colą i batonami? Innowacją było w prowadzenie automatów Vendi, takich „zdrowych”, w których były zamiast coli słodzone soki, a zamiast snickersów batony „zbożowe”, o nieznacznie lepszym składzie. Po co stołówka, skoro można na długiej przerwie kupić pepsi i iść na szluga? Niesamowita oszczędność czasu. Zapomniałabym dodać, że szkoły, do których uczęszczałam, miały status najlepszych w województwie. W sumie ma to sens, te przerwy rozwijały kompetencje strategiczne nawet w zakresie zaspokajania potrzeb najbardziej podstawowych, a dokładniej ujmując, fizjologicznych. Wspaniała sprawa, wspaniałe czasy.
Możesz się śmiać lub płakać, ale nic się nie zmieniło. U mnie w technikum dalej każdy przechodzi przez labirynt ciasnych korytarzy, 3 różne schody (3 schody dlatego że szkoła jest podzielona na 2 dystrykty połączone tylko na parterze ale nie na 1 i 2 piętrze do tego konieczne jest też przejście podziemne jeszcze innymi schodami), żeby dostać się do innej sali podczas 5 minutowej przerwy. Czasami trzeba też przejść do innego budynku oddzielonego od szkoły bo tam też odbywają się lekcje. Z kolei na długiej przerwie (aż 15 minutowej) każdy idzie do jednego z dwóch sklepów 2 ulice dalej paląc przy tym papierosy.
@@Shisiiii Projektant budynku najwyraźniej tworzył w myśl zasad „trochę ruchu się przyda dzisiejszej przyklejonej do komputerów młodzieży” oraz „szkoła jest od nauki, a nie od jedzenia”.
pamiętam ten boom z pierwszakami w technikum czteroletnie technikum które już kończy edukacje kontra 5 letnie klasy technikum (po podstawówkach). Nie było gdzie siedzieć i grająca muzyka z głośników dla 'Relaksu' której w ogóle nie było słychać lub każdy miał jej po dziurki w nosie
Jezusie, aż mi się przypomniały czasy szkolne i to chroniczne zmęczenie. I te komentarze, że pójdę do pracy to dopiero będę zmęczony 😅 no i tak pracuję od 10 lat i jakimś cudem nigdy w pracy nie byłem bardziej zmęczony niż w szkole :) cieszę się że nie muszę wracać do tych lat, które niby miały być najlepszym czasem, a tymczasem dopiero jak skończyłem szkołę i studia to odżyłem.
To akurat jest prawda, to słynne ''jak pójdziesz do pracy to dopiero zobaczysz'' to sobie w dupsko mogą wsadzić zwłaszcza biorąc pod uwagę, że w liceum na przykład trochę ludzi już pracuje. Te czasy nauki na przykład spoko są w USA gdzie stadiony szkolne są jak u nas miejskie, chcesz się nauczyć grać na gitarze to to też zrobisz, chcesz występować w teatrze to wszystko zrobisz.
Finowie kumają, że można o nieco późniejszej godzinie zacząć lekcje. Tymczasem Polska: W mojej gimbazie jakaś ofiara zbiegłego rozumu uznała, że z rańca najlepiej wchodzi matematyka. Ileż to razy usłyszałem: "O, tak ziewasz ciągle, to chyba ci się nudzi! Zapraszam do tablicy!". Któregoś razu, mając dość tych belferskich roastów pod tablicą zabazgraną zbędnymi działaniami, odpowiedziałem, że się nie nudzę, tylko jestem niewyspany, bo muszę wcześnie wstać, żeby dojechać na 8:00 do szkoły (tak się złożyło, że mieszkałem nieco dalej). Usłyszałem, że jak się nie podoba, to mogę się przenieść do rejonówki. Needless to say, po takiej pato-edycji "Szalonych liczb", granej co tydzień po 3 razy, na matfizie nie skończyłem. ;)
Kurła, tych jeleni to nie było, ale zaspy to się szuflowało na dobry metr. No ale to się działo przed skutkami emisji CO2 i tego typu szjasu. Teraz to śnieg już tylko za dobry hajs w Alpach. A i to już kilka ostatnich sezonów.
Było nas jedenaścioro, mieszkaliśmy w jeziorze... na śniadanie matka kroiła wiatr, ojca nie znałem, bo umarł na raka wątroby, kiedy zginął w tragicznym wypadku samochodowym, po samospaleniu się na imieninach u wujka Eugeniusza. Wujka Eugeniusza zabrało NKWD w 59. Nikt nie narzekał.
Mniej wiecej od gimnazjum zlewałem ten system i to do tego stopnia, że w technikum wyrzucili mnie za nieobecności (bo to nie może tak być, że ktoś nie chodzi kolejny rok z kolei i zdaje - "demoralizujesz reszte grupy"). Pół rodziny wieszczyło mi pracę w fabryce. Dzisiaj jestem programistą a ich boli dupa, bo przecież oni same piąteczki mieli w szkole, a żadnymi specjalistami nie są. Ot tyle warta ta edukacja. Czasami myślę, że to jak mało czasu spędziłem w szkole uratowało mi życie ;d
To prawda, ja skończyłem edukację na technikum i tyle. Co prawda w tej chwili jestem niepracujący, ale samo przyzwyczajenie do zdobywania wiedzy przez siebie też daje motywację :> . Na studiach też tyle to warte - idziesz po papierek, który sam wykujesz poza studiami =).
Cóż, każdy wybiera swoją karierę zawodową. Ja wybrałem chęć służenia społeczeństwu (a dokładnie rzecz ujmując udupiania was) jako prokurator. Liceum, studia prawne i aplikacja. Będę mógł wykonywać zawód w wieku ok. 27 lat. Ale mnie to nie odstrasza zbyt specjalnie.
@@commanderkris93 To trochę jak kanar w busie tylko ambitniej :D A tak poważnie to życzę szczerze powodzenia - chyba, że już masz rodzinę w klimacie, bo kilka osób, które znam skończyły prawo i nigdy nie dotarły tam gdzie trzeba. To jest niestety bardzo zgangowane towarzystwo, podobnie jak politycy. Trzeba się nieźle nagimnastykować bez znajomości. Ale jednej osobie się udało, niedługo będzie sędzią. I bądź tym nielicznym sprawiedliwym, nieprzekupnym, bo też z doświadczenia wiem, choć na szczęście nie na własnej skórze odczułam skutek, że stołek i władza robi coś z głową. Żona mojego chrzestnego (już ex) prokurator z pomorza, kilka lat temu zostawiła go podczas rozwodu z przysłowiową pajdą chleba i o skarpetkach, chociaż to ona miała romans. Można jak się ma znajomości. No życie :) Zresztą niejeden pan prawa wymigał się poprzez koneksje choćby od morderstwa, więc odebranie dziecka etc. to mały pikuś. Dlatego przyda się ktoś, kto będzie miał honor we właściwym miejscu - według mnie nadzieja w młodych pokoleniach. Nie twierdzę, że każdy stary wyjadacz "tam" ma poprzestawiane wartości. Po prostu jest naprawdę syfiasto.
Trochę zabawny (smutny) ten raport snu, biorąc pod uwagę, że ja w liceum jak powiedziałam znajomym jakiegoś dnia, że spałam 7 godzin to mieli takie: "wow, ale jak ty masz na to czas". Powód był głównie taki, że mój dojazd do szkoły zajmował mi tylko 30 min :)
Btw. Wczoraj miałem zaszczyt uczestniczyć (to nie tak, że byłem zmuszony i wychowawca wybierał uczniów) w otwarciu nowej hali sportowej, gdzie został zaproszony Czarnek i kilka kolegów z partii. Był wywód o tym, że gospodarka się rozwinęła, inflacja spadła, bezrobocie niskie. Jakiś chłop literalnie powiedział, żeby oddać głos na PiS, bo to dobry wybór, więc z uroczystości oddania hali do użytku zrobił się troche wiec wyborczy, ale to nie najlepsze co padło z ust polityków rządzących. Jakiś poseł albo Czarnek ( nwm, bo w pewnym momencie tak średnio słuchałem tych głupot) powiedział, że Polska ma za mało noblistów i liczy, że to właśnie w moim liceum, ktoś zdobędzie nagrode Nobla. Nie zdziwcie się, więc gdy pojawi się jakaś nowa Olga Tokarczuk 🤣
Sytuacja jest okropna. Jako korepetytorowi (pololskiego), nie raz zdarzyła mi się sytuacja, że uczeń po prostu zamykał oczy i prawie padał na biurko. 7 + godzin szkółki, kilkadziesiąt minut powrotu do domu, szybki obiad, a później znowu nauka w ogóle nie przydatnych mu wiadomości o jakichś ramotkach albo nauka pisania rozpraweczek. Oczywiście staram się, żeby zajęcia były jak najbardziej angażujące, odwołuję się do książek, które lubi czytać, do filmów, seriali, komiksów, gier... czegokolwiek, co jest mu bliskie. Nawet jeżeli uda się go zainteresować, to zwyczajnie nie kontaktuje. Już samo to, że korepetycje są mu potrzebne, jest smutne, bo od czego jest szkoła, a dochodzi do tego jeszcze postawa rodziców: "jaką wystawiłby mu pan ocenę?" "Nie wystawiam ocen, od momentu rozpoczęcia korepetycji lepiej radzi sobie z tym i z tym, nad tym musimy jeszcze popracować..." "No ale tak orientacyjnie, jaką ocenę by pan wystawił, ta rozprawka to na ile punktów?" "Nie wystawiam ocen, nie daję punkcików, jak już mówiłem, lepiej radzi sobie z tym i z tym, nad tym jeszcze musimy popracować". "No ale tak orientacyjnie..." Raz taka rozmowa trwała dobre 5 min i rodzic jeszcze porównywał dziecko do swoich innych dzieci, bo oni to sobie radzą itd. A dziecko stało obok i wszystkiemu się przysłuchiwało!
Zajęcia poza weekendami to tragedia. Jakiekolwiek dodatkowe rzeczy po 17, po zajeżdżaniu dzieciaka w szkole, są pomyłką, no ale "nie może mieć samych 3, jak to wygląda". I to jest prawdziwy cytat, btw. Akurat uczę angielskiego i trochę matematyki, to jeszcze pół biedy jak się trafi jakiś ciekawy temat, to można sobie w miarę luźno porozmawiać po angielsku, trochę nauka przez zabawę. Ale jak 4 godzinę tego dnia klepiesz wielomiany albo funkcje kwadratową, to się nie dziwię młodzieży, samemu im współczuję. A ci najbardziej "zainteresowani" rodzice zazwyczaj i tak połowy z tego co mówię nie rozumieją :-\
Nie no, Krzysztofie, ja cię proszę. Przecież w szkołach są prysznice... Rzadko... I jak są to nie działają... Z tego w moim technikum wylewała się brunatna ciecz, obstawiam że wściekle radioaktywna... ALE SĄ?! SĄ!!!1!!!one!!!jeden!!!1!!!
U mnie był w podstawówce jeden, działający... bez żadnej kurtyny w szatni która sie nie zamykała, więc jak ktokolwiek chciał się umyć to albo w ubraniach albo trzymać kciuki że akurat nikt nie postanowi sobie wejść
Nie pamiętam jak to było u mnie w liceum(chyba nie było), ale w mojej podstawówce były działające prysznice i dla damskiej i męskiej szatni... ALE! One były tylko dla ludzi z poza szkoły podczas zawodów czy coś takiego. W każdym razie nie pozwalali uczniom korzystać z działających pryszniców lol
na seminarium na studiach profesor regularnie narzekał i mówił, że to jest jakieś nieporozumienie, że przerwy są 15 min, że powinny być co najmniej 30 min i że brak godzinnej przerwy na obiad to jest żart, bo jak ma człowiek spokojnie zjeść w 15 min
Studia to pół biedy, na wykłady w 90% nie wymagana obecność, a do tego raczej nikt się nie rzuca jak jesz kanapkę, do tego masa okienek. Przy tym szkoła... no jaka jest każdy wie. A tak swoją drogą, szkoła z internatem, to nie był by taki głupi pomysł, albo i formuła uczelni po podstawowej, albo nawet od 4-5 klasy. Jakby można się było spokojnie kręcić między salami i uczyć czego ma się ochotę. Niby ktoś może narzekać, że przecież liczenie i czytanie. Ale tak serio, poza 4 działaniami ( no i może procentami, których i tak 90% ludzi potem nie umie policzyć ) i umiejętnością czytania to co jest potrzebne na 100% do pracy w żabce ? Etyka - i tak nie nauczysz bo zależy od rodziców i środowiska, a religia jako jej zastępstwo co najwyżej zachęca ludzi do buntowania bo jest prowadzona przez ludzi który chyba poważniejszą teologię widzieli na plakacie z ostatniej ławki w kościele, i to bez oklurarów i z wadą wzroku co najmniej z -500 dioptrii. Biologii ? a na cholerę mi wiedza a budowie roślin dokładnej, jak mnie zainteresuje patrz punkt pierwszy rozwiązania - rusz zad na zajęcia o kwiatkach. Historia miała by sens, z resztą mało kto nie jest ciekawy historii, niestety w Polsce ważniejsza jest data wydażenia, albo nwm. podanie granic Polski w roku 1819, niż na przykład wiedza dlaczego rozbiory były i co zrobić żeby nie doprowadzić do powtórki z rozrywki, umiejętność analizy historii jest na takim poziomie, że ocenzurowane książki z środka PRL mają więcej realnej wiedzy o historii niż te teraz. W pustyni i w puszczy przekazuje więcej wiedzy o historii niż cały system edukacji w tym kraju. Matematyka jest całkiem ok ale 90% ludzi nie wykorzysta i nie ma ochoty, ale przez to nauczyciel musi równać poziom do tego najmniej zainteresowanego i wałkujesz 300 razy temat który dobrze znasz. Fizyka super, jak masz dobrego nauczyciela, ale znów często ze złym to przypomina raczej challange w stylu - kto umie policzyć bez kalkulatora i się nie walnąć w obliczeniach. Ignorując fakt że nawet maszyna licząca potrafi schrzanić wynik ( komputery mają duuużo obwodów służących jedynie sprawdzeniu czy czasem wynik obliczenia nie został źle zapisany ) Chemia to najgorsze ze wszystkiego. Maraton rycia na blachę wzorów, co gorsza nie tych ciekawych bo to jeszcze jakoś można zrozumieć, tylko tych najbardziej prostych których znalezienie zajmuje 10 minut na wikipedii. Ostatecznie problemem jest to że uczą wszystkiego po łebkach żeby każdy umiał coś. Problem w tym że dla ciekawych to "coś" to za mało, a innego szumu jest za dużo.
Dlatego właśnie chodzę do szkoły w chmurze, w ciagu dnia pracuję, wieczorem i w nocy sie uczę i i tak się pewnie zajebię, ale przynajmniej dostanę za to kasę 🦄 A tak na serio, praca tysiac razy lepsza od szkoły stacjonarnej
W rybnickim technikum we wtorek zajęcia kończą się o 20:20, by w środę rozpocząć się o 8:55. Przekroczenie czasu dobowego dotyczy pracowników, a nie smarkaczy! 😢
Niestety nadal łapie się do normy (11 : 35 różnicy), co nie znaczy, że nie jest **ujowe. Zwłaszcza jak ktoś dojeżdża 30 km ze wsi i musi odrobić zadania domowe.
Pamiętam jak za czasu pandemii wprowadzali nowe plany lekcji. Jednego dnia lekcje od 11 do 19, następnego dnia 10-18. Zimą siedziało się po ok 4h w szkole jak na zewnątrz było już ciemno i każdy praktycznie spał. W dodatku były osoby co dojeżdżały i musiały dodatkowo siedzieć przed lub po lekcjach bo czekały na transport. Przez takie plany lekcji uczniowie czasem muszą rezygnować z zajęć dodatkowych czy pasji bo po prostu nie mają czasu.
W liceum codziennie wstawalam o 6 na pociąg i wracałam nim o 18. W klasie maturalnej czasami o 23, bo rodzice wymyślili, że poprawią moją trójkę z angielskiego zmuszając mnie do dodatkowych zajęć z tego przedmiotu, na które musiałam godzinę czekać przed i godzinę po na autobus. Miałam jedne hobby, więc raz w tygodniu zostawałam w mieście nieco dłużej i tez musialam wracać o 23, więc łącznie jadłam w tygodniu 3 obiady na 5. Miałam niedobory i anemię, ale rodzice uznałi, ze to od tego siedzenia na komputerze. A, i chcialam napisać olimpiadę z polaka, więc po nauce - o 21 - siadałam i pisalam tekst do 24, żeby znowu wstać o 6. Nie pojmuję, czemu nie przeszłam dalej, no ale mimo bycia takim przegrywam dostałam się na studia i moim najważniejszym warunkiem bylo mieszkanie 5 min od uniwersytetu. Teraz znowu muszę dojeżdżać na zaoczne, godzinę w jedną stronę, oczywiście żadnej przerwy obiadowej ani stołówki czy sklepiku. Gdy próbowałam namówić rok, żebyśmy poprosili o tą jedną przerwę półgodzinną, to nie zgodzili się, bo oni chcą być szybciej w domu a nie marnowac czas na jedzenie, przecież można jeść 12 godzin czipsy i fajki. No więc jem obiad na angielskim, bo jest żałosny, a ja już mam szczerze dość bycia poważnym, dobrze wychowanym dorosłym.
Mialem plany w tym roku zorganizować uczniom kółka zainteresowań - psychologiczne, z wykorzystania AI i jeszcze kilka innych. Po zerknieciu na rozklad i konsultacjach z uczniami, którzy w czerwcu byli tym pomysłem niesamowicie podjarani, stwierdzilismy wspólnie, że wazniejszy bedzie czas na odpoczynek i regenerację. 7 klasa bez zadnych dodatkowych zajęć spedza 5 dni w szkole od 7:30 do 16:05. W jeden dzien maja wf na zmiane ch z dz to sie wyspia, bo o 9:20 zaczynają. I tak na marginesie nie mogę dostać dziennika, który prowadzilo by mi sie wygodniej bo na okladce nie napisano, że to dziennik psychologa. Zaczynam drugi rok oddolnej walki z systemem edukacji :) uprzedzajac komentarze i pytania - tak chce mi się :)
To może zaczniesz działać na yt? Mimo tego wszystkiego, umęczone i zniszczone dusze, nie tylko młode znajdują czas na takie kanały czego Krzysztof jest doskonałym przykładem.
jak homik wiecznie beignacy na koleczku wiesz, jak tak sie spoleczenstwo wytresuje, to wtedy nie ma czasu na glupoty jak np. analiza zycia, systemu, kraju i co moze byc najgorsze pragnienie i wprowadzenie jakichs zmian..........
Co?! 😮 Zajęcia od godz. 7 do 17? Przecież to nieludzkie! Mam 28 lat i jak słucham, co się odjaniepawliło w systemie edukacji przez te wszystkie lata, to aż nie mogę uwierzyć... Kiedy chodziłam do szkoły, lekcje zawsze zaczynały się o godz. 8 i kończyły zazwyczaj o 13.30, tylko jeden dzień w tygodniu trwały do 14.30, ale w zamian za to w jednym dniu kończyły się o 12.30. Czasem się poszło na wagary to tego czasu było jeszcze więcej :D Były jeszcze dobrowolne koła zainteresowań i można było zostać, jeśli ktoś chciał. Człowiek był już w domu o 14, zjadł coś i zostawała masa czasu na przyjemności, wyjście na podwórko, hobby itp. Lekcje odrabiało się zazwyczaj "na kolanie" w szatni przed zajęciami lub na innej lekcji... Czasem trzeba było się nauczyć do większego sprawdzianu w domu, ale człowiek nie zarywał nocy! Byłam zazwyczaj trójkową uczennicą, jedynie w klasie maturalnej udało mi się zdobyć czerwony pasek, ale NIGDY nie byłam przemęczona, wręcz przeciwnie... Dzisiaj będąc freelancerką tęsknię czasem za tym, jak fajnie było chodzić do szkoły i niczym się nie przejmować. Co prawda robię to co kocham, nie muszę odrabiać nudnych lekcji z biologii tylko się spełniać, ale pamiętam to uczucie beztroski i "czystej głowy" do końca dnia. System edukacji schodzi na psy coraz bardziej, a 8 h w szkole to bestialstwo!! Oni chcą chyba wykończyć te biedne dzieciaki...
Oj to widać że nie byłaś w szkołach "dla zdolnych dzieci", w tych wybitnych placówkach, co to walczą o najwyższe miejsca w rankingach. Mam 29 lat i niestety pamiętam doskonale poprawki sprawdzianów z matematyki na lekcji o 7:10 rano, dni z 9 godzinami lekcyjnymi, z czego dwie pierwsze to potrafił być wf albo 3 h języka obcego pod rząd bo czemuż by nie, pamiętam pięciominutowe przerwy tracone na odpisywanie w panice zadań, że nawet nie starczało czasu się odlać, zimne korytarze, ból brzucha i spóźniony obiad w domu o 16/17. A potem odrabianie lekcji i wkuwanie do sprawdzianów do 22/23... A na dobitkę bezsenność do 2 w nocy ze stresu. Ale przyznam, że jak czytam teraz o tym, co się dzieje w edukacji i mam flashbacki z mojego dość przykrego okresu nastoletniego, to jest mi bardzo smutno, że teraz nie tylko dzieci rodziców co to mieli za duże ambicje tak się męczą, ale dosłownie wszyscy.
@@brbmaster poszłam właśnie do szkoły "dla zdolnych dzieci" która jedyne o co sie stara to miejsce na rankingu. lekcje mam od 8 codzinnie, raz sie kończą po 7 godzinach, 2 razy po 8 godzinach i 2 razy po 6 godzinach. bylo nam mówione że no fajnie bo do 13:20 lekcje tylko ale tak naprawde to do domu wracam dopiero ok. godziny 17 bo jedyny wsiobus jest dopiero przed 16. pan z rozszerzonej matematyki uznał że pominie cały pierwszy dział i połowę drugiego (te działy są powtórzeniem ze szkoły podstawowej) dlatego ż emy "napewno wiemy" i "napewno pamietamy". nie wiem co sie teraz dzieje na lekcjach bo 1. nie pamietam tego co bylo 2 lata temu 2. nauczyciel z podstawówki nawet nas tego nie nauczył. kłade spać o godzinie 22 lub 23 bo nie zdażam wczesniej z moimi zadaniami (mam starych rodziców którym pomagam w pracy na np. polu) a zasypiam koło 24 lub 1 bo stresuje sie że pan od gery znowu na mnie bedzie krzyczał albo zrobią niezapowiedzianą kartkówke bo akurat są w gorszym nastroju. wstaje o godzinie 5:40 a czasem nawet wczesniej. na przystanku musze byc 6:45/50 a przystanek jest 2 km dalej. na wfie nawet jak dostanę okresu a jestem osobą która cieżko znosi okresy i mocno krwawi to musze ćwiczyć albo mam obniżoną ocene bo nie ćwiczyłam co jest dla mnie poprostu kosmosem że takie zasady panują u PANI WUEFISTKI. czesto nauczyciele poprostu nie szanują ucznia i nie traktują go jako człowieka. na pierwszej lekcji gery usłyszałam tak niemile słowa w moją stronę że aż chciało mi sie płakać... i jeszcze ten podział na godziny jakby po co mi 2 godziny hitu (pisu) i religii w tygodniu kiedy mam 2 godziny rozszerzonej informatyki i 2 godziny rozszerzonej fizyki..
Ja osobiście tylko jeden rok szkolny miałam lekcje do 15.40. Powrót do domu trwał na pieszo (bo w tym samym mieście) 20 minut średnio. A po szkole obowiązkowo psiaki na spacer. Dobrze, że odchowujemy zawsze po dwa psy, bo jakbyśmy mieli trzy, to już nie na nasze koszty. 😅
Hmm. Też w liceum kończyłem najpóźniej o 14.45 (7 lekcji), mieliśmy 15 minut przerwy na drugie śniadanie i 25 na obiad, a raz w tygodniu było krócej. Na wfie mieliśmy siłownię i gimnastykę. Z nauczycielami było różnie. Byli wyrozumiali, którzy zadania domowe traktowali jako sugestię i przygotowanie dla chętnych, byli też tacy, co skrzętnie sprawdzali na każdej lekcji. Mat fiz w liceum dobrym nie tylko ze względu na laureatów olimpiad. Mam "trochę" więcej niż 29 lat. Dało się.
Znam to! Znaczy, te opowieści o zapindalaniu do szkoły pierdyliardy kilometrów i potem pomaganie w wykopkach dzięki dylatacji czasu. Rodzice mi tak opowiadali, żeby wyjaśnić, jakie to mam szczęście, że chodzę do szkoły... Bo strasznie się tam nudziłam. Nie, nie rozrabiałam - czytałam pod ławką albo rysowałam w zeszytach, więc dostawałam uwagi i rodzice się denerwowali, że nie doceniam. Z perspektywy czasu chyba te opowieści były o wiele ciekawsze niż lekcje w szkole - żałuję, że nie denerwowałam rodziców częściej...
Super filmik. Pamiętam jak w 2 klasie liceum trzeba było prawie codziennie siedzieć w szkole od 8 do 16. W tamtym czasie jeśli udało mi się spać 6 godzin, było dobrze. Nie zliczę ile razy po 4,5 godzinach snu szłam na 9 lekcji do szkoły i z trudem próbowałam przetrwać 3 godziny rozszerzonej matmy pod rząd. Może szybka drzemka po szkole a potem znowu odrabianie lekcji do późna. Mam nadzieję, że nigdy już nie przytrafi mi się coś takiego. To jak wyniszczyłam swój organizm przez tamten rok jest niewyobrażalne. Doliczyć jeszcze stres w szkole i problem gotowy. Łapałam wszystkie choroby, moja alergia się nasiliła, przytyłam, byłam bardzo słaba i nie umiałam się zrelaksować. Pozdrawiam wszystkich i życzę wam abyście przejmowali się tylko priorytetami, nie starali się być dobrzy we wszystkim, a na pierwszym miejscu stawiali dobro swojego ciała i samopoczucia, a nie wygórowanych wymagań i czerwonych pasków.
A najsmutniejsze jest to że nic się z tym nie zmieni Rządowi są nie na rękę mądrzy, zdrowi ludzie Pracodawcom jest nie na rękę godzinna przerwa ich pracowników A w ogóle kurła to kiedyś to było trzymajta się i pamiętajcie by szkoła nie stanęła na drodze waszej edukacji
Mój siostrzeniec nie odrabiał zadań domowych (miał dość trudną sytuację w domu), przez co uciekał ze szkoły w obawie przed zjebką za brak zadania domowego. O ile łatwiejsza byłaby jego egzystencja gdyby po prostu chodził na lekcje i nie dostawał tych przeklętych zadań.
W świetle tego, o czym mówisz, od lat w kontekście szkoły zadziwia mnie jedna rzecz. Mianowicie to, jak kolejni ministrowie rozpływają się nad koniecznością promocji zdrowia, a nawet włączają ją do podstawy programowej, gdy tymczasem inne ich rozporządzenia przyczyniają się nie tylko do przeciążenia poznawczego wśród uczniów, ale co bardziej niepokojące - do deprywacji snu. Winna coraz gorszym wynikom, które oczywiście są najważniejsze, jest oczywiście technologia
Ja obecnie jestem w klasie maturalnej i jak zobaczyłem plan to łezka się w oku zakręciła. Zawsze pobudka 5:40 zeby na 7:30 zdążyć i do 15-stej tam siedzieć a teraz mam max 6h na dzień tylko raz na 7:30 a powrocik elegancko o 13-stej będę miał tyle czasu że w końcu chyba zacznę uczyć sie gry na gitarze czego chciałem spróbować i będę miał czas na połączenie dobrego śniadania z wyspaniem się
Chodzę do szkoły muzycznej ogólnokształcącej (muzyczne i zwykle przedmioty w jednym miejscu), w zeszłym roku (1 liceum) w piątki zaczynaliśmy o 7.45 a kończyliśmy o 16.45. W planie były 2 godziny matematyki, polski, fizyka i 2 godziny hitu i 2 godziny wfu. Ten dzień to był największy koszmar, ale w inne nie było lepiej. Codziennie zwykłe lekcje do 15 od 7.45 i do tego dochodziły dwie lekcje instrumentu w tygodniu po 45 minut, fortepian obowiązkowy 30 minut i do tego 4 godziny lekcyjne orkiestry w tygodniu. Wracanie do domu o 20 i fakt, że w szkole nadal o tej godzinie są uczniowie to standard. Do tego oczywiście jeszcze tony zadań domowych i sprawdzianów ORAZ ćwiczenie materiału na instrumencie w domu (inne rzeczy na orkiestrę i jeszcze inne na lekcje indywidualne, o fortepianie nie wspominając). Żeby nas jeszcze dobić, jedzenie na stołówce szkolnej jest obrzydliwe (i trujące jak się o tym przekonałam), więc dla własnego dobra lepiej tam nie jeść, co oznacza obiad około 20. W tym roku szkolnym, mimo że nadal jestem w muzycznej, jest odrobinę lepiej, natomiast mam wrażenie że o tym cyrku jaki dzieje się w szkołach artystycznych (pod względem planu) nie wspomina się za często, a my już ledwo dajemy radę. Oczywiście nadal lubię tę szkołę, ale jest to straszna przesada.
@@KrzysztofMMajwlasnie dlatego wolałem pójsć do zwykłego ogólniaka niż do szkoły artystycznej, jest mniej godzin (chociaz i tak jest nienajlepiej) ale przedmioty jakie tam sa to jest jakiś niesmieszny żart chyba po to by dopchać plan Po jaką cholere komu przedmioty typu biznes i zarządzanie, filozofia, hit, 2 godziny religii po rząd, czy chociazby historia, geografia czy biologia na kierunku informatyczno-matematycznym. Rownie dobrze mogliby je wywalić i dac wiecej, wlasnie informatuki, matematyki czy fizyki, albo najlepiej, skrocić ilość godzin
Wiele lat od 7 do 16, w podstawówce jeszcze dyslektykom w tym mnie, wciskali zajęcia wyrównawcze które nic mi nie dały ale 2 razy w tygodniu siedziałem do 17 i akurat w te dni były zajęcia na szkolnym basenie, kochałem pływać i mnie to bolało, że inni mogą się bawić w wodzie po lekcjach a ja muszę siedzieć i omawiać to co było na lekcji. Dopiero w technikum mogłem odpocząć. Dalej miałem od 7 do 16 (+1h dojazdu w każdą stronę ale sam wybrałem szkołę, nie mogłem narzekać) ale miałem zajęcia foto, więc często to były 2 (czasem 3-4) lekcje przed kompem gdzie coś obrabialiśmy, a nauczyciele pozwalali nam na dużą swobodę, mogliśmy jeść, pić i chodzić po klasie (zajęcia w grupach po 16 osób). Często gdy zajęcia były czysto kreatywną pracą jak sprawdziany z Photoshopa, mogliśmy słuchać muzyki na słuchawkach czy konsultować się między sobą bo "praca fotografa to praca w teamie". Wiem, że moje technikum to wyjątek, dosyć wyluzowane bo jakieś 80% nauczycieli nie miało problemu z cichym jedzeniem i piciem soku lub herbaty. Nikomu to nie przeszkadzało a wręcz był duży komfort, że nie trzeba szybko jeść śniadania bo za 2 minuty dzwonek. Paru nauczycieli pozwalało wejść do sali i tam spokojnie zjeść więc nosiliśmy porządne śniadania a nie smutne kanapki.
Też miałam takie zajęcia, musiałam czekać godzinę po lekcjach w podstawówce specjalnie na nie, nie jestem psyhologiem ale moim zdaniem nic mi nie dały a moje problemy z dysleksją zmniejszyły się głównie przez czytanie książek (tych co sama wybierałam, nie chodzi o lektury bo większości nie trawie i do tej pory hah), ale oczywiście nie mam na to dowodów i nikt dorosły nie weźmie słów o tym na poważnie bo miałam 12 lat wtedy...Trochę boli :'))
To ja mam większy hit - zajęcia "wyrównawcze" z WFu! Tak! I to tylko dlatego że miałam nadwagę, oczywiście nikt nie pytał o moje problemy zdrowotne. Za to do stygmatyzacji byli pierwsi.
Jak zobaczyłem mój plan to myślałem, że sie popłaczę. Dla kontekstu: w ostatnie wakacje uczyłem się sam dla siebie kiedy chce, czego chce i ile chce i był to chyba najbardziej produktywny okres w moim życiu, uwzględniając należyty odpoczynek. Z racji tego, ze mam rytm dobowy jaki mam to najlepiej uczy mi się w nocy. A teraz przyszła szkoła i lekcje, które codziennie zaczynają się o 7:30, więc jestem załamany, bo już pierwszego dnia szkoły jestem cały dzień zmęczony, a nawet nie mogę odespać tych godzin. Szkoła zamiast uczyć jest przeszkodą w moim uczeniu się. A nawet jeśli chce skorzystać z lekcji jak tylko się da to mam problem, bo najzwyczajniej w świecie jestem zmęczony i jedyne czego chce to wrócić do łóżka. No właśnie - najzwyczajniej zmęczony - to pewnie będzie mój stan przez kilka miesięcy pracy aż do matur. Trzymajcie się wszyscy, okres szkolny w końcu kiedyś minie
Ciężki temat, ale tak naprawdę nie ma na to innej metody niż próba zmuszenia się do snu odpowiednio wcześnie tak żeby ustawić swój zegar biologiczny na wstawanie rano... W pracy poza nielicznymi wyjątkami niestety też musisz być na chodzie rano, często nawet od wcześniejszej godziny 😢
@@Geralt12HW praca w wielu miejscach zaczyna się o 6, ALE czas w którym człowiek jest najbardziej produktywny i aktywny (oprócz cech indywidualnych) zmienia się z wiekiem i jest szereg badań z których wynika, że w wieku nastoletnim naturalne i najbardziej zdrowe jest późne wstawanie.
Współczuję ci sytuacji i mogę powiedzieć podobnie o moim planie lekcji. Mam dla ciebie radę od serca: jeżeli masz możliwość i jeszcze nie jesteś pełnoletni to idź na edukację domową. Mi rodzice (puki co) nie pozwalają i jestem tym załamana, więc chodź sama nie mogę uczyć się w domu, to zachęcam do tego każdego kiedy tylko mogę. Mam nadzieję, że chodź trochę pomogłam❤
Teraz trafiłem do liceum o puki co mój plan nie jest zły. Poniedziałek- 14. Wtorek- 15. Środa- 13. Czwartek- 14. Piątek- 14. Ale chcę poruszyć ważną kwestię, a mianowicie filozofia w szkole. Filozofia w szkole to absurd bo zamiast dyskutować na tematy różne to siedzimy grzecznie i słuchamy jedynej słusznej prawdy. Równie dobrze można by zrobić zajęcia o polityce ale w podręczniku jest tylko obecna partia a nauczyciel gada tylko o obecnej partii
Natrafiłem na twój film przypadkiem, ale cieszę się, że nawet ludzie starsi, niż wiek nastolatkowy mówią o takich tematach. Ja na przykład mam bardzo fajny poniedziałek. Od ósmej do osiemnastej siedzę w szkole. Wtorek mam od jedenastej do siedemnastej. Środa lekka, aczkolwiek od jedenastej do szesnastej. Czwartek od ósmej do osiemnastej, ale mam dwie godziny lekcyjne na dojazd z warsztatów do szkoły (bo pierwsze cztery lekcje mam poza szkołą). Piątek dość lekki, bo od ósmej do dwunastej. Śmieszy mnie to, ale cóż poradzę. Pozdrawiam mój Oxford - Włościańska 35. A o poziomie szkoły nie wspomnę XD
Podoba mi się, że mówisz prawdę o syfie zwanym kawą. Jak ja się cieszę, że już nie chodzę do szkoły, z takim planem lekcji dostałbym szału. Już wolę zapiernicz w markecie, przynajmniej mam z tego realne korzyści.
Teraz jestem w 3 liceum, ale w drugiej klasie pod względem planu było najgorzej. codziennie 7:30 - 14:00 lub 15:00 z przerwami 15minutowymi max. Kolejki na stołówke były niczym kolejki do sklepu w PRL-u, pomijając już kolejki w toaletach; tymczasem nauczyciele pruli się o ilość osób chodzących do toalety na lekcjach, a jak juz ktoś pójdzie to prują się "czemu tak długo tam siedzisz? co ty robisz w toalecie 10minut?" Jedna z moich nauczycielek nie pozwala nawet pić wody na lekcjach. Nie można nawet wyjść z terenu szkoły aby pójść coś kupić do jedzenia, a w sklepikach (gdzie też kolejki :)) można płacić tylko gotówką za kanapki za 7zł, których nawet nie zdążysz zjeść przed końcem przerwy. Ja mam największe szczęście w mojej klasie, ponieważ ja mam 5min z buta do szkoły, a i tak nie dosypiam i marnuję cały weekend odsypiając cały tydzień. Jeśli ja mam problem, to co z ludźmi muszącymi jechać do szkoły godzinę?
23:06 Dzięki, że o tym przypominasz! Ubierasz w słowa to, co uwiera mnie od dawna, ale jakoś nie umiałam tego zwerbalizować. Odnośnie do tematu filmu - wiedziałam, że jest źle, ale lektura komentarzy powoduje, że autentycznie chce mi się płakać. Mam nadzieję, że to, jak trudno mają dziś uczniowie czy studenci, będzie w przyszłości wielkim wyrzutem sumienia starszych pokoleń. O ile kiedykolwiek zdobędą się na jakąkolwiek refleksję…
Plan lekcji: cztery dni na 8 rano i 8 godzin w szkole, w piątek cztery lekcje od dwunastej. I jest to absolutne błogosławieństwo bo w tym roku doszła też możliwość w szkole lekcji 11 od 17:25 do 18:10. Na dodatek budynek osiągną już maksimum pojemności, więc możliwe że w przyszłym roku przejdziemy na dwie zmiany.
Okazało się, że moje dziecko ma w tygodniu lekcje do 19. Ale to i tak pikuś, plan przewiduje też zajęcia dodatkowe-wyrównawcze z matmy. Po 3 godzinach lekcyjnych matmy. Koniec zajęć? Okolice 19:50. Plan lekcji dla całej szkoły wygląda tak, jakby mieli jednego nauczyciela każdego przedmiotu nawet nie na całą szkołę, ale jakby się nimi jeszcze musieli dzielić z inną placówką.
Bardzo chętnie posłuchałem tego, ja np. w każdy dzień tygodnia kończę o 16:40, o takich oczywistych rzeczach jak religia w środku dnia to nawet nie wspominam
@@browl218 już nam się zmienił, kończę 4 razy o 15:50, zaczynam 2 razy na 8 00, raz na 8:50, 2 razy na 9:40. Technikum, 3 klasa. 36 lekcji + jedno okienko (religia)
ja w ciagu tygodnia to mam 6 okienek ktore bede miec co tydzien, 2 religie, wdz i wf na ktorym nie musimy cwiczyc po nasz pan jest naprawde fajny i wie ze mamy juz duzo nauki wiec nie chce nas meczyc 2 godzinami wf w srodku lekcji
4:53 jestem z 2003 roku. Na żadnym etapie edukacji nie miałem stołówki w szkole. Przez cała podstawówkę-Liceum nic nie jadłem przez całe zajęcia - nie było czasu. Na studiach jak pojawiły się okienka 2-3 godzinne odkryłem, że moje migreny, zasłabnięcia w środku dnia oraz brak siły zniknęły. Kurtyna....
Kolega wysłał mi swój plan lekcji [liceum] - CODZIENNIE zaczyna 11/12, a kończy... najwcześniej 18:15, w niektóre dni nawet o 19:10. Samo w sobie to już jest chore, ale okazało się, że to nie wszystko... Spytałem go, czy chociaż może w połowie roku to się jakoś zmienia z inną klasą, czy mu się wtedy kończy nocna zmiana. Dowiedziałem się, że nie, a klasy, które mają lekcje w normalnych godzinach to są klasy, które W POPRZEDNIM ROKU MIAŁY NAJWYŻSZĄ ŚREDNIĄ OCEN. W tym momencie zaniemówiłem...
Jak ja się teraz cieszę, że skończyłam szkołę 10 lat temu, kiedy lekcje trwały najdłużej od 8-16 i się wtedy narzekało, że trzeba tak długo siedzieć w szkole. Szczerze współczuję obecnym uczniom takich tragicznych planów, zwłaszcza że pamiętam, że nawet kończąc lekcje najczęściej o 15 był problem z ogarnięciem wszystkiego tak, żeby mieć trochę czasu wolnego dla siebie i jeszcze na następny dzień się wyspać.
Studia nie zawsze lepsze, czasem bywa nawet gorzej - przynajmniej zdarzają się okienka na pójście na jedzenie, chociaż nie zawsze. A przynajmniej ja tak mam na polibudzie we Wrocławiu
@@pseudo9099 na 2 semestrze, na polibudzie, jakiś geniusz ułożył plan tak, że w jeden dzień zajęcia trwały dosłownie, od ósmej do ósmej, 12h. Co prawda było jedno okienko, ale prawdę mówiąc- przy 12h zajęć, na które musiałem jeszcze dotrzeć, w dojazdach poświęcić też ok godziny, do półtorej (czyli wychodziło 14-15h od opuszczenia progu domu do powrotu) wolałbym już go nie mieć, a być już o 19 w drodze powrotnej. I tak zresztą mijało nie na odpoczynku, tylko dokańczaniu czegoś, czego nie zdążyłem zrobić w domu. I się dziwić, że studenci polibudy lekceważą, wszystko na ostatnią chwilę, na wykłady nie chodzą, frekwencja mizerna... Tu się po prostu nie da inaczej, żeby zachować równowagę psychiczną. Szkoda tylko, że wspomniany morderczy dzień kończył się laborkami (notabene- dość wymagającymi), a następnego dnia, z samego rana od 8.... Kolejne laboratorium, jeszcze bardziej wymagające xDDD Wincyj laborków, student wytrzyma....
studia jak szkola srednia, czasem sa dobra plany czasem zle, ja mialem w 3 roznych semstrach do 20.30, najgorzej ze raz bylo w piatek, powrot do domu o 22
Zawsze mnie dziwiło, gdy młodsi ode mnie ludzie opowiadali, jak to lekcje w ich szkołach średnich trwały do 16 albo nawet do 17:00. Ale teraz do mnie dotarło: moje liceum miało 3 nauczycieli od matmy, 1 z nich był też od informatyki, 3 do 4 polonistek, 2 fizyków, 2 historyków, 2 razy po 2 wuefistów i dopiero chemia, biologia i języki obce miały po 1 nauczycielu. Klas, wszystkich roczników, było od 14 do max 16 w całej szkole
druga klasa w technikum. korytarze często przepełnione, a w szkole się chociażby wysikać nie idzie bo z trzydzieści osób pali "baterie" w kiblu. jak wchodzisz do słynnej "ostatniej kabiny" bo nie pomyślałeś albo jesteś nowy, jesteś zamykany tam na całą przerwę albo w najgorszym przypadku nikt cię nie otworzy. jedynym wyjściem w tym przypadku to przez górę kabiny, czyli wspinanie się po ubikacji, wejście na górną część ścianki kabiny i zeskoczenie z góry. z tego co słyszę i widzę to norma, a podobno w tym roku (jest 18 wrzesień, czyli ledwo dwa tygodnie minęły od rozpoczęcia) zamknięto już 12 osób. budynek bardzo stary ale nie rudera więc jest git. sama patola, takie miasto się trafiło. o nauczycielach żal pisać, według mnie tragedia. jeden z nauczycieli przedmiotu zawodowego był (i jest) tak nieogarnięty, że kolega w "otwartym środowisku" zdjął boczną część komputera i sobie pamięć ram wziął do domu. dodam że zrobił to w kilku komputerach. na szczęście mamy wychowawczynię za pedagoga i była bardzo w porządku w stosunku kolegi. nikt nie wie kto to zrobił, a kolega dostał opieprz od wychowawczyni, oddał ram i na tym się sprawa skończyła. oczywiście z najważniejszych przedmiotów (fizyka, matematyka) nauczyciele tłumaczą na szybko byle by odbębnić. w przypadku matematyki babka tłumaczy byle by odbębnić, a jak uczniowie nie rozumieją to powie prawie to samo co przed chwilą. jak ma ktoś problem z zobaczeniem tablicy, to ją podniesie na jakieś 10 sekund i idzie dalej z lekcją. w przypadku fizyki, mówi i rysuje jednocześnie przez co nie idzie nadążyć bo jednak rysunek w zeszycie ma być czytelny i bardziej się skupiamy na narysowaniu niż słuchaniu jej skomplikowanych działań lub wzorów. w momencie w którym przerysuje jeden rysunek z tablicy to nic nie zrozumiem i leci dalej z kolejnymi rysunkami. brak gniazdek na korytarzach niestety, no ale po co ci telefon w szkole w ogóle jak 70-80% uczniów w szkole jest dojeżdżających i potrzebuje pokazać bilet lub zadzwonić do rodziców czy ich odbiorą. komputery w szkołach to sprawa jasna, są jednym słowem chujowe, ale myślę że jednak takie standardy należą bardziej do podstawówki niż szkoły wyższej z lekcjami zawodowymi. windows 10 to norma, starsze procesory też bo po co ci jakieś nowsze do odpalania worda lub wirtualnych maszyn ale systemy na dyskach talerzowych? taki dysk półprzewodnikowy 240gb od goodram kosztuje aktualnie na x-kom 74zł. dzisiaj większość czasu spędziłem na instalowaniu dodatków do windows server niż samej lekcji. lekcje zwykle od 8 do 15, w środę od 8:50 do 16:40. jedna przerwa 15 minutowa, dwie 10-minutówki i reszta po 5 minut. Masz trzy szansy na pójście do żabki po jedzenie/picie/cokolwiek co tam chcesz, chyba że chcesz zaryzykować tym że ci nauczyciel spóźnienie wpisze. stołówki brak, jedyne jedzenie w szkole kupujesz ze sklepiku szkolnego (pączek lub 7days z tych kalorycznych), a rok temu jeszcze były automaty z przepłaconymi batonami i "jedzeniem" w postaci kanapki zapakowanej w przeźroczystą folię. wszyscy nauczyciele się tak zawsze zgrywają że potrafi być po pięć sprawdzianów w tygodniu, a z jakiegoś powodu w statucie nie ma żadnego limitu co do kartówek i sprawdzianów. potem przerwa klika dni/tygodni i znowu taka fala leci. raz były dwa sprawdziany i jedna kartkówka w jednym dniu. weź tu się naucz na to wszystko, a tym bardziej popraw cokolwiek w terminie 2 tygodnie. oczywiście nasza szkoła jest jedną z najlepszych w województwie. wydaje mi się że to dlatego, że większość uczniów musi się uczyć i w domu i w szkole, a ci co nie mogą muszą poprawiać bo rodzice narzekają jakie to oni mają słabe oceny, albo robić ściągi ponieważ jest taki natłok materiału. ja myślałem że wszędzie jest podobny system edukacji, a Polska ma troszkę gorszy. jakież moje zdziwienie było jak zobaczyłem że mamy aż tak źle na tle innych krajów. myślałem że to tylko nasza szkoła jest taka świetna i że każdy musi spać po mniej niż osiem godzin, (a niektórzy po cztery nawet śpią) ponieważ czasu dla siebie mamy mało a niektóry nie mają go w ogóle bo go spędzają w autobusie lub w pociągu dojeżdżając do domu i dodać do tego jeszcze przejście pieszo do domu, ponieważ potem jest czas na naukę, kąpanie się i pójście spać bo musisz wstać 5:30 rano żeby na autobus zdążyć i w miarę się przy tym wszystkim wyspać. pozdrawiam ministerstwo edukacji i wszystkie ministerstwa lub oświaty związane ze szkołą, dziękujemy z całego serca za ten dar od Boga jakim jest placówka zwana szkołą, i że mamy wystarczająco czasu dla siebie żeby się odpowiednio wyspać na następny szczęśliwy dzień spędzany w szkole. ale pamiętajcie, gry złe i szkodzą na wzrok i kręgosłup, najlepiej dać dwanaście godzin w szkole żeby dzieci nie miały w ogóle czasu na te szkodliwe gry komputerowe, a spędzały je na naukę na następne cztery sprawdziany 🙂👍
Ja na całe szczęście mogę miło wspominać moje liceum w us. Zajęcia zaczynałam o 7:21 i kończyłam o 14. Przerwy co prawda 5 min, z czego 3 uciekały na dojściu do klasy, ale nie narzekałam. Same zajęcia trwały po 45 min, chociaż wielu moich nauczycieli kończyło 10 min przed czasem i rozmawialiśmy o byle czym. Był również study hall, na którym mogłam odrobić lekcje, więc rzadko siedziałam w domu nad książkami (jeśli w ogóle, ponieważ pracy domowej było niewiele). Teraz plany zajęć na mojej uczelni to jakiś żart.
Kiedy chodziłem do szkoły byłem prawie codziennie zmęczony i zestresowany wygórowanymi wymaganiami każdego nauczyciela. Totalnie nie wyrabiałem i po prostu musiałem "poświęcać" mniej ważne przedmioty na rzecz tych "trudniejszych". Praktycznie codziennie miałem zadania domowe i weekend nie składał się z "grania na komputerze" jak to większość nauczycieli sobie lubi wmawiać tylko czas na pozbieranie się mentalnie, zakuwania na 2 sprawdziany w poniedziałek, niezapowiedzianą kartkówkę (to już w ogóle moim zdaniem powinno być wręcz karalne), odrabianie stosu zadań domowych i porządne wyspanie się żeby mieć siłę na to co będzie za dwa dni. Rodzice na szczęście nie oczekiwali odemnie nic poza "byle nie jedynka" ale za to były solidne kary jeśli zapomniałem chociaż jednego zadania domowego więc oni też nie pomagali i pogarszali w pewnym stopniu problem. Nauczyciele którzy nie dawali zadań domowych (albo dawali absolutne minimum bo "podstawa programowa" i było widać że woleliby tego nie robić) byli największym skarbem i nikt w klasie nie chciał być po ich "złej stronie". Jeśli nauczyciel zapomniał sprawdzić zadania domowe absolutnie NIKT nie odważył się im o tym przypominać poza jakby to w Ameryce powiedzieli "klasowymi nerdami" czyli takim co ma zawsze z góry na dół 6/5 i świat się dla niego zawala jeśli jest coś niższego. Chociaż nawet oni czasami mieli po prostu dosyć. Chyba nie muszę wspominać że przypomnienie nauczycielowi o pracy domowej to była niewybaczalna zbrodnia w oczach rówieśników i wcale się nie dziwię dlaczego. Teraz kiedy chodzę do pracy do dziś jestem zaskoczony kiedy mam przerwy żeby spokojnie zjeść, robotę mogę wykonywać w takim tempie jakie mi pasuje i jedyne wymaganie to wyrobić się w wyznaczonym czasie. I jeszcze mi za to płacą! Mogę bez wątpienia oznajmić że wolę pracę niż szkołę i gdybym miał wybór to wolałbym się nauczyć jakiegoś zawodu zamiast tej papki którą i tak zapomnisz kiedy tylko opuścisz budynek szkolny.
Tak się cieszę, że już nie chodzę do szkoły. I wyjechałam na studia za granicę. SZOK. Czysto, mydło w łazience, dostosowane do życia przestrzenie na wydziale. Każdy może usiąść i pracować samodzielnie lub w grupie, stołówki i małe kuchnie żeby odgrzać sobie jedzenie, a plan zajęć nieporównywalnie spokojniejszy i jaśniejszy niż kiedykolwiek miałam w Polsce.
A do jakiego kraju wyjechałeś? Bo na niemcy sie wybrałem do szkoły, i tu jest praktycznie tak jak mowisz, zamiast kuchni mamy jednak 3 stołówki z sklepiko/restauracjami
Miałem tak w zeszłym roku tez w klasie maturalnej. Tłumaczono to brakami kadrowymi, wiec ja mam 9-10 lekcji a nauczyciele 12 CODZIENNIE bo jeszcze robili na kilku etatach czy coś w różnych szkolach. Po paru miesiacach takiej pracy drzewo z liną wydaje sie jak zbawienie. Ja na ich miejscu dawno bym sie zwolnil i poszedl gdziekolwiek indziej ale z jakiegos powodu ci ludzi tak pracuja i pewnie beda dopóki system całkowicie sie nie rozpadnie.
@@kubilaj2853 Średnia tak ale zdarzają się młodsi i to własnie o tych młodszych mi chodzi. Taka moja wychowaczyni z niedawno opuszczonego technikum. Dość młoda ok 30 z wyglądu posiada umiejętności z obsługi co najmniej kilku programów z pakietu adobe niesamowicie empatyczna kobieta. Dobry nauczyciel. Dawała kilka prac na semestr które były dużymi projektami. Mielismy kilka kilkanaście lekcji czasu a i deadline nie był sztywny. Jak ktoś nie zdązył to mógł konczyc w czasie gdy ktos inny robił kolejny projekt. Zamiast pracować w tym systemie nogła by sama zostać grafikiem albo sprzedawać kursy w internecie. Z jakiegoś powodu została jednak nawet gdy dowalili jej kilkanascie godzin dziennie + zebrania ogarnianie klasy usprawiedliwien itd. Prawdziwe poswiecenie albo niechec do zmian. Gdyby tacy nauczyciele sie postawili to system by sie rozpadł na czesci i bez zmian nie ruszył dalej.
@@kapixniecapix3869 Żadne drzewo z liną ziomek, ale po kilku miesiącach a może i nawet tygodniach takiego czegoś jesteś już doszczętnie wypalony/a a dalej leci to jak domino. Na końcu i tak jeszcze dostaniesz zje...bę, że jak się nie będziesz uczył to nie dopuszczą do matury
@@naturazpolski9213 To też jest ogromny problem nauczyciele wręcz często wmawiają, że jak będziesz miał gorszą ocenę to życie ci się zawali wręcz a jak nie będziesz miał matury to już w ogóle będziesz nikim
jako ktoś z matką nauczycielką - było jeszcze gorzej w domu. nie mogłam nigdy narzekać na godziny lekcyjne, bo spotykałam się z jej silnym gaslightingiem że wszystkie dzieci potrafią i nikt nie narzeka, tylko ja, że jak ona chodziła do szkoły to OOOOJ ZA JEJ CZASSSÓÓÓÓÓW, że taka uprzywilejowana jestem i że przecież wszystko jest okej, to ze mną jest problem. najgorzej że w 2 klasie podstawówki była też moją nauczycielką, przez co inne dzieci mnie obgadywały na co dzień. na korytarzu mnie ignorowała. mam wrażenie że nauczyciele to nie ludzie czasami
Przykro mi z powodu Twoich doświadczeń. Gaslighting ze strony rodzica wydaje się być wyjątkowo destrukcyjny, bo łatwo w treść takiego toksycznego przekazu uwierzyć. W końcu rodzicowi się ufa. Czy miałaś wtedy świadomość, że to rodzaj przemocy psychicznej?
@@NataliaEwa jak byłam dzieckiem to zawsze myślałam, że wszystko jest moją winą i muszę się zmienić, ale nie mogłam. niestety nie miałam świadomości do 16 roku życia. dopiero wtedy tak naprawdę zetknęłam się ze słowem 'gaslighting', 'toxic', 'narcissistic personality' itp. i zaczęłam rozpoznawać że to, co się działo, i dzieje do dzisiaj, to przemoc psychiczna. dzisiaj już nie mamy normalnej relacji, bo według niej jestem DIABŁEM WCIELONYM i nieironicznie, na serio, chce mnie wysłać do kościoła jej koleżanki gdzie robią egzorcyzmy. nie poszłam na studia. zdobywam doświadczenie na stażach, na kursach i online żeby zostać projektantką. przez to nasza relacja jeszcze bardziej się pogorszyła. mimo wszystko jestem z siebie dumna bo robię to, co chcę robić w życiu i nie zamierzam zmieniać drogi :)
Bez kitu XD. W sensie jak Krzysztof przytoczył szkoły za granicą i średnio 6h w szkole z godzinną przerwą obiadową... Zdecydowanie bym wolała 5h i tego Marsika w międzyczasie bo nawet nie zdążyłabym zgłodnieć XD. A zawsze by można było zjeść sobie na spokojnie, zamiast być za przeproszeniem osranym bo dajmy na to po obiadowej przerwie masz test czy coś takiego.
Dokładnie to samo chciałem napisać xD siedzieć dodatkowe 45-50 min w szkole jak można być szybciej w domu to jak dla mnie kompletnie nieopłacalna wymiana
17:24 Ja tak śpię po 7h i zasypiam tak w 5 -15 min ( z czego co wiem to optymalny czas zasypiania dla osoby dorosłej). i dla mnie uzyskanie tych 8 godzin+ w roku szkolnym jest bardzo trudne, o ile niemożliwe. Wiadomo, że sen powinien być wartościowy, to że położe się spać o północy a wstanę o 7 to nie znaczy, że przespałem równe 7 godzin, bo sen powinien być głęboki. Zainwestowanie w lepszy sen i nauka o nim to najlepsza rzecz jaką zrobiłem parę miesięcy temu, niestety nie uczą tego w szkołach tak samo jak wypoczynku. Polecam każdemu, ponieważ moje energia i produktywność wzrosły.
Taaa... (19:03) kawusia. Problem się pojawia wtedy gdy nie mozecie jej pić. W zeszłym roku szkolnym (na szczescie ostatnim) siedziałem o samej wodzie w szkole np od takiej 7:30 do 17. Nie zabierałem jedzenia ani nie kupowałem bo zaostrzyły się moje problemy jelitowe. Były momenty gdy to w toalecie spedzałem najwiecej czasu ze swojego zycia (obejrzałem wtedy wszystkie zaległe streamy krzysztofa z warhammera xD kilkadziesiąt godzin...) W sumie do tej pory sie nie wyleczyłem (chociaz jest troche lepiej - pewnie mniej stresu) bo NFZ działa nie lepiej niż system edukacji i na badania czeka sie miesiacami czy latami więc nawet nie wiem co to za choroba. No ale mniejsza o to. Szkoła nie jest w ogóle przystosowana do ludzi z problemami zdrowotnymi. Nie wazne jakimi a jezeli to są problemy psychiczne to pewnie je z ignoruje więc nie ma sensu tracić czas na szkolnych psychologów. Jedyne co robi to dokłada pracy zabiera czas na odpoczynek i sen. Gdybym w zeszłym roku chciał osiągnąć wszystko czyli zdać mature i dwa egzaminy zawodowe i maksować wyniki musiałbym w ogóle nie spać i nie odpoczywać. Olanie tematu to jedyne i najzdrowsze wyjscie. Koniec końców to tylko papier i cyferki w rubrykach. Apropo dzisiejszego odcinka bywały wtedy nieprzespane noce odsypianie po szkole czy 2-3h snu przed lekcjami...bo nawet z względnie spokojnym olewczym podejsciem trzeba było się bardzo starać by zdać bo nauczyciele dokrecili śrube i jakis 1 dobrze napisany test nic nie znaczył. Bo wiadomo... matura taka ważna.
Zaostrzenia po stresie i godzinowe siedzenie w toalecie...? Poczytaj o NZJ, może to być któraś z tych rzeczy. W oczekiwaniu na wyrok, to znaczy tfu, diagnozę od NFZ, zawsze możesz sprawdzić czy unikanie jedzenia wymienionego jako źle dla NZJotowców nie pomaga.
@@wilczus222 Dzieki za info sprawdze. Edit: To raczej nie to. Sprawdze jeszcze diete dla tych ludzi ale na usg i rezonansie mi nic nie wyszło. Żadnych wrzodów itd raczej nie mam chociaz kolonoskopia dopiero w pazdzierniku. Wtedy bede pewny.
@@kapixniecapix3869 mi w okresie okołoszkolnym na bóle brzucha i w ogóle tego typu jaja lekarz przepisał duspatalin w małej dawce. on jest na zespół jelita drażliwego, ale w małej dawce (nie takiej na faktyczny zespół, tylko chyba połowa, nie pamiętam, lekarz na pewno dostosuje dawkę) na tyle uspokoił moje jelita, że mogłam zacząć normalnie funkcjonować. tylko uważaj, bo organizm się do niego przyzwyczaja i potem może przestać działać. ja po kilku miesiącach powoli, co około miesiąc zmniejszałam dawkę o połowę, żeby z niego zejść. jak pójdziesz do lekarza to zapytaj o ten lek, może akurat to będzie wystarczające wsparcie :) mówię to tylko dlatego, że napisałeś, że nic Ci nie wyszło, bo duspatalin może uspokoić problemy i nie odkryjesz prawdziwej przyczyny. zdrówka!
Zatrzymałam się przy temacie tych nieszczęsnych pryszniców, które nomen omen są świetnym przykładem jak niezorganizowane jest nasze szkolnictwo, ponieważ w większości jak nie wszystkich szkołach na mojej drodze edukacji jak i moich znajomych re prysznice były. Jednak nie było czasu z nich skorzystać ponieważ wf miałam w środku zajęć z 10min przerwy między nimi. A wfiści tłumaczyli że to głównie dla tych, którzy chodzą na pozalekcyjne zajęcia sportowe ale jak chcemy to też korzystajmy ;)
U mnie, w Liceum, lekcje zaczynają się o 7:30, a kończą o 13:45, w domu jestem około 15, i tylko we wtorek kończą się o 12:55. Nie mam po lekcjach żadnych dodatkowych zajęć, więc daje mi to sporą część dnia wolnego. Chociaż bawi mnie w tym planie to, że lekcje są rozdzielone, w sensie powiedzmy pierwsza matma, potem jakaś lekcja i 3 lekcja to matma, albo 3 lekcja- fizyka, 6 lekcja- fizyka. Albo: czwartek kończę językiem rosyjskim (2 język nowożytny) a piątek językiem rosyjskim. Ale naprawdę dziwią mnie plany lekcji, które zaczynają się o 8, a kończą o 17, w podstawówce miałam od 8 do 14:25, a maksymalnie do 15:15
Pamiętam ponad dekadę temu dni w których miałem lekcje od 6:55 do 16:45 jakoś(końca nie pamiętam dokładnie, ale około 17) Plus godzinna jazda w jedną stronę... Potem zaskoczenie że ja mam frekwencje w okolicach 60% (Technikum)
Po miesiącu praktyk w luźnym korpo odkryłem że po prostu nie jestem w stanie funkcjonować w godzinach 8-16. Do 10 udaję że nie zasypiam przed monitorem, a i potem za dobrze nie idzie. Ale w pewnym momencie zacząłem przychodzić na 10, i wychodząc o 18 udawało mi się upchnąć solidne 6,5 h pracy, do tego przerwę obiadową i kilka przerw na kawę (uzależnienie nie znika od tak). Przesunięcie godzin pracy o dwie później dosłownie podwoiło ilość rzeczy które byłem w stanie zrobić, a i dało to też morderczy upał w klimatyzowanym biurowcu
Jako absolwent szkoły muzycznej z przykrością muszę stwierdzić że plan lekcji 8-17 podczas wielu lat mojej edukacji to był bardzo szczęśliwy obrót zdarzeń. Podczas ostatnich klas liceum powrót do domu po godzinie 21 było standardem.
Pamiętam, że jak spóźnialiśmy się po obiedzie to najbardziej m*rdy darły te nauczycielki, które też jadły w tej stołówce i widziały jaki jest syf i kolejki. Ale one zawsze były na czas, bo żarcie dostawały poza kolejką. I jeszcze ekstra duże porcje.
krzywdzące jest to przeświadczenie że musimy się z SZKOLE przyzwyczajać do wczesnego wstawania, kpina. Do szkoły chodzimy, gdy mamy 6-19 lat, a pracujemy gdy mamy 25-68 lat. Tak to jest dokładnie to samo (wcale nie!!!). I słyszałam tekst o wstawaniu od pani od matematyki...
u mnie w szkole wymyślili że będą lekcje od 9 aby ucziom było lepiej, skończyło się na tym że uczniowie co muszą dojechać siedzą w szkołach od 7 i gdy są lekcje do 16 to muszą czekać na autobus do 18
Żyłem przez 6 lat w Chinach. Uczyłem w miejscu gdzie dzieci 3-4 letnie miały zajęcia od 19 do 20.30 w niedziele. "Studenci" w wieku 3-17 z jakimi miałem doświadczenie w wielu szkołach różnego rodzaju - od pon do niedzieli od rana do wieczora pełne zajęć. Matematyka, pianino, języki, malowanie....dzieci zasypiały na zajęciach ze zmęczenia.
Jeśli chodzi o żywienie i to jak zbyt krótkie przerwy potrafią zniszczyć żołądek to wiem całkiem sporo. W mojej poprzedniej pracy mieliśmy tylko 40 min przerwy W SUMIE. Licząc siku, wyjście na telefon, generalnie odejście od biurka i było to pilnowane prawie jakby ktoś za tobą stał, bo jak się przyłapało to u szefa była makabra. Przez to z rana zamiast porządnego śniadania zamulałam się kawą na czczo, potem blisko był mak, to na zmianę ludzie z pokoju wychodzili i zamawiali dla wszystkich, czasem wleciała pizza. Generalnie rzadko ludzie coś odgrzewali w pracy. W innym dziale jak byli palacze to w ogóle nikt ich na stołówce nie widywał, bo całą przerwę wykorzystywali na fajki. Nie biorąc już pod uwagę bardzo tłustej kuchni mojej mamy, z którą jeszcze wtedy mieszkałam. Dość powiedzieć, że minęło 5 lat, a ja wciąż zmagam się z tą przewlekłą chorobą, która nie pozwala mi się cieszyć w pełni jedzeniem. Mam nawet problem zjeść głupiego batonika. Na szczęście teraz mam świetną prace gdzie mam właściwie nielimitowane przerwy, a jeśli chce mogę sobie dostosowywać czas pracy. Ważne żeby wszystko było dobrze zrobione na czas. Jeśli mam go trochę mniej, mogę zjeść spokojnie przy biurku, jak trochę więcej to w kuchni i nikt mnie nie pogania. Co jest super, biorąc pod uwagę, że w moim stanie szczególnie, ale też wszystkim nie jest polecane jedzenie w pośpiechu. W szkole akurat byłam leniwa i zapychałam się batonikami, bo zwykłych domowych kanapek nie chciało mi się robić i nie były zbyt smaczne.
ah yes, uwielbiam wstawać o 6 30 i wracać do domu po 17 mając siłę i czas na conajwyżej nie wiem zwalenie konia i zagranie w cyberpunka dwie godzinki, bo próbuję chodzić regularnie na siłownie która też trochę czasu zabiera chociaż z moją motywacją ciężko. A potem spanko i się dziwią że się spóźniam bo mi się nie chce kurwa zasypiać wieczorem ani wstawać rano wiedząc że czeka mnie to samo co poprzedniego dnia. Przez to też zatrważająco dużo używam social mediów przed snem żeby jak to alkoholicy mówią (zapomnieć) co także przyczynia się do moich problemów z zasypianiem. A ja wiem że i tak nie mam najgorzej, to jest najbardziej przerażające, że są ludzie tacy sami jak ja, z biedniejszych rodzin i bez wsparcia psychicznego jakim są moi świetni rodzice i psychoterapeuta (btw zauważyliście że od ostatnich kilku lat ci dziecięcy mają totalnie przepełnione grafiki?), którzy harują 2 razy więcej ode mnie. I po co? Nie wiem, naprawdę nie wiem. 90% informacji jakie codziennie przyswajam są bezużyteczne i każda chwila wygląda jakbym mógł ją lepiej spędzić w domu, ale kiedy przychodzą wakację nic nie robię tylko sięgam po uzależnienia. HMMM CIEKAWE co we mnie te uzależnienia spotęgowało. Trzymajcie się tam wszyscy inni. Przeżyjemy jakoś. Pokolenia przed nami dały radę. Więc nie powinno być aż tak źle prawda? Sam nie wiem.
Jako gość z pokolenia wcześniej pragnę Cię poinformować, że mieliśmy lepiej, może nie bardzo, ale lepiej. Nie funkcjonowaliśmy w ostatnim stadium raka tego systemu. To było dopiero drugie stadium. Też rak, ale jakoś dało się funkcjonować bez chemii;)
Generalnie oni też nie czają, że twoja sprawność fizyczna zwłaszcza jak jesteś facetem przekłada się najczęściej na efekty nauczania. Ja współczuje teraz tym dzieciakom bo tak, że szkoła w Polsce to jest czas w którym nawet ciężko jest mieć dziewczynę
23:03 Skojarzyło mi się to z sytuacją, kiedy w podstawówce na konkursie bibliotecznym koleżanka odpowiedziała, że czyta 40 godzin dziennie. Mama jej podpowiedziała, żeby tak mówić. Haha.
zanim obejrze: Moje technikum po reformie edukacji miało problem z znalezieniem wystarczającej liczby sal dla uczniów. - zajęcia od 7:10 3 razy w tygodniu czasem na 9:45 czasem 10:30. jedni kończyli zajęcia o 12:00 inni siedzieli do 17:00. niekiedy zdarzało sie 9lekcji rekordziści mieli po 10. Szkola w powiatowym mieście więc sporo osób dojeżdza z okolicznych wiosek. dojazd na 7:10 z mojej wioski na mniej więcej 6:30 byłem pod szkołą (w zimie na szczęscie otwarta od 6:00 bo to jedyne co mogli zrobić). Ostatni powrotni autobus odjeżdza o 15:15 i jak ktoś ma zajęcia do 16:00 to jest jeszcze wieczorny o 19 więc czasem 3h czekania na powrót do domu - czasem od 5:45 do 19:45 nie było mnie w domu. nastepnego dnia znowu na 7:10(wyjście z domu około 5:30). Przecież nawet pracując 12h w fabryce jest lepiej bo jest płatne jak za 16. (8 + 4h nadgodzin +4h pracy nocnej) a po szkole dalej trzeba sie przygodotwać na zajęcia następnego dnia. zrobić zadanka, napisać wypracowania,
Slucham jednym uchem, ale kiedy Krzysztof mówił o tych lekcjach do 15 i tak dalej to aż mi się przypomniało ile razy jak w liceum o 14:30 szłam na ostatnią lekcję z gatunku tych nieobowiązkowych (religia lub etyka) albo nie daj Boże wychodzilam ze szkoły, łapał mnie nagły strach czy to nie za wcześnie, czy na pewno nie pomyliłam dnia, czy już na pewno była [przedostatnia lekcja] itd. Pierwsze sześć lat chodziłam do ogólnokształcącej szkoły muzycznej, co oznaczało, że poza zwykłymi lekcjami dopasowanymi do mojego wieku (rzekomo), miałam bodajże trzy do pięciu dodatkowych godzin tygodniowo w głównym bloku zajęciowym plus dwie, później pięć godzin po lekcjach. Z mojej szkoły nie było prostego dojazdu do mojego domu, a rodzice pracowali spory kawałek od obu tych miejsc na pełen etat, także na polekcyjne zajęcia czekałam w szkole. Powrót do domu około 17, obiady koło osiemnastej to była norma. Siódma, ósma klasa też nie wracałam sama do domu i zamiast tego pakowałam się na prawie każde zajęcia pozalekcyjne i do świetlicy (nie było tam osób w moim wieku, ale to nigdy mi nie przeszkadzało) Czasem ciągle wychodzenie na przystanek pod szkołą i widzenie godziny przed piętnastą sprawia, że wyciagam plan i upewniam się, że to na pewno ten dzień i na pewno już mogę wyjść ze szkoły i wcale nie wagaruję i aaaa Przepraszam, potrzebowałam się wygadać. Kończenie wcześnie jest dziwne
O zgrozo, ten film przypominał mi moje liceum, lekcje 8-15:30, szkoła na tysiąc uczniów, przerwa obiadowa 20 minut, stanie w kolejce po obiad 15 minut i jedzenie w biegu kolejne 5. Jako, że mieszkałam w internacie po lekcjach szybciutko powrót do internatu, bo o 16 zaczynała się nauka własna i była sprawdzana obecność. Kiedy ze zmęczenia jedyna rzecz o której mogłam pomyśleć to sen, nagle wpadła opiekunka z pretensjami, że nie można spać bo teraz mamy się uczyć. Koszmar, nie wiem jakim cudem przeżyłam te lata.
chodząc do szkoły w latach 1999-2011 napiszę tylko tyle że o wiele więcej nauczyłem się uprawiajac hobby niż siedząc w szkole i słuchając nudnego gadania nauczycieli czy zmagając się z rozwiązywaniem 20 zadań z matmy jakie dostałem do domu. Swoją drogą nigdy nie zapomnę pewnej "pani" od wos'u która uparcie otwierała okno żeby przewietrzyć salę bo "wszyscy śpią" a prawda była taka że każdy po prostu się nudził słuchając jej wywodów i nic dziwnego że głowy niektórym latały do tyłu.
Ja już dostaje flashbacki na samą myśl, a i tak miałem jeden z lepszych planów w porównaniu do znajomych z innych liceów. Za to gimbaza i podstawówka to inna historia...
Powiem tak (przepraszam za datę) - Liceum okazało niemiłym strzałem w policzek - po 8/9 godzin dziennie gdyż chciałam zdawać rozszerzony hiszpański jako, że uczyłam się go w podstawówce, a w liceum zmieniło się to na niemiecki. Plus miałam takiego nauczyciela od niemieckiego, który spał na lekcjach lub maltretował psychicznie i poniżał przed całą grupą (były dwie grupy - zaawansowana i początkująca) te bardziej wrażliwe osoby. W związku z tym ci delikatniejsi uczniowie zwalniali się z niemieckiego, a te, które miały silniejszą psychikę lub się nie przejmowały wypocinami tego starego pryka zostawały na 9 godzin w szkole. Co gorsza w budynku szwankowało często ogrzewanie więc najczęściej uczniowie siedzieli w kurtkach kiedy była zima lub późna jesień. Plus w klasach zawsze jechało potem więc cała klasa siedziała tak przez 8 godzin. Przez całe cztery lata żałowałam, że udało mi się dostać do jednego z lepszych liceuów w mieście - im lepsza szkoła tym wiecej godzin lekcyjnych. Przez to, że szkoła była stara i nieprzystosowana do dużej ilości uczniów całą przerwę ja i mój chłopak spędzaliśmy przeciskając przez tłumy. Kiedy była obiadowa przerwa czyli 15 minut to miało się 5 minut na zjedzenie obiadu z kateringu. Dodam tylko, że szkoła była tak mała, że nie posiada nawet stołówki - więc jadłam zupę w termosie na klejącej się podłodze w zimnie gdzie na korytarzach śmierdziało potem, papierosami i moczem. I tak było cały czas. Kiedy przyszła 2 klasa 9 godzin stało się normą, a 10 było już tragedią. Do tej pory pamiętam jak na 10 godzinie lekcyjnej zostawały te osoby, kóre chciały mieć dobrą frekwencję lub nie udało się im dostać zwolnienia od rodziców. Wracało się potem do domu, tak z półtorej godziny, jadło obiad i siadało się do nauki, tak do drugiej w nocy. Jeśli były dwa sprawdziany jednego dnia, to do trzeciej. Jednak przemęczyłam swój organizm, tak po roku praktykowania takiego schematu - zemdlałam na w - fie z przemęczenia. Ograniczyłam swój zakres nauki, że siedziałam nad nauką maskymalnie do północy. Dodatkowo miałam zaburzenia lękowe oraz częstsze tendencje samobójcze, bo nie zawsze moje wysiłki się opłacały. Zdałam maturę koncertowo ale te lata przemęczania się oraz wycieńczenia w szkole pozostały ze mną.
Chodzę do technikum. Uczę się na elektryka, i wśród przedmiotów mam... Biologię, i geografie. Kiedy kiedyś powiedziałem ojcu, że mam jeszcze do zrobienia lekcje z Biologii, to przez chwilę myślał, że robię sobie z niego jaja.
Takie lekcje, według mnie, POWINNY BYĆ - każdy powinien znać pewne podstawy fizyki, biologii czy chemii, niezależnie od specjalizacji czy kierunku. Kluczem jest by - jak piszę - były to właśnie podstawy, przydatne rzeczy, które dobrze byłoby znać, jak np. anatomia ludzkiego ciała i podstawowe prawa fizyki, zwłaszcza PRAWA ELEKTRYCZNOŚCI, które - tobie, jako elektrykowi - będą jednak pomocne.
Przepraszam, ale chyba jestem za stara (46) i się pogubiłam. Rozumiem jeszcze zadania z matmy, czy z polskiego, sama takie miałam, ale z biologii?! JAK wygląda zadanie domowe z biologii?!
@@edytaburda2145u mnie każe przepisywać podręcznik, ale podejżewam że kompetentny pedagog potrafiłby wymyślić kreatywne zadanie, np genetyka rozpisać jakiś gen w rodzinie (blond włosy dla przykładu) albo coś w ten deseń
@@ernestgevara2735 podstawy przyswaja się w podstawówce (jak sama nazwa wskazuje) a nie w technikum na profilu około informatycznym, zwłaszcza przy ilości materiału w technikach
Boże, współczuję, ja pamiętam że miałam to szczęście, że najdłuższe zajęcia byly do 15 i często jak ktoś moal dodatkowe zajęcia, i my pod koniec edukacji byliśmy zmęczeni i przepracowani, tym bardziej współczuję osobom które uczą się teraz 😢
Jestem w drugiej klasie i niesamowicie się cieszę że udało mi się przekonać rodziców do wypisania mnie z religii, dzięki temu mam tylko 42 godziny lekcyjne a nie 44.
ten rok na razie nie jest zły najpóźniej kończę o 15:20 a nie o 16:45 jak w tamtym roku w piątki ( na szczęście dzięki nauczycielowi zawsze kończyliśmy szybciej) ale zobaczymy czy po zmianie planu za 2 tygodnie nadal taki fajny plan zostanie
Szkołę ukończyłem już ładnych parę lat temu i po tym co widzę, to chyba zmieniło się nawet na gorsze. Podstawówkę miałem połączoną z gimnazjum, 5 minut drogi od domu i po drodze do miejsca pracy mamy, więc przynajmniej dojazd mnie nie bolał, ale znałem gościa, który musiał jechać 2 godziny. Gdzieś koło 3 klasy ktoś pomyślał i zrobił z dwóch przerw 20 min jedną 10 i drugą 30, więc przy klasach liczących około 15 osób dało się normalnie zjeść (zalety szkoły prywatnej). No i zajęcia kończyły się po 5-7 godzinach, zależało od klasy i semestru. Za to do liceum poszedłem już publicznego, niby jednego z najlepszych w wielkim, polskim mieście. Klasa 30 osób, nauczyciele z podejściem "mam wyjebane, bo na mój przedmiot szkoła i tak nie stawia" albo "my tu jesteśmy elyta, jak Pan nie umiesz przyjść na zajęcia już nauczony, to wypad!". Tych pierwszych lubiłem o tyle, że można się było na ich zajęciach wyluzować. Oczywiście w szkole o stołówce nie słyszeli, bo po co? Także tego, czy się stoi czy się leży 2000 się w polskiej edukacji należy.
Jako tegoroczna maturzystka bardzo ucieszyłam się że praktycznie codziennie kończę o 15 10, w zeszłym roku klasa maturalna w mojej szkole siedziała poniedziałek i wtorek do 17 40, niestety nie wiem jaką wiedzę można pochłonąć o takiej godzinie
W moim społecznym liceum w czwartki jesteśmy w szkole od 7:40 do 15:05 a potem mamy 2,5h wfu w osobnej hali. Jestem w domu o 18:30/19 i mam serdecznie dość. Kedyny plus to że w pozostałe tygodnie jest od 8:30 do 15. Ehhh. Ale takie realia w tym kraju
O matko, stara dupa jestem, dzieci nie mam, nie jestem na czasie ale 12h to jakaś totalna porażka. Jak chodziłam do liceum to 8h lekcyjnych to była norma, a 7:10 to był jakiś hardcore i nieporozumienie. Współczuję dzieciakom, tym bardziej że harują gorzej niż dorośli i wcale im za to nie płacą.
Chodziłam kilka lat temu do Technikum . Plany lekcji zawsze były tragiczne, Religia i wf w środku dnia, a do tego, jak doszły rozszerzenia, w poniedziałki kończyłam po 16, z masą zadań domowych. Wtorki od 7:10 do 17:00. Oczywiście o 7:10 były 2h rozszerzonej biologii, bo jakże by inaczej... Nie wspominając już o czasie dojazdu... Jeśli z przyjaciółkami spałyśmy więcej niż 4h to był sukces. Właśnie przez tego typu rozkład godzin już wtedy robiłam sobie rano jak najmocniejszą kawę, żeby przeżyć cały dzień. Teraz kofeina w kawie na mnie nie działa. Na prawdę aż mi się chce płakać jak widzę i słyszę o tym, że nic się nie poprawiło, że plany lekcji są coraz gorsze. Bo sama tego doświadczyłam. Przeraża mnie myśl o tym, że dla starszych pokoleń taka sytuacja jest "normalna".
Rozkład zajęć, rozkład uczniów, rozkład systemu, rozkład państwa.
rozkład gnijącego mięsa, rozkład PiS-u (oby już niebawem)
Szpachle gładzie kraj w rozpadzie xD
@@DrunkChaosMind wina Tuska?
@@dilofozauroby, ale z PO na czele nie widzę przestrzeni na jakiekolwiek znaczące zmiany. Gdziekolwiek.
@@arturkoszykowski9592jeśli nie ma szans na dobre zmiany to lepszy jest brak zmian
Nie wiem jak można narzekać na siedzenie po 8 godzin w szkole. Wystarczy dobrze zaplanować sobie dzień. Ja na przykład nie narzekam bo do szkoły mam bardzo dobre połączenie. Wstaję rano, za piętnaście trzecia. Latem to już widno. Za piętnaście trzecia jestem już ogolony bo golę się wieczorem. Śniadanie jadam na kolację. Tylko wstaję i wychodzę. Ubieram tylko płaszcz jak pada bo nie opłaca mi się wieczorem rozbierać po śniadaniu. Na PKS mam 5 kilometrów, ale nie mogę na niego zdążyć. I tak mam dobrze bo jest przepełniony i nie zatrzymuje się. Przystanek idę do mleczarni. To jest godzinka. Potem szybko wiozą mnie do Szymanowa. Mleko, widzi pan ma najszybszy transport. Inaczej się zsiada. W Szymanowie wysiadam, wykładam bańki i mam EKD. Na Ochocie elektrycznym do stadionu, a potem to już mam z górki, bo tak: 119, przesiadka w 13, przesiadka w 345 i jestem w domu, to znaczy w szkole. I jest za piętnaście siódma! To jeszcze mam kwadrans. Jeszcze sobie obiad jem i po fajrancie nie muszę zostawać, żeby zjeść tylko prosto do domu. I góra 22:50 jestem z powrotem. Golę się, jem śniadanie i idę spać.
Dawno nie widziałem na YT tak zabawnego komentarza. Pozdrawiam i świetny humor!!!
@@marcelkasprzak6346 bo to cytat z filmu Bareji 😊. Nic dziwnego, że nadal aktualny, skoro minęło tylko 45 lat. Aż wstyd pomyśleć
Pamiętam jak jeden kumpel prosił, żeby go odprowadzić o 1:00 w poniedziałek w stronę dworca PKP. Spytany kiedy będzie w domu powiedział "nie w domu tylko w szkole z internatem i to będzie środa, okolice 3 rano".
I tak poznałem człowieka, którego ten monolog "bawi inaczej".
@@WilczurbanTo był ,,Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz"?
they had us in first half not gonna lie
Po naszym systemie edukacji jestem tak przyzwyczajona do 10-minutowych przerw pomiędzy zajęciami, że pierwsza rekcja na mój plan zajęć na uczelni za granicą była: ale marnotrawstwo czasu… Teraz widzę, że jedna przerwa godzinna na lunch i dwie półgodzinne na spacer/kawę/toaletę to nie jest fanaberia, tylko elementarne dbanie o siebie. Dbanie o swoją energię, dobrostan, budowanie relacji z innymi studentami itp.
Z układania planów zajęć na studiach pamiętam narzekanie "o nie, znowu okienko". Ja lubiłam okienka. A że studiowałam w bardzo pięknym, zielonym miejscu, w cieplejsze dni mogłam je przeznaczać na spacerowanie ze słuchawkami na uszach i mieć wtedy wszystko w nosie.
Jak to 10 minutowe przerwy, myślałem, że wszędzie teraz są pięcio. U mnie i u moich kolegów są 5 minutowe i jedna 15, codziennie od 8.00 do 15.00 to taki standard. Jest jeszcze dużo szkół z 10 minutowymi przerwami?
czekaj wy macie 10 minutowe przerwy?
Właśnie dzisiaj myślałem o tym co bym robił gdyby były godzinne przerwy. Dalej nie wiem bo większość czasu siedze na telefonie, a bułę z serem obalam w 2 minuty 😂
Świetny film do oglądnięcia zmierzając na 2 godziny wfu aby później siedzieć następne 8 godzin w tym świetnym miejscu jakim jest szkoła
U mnie w szkole nie dało się zjeść obiadu na przerwie 20-minutowej, bo była taka kolejka, że dostawało się obiad pod koniec przerwy. Można było co najwyżej zjeść dwa kęsy + dostać opierdol, że się spóźniło na kolejne lekcje.
Pozdrawiam pana Jacka od geografii, który puszczał ludzi jedzących obiady parę minut przed dzwonkiem, żebyśmy mogli ominąć największe tłumy. Tylko wtedy nie chodziłam głodna🥲
Pan Jacek 🙌
❤ dla pana Jacka
U mnie w szkole takim aniołem jest pan Leszek, który pozwala nam na lekcjach zarówno spać, jak i ogarniać inne przedmioty, a potem zamiast sprawdzianów daj nam karty do zrobienia z podręcznikiem i prezentacje na dowolny temat. Nie wiem jak przetrwałabym ostatnie dwa lata bez tego człowieka.
proste rozwiązanie. Zrób sobie kanapki do szkoły.
Kanapki też się nie powinno jeść 3 minuty na szybko. Te same wrzody wywołuje to po trzydziestce
"nie grać w komputer, więcej spać" - Moja kochana polonistka xd. Nie gram nawet w gry xd, po prostu ledwo ogarniam swoje prywatne sprawy i psychikę, a noc jest ukojeniem dla umysłu. Ale wiecie, noc jest od spania, bo jak ja śpię w nocy, to ty też.
ja jak zaczela sie szkola to prawie wgl nie gram bo musze isc spac po 22 zeby byc jakkolwiek wyspana bo musze wstac o 5;30, teraz jeszcze spoko ale jak zaczna sie sprawdziany to nwm jak dam rade
Zgadzam się, noc to jedyna pora dnia kiedy potrafię jakkolwiek myśleć
rel
Może mniej piwa.
@@lauraswoboda6265w nocy jest cisza, wszyscy śpią, nikt nie zawraca głowy pomniejszymi sprawami, łatwiej się myśli. Nie każdy ma dobre warunki.
Oglądanie twoich filmow o 6 rano w wieśbusie z okolo 7 kilogramowym plecakiem kiedy to jakieś babcie siedzące za mną rozmawiają o tym że jak ta młodzież ma prawo narzekać na szkołe i być zmęczona, jest jedynym co może mi jeszcze poprawić humor
Było trzeba puścić na głośniku 😂
@martynag8206 *The irony*
Klasyczne babcie w autobusie, gdzie one jadą ?
@@Fatima-hl2opNa cmentarz, działkę albo do lekarza.
a nie myslalas o Szkole w Chmurze? zycie moze byc piekne!
"E chłopaki, mydło jest"
~ten kto akurat wrócił z łazienki, powtarzane raz na około 2 miesiące
moge się pochwalić moją szkołą, bo pierwszy tydzień cały czas było mydło a papier skończył się dopiero w piątek!
Sentyment znany, niestety ta hołota co w-ebała cały papier do klopa i zapchała rury nie pomaga... Szacunek dla Pań sprzątających, przydał by się system Japoński, gdzie uczniowie sami sprzątają.
@@umamiunmei7865 u mnie mydło jest zawsze, to samo od 3 lat bo pompki zepsuły się jeszcze przed covidem.
wciąż aktualne
Po czym przyjdą uczniowie, wyleją mydło do umywalki (,,haha ale beka”) i wyjebią wszystkie rolki papieru do klozetów (,,loool chce zobaczyc jak szmaciara przyjdzie je wyciągać”).
Tak to przynajmniej wyglądało u mnie w szkole.
Polska jest fenomenem jeżeli chodzi o przerwę obiadową - mianowicie fenomenem jest to, że jej nie mamy. Zawodowo uczę obcokrajowców języka polskiego i często na zajęciach pada pytanie o przerwę obiadową zarówno w pracy jak i na uczelniach. Ile to razy musiałem świecić oczami, kiedy na różnych zajęciach studenci z Ukrainy, Chin, Wietnamu, Kazachstanu, Francji, Włoch, Kongo, Algierii, Albanii, USA, Kuby, Nepalu i Turcji tłumaczyli mi, jak to jest lepiej rozwiązane w ich krajach. Traktowałem te informacje z przymrużeniem oka, bo wiadomo, można podkolorować coś o swoim kraju. No więc obecnie jestem lektorem na Uniwersytecie w Hanoi i mam pikachu face jak w tym rozwijającym się wciąż kraju standardem jest półtoragodzinna przerwa na obiad/drzemkę kurna wszędzie. Godzina 12 na zegarku - cyk, zapraszamy około 14 (wszystkie pozagastronomiczne biznesy i szkoły). Co więcej, moja partnerka jest Chinką i też potwierdza, że te 15/20 minut na pełen posiłek w Polsce to patologia, a polskie szkolne stołówki w porównaniu z chińskimi to śmiech na sali. Kolejny przykład, jeśli ktoś był kiedyś w Paryżu albo w Rzymie, to też może poświadczyć, że długa przerwa w ciągu dnia jest tam na porządku dziennym. Chcesz coś zjeść w restauracji kiedy mają przerwę w środku dnia? HA! Sorki ziomuś, szef ma teraz kawkę z pracownikami, zamknięte. A jak już znalazłem wyjątkowo otwarty lokal w Paryżu, to pracownicy mieli na mnie wywalone, bo przyszedłem w godzinach ich przerwy i sam szef wszystko przygotowywał. Aż mi zrobiło się głupio i przypomniał się tekst lotka: "Nie znasz zasad skur****nie!?". Jakby...serio? Nawet Nepal, Albania i Kongo mają zdrowsze podejście do tej jednej kwestii od nas?
*This*
haha, nie tylko do tej jednej kwestii, mordo ;=)
W gimnazjum cieszyłam się z krótkich przerw, bo ciężko było wytrzymać na przepełnionych jak transport drobiu korytarzach, na których wszyscy drą mordę. Z rozrzewnieniem wspominam te ulotne momenty, które upływały głównie na rozpychaniu się łokciami przez zatłoczony korytarz, pokonując dystans do sali lekcyjnej, w której odbywały się kolejne zajęcia. Nie wiem, co było najbardziej emocjonującym wydarzeniem tygodnia. Czy był to sprint do gimnazjalnej stołówki, podczas którego jeśli nie przeskakiwało się schodów w trzech ruchach, zawijając się na zakręcie jak na pole dance, trafiało się na koniec kolejki i otrzymywało porcję w momencie dzwonka ogłaszającego początek kolejnej lekcji? Czy może przemierzanie całej szkoły, najpierw z najwyższego piętra do podziemi, później labiryntem przy salach gimnastycznych, a na koniec znowu na samą górę w liceum, w którym swoją drogą mieściło się również gimnazjum, ale już nie stołówka, tylko sklepik o powierzchni góra 4 metrów kwadratowych i automat z colą i batonami? Innowacją było w prowadzenie automatów Vendi, takich „zdrowych”, w których były zamiast coli słodzone soki, a zamiast snickersów batony „zbożowe”, o nieznacznie lepszym składzie. Po co stołówka, skoro można na długiej przerwie kupić pepsi i iść na szluga? Niesamowita oszczędność czasu. Zapomniałabym dodać, że szkoły, do których uczęszczałam, miały status najlepszych w województwie. W sumie ma to sens, te przerwy rozwijały kompetencje strategiczne nawet w zakresie zaspokajania potrzeb najbardziej podstawowych, a dokładniej ujmując, fizjologicznych. Wspaniała sprawa, wspaniałe czasy.
Możesz się śmiać lub płakać, ale nic się nie zmieniło. U mnie w technikum dalej każdy przechodzi przez labirynt ciasnych korytarzy, 3 różne schody (3 schody dlatego że szkoła jest podzielona na 2 dystrykty połączone tylko na parterze ale nie na 1 i 2 piętrze do tego konieczne jest też przejście podziemne jeszcze innymi schodami), żeby dostać się do innej sali podczas 5 minutowej przerwy. Czasami trzeba też przejść do innego budynku oddzielonego od szkoły bo tam też odbywają się lekcje. Z kolei na długiej przerwie (aż 15 minutowej) każdy idzie do jednego z dwóch sklepów 2 ulice dalej paląc przy tym papierosy.
@@Shisiiii Projektant budynku najwyraźniej tworzył w myśl zasad „trochę ruchu się przyda dzisiejszej przyklejonej do komputerów młodzieży” oraz „szkoła jest od nauki, a nie od jedzenia”.
pamiętam ten boom z pierwszakami w technikum
czteroletnie technikum które już kończy edukacje kontra 5 letnie klasy technikum (po podstawówkach). Nie było gdzie siedzieć i grająca muzyka z głośników dla 'Relaksu' której w ogóle nie było słychać lub każdy miał jej po dziurki w nosie
@@sylwiamalinowska2986 właśnie mi odblokowałaś traumę „szkolny radiowęzeł”, dzięki XD
I LO Mielec Vibe
Jako osoba twórczo kwitnąca w nocy kocham wstawać o 6 i robić speedrun porannej rutyny
W wakacje bym się kilka godzin bardziej postarał to i o 6 bym chodził spać
ale piekne okreslenie na nocnego marka
też twórczo kwitne w nocy i tak samo mocno kocham wstawać o 6 XD
a zwłaszcza gdy w wakacje się zasypialo o 6 i budziło o 14
Ojeny... Uwielbiam to. I próba wytłumaczenia że do 12 prawie nie myślę ale nocami mogę siedzieć o najefektywniej pracuję w okolicach 00-4 rano
Jezusie, aż mi się przypomniały czasy szkolne i to chroniczne zmęczenie. I te komentarze, że pójdę do pracy to dopiero będę zmęczony 😅 no i tak pracuję od 10 lat i jakimś cudem nigdy w pracy nie byłem bardziej zmęczony niż w szkole :) cieszę się że nie muszę wracać do tych lat, które niby miały być najlepszym czasem, a tymczasem dopiero jak skończyłem szkołę i studia to odżyłem.
To akurat jest prawda, to słynne ''jak pójdziesz do pracy to dopiero zobaczysz'' to sobie w dupsko mogą wsadzić zwłaszcza biorąc pod uwagę, że w liceum na przykład trochę ludzi już pracuje. Te czasy nauki na przykład spoko są w USA gdzie stadiony szkolne są jak u nas miejskie, chcesz się nauczyć grać na gitarze to to też zrobisz, chcesz występować w teatrze to wszystko zrobisz.
To mówią ci, którzy nienawidzą swojej pracy
@@burzeinpolska zazdroszczę ludziom, którzy mają motywację do wykonywania pracy, inną niż finansową :)
@@FruktuOzOmusisz odpowiedzieć sobie na jedno bardzo ważne pytanie, co lubię w życiu robić? A potem zacznij to robić 🎉
@@JuliaYamYam Jarać blanty.
Finowie kumają, że można o nieco późniejszej godzinie zacząć lekcje. Tymczasem Polska:
W mojej gimbazie jakaś ofiara zbiegłego rozumu uznała, że z rańca najlepiej wchodzi matematyka. Ileż to razy usłyszałem: "O, tak ziewasz ciągle, to chyba ci się nudzi! Zapraszam do tablicy!". Któregoś razu, mając dość tych belferskich roastów pod tablicą zabazgraną zbędnymi działaniami, odpowiedziałem, że się nie nudzę, tylko jestem niewyspany, bo muszę wcześnie wstać, żeby dojechać na 8:00 do szkoły (tak się złożyło, że mieszkałem nieco dalej). Usłyszałem, że jak się nie podoba, to mogę się przenieść do rejonówki. Needless to say, po takiej pato-edycji "Szalonych liczb", granej co tydzień po 3 razy, na matfizie nie skończyłem. ;)
Kurla, przed szkołą to z ojcem 10 metrowe zaspy śniegu odgarnialismy i jeszcze polowaliśmy na jelenie . Nie to co dzis. Kiedys to było 😂
Kurła, tych jeleni to nie było, ale zaspy to się szuflowało na dobry metr. No ale to się działo przed skutkami emisji CO2 i tego typu szjasu. Teraz to śnieg już tylko za dobry hajs w Alpach. A i to już kilka ostatnich sezonów.
hehe, dobrze, że nie na tygrysy na Syberii bądź na stepach Kazachstanu...
Z jednej strony tylko raz w tygodniu kończyliśmy lekcję po 15, ale z drugiej to nie mieliśmy stołówki w szkole średniej...
Mój to do szkoły miał pod górkę... z powrotem zreszta też. A droga była z zamarźniętej lawy i pod ostrzałem artyleryjskim
Było nas jedenaścioro, mieszkaliśmy w jeziorze... na śniadanie matka kroiła wiatr, ojca nie znałem, bo umarł na raka wątroby, kiedy zginął w tragicznym wypadku samochodowym, po samospaleniu się na imieninach u wujka Eugeniusza. Wujka Eugeniusza zabrało NKWD w 59. Nikt nie narzekał.
Mniej wiecej od gimnazjum zlewałem ten system i to do tego stopnia, że w technikum wyrzucili mnie za nieobecności (bo to nie może tak być, że ktoś nie chodzi kolejny rok z kolei i zdaje - "demoralizujesz reszte grupy"). Pół rodziny wieszczyło mi pracę w fabryce. Dzisiaj jestem programistą a ich boli dupa, bo przecież oni same piąteczki mieli w szkole, a żadnymi specjalistami nie są. Ot tyle warta ta edukacja. Czasami myślę, że to jak mało czasu spędziłem w szkole uratowało mi życie ;d
To prawda, ja skończyłem edukację na technikum i tyle. Co prawda w tej chwili jestem niepracujący, ale samo przyzwyczajenie do zdobywania wiedzy przez siebie też daje motywację :> . Na studiach też tyle to warte - idziesz po papierek, który sam wykujesz poza studiami =).
Ja skończyłam studia i trzepię marny hajs. :D mój brat ma skończone gimnazjum i własną działalność, i cóż jestem przy nim kloszardem.
Żeby tutaj nie wprowadzać w błąd, wyrzucili mnie w 3 klasie, dokończyłem z kolejnym rokiem (również zlewajac ale na stabilne 50% obecności).
Cóż, każdy wybiera swoją karierę zawodową.
Ja wybrałem chęć służenia społeczeństwu (a dokładnie rzecz ujmując udupiania was) jako prokurator.
Liceum, studia prawne i aplikacja.
Będę mógł wykonywać zawód w wieku ok. 27 lat.
Ale mnie to nie odstrasza zbyt specjalnie.
@@commanderkris93 To trochę jak kanar w busie tylko ambitniej :D A tak poważnie to życzę szczerze powodzenia - chyba, że już masz rodzinę w klimacie, bo kilka osób, które znam skończyły prawo i nigdy nie dotarły tam gdzie trzeba. To jest niestety bardzo zgangowane towarzystwo, podobnie jak politycy. Trzeba się nieźle nagimnastykować bez znajomości. Ale jednej osobie się udało, niedługo będzie sędzią. I bądź tym nielicznym sprawiedliwym, nieprzekupnym, bo też z doświadczenia wiem, choć na szczęście nie na własnej skórze odczułam skutek, że stołek i władza robi coś z głową. Żona mojego chrzestnego (już ex) prokurator z pomorza, kilka lat temu zostawiła go podczas rozwodu z przysłowiową pajdą chleba i o skarpetkach, chociaż to ona miała romans. Można jak się ma znajomości. No życie :) Zresztą niejeden pan prawa wymigał się poprzez koneksje choćby od morderstwa, więc odebranie dziecka etc. to mały pikuś. Dlatego przyda się ktoś, kto będzie miał honor we właściwym miejscu - według mnie nadzieja w młodych pokoleniach. Nie twierdzę, że każdy stary wyjadacz "tam" ma poprzestawiane wartości. Po prostu jest naprawdę syfiasto.
Trochę zabawny (smutny) ten raport snu, biorąc pod uwagę, że ja w liceum jak powiedziałam znajomym jakiegoś dnia, że spałam 7 godzin to mieli takie: "wow, ale jak ty masz na to czas". Powód był głównie taki, że mój dojazd do szkoły zajmował mi tylko 30 min :)
Ja mam jakieś 20min dojazdu i spanie więcej niż 7 godzin jest niewykonalne. Jak bardzo się nie postarasz i tak nie wyjdzie.
ja mieszkałem pod szkołą i dalej się nie wysypiałem XD
@@modycebula8161 rel
Btw. Wczoraj miałem zaszczyt uczestniczyć (to nie tak, że byłem zmuszony i wychowawca wybierał uczniów) w otwarciu nowej hali sportowej, gdzie został zaproszony Czarnek i kilka kolegów z partii. Był wywód o tym, że gospodarka się rozwinęła, inflacja spadła, bezrobocie niskie. Jakiś chłop literalnie powiedział, żeby oddać głos na PiS, bo to dobry wybór, więc z uroczystości oddania hali do użytku zrobił się troche wiec wyborczy, ale to nie najlepsze co padło z ust polityków rządzących. Jakiś poseł albo Czarnek ( nwm, bo w pewnym momencie tak średnio słuchałem tych głupot) powiedział, że Polska ma za mało noblistów i liczy, że to właśnie w moim liceum, ktoś zdobędzie nagrode Nobla. Nie zdziwcie się, więc gdy pojawi się jakaś nowa Olga Tokarczuk 🤣
trzymamy kciuki 🙂
Sytuacja jest okropna. Jako korepetytorowi (pololskiego), nie raz zdarzyła mi się sytuacja, że uczeń po prostu zamykał oczy i prawie padał na biurko. 7 + godzin szkółki, kilkadziesiąt minut powrotu do domu, szybki obiad, a później znowu nauka w ogóle nie przydatnych mu wiadomości o jakichś ramotkach albo nauka pisania rozpraweczek. Oczywiście staram się, żeby zajęcia były jak najbardziej angażujące, odwołuję się do książek, które lubi czytać, do filmów, seriali, komiksów, gier... czegokolwiek, co jest mu bliskie. Nawet jeżeli uda się go zainteresować, to zwyczajnie nie kontaktuje. Już samo to, że korepetycje są mu potrzebne, jest smutne, bo od czego jest szkoła, a dochodzi do tego jeszcze postawa rodziców: "jaką wystawiłby mu pan ocenę?" "Nie wystawiam ocen, od momentu rozpoczęcia korepetycji lepiej radzi sobie z tym i z tym, nad tym musimy jeszcze popracować..." "No ale tak orientacyjnie, jaką ocenę by pan wystawił, ta rozprawka to na ile punktów?" "Nie wystawiam ocen, nie daję punkcików, jak już mówiłem, lepiej radzi sobie z tym i z tym, nad tym jeszcze musimy popracować". "No ale tak orientacyjnie..." Raz taka rozmowa trwała dobre 5 min i rodzic jeszcze porównywał dziecko do swoich innych dzieci, bo oni to sobie radzą itd. A dziecko stało obok i wszystkiemu się przysłuchiwało!
Ja pierdole, taki typ rodziców jest jeden z najgorszych
Zajęcia poza weekendami to tragedia. Jakiekolwiek dodatkowe rzeczy po 17, po zajeżdżaniu dzieciaka w szkole, są pomyłką, no ale "nie może mieć samych 3, jak to wygląda". I to jest prawdziwy cytat, btw. Akurat uczę angielskiego i trochę matematyki, to jeszcze pół biedy jak się trafi jakiś ciekawy temat, to można sobie w miarę luźno porozmawiać po angielsku, trochę nauka przez zabawę. Ale jak 4 godzinę tego dnia klepiesz wielomiany albo funkcje kwadratową, to się nie dziwię młodzieży, samemu im współczuję. A ci najbardziej "zainteresowani" rodzice zazwyczaj i tak połowy z tego co mówię nie rozumieją :-\
Nie no, Krzysztofie, ja cię proszę. Przecież w szkołach są prysznice...
Rzadko...
I jak są to nie działają...
Z tego w moim technikum wylewała się brunatna ciecz, obstawiam że wściekle radioaktywna...
ALE SĄ?! SĄ!!!1!!!one!!!jeden!!!1!!!
U mnie był w podstawówce jeden, działający... bez żadnej kurtyny w szatni która sie nie zamykała, więc jak ktokolwiek chciał się umyć to albo w ubraniach albo trzymać kciuki że akurat nikt nie postanowi sobie wejść
w mojej szkole są - zamknięte na klucz
w zawodówce miałem ALE za mało czasu żeby się wogóle umyć xD
@@samolipinkajmk5074 Jak na standardy więzienne przystało, uwaga na mydło.
Nie pamiętam jak to było u mnie w liceum(chyba nie było), ale w mojej podstawówce były działające prysznice i dla damskiej i męskiej szatni... ALE! One były tylko dla ludzi z poza szkoły podczas zawodów czy coś takiego. W każdym razie nie pozwalali uczniom korzystać z działających pryszniców lol
na seminarium na studiach profesor regularnie narzekał i mówił, że to jest jakieś nieporozumienie, że przerwy są 15 min, że powinny być co najmniej 30 min i że brak godzinnej przerwy na obiad to jest żart, bo jak ma człowiek spokojnie zjeść w 15 min
U nas było 25 minut
Studia to pół biedy, na wykłady w 90% nie wymagana obecność, a do tego raczej nikt się nie rzuca jak jesz kanapkę, do tego masa okienek. Przy tym szkoła... no jaka jest każdy wie.
A tak swoją drogą, szkoła z internatem, to nie był by taki głupi pomysł, albo i formuła uczelni po podstawowej, albo nawet od 4-5 klasy. Jakby można się było spokojnie kręcić między salami i uczyć czego ma się ochotę. Niby ktoś może narzekać, że przecież liczenie i czytanie. Ale tak serio, poza 4 działaniami ( no i może procentami, których i tak 90% ludzi potem nie umie policzyć ) i umiejętnością czytania to co jest potrzebne na 100% do pracy w żabce ? Etyka - i tak nie nauczysz bo zależy od rodziców i środowiska, a religia jako jej zastępstwo co najwyżej zachęca ludzi do buntowania bo jest prowadzona przez ludzi który chyba poważniejszą teologię widzieli na plakacie z ostatniej ławki w kościele, i to bez oklurarów i z wadą wzroku co najmniej z -500 dioptrii. Biologii ? a na cholerę mi wiedza a budowie roślin dokładnej, jak mnie zainteresuje patrz punkt pierwszy rozwiązania - rusz zad na zajęcia o kwiatkach. Historia miała by sens, z resztą mało kto nie jest ciekawy historii, niestety w Polsce ważniejsza jest data wydażenia, albo nwm. podanie granic Polski w roku 1819, niż na przykład wiedza dlaczego rozbiory były i co zrobić żeby nie doprowadzić do powtórki z rozrywki, umiejętność analizy historii jest na takim poziomie, że ocenzurowane książki z środka PRL mają więcej realnej wiedzy o historii niż te teraz. W pustyni i w puszczy przekazuje więcej wiedzy o historii niż cały system edukacji w tym kraju.
Matematyka jest całkiem ok ale 90% ludzi nie wykorzysta i nie ma ochoty, ale przez to nauczyciel musi równać poziom do tego najmniej zainteresowanego i wałkujesz 300 razy temat który dobrze znasz.
Fizyka super, jak masz dobrego nauczyciela, ale znów często ze złym to przypomina raczej challange w stylu - kto umie policzyć bez kalkulatora i się nie walnąć w obliczeniach. Ignorując fakt że nawet maszyna licząca potrafi schrzanić wynik ( komputery mają duuużo obwodów służących jedynie sprawdzeniu czy czasem wynik obliczenia nie został źle zapisany )
Chemia to najgorsze ze wszystkiego. Maraton rycia na blachę wzorów, co gorsza nie tych ciekawych bo to jeszcze jakoś można zrozumieć, tylko tych najbardziej prostych których znalezienie zajmuje 10 minut na wikipedii.
Ostatecznie problemem jest to że uczą wszystkiego po łebkach żeby każdy umiał coś. Problem w tym że dla ciekawych to "coś" to za mało, a innego szumu jest za dużo.
Dlatego właśnie chodzę do szkoły w chmurze, w ciagu dnia pracuję, wieczorem i w nocy sie uczę i i tak się pewnie zajebię, ale przynajmniej dostanę za to kasę 🦄
A tak na serio, praca tysiac razy lepsza od szkoły stacjonarnej
W rybnickim technikum we wtorek zajęcia kończą się o 20:20, by w środę rozpocząć się o 8:55. Przekroczenie czasu dobowego dotyczy pracowników, a nie smarkaczy! 😢
Smarkacz ma się nauczyć zapierdalać, żeby potem jak pójdzie do prywaciarza do roboty nikt nie musiał go uczyć zapierdalać. ;)
Tygiel zawsze miał taki problem. Bo do was chodzi chorendalna ilość uczniow
Zawodowo pracuje podobnie godzinowo, to znaczy 10 dziennie, ale tylko cztery dni w tygodniu.
Niestety nadal łapie się do normy (11 : 35 różnicy), co nie znaczy, że nie jest **ujowe. Zwłaszcza jak ktoś dojeżdża 30 km ze wsi i musi odrobić zadania domowe.
Pamiętam jak za czasu pandemii wprowadzali nowe plany lekcji. Jednego dnia lekcje od 11 do 19, następnego dnia 10-18. Zimą siedziało się po ok 4h w szkole jak na zewnątrz było już ciemno i każdy praktycznie spał. W dodatku były osoby co dojeżdżały i musiały dodatkowo siedzieć przed lub po lekcjach bo czekały na transport. Przez takie plany lekcji uczniowie czasem muszą rezygnować z zajęć dodatkowych czy pasji bo po prostu nie mają czasu.
W liceum codziennie wstawalam o 6 na pociąg i wracałam nim o 18. W klasie maturalnej czasami o 23, bo rodzice wymyślili, że poprawią moją trójkę z angielskiego zmuszając mnie do dodatkowych zajęć z tego przedmiotu, na które musiałam godzinę czekać przed i godzinę po na autobus. Miałam jedne hobby, więc raz w tygodniu zostawałam w mieście nieco dłużej i tez musialam wracać o 23, więc łącznie jadłam w tygodniu 3 obiady na 5. Miałam niedobory i anemię, ale rodzice uznałi, ze to od tego siedzenia na komputerze. A, i chcialam napisać olimpiadę z polaka, więc po nauce - o 21 - siadałam i pisalam tekst do 24, żeby znowu wstać o 6. Nie pojmuję, czemu nie przeszłam dalej, no ale mimo bycia takim przegrywam dostałam się na studia i moim najważniejszym warunkiem bylo mieszkanie 5 min od uniwersytetu. Teraz znowu muszę dojeżdżać na zaoczne, godzinę w jedną stronę, oczywiście żadnej przerwy obiadowej ani stołówki czy sklepiku. Gdy próbowałam namówić rok, żebyśmy poprosili o tą jedną przerwę półgodzinną, to nie zgodzili się, bo oni chcą być szybciej w domu a nie marnowac czas na jedzenie, przecież można jeść 12 godzin czipsy i fajki. No więc jem obiad na angielskim, bo jest żałosny, a ja już mam szczerze dość bycia poważnym, dobrze wychowanym dorosłym.
pozdrawiam
Mialem plany w tym roku zorganizować uczniom kółka zainteresowań - psychologiczne, z wykorzystania AI i jeszcze kilka innych. Po zerknieciu na rozklad i konsultacjach z uczniami, którzy w czerwcu byli tym pomysłem niesamowicie podjarani, stwierdzilismy wspólnie, że wazniejszy bedzie czas na odpoczynek i regenerację. 7 klasa bez zadnych dodatkowych zajęć spedza 5 dni w szkole od 7:30 do 16:05. W jeden dzien maja wf na zmiane ch z dz to sie wyspia, bo o 9:20 zaczynają.
I tak na marginesie nie mogę dostać dziennika, który prowadzilo by mi sie wygodniej bo na okladce nie napisano, że to dziennik psychologa. Zaczynam drugi rok oddolnej walki z systemem edukacji :) uprzedzajac komentarze i pytania - tak chce mi się :)
To może zaczniesz działać na yt? Mimo tego wszystkiego, umęczone i zniszczone dusze, nie tylko młode znajdują czas na takie kanały czego Krzysztof jest doskonałym przykładem.
jak homik wiecznie beignacy na koleczku
wiesz, jak tak sie spoleczenstwo wytresuje, to wtedy nie ma czasu na glupoty jak np. analiza zycia, systemu, kraju i co moze byc najgorsze pragnienie i wprowadzenie jakichs zmian..........
Co?! 😮 Zajęcia od godz. 7 do 17? Przecież to nieludzkie! Mam 28 lat i jak słucham, co się odjaniepawliło w systemie edukacji przez te wszystkie lata, to aż nie mogę uwierzyć... Kiedy chodziłam do szkoły, lekcje zawsze zaczynały się o godz. 8 i kończyły zazwyczaj o 13.30, tylko jeden dzień w tygodniu trwały do 14.30, ale w zamian za to w jednym dniu kończyły się o 12.30. Czasem się poszło na wagary to tego czasu było jeszcze więcej :D Były jeszcze dobrowolne koła zainteresowań i można było zostać, jeśli ktoś chciał. Człowiek był już w domu o 14, zjadł coś i zostawała masa czasu na przyjemności, wyjście na podwórko, hobby itp. Lekcje odrabiało się zazwyczaj "na kolanie" w szatni przed zajęciami lub na innej lekcji... Czasem trzeba było się nauczyć do większego sprawdzianu w domu, ale człowiek nie zarywał nocy! Byłam zazwyczaj trójkową uczennicą, jedynie w klasie maturalnej udało mi się zdobyć czerwony pasek, ale NIGDY nie byłam przemęczona, wręcz przeciwnie... Dzisiaj będąc freelancerką tęsknię czasem za tym, jak fajnie było chodzić do szkoły i niczym się nie przejmować. Co prawda robię to co kocham, nie muszę odrabiać nudnych lekcji z biologii tylko się spełniać, ale pamiętam to uczucie beztroski i "czystej głowy" do końca dnia. System edukacji schodzi na psy coraz bardziej, a 8 h w szkole to bestialstwo!! Oni chcą chyba wykończyć te biedne dzieciaki...
Oj to widać że nie byłaś w szkołach "dla zdolnych dzieci", w tych wybitnych placówkach, co to walczą o najwyższe miejsca w rankingach. Mam 29 lat i niestety pamiętam doskonale poprawki sprawdzianów z matematyki na lekcji o 7:10 rano, dni z 9 godzinami lekcyjnymi, z czego dwie pierwsze to potrafił być wf albo 3 h języka obcego pod rząd bo czemuż by nie, pamiętam pięciominutowe przerwy tracone na odpisywanie w panice zadań, że nawet nie starczało czasu się odlać, zimne korytarze, ból brzucha i spóźniony obiad w domu o 16/17. A potem odrabianie lekcji i wkuwanie do sprawdzianów do 22/23... A na dobitkę bezsenność do 2 w nocy ze stresu.
Ale przyznam, że jak czytam teraz o tym, co się dzieje w edukacji i mam flashbacki z mojego dość przykrego okresu nastoletniego, to jest mi bardzo smutno, że teraz nie tylko dzieci rodziców co to mieli za duże ambicje tak się męczą, ale dosłownie wszyscy.
@@brbmaster poszłam właśnie do szkoły "dla zdolnych dzieci" która jedyne o co sie stara to miejsce na rankingu. lekcje mam od 8 codzinnie, raz sie kończą po 7 godzinach, 2 razy po 8 godzinach i 2 razy po 6 godzinach. bylo nam mówione że no fajnie bo do 13:20 lekcje tylko ale tak naprawde to do domu wracam dopiero ok. godziny 17 bo jedyny wsiobus jest dopiero przed 16. pan z rozszerzonej matematyki uznał że pominie cały pierwszy dział i połowę drugiego (te działy są powtórzeniem ze szkoły podstawowej) dlatego ż emy "napewno wiemy" i "napewno pamietamy". nie wiem co sie teraz dzieje na lekcjach bo 1. nie pamietam tego co bylo 2 lata temu 2. nauczyciel z podstawówki nawet nas tego nie nauczył. kłade spać o godzinie 22 lub 23 bo nie zdażam wczesniej z moimi zadaniami (mam starych rodziców którym pomagam w pracy na np. polu) a zasypiam koło 24 lub 1 bo stresuje sie że pan od gery znowu na mnie bedzie krzyczał albo zrobią niezapowiedzianą kartkówke bo akurat są w gorszym nastroju. wstaje o godzinie 5:40 a czasem nawet wczesniej. na przystanku musze byc 6:45/50 a przystanek jest 2 km dalej. na wfie nawet jak dostanę okresu a jestem osobą która cieżko znosi okresy i mocno krwawi to musze ćwiczyć albo mam obniżoną ocene bo nie ćwiczyłam co jest dla mnie poprostu kosmosem że takie zasady panują u PANI WUEFISTKI. czesto nauczyciele poprostu nie szanują ucznia i nie traktują go jako człowieka. na pierwszej lekcji gery usłyszałam tak niemile słowa w moją stronę że aż chciało mi sie płakać... i jeszcze ten podział na godziny jakby po co mi 2 godziny hitu (pisu) i religii w tygodniu kiedy mam 2 godziny rozszerzonej informatyki i 2 godziny rozszerzonej fizyki..
Ja osobiście tylko jeden rok szkolny miałam lekcje do 15.40. Powrót do domu trwał na pieszo (bo w tym samym mieście) 20 minut średnio. A po szkole obowiązkowo psiaki na spacer. Dobrze, że odchowujemy zawsze po dwa psy, bo jakbyśmy mieli trzy, to już nie na nasze koszty. 😅
o 13:30 ostatni raz kończyłam w 5 klasie podstawówki, teraz jestem w drugiej liceum i to wcale nie najwybitniejszym
Hmm. Też w liceum kończyłem najpóźniej o 14.45 (7 lekcji), mieliśmy 15 minut przerwy na drugie śniadanie i 25 na obiad, a raz w tygodniu było krócej. Na wfie mieliśmy siłownię i gimnastykę. Z nauczycielami było różnie. Byli wyrozumiali, którzy zadania domowe traktowali jako sugestię i przygotowanie dla chętnych, byli też tacy, co skrzętnie sprawdzali na każdej lekcji. Mat fiz w liceum dobrym nie tylko ze względu na laureatów olimpiad. Mam "trochę" więcej niż 29 lat. Dało się.
Znam to! Znaczy, te opowieści o zapindalaniu do szkoły pierdyliardy kilometrów i potem pomaganie w wykopkach dzięki dylatacji czasu. Rodzice mi tak opowiadali, żeby wyjaśnić, jakie to mam szczęście, że chodzę do szkoły... Bo strasznie się tam nudziłam. Nie, nie rozrabiałam - czytałam pod ławką albo rysowałam w zeszytach, więc dostawałam uwagi i rodzice się denerwowali, że nie doceniam.
Z perspektywy czasu chyba te opowieści były o wiele ciekawsze niż lekcje w szkole - żałuję, że nie denerwowałam rodziców częściej...
Super filmik. Pamiętam jak w 2 klasie liceum trzeba było prawie codziennie siedzieć w szkole od 8 do 16. W tamtym czasie jeśli udało mi się spać 6 godzin, było dobrze. Nie zliczę ile razy po 4,5 godzinach snu szłam na 9 lekcji do szkoły i z trudem próbowałam przetrwać 3 godziny rozszerzonej matmy pod rząd. Może szybka drzemka po szkole a potem znowu odrabianie lekcji do późna. Mam nadzieję, że nigdy już nie przytrafi mi się coś takiego. To jak wyniszczyłam swój organizm przez tamten rok jest niewyobrażalne. Doliczyć jeszcze stres w szkole i problem gotowy. Łapałam wszystkie choroby, moja alergia się nasiliła, przytyłam, byłam bardzo słaba i nie umiałam się zrelaksować. Pozdrawiam wszystkich i życzę wam abyście przejmowali się tylko priorytetami, nie starali się być dobrzy we wszystkim, a na pierwszym miejscu stawiali dobro swojego ciała i samopoczucia, a nie wygórowanych wymagań i czerwonych pasków.
A najsmutniejsze jest to że nic się z tym nie zmieni
Rządowi są nie na rękę mądrzy, zdrowi ludzie
Pracodawcom jest nie na rękę godzinna przerwa ich pracowników
A w ogóle kurła to kiedyś to było
trzymajta się i pamiętajcie by szkoła nie stanęła na drodze waszej edukacji
Mój siostrzeniec nie odrabiał zadań domowych (miał dość trudną sytuację w domu), przez co uciekał ze szkoły w obawie przed zjebką za brak zadania domowego. O ile łatwiejsza byłaby jego egzystencja gdyby po prostu chodził na lekcje i nie dostawał tych przeklętych zadań.
W świetle tego, o czym mówisz, od lat w kontekście szkoły zadziwia mnie jedna rzecz. Mianowicie to, jak kolejni ministrowie rozpływają się nad koniecznością promocji zdrowia, a nawet włączają ją do podstawy programowej, gdy tymczasem inne ich rozporządzenia przyczyniają się nie tylko do przeciążenia poznawczego wśród uczniów, ale co bardziej niepokojące - do deprywacji snu. Winna coraz gorszym wynikom, które oczywiście są najważniejsze, jest oczywiście technologia
To są wszystko pozorowane działania pod publiczkę. Zaczęliby od właśnie snu, złych krzeseł, kalorycznych posiłków.
Jeszcze trochę i rit@lin będzie wypadał z automatów w szkołach zamiast ememensów
Ja obecnie jestem w klasie maturalnej i jak zobaczyłem plan to łezka się w oku zakręciła. Zawsze pobudka 5:40 zeby na 7:30 zdążyć i do 15-stej tam siedzieć a teraz mam max 6h na dzień tylko raz na 7:30 a powrocik elegancko o 13-stej będę miał tyle czasu że w końcu chyba zacznę uczyć sie gry na gitarze czego chciałem spróbować i będę miał czas na połączenie dobrego śniadania z wyspaniem się
Jak to możliwe że w klasie maturalnej masz tak dużo lekcji?
@@browl218 a teraz mam max 6h na dzień tylko raz na 7:30 a powrocik elegancko o 13-stej
Chodzę do szkoły muzycznej ogólnokształcącej (muzyczne i zwykle przedmioty w jednym miejscu), w zeszłym roku (1 liceum) w piątki zaczynaliśmy o 7.45 a kończyliśmy o 16.45. W planie były 2 godziny matematyki, polski, fizyka i 2 godziny hitu i 2 godziny wfu. Ten dzień to był największy koszmar, ale w inne nie było lepiej. Codziennie zwykłe lekcje do 15 od 7.45 i do tego dochodziły dwie lekcje instrumentu w tygodniu po 45 minut, fortepian obowiązkowy 30 minut i do tego 4 godziny lekcyjne orkiestry w tygodniu. Wracanie do domu o 20 i fakt, że w szkole nadal o tej godzinie są uczniowie to standard. Do tego oczywiście jeszcze tony zadań domowych i sprawdzianów ORAZ ćwiczenie materiału na instrumencie w domu (inne rzeczy na orkiestrę i jeszcze inne na lekcje indywidualne, o fortepianie nie wspominając). Żeby nas jeszcze dobić, jedzenie na stołówce szkolnej jest obrzydliwe (i trujące jak się o tym przekonałam), więc dla własnego dobra lepiej tam nie jeść, co oznacza obiad około 20. W tym roku szkolnym, mimo że nadal jestem w muzycznej, jest odrobinę lepiej, natomiast mam wrażenie że o tym cyrku jaki dzieje się w szkołach artystycznych (pod względem planu) nie wspomina się za często, a my już ledwo dajemy radę. Oczywiście nadal lubię tę szkołę, ale jest to straszna przesada.
Szkoły artystyczne dokręcają śruby godzinowej jeszcze bardziej niż którekolwiek i to od lat. Temat na osobny odcinek w sumie
Plastyk też daje kopa
@@KrzysztofMMajwlasnie dlatego wolałem pójsć do zwykłego ogólniaka niż do szkoły artystycznej, jest mniej godzin (chociaz i tak jest nienajlepiej) ale przedmioty jakie tam sa to jest jakiś niesmieszny żart chyba po to by dopchać plan
Po jaką cholere komu przedmioty typu biznes i zarządzanie, filozofia, hit, 2 godziny religii po rząd, czy chociazby historia, geografia czy biologia na kierunku informatyczno-matematycznym. Rownie dobrze mogliby je wywalić i dac wiecej, wlasnie informatuki, matematyki czy fizyki, albo najlepiej, skrocić ilość godzin
Wiele lat od 7 do 16, w podstawówce jeszcze dyslektykom w tym mnie, wciskali zajęcia wyrównawcze które nic mi nie dały ale 2 razy w tygodniu siedziałem do 17 i akurat w te dni były zajęcia na szkolnym basenie, kochałem pływać i mnie to bolało, że inni mogą się bawić w wodzie po lekcjach a ja muszę siedzieć i omawiać to co było na lekcji. Dopiero w technikum mogłem odpocząć. Dalej miałem od 7 do 16 (+1h dojazdu w każdą stronę ale sam wybrałem szkołę, nie mogłem narzekać) ale miałem zajęcia foto, więc często to były 2 (czasem 3-4) lekcje przed kompem gdzie coś obrabialiśmy, a nauczyciele pozwalali nam na dużą swobodę, mogliśmy jeść, pić i chodzić po klasie (zajęcia w grupach po 16 osób). Często gdy zajęcia były czysto kreatywną pracą jak sprawdziany z Photoshopa, mogliśmy słuchać muzyki na słuchawkach czy konsultować się między sobą bo "praca fotografa to praca w teamie". Wiem, że moje technikum to wyjątek, dosyć wyluzowane bo jakieś 80% nauczycieli nie miało problemu z cichym jedzeniem i piciem soku lub herbaty. Nikomu to nie przeszkadzało a wręcz był duży komfort, że nie trzeba szybko jeść śniadania bo za 2 minuty dzwonek. Paru nauczycieli pozwalało wejść do sali i tam spokojnie zjeść więc nosiliśmy porządne śniadania a nie smutne kanapki.
Też miałam takie zajęcia, musiałam czekać godzinę po lekcjach w podstawówce specjalnie na nie, nie jestem psyhologiem ale moim zdaniem nic mi nie dały a moje problemy z dysleksją zmniejszyły się głównie przez czytanie książek (tych co sama wybierałam, nie chodzi o lektury bo większości nie trawie i do tej pory hah), ale oczywiście nie mam na to dowodów i nikt dorosły nie weźmie słów o tym na poważnie bo miałam 12 lat wtedy...Trochę boli :'))
hah, też mi ciągle wciskali te zajęcia wyrównawcze z różnych przedmiotów, a i tak zazwyczaj szedłem na nie może ze 2 razy, a potem z nich zwiewałem xD
To ja mam większy hit - zajęcia "wyrównawcze" z WFu! Tak! I to tylko dlatego że miałam nadwagę, oczywiście nikt nie pytał o moje problemy zdrowotne. Za to do stygmatyzacji byli pierwsi.
Jak zobaczyłem mój plan to myślałem, że sie popłaczę. Dla kontekstu: w ostatnie wakacje uczyłem się sam dla siebie kiedy chce, czego chce i ile chce i był to chyba najbardziej produktywny okres w moim życiu, uwzględniając należyty odpoczynek. Z racji tego, ze mam rytm dobowy jaki mam to najlepiej uczy mi się w nocy. A teraz przyszła szkoła i lekcje, które codziennie zaczynają się o 7:30, więc jestem załamany, bo już pierwszego dnia szkoły jestem cały dzień zmęczony, a nawet nie mogę odespać tych godzin. Szkoła zamiast uczyć jest przeszkodą w moim uczeniu się. A nawet jeśli chce skorzystać z lekcji jak tylko się da to mam problem, bo najzwyczajniej w świecie jestem zmęczony i jedyne czego chce to wrócić do łóżka. No właśnie - najzwyczajniej zmęczony - to pewnie będzie mój stan przez kilka miesięcy pracy aż do matur. Trzymajcie się wszyscy, okres szkolny w końcu kiedyś minie
Praca wcale nie lepsza, ale przynajmniej płacą.
Ciężki temat, ale tak naprawdę nie ma na to innej metody niż próba zmuszenia się do snu odpowiednio wcześnie tak żeby ustawić swój zegar biologiczny na wstawanie rano... W pracy poza nielicznymi wyjątkami niestety też musisz być na chodzie rano, często nawet od wcześniejszej godziny 😢
@@Geralt12HW praca w wielu miejscach zaczyna się o 6, ALE czas w którym człowiek jest najbardziej produktywny i aktywny (oprócz cech indywidualnych) zmienia się z wiekiem i jest szereg badań z których wynika, że w wieku nastoletnim naturalne i najbardziej zdrowe jest późne wstawanie.
@@dorotaja5178 tylko co z tego, skoro system jest jaki jest i jesteś często przymuszany do pracy od wczesnych godzin porannych?
Współczuję ci sytuacji i mogę powiedzieć podobnie o moim planie lekcji. Mam dla ciebie radę od serca: jeżeli masz możliwość i jeszcze nie jesteś pełnoletni to idź na edukację domową. Mi rodzice (puki co) nie pozwalają i jestem tym załamana, więc chodź sama nie mogę uczyć się w domu, to zachęcam do tego każdego kiedy tylko mogę. Mam nadzieję, że chodź trochę pomogłam❤
Ach, pamiętam mój wspaniały plan w drugiej liceum - 5 godzin matmy pod rząd, 2 podstawy i 3 rozszerzenia, a koniec o 16 😂
Jak tyś to przeżyła łola boga 😨
Ja jutro kończę o 18:00
kończę o 18:05
Klasa maturalna - we wtorki mam 4h rozszerzonego angielskiego
najwcześniej w tygodniu kończę o 18:15 w piątek mam 4 lekcje od 15 do 18 XDD na chuj w ogóle iść
Teraz trafiłem do liceum o puki co mój plan nie jest zły. Poniedziałek- 14. Wtorek- 15. Środa- 13. Czwartek- 14. Piątek- 14. Ale chcę poruszyć ważną kwestię, a mianowicie filozofia w szkole. Filozofia w szkole to absurd bo zamiast dyskutować na tematy różne to siedzimy grzecznie i słuchamy jedynej słusznej prawdy. Równie dobrze można by zrobić zajęcia o polityce ale w podręczniku jest tylko obecna partia a nauczyciel gada tylko o obecnej partii
Nie jest to "jedyna słuszna" filozofia a HISTORIA filozofii. Od tego zacznijmy. Zresztą na studiach humanistycznych jest tak samo.
@@elvenoormg5919 aha no tego to nie wiedziałem. Dzięki za informacje
Natrafiłem na twój film przypadkiem, ale cieszę się, że nawet ludzie starsi, niż wiek nastolatkowy mówią o takich tematach. Ja na przykład mam bardzo fajny poniedziałek. Od ósmej do osiemnastej siedzę w szkole. Wtorek mam od jedenastej do siedemnastej. Środa lekka, aczkolwiek od jedenastej do szesnastej. Czwartek od ósmej do osiemnastej, ale mam dwie godziny lekcyjne na dojazd z warsztatów do szkoły (bo pierwsze cztery lekcje mam poza szkołą). Piątek dość lekki, bo od ósmej do dwunastej. Śmieszy mnie to, ale cóż poradzę. Pozdrawiam mój Oxford - Włościańska 35. A o poziomie szkoły nie wspomnę XD
21:28 pamiętam jak ja mordę cieszyłem jak podszedłem do technikum i dostałem 20min przerwę, bo w podstawówce najdłuższa była 10min xD
Podoba mi się, że mówisz prawdę o syfie zwanym kawą. Jak ja się cieszę, że już nie chodzę do szkoły, z takim planem lekcji dostałbym szału. Już wolę zapiernicz w markecie, przynajmniej mam z tego realne korzyści.
Teraz jestem w 3 liceum, ale w drugiej klasie pod względem planu było najgorzej. codziennie 7:30 - 14:00 lub 15:00 z przerwami 15minutowymi max. Kolejki na stołówke były niczym kolejki do sklepu w PRL-u, pomijając już kolejki w toaletach; tymczasem nauczyciele pruli się o ilość osób chodzących do toalety na lekcjach, a jak juz ktoś pójdzie to prują się "czemu tak długo tam siedzisz? co ty robisz w toalecie 10minut?"
Jedna z moich nauczycielek nie pozwala nawet pić wody na lekcjach. Nie można nawet wyjść z terenu szkoły aby pójść coś kupić do jedzenia, a w sklepikach (gdzie też kolejki :)) można płacić tylko gotówką za kanapki za 7zł, których nawet nie zdążysz zjeść przed końcem przerwy.
Ja mam największe szczęście w mojej klasie, ponieważ ja mam 5min z buta do szkoły, a i tak nie dosypiam i marnuję cały weekend odsypiając cały tydzień. Jeśli ja mam problem, to co z ludźmi muszącymi jechać do szkoły godzinę?
wow, paranoja
nie wiedzialem ze w PL jest AZ tak zle
23:06 Dzięki, że o tym przypominasz! Ubierasz w słowa to, co uwiera mnie od dawna, ale jakoś nie umiałam tego zwerbalizować.
Odnośnie do tematu filmu - wiedziałam, że jest źle, ale lektura komentarzy powoduje, że autentycznie chce mi się płakać. Mam nadzieję, że to, jak trudno mają dziś uczniowie czy studenci, będzie w przyszłości wielkim wyrzutem sumienia starszych pokoleń. O ile kiedykolwiek zdobędą się na jakąkolwiek refleksję…
Plan lekcji: cztery dni na 8 rano i 8 godzin w szkole, w piątek cztery lekcje od dwunastej. I jest to absolutne błogosławieństwo bo w tym roku doszła też możliwość w szkole lekcji 11 od 17:25 do 18:10. Na dodatek budynek osiągną już maksimum pojemności, więc możliwe że w przyszłym roku przejdziemy na dwie zmiany.
Nie ma to jak po osiem lekcji a potem w piątek 4...Sama mam taki cudny plan, 8 godzin we wtorek i środę, 9 w czwartek i nagle 5 w piątek od 11
@@calebvatore1302 dokładnie tak wyglądał mój zeszłoroczny plan
Okazało się, że moje dziecko ma w tygodniu lekcje do 19.
Ale to i tak pikuś, plan przewiduje też zajęcia dodatkowe-wyrównawcze z matmy. Po 3 godzinach lekcyjnych matmy. Koniec zajęć? Okolice 19:50.
Plan lekcji dla całej szkoły wygląda tak, jakby mieli jednego nauczyciela każdego przedmiotu nawet nie na całą szkołę, ale jakby się nimi jeszcze musieli dzielić z inną placówką.
Bardzo chętnie posłuchałem tego, ja np. w każdy dzień tygodnia kończę o 16:40, o takich oczywistych rzeczach jak religia w środku dnia to nawet nie wspominam
Jaki ty masz plan że codziennie kończysz o tej porze?
@@browl218 już nam się zmienił, kończę 4 razy o 15:50, zaczynam 2 razy na 8 00, raz na 8:50, 2 razy na 9:40.
Technikum, 3 klasa. 36 lekcji + jedno okienko (religia)
ja w ciagu tygodnia to mam 6 okienek ktore bede miec co tydzien, 2 religie, wdz i wf na ktorym nie musimy cwiczyc po nasz pan jest naprawde fajny i wie ze mamy juz duzo nauki wiec nie chce nas meczyc 2 godzinami wf w srodku lekcji
4:53 jestem z 2003 roku. Na żadnym etapie edukacji nie miałem stołówki w szkole. Przez cała podstawówkę-Liceum nic nie jadłem przez całe zajęcia - nie było czasu. Na studiach jak pojawiły się okienka 2-3 godzinne odkryłem, że moje migreny, zasłabnięcia w środku dnia oraz brak siły zniknęły. Kurtyna....
Kolega wysłał mi swój plan lekcji [liceum] - CODZIENNIE zaczyna 11/12, a kończy... najwcześniej 18:15, w niektóre dni nawet o 19:10. Samo w sobie to już jest chore, ale okazało się, że to nie wszystko... Spytałem go, czy chociaż może w połowie roku to się jakoś zmienia z inną klasą, czy mu się wtedy kończy nocna zmiana. Dowiedziałem się, że nie, a klasy, które mają lekcje w normalnych godzinach to są klasy, które W POPRZEDNIM ROKU MIAŁY NAJWYŻSZĄ ŚREDNIĄ OCEN. W tym momencie zaniemówiłem...
NO ZARTUJESZ Rodzice nie reagują? Jprdl. Przecież to jest segregacja kuźwa jak w obozie
@@KrzysztofMMaj też w to nie mogę uwierzyć. Dopytam się jeszcze o szczegóły ale na razie napisałem mu tylko żeby wypieprzał jak najdalej od tej szkoły
Szczerze powiedziawszy - zamieniłbym się na te godziny Twojego kolegi. Lepsze to niż od 7.25 do 16.
@@wocekderejczyk1345 w lecie, owszem lepsze, ale w zimie kiedy od 15 robi się ciemno, 6 godzin nauki w ciemności to 6 godzin zmarnowane
@@aonodensetsu A to nauka przebiega jakoś inaczej, wtedy gdy słońce nie świeci? xD
Jak ja się teraz cieszę, że skończyłam szkołę 10 lat temu, kiedy lekcje trwały najdłużej od 8-16 i się wtedy narzekało, że trzeba tak długo siedzieć w szkole. Szczerze współczuję obecnym uczniom takich tragicznych planów, zwłaszcza że pamiętam, że nawet kończąc lekcje najczęściej o 15 był problem z ogarnięciem wszystkiego tak, żeby mieć trochę czasu wolnego dla siebie i jeszcze na następny dzień się wyspać.
Aż mi się załączyło PTSD do czasów kiedy miałam po 9 godzin lekcyjnych w liceum po czym jeszcze parę godzin kucia w domu. Chwała studiom!
Studia nie zawsze lepsze, czasem bywa nawet gorzej - przynajmniej zdarzają się okienka na pójście na jedzenie, chociaż nie zawsze. A przynajmniej ja tak mam na polibudzie we Wrocławiu
@@BobuxManPoland Prawda, choć u mnie akurat studia są super także nie mogę narzekać osobiście.
Ja rok temu miałam 10 godzin i do dziś czuje zmęczenie na samą myśl
@@pseudo9099 na 2 semestrze, na polibudzie, jakiś geniusz ułożył plan tak, że w jeden dzień zajęcia trwały dosłownie, od ósmej do ósmej, 12h. Co prawda było jedno okienko, ale prawdę mówiąc- przy 12h zajęć, na które musiałem jeszcze dotrzeć, w dojazdach poświęcić też ok godziny, do półtorej (czyli wychodziło 14-15h od opuszczenia progu domu do powrotu) wolałbym już go nie mieć, a być już o 19 w drodze powrotnej. I tak zresztą mijało nie na odpoczynku, tylko dokańczaniu czegoś, czego nie zdążyłem zrobić w domu.
I się dziwić, że studenci polibudy lekceważą, wszystko na ostatnią chwilę, na wykłady nie chodzą, frekwencja mizerna... Tu się po prostu nie da inaczej, żeby zachować równowagę psychiczną. Szkoda tylko, że wspomniany morderczy dzień kończył się laborkami (notabene- dość wymagającymi), a następnego dnia, z samego rana od 8.... Kolejne laboratorium, jeszcze bardziej wymagające xDDD Wincyj laborków, student wytrzyma....
studia jak szkola srednia, czasem sa dobra plany czasem zle, ja mialem w 3 roznych semstrach do 20.30, najgorzej ze raz bylo w piatek, powrot do domu o 22
Zawsze mnie dziwiło, gdy młodsi ode mnie ludzie opowiadali, jak to lekcje w ich szkołach średnich trwały do 16 albo nawet do 17:00.
Ale teraz do mnie dotarło: moje liceum miało 3 nauczycieli od matmy, 1 z nich był też od informatyki, 3 do 4 polonistek, 2 fizyków, 2 historyków, 2 razy po 2 wuefistów i dopiero chemia, biologia i języki obce miały po 1 nauczycielu. Klas, wszystkich roczników, było od 14 do max 16 w całej szkole
Bardzo dobry materiał Krzysztofie. Moja starsza córka za rok idzie do szkoły i już mną telepie na samą myśl.
druga klasa w technikum. korytarze często przepełnione, a w szkole się chociażby wysikać nie idzie bo z trzydzieści osób pali "baterie" w kiblu. jak wchodzisz do słynnej "ostatniej kabiny" bo nie pomyślałeś albo jesteś nowy, jesteś zamykany tam na całą przerwę albo w najgorszym przypadku nikt cię nie otworzy. jedynym wyjściem w tym przypadku to przez górę kabiny, czyli wspinanie się po ubikacji, wejście na górną część ścianki kabiny i zeskoczenie z góry. z tego co słyszę i widzę to norma, a podobno w tym roku (jest 18 wrzesień, czyli ledwo dwa tygodnie minęły od rozpoczęcia) zamknięto już 12 osób. budynek bardzo stary ale nie rudera więc jest git. sama patola, takie miasto się trafiło. o nauczycielach żal pisać, według mnie tragedia. jeden z nauczycieli przedmiotu zawodowego był (i jest) tak nieogarnięty, że kolega w "otwartym środowisku" zdjął boczną część komputera i sobie pamięć ram wziął do domu. dodam że zrobił to w kilku komputerach. na szczęście mamy wychowawczynię za pedagoga i była bardzo w porządku w stosunku kolegi. nikt nie wie kto to zrobił, a kolega dostał opieprz od wychowawczyni, oddał ram i na tym się sprawa skończyła. oczywiście z najważniejszych przedmiotów (fizyka, matematyka) nauczyciele tłumaczą na szybko byle by odbębnić. w przypadku matematyki babka tłumaczy byle by odbębnić, a jak uczniowie nie rozumieją to powie prawie to samo co przed chwilą. jak ma ktoś problem z zobaczeniem tablicy, to ją podniesie na jakieś 10 sekund i idzie dalej z lekcją. w przypadku fizyki, mówi i rysuje jednocześnie przez co nie idzie nadążyć bo jednak rysunek w zeszycie ma być czytelny i bardziej się skupiamy na narysowaniu niż słuchaniu jej skomplikowanych działań lub wzorów. w momencie w którym przerysuje jeden rysunek z tablicy to nic nie zrozumiem i leci dalej z kolejnymi rysunkami. brak gniazdek na korytarzach niestety, no ale po co ci telefon w szkole w ogóle jak 70-80% uczniów w szkole jest dojeżdżających i potrzebuje pokazać bilet lub zadzwonić do rodziców czy ich odbiorą. komputery w szkołach to sprawa jasna, są jednym słowem chujowe, ale myślę że jednak takie standardy należą bardziej do podstawówki niż szkoły wyższej z lekcjami zawodowymi. windows 10 to norma, starsze procesory też bo po co ci jakieś nowsze do odpalania worda lub wirtualnych maszyn ale systemy na dyskach talerzowych? taki dysk półprzewodnikowy 240gb od goodram kosztuje aktualnie na x-kom 74zł. dzisiaj większość czasu spędziłem na instalowaniu dodatków do windows server niż samej lekcji. lekcje zwykle od 8 do 15, w środę od 8:50 do 16:40. jedna przerwa 15 minutowa, dwie 10-minutówki i reszta po 5 minut. Masz trzy szansy na pójście do żabki po jedzenie/picie/cokolwiek co tam chcesz, chyba że chcesz zaryzykować tym że ci nauczyciel spóźnienie wpisze. stołówki brak, jedyne jedzenie w szkole kupujesz ze sklepiku szkolnego (pączek lub 7days z tych kalorycznych), a rok temu jeszcze były automaty z przepłaconymi batonami i "jedzeniem" w postaci kanapki zapakowanej w przeźroczystą folię. wszyscy nauczyciele się tak zawsze zgrywają że potrafi być po pięć sprawdzianów w tygodniu, a z jakiegoś powodu w statucie nie ma żadnego limitu co do kartówek i sprawdzianów. potem przerwa klika dni/tygodni i znowu taka fala leci. raz były dwa sprawdziany i jedna kartkówka w jednym dniu. weź tu się naucz na to wszystko, a tym bardziej popraw cokolwiek w terminie 2 tygodnie. oczywiście nasza szkoła jest jedną z najlepszych w województwie. wydaje mi się że to dlatego, że większość uczniów musi się uczyć i w domu i w szkole, a ci co nie mogą muszą poprawiać bo rodzice narzekają jakie to oni mają słabe oceny, albo robić ściągi ponieważ jest taki natłok materiału. ja myślałem że wszędzie jest podobny system edukacji, a Polska ma troszkę gorszy. jakież moje zdziwienie było jak zobaczyłem że mamy aż tak źle na tle innych krajów. myślałem że to tylko nasza szkoła jest taka świetna i że każdy musi spać po mniej niż osiem godzin, (a niektórzy po cztery nawet śpią) ponieważ czasu dla siebie mamy mało a niektóry nie mają go w ogóle bo go spędzają w autobusie lub w pociągu dojeżdżając do domu i dodać do tego jeszcze przejście pieszo do domu, ponieważ potem jest czas na naukę, kąpanie się i pójście spać bo musisz wstać 5:30 rano żeby na autobus zdążyć i w miarę się przy tym wszystkim wyspać. pozdrawiam ministerstwo edukacji i wszystkie ministerstwa lub oświaty związane ze szkołą, dziękujemy z całego serca za ten dar od Boga jakim jest placówka zwana szkołą, i że mamy wystarczająco czasu dla siebie żeby się odpowiednio wyspać na następny szczęśliwy dzień spędzany w szkole. ale pamiętajcie, gry złe i szkodzą na wzrok i kręgosłup, najlepiej dać dwanaście godzin w szkole żeby dzieci nie miały w ogóle czasu na te szkodliwe gry komputerowe, a spędzały je na naukę na następne cztery sprawdziany 🙂👍
Ja na całe szczęście mogę miło wspominać moje liceum w us. Zajęcia zaczynałam o 7:21 i kończyłam o 14. Przerwy co prawda 5 min, z czego 3 uciekały na dojściu do klasy, ale nie narzekałam. Same zajęcia trwały po 45 min, chociaż wielu moich nauczycieli kończyło 10 min przed czasem i rozmawialiśmy o byle czym. Był również study hall, na którym mogłam odrobić lekcje, więc rzadko siedziałam w domu nad książkami (jeśli w ogóle, ponieważ pracy domowej było niewiele). Teraz plany zajęć na mojej uczelni to jakiś żart.
Kiedy chodziłem do szkoły byłem prawie codziennie zmęczony i zestresowany wygórowanymi wymaganiami każdego nauczyciela. Totalnie nie wyrabiałem i po prostu musiałem "poświęcać" mniej ważne przedmioty na rzecz tych "trudniejszych". Praktycznie codziennie miałem zadania domowe i weekend nie składał się z "grania na komputerze" jak to większość nauczycieli sobie lubi wmawiać tylko czas na pozbieranie się mentalnie, zakuwania na 2 sprawdziany w poniedziałek, niezapowiedzianą kartkówkę (to już w ogóle moim zdaniem powinno być wręcz karalne), odrabianie stosu zadań domowych i porządne wyspanie się żeby mieć siłę na to co będzie za dwa dni. Rodzice na szczęście nie oczekiwali odemnie nic poza "byle nie jedynka" ale za to były solidne kary jeśli zapomniałem chociaż jednego zadania domowego więc oni też nie pomagali i pogarszali w pewnym stopniu problem. Nauczyciele którzy nie dawali zadań domowych (albo dawali absolutne minimum bo "podstawa programowa" i było widać że woleliby tego nie robić) byli największym skarbem i nikt w klasie nie chciał być po ich "złej stronie". Jeśli nauczyciel zapomniał sprawdzić zadania domowe absolutnie NIKT nie odważył się im o tym przypominać poza jakby to w Ameryce powiedzieli "klasowymi nerdami" czyli takim co ma zawsze z góry na dół 6/5 i świat się dla niego zawala jeśli jest coś niższego. Chociaż nawet oni czasami mieli po prostu dosyć. Chyba nie muszę wspominać że przypomnienie nauczycielowi o pracy domowej to była niewybaczalna zbrodnia w oczach rówieśników i wcale się nie dziwię dlaczego.
Teraz kiedy chodzę do pracy do dziś jestem zaskoczony kiedy mam przerwy żeby spokojnie zjeść, robotę mogę wykonywać w takim tempie jakie mi pasuje i jedyne wymaganie to wyrobić się w wyznaczonym czasie. I jeszcze mi za to płacą! Mogę bez wątpienia oznajmić że wolę pracę niż szkołę i gdybym miał wybór to wolałbym się nauczyć jakiegoś zawodu zamiast tej papki którą i tak zapomnisz kiedy tylko opuścisz budynek szkolny.
racja ja też
Tak się cieszę, że już nie chodzę do szkoły. I wyjechałam na studia za granicę. SZOK. Czysto, mydło w łazience, dostosowane do życia przestrzenie na wydziale. Każdy może usiąść i pracować samodzielnie lub w grupie, stołówki i małe kuchnie żeby odgrzać sobie jedzenie, a plan zajęć nieporównywalnie spokojniejszy i jaśniejszy niż kiedykolwiek miałam w Polsce.
A do jakiego kraju wyjechałeś?
Bo na niemcy sie wybrałem do szkoły, i tu jest praktycznie tak jak mowisz, zamiast kuchni mamy jednak 3 stołówki z sklepiko/restauracjami
@@matthrew Szwecja
Budowanie więzi i sprawności fizycznej znając naszego magistra po prostu krucjata
Gdyby jeszcze to przynajmniej rzeczywiście spełniłby założenia, ale będzie gorzej
Krzyżowcy przynajmniej mieli dobry styl w odróżnieniu od tego człowieka
@@KrzysztofMMajlepiej nie dawaj kolejnych argumentow ludziom ktorzy chca wprowadzic mundurki xD
@@klawypl a kto by nie chciał nosić krzyżowego kirysu z półtorakiem na plecach 🌝
@@klawyplo co ci chodzi? Kolczuga jest bardzo praktyczna i wygodna
Nie mogę się doczekać, szczególnie po zobaczeniu mojego planu (klasa maturalna), gdzie w jeden dzień mam 3 lekcje, a w kolejny 9
Miałem tak w zeszłym roku tez w klasie maturalnej. Tłumaczono to brakami kadrowymi, wiec ja mam 9-10 lekcji a nauczyciele 12 CODZIENNIE bo jeszcze robili na kilku etatach czy coś w różnych szkolach. Po paru miesiacach takiej pracy drzewo z liną wydaje sie jak zbawienie. Ja na ich miejscu dawno bym sie zwolnil i poszedl gdziekolwiek indziej ale z jakiegos powodu ci ludzi tak pracuja i pewnie beda dopóki system całkowicie sie nie rozpadnie.
@@kapixniecapix3869
A... jaka jest średnia wieku u nauczycieli?
Jak powyżej 50, to masz już odpowiedź.
@@kubilaj2853 Średnia tak ale zdarzają się młodsi i to własnie o tych młodszych mi chodzi. Taka moja wychowaczyni z niedawno opuszczonego technikum.
Dość młoda ok 30 z wyglądu posiada umiejętności z obsługi co najmniej kilku programów z pakietu adobe niesamowicie empatyczna kobieta. Dobry nauczyciel.
Dawała kilka prac na semestr które były dużymi projektami. Mielismy kilka kilkanaście lekcji czasu a i deadline nie był sztywny. Jak ktoś nie zdązył to mógł konczyc w czasie gdy ktos inny robił kolejny projekt. Zamiast pracować w tym systemie nogła by sama zostać grafikiem albo sprzedawać kursy w internecie.
Z jakiegoś powodu została jednak nawet gdy dowalili jej kilkanascie godzin dziennie + zebrania ogarnianie klasy usprawiedliwien itd. Prawdziwe poswiecenie albo niechec do zmian.
Gdyby tacy nauczyciele sie postawili to system by sie rozpadł na czesci i bez zmian nie ruszył dalej.
@@kapixniecapix3869 Żadne drzewo z liną ziomek, ale po kilku miesiącach a może i nawet tygodniach takiego czegoś jesteś już doszczętnie wypalony/a a dalej leci to jak domino. Na końcu i tak jeszcze dostaniesz zje...bę, że jak się nie będziesz uczył to nie dopuszczą do matury
@@naturazpolski9213 To też jest ogromny problem nauczyciele wręcz często wmawiają, że jak będziesz miał gorszą ocenę to życie ci się zawali wręcz a jak nie będziesz miał matury to już w ogóle będziesz nikim
jako ktoś z matką nauczycielką - było jeszcze gorzej w domu. nie mogłam nigdy narzekać na godziny lekcyjne, bo spotykałam się z jej silnym gaslightingiem że wszystkie dzieci potrafią i nikt nie narzeka, tylko ja, że jak ona chodziła do szkoły to OOOOJ ZA JEJ CZASSSÓÓÓÓÓW, że taka uprzywilejowana jestem i że przecież wszystko jest okej, to ze mną jest problem. najgorzej że w 2 klasie podstawówki była też moją nauczycielką, przez co inne dzieci mnie obgadywały na co dzień. na korytarzu mnie ignorowała.
mam wrażenie że nauczyciele to nie ludzie czasami
Przykro mi z powodu Twoich doświadczeń. Gaslighting ze strony rodzica wydaje się być wyjątkowo destrukcyjny, bo łatwo w treść takiego toksycznego przekazu uwierzyć. W końcu rodzicowi się ufa. Czy miałaś wtedy świadomość, że to rodzaj przemocy psychicznej?
@@NataliaEwa jak byłam dzieckiem to zawsze myślałam, że wszystko jest moją winą i muszę się zmienić, ale nie mogłam.
niestety nie miałam świadomości do 16 roku życia. dopiero wtedy tak naprawdę zetknęłam się ze słowem 'gaslighting', 'toxic', 'narcissistic personality' itp. i zaczęłam rozpoznawać że to, co się działo, i dzieje do dzisiaj, to przemoc psychiczna.
dzisiaj już nie mamy normalnej relacji, bo według niej jestem DIABŁEM WCIELONYM i nieironicznie, na serio, chce mnie wysłać do kościoła jej koleżanki gdzie robią egzorcyzmy.
nie poszłam na studia. zdobywam doświadczenie na stażach, na kursach i online żeby zostać projektantką. przez to nasza relacja jeszcze bardziej się pogorszyła. mimo wszystko jestem z siebie dumna bo robię to, co chcę robić w życiu i nie zamierzam zmieniać drogi :)
nie wiem jak inni, ale ja zawsze chciałem żeby przerwy były jak najkrótsze, żeby można iść szybciej do domu.
same.
Jakiego domu? Szkoła była Twoim domem!!!
Bez kitu XD. W sensie jak Krzysztof przytoczył szkoły za granicą i średnio 6h w szkole z godzinną przerwą obiadową... Zdecydowanie bym wolała 5h i tego Marsika w międzyczasie bo nawet nie zdążyłabym zgłodnieć XD. A zawsze by można było zjeść sobie na spokojnie, zamiast być za przeproszeniem osranym bo dajmy na to po obiadowej przerwie masz test czy coś takiego.
Dokładnie to samo chciałem napisać xD siedzieć dodatkowe 45-50 min w szkole jak można być szybciej w domu to jak dla mnie kompletnie nieopłacalna wymiana
tak, mi tez to odpowiada, tylko w zamian jedną co najmniej 30min przerwę żeby coś zjeść
17:24 Ja tak śpię po 7h i zasypiam tak w 5 -15 min ( z czego co wiem to optymalny czas zasypiania dla osoby dorosłej). i dla mnie uzyskanie tych 8 godzin+ w roku szkolnym jest bardzo trudne, o ile niemożliwe. Wiadomo, że sen powinien być wartościowy, to że położe się spać o północy a wstanę o 7 to nie znaczy, że przespałem równe 7 godzin, bo sen powinien być głęboki.
Zainwestowanie w lepszy sen i nauka o nim to najlepsza rzecz jaką zrobiłem parę miesięcy temu, niestety nie uczą tego w szkołach tak samo jak wypoczynku. Polecam każdemu, ponieważ moje energia i produktywność wzrosły.
Taaa... (19:03) kawusia. Problem się pojawia wtedy gdy nie mozecie jej pić. W zeszłym roku szkolnym (na szczescie ostatnim) siedziałem o samej wodzie w szkole np od takiej 7:30 do 17. Nie zabierałem jedzenia ani nie kupowałem bo zaostrzyły się moje problemy jelitowe. Były momenty gdy to w toalecie spedzałem najwiecej czasu ze swojego zycia (obejrzałem wtedy wszystkie zaległe streamy krzysztofa z warhammera xD kilkadziesiąt godzin...) W sumie do tej pory sie nie wyleczyłem (chociaz jest troche lepiej - pewnie mniej stresu) bo NFZ działa nie lepiej niż system edukacji i na badania czeka sie miesiacami czy latami więc nawet nie wiem co to za choroba. No ale mniejsza o to. Szkoła nie jest w ogóle przystosowana do ludzi z problemami zdrowotnymi. Nie wazne jakimi a jezeli to są problemy psychiczne to pewnie je z ignoruje więc nie ma sensu tracić czas na szkolnych psychologów. Jedyne co robi to dokłada pracy zabiera czas na odpoczynek i sen. Gdybym w zeszłym roku chciał osiągnąć wszystko czyli zdać mature i dwa egzaminy zawodowe i maksować wyniki musiałbym w ogóle nie spać i nie odpoczywać. Olanie tematu to jedyne i najzdrowsze wyjscie. Koniec końców to tylko papier i cyferki w rubrykach. Apropo dzisiejszego odcinka bywały wtedy nieprzespane noce odsypianie po szkole czy 2-3h snu przed lekcjami...bo nawet z względnie spokojnym olewczym podejsciem trzeba było się bardzo starać by zdać bo nauczyciele dokrecili śrube i jakis 1 dobrze napisany test nic nie znaczył. Bo wiadomo... matura taka ważna.
Zaostrzenia po stresie i godzinowe siedzenie w toalecie...? Poczytaj o NZJ, może to być któraś z tych rzeczy. W oczekiwaniu na wyrok, to znaczy tfu, diagnozę od NFZ, zawsze możesz sprawdzić czy unikanie jedzenia wymienionego jako źle dla NZJotowców nie pomaga.
@@wilczus222 Dzieki za info sprawdze.
Edit: To raczej nie to. Sprawdze jeszcze diete dla tych ludzi ale na usg i rezonansie mi nic nie wyszło.
Żadnych wrzodów itd raczej nie mam chociaz kolonoskopia dopiero w pazdzierniku. Wtedy bede pewny.
@@kapixniecapix3869 mi w okresie okołoszkolnym na bóle brzucha i w ogóle tego typu jaja lekarz przepisał duspatalin w małej dawce. on jest na zespół jelita drażliwego, ale w małej dawce (nie takiej na faktyczny zespół, tylko chyba połowa, nie pamiętam, lekarz na pewno dostosuje dawkę) na tyle uspokoił moje jelita, że mogłam zacząć normalnie funkcjonować. tylko uważaj, bo organizm się do niego przyzwyczaja i potem może przestać działać. ja po kilku miesiącach powoli, co około miesiąc zmniejszałam dawkę o połowę, żeby z niego zejść. jak pójdziesz do lekarza to zapytaj o ten lek, może akurat to będzie wystarczające wsparcie :) mówię to tylko dlatego, że napisałeś, że nic Ci nie wyszło, bo duspatalin może uspokoić problemy i nie odkryjesz prawdziwej przyczyny. zdrówka!
@@kapixniecapix3869 Tak właściwie to dobra informacja, trzymam kciuki oby nie to
@@wilczus222 Dzięki.
Zatrzymałam się przy temacie tych nieszczęsnych pryszniców, które nomen omen są świetnym przykładem jak niezorganizowane jest nasze szkolnictwo, ponieważ w większości jak nie wszystkich szkołach na mojej drodze edukacji jak i moich znajomych re prysznice były. Jednak nie było czasu z nich skorzystać ponieważ wf miałam w środku zajęć z 10min przerwy między nimi. A wfiści tłumaczyli że to głównie dla tych, którzy chodzą na pozalekcyjne zajęcia sportowe ale jak chcemy to też korzystajmy ;)
Po spędzeniu 20 lat w przeróżnych placówkach oświaty praca przy wielkim piecu w Hucie Śwędzświra wydaje się być urlopem dla podratowania zdrowia
U mnie, w Liceum, lekcje zaczynają się o 7:30, a kończą o 13:45, w domu jestem około 15, i tylko we wtorek kończą się o 12:55. Nie mam po lekcjach żadnych dodatkowych zajęć, więc daje mi to sporą część dnia wolnego. Chociaż bawi mnie w tym planie to, że lekcje są rozdzielone, w sensie powiedzmy pierwsza matma, potem jakaś lekcja i 3 lekcja to matma, albo 3 lekcja- fizyka, 6 lekcja- fizyka. Albo: czwartek kończę językiem rosyjskim (2 język nowożytny) a piątek językiem rosyjskim. Ale naprawdę dziwią mnie plany lekcji, które zaczynają się o 8, a kończą o 17, w podstawówce miałam od 8 do 14:25, a maksymalnie do 15:15
Pamiętam ponad dekadę temu dni w których miałem lekcje od 6:55 do 16:45 jakoś(końca nie pamiętam dokładnie, ale około 17)
Plus godzinna jazda w jedną stronę... Potem zaskoczenie że ja mam frekwencje w okolicach 60% (Technikum)
Po miesiącu praktyk w luźnym korpo odkryłem że po prostu nie jestem w stanie funkcjonować w godzinach 8-16. Do 10 udaję że nie zasypiam przed monitorem, a i potem za dobrze nie idzie.
Ale w pewnym momencie zacząłem przychodzić na 10, i wychodząc o 18 udawało mi się upchnąć solidne 6,5 h pracy, do tego przerwę obiadową i kilka przerw na kawę (uzależnienie nie znika od tak). Przesunięcie godzin pracy o dwie później dosłownie podwoiło ilość rzeczy które byłem w stanie zrobić, a i dało to też morderczy upał w klimatyzowanym biurowcu
I mądry manager by to zauważył. Ale tych jest też co kot napłakał, bo uczą się w tym samym systemie co my
Jako absolwent szkoły muzycznej z przykrością muszę stwierdzić że plan lekcji 8-17 podczas wielu lat mojej edukacji to był bardzo szczęśliwy obrót zdarzeń. Podczas ostatnich klas liceum powrót do domu po godzinie 21 było standardem.
2 dni szkoły, a ja już mam mdłości od braku wystarczającej ilości snu. Jutro wsiobus o 7 także akurat pośpimy.
Pamiętam, że jak spóźnialiśmy się po obiedzie to najbardziej m*rdy darły te nauczycielki, które też jadły w tej stołówce i widziały jaki jest syf i kolejki. Ale one zawsze były na czas, bo żarcie dostawały poza kolejką. I jeszcze ekstra duże porcje.
krzywdzące jest to przeświadczenie że musimy się z SZKOLE przyzwyczajać do wczesnego wstawania, kpina. Do szkoły chodzimy, gdy mamy 6-19 lat, a pracujemy gdy mamy 25-68 lat. Tak to jest dokładnie to samo (wcale nie!!!). I słyszałam tekst o wstawaniu od pani od matematyki...
u mnie w szkole wymyślili że będą lekcje od 9 aby ucziom było lepiej, skończyło się na tym że uczniowie co muszą dojechać siedzą w szkołach od 7 i gdy są lekcje do 16 to muszą czekać na autobus do 18
W Poznaniu jest restauracja Szczaw i Mirabelki, co dobrze przypomina o tym zdaniu Niesiołowskiego.
Jako osoba która wstawała o 4 rano żeby dojechać do liceum i teraz jako student mający zajęcia od 7-8 (am-pm) całkowicie się z Panem zgadzam
Żyłem przez 6 lat w Chinach. Uczyłem w miejscu gdzie dzieci 3-4 letnie miały zajęcia od 19 do 20.30 w niedziele. "Studenci" w wieku 3-17 z jakimi miałem doświadczenie w wielu szkołach różnego rodzaju - od pon do niedzieli od rana do wieczora pełne zajęć. Matematyka, pianino, języki, malowanie....dzieci zasypiały na zajęciach ze zmęczenia.
Dobrze, że to piszesz, bo informacje stamtąd docierające to zwykle radosne statystyki o dużej liczbie punkcików zbieranych w testach
Aż mi się technikum przypomniało i w-f o 7.10 nawet nauczyciel na niego nie chodził wszyscy to olaliśmy .
Jeśli chodzi o żywienie i to jak zbyt krótkie przerwy potrafią zniszczyć żołądek to wiem całkiem sporo. W mojej poprzedniej pracy mieliśmy tylko 40 min przerwy W SUMIE. Licząc siku, wyjście na telefon, generalnie odejście od biurka i było to pilnowane prawie jakby ktoś za tobą stał, bo jak się przyłapało to u szefa była makabra. Przez to z rana zamiast porządnego śniadania zamulałam się kawą na czczo, potem blisko był mak, to na zmianę ludzie z pokoju wychodzili i zamawiali dla wszystkich, czasem wleciała pizza. Generalnie rzadko ludzie coś odgrzewali w pracy. W innym dziale jak byli palacze to w ogóle nikt ich na stołówce nie widywał, bo całą przerwę wykorzystywali na fajki. Nie biorąc już pod uwagę bardzo tłustej kuchni mojej mamy, z którą jeszcze wtedy mieszkałam. Dość powiedzieć, że minęło 5 lat, a ja wciąż zmagam się z tą przewlekłą chorobą, która nie pozwala mi się cieszyć w pełni jedzeniem. Mam nawet problem zjeść głupiego batonika. Na szczęście teraz mam świetną prace gdzie mam właściwie nielimitowane przerwy, a jeśli chce mogę sobie dostosowywać czas pracy. Ważne żeby wszystko było dobrze zrobione na czas. Jeśli mam go trochę mniej, mogę zjeść spokojnie przy biurku, jak trochę więcej to w kuchni i nikt mnie nie pogania. Co jest super, biorąc pod uwagę, że w moim stanie szczególnie, ale też wszystkim nie jest polecane jedzenie w pośpiechu.
W szkole akurat byłam leniwa i zapychałam się batonikami, bo zwykłych domowych kanapek nie chciało mi się robić i nie były zbyt smaczne.
ah yes, uwielbiam wstawać o 6 30 i wracać do domu po 17 mając siłę i czas na conajwyżej nie wiem zwalenie konia i zagranie w cyberpunka dwie godzinki, bo próbuję chodzić regularnie na siłownie która też trochę czasu zabiera chociaż z moją motywacją ciężko. A potem spanko i się dziwią że się spóźniam bo mi się nie chce kurwa zasypiać wieczorem ani wstawać rano wiedząc że czeka mnie to samo co poprzedniego dnia. Przez to też zatrważająco dużo używam social mediów przed snem żeby jak to alkoholicy mówią (zapomnieć) co także przyczynia się do moich problemów z zasypianiem. A ja wiem że i tak nie mam najgorzej, to jest najbardziej przerażające, że są ludzie tacy sami jak ja, z biedniejszych rodzin i bez wsparcia psychicznego jakim są moi świetni rodzice i psychoterapeuta (btw zauważyliście że od ostatnich kilku lat ci dziecięcy mają totalnie przepełnione grafiki?), którzy harują 2 razy więcej ode mnie. I po co? Nie wiem, naprawdę nie wiem. 90% informacji jakie codziennie przyswajam są bezużyteczne i każda chwila wygląda jakbym mógł ją lepiej spędzić w domu, ale kiedy przychodzą wakację nic nie robię tylko sięgam po uzależnienia. HMMM CIEKAWE co we mnie te uzależnienia spotęgowało.
Trzymajcie się tam wszyscy inni. Przeżyjemy jakoś. Pokolenia przed nami dały radę. Więc nie powinno być aż tak źle prawda? Sam nie wiem.
Jako gość z pokolenia wcześniej pragnę Cię poinformować, że mieliśmy lepiej, może nie bardzo, ale lepiej. Nie funkcjonowaliśmy w ostatnim stadium raka tego systemu. To było dopiero drugie stadium. Też rak, ale jakoś dało się funkcjonować bez chemii;)
Generalnie oni też nie czają, że twoja sprawność fizyczna zwłaszcza jak jesteś facetem przekłada się najczęściej na efekty nauczania. Ja współczuje teraz tym dzieciakom bo tak, że szkoła w Polsce to jest czas w którym nawet ciężko jest mieć dziewczynę
Akurat tutaj mówi się (zwłaszcza WHO) żeby nie używać telefonu przed snem zwłaszcza w ciemnym pomieszczeniu dla lepszego snu.
mam dokładnie tę samą sytuację, trzymaj się bratku
23:03 Skojarzyło mi się to z sytuacją, kiedy w podstawówce na konkursie bibliotecznym koleżanka odpowiedziała, że czyta 40 godzin dziennie. Mama jej podpowiedziała, żeby tak mówić. Haha.
zanim obejrze: Moje technikum po reformie edukacji miało problem z znalezieniem wystarczającej liczby sal dla uczniów. - zajęcia od 7:10 3 razy w tygodniu czasem na 9:45 czasem 10:30. jedni kończyli zajęcia o 12:00 inni siedzieli do 17:00. niekiedy zdarzało sie 9lekcji rekordziści mieli po 10. Szkola w powiatowym mieście więc sporo osób dojeżdza z okolicznych wiosek. dojazd na 7:10 z mojej wioski na mniej więcej 6:30 byłem pod szkołą (w zimie na szczęscie otwarta od 6:00 bo to jedyne co mogli zrobić). Ostatni powrotni autobus odjeżdza o 15:15 i jak ktoś ma zajęcia do 16:00 to jest jeszcze wieczorny o 19 więc czasem 3h czekania na powrót do domu - czasem od 5:45 do 19:45 nie było mnie w domu. nastepnego dnia znowu na 7:10(wyjście z domu około 5:30).
Przecież nawet pracując 12h w fabryce jest lepiej bo jest płatne jak za 16. (8 + 4h nadgodzin +4h pracy nocnej) a po szkole dalej trzeba sie przygodotwać na zajęcia następnego dnia. zrobić zadanka, napisać wypracowania,
O cholercia
Slucham jednym uchem, ale kiedy Krzysztof mówił o tych lekcjach do 15 i tak dalej to aż mi się przypomniało ile razy jak w liceum o 14:30 szłam na ostatnią lekcję z gatunku tych nieobowiązkowych (religia lub etyka) albo nie daj Boże wychodzilam ze szkoły, łapał mnie nagły strach czy to nie za wcześnie, czy na pewno nie pomyliłam dnia, czy już na pewno była [przedostatnia lekcja] itd.
Pierwsze sześć lat chodziłam do ogólnokształcącej szkoły muzycznej, co oznaczało, że poza zwykłymi lekcjami dopasowanymi do mojego wieku (rzekomo), miałam bodajże trzy do pięciu dodatkowych godzin tygodniowo w głównym bloku zajęciowym plus dwie, później pięć godzin po lekcjach. Z mojej szkoły nie było prostego dojazdu do mojego domu, a rodzice pracowali spory kawałek od obu tych miejsc na pełen etat, także na polekcyjne zajęcia czekałam w szkole. Powrót do domu około 17, obiady koło osiemnastej to była norma.
Siódma, ósma klasa też nie wracałam sama do domu i zamiast tego pakowałam się na prawie każde zajęcia pozalekcyjne i do świetlicy (nie było tam osób w moim wieku, ale to nigdy mi nie przeszkadzało) Czasem ciągle wychodzenie na przystanek pod szkołą i widzenie godziny przed piętnastą sprawia, że wyciagam plan i upewniam się, że to na pewno ten dzień i na pewno już mogę wyjść ze szkoły i wcale nie wagaruję i aaaa
Przepraszam, potrzebowałam się wygadać. Kończenie wcześnie jest dziwne
Miałam straszny dysonans poznawczy, kiedy dowiedziałam się od znajomych, że nie ma na całym uniwerze przerw obiadowych jak u nas na psychologii
O zgrozo, ten film przypominał mi moje liceum, lekcje 8-15:30, szkoła na tysiąc uczniów, przerwa obiadowa 20 minut, stanie w kolejce po obiad 15 minut i jedzenie w biegu kolejne 5. Jako, że mieszkałam w internacie po lekcjach szybciutko powrót do internatu, bo o 16 zaczynała się nauka własna i była sprawdzana obecność. Kiedy ze zmęczenia jedyna rzecz o której mogłam pomyśleć to sen, nagle wpadła opiekunka z pretensjami, że nie można spać bo teraz mamy się uczyć. Koszmar, nie wiem jakim cudem przeżyłam te lata.
Obecność sprawdzana w internacie i nadzorowana praca własna? Boże. Nie miałem świadomości, że to tak wygląda
@@KrzysztofMMaj tak to wyglądało 6 lat temu, 16-18 nauka własna kontrolowana przez opiekunki. I nie daj Boże wyściubić nos z pokoju w tym czasie.
A najlepszy argument kiedy narzekam na system edukacji: "Ja tez chodziłem, babcia tez chodziła. Każdy musi to przejść."
chodząc do szkoły w latach 1999-2011 napiszę tylko tyle że o wiele więcej nauczyłem się uprawiajac hobby niż siedząc w szkole i słuchając nudnego gadania nauczycieli czy zmagając się z rozwiązywaniem 20 zadań z matmy jakie dostałem do domu. Swoją drogą nigdy nie zapomnę pewnej "pani" od wos'u która uparcie otwierała okno żeby przewietrzyć salę bo "wszyscy śpią" a prawda była taka że każdy po prostu się nudził słuchając jej wywodów i nic dziwnego że głowy niektórym latały do tyłu.
Ja już dostaje flashbacki na samą myśl, a i tak miałem jeden z lepszych planów w porównaniu do znajomych z innych liceów. Za to gimbaza i podstawówka to inna historia...
Powiem tak (przepraszam za datę) - Liceum okazało niemiłym strzałem w policzek - po 8/9 godzin dziennie gdyż chciałam zdawać rozszerzony hiszpański jako, że uczyłam się go w podstawówce, a w liceum zmieniło się to na niemiecki. Plus miałam takiego nauczyciela od niemieckiego, który spał na lekcjach lub maltretował psychicznie i poniżał przed całą grupą (były dwie grupy - zaawansowana i początkująca) te bardziej wrażliwe osoby. W związku z tym ci delikatniejsi uczniowie zwalniali się z niemieckiego, a te, które miały silniejszą psychikę lub się nie przejmowały wypocinami tego starego pryka zostawały na 9 godzin w szkole. Co gorsza w budynku szwankowało często ogrzewanie więc najczęściej uczniowie siedzieli w kurtkach kiedy była zima lub późna jesień. Plus w klasach zawsze jechało potem więc cała klasa siedziała tak przez 8 godzin. Przez całe cztery lata żałowałam, że udało mi się dostać do jednego z lepszych liceuów w mieście - im lepsza szkoła tym wiecej godzin lekcyjnych. Przez to, że szkoła była stara i nieprzystosowana do dużej ilości uczniów całą przerwę ja i mój chłopak spędzaliśmy przeciskając przez tłumy. Kiedy była obiadowa przerwa czyli 15 minut to miało się 5 minut na zjedzenie obiadu z kateringu. Dodam tylko, że szkoła była tak mała, że nie posiada nawet stołówki - więc jadłam zupę w termosie na klejącej się podłodze w zimnie gdzie na korytarzach śmierdziało potem, papierosami i moczem. I tak było cały czas. Kiedy przyszła 2 klasa 9 godzin stało się normą, a 10 było już tragedią. Do tej pory pamiętam jak na 10 godzinie lekcyjnej zostawały te osoby, kóre chciały mieć dobrą frekwencję lub nie udało się im dostać zwolnienia od rodziców. Wracało się potem do domu, tak z półtorej godziny, jadło obiad i siadało się do nauki, tak do drugiej w nocy. Jeśli były dwa sprawdziany jednego dnia, to do trzeciej. Jednak przemęczyłam swój organizm, tak po roku praktykowania takiego schematu - zemdlałam na w - fie z przemęczenia. Ograniczyłam swój zakres nauki, że siedziałam nad nauką maskymalnie do północy. Dodatkowo miałam zaburzenia lękowe oraz częstsze tendencje samobójcze, bo nie zawsze moje wysiłki się opłacały. Zdałam maturę koncertowo ale te lata przemęczania się oraz wycieńczenia w szkole pozostały ze mną.
Ja pierdole. Skończyłam szkołę 5 lat temu i nie wiedziałam że przez ten czas zrobiło się jeszcze gorzej
3:54 - fajnie że zaznaczyłeś że chodzi o prace KREATYWNĄ a nie jakąkolwiek prace
Chodzę do technikum. Uczę się na elektryka, i wśród przedmiotów mam... Biologię, i geografie.
Kiedy kiedyś powiedziałem ojcu, że mam jeszcze do zrobienia lekcje z Biologii, to przez chwilę myślał, że robię sobie z niego jaja.
Takie lekcje, według mnie, POWINNY BYĆ - każdy powinien znać pewne podstawy fizyki, biologii czy chemii, niezależnie od specjalizacji czy kierunku. Kluczem jest by - jak piszę - były to właśnie podstawy, przydatne rzeczy, które dobrze byłoby znać, jak np. anatomia ludzkiego ciała i podstawowe prawa fizyki, zwłaszcza PRAWA ELEKTRYCZNOŚCI, które - tobie, jako elektrykowi - będą jednak pomocne.
Przepraszam, ale chyba jestem za stara (46) i się pogubiłam. Rozumiem jeszcze zadania z matmy, czy z polskiego, sama takie miałam, ale z biologii?! JAK wygląda zadanie domowe z biologii?!
@@edytaburda2145u mnie każe przepisywać podręcznik, ale podejżewam że kompetentny pedagog potrafiłby wymyślić kreatywne zadanie, np genetyka rozpisać jakiś gen w rodzinie (blond włosy dla przykładu) albo coś w ten deseń
@@elvenoormg5919 w pełni się zgadzam
@@ernestgevara2735 podstawy przyswaja się w podstawówce (jak sama nazwa wskazuje) a nie w technikum na profilu około informatycznym, zwłaszcza przy ilości materiału w technikach
akurat dostałem mój najbardziej posrany plan od początku mojej edukacji a tu ten filmik się pojawia
Boże, współczuję, ja pamiętam że miałam to szczęście, że najdłuższe zajęcia byly do 15 i często jak ktoś moal dodatkowe zajęcia, i my pod koniec edukacji byliśmy zmęczeni i przepracowani, tym bardziej współczuję osobom które uczą się teraz 😢
Jestem w drugiej klasie i niesamowicie się cieszę że udało mi się przekonać rodziców do wypisania mnie z religii, dzięki temu mam tylko 42 godziny lekcyjne a nie 44.
ten rok na razie nie jest zły najpóźniej kończę o 15:20 a nie o 16:45 jak w tamtym roku w piątki ( na szczęście dzięki nauczycielowi zawsze kończyliśmy szybciej) ale zobaczymy czy po zmianie planu za 2 tygodnie nadal taki fajny plan zostanie
Szkołę ukończyłem już ładnych parę lat temu i po tym co widzę, to chyba zmieniło się nawet na gorsze. Podstawówkę miałem połączoną z gimnazjum, 5 minut drogi od domu i po drodze do miejsca pracy mamy, więc przynajmniej dojazd mnie nie bolał, ale znałem gościa, który musiał jechać 2 godziny. Gdzieś koło 3 klasy ktoś pomyślał i zrobił z dwóch przerw 20 min jedną 10 i drugą 30, więc przy klasach liczących około 15 osób dało się normalnie zjeść (zalety szkoły prywatnej). No i zajęcia kończyły się po 5-7 godzinach, zależało od klasy i semestru. Za to do liceum poszedłem już publicznego, niby jednego z najlepszych w wielkim, polskim mieście. Klasa 30 osób, nauczyciele z podejściem "mam wyjebane, bo na mój przedmiot szkoła i tak nie stawia" albo "my tu jesteśmy elyta, jak Pan nie umiesz przyjść na zajęcia już nauczony, to wypad!". Tych pierwszych lubiłem o tyle, że można się było na ich zajęciach wyluzować. Oczywiście w szkole o stołówce nie słyszeli, bo po co? Także tego, czy się stoi czy się leży 2000 się w polskiej edukacji należy.
3:12 uwielbiam to podejscie
3:30 na co komu produktywnosc, wazne by zanotowac wszystko do zeszyciku
O kurde ale szok borykamy się z takimi problemami przez sto lat!
Jako tegoroczna maturzystka bardzo ucieszyłam się że praktycznie codziennie kończę o 15 10, w zeszłym roku klasa maturalna w mojej szkole siedziała poniedziałek i wtorek do 17 40, niestety nie wiem jaką wiedzę można pochłonąć o takiej godzinie
Jak zawsze dajesz do myślenia, dziękuję
Idealny film do obejrzenia po 9 lekcjach od 7:30
Jutro mam tak samo
Me too
Współczuję Wam bardzo…
Same
Ja miałam 9 lekcji od 9:40 do 17:20 z jedną długą przerwą po drodze 👍
W moim społecznym liceum w czwartki jesteśmy w szkole od 7:40 do 15:05 a potem mamy 2,5h wfu w osobnej hali. Jestem w domu o 18:30/19 i mam serdecznie dość. Kedyny plus to że w pozostałe tygodnie jest od 8:30 do 15. Ehhh. Ale takie realia w tym kraju
O matko, stara dupa jestem, dzieci nie mam, nie jestem na czasie ale 12h to jakaś totalna porażka. Jak chodziłam do liceum to 8h lekcyjnych to była norma, a 7:10 to był jakiś hardcore i nieporozumienie. Współczuję dzieciakom, tym bardziej że harują gorzej niż dorośli i wcale im za to nie płacą.
Chodziłam kilka lat temu do Technikum . Plany lekcji zawsze były tragiczne, Religia i wf w środku dnia, a do tego, jak doszły rozszerzenia, w poniedziałki kończyłam po 16, z masą zadań domowych. Wtorki od 7:10 do 17:00. Oczywiście o 7:10 były 2h rozszerzonej biologii, bo jakże by inaczej... Nie wspominając już o czasie dojazdu... Jeśli z przyjaciółkami spałyśmy więcej niż 4h to był sukces. Właśnie przez tego typu rozkład godzin już wtedy robiłam sobie rano jak najmocniejszą kawę, żeby przeżyć cały dzień. Teraz kofeina w kawie na mnie nie działa. Na prawdę aż mi się chce płakać jak widzę i słyszę o tym, że nic się nie poprawiło, że plany lekcji są coraz gorsze. Bo sama tego doświadczyłam. Przeraża mnie myśl o tym, że dla starszych pokoleń taka sytuacja jest "normalna".