Esencją całego portugalskiego narodu jest saudade - niemożliwa do przetłumaczenia w jednym słowie na język polski - mieszanina dumy, smutku, melancholii i tęsknoty za utraconą wielkością. Dawna wielkość morskich odkrywców księcia Henryka Żeglarza, takich jak Bartolomeu Diaz i Vasco da Gama, którzy na zwrotnych karawelach dopływali do afrykańskich i indyjskich wybrzeży, miesza się z tęsknotą za tym, że przecież to, co odkryli podróżnicy było przedmiotem chwały, a dzisiaj zostało bezpowrotnie utracone. Conrad, Rushdie, Ishiguro - jeden Słowianin dwaj i Azjaci - wszyscy ci pisarze opuszczają swoje rodzinne strony i kraje, zagłębiając w kulturę i cywilizację europejskiej metropolii. Antunes podąża drogą odwrotną. Oto on - człowiek europejskiego i iberyjskiego pochodzenia - uważa położoną w Afryce Angolę za swoją prawdziwą Ojczyznę, a egzotyczny dla Europejczyków afrykański koloryt za swojski, rodzimy i najlepiej definiujący jego samego. Kolonializm nie był bez wątpienia procesem chwalebnym i pozbawionym wad, czego pisarz ma pełną świadomość i bez ogródek o tym pisze, ale po jego zakończeniu i wybiciu się byłych portugalskich kolonii na niepodległość, amputowano ważną część duchowej tożsamości Antunesa. Część, która silnie definiowała jego jestestwo i tak samo silnie determinowała jego życiowe postępowanie. Gdyż to, co było "nasze", od pewnego momentu trzeba już nazywać "cudzym". A pogodzić się z tym faktem, nie jest łatwo dla nikogo. Zostaje już tylko sfera amfilarna na portugalskiej fladze oraz fado - wygrywana na portugalskiej gitarze o pudle rezonansowym w kształcie serca, gdzieś w klimatycznej kafejce w dzielnicy Lizbony Alfama - muzyka miasta "gdzie ziemia się kończy i ocean zaczyna". Całe pisarstwo Antunesa jest właśnie o tym. A przynajmniej mnie się tak wydaje. Pozdrawiam! 🤗
Wspaniała, pełna i piękna recenzja, dziękuję 🩷 Będę czytać! 🛋️📖
Bardzo dziękuję. A Antunes wart jest czytania - przymierzam się do jego innej wielkiej powieści: "Nie wchodź tak szybko w tę ciemną noc".
Esencją całego portugalskiego narodu jest saudade - niemożliwa do przetłumaczenia w jednym słowie na język polski - mieszanina dumy, smutku, melancholii i tęsknoty za utraconą wielkością. Dawna wielkość morskich odkrywców księcia Henryka Żeglarza, takich jak Bartolomeu Diaz i Vasco da Gama, którzy na zwrotnych karawelach dopływali do afrykańskich i indyjskich wybrzeży, miesza się z tęsknotą za tym, że przecież to, co odkryli podróżnicy było przedmiotem chwały, a dzisiaj zostało bezpowrotnie utracone. Conrad, Rushdie, Ishiguro - jeden Słowianin dwaj i Azjaci - wszyscy ci pisarze opuszczają swoje rodzinne strony i kraje, zagłębiając w kulturę i cywilizację europejskiej metropolii. Antunes podąża drogą odwrotną. Oto on - człowiek europejskiego i iberyjskiego pochodzenia - uważa położoną w Afryce Angolę za swoją prawdziwą Ojczyznę, a egzotyczny dla Europejczyków afrykański koloryt za swojski, rodzimy i najlepiej definiujący jego samego. Kolonializm nie był bez wątpienia procesem chwalebnym i pozbawionym wad, czego pisarz ma pełną świadomość i bez ogródek o tym pisze, ale po jego zakończeniu i wybiciu się byłych portugalskich kolonii na niepodległość, amputowano ważną część duchowej tożsamości Antunesa. Część, która silnie definiowała jego jestestwo i tak samo silnie determinowała jego życiowe postępowanie. Gdyż to, co było "nasze", od pewnego momentu trzeba już nazywać "cudzym". A pogodzić się z tym faktem, nie jest łatwo dla nikogo. Zostaje już tylko sfera amfilarna na portugalskiej fladze oraz fado - wygrywana na portugalskiej gitarze o pudle rezonansowym w kształcie serca, gdzieś w klimatycznej kafejce w dzielnicy Lizbony Alfama - muzyka miasta "gdzie ziemia się kończy i ocean zaczyna". Całe pisarstwo Antunesa jest właśnie o tym. A przynajmniej mnie się tak wydaje. Pozdrawiam! 🤗