11maja2024 / 44 dzień

Поделиться
HTML-код
  • Опубликовано: 8 июн 2024
  • 11 maja 2024
    44 dzień.
    Turcja. Malatya - Konya
    Monotonia. To taki stan, kiedy brak zmienności graniczy z nudą. Czy jadąc motocyklem, można się nudzić?
    Niektórzy nazywają to „tranzytem”, dobrowolnie zamieniając Drogę w przymus. Jeden przypadek usprawiedliwia „tranzyt”. Kiedy motocykl jest środkiem transportu, nie zaś częścią wyjazdu. Kiedy jedzie się do z góry zaplanowanego celu.
    Jestem w tranzycie, choć nie wiem gdzie skończę ten dzień.
    Droga D300, to jedna z najdłuższych dróg w Turcji. Wiedzie od granicy z Iranem w Kapiköy, aż do miasta Afyonkarahisar na zachodzie. Długością przebija ją tylko D400 o jakieś 200 kilometrów. Obie nadają się do „tranzytu”, choć autostradami nie są.
    Z miasta Malatya można wyjechać dwiema drogami. Jeszcze pod hotelem wybrałem trochę dłuższą i mniej oczywistą, D850. Tę, którą rzadziej jeżdżę.
    Zmieniłem zdanie już na rozstaju dróg. Na horyzoncie czarne chmury. Tam pada. No to zostanę na D300.
    Krótko byłem zadowolony ze swojej „błyskotliwej” decyzji. Za kilka kilometrów, pierwsze krople zadudniły o kask i stanąłem na poboczu, żeby się ubrać. To pierwszy raz. I od teraz, cały dzień ubierałem się i rozbierałem. Ubierałem i rozbierałem.
    Jak wiadomo, Turcja jest górzysta. Na około 1800m n.p.m. dziś pada, wieje i ziąb przenika pod ubranie. Jeśli przez chwilę nie pada, to wychodzi słońce, ale niczego to nie zmienia, jeśli chodzi o temperaturę. Stabilne 14 stopni z tendencją spadkową. Piękna ta droga, choć z rzadka tylko mogę pofolgować sobie w zakrętach, bo mokro. A kiedy mokro, wolę jechać asekuracyjnie.
    Wyjechałem na płaskowyż. Temperatura spadła, wiatr się nasilił. Nasilił się i mimo braku przeszkód, jest porwany, niestabilny i… boczny. Motocykl w przechyle jak żaglówka, a ja kontruję kierownicą, żeby utrzymać się na swoim pasie. Głowa w kasku lata jak pieskowi na sprężynie, wożonemu na podszybiu w Polonezie. Pamiętacie? :)
    Rezerwa. Zapaliła się rezerwa, a ja wciąż sobie niedowierzam, czy dobrą stroną włożyłem czujnik, po naprawie przewodów elektrycznych. Gra idzie o to czy przejadę 70 czy 17 kilometrów. Droga mija, a ja na pustkowiu. Jak nie w Turcji. Wzgórza trawiaste, tyczki pokazujące zimą gdzie droga, płoty przeciwśnieżne, mały ruch i słońce i jednocześnie pada. A nade mną przewalają się chmury jak w przyspieszonym tempie.
    Prawie czterdzieści na rezerwie. Znak pokazuje dwadzieścia do najbliższej miejscowości. Wichura nie pomaga w ekonomicznej jeździe. Mam zapas, ale bardzo nie chcę w deszczu takich sztuk uprawiać, żeby z kanistra benzynę lać celnie do zbiornika.
    Dojechałem. Zajęło mi to 59 kilometrów lekkiej niepewności. Przestało padać. Na chwilę. Wiatr za to hula w najlepsze.
    Kupiłem kawę, baton, wodę. Raczę się wykwintnym posiłkiem, a tu człowiek z obsługi stacji z herbatą idzie do mnie. Cały kubek rozgrzewającego napoju. Od razu wlałem w siebie połowę, resztę postawiłem na parapecie w zacisznym kącie, żeby osłonić od podmuchów. Nie udało się. Kubek podskoczył, zawirował, zeskoczył ze swojego miejsca i potoczył się daleko po ziemi w odważnym akcie ucieczki. Płyn został.
    Sprawdziłem stan oleju, popatrzyłem jak młody szpak radzi sobie z wiatrem, balansując na drucie. Wypiłem nową herbatę, sprawdziłem czy jakaś śruba nie chce się wykręcić z motocykla i w drogę.
    Na wysokości Göreme w Kapadocji, zrobiło się tak gorąco, parno i słonecznie, że zacząłem się dusić. Na poboczu, z ulgą zrzuciłem z siebie nadmiar ubrania. Nie na długo. Kilkanaście kilometrów dalej znów zaczęło padać, a temperatura wróciła do chłodnej normy. Muszę się doubrać.
    Wiatr, deszcz, słońce. Wiatr, deszcz, słońce.
    Dawno już nie jechałem dla samej jazdy. Dla kilometrów, dla czasu, dla obcowania z motocyklem dla samego motocyklowania. A to drugi dzień. Wczoraj licznik przekręcił się o siedemset kilometrów z górką. Wsiadam, jadę, kończę to jechanie przed zachodem słońca gdziekolwiek, aby w kierunku zachodnim. Zsiadam, idę spać. Rano od nowa.
    W żadnym razie nie jest to nudne, tranzytowe ani gorsze. Trochę ponad sześćset kilometrów drogą D300 minęło jak mgnienie. Pogoda nie pozwoliła mi na nudę. To fascynujące, kiedy jedzie się przez tak duży kraj, a mimo to, w jeden dzień, można doświadczyć na własnej skórze zmienności i kaprysów pogody nie do zauważenia dla kogoś, kto się nie przemieszcza.
    Pokonywanie kilometrów dla samej Drogi. Jest w tym coś pociągającego. Bez żalu ominąłem górę Nemrut, Göreme, Kanion Karanlik, słone jezioro Tuz i inne atrakcyjne miejsca blisko D300. W głowie mam tylko pociągające jechać, jechać, jechać.
    Do miasta Konya wjechałem w towarzystwie groźnych, czarnych chmur, około szóstej po południu. Uczepiły się jednak trwale pobliskich gór i w mieście nie pada. Znalazłem tani otel w centrum. Motocykl postawiłem przy witrynie sklepowej, obok wejścia. Do rana nikt nie będzie miał pretensji.
    CF
    Muzyka:
    Epic Symphonic Dubstep.mp3 by SoundFlakes -- freesound.org/s/523339/ -- License: Attribution 4.0

Комментарии • 6

  • @pawerupinski
    @pawerupinski 25 дней назад +1

    Fantastyczne ujęcia, cudna przyroda, ale ja cały czas czekam na film "długometrażowy" w stylu "O górach, drodze w chmurach...". Dla mnie to najlepszy film podróżniczo-motocyklowy :)

  • @marekwochowicz8051
    @marekwochowicz8051 27 дней назад +3

    Niby nic takiego ten filmik,bo jedzie sobie chłop na motocyklu powiedział by ktoś.Lecz dla mnie to esencja podróży i te ujęcia 💪 Potrafisz tak wspaniale pokazać zwykły traktor na polu,czy ptaszka na dachu a już te ujęcie drogowskazu na wietrze i przez szprychy mistrzostwo świata 👍

  • @andrzejkwasny613
    @andrzejkwasny613 4 дня назад +1

    Witam mam pytanie a nie dało by sie połączyc tych filmików w jeden, super by sie ogladało. Pozdrawiam i dużo zdrówka życzę ✌️

  • @TheGrzeci
    @TheGrzeci 26 дней назад +1

    Pirat!!!! xD

    • @CeloFan
      @CeloFan  26 дней назад

      A skąd. Zwykły turysta :)

    • @Szuraki
      @Szuraki 25 дней назад

      Waryjat motocyklowy!