Hook: Chyba jestem za stary na to szybkie życie Czasem czuje, ze czas jest tylko piachem z bitew Gdy dogaszam to co wsysam Gdy mnie dźwiga ta ulica W metropolii gubię się jak Harrison Ford Chciałbym żyć tym ale musze skończyć to Proszę prozę by wspomogła Ona każe rozlać się jak kleks - od nowa 1 Verse: Rozpoczynam cykl kiedy słońce ma wolne Zaczytuje się w scenerii gwiazd grając główną rolę Wśród plastikowego szkła przemywam swoją twarz Rozcieram but o krawędź, ale nie chce z niej spaść Widzę się za dziesięć lat więc wole pójść wstecz To czego z jednej strony chce lecz z drugiej sam nie wiem Kolorowe cienie grają światłem nad wymarłym miastem Temperatura tak niebieska, że na kość zamarznę Chorus: To tylko sen, ale znów nacisnąłem drzemkę Stragany z płotnami, a na nich japoński stempel W palecie barw rozcieńczonych zatapiam pędzel I rozcinam nim gęstą atmosferę To jeden dzień czy noc, choć dla mnie trwa wiecznie Polecę chętnie na misję tym Voyagerem Z palety barw rozcieńczonych kreuje miejsce W którym dam się zakurzyć gdy zabierzesz swą rękę 2. Verse Komin ludzki, mam na sobie żarówiasty odblask kurtki Nie jak w antysepii, blizny uczą i przestają dusić Póki krwawisz - póty czujesz, wszystkie te chwile Stracę, jak łzy w deszczu które rozcieńczą akryle Chorus: To tylko sen, ale znów nacisnąłem drzemkę Stragany z płotnami, a na nich japoński stempel W palecie barw rozcieńczonych zatapiam pędzel I rozcinam nim gęstą atmosferę To jeden dzień czy noc, choć dla mnie trwa wiecznie Polecę chętnie na misję tym Voyagerem Z palety barw rozcieńczonych kreuje miejsce W którym dam się zakurzyć gdy zabierzesz swą rękę 3. Verse: Planeta kręci się jak imprezowa kula Na niej jesteś sam, z drugiego pokoju bass plumka Czujesz jak juz tracisz zasięg Jak Opportunity na Marsie Gdy zamknę oczy - widzę Twoje Są na największy banerze w kosmosie Na nim rysuje palcem imię, miej sny takie Po których nie będziesz bać się żyć gdy już wstaniesz
Hook:
Chyba jestem za stary na to szybkie życie
Czasem czuje, ze czas jest tylko piachem z bitew
Gdy dogaszam to co wsysam
Gdy mnie dźwiga ta ulica
W metropolii gubię się jak Harrison Ford
Chciałbym żyć tym ale musze skończyć to
Proszę prozę by wspomogła
Ona każe rozlać się jak kleks - od nowa
1 Verse:
Rozpoczynam cykl kiedy słońce ma wolne
Zaczytuje się w scenerii gwiazd grając główną rolę
Wśród plastikowego szkła przemywam swoją twarz
Rozcieram but o krawędź, ale nie chce z niej spaść
Widzę się za dziesięć lat więc wole pójść wstecz
To czego z jednej strony chce lecz z drugiej sam nie wiem
Kolorowe cienie grają światłem nad wymarłym miastem
Temperatura tak niebieska, że na kość zamarznę
Chorus:
To tylko sen, ale znów nacisnąłem drzemkę
Stragany z płotnami, a na nich japoński stempel
W palecie barw rozcieńczonych zatapiam pędzel
I rozcinam nim gęstą atmosferę
To jeden dzień czy noc, choć dla mnie trwa wiecznie
Polecę chętnie na misję tym Voyagerem
Z palety barw rozcieńczonych kreuje miejsce
W którym dam się zakurzyć gdy zabierzesz swą rękę
2. Verse
Komin ludzki, mam na sobie żarówiasty odblask kurtki
Nie jak w antysepii, blizny uczą i przestają dusić
Póki krwawisz - póty czujesz, wszystkie te chwile
Stracę, jak łzy w deszczu które rozcieńczą akryle
Chorus:
To tylko sen, ale znów nacisnąłem drzemkę
Stragany z płotnami, a na nich japoński stempel
W palecie barw rozcieńczonych zatapiam pędzel
I rozcinam nim gęstą atmosferę
To jeden dzień czy noc, choć dla mnie trwa wiecznie
Polecę chętnie na misję tym Voyagerem
Z palety barw rozcieńczonych kreuje miejsce
W którym dam się zakurzyć gdy zabierzesz swą rękę
3. Verse:
Planeta kręci się jak imprezowa kula
Na niej jesteś sam, z drugiego pokoju bass plumka
Czujesz jak juz tracisz zasięg
Jak Opportunity na Marsie
Gdy zamknę oczy - widzę Twoje
Są na największy banerze w kosmosie
Na nim rysuje palcem imię, miej sny takie
Po których nie będziesz bać się żyć gdy już wstaniesz