Miło się słucha, z własnego doświadczenia wiem że niemal każdy miłośnik kolei ma podobną opowieść w swojej pamięci, a po tej aż się prosi o audiobooka ze zbiorem takich gawęd. 👍
Skąd ja znam ściganie się WSK-ą z pociągami :) 10 lat co dzień polem, wzdłóż torów dojezdzałem do pracy z Janikowa do Inowrocławia. Motocykl WSK M-06 Z2 z 1963 roku. Kupiłem go w 2004 jako nawet nie dotarty. Miał tylko 750 km przejechane. Jest ze mną do dziś i ma u mnie dożywotnie miejsce w garażu. A pracowałem w Inowrocławiu tuż przy torach, w firmie budującej motocykle customowe Harley-Davidson. Miesciła się w budynku dawnej noclegowni kolejowej i wejscie było dwa metry od torowiska stacji towarowej Inowrocław, nieopodal górki rozrządowej i wieży ciśnień. W okolicznym ogródku piwnym przy sklepie ABC po służbie odpoczywali przy piwie kolejarze. Ileż to ciekawych ludzi tam poznałem i fascynujących opowieści się nasłuchałem.
Moja ówczesna była składakiem bez numeru ramy ani numeru silnika... miała zbiornik od "czwórki z urwanymi węzłami, a reflektora nie było do czego przykręcić... ale czegóż więcej dwunastolatkowi potrzeba. Super wspomnienia, dziękuję!
@@PokoleizKuleckim Takowymi też się w życiu popylało z kumplami po lasach i innych wertepach. To ja dziękuję za wspomnienia z tej podróży. Taka turystyka na buta wzdłóż torów lub starotorzami nie jest mi obca :)
Świetna opowieść, to potwierdza że podróże koleją nigdy nie są takie same. Sam zacząłem pisać książkę o swoich przygodach podczas podróży pociągami, a ten materiał utwierdził mnie w przekonaniu, że warto aby takie opowieści wyszly na światło dzienne. Kciuk w górę!
Piękna opowieść, która obudziła wspomnienia (część pociągowa ;) ), oraz prostą refleksję - warto wzajemnie dla siebie być dobrym. Dobro uczynione powraca stukrotnie. Dziękuję za wspaniałą (jak zawsze) opowieść i obudzone wspomnienia. Kiedyś je opowiem... ;)
Bardzo interesująca opowieść. Też z Olsztyna jeździłem koleją do Wawy, też mieszkałem w Mikrusie i też na 9 piętrze :-) Tylko 10 lat wcześniej. Pozdrawiam, świetny kanał!
Witam Jakubie. Całą Twa opowieść przypomniała mi pewną historię z czasów, gdy byłem jeszcze uczniem Technikum Kolejowego... W wakacje zorganizowaną grupą wybraliśmy się na spływ kajakowy rzeką Krutynią. Koniec spływu i przesiadka z kajaka na pociąg miała nastąpić w Mikołajkach. Przyjechał pociąg, ludzie wysiadają a mi coś strzeliło do łba... Opiekuna grupy poinformowałem o próbie wejścia do kabiny na manewry ( około 2000 roku metoda na ucznia Technikum Kolejowego działała na 99,9%)... W efekcie tego z Mikołajek do Czerwonki w kabinie SM42 z maszynistą i pomocnikiem zmieściło się w sumie 12 osób. Wtedy były to inne czasy i inna kolej, może trochę życzliwsza (poza większymi aglomeracjami), ale nie było tego pospiechu, więcej do człowieka docierało, co się wokół niego działo... Więcej było też bezinteresowności i chęci niesienia drugiemu pomocy... Piękne czasy które przeminęły bezpowrotnie. Pozdrawiam,...
Coś pięknego... ale zauważ: dobre czasy wracają: wspomnij pewną imprezę, w której ostatnio obaj braliśmy udział: ileż to osób napodróżowało się w kabinie... a ileż kolejnych odwiedziło kabiny licznych pojazdów trakcyjnych na wystawie. Kolej robi się bardziej otwarta na ludzi spoza branży. Jestem optymistą. Zielonej :)
Skoro mowa o kajakach i (co by nie rzec) życzliwości, to przypomniała mi się sytuacja opowiedziana przez szwagra.: Połowa lat dziewięćdziesiątych. Harcerski spływ kajakowy. Całą grupą wracali pociągiem. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie to, że wracali... z kajakami. I nie były to bynajmniej kajaki składane. ;-) Pakowali się do piętrusa na jakiejś małej stacyjce (nazwy nie pomnę). Strategia załadunku polegała na tym, że trzeba było otworzyć drzwi na przestrzał, wepchnąć kajak na wylot, następnie wycofać go rufą w górę, kładąc na schodach. Po czym powtórzyć to samo z kolejnymi kajakami. Kierownika najpierw zatkało, potem się trochę zapieklił, ale w końcu nie stwarzał większych problemów i nawet okazał się całkiem przyjazny. Jednak wciąż były to czasy, gdy określenie "harcerz" miało swoją wagę.
Fajna opowieść Panie Jakubie, ponadczasowe wartości, nieco dziś zapomniane, mam nadzieję że Pana przesłanie ukryte w tej historii, dotrze do wielu odbiorców.
Koleją przez Polskę Wschodnią. Mniej więcej od momentu wyjazdu z Warszawy, poczułem się jakby opowiadał to ktoś, kogo znam. Tutaj, teraz już rzadziej, ale jednak nadal tak bywa z tymi pociągami w okolicach Zamościa. Najbardziej ciepło zrobiło mi się , kiedy padło ul. Monopolowa w Zwierzyńcu. Z kolei cebularz i wyrób browarniczy ze Zwierzyńca to mógłby być zestaw "Lubelskie przysmaki - starter pack" Dużo jest prawdy w tym, o czym Pan opowiada. Jeżeli gdzieś w pamięci jest więcej takich historii to myślę że się przyjmą.
Wspaniale się słuchało. Jako były student PW, oraz namiętny turysta kolejowo-rowerowy, dobrze znam wszystkie trasy i miejsca, o których mowa w tej opowieści. Smak cebularzy i piw zwierzyniecko-lubelskich także sobie bardzo cenię ;-)
Fajny odcinek, miło posłuchać w poniedziałek rano po ciężkim weekendzie i tak samo zapowiadającym się tygodniu. Przypomina mi to moje wyjazdy na Zamojszczyznę pod koniec lat 90. - często wtedy szedłem na piechotę z Zawady na Bortatycze i z powrotem lub do stacji normalnotorowej w Zamościu (56 z "Bornholmu" rzadko kursowało). Raz podczas zamieci śnieżnej w lutym jeden z kolejarzy zaoferował mi podwiezienie prywatnym samochodem do Zawady. Po tym jak wysiadłem i odjechał okazało się, że zostawiłem u niego w aucie aparat... pozostało więc wrócić na piechotę w śniegu i zrobić tę samą trasę drugi raz również pieszo. Lubię chodzić, czasu do pociagu z Zawady do Hrubieszowa było sporo, więc nie stanowiło to problemu (poza wodą w butach), ale ten swoisty "fakap" pamiętam do dziś. Takich historii można by opowiadać wiele, szkoda że wtedy nie było takiej techiki jak teraz aby uwieczniać klimat kolejowej włóczęgi bez ograniczeń. Choć paradoksalnie może to właśnie w tym tkwi magia. PS.: Najlepsze cebularze w Zamościu są w piekarni na Szwedzkiej 26, choć i te z PSS też nie są złe 🙂
Dziękuję za wspomnienia! A w Zwierzyńcu - w Rynku, na rogu Skwerkowej... ale schodzą jak świeże - nomen omen - bułeczki, tak więc warto dzień wcześniej sobie zamówić :) . Pozdrawiam!
@@PokoleizKuleckim Zwykle jak jestem w Zwierzyńcu (ostatnio niestety przejazdem), to w "Ordynacie" kupuję jak są. O wyrobach miejscowego browaru nawet nie wspomnę 😉
Witam. Fajny materiał i piękna opowieść. Z resztą cały cykl też i oby tak dalej. Odnośnie kolejowej zamojszczyzny problemy z transportem na południe od Zamościa doskonale są mi znane. Obecnie niestety tylko w sezonie wakacyjnym istnieją jakieś normalne warunki podróżowania koleją. Szkoda, że nie cały rok. A wedrówki jak najbardziej popieram. Teren, którym szedłeś z Zawady do Zwierzyńca jest mi dobrze znany. Szedłem przez Kąty Drugie i Kosobudy. Odległość 20 - 25km wbrew pozorom nie jest czymś wielkim, jak niektórzy sądzą. Praktycznie co tydzień chodzimy z grupką "wariatów z Lublina" na jakieś piesze wypady. Polecam zarówno zdrowotnie, jak i krajobrazowo, a Tobie sukcesów i ciekawych historii.
sq8gkd - serdecznie dziękuję :) . Oboje z żoną wyciągamy dzieciaki na wędrówki, aby od małego potrafiły pieszo przemierzać konkretne odległości. I potwierdzam: norma 20 - 25 kilometrów na dzień jest bez problemu do osiągnięcia bez nadmiernego forsowania organizmu - oby tylko buty mieć dobre.
Panie słodki, wspaniale się słuchało :). Sam urodziłem się pod Warszawą ale moja rodzina pochodzi z Lubelskiego więc wiem że cebularze są najlepsze na świecie. Pozdrawiam
Sam jestem z Zamościa A roztocze to moje środowisko naturalne... jestem przekonany że nie jeden przeszedł taką przygodę w naszym regionie.... Pozdrawiam
Michal Koman - a bo na Zamojszczyźnie twardzi ludzie żyją. Życzliwi, ale twardzi. Tacy, co to się byle przeciwnością losu nie zniechęcą. Za to ich (Was!) uwielbiam. Pozdrawiam!
Pani Inżynierze Jakubie. Bardzo piękna opowieść ukazująca jeszcze ciepłych i uczynnych ludzi, których w dzisiejszych czasach niestety brakuje. Wspomina Pan na początku tej opowieści, iż pociąg był przepełniony. Tak właśnie wyglądało w czasach PRL-u. Ludzie aby zająć wolne miejsca wówczas włazili przez okna do wnętrza wagonu... Rzeczywiście wspomniana ekipa trakcyjna miała poniekąd racje , że nic dobrego nie przyniosła reforma kolei. Likwidacje : lokalnych linii kolejowych, małych stacji, szkół o profilu kolejowym, dotknęło również redukcja etatów (dziś odwrotnie). Dzisiaj troszkę coś ruszyło; remonty głównych szlaków kolejowych ale też nowszy tabor i urządzenia SRK. Pozdrawiam serdecznie.
son da - ano, temat jest złożony... przez lata sama kolej w osobie jedynie słusznego przedsiębiorstwa zrobiła wiele, aby „wygasić popyt”... ostatnimi laty jakby się poprawiało. Oby ten trend się utrzymał. I oby dobrych ludzi nie zabrakło. Dziękuję i pozdrawiam.
Moja najdłuższa podróż. Darmstadt - Opole. Ale nie tak po prostu. Najpierw RE z Darmstadtu do Frankfurtu, Frankfurt - Berlin w ICE, Berlin - Gdańsk pospieszny, Gdańsk - Iława Ekspres, Iława - Toruń osobowy, Toruń - Poznań osobowy, Poznań - Opole pospieszny (relacji Szczecin - Budapeszt, nie pamiętam już jak się nazywał pewnie ktoś zaraz przypomni). A wszystko przed 2000 rokiem. A trasa taka a nie inna bo ICE do Berlina dojechał spóźniony i uciekł mi pośpieszny Berlin - Kraków. Wyjechałem z Darmstadtu o 11 rano a do Opola dotarłem dnia następnego o 18 z opóźnieniem około 12 godzin :)
Za młodu takich podróży miałem sporo. Nawet jedna z nich o Olsztyn zahaczyła (Opole-Szczecin-Gdańsk-Olsztyn-Warszawa-Opole) jakieś 30 godzin z czego większość w pociągu.
Dziękuję Wam za poświęcony czas i pozytywne przyjęcie nieco innej formy opowieści. Przy okazji okazało się - co mnie nie dziwi - że każda i każdy z nas ma co najmniej jedną taką opowieść w swym życiowym doświadczeniu. Tych z Was, którzy jeszcze tego nie uczynili, zachęcam do przeczytania komentarzy, bo jest tu wiele wyśmienitych opowieści, a każda z nich - wyjątkowa! Nie dość, że opisane fakty są niezwykłe, to jeszcze opowiedzieliście te historie w piękny sposób. Tu chciałbym wszystkich zachęcić do dzielenia się historiami - nagrywajcie, opisujcie, opowiadajcie! Mówią, że każdy człowiek ma do napisania jedną, dobrą książkę: swój życiorys... a w każdym życiorysie mieści się wiele fascynujących opowiadań.
Twój wpis skojarzył mi się z podobnym apelem "Irytującego". Wśród nas krąży masa świetnych opowieści z dawnych lat. Spisujcie.. nagrywajcie... Bo niestety zbyt szybko i znienacka odchodzą!
Na zachętę, anegdota kolejowa sięgająca naprawdę dawnych czasów. Wydaje mi się, że kiedyś już ją przytoczyłem, ale IMHO warta jest powtórzenia. W 2005r. obchodzono stulecie linii kolejowej Poznań-Wągrowiec. Odcinek Poznań-Skoki uruchomiono 1.10.1905r. (pl.wikipedia.org/wiki/Linia_kolejowa_nr_356) Przy okazji obchodów, babcia mojej żony, stwierdziła: "Wiecie, że chyba jechałam tym pociągiem zaraz po uruchomieniu? Moja mama, tuż przed moim urodzeniem odwiedziła rodzinę w Murowanej Goślinie. Nie miała wyboru, musiała jechać koleją" Babcia urodziła się w październiku 1905 r. Dożyła wieku blisko 102 lat. pl.wikipedia.org/wiki/Murowana_Go%C5%9Blina_(stacja_kolejowa)
Piękna opowieść. Przypomniały mi się moje podróże. Przez siedem lat jeździłem regularnie miedzy Szczecinem i Wrocławiem. Pamiętam jak na początku lat 90-tych, Polacy masowo wozili z jeszcze, chyba wtedy ZSRR kolorowe telewizory. Pociąg z Brześcia do Legnicy jadący przez Wrocław był wyładowany tym sprzętem. Pomogłem starszemu panu wyjąć ogromne pudło ważące wiele kilogramów z pociągu i okazało się że jedzie on do Międzylesia jak ja. Więc jeszcze kilka razy targałem z nim to ustrojstwo. Nasza wspólna podróż trwała kilka godzin bo w Kłodzku czekaliśmy na pociąg do Międzylesia i ten pan opowiedział mi swoją historię z wojny. Był robotnikiem przymusowym. Słuchałem go i pamiętam do dziś szczegóły tej historii. A prywatną podwózkę autobusem PKS-u miałem w Bieszczadach. Autobus złapał gumę, wszyscy poszli tylko ja zostałem, mnie się nigdzie nie spieszyło. Zmieniliśmy koło i kierowca się pyta; - młody, a gdzie ty idziesz bo już późno ? - do Sanoka , - to ja cię zawiozę , ale dzisiaj już nic z Sanoka nie jedzie , - to do Domu Turysty poproszę i pojechaliśmy gdzie się pożegnaliśmy z uśmiechem , dostałem od niego jeszcze rozkład jazdy.
Heh... tak było. Moja mama z kontraktu z ówczesnej Łotewskiej SSR przywiozła telewizor Czajka 280... wielki grzmot, 28 cali lampy... kto wtedy myślałby, że Pribałtiki będą za parę lat wolne, a Sojuz się rozleci...
Moja najdalsza wycieczka pociągiem to ze Skierniewic do Zakopanego. Miałem w tedy 10-11 lat. Był to wyjazd na obóz letni. Odjazd był o 3 czy 4 w nocy. Nie pamiętam wiele, ale było naprawdę sympatycznie.
Od wieczora pojawiły się nowe opowieści i wspomnienia... jesteście niesamowici. Potwierdza się: każda i każdy z nas ma w zanadrzu piękne historie. Zachęcam do czytania komentarzy, bo są świetne!
Zamojszczyzna piękne miejsce, świetni ludzie, uczynni i naprawdę otwarci, a przede wszystkim szczerzy patrioci. Aż łezka się w oku kręci że ten region jest tak zaniedbany gospodarczo przez władze, przemysł upadł całkowicie, handel przejmują duże sieci(portugalskie i niemieckie), mały handel regionalny w zapaści. Aż się nasuwa myśl że ktoś celowo zmusza tych dobrych ludzi do opuszczania swojego regionu za chlebem, w jakim celu tak się dzieje...można się tylko domyślać...
Region Podkarpackia i Zamojszczyzny zawsze wymagał zastrzyku kapitału z saksów. Spójrz na ich ziemie - małe, wąskie pasy za domem, skromniej jest tylko chyba na kielecczyźnie. Mówi się, że najbardziej amerykańscy w Polsce są górale. Nieprawda. Istnieją regiony, gdzie jedyną utartą wizją odbicia się od dna jest wyjazd za góry, albo za wodę. Zamojszczyzna obstawia Francję, Sądecczyzna Włochy, Podkarpacie i Podlasie za cel od przed wojen brało Stany. Niestety, z próżnego... Regiony bidne. Ale przez to ludzie szlachetni! A zasoby Lubelszczyzny i Zamojszczyzny są nieopisane. Piękna, zdrowa przyroda, przepiękne kobiety i zacni mężczyźni. Co do tego ostatniego, opieram się niestety wyłącznie na relacjach. :-D
Problem leży głębiej - brak infrastruktury odziedziczony jeszcze po zaborcach, lata Ordynacji Zamojskiej, która też specyficznie kształtowała ludzi... z jednej strony bogactwo oparte na zasobach naturalnych, w tym drewnie, cukrze, wapiennym kamieniu i rudzie żelaza, z drugiej - często niegospodarność... trudne to wszystko. Nawet ostanie lata są pełne dziwnych obserwacji: w Zwierzyńcu fabryka mebli, zwana "Majdankiem" przez wyzysk Niemca, z drugiej - rodzimi "biznesmeni" organizujący wytwórnie palet, w których pracownicy nawet nie mają na czym pracować... krwiożerczy kapitalizm, gdzie nie spojrzeć... nie wiem, czy to się wszystko da łatwo wytłumaczyć.
O podróżach z Olsztyna do Wawy i z powrotem mógłbym książkę napisać.Na przełomie wieków dużo kursów odbyłem nocnym Ełk-Warszawa Z.-Ełk a bywało że i koło południa z Olsztyna przyśpieszonym osobowym jeździłem , porannym Ex Kormoran się też jeździło.W tamtych czasach nie było za bardzo alternatywy dla kolei a pośpieszny kurs PKSem przez Szczytno nie był szybszy niż przyspieszony osobowy.Po tej opowieści zaczęły mi się przypominać wszystkie jazdy PKP pomiędzy Olsztynem a stolicą.
Krzysztof Kolejarz - ano, oferta była, jaka była. Pociąg był tańszy od motoryzacji indywidualnej, od pekaesu chyba też, a warunki były w miarę znośne. Jako pasjonat podróży koleją lubiłem sobie skomplikować życie i jeździłem z Warszawy Woli (dziś to 8. peron Zachodniej) kiblem przez Gdański z przesiadką w Działdowie. Męczące, ale klimatyczne.
Twoja opowieść przywołała w mej pamięci moje dawne przygody z PKP. Też kiedyś jechałem niesamowicie zatłoczonym pociągiem relacji Ełk-Warszawa, bo nieszczęściem trafiłem na dzień przysiąg we wszystkich chyba mazurskich jednostkach wojskowych. Kilka lat wcześniej całą drogę między Kostrzynem a Ostródą pokonałem w budkach hamulcowych wagonów towarowych. Innym razem zaspałem w Rzepinie i nielegalnie przekroczyłem granicę z NRD "Beroliną". Jednak Polscy celnicy i wopiści uznali, że było to niechcący, więc przemycili mnie na wschodnią stronę Odry bez żadnych konsekwencji prawnych. W czasach PRL podróż koleją to była jazda po bandzie bez trzymanki i zawsze z przygodami.
@@PokoleizKuleckim Raczej nie nadaję się na youtubera, nie dysponuję też odpowiednim sprzętem. Wolę pisać niż gadać. Dlatego opiszę jeszcze jedną przygodę z PKP, którą przeżyłem w latach osiemdziesiątych. Padłem ofiarą elektryfikacji kolei. Jechałem z domu do Warszawy, gdzie studiowałem. Był wtedy taki fajny pociąg, o nazwie "Leningrad", który późnym wieczorem zajeżdżał z NRD do stacji Rzepin. Składał się z mnóstwa rosyjskich sypialnych wagonów zajętych przez Rosjan, ale także z trzech wagonów polskich, doczepianych w Berlinie. Tylko nigdy nie było wiadomo, czy będą na początku, czy na końcu składu. A pociąg był dłuuuuugi. Ustawiłem się więc w strategicznej pozycji pośrodku peronu. Gdy pociąg wjeżdżał na stację, okazało się, że polskie wagony dostępne dla zwykłych podróżnych są z przodu. Zerwałem się więc gwałtownie do biegu, ale zaraz przede mną był nowo postawiony stalowy słup trakcji elektrycznej, w który uderzyłem głową, łokciem i kolanem. Straciłem na jakiś czas świadomość. Gdy trochę przetrzeźwiałem, pociąg był gotowy do odjazdu. W ostatniej chwili udało mi się dowlec do pierwszego polskiego wagonu i nawet znaleźć miejsce siedzące w jednym z przedziałów. Byłem w szoku i obolały po tym zderzeniu, więc natychmiast zasnąłem. Gdy się obudziłem nad ranem przed Warszawą, ujrzałem twarze ludzi patrzących na mnie ze zgrozą. Było już jasno, pokuśtykałem do toalety i spojrzałem w lustro. Od czoła spod grzywki zobaczyłem grubą smugę zaschniętej już krwi, biegnącą w dół przez całą twarz po policzkach i podbródku. Wyglądało to tak, jakby ktoś zastrzelił mnie z broni palnej prosto w czaszkę. Obmyłem się nieco, ale współpasażerowie nadal dziwnie na mnie patrzyli do samej Warszawy, i nikt nie zadał żadnego pytania, ale było widać ulgę w ich oczach, że jednak żyję.
Ech, tyle z tej historii, że zrobiłeś mi smaka na cebularze. ;) A w tamte strony zawitam dopiero na koniec listopada. A tak miło się słuchało i zepsuł... :D
Piękna historia, co ciekawe, w 2011 roku szedłem dokładnie tą samą trasą z Zamościa do Zawady w oczekiwaniu na pociąg! Był to zimowy popołudniowy dzień, zero słońca i totalnie szaro wszędzie. Też miałem czekoladę w kieszeni i nie chciało mi się czekać na stacji Zamość. Połączenia były dopiero niedawno wznowione i kursowały szynobusy. Miasto Zamość to miasto, gdzie studiowałem dojeżdżając z Lublina zaocznie. Jako pasjonat kolei pragnąłem jeździć tymi pociągami, gdy tylko dowiedziałem się że połączenie zostaje wznowione. Pamiętam, że na początku weszła zniżka, ceny były 50% tańsze, a z racji zniżki studenckiej, cena po obniżce również podlegała dalszemu zmniejszeniu o 51% Finalny koszt biletu wynosił mnie 4 albo 6 złotych przy 171 k-metrowej trasie, bo taką długość trasy podawaano na biletach. Ja nie spotkałem nikogo, kto by mnie podrzucił, natomiast do świdnika jechał ze mną jakiś dawny punk który opowiadałl mi jak był w usa i nad głową leciały mu pociski gdy była strzelanina. W życiu nie przypuszczałbym, że, Panie Kulecki, opowie Pan o tym i to będzie o tym samym odcinku trasy, który znam :D
Jakub, serdecznie dziękuję za ten inne odcinki. Również za czas i wysiłek jaki na to poświęcasz, pomimo, ze lekkość Twoich wypowiedzi wcale na to nie wskazuje:) Gdybyś kiedyś myślał również o podcaście, to byłby to świetny pomysł. Dzięki!
świetne słuchowisko radiowe. Co do żołnierzy w pociągach to sam miałem przyjemność jeżdzenia w roli szeregowego w służbie zasadniczej. Najfajniejsze były masowe ucieczki przed Żandarmerią Wojskową w Łodzi Kaliskiej. Hehe.
Prawda... nagrzewnica. Ogrzewanie elektryczne. Albo nie grzała wcale, albo waliła gorącem. W wagonach z ogrzewaniem nawiewnym już takiego "progu" nie było, za to był wlot do ogrzewania mniej więcej w połowie długości wagonu. Jako dzieciak - pewnie jak i każdy - wolałem te wagony z ogrzewaniem elektrycznym, bo był lepszy widok z okna. Dziękuję za odblokowanie klapki w głowie.
@@PokoleizKuleckim Zobaczyłem powiadomienie i pomyślałem, że dopiszę o funkcji podnóżka, ale Ty też to sobie przypomniałeś. Ileż to godzin człowiek się na tym wystał i gapił się na przesuwający się za oknem krajobraz.
Bardzo dziękuję. Pozdrawiam rodzinny Olsztyn... co najmniej jeszcze jedno słuchowisko z Olsztyna powinno się zrealizować... plus kilka pełnozmysłowych filmów. Pozdrawiam!
Witaj kolego, przypomniałeś mi właśnie moją wycieczke z Nowego Targu do Kwidzyna przez Olsztyn. W 1999 roku zajeła mi blisko 24 godziny spędzone w przybytkach PKP.
Swego czasu lokalny wyrób browarniczy ze Zwierzyńca był opakowany w butelki 0,33l przypominające niemiecki handgranat. Takie samo piwo, ale sprzedawane w półlitrowych butelkach (a przynajmniej z taką samą etykietką) było produktem zakładów Perła w Lublinie i miał zupełnie inny smak.
Wszystko prawda. Dziś jest "zwierzynieckie" z Lublina, ale "zwierzyniec" znowu jest warzony w Zwierzyńcu! Tak więc dobre czasy wróciły. Nie ma już handgrenadów, ale są 0,33 klasyczne.
Jakubie a w którym to roku było? Tak mniej więcej. Powiem szczerze że zajmuje się inwentaryzacją oświetlenia zewnętrznego dla PKP PLK. Na obecną chwilę (styczeń 2019 - wtedy inwentaryzowałem okręg lubelski). Do Zamościa jeżdżą 4 pary szynobusów z Lublina, z Zawady do Zwierzyńca kursuje LHS albo PKP Cargo. Był co prawda jeden pociąg relacji Rzeszów - Hrubieszów realizowany przez spółkę SKPL ale wyjazd z Hrubieszowa o 0:05 skutecznie zabił to połączenie. No i SP32 to teraz nie uwidzisz na torach raczej. Podejrzewam jakieś lata 90.
Slawek B - tak zwana sieć zewnętrzna - budynek był opleciony kablami od zewnątrz... a i tak nitka rady mieszkańców chodziła szybciej od pozostałych :) .
Szkoda że nie jest do wrzucone do żadnej platformy podcastowej, bo bez wykupionego youtube'a nie da się przesłuchać na zablojowanym ekranie 😕. Jestem bardzo za takim formatem, ale nie tylko na youtubie
Historia podróży kapitalna i działa na wyobraźnie, Ale jazda w kabinie Zemsty Ceaucescu to musiały być emocje nie do opisania. Teraz chyba została tylko jedna SP32 i stoi w Chojnicach, orientujesz się może co ją czeka w przyszłości? Dziękuję i pozdrawiam.
Kacper Dominikowski - ciekawość, że akurat trafiła mi się jedna z nielicznych zmodernizowanych... tak wiec klimatu Zemsty Ceaucescu nie poczułem w pełni. Chwilę później całą serię spotkał pogrom, a te zmodernizowane nie pojeździły jakoś znacznie dłużej, niż oryginalne... stawiam na to, że finalnie wszystkie zostaną pocięte...
Wróciłem z trasy...polmrok w pokoju i...nowy kulaš...raju...Ale to przypasowaloo😊 Długo Cię chłopie nie było. Dzieeeekuuujeeemy🤣 A więc jak towarzysze?odsluchacie? Odsluchamy😂😂😂😂
Akurat trasę kolejową między Lublinem a Suścem dobrze pamiętam z mojego obozu wakacyjnego w tej miejscowości. Było to dwa lata temu. Jechałem do Suśca wtedy pociągiem regio "Roztocze" z Lublina do Bełżca przez Rejowiec i Zawadę. Więc Lubelsko-Zamojski odcinek dobrze pamiętam. Jechałem wtedy lubelskim pesozłomem SA134-016. Z Suśca do Zamościa jechałem SA135 w malowaniu województwa podkarpackiego bo było to regio Rzeszów-Zamość.
Dobrze, że się pojawiły szynobusy - to szansa dla tych wszystkich linii na ocalenie; były takie momenty, że oferta przewozowa była kompletnie od czapy... jest nadzieja.
@@PokoleizKuleckim Az mi się przypomniały czasy jak na ostatni pociąg się spóźniłem. 20 km trochę podpity z buta daje pokory, to jest czas na marsz i przemyślenia
Teraz autobusy miejskie (jak i prawie wszystkie inne pojazdy służbowe) mają lokalizatory GPS i kierowca mógłby beknąć za nadłożenie drogi, by kogoś podwieźć. Technika inwigilacji zabiła zaufanie i życzliwość ludzką. Kiedyś człowiek był człowiekiem. Teraz jest tylko dodatkiem do maszyny, który póki co trzeba tolerować, ale pracuje się już nad tym, żeby przestał być potrzebny.
Chyba każdy, kto często korzystał z usług PKP, miałby w zanadrzu jakąś kolejową anegdotę ;-) Rok 1990. Postanowiliśmy we dwójkę przejechać rowerami dawny szlak kolejowy z Botkun w kierunku Żytkiejm. Warszawa Wschodnia, godzina 23:30. Czekaliśmy na pociąg osobowy z Łodzi do Suwałk i Gołdapi. Był to jeden z tych klimatycznych nocnych dalekobieżnych, którym brać studencka nadawała czułe miano "rzeźni". Ten skład miał jednak istotną zaletę w postaci wagonu bagażowego. Pociąg przyjechał spóźniony. Czyli standard. Oprócz nas, na bagażówkę czekał na peronie sznur wózków wyładowanych towarem. (Nie wiem, czemu, ale zapamiętałem pudła z drożdżami ;) Jako klienci indywidualni, czyli gorszego sortu, ustawiliśmy się z rowerami grzecznie, za wózkami, na końcu kolejki. Przeładowują pierwszy wózek... Czekamy... Przeładowują drugi.. Czekamy.. W połowie trzeciego wózka, widać komuś czekanie się znudziło i... pociąg ruszył. W mijającej nas bagażówce zdążyłem jeszcze zobaczyć konwojenta, rwącego hamulec bezpieczeństwa. I jego minę, gdy rączka hamulca została mu luźno w ręce. Widok bezcenny ;-)
Klimat nocnych rzeźni we wczesnych latach dziewięćdziesiątych różne miewał oblicza: * Kiedy indziej, w rzeczonym już osobowym do Gołdapi, z trudem upolowaliśmy miejscówkę w umywalni (wagony miały osobne WC i umywalnię). Miejsce okazało się nadzwyczaj komfortowe zważywszy, że za drzwiami przez całą noc trwała intensywna degustacja paliw wysokooktanowych a rano puste butelki smętnie turlały się po korytarzu. * Warszawa-Zagórz. Zwykle i tak pełny, ale to pikuś w porównaniu tłokiem jaki panował, gdy w okolicach pierwszego maja ruszał w góry studencki Rajd "Beskid Niski". A ja chciałem wtedy tyko do Gorlic. Na dworcu W-wa Wsch. udało mi się wsiąść przez okno. Po czym w Zagórzanach przez to samo okno wysiadłem, bo o wykonaniu kroku w którąkolwiek stronę nie mogło być mowy. * Późny, zimowy wieczór w poc. bodajże Zagórz-Kraków. Zeszliśmy zmarznięci z gór, pożądając gorącej herbaty. Skąd ją wziąć nocą, w podrzędnym pociągu? Polak potrafi. Benzynowy juwel odpalony w harmonijce między wagonami i w parę minut herbata była gotowa. Dzisiaj, za taki numer to bym chyba dostał 5 lat z paragrafu o terroryźmie. ;)
* Z relacji znajomych: Wracali zimą, "zagórzańskim" z Krosna do W-wy. Jeden z wagonów w składzie przyjechał zamknięty na głucho z powodu usterki elektrycznej. Na szczęście kierownik, ludzki człowiek, dał się przekonać, że studentom w śpiworach mróz i ciemność niestraszne. Zatłoczony pociąg pojechał dalej, tylko w oknie jednego pustego, ciemnego wagonu jaśniała samotna świeczka. * Rok 1992. Regularnie jeździłem nocnym pośpiechem z W-wy do Poznania. (Miałem wtedy taki masochistyczny plan, zakładający lądowanie ok. godz. 3 w P-niu i czekanie do 4:25 na osobowy do Wągrowca. Ale przynajmniej kawiarenka na I p. dw. P-ń Główny była całkiem w porządku i oferowała świetne kremówki ;) Wsiadłem do pustawego pociągu. Po jakimś czasie do przedziału zajrzał konduktor: "Nie śpi pan? To dobrze. Bo wie pan... Tacy różni chodzą i kradną" W Kutnie dosiadła się rodzina. Pani, z przepraszającym uśmiechem wyjęła z torby kłódkę, kawał łańcucha i przypięła drzwi do półki na bagaże. "Jeżeli będzie pan chciał wyjść, to proszę mnie obudzić. Ale wie pan... Tacy różni chodzą..."
Bywało i śmiesznie: * Rok 1989. Nocny "ekspres północy", czyli osobowy z Ełku do Warszawy, przez Ruciane. Z Ełku do Olsztyna ciągnięty przez parowóz. Klimacik, którego się nie zapomina. ;-) Jechaliśmy - a jakże - z rowerami, z braku bagażówki upychając je w ostatnim przedsionku. Pociąg pustawy, ale konduktor, widać nerwowy, pieklił się, że rowery mu przeszkadzają. "Przyjdzie jakaś kobieta, podrze rajstopy a ja będę odpowiadał". W końcu dał za wygraną i sobie poszedł. A nieznajomy chłopak, jadący z nami w przedziale, leniwie otworzył jedno oko i podsumował: "Tego to chyba jeszcze nikt nie wysadził w szczerym polu".
Kolejowe klimaty to również towarzysze podróży. Jako się rzekło, miałem taki okres, gdy sporo jeździłem nocnymi pociągami. Wypracowałem sobie wtedy metodę dobierania współpasażerów: W Warszawie często bywa tak, że pociągi w kierunku zach. ze stacji Warszawa Wschodnia ruszają prawie puste a właściwy tłum wsiada dopiero na Centralnej. Mieszkając "w Azji" czyli za Wisłą, z zasady wsiadałem na Wschodniej. Zasuwałem boczne zasłony, stawałem w otwartych drzwiach przedziału i wyciągając wysoko głowę wypatrywałem w kierunku wejścia. Czy blokowałem przedział? Ależ skąd! Gdy ktoś zapytał o wolne miejsca, bez problemu się odsuwałem. Tyle, że zwykle nikt nie pytał. Dzisiaj, ze swoim metr-osiemdziesiąt-parę byłbym pewnie uznany za kurdupla, jednak trzydzieści lat temu, mało kto był w stanie zajrzeć mi przez ramię. A zapytać, stojąc twarzą w twarz, jakoś nikt nie miał odwagi. Kogo wypatrywałem? Oczywiście miłych-i-ciekawych-współpasażerów. Gdy się ktoś taki pojawił na horyzoncie, z uśmiechem zapraszałem "Proszę, tu jest wolne". Metoda mnie nigdy nie zawiodła. Miała tylko jedną wadę. Zamiast spać, zwykle gadaliśmy do rana. A wiecie, jak się idzie w góry po zarwanej nocy. ;->
2 stycznia 2002 pociag express Czartoryski Lublin-Gdynia- to byl sniezny dzien na kolei! W Puławach najpierw maz wsadza zone z wnuczkiem do pociagu myslac, ze to ten do Gdyni (wszystkie opoznione 20min z powodu sniezyc, zasypanych torów- o dziwo nr wagonu i miejscowka zgadzaja się, miejsca wolne- odjezdzaja po czym ja mowie do kuzyna "no to teraz wjedzie na Gdynie"- a dziadek odpalając peta slyszy co mówiłem i robi sie blady "Panie a ten dokad byl?" Ja: "do Zakopanego" na co dziadek "kurwa gdzie ona z nim wsiadla" :) (babcia wnuczka miala odwieźć do Gdyni... Potem w pociagu cały wagon skacowanych żołnierzy, pełno ludzi, snieżyce wzrastają z kilometrami i nagle przed malborkiem bach- postój w szczerym polu 4 godziny, bez ogrzewania, bez prądu, dociągneli nas do Malborka, tam podpieli spalinówę i w mroku dowiozła mnie i resztę do Gdyni- około 8 godzin opóźnienia.Wichura zerwała trakcję na moscie na Wiśle przed Tczewem. Zastanawiam się do dzis gdzie ta babcia z wnuczkiem dojechali? Pierwszy postój mieli w Radomiu ;) tamtego dnia rekord w opóźnieniu miał pospiech z Bielsko Białej- 22 godziny. to tak w srocie.
Piękna opowieść, choć wstrząsająca z perspektywy babci i wnuczka... to wszystko też pokazuje, że człowieczek wobec sił natury jest czasem bezradny. Dziękuję i pozdrawiam!
@@PokoleizKuleckim jeszcze dodam, ze zolnierze otworzyli lekko okno bo bylo parno (doslownie parowal z nich alkohol). Jak sie potem okazalo- okno zamarzlo na amen i ani w dol ani w gore- dodatkowa klimatyzacja byla juz od.... Iławy! :)
Dziękuje za przypomnienie mi moich własnych podróży jako szwej . 8 dni temu była moja 19 rocznica ,gdy o 7 rano pojawiłem się na bramie w Zegrzu . Z Zegrza do Opola daleko :) . Pozdrawiam i oczekuje nowych odcinków , gdyż z tego co wiem , łączy Pan dwie moje pasje ( lotnictwo i pociągi ) może kiedyś połączy Pan te dwie pasje w jednym odcinku ????
Czy jest jakiś spis filmów które nagrałeś z lokalizacjami których dotyczą? Bo nie widziałem wszystkich, a przyznam że moje ulubione odcinki to ten o wąskotorówce do Karczewa i o tajnej przeprawie koło Puław - bo sam mieszkam w Otwocku i lubię ciekawostki z południowego wschodu Warszawy
A po wysłuchaniu łezka zskręciła się w oku. Komu dziś chciałoby się dawać z buta 24 km? W mrozie? Kocham takie historie. Żywy reportaż i nieznani ludzie, któtzy pomogą, podpowiedzą, podrzucą. Zupełnie " nie dzisiaj". Dziś ktoś kto zatrzyma się aby podrzucić od razu budzi podejrzenia... Kto by dziś w moim Wrocławiu podrzucił kogoś w kierunku przeciwnym? Nie tęsknię za komuną, ale za normalnymi stosunkami międzyludzkimi z tamtych lat.....
@@piotrwitek2272 - dziękuję za dobre słowo. Widuję dookoła wiele przypadków ludzkich, przyjaznych zachowań; trochę ogólnie jednak przeszkadza to, że mniej czasu spędzamy stłoczeni ze sobą w środowisku miejskim, a więcej - odizolowani od świata w samochodach... jesteśmy mniej zmotywowani... do człowieczeństwa.
To zdrowo... oczyszcza umysł i duszę. Też czasem ryczę na wspomnienie niektórych sytuacji poznanych, bądź przeżytych... umiejętność takiej reakcji świadczy o tym, że jeszcze jesteśmy ludźmi. Tak trzymać. Dziękuję.
Na stronie Ilostan Pojazdów Trakcyjnych taka informacja : SP32-207 2019-07-19 Lokomotywa wystawiona na sprzedaż w celu złomowania razem z SP32 o numerach 201, 202, 203, 204, 205, 208, 209 oraz 210
Sie było młodym to sie moglo chodzić i nocami po 30 km , na pielgrzymki sie chodziło ...nawet sie chodziło z buta z centralnego na bemowo na reymonta :) godzine to zajmowało :) teraz juz nogi bolą :) fajna muzyka ifajny klimacik opowieści juz widziałem w wyobrażni ten pociąg pełen żołnierzy zimną grudniową nocą i ten drugi omijający tę górę :)
Bardzo serdecznie dziękuję! Jeszcze parę lat temu wracałem z Powiśla, z Fabrycznej na Jelonki... a teraz z żoną ćwiczymy dzieciaki, aby te dziesięć czy naście kilometrów ich nie złamało... muszą mieć krzepę na własne opowieści. Z Centralnego na Bemowo w godzinę... dobry czas! Dziękuję serdecznie i pozdrawiam!
Wprawdzie nie kolejowo, ale miejskie podróże "z buta" to też jakaś forma komunikacji... Rok 1990. Strajk komunikacji miejskiej w Warszawie. Nie jakiś tam ostrzegawczy czy włoski. Jeśli mnie pamięć nie zwodzi, to przez bity tydzień nie jeździło po mieście NIC w barwach MZK. Na swojej ówczesnej mapie aktywności miałem dom w Wawrze, dziewczynę na Stegnach i Polibudę. No i był dylemat... Odprowadzić dziewczynę do domu, czy nie? Odpowiedź łatwa do przewidzenia. Tyle, że potem wypadałoby jeszcze wrócić do domu. Do wyboru - Trasa Łazienkowska na piechotę lub PKP ze Śródmieścia. Szkoda, że nie policzyłem wydeptanych wtedy kilometrów. ;-) Po paru dniach jakoś ogarnięto szczątkową komunikację, angażując autokary z zakładów pracy. Krążyły po mieście nie mając ustalonych stałych tras i przystanków. Czasem wyglądało to tak, że kierowca wypatrywał piechurów, zwalniał i przez otwarte drzwi wołał czy chcą się zabrać.
@@borysmusorszczik4798 - gdy moja ówczesna dziewczyna odwiedzała mnie w akademiku, spotkania kończyliśmy jakoś w okolicach 4:00 rano... i tak większy sens miał spacer na Sadybę, niż czajenie się na jakiś nocny... noce były ciepłe, a dziewczyna dziś jest moją żoną. To było 21 lat temu!
@@PokoleizKuleckim Nie pamiętam, co tam wtedy konkretnie jeździło (608 ?) , ale nocnym spod Riviery na Sadybę to czysty luksus. ;-) Ja miałem niestety pecha, bo mieszkałem nieopodal pętli 601, czyli jednej z dwóch linii poprowadzonych wówczas przez Dw.Wileński i omijających Dw. Warszawa Centralna. Linie niby się krzyżowały po drodze, ale ich skomunikowanie to już czysta teoria. Osobom zamieszkałym poza D.C. (default city ;) należy się tutaj drobne wyjaśnienie: Autobusy nocne w W-wie, od dziesiątek lat jeżdżą według podobnego schematu. Większość linii (choć nie wszystkie!: www.ztm.waw.pl/?c=199&l=1 ) ma trasy poprowadzone przez, lub zaczynające się na Dw. Warszawa Centralna. Oraz stały takt odjazdów: XX:15 oraz XX:45. W praktyce wygląda to tak, że co pół godziny, na pustą pętlę przy Złotych Tarasach zjeżdża się nagle kilkanaście autobusów. Przez kilka minut trwa rozgardiasz jak w godzinach szczytu, po czym wszystkie jednocześnie odjeżdżają. W czasach, które wspominamy, linii było niewiele (łącznie 10 "sześćsetek" przez dw.W.C.) i wszystkie kursowały dokładnie co pół godziny. Obecnie "N-ek" jest już ponad 40, ale część z nich tworzy bliźniacze pary. Jeżdżą co godzinę z przesunięciem o 30 min, mają wspólną większą część trasy a różnią się jedynie końcówką, trafiając np. na sąsiednie osiedla.
Ciesz się, że trafiła się Tobie w miarę śnieżna, a ciepła zima 2002/2003, a nie kolejna, w której styczniowe mrozy sięgały -35 stopni. Ale zarówno jedna, jak i druga były piękne, ciche i zimne. Dzisiejsi nawet 18-latkowie w ogóle takich zim nie znają... Nieczynny akademik?! Rzecz w Gdańsku nieznana. Wojskowi zasadniczy w mundurach musieli być na służbie, w III RP mundur na przepustce był zabroniony. Chłopaki pewnie wracali z Orzysza z unitarki do jednostki macierzystej lub z Bartoszyc do Rembertowa na unitarkę. Trasa wieloetapowa, typu rozproszonego. :-) I nawet jeśli chociaż jeden drobny szczegół był fabularyzowany, to pal sześć - wybaczam. :-) Dzisiaj co drugi młody powie, że tak nie wolno i nie da się. Starszy zresztą też. A kraj przecież lepiej zorganizowany i bezpieczniejszy. Szkoda, że tylko na dwa przystanki udało Ci się wejść do lokomotywy, ale może i lepiej. Na całą trasę przez Krasnystaw mogliby Ciebie nie wziąć - dużo nerwówki z papugą i ograniczeń na trasie. Dziś Hetman nie dzieli się w Rejowcu, Intercity nie trzyma w Chełmie lokomotyw. Od Lublina pociągi jadą po sobie, jeden po drugim, spalinowy i elektryk, a sama jazda do Zawady jest łącznicą, z pominięciem Rejowca. Chyba jak mi się zachce, to sobie policzę długość trasy. Ale na pewno była solidna. No i bilet studencki w tamtym czasie, miał zniżkę tylko 37 procent. A sama historia - piękna i urocza. Przeżyłeś bez chodzenia z komórką w ręku, bez aplikacji z mapami, wszędzie dotarłeś. Ciekawe czy za lat 15 Twoja latorośl powtórzy trasę i czy tato udzieli pozwolenia. :-)
Można było wystąpić do dowódcy o zgodę na wyjazd do domu w mundurze. Jeden z chłopaków uzasadnił ją tym, że ludzie na jego wsi plotkują i dokuczają matce, że syn jest w więzieniu a nie w wojsku. Zgodę dostał.
Dziękuję za piękny komentarz i precyzyjną analizę! Nagrywając i szperając w notatkach i rozkładach jazdy uświadomiłem sobie, że nie wszystko dobrze zapamiętałem i niektóre aspekty opowieści uzupełniłem na zasadzie "licentia poetica" ;) . Trasa była konkretna; w dawnych czasach to było - żeby nie skłamać - bodajże jakieś 530 km, czas jazdy natomiast, zakładając wyjazd z Olsztyna po 18:00, dwugodzinne czekanie na "Roztocze" o 0:15 na Zachodnim i przyjazd jakoś przed 7:00 do Zwierzyńca - jakieś 12 godzin podróżowania. Ta moja wyprawa trwałą dłużej, bo przez lata rozkłady się rozjechały, a ja jeszcze zabawiłem w Zamościu. Szczęściem moje dzieci rozpoznają strony świata po położeniu słońca na niebie i wiedzą, że kora brzozowa to dobra rozpałka... może wyrosną na ludzi ;) . Pozdrawiam :) .
Chyba przekombinowałem z powrotem; chciałem sobie urozmaicić podróż i wybrałem relację przez Rozwadów i Radom... godziny tłuczenia się 40km/h po rozjeżdżonych do niemożliwości szynach... raczej nuda i raczej męczące. I z zakończeniem w Warszawie, bo przecież pozostał studencki Sylwester i dalsze akademickie życie...
@@@PokoleizKuleckim > przez Rozwadów i Radom... godziny tłuczenia się 40km/h Znak czasów. Paręnaście lat wcześniej był to fragment fajnej, dziennej, wieloprzesiadkowej i całkiem efektywnej trasy powrotnej z Beskidu Niskiego. Jeśli mnie pamięć nie myli, wyglądała ona tak: * O 10 rano PKS z Ropianki do Krempnej. * PKS z Krempnej do Jasła * PKP osobowy z Jasła do Rzeszowa * PKP osobowy z Rzeszowa przez Kolbuszową do Sandomierza. (Potem zamknęli Kolbuszową i trzeba było jechać bodajże przez Przeworsk, Rozwadów) * PKP osobowy, Sandomierz -> Radom * PKP pospieszny Radom -> Warszawa Całość, od wejścia do pierwszego PKSu do postawienia nogi na peronie W-wa Wsch zajmowała 10 godzin. Za cenę kompatybilną ze stanem studenckiego portfela. IMHO, niezły przykład, by dzisiejszym klientom polskich kolei wytłumaczyć, czym są te mityczne połączenia skomunikowane.
ludzie niby zwiedzają świat, ale to jest punktowe podróżowanie. Polska-> samolot-> Włochy, Francja, USA-> hotel, kurort. A wystarczy w Polskę wybrać się na chybił trafił i okazuje się, że podróż jest znacznie fajniejsza, prawdziwsza i jest co wspominać.
To prawda - długo ta podróż nie trwała, pomimo nikczemnie niskiej szlakowej. Smutno musi Zawada wyglądać - a przecież dawniej była to stacja pełna życia.
Wszystkie opowieści "Odcinek ??" są niezwykle ciekawe, bez względu na to czy traktują o kwestiach kolejowych, czy jakichkolwiek innych. Co chyba najważniejsze, to wszystkie one są niezwykle klimatyczne. Owa klimatyczność nie do każdego człowieka trafia, co jest zupełnie naturalnym, ale tym "kilku" osobom subskrybującym kanał "Po kolei z Kuleckim" tłumaczyć tego nie trzeba. Kto nie wyczuwa tych klimatów, ten może poszukać sobie jakichś mniej skomplikowanych filmików, nie stawiających przed oglądaczo-słuchaczami większych wymagań. Nie musi się "katować" oglądaniem "Odcinków ??". Miło słuchać o ludzkiej, bezinteresownej życzliwości osób nie znanych. Również moje doświadczenia potwierdzają większą otwartość i życzliwość ludzi "wschodnich rubieży". Niemniej miałem okazję doświadczać życzliwości we wszystkich częściach PL. Wydaje mi się że ogromne znaczenie ma to, na ile sami jesteśmy życzliwi dla obcych i otwarci na nich i wtedy nasza życzliwość "powraca" do nas w formie życzliwości owych obcych. Dzięki za tę piękną opowieść.
Radiowy głos, zupełnie inny odbiór niż z wizją. Świetna opowieść.
Julek - bardzo dziękuję. Chciałem zaeksperymentować z inną formą. Może i radiowy głos... za to wygląd też radiowy :) . Dziękuję i pozdrawiam.
@@PokoleizKuleckim nie omieszkam sprawdzić w radiu z wizją. Halo.Radio
Na wieczory, do snu, bardzo dobry głos.
@@michmak3829 - dziękuję!
Miło się słucha, z własnego doświadczenia wiem że niemal każdy miłośnik kolei ma podobną opowieść w swojej pamięci, a po tej aż się prosi o audiobooka ze zbiorem takich gawęd. 👍
Ninieszym każda i każdy z nas ma pracę domową do odrobienia :) . Dziękuję i pozdrawiam!
Skąd ja znam ściganie się WSK-ą z pociągami :)
10 lat co dzień polem, wzdłóż torów dojezdzałem do pracy z Janikowa do Inowrocławia.
Motocykl WSK M-06 Z2 z 1963 roku.
Kupiłem go w 2004 jako nawet nie dotarty.
Miał tylko 750 km przejechane.
Jest ze mną do dziś i ma u mnie dożywotnie miejsce w garażu.
A pracowałem w Inowrocławiu tuż przy torach, w firmie budującej motocykle customowe Harley-Davidson.
Miesciła się w budynku dawnej noclegowni kolejowej i wejscie było dwa metry od torowiska stacji towarowej Inowrocław, nieopodal górki rozrządowej i wieży ciśnień.
W okolicznym ogródku piwnym przy sklepie ABC po służbie odpoczywali przy piwie kolejarze.
Ileż to ciekawych ludzi tam poznałem i fascynujących opowieści się nasłuchałem.
Moja ówczesna była składakiem bez numeru ramy ani numeru silnika... miała zbiornik od "czwórki z urwanymi węzłami, a reflektora nie było do czego przykręcić... ale czegóż więcej dwunastolatkowi potrzeba.
Super wspomnienia, dziękuję!
@@PokoleizKuleckim Takowymi też się w życiu popylało z kumplami po lasach i innych wertepach.
To ja dziękuję za wspomnienia z tej podróży.
Taka turystyka na buta wzdłóż torów lub starotorzami nie jest mi obca :)
Pamietam te firmę, mieszkalem wtedy na osiedlu niedaleko :)
Świetna opowieść, to potwierdza że podróże koleją nigdy nie są takie same. Sam zacząłem pisać książkę o swoich przygodach podczas podróży pociągami, a ten materiał utwierdził mnie w przekonaniu, że warto aby takie opowieści wyszly na światło dzienne. Kciuk w górę!
Dziękuję! Cieszę się, że taka formuła również się przyjęła. Pozdrawiam serdecznie!
Piękna opowieść, która obudziła wspomnienia (część pociągowa ;) ), oraz prostą refleksję - warto wzajemnie dla siebie być dobrym. Dobro uczynione powraca stukrotnie.
Dziękuję za wspaniałą (jak zawsze) opowieść i obudzone wspomnienia. Kiedyś je opowiem... ;)
Koniecznie! Każdy z nas ma sprzęt nagrywający, choćby w komórce. A Ty pięknie opowiadasz... i masz o czym! Do zajęć :) .
Bardzo interesująca opowieść. Też z Olsztyna jeździłem koleją do Wawy, też mieszkałem w Mikrusie i też na 9 piętrze :-) Tylko 10 lat wcześniej. Pozdrawiam, świetny kanał!
Dziękuję serdecznie! Meble z pewnością pamiętały tamte czasy :D . I telefon też wisiał naprzeciw 912 :) .
Więcej takich podcastów. Rewelacja.
Witam Jakubie.
Całą Twa opowieść przypomniała mi pewną historię z czasów, gdy byłem jeszcze uczniem Technikum Kolejowego...
W wakacje zorganizowaną grupą wybraliśmy się na spływ kajakowy rzeką Krutynią. Koniec spływu i przesiadka z kajaka na pociąg miała nastąpić w Mikołajkach. Przyjechał pociąg, ludzie wysiadają a mi coś strzeliło do łba...
Opiekuna grupy poinformowałem o próbie wejścia do kabiny na manewry ( około 2000 roku metoda na ucznia Technikum Kolejowego działała na 99,9%)... W efekcie tego z Mikołajek do Czerwonki w kabinie SM42 z maszynistą i pomocnikiem zmieściło się w sumie 12 osób.
Wtedy były to inne czasy i inna kolej, może trochę życzliwsza (poza większymi aglomeracjami), ale nie było tego pospiechu, więcej do człowieka docierało, co się wokół niego działo...
Więcej było też bezinteresowności i chęci niesienia drugiemu pomocy... Piękne czasy które przeminęły bezpowrotnie.
Pozdrawiam,...
Coś pięknego... ale zauważ: dobre czasy wracają: wspomnij pewną imprezę, w której ostatnio obaj braliśmy udział: ileż to osób napodróżowało się w kabinie... a ileż kolejnych odwiedziło kabiny licznych pojazdów trakcyjnych na wystawie. Kolej robi się bardziej otwarta na ludzi spoza branży. Jestem optymistą.
Zielonej :)
Skoro mowa o kajakach i (co by nie rzec) życzliwości, to przypomniała mi się sytuacja opowiedziana przez szwagra.:
Połowa lat dziewięćdziesiątych. Harcerski spływ kajakowy.
Całą grupą wracali pociągiem. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie to, że wracali... z kajakami. I nie były to bynajmniej kajaki składane. ;-)
Pakowali się do piętrusa na jakiejś małej stacyjce (nazwy nie pomnę). Strategia załadunku polegała na tym, że trzeba było otworzyć drzwi na przestrzał, wepchnąć kajak na wylot, następnie wycofać go rufą w górę, kładąc na schodach. Po czym powtórzyć to samo z kolejnymi kajakami.
Kierownika najpierw zatkało, potem się trochę zapieklił, ale w końcu nie stwarzał większych problemów i nawet okazał się całkiem przyjazny. Jednak wciąż były to czasy, gdy określenie "harcerz" miało swoją wagę.
@@borysmusorszczik4798 - no czegoś takiego to nie widziałem! Coś pięknego!
@@PokoleizKuleckim Dzięki :) Mam nadzieję, że masz rację. Pozdrawiam,...
Fajna opowieść Panie Jakubie, ponadczasowe wartości, nieco dziś zapomniane, mam nadzieję że Pana przesłanie ukryte w tej historii, dotrze do wielu odbiorców.
Koleją przez Polskę Wschodnią. Mniej więcej od momentu wyjazdu z Warszawy, poczułem się jakby opowiadał to ktoś, kogo znam. Tutaj, teraz już rzadziej, ale jednak nadal tak bywa z tymi pociągami w okolicach Zamościa. Najbardziej ciepło zrobiło mi się , kiedy padło ul. Monopolowa w Zwierzyńcu. Z kolei cebularz i wyrób browarniczy ze Zwierzyńca to mógłby być zestaw "Lubelskie przysmaki - starter pack"
Dużo jest prawdy w tym, o czym Pan opowiada. Jeżeli gdzieś w pamięci jest więcej takich historii to myślę że się przyjmą.
Piękna, wzruszająca historia. Wspaniale opowiedziane. Dołączam się do grona opiewających Twój talent :)
Wspaniale się słuchało. Jako były student PW, oraz namiętny turysta kolejowo-rowerowy, dobrze znam wszystkie trasy i miejsca, o których mowa w tej opowieści. Smak cebularzy i piw zwierzyniecko-lubelskich także sobie bardzo cenię ;-)
Jak masz jeszcze więcej takich historii to chętnie posłucham. Pozdrawiam.
Robert Romanski - mam. Dziękuję i pozdrawiam :) .
@@PokoleizKuleckim Kuba - ja już nie mogę się doczekać. Słucha się tego wyśmienicie.
Fajny odcinek, miło posłuchać w poniedziałek rano po ciężkim weekendzie i tak samo zapowiadającym się tygodniu.
Przypomina mi to moje wyjazdy na Zamojszczyznę pod koniec lat 90. - często wtedy szedłem na piechotę z Zawady na Bortatycze i z powrotem lub do stacji normalnotorowej w Zamościu (56 z "Bornholmu" rzadko kursowało). Raz podczas zamieci śnieżnej w lutym jeden z kolejarzy zaoferował mi podwiezienie prywatnym samochodem do Zawady. Po tym jak wysiadłem i odjechał okazało się, że zostawiłem u niego w aucie aparat... pozostało więc wrócić na piechotę w śniegu i zrobić tę samą trasę drugi raz również pieszo. Lubię chodzić, czasu do pociagu z Zawady do Hrubieszowa było sporo, więc nie stanowiło to problemu (poza wodą w butach), ale ten swoisty "fakap" pamiętam do dziś. Takich historii można by opowiadać wiele, szkoda że wtedy nie było takiej techiki jak teraz aby uwieczniać klimat kolejowej włóczęgi bez ograniczeń. Choć paradoksalnie może to właśnie w tym tkwi magia.
PS.: Najlepsze cebularze w Zamościu są w piekarni na Szwedzkiej 26, choć i te z PSS też nie są złe 🙂
Dziękuję za wspomnienia! A w Zwierzyńcu - w Rynku, na rogu Skwerkowej... ale schodzą jak świeże - nomen omen - bułeczki, tak więc warto dzień wcześniej sobie zamówić :) .
Pozdrawiam!
@@PokoleizKuleckim Zwykle jak jestem w Zwierzyńcu (ostatnio niestety przejazdem), to w "Ordynacie" kupuję jak są. O wyrobach miejscowego browaru nawet nie wspomnę 😉
Witam. Fajny materiał i piękna opowieść. Z resztą cały cykl też i oby tak dalej. Odnośnie kolejowej zamojszczyzny problemy z transportem na południe od Zamościa doskonale są mi znane. Obecnie niestety tylko w sezonie wakacyjnym istnieją jakieś normalne warunki podróżowania koleją. Szkoda, że nie cały rok. A wedrówki jak najbardziej popieram. Teren, którym szedłeś z Zawady do Zwierzyńca jest mi dobrze znany. Szedłem przez Kąty Drugie i Kosobudy. Odległość 20 - 25km wbrew pozorom nie jest czymś wielkim, jak niektórzy sądzą. Praktycznie co tydzień chodzimy z grupką "wariatów z Lublina" na jakieś piesze wypady. Polecam zarówno zdrowotnie, jak i krajobrazowo, a Tobie sukcesów i ciekawych historii.
sq8gkd - serdecznie dziękuję :) . Oboje z żoną wyciągamy dzieciaki na wędrówki, aby od małego potrafiły pieszo przemierzać konkretne odległości. I potwierdzam: norma 20 - 25 kilometrów na dzień jest bez problemu do osiągnięcia bez nadmiernego forsowania organizmu - oby tylko buty mieć dobre.
Kuba dzieki ze podzieliles sie po latach z nami ta historia👍ale jak sam powiedziałeś...tak mialo byc😀
Panie słodki, wspaniale się słuchało :). Sam urodziłem się pod Warszawą ale moja rodzina pochodzi z Lubelskiego więc wiem że cebularze są najlepsze na świecie. Pozdrawiam
Świetne słuchowisko, jak audiobook. Proszę o więcej takich historii.
Sam jestem z Zamościa A roztocze to moje środowisko naturalne... jestem przekonany że nie jeden przeszedł taką przygodę w naszym regionie.... Pozdrawiam
Michal Koman - a bo na Zamojszczyźnie twardzi ludzie żyją. Życzliwi, ale twardzi. Tacy, co to się byle przeciwnością losu nie zniechęcą. Za to ich (Was!) uwielbiam. Pozdrawiam!
Pani Inżynierze Jakubie. Bardzo piękna opowieść ukazująca jeszcze ciepłych i uczynnych ludzi, których w dzisiejszych czasach niestety brakuje. Wspomina Pan na początku tej opowieści, iż pociąg był przepełniony. Tak właśnie wyglądało w czasach PRL-u. Ludzie aby zająć wolne miejsca wówczas włazili przez okna do wnętrza wagonu... Rzeczywiście wspomniana ekipa trakcyjna miała poniekąd racje , że nic dobrego nie przyniosła reforma kolei. Likwidacje : lokalnych linii kolejowych, małych stacji, szkół o profilu kolejowym, dotknęło również redukcja etatów (dziś odwrotnie). Dzisiaj troszkę coś ruszyło; remonty głównych szlaków kolejowych ale też nowszy tabor i urządzenia SRK.
Pozdrawiam serdecznie.
son da - ano, temat jest złożony... przez lata sama kolej w osobie jedynie słusznego przedsiębiorstwa zrobiła wiele, aby „wygasić popyt”... ostatnimi laty jakby się poprawiało. Oby ten trend się utrzymał. I oby dobrych ludzi nie zabrakło. Dziękuję i pozdrawiam.
Ciekawa historia super się słuchało
Moja najdłuższa podróż. Darmstadt - Opole. Ale nie tak po prostu. Najpierw RE z Darmstadtu do Frankfurtu, Frankfurt - Berlin w ICE, Berlin - Gdańsk pospieszny, Gdańsk - Iława Ekspres, Iława - Toruń osobowy, Toruń - Poznań osobowy, Poznań - Opole pospieszny (relacji Szczecin - Budapeszt, nie pamiętam już jak się nazywał pewnie ktoś zaraz przypomni). A wszystko przed 2000 rokiem. A trasa taka a nie inna bo ICE do Berlina dojechał spóźniony i uciekł mi pośpieszny Berlin - Kraków. Wyjechałem z Darmstadtu o 11 rano a do Opola dotarłem dnia następnego o 18 z opóźnieniem około 12 godzin :)
No to ostro :) .
Za młodu takich podróży miałem sporo. Nawet jedna z nich o Olsztyn zahaczyła (Opole-Szczecin-Gdańsk-Olsztyn-Warszawa-Opole) jakieś 30 godzin z czego większość w pociągu.
Piękna Historia!
Dziękuję Wam za poświęcony czas i pozytywne przyjęcie nieco innej formy opowieści. Przy okazji okazało się - co mnie nie dziwi - że każda i każdy z nas ma co najmniej jedną taką opowieść w swym życiowym doświadczeniu. Tych z Was, którzy jeszcze tego nie uczynili, zachęcam do przeczytania komentarzy, bo jest tu wiele wyśmienitych opowieści, a każda z nich - wyjątkowa! Nie dość, że opisane fakty są niezwykłe, to jeszcze opowiedzieliście te historie w piękny sposób. Tu chciałbym wszystkich zachęcić do dzielenia się historiami - nagrywajcie, opisujcie, opowiadajcie! Mówią, że każdy człowiek ma do napisania jedną, dobrą książkę: swój życiorys... a w każdym życiorysie mieści się wiele fascynujących opowiadań.
Twój wpis skojarzył mi się z podobnym apelem "Irytującego".
Wśród nas krąży masa świetnych opowieści z dawnych lat. Spisujcie.. nagrywajcie...
Bo niestety zbyt szybko i znienacka odchodzą!
Na zachętę, anegdota kolejowa sięgająca naprawdę dawnych czasów. Wydaje mi się, że kiedyś już ją przytoczyłem, ale IMHO warta jest powtórzenia.
W 2005r. obchodzono stulecie linii kolejowej Poznań-Wągrowiec. Odcinek Poznań-Skoki uruchomiono 1.10.1905r.
(pl.wikipedia.org/wiki/Linia_kolejowa_nr_356)
Przy okazji obchodów, babcia mojej żony, stwierdziła:
"Wiecie, że chyba jechałam tym pociągiem zaraz po uruchomieniu? Moja mama, tuż przed moim urodzeniem odwiedziła rodzinę w Murowanej Goślinie. Nie miała wyboru, musiała jechać koleją"
Babcia urodziła się w październiku 1905 r. Dożyła wieku blisko 102 lat.
pl.wikipedia.org/wiki/Murowana_Go%C5%9Blina_(stacja_kolejowa)
Piękna opowieść. Przypomniały mi się moje podróże. Przez siedem lat jeździłem regularnie miedzy Szczecinem i Wrocławiem. Pamiętam jak na początku lat 90-tych, Polacy masowo wozili z jeszcze, chyba wtedy ZSRR kolorowe telewizory. Pociąg z Brześcia do Legnicy jadący przez Wrocław był wyładowany tym sprzętem. Pomogłem starszemu panu wyjąć ogromne pudło ważące wiele kilogramów z pociągu i okazało się że jedzie on do Międzylesia jak ja. Więc jeszcze kilka razy targałem z nim to ustrojstwo. Nasza wspólna podróż trwała kilka godzin bo w Kłodzku czekaliśmy na pociąg do Międzylesia i ten pan opowiedział mi swoją historię z wojny. Był robotnikiem przymusowym. Słuchałem go i pamiętam do dziś szczegóły tej historii. A prywatną podwózkę autobusem PKS-u miałem w Bieszczadach. Autobus złapał gumę, wszyscy poszli tylko ja zostałem, mnie się nigdzie nie spieszyło. Zmieniliśmy koło i kierowca się pyta;
- młody, a gdzie ty idziesz bo już późno ?
- do Sanoka ,
- to ja cię zawiozę , ale dzisiaj już nic z Sanoka nie jedzie ,
- to do Domu Turysty poproszę i pojechaliśmy gdzie się pożegnaliśmy z uśmiechem , dostałem od niego jeszcze rozkład jazdy.
Heh... tak było. Moja mama z kontraktu z ówczesnej Łotewskiej SSR przywiozła telewizor Czajka 280... wielki grzmot, 28 cali lampy... kto wtedy myślałby, że Pribałtiki będą za parę lat wolne, a Sojuz się rozleci...
Ciekawa opowieść, nawet gdy nie w terenie. Świetny materiał👌👍
Moja najdalsza wycieczka pociągiem to ze Skierniewic do Zakopanego. Miałem w tedy 10-11 lat. Był to wyjazd na obóz letni. Odjazd był o 3 czy 4 w nocy. Nie pamiętam wiele, ale było naprawdę sympatycznie.
Od wieczora pojawiły się nowe opowieści i wspomnienia... jesteście niesamowici. Potwierdza się: każda i każdy z nas ma w zanadrzu piękne historie. Zachęcam do czytania komentarzy, bo są świetne!
Super odcinek,taki nowoczesny podcast - proszę o więcej.
Mam nadzieje, że ma Pan więcej takich historii do opowiedzenia bo genialnie się tego słucha ... :) pozdrawiam
Dziękuję - coś jeszcze się znajdzie ;) .
Takiego zawzięcia tylko pogratulować. Opowieść świetna i czekam na więcej!
Zamojszczyzna piękne miejsce, świetni ludzie, uczynni i naprawdę otwarci, a przede wszystkim szczerzy patrioci. Aż łezka się w oku kręci że ten region jest tak zaniedbany gospodarczo przez władze, przemysł upadł całkowicie, handel przejmują duże sieci(portugalskie i niemieckie), mały handel regionalny w zapaści. Aż się nasuwa myśl że ktoś celowo zmusza tych dobrych ludzi do opuszczania swojego regionu za chlebem, w jakim celu tak się dzieje...można się tylko domyślać...
Region Podkarpackia i Zamojszczyzny zawsze wymagał zastrzyku kapitału z saksów. Spójrz na ich ziemie - małe, wąskie pasy za domem, skromniej jest tylko chyba na kielecczyźnie. Mówi się, że najbardziej amerykańscy w Polsce są górale. Nieprawda. Istnieją regiony, gdzie jedyną utartą wizją odbicia się od dna jest wyjazd za góry, albo za wodę. Zamojszczyzna obstawia Francję, Sądecczyzna Włochy, Podkarpacie i Podlasie za cel od przed wojen brało Stany. Niestety, z próżnego... Regiony bidne. Ale przez to ludzie szlachetni!
A zasoby Lubelszczyzny i Zamojszczyzny są nieopisane. Piękna, zdrowa przyroda, przepiękne kobiety i zacni mężczyźni. Co do tego ostatniego, opieram się niestety wyłącznie na relacjach. :-D
Problem leży głębiej - brak infrastruktury odziedziczony jeszcze po zaborcach, lata Ordynacji Zamojskiej, która też specyficznie kształtowała ludzi... z jednej strony bogactwo oparte na zasobach naturalnych, w tym drewnie, cukrze, wapiennym kamieniu i rudzie żelaza, z drugiej - często niegospodarność... trudne to wszystko. Nawet ostanie lata są pełne dziwnych obserwacji: w Zwierzyńcu fabryka mebli, zwana "Majdankiem" przez wyzysk Niemca, z drugiej - rodzimi "biznesmeni" organizujący wytwórnie palet, w których pracownicy nawet nie mają na czym pracować... krwiożerczy kapitalizm, gdzie nie spojrzeć... nie wiem, czy to się wszystko da łatwo wytłumaczyć.
Audycja radiowa,jestem mile zaskoczony.
Super! Bardzo ciekawa, wciągająca opowieść. Masz to coś ;)
O podróżach z Olsztyna do Wawy i z powrotem mógłbym książkę napisać.Na przełomie wieków dużo kursów odbyłem nocnym Ełk-Warszawa Z.-Ełk a bywało że i koło południa z Olsztyna przyśpieszonym osobowym jeździłem , porannym Ex Kormoran się też jeździło.W tamtych czasach nie było za bardzo alternatywy dla kolei a pośpieszny kurs PKSem przez Szczytno nie był szybszy niż przyspieszony osobowy.Po tej opowieści zaczęły mi się przypominać wszystkie jazdy PKP pomiędzy Olsztynem a stolicą.
Krzysztof Kolejarz - ano, oferta była, jaka była. Pociąg był tańszy od motoryzacji indywidualnej, od pekaesu chyba też, a warunki były w miarę znośne. Jako pasjonat podróży koleją lubiłem sobie skomplikować życie i jeździłem z Warszawy Woli (dziś to 8. peron Zachodniej) kiblem przez Gdański z przesiadką w Działdowie. Męczące, ale klimatyczne.
Po kolei.Łapa w górę
Twoja opowieść przywołała w mej pamięci moje dawne przygody z PKP. Też kiedyś jechałem niesamowicie zatłoczonym pociągiem relacji Ełk-Warszawa, bo nieszczęściem trafiłem na dzień przysiąg we wszystkich chyba mazurskich jednostkach wojskowych. Kilka lat wcześniej całą drogę między Kostrzynem a Ostródą pokonałem w budkach hamulcowych wagonów towarowych. Innym razem zaspałem w Rzepinie i nielegalnie przekroczyłem granicę z NRD "Beroliną". Jednak Polscy celnicy i wopiści uznali, że było to niechcący, więc przemycili mnie na wschodnią stronę Odry bez żadnych konsekwencji prawnych. W czasach PRL podróż koleją to była jazda po bandzie bez trzymanki i zawsze z przygodami.
Toż to jest materiał na słuchowisko!!! Komórka w dłoń i nagranie w internet... będę pierwszy do słuchania!
Pozdrawiam serdecznie!
@@PokoleizKuleckim Raczej nie nadaję się na youtubera, nie dysponuję też odpowiednim sprzętem. Wolę pisać niż gadać. Dlatego opiszę jeszcze jedną przygodę z PKP, którą przeżyłem w latach osiemdziesiątych.
Padłem ofiarą elektryfikacji kolei. Jechałem z domu do Warszawy, gdzie studiowałem. Był wtedy taki fajny pociąg, o nazwie "Leningrad", który późnym wieczorem zajeżdżał z NRD do stacji Rzepin. Składał się z mnóstwa rosyjskich sypialnych wagonów zajętych przez Rosjan, ale także z trzech wagonów polskich, doczepianych w Berlinie. Tylko nigdy nie było wiadomo, czy będą na początku, czy na końcu składu. A pociąg był dłuuuuugi. Ustawiłem się więc w strategicznej pozycji pośrodku peronu. Gdy pociąg wjeżdżał na stację, okazało się, że polskie wagony dostępne dla zwykłych podróżnych są z przodu. Zerwałem się więc gwałtownie do biegu, ale zaraz przede mną był nowo postawiony stalowy słup trakcji elektrycznej, w który uderzyłem głową, łokciem i kolanem. Straciłem na jakiś czas świadomość. Gdy trochę przetrzeźwiałem, pociąg był gotowy do odjazdu. W ostatniej chwili udało mi się dowlec do pierwszego polskiego wagonu i nawet znaleźć miejsce siedzące w jednym z przedziałów. Byłem w szoku i obolały po tym zderzeniu, więc natychmiast zasnąłem. Gdy się obudziłem nad ranem przed Warszawą, ujrzałem twarze ludzi patrzących na mnie ze zgrozą. Było już jasno, pokuśtykałem do toalety i spojrzałem w lustro. Od czoła spod grzywki zobaczyłem grubą smugę zaschniętej już krwi, biegnącą w dół przez całą twarz po policzkach i podbródku. Wyglądało to tak, jakby ktoś zastrzelił mnie z broni palnej prosto w czaszkę. Obmyłem się nieco, ale współpasażerowie nadal dziwnie na mnie patrzyli do samej Warszawy, i nikt nie zadał żadnego pytania, ale było widać ulgę w ich oczach, że jednak żyję.
@@maciejszymanski2386 - dobra opowieść. .. też zaliczyłem kiedyś czołowe zderzenie ze słupem trakcyjnym, ale bez tak dotkliwych obrażeń.
Ech, tyle z tej historii, że zrobiłeś mi smaka na cebularze. ;) A w tamte strony zawitam dopiero na koniec listopada. A tak miło się słuchało i zepsuł... :D
Mateusz Arendt - musisz sobie jakiegoś kuriera cebularzowego zorganizować... my mamy swojego dostawcę ;)
niesamowita przygoda!
Bardzo fajna i ciekawa historia,miło się słuchało 👍
Daje łapke w ciemno.
Dziękuję; jest ciemno, bo jest sam dźwięk, bez obrazu ;) .
Kuluś, dzięki i pozdrawiam.
Dziękuję również i pozdrawiam!
Książka,koniecznie musisz napisać książkę, słucham, słucham i nie mam dosyć,a lubelskie strony są też mi znane choć bliżej okolic Świdnika- Biskupic 😀
Dziękuję... pomyślimy.
Lepiej, audiobooka.
@@kacjas07 Jedno nie wyklucza drugiego, choć fakt że głos Jakuba jest tu bardzo,bardzo ważny 😀
Podcasty nagrywaj :D Jak jadę pociągiem, to uwielbiam słuchać mądrych podcastów.
kladlat - widzę, że „weszło”... no to będzie więcej. Dziękuję!
Piękna historia, co ciekawe, w 2011 roku szedłem dokładnie tą samą trasą z Zamościa do Zawady w oczekiwaniu na pociąg! Był to zimowy popołudniowy dzień, zero słońca i totalnie szaro wszędzie. Też miałem czekoladę w kieszeni i nie chciało mi się czekać na stacji Zamość. Połączenia były dopiero niedawno wznowione i kursowały szynobusy. Miasto Zamość to miasto, gdzie studiowałem dojeżdżając z Lublina zaocznie. Jako pasjonat kolei pragnąłem jeździć tymi pociągami, gdy tylko dowiedziałem się że połączenie zostaje wznowione. Pamiętam, że na początku weszła zniżka, ceny były 50% tańsze, a z racji zniżki studenckiej, cena po obniżce również podlegała dalszemu zmniejszeniu o 51% Finalny koszt biletu wynosił mnie 4 albo 6 złotych przy 171 k-metrowej trasie, bo taką długość trasy podawaano na biletach.
Ja nie spotkałem nikogo, kto by mnie podrzucił, natomiast do świdnika jechał ze mną jakiś dawny punk który opowiadałl mi jak był w usa i nad głową leciały mu pociski gdy była strzelanina. W życiu nie przypuszczałbym, że, Panie Kulecki, opowie Pan o tym i to będzie o tym samym odcinku trasy, który znam :D
Dziękuję za piękne wspomnienia :) . Takie sytuacje się pamięta!
super się Ciebie słucha
Czekamy za kolejną opowieścią w ten sam sposób.
Wreszcie! Dziękuję z całego serduszka za ten "film" 🙃
To ja dziękuję!
@@PokoleizKuleckim 🙂
Dziś historia niemożliwa do przeżycia. Aż ciężko mi uwierzyć, że to było prawdziwe
Ciekawość, jak z połączeniami. Oby do Zawady… dalej mogę z buta, a co.
Jakub, serdecznie dziękuję za ten inne odcinki. Również za czas i wysiłek jaki na to poświęcasz, pomimo, ze lekkość Twoich wypowiedzi wcale na to nie wskazuje:)
Gdybyś kiedyś myślał również o podcaście, to byłby to świetny pomysł.
Dzięki!
Bardzo dziękuję. Dla mnie ta działalność ma wymiar terapeutyczny - to jest odskocznia od codzienności.
@@PokoleizKuleckim Dla Twojego audytorium rowniez:)
Też tak czasami mam, że w trakcie gdy się coś dzieje, mam świadomość, czuję że zapamiętam ten moment na całe życie. Bardzo ciekawe słuchowisko!
Ja również dziękuję.
i cyk lapka w gore zostawiona
świetne słuchowisko radiowe. Co do żołnierzy w pociągach to sam miałem przyjemność jeżdzenia w roli szeregowego w służbie zasadniczej. Najfajniejsze były masowe ucieczki przed Żandarmerią Wojskową w Łodzi Kaliskiej. Hehe.
Dziękuję. Jako były student i finalnie automatyczny szeregowy rezerwy trochę żałuję, że nie zaliczyłem MONu...
Super opowieść. Wzruszyłem się szczerze. Więcej takich. Ten próg w korytarzu to była nagrzewnica. Chyba, bo nie pamiętam, żeby to działało.
Prawda... nagrzewnica. Ogrzewanie elektryczne. Albo nie grzała wcale, albo waliła gorącem. W wagonach z ogrzewaniem nawiewnym już takiego "progu" nie było, za to był wlot do ogrzewania mniej więcej w połowie długości wagonu. Jako dzieciak - pewnie jak i każdy - wolałem te wagony z ogrzewaniem elektrycznym, bo był lepszy widok z okna. Dziękuję za odblokowanie klapki w głowie.
@@PokoleizKuleckim Zobaczyłem powiadomienie i pomyślałem, że dopiszę o funkcji podnóżka, ale Ty też to sobie przypomniałeś. Ileż to godzin człowiek się na tym wystał i gapił się na przesuwający się za oknem krajobraz.
Bardzo ciekawa historia. Czasy po rozpadzie PKP były zupełnie inne... Pozdrawiam!
oj pamiętam wypady w lubelskie i picie piwka Zwierzyniec z zółtym emblematem :)
Super pomysł. Pozdrowienia z Olsztyna👍😉
Bardzo dziękuję. Pozdrawiam rodzinny Olsztyn... co najmniej jeszcze jedno słuchowisko z Olsztyna powinno się zrealizować... plus kilka pełnozmysłowych filmów. Pozdrawiam!
Oglądamy
*słuchamy
Witaj kolego, przypomniałeś mi właśnie moją wycieczke z Nowego Targu do Kwidzyna przez Olsztyn. W 1999 roku zajeła mi blisko 24 godziny spędzone w przybytkach PKP.
Ciekawa historia 👍👍
No nareszcie Kuba wróciłeś . Trochę się martwiliśmy.
Trzymam rytm - raz na dwa tygodnie ma być odcinek. Cytując Hemingwaya: pogłoski o mojej śmierci są nieco przesadzone ;) . Dziękuję i pozdrawiam :) .
* to jest lepsze niż chociażby sensacje xx wieku w radio bzdet :)
* szato de żabol :D
* dociągnąłem paski plecaka - wzruszające :)
Dziękuję :) . Widzę, że "weszło"... to dobrze, bo mam jeszcze parę takich niesfilmowanych opowieści.
@@PokoleizKuleckim tak, tak, częściej w ten sposób poproszę :)
Swego czasu lokalny wyrób browarniczy ze Zwierzyńca był opakowany w butelki 0,33l przypominające niemiecki handgranat. Takie samo piwo, ale sprzedawane w półlitrowych butelkach (a przynajmniej z taką samą etykietką) było produktem zakładów Perła w Lublinie i miał zupełnie inny smak.
Wszystko prawda. Dziś jest "zwierzynieckie" z Lublina, ale "zwierzyniec" znowu jest warzony w Zwierzyńcu! Tak więc dobre czasy wróciły. Nie ma już handgrenadów, ale są 0,33 klasyczne.
Fajne
Gdy dojechałem do Warszawy ..... Przez Ciechanów. Pozdrawiam 😉😃
Oczywiście :) .
Jakubie a w którym to roku było? Tak mniej więcej. Powiem szczerze że zajmuje się inwentaryzacją oświetlenia zewnętrznego dla PKP PLK. Na obecną chwilę (styczeń 2019 - wtedy inwentaryzowałem okręg lubelski). Do Zamościa jeżdżą 4 pary szynobusów z Lublina, z Zawady do Zwierzyńca kursuje LHS albo PKP Cargo. Był co prawda jeden pociąg relacji Rzeszów - Hrubieszów realizowany przez spółkę SKPL ale wyjazd z Hrubieszowa o 0:05 skutecznie zabił to połączenie. No i SP32 to teraz nie uwidzisz na torach raczej. Podejrzewam jakieś lata 90.
Krzysztof Siarkowicz - to był 2002. Tak wynika z moich notatek.
@@PokoleizKuleckim Ok. Dzięki za odp. Notatki są niezawodne zawsze. To widzę że kończyliśmy polibudę mniej więcej w tym samym czasie.
W Mikrusie fajnie kabel z internetem (a była to nowość) poprowadzili. Tak żeby jak najmniej metrów zużyć :D
Slawek B - tak zwana sieć zewnętrzna - budynek był opleciony kablami od zewnątrz... a i tak nitka rady mieszkańców chodziła szybciej od pozostałych :) .
Szkoda że nie jest do wrzucone do żadnej platformy podcastowej, bo bez wykupionego youtube'a nie da się przesłuchać na zablojowanym ekranie 😕. Jestem bardzo za takim formatem, ale nie tylko na youtubie
Muszę rozpoznać temat publikacji podcastów - za wszelkie wskazówki będę wdzięczny.
Historia podróży kapitalna i działa na wyobraźnie, Ale jazda w kabinie Zemsty Ceaucescu to musiały być emocje nie do opisania. Teraz chyba została tylko jedna SP32 i stoi w Chojnicach, orientujesz się może co ją czeka w przyszłości? Dziękuję i pozdrawiam.
Kacper Dominikowski - ciekawość, że akurat trafiła mi się jedna z nielicznych zmodernizowanych... tak wiec klimatu Zemsty Ceaucescu nie poczułem w pełni. Chwilę później całą serię spotkał pogrom, a te zmodernizowane nie pojeździły jakoś znacznie dłużej, niż oryginalne... stawiam na to, że finalnie wszystkie zostaną pocięte...
Super historia. Powinieneś nagrywać audiobooki i/lub pisać książki :)
EDIT: chcemy więcej
...i ja wykonuję... dziękuję!
Nie ma za co, ściągnąłem sobie z netu kilka cabview kolejowe do pooglądania, więc sobie popatrzę przyśpieszone, a Ciebie posłucham :)
Dziękuję! Cabview też się przygotowuje... z innej trasy.
Wróciłem z trasy...polmrok w pokoju i...nowy kulaš...raju...Ale to przypasowaloo😊
Długo Cię chłopie nie było.
Dzieeeekuuujeeemy🤣
A więc jak towarzysze?odsluchacie?
Odsluchamy😂😂😂😂
Kłaniam się nisko - odpoczywaj Waści!
Akurat trasę kolejową między Lublinem a Suścem dobrze pamiętam z mojego obozu wakacyjnego w tej miejscowości. Było to dwa lata temu. Jechałem do Suśca wtedy pociągiem regio "Roztocze" z Lublina do Bełżca przez Rejowiec i Zawadę. Więc Lubelsko-Zamojski odcinek dobrze pamiętam. Jechałem wtedy lubelskim pesozłomem SA134-016. Z Suśca do Zamościa jechałem SA135 w malowaniu województwa podkarpackiego bo było to regio Rzeszów-Zamość.
Dobrze, że się pojawiły szynobusy - to szansa dla tych wszystkich linii na ocalenie; były takie momenty, że oferta przewozowa była kompletnie od czapy... jest nadzieja.
Super historia, taką pieszą wędrówkę po ciemku to i ja bym odbył wzdłuż linii kolejowej.Musiał to być niezwykły klimat :-)
Było super. Mały człowieczek w ciepłej kurtce na pustkowiu, w trzaskający mróz, z każdą minutą posuwający się do przodu... wspaniałe uczucie.
@@PokoleizKuleckim Az mi się przypomniały czasy jak na ostatni pociąg się spóźniłem. 20 km trochę podpity z buta daje pokory, to jest czas na marsz i przemyślenia
@@jakubponeta3919 - ale za to do domu człowiek dociera już odświeżony. Ma to swoje plusy.
Teraz autobusy miejskie (jak i prawie wszystkie inne pojazdy służbowe) mają lokalizatory GPS i kierowca mógłby beknąć za nadłożenie drogi, by kogoś podwieźć. Technika inwigilacji zabiła zaufanie i życzliwość ludzką. Kiedyś człowiek był człowiekiem. Teraz jest tylko dodatkiem do maszyny, który póki co trzeba tolerować, ale pracuje się już nad tym, żeby przestał być potrzebny.
Coś w tym jest...
pozdrawiają Tychy!
ElektrykPL - pozdrawiam jedno z nielicznych trolejbusowych miast!
👏👏👏👍✌️
Chyba każdy, kto często korzystał z usług PKP, miałby w zanadrzu jakąś kolejową anegdotę ;-)
Rok 1990. Postanowiliśmy we dwójkę przejechać rowerami dawny szlak kolejowy z Botkun w kierunku Żytkiejm.
Warszawa Wschodnia, godzina 23:30. Czekaliśmy na pociąg osobowy z Łodzi do Suwałk i Gołdapi. Był to jeden z tych klimatycznych nocnych dalekobieżnych, którym brać studencka nadawała czułe miano "rzeźni". Ten skład miał jednak istotną zaletę w postaci wagonu bagażowego.
Pociąg przyjechał spóźniony. Czyli standard.
Oprócz nas, na bagażówkę czekał na peronie sznur wózków wyładowanych towarem. (Nie wiem, czemu, ale zapamiętałem pudła z drożdżami ;) Jako klienci indywidualni, czyli gorszego sortu, ustawiliśmy się z rowerami grzecznie, za wózkami, na końcu kolejki. Przeładowują pierwszy wózek... Czekamy... Przeładowują drugi.. Czekamy..
W połowie trzeciego wózka, widać komuś czekanie się znudziło i... pociąg ruszył.
W mijającej nas bagażówce zdążyłem jeszcze zobaczyć konwojenta, rwącego hamulec bezpieczeństwa.
I jego minę, gdy rączka hamulca została mu luźno w ręce.
Widok bezcenny ;-)
Genialne :) . Dziękuję za wspomnienie :) .
Klimat nocnych rzeźni we wczesnych latach dziewięćdziesiątych różne miewał oblicza:
* Kiedy indziej, w rzeczonym już osobowym do Gołdapi, z trudem upolowaliśmy miejscówkę w umywalni (wagony miały osobne WC i umywalnię). Miejsce okazało się nadzwyczaj komfortowe zważywszy, że za drzwiami przez całą noc trwała intensywna degustacja paliw wysokooktanowych a rano puste butelki smętnie turlały się po korytarzu.
* Warszawa-Zagórz. Zwykle i tak pełny, ale to pikuś w porównaniu tłokiem jaki panował, gdy w okolicach pierwszego maja ruszał w góry studencki Rajd "Beskid Niski". A ja chciałem wtedy tyko do Gorlic. Na dworcu W-wa Wsch. udało mi się wsiąść przez okno. Po czym w Zagórzanach przez to samo okno wysiadłem, bo o wykonaniu kroku w którąkolwiek stronę nie mogło być mowy.
* Późny, zimowy wieczór w poc. bodajże Zagórz-Kraków. Zeszliśmy zmarznięci z gór, pożądając gorącej herbaty. Skąd ją wziąć nocą, w podrzędnym pociągu? Polak potrafi. Benzynowy juwel odpalony w harmonijce między wagonami i w parę minut herbata była gotowa. Dzisiaj, za taki numer to bym chyba dostał 5 lat z paragrafu o terroryźmie. ;)
* Z relacji znajomych: Wracali zimą, "zagórzańskim" z Krosna do W-wy. Jeden z wagonów w składzie przyjechał zamknięty na głucho z powodu usterki elektrycznej. Na szczęście kierownik, ludzki człowiek, dał się przekonać, że studentom w śpiworach mróz i ciemność niestraszne. Zatłoczony pociąg pojechał dalej, tylko w oknie jednego pustego, ciemnego wagonu jaśniała samotna świeczka.
* Rok 1992. Regularnie jeździłem nocnym pośpiechem z W-wy do Poznania. (Miałem wtedy taki masochistyczny plan, zakładający lądowanie ok. godz. 3 w P-niu i czekanie do 4:25 na osobowy do Wągrowca. Ale przynajmniej kawiarenka na I p. dw. P-ń Główny była całkiem w porządku i oferowała świetne kremówki ;)
Wsiadłem do pustawego pociągu. Po jakimś czasie do przedziału zajrzał konduktor:
"Nie śpi pan? To dobrze. Bo wie pan... Tacy różni chodzą i kradną"
W Kutnie dosiadła się rodzina. Pani, z przepraszającym uśmiechem wyjęła z torby kłódkę, kawał łańcucha i przypięła drzwi do półki na bagaże. "Jeżeli będzie pan chciał wyjść, to proszę mnie obudzić. Ale wie pan... Tacy różni chodzą..."
Bywało i śmiesznie:
* Rok 1989. Nocny "ekspres północy", czyli osobowy z Ełku do Warszawy, przez Ruciane.
Z Ełku do Olsztyna ciągnięty przez parowóz. Klimacik, którego się nie zapomina. ;-)
Jechaliśmy - a jakże - z rowerami, z braku bagażówki upychając je w ostatnim przedsionku. Pociąg pustawy, ale konduktor, widać nerwowy, pieklił się, że rowery mu przeszkadzają. "Przyjdzie jakaś kobieta, podrze rajstopy a ja będę odpowiadał". W końcu dał za wygraną i sobie poszedł.
A nieznajomy chłopak, jadący z nami w przedziale, leniwie otworzył jedno oko i podsumował: "Tego to chyba jeszcze nikt nie wysadził w szczerym polu".
Kolejowe klimaty to również towarzysze podróży. Jako się rzekło, miałem taki okres, gdy sporo jeździłem nocnymi pociągami. Wypracowałem sobie wtedy metodę dobierania współpasażerów:
W Warszawie często bywa tak, że pociągi w kierunku zach. ze stacji Warszawa Wschodnia ruszają prawie puste a właściwy tłum wsiada dopiero na Centralnej. Mieszkając "w Azji" czyli za Wisłą, z zasady wsiadałem na Wschodniej. Zasuwałem boczne zasłony, stawałem w otwartych drzwiach przedziału i wyciągając wysoko głowę wypatrywałem w kierunku wejścia.
Czy blokowałem przedział? Ależ skąd! Gdy ktoś zapytał o wolne miejsca, bez problemu się odsuwałem. Tyle, że zwykle nikt nie pytał. Dzisiaj, ze swoim metr-osiemdziesiąt-parę byłbym pewnie uznany za kurdupla, jednak trzydzieści lat temu, mało kto był w stanie zajrzeć mi przez ramię. A zapytać, stojąc twarzą w twarz, jakoś nikt nie miał odwagi.
Kogo wypatrywałem? Oczywiście miłych-i-ciekawych-współpasażerów. Gdy się ktoś taki pojawił na horyzoncie, z uśmiechem zapraszałem "Proszę, tu jest wolne".
Metoda mnie nigdy nie zawiodła. Miała tylko jedną wadę. Zamiast spać, zwykle gadaliśmy do rana.
A wiecie, jak się idzie w góry po zarwanej nocy. ;->
2 stycznia 2002 pociag express Czartoryski Lublin-Gdynia- to byl sniezny dzien na kolei! W Puławach najpierw maz wsadza zone z wnuczkiem do pociagu myslac, ze to ten do Gdyni (wszystkie opoznione 20min z powodu sniezyc, zasypanych torów- o dziwo nr wagonu i miejscowka zgadzaja się, miejsca wolne- odjezdzaja po czym ja mowie do kuzyna "no to teraz wjedzie na Gdynie"- a dziadek odpalając peta slyszy co mówiłem i robi sie blady "Panie a ten dokad byl?" Ja: "do Zakopanego" na co dziadek "kurwa gdzie ona z nim wsiadla" :) (babcia wnuczka miala odwieźć do Gdyni... Potem w pociagu cały wagon skacowanych żołnierzy, pełno ludzi, snieżyce wzrastają z kilometrami i nagle przed malborkiem bach- postój w szczerym polu 4 godziny, bez ogrzewania, bez prądu, dociągneli nas do Malborka, tam podpieli spalinówę i w mroku dowiozła mnie i resztę do Gdyni- około 8 godzin opóźnienia.Wichura zerwała trakcję na moscie na Wiśle przed Tczewem. Zastanawiam się do dzis gdzie ta babcia z wnuczkiem dojechali? Pierwszy postój mieli w Radomiu ;) tamtego dnia rekord w opóźnieniu miał pospiech z Bielsko Białej- 22 godziny. to tak w srocie.
Piękna opowieść, choć wstrząsająca z perspektywy babci i wnuczka... to wszystko też pokazuje, że człowieczek wobec sił natury jest czasem bezradny. Dziękuję i pozdrawiam!
@@PokoleizKuleckim jeszcze dodam, ze zolnierze otworzyli lekko okno bo bylo parno (doslownie parowal z nich alkohol). Jak sie potem okazalo- okno zamarzlo na amen i ani w dol ani w gore- dodatkowa klimatyzacja byla juz od.... Iławy! :)
Prosimy o film o kolejki hev
Chętnie, ale baaaardzo daleko :) .
Dziękuje za przypomnienie mi moich własnych podróży jako szwej . 8 dni temu była moja 19 rocznica ,gdy o 7 rano pojawiłem się na bramie w Zegrzu . Z Zegrza do Opola daleko :) . Pozdrawiam i oczekuje nowych odcinków , gdyż z tego co wiem , łączy Pan dwie moje pasje ( lotnictwo i pociągi ) może kiedyś połączy Pan te dwie pasje w jednym odcinku ????
Serdecznie dziękuję za te słowa. Raz połączyłem w odcinku 26-tym, ale temat jeszcze wróci. Pozdrawiam serdecznie!
Czy jest jakiś spis filmów które nagrałeś z lokalizacjami których dotyczą? Bo nie widziałem wszystkich, a przyznam że moje ulubione odcinki to ten o wąskotorówce do Karczewa i o tajnej przeprawie koło Puław - bo sam mieszkam w Otwocku i lubię ciekawostki z południowego wschodu Warszawy
Nie ma... a może powinienem zrobić... dziękuję za sugestię. Pozdrawiam serdecznie!
Ahoj . Widać że kolega Kulecki jada chleb z smalcem . A cebularze owszem bardzo lubię . Pozdrawiam
Dodam jedynie, że piwo też pija. A co. Pozdrawiam serdecznie!
Like przed obejrzeniem jak zwykle
A po wysłuchaniu łezka zskręciła się w oku.
Komu dziś chciałoby się dawać z buta 24 km? W mrozie?
Kocham takie historie. Żywy reportaż i nieznani ludzie, któtzy pomogą, podpowiedzą, podrzucą.
Zupełnie " nie dzisiaj".
Dziś ktoś kto zatrzyma się aby podrzucić od razu budzi podejrzenia...
Kto by dziś w moim Wrocławiu podrzucił kogoś w kierunku przeciwnym?
Nie tęsknię za komuną, ale za normalnymi stosunkami międzyludzkimi z tamtych lat.....
@@piotrwitek2272 - dziękuję za dobre słowo. Widuję dookoła wiele przypadków ludzkich, przyjaznych zachowań; trochę ogólnie jednak przeszkadza to, że mniej czasu spędzamy stłoczeni ze sobą w środowisku miejskim, a więcej - odizolowani od świata w samochodach... jesteśmy mniej zmotywowani... do człowieczeństwa.
Superowa historia. Kiedy materiał o 401Da
Terroryści :) . Jeszcze trochę; brakuje mi paru elementów opowieści.
@@PokoleizKuleckim No można tak powiedzieć. Dzięki
Człowieku, poryczałem się przez ciebie...
To zdrowo... oczyszcza umysł i duszę. Też czasem ryczę na wspomnienie niektórych sytuacji poznanych, bądź przeżytych... umiejętność takiej reakcji świadczy o tym, że jeszcze jesteśmy ludźmi. Tak trzymać. Dziękuję.
Bardzo ciekawa i interesująca podróż w tmte czasy. Może własny podcast? :-)
Na stronie Ilostan Pojazdów Trakcyjnych taka informacja :
SP32-207 2019-07-19 Lokomotywa wystawiona na sprzedaż w celu złomowania razem z SP32 o numerach 201, 202, 203, 204, 205, 208, 209 oraz 210
Mateusz Szczygieł - to brzmi rozsądnie... nie ma na te maszyny żadnego planu.
Znam te tereny również miałem babcie w Brodach dużych :)
o, po sądziedzku :) .
Sie było młodym to sie moglo chodzić i nocami po 30 km , na pielgrzymki sie chodziło ...nawet sie chodziło z buta z centralnego na bemowo na reymonta :) godzine to zajmowało :) teraz juz nogi bolą :) fajna muzyka ifajny klimacik opowieści juz widziałem w wyobrażni ten pociąg pełen żołnierzy zimną grudniową nocą i ten drugi omijający tę górę :)
Bardzo serdecznie dziękuję! Jeszcze parę lat temu wracałem z Powiśla, z Fabrycznej na Jelonki... a teraz z żoną ćwiczymy dzieciaki, aby te dziesięć czy naście kilometrów ich nie złamało... muszą mieć krzepę na własne opowieści.
Z Centralnego na Bemowo w godzinę... dobry czas!
Dziękuję serdecznie i pozdrawiam!
Wprawdzie nie kolejowo, ale miejskie podróże "z buta" to też jakaś forma komunikacji...
Rok 1990. Strajk komunikacji miejskiej w Warszawie. Nie jakiś tam ostrzegawczy czy włoski. Jeśli mnie pamięć nie zwodzi, to przez bity tydzień nie jeździło po mieście NIC w barwach MZK.
Na swojej ówczesnej mapie aktywności miałem dom w Wawrze, dziewczynę na Stegnach i Polibudę. No i był dylemat... Odprowadzić dziewczynę do domu, czy nie? Odpowiedź łatwa do przewidzenia. Tyle, że potem wypadałoby jeszcze wrócić do domu. Do wyboru - Trasa Łazienkowska na piechotę lub PKP ze Śródmieścia. Szkoda, że nie policzyłem wydeptanych wtedy kilometrów. ;-)
Po paru dniach jakoś ogarnięto szczątkową komunikację, angażując autokary z zakładów pracy. Krążyły po mieście nie mając ustalonych stałych tras i przystanków. Czasem wyglądało to tak, że kierowca wypatrywał piechurów, zwalniał i przez otwarte drzwi wołał czy chcą się zabrać.
@@borysmusorszczik4798 - gdy moja ówczesna dziewczyna odwiedzała mnie w akademiku, spotkania kończyliśmy jakoś w okolicach 4:00 rano... i tak większy sens miał spacer na Sadybę, niż czajenie się na jakiś nocny... noce były ciepłe, a dziewczyna dziś jest moją żoną. To było 21 lat temu!
@@PokoleizKuleckim
Nie pamiętam, co tam wtedy konkretnie jeździło (608 ?) , ale nocnym spod Riviery na Sadybę to czysty luksus. ;-)
Ja miałem niestety pecha, bo mieszkałem nieopodal pętli 601, czyli jednej z dwóch linii poprowadzonych wówczas przez Dw.Wileński i omijających Dw. Warszawa Centralna. Linie niby się krzyżowały po drodze, ale ich skomunikowanie to już czysta teoria.
Osobom zamieszkałym poza D.C. (default city ;) należy się tutaj drobne wyjaśnienie:
Autobusy nocne w W-wie, od dziesiątek lat jeżdżą według podobnego schematu. Większość linii (choć nie wszystkie!: www.ztm.waw.pl/?c=199&l=1 ) ma trasy poprowadzone przez, lub zaczynające się na Dw. Warszawa Centralna. Oraz stały takt odjazdów: XX:15 oraz XX:45.
W praktyce wygląda to tak, że co pół godziny, na pustą pętlę przy Złotych Tarasach zjeżdża się nagle kilkanaście autobusów. Przez kilka minut trwa rozgardiasz jak w godzinach szczytu, po czym wszystkie jednocześnie odjeżdżają.
W czasach, które wspominamy, linii było niewiele (łącznie 10 "sześćsetek" przez dw.W.C.) i wszystkie kursowały dokładnie co pół godziny. Obecnie "N-ek" jest już ponad 40, ale część z nich tworzy bliźniacze pary. Jeżdżą co godzinę z przesunięciem o 30 min, mają wspólną większą część trasy a różnią się jedynie końcówką, trafiając np. na sąsiednie osiedla.
Kuba, zróbmy razem program w radio o lataniu i kolei 😎
Ciesz się, że trafiła się Tobie w miarę śnieżna, a ciepła zima 2002/2003, a nie kolejna, w której styczniowe mrozy sięgały -35 stopni. Ale zarówno jedna, jak i druga były piękne, ciche i zimne. Dzisiejsi nawet 18-latkowie w ogóle takich zim nie znają...
Nieczynny akademik?! Rzecz w Gdańsku nieznana.
Wojskowi zasadniczy w mundurach musieli być na służbie, w III RP mundur na przepustce był zabroniony. Chłopaki pewnie wracali z Orzysza z unitarki do jednostki macierzystej lub z Bartoszyc do Rembertowa na unitarkę.
Trasa wieloetapowa, typu rozproszonego. :-) I nawet jeśli chociaż jeden drobny szczegół był fabularyzowany, to pal sześć - wybaczam. :-)
Dzisiaj co drugi młody powie, że tak nie wolno i nie da się. Starszy zresztą też. A kraj przecież lepiej zorganizowany i bezpieczniejszy.
Szkoda, że tylko na dwa przystanki udało Ci się wejść do lokomotywy, ale może i lepiej. Na całą trasę przez Krasnystaw mogliby Ciebie nie wziąć - dużo nerwówki z papugą i ograniczeń na trasie. Dziś Hetman nie dzieli się w Rejowcu, Intercity nie trzyma w Chełmie lokomotyw. Od Lublina pociągi jadą po sobie, jeden po drugim, spalinowy i elektryk, a sama jazda do Zawady jest łącznicą, z pominięciem Rejowca.
Chyba jak mi się zachce, to sobie policzę długość trasy. Ale na pewno była solidna. No i bilet studencki w tamtym czasie, miał zniżkę tylko 37 procent.
A sama historia - piękna i urocza. Przeżyłeś bez chodzenia z komórką w ręku, bez aplikacji z mapami, wszędzie dotarłeś. Ciekawe czy za lat 15 Twoja latorośl powtórzy trasę i czy tato udzieli pozwolenia. :-)
Można było wystąpić do dowódcy o zgodę na wyjazd do domu w mundurze. Jeden z chłopaków uzasadnił ją tym, że ludzie na jego wsi plotkują i dokuczają matce, że syn jest w więzieniu a nie w wojsku. Zgodę dostał.
Dziękuję za piękny komentarz i precyzyjną analizę! Nagrywając i szperając w notatkach i rozkładach jazdy uświadomiłem sobie, że nie wszystko dobrze zapamiętałem i niektóre aspekty opowieści uzupełniłem na zasadzie "licentia poetica" ;) . Trasa była konkretna; w dawnych czasach to było - żeby nie skłamać - bodajże jakieś 530 km, czas jazdy natomiast, zakładając wyjazd z Olsztyna po 18:00, dwugodzinne czekanie na "Roztocze" o 0:15 na Zachodnim i przyjazd jakoś przed 7:00 do Zwierzyńca - jakieś 12 godzin podróżowania. Ta moja wyprawa trwałą dłużej, bo przez lata rozkłady się rozjechały, a ja jeszcze zabawiłem w Zamościu.
Szczęściem moje dzieci rozpoznają strony świata po położeniu słońca na niebie i wiedzą, że kora brzozowa to dobra rozpałka... może wyrosną na ludzi ;) .
Pozdrawiam :) .
A jak przebiegał powrót?
Chyba przekombinowałem z powrotem; chciałem sobie urozmaicić podróż i wybrałem relację przez Rozwadów i Radom... godziny tłuczenia się 40km/h po rozjeżdżonych do niemożliwości szynach... raczej nuda i raczej męczące. I z zakończeniem w Warszawie, bo przecież pozostał studencki Sylwester i dalsze akademickie życie...
@@@PokoleizKuleckim
> przez Rozwadów i Radom... godziny tłuczenia się 40km/h
Znak czasów.
Paręnaście lat wcześniej był to fragment fajnej, dziennej, wieloprzesiadkowej i całkiem efektywnej trasy powrotnej z Beskidu Niskiego. Jeśli mnie pamięć nie myli, wyglądała ona tak:
* O 10 rano PKS z Ropianki do Krempnej.
* PKS z Krempnej do Jasła
* PKP osobowy z Jasła do Rzeszowa
* PKP osobowy z Rzeszowa przez Kolbuszową do Sandomierza. (Potem zamknęli Kolbuszową i trzeba było jechać bodajże przez Przeworsk, Rozwadów)
* PKP osobowy, Sandomierz -> Radom
* PKP pospieszny Radom -> Warszawa
Całość, od wejścia do pierwszego PKSu do postawienia nogi na peronie W-wa Wsch zajmowała 10 godzin. Za cenę kompatybilną ze stanem studenckiego portfela.
IMHO, niezły przykład, by dzisiejszym klientom polskich kolei wytłumaczyć, czym są te mityczne połączenia skomunikowane.
Borys Musorszczik - opowieść z cyklu: gimbaza nie zrozumie :)
ludzie niby zwiedzają świat, ale to jest punktowe podróżowanie. Polska-> samolot-> Włochy, Francja, USA-> hotel, kurort. A wystarczy w Polskę wybrać się na chybił trafił i okazuje się, że podróż jest znacznie fajniejsza, prawdziwsza i jest co wspominać.
timotizadek - dokładnie. W promieniu niewielu kilometrów od domu wszyscy mamy coś wartego zobaczenia.
Z Zawady do Zamościa to dużo tą lokomotywą nie zdążyłeś się nacieszyć :( Obecnie na stacji Zawada to nawet wiaty nie ma.
To prawda - długo ta podróż nie trwała, pomimo nikczemnie niskiej szlakowej. Smutno musi Zawada wyglądać - a przecież dawniej była to stacja pełna życia.
@@PokoleizKuleckim ciężko mi to ocenić bo jestem ze Śląska ale oglądałem te rejony przez ludzika na Googlach 😉
DS Mikrus, 9 piętro :D Kuba, w którym pokoju mieszkałeś ?
Najpierw w 912. Potem na waleta w 1022, na koniec legalnie w 104.
Wszystkie opowieści "Odcinek ??" są niezwykle ciekawe, bez względu na to czy traktują o kwestiach kolejowych, czy jakichkolwiek innych. Co chyba najważniejsze, to wszystkie one są niezwykle klimatyczne. Owa klimatyczność nie do każdego człowieka trafia, co jest zupełnie naturalnym, ale tym "kilku" osobom subskrybującym kanał "Po kolei z Kuleckim" tłumaczyć tego nie trzeba. Kto nie wyczuwa tych klimatów, ten może poszukać sobie jakichś mniej skomplikowanych filmików, nie stawiających przed oglądaczo-słuchaczami większych wymagań. Nie musi się "katować" oglądaniem "Odcinków ??".
Miło słuchać o ludzkiej, bezinteresownej życzliwości osób nie znanych. Również moje doświadczenia potwierdzają większą otwartość i życzliwość ludzi "wschodnich rubieży". Niemniej miałem okazję doświadczać życzliwości we wszystkich częściach PL. Wydaje mi się że ogromne znaczenie ma to, na ile sami jesteśmy życzliwi dla obcych i otwarci na nich i wtedy nasza życzliwość "powraca" do nas w formie życzliwości owych obcych.
Dzięki za tę piękną opowieść.
Aja myslalem ze Orly tylko lataja
Widziałem ostatnio szerszenia, który do gniazda wracał pieszo ;) .
ilostan.forumkolejowe.pl/index.php?nav=foto&id=43795 to ta :) Którą Pan Inżynier miał zaszczyt podróżować? Świetna opowieść :)
O, "moja" lokomotywa! I na "mojej" trasie! Dziękuję!!!