Powiedzenie, że matka, która roztacza aurę troski wokół swojego dziecka, powodowana instynktem macierzyńskim, czy też altruistycznymi inklinacjami, postępuje moralnie, jest jak powiedzenie, że hipotetyczna istota, pozbawiona samoświadomośći i choćby krzty rozumu, a jednak czująca emocjonalnie ciepło w kontakcie ze swoim potomstwem, na bazie którego podejmuje działanie opiekuńcze, postępuje moralnie. Bez rozumu istnieją jedynie skłonności, choć nie moralność.
Owszem, postulat Kanta pozostaje w pewnej opozycji względem (najpewniej podzielonej przez większość z Nas) intuicji moralnej. Także przykład z mężczyzną ratującym z moralnego obowiązku swoją żonę stanowi przekonujący - mogłoby się zdawać - tego przykład. Dawniej Kotarbiński (a obecnie i Zizek) lubią problematyzować kwestię jeszcze bardziej. Czyż nie jest bowiem tak - pytają - że osoba, która czyni coś wbrew własnej woli, ale mając poczucie, że „tak właśnie trzeba” niejako z uwagi na „wysiłek moralny” zasługuje na większe uznanie?. Podobnie argumentował Zizek właśnie przekonując, że mamy moralny obowiązek pomagać uchodźcom, choć nie musimy się z tego powodu „cieszyć”. I to właśnie ci, którzy kierują się wyłącznie owym moralnym obowiązkiem zasługują na wyższą ocenę moralną, bowiem muszą się - jeśli wolno się tak wyrazić - „przemóc” i postąpić inaczej niżby chcieli. W takiej optyce deklaracja „chciałem uratować inną kobietę, ale uratowanie Ciebie najdroższa żono jest moją powinnością” wciąż brzmi wprawdzie dziwacznie ale nie niedorzecznie. Być może więc ani nie jest tak, że Kant musi mieć rację, ani nie jest tak, że rację zawsze mają jego krytycy…
Myślę, że nasz stosunek do motywacji moralnej różni się w zależności od relacji, w jakich pozostajemy do innych. W pewnego typu relacjach -- rodzinnych, romantycznych, przyjacielskich -- niepożądaną, a w każdym razie wyraźnie niżej cenioną niż czysto altruistyczna, a być może także moralnie niewłaściwą jest motywacja moralna (czyli, mówiąc technicznie, oparta na pragnieniu de dicto czynienia tego, co moralnie słuszne). Jeśli chodzi o ludzi spoza wymienionych kręgów, to jest już inaczej i podejmowanie wobec nich działań ze względu na obowiązek na pewno jest uznawane za moralnie wartościowe i spotyka się z szacunkiem, także z uwagi na wspomniany przez Pana "wysiłek moralny”. To, czy tę motywację moralną cenimy wyżej od pozamoralnej, wydaje się zależeć od tego, na czym konkretnie "zahaczone" są motywy pozamoralne. Jeśli na interesie własnym, to sprawa jest jasna -- moralne są cenione znacznie wyżej. Są także cenione wyżej od altruistycznych, jeśli te ostatnie bazują na cechach uznawanych za nieistotne z moralnego punktu widzenia. Wyobraźmy sobie altruistę, który spontanicznie pomaga uchodźcom dlatego, że są czarni, że są ofiarami ludzi o określonym wyznaniu itp. Cóż, taką motywację wciąż będziemy cenić niżej niż stojącą za czynami tego samego typu, lecz płynącą z poczucia obowiązku pomagania ludziom cierpiącym. Jednak tę moralną motywację będziemy chyba -- ceteris paribus -- cenić niżej niż motywację altruisty, który nie musi się wysilać i myśleć w kategoriach obowiązku, by pomagać uchodźcom z uwagi na te ich cechy, które skądinąd generują obowiązki, a więc -- trzymając się przykładu -- ze względu na to, że są ludźmi cierpiącymi etc.
Nie rozumiem tutaj pojęcia „obowiązku". Jeśli w danej kulturze pożądane jest okradanie bogatych i rozdawanie biednym (albo i na odwrót) i z poczucia obowiązku będę właśnie to robił, to według Kanta działam moralnie? W tym wypadku to samo działanie może być ocenione jako moralne lub niemoralne w zależności od tego co dana osoba uzna za swój obowiązek, a więc od jej stanu psychicznego. Jako ideał moralny można by tu wskazać pachołka bezmyślnie wykonującego czyjeś polecenia, lecz uważającego, że postępuje z obowiązku ignorując własne sumienie. Popełniłem gdzieś błąd?
Pana wątpliwości oparte są na subiektywistycznej koncepcji obowiązku w stylu: jeśli S czuje/jest przekonany, że uczynienie X jest S-a obowiązkiem, to uczynienie X jest S-a obowiązkiem. Oczywiście Kant odrzuca taką koncepcję. Eksplikacją pojęcia obowiązku jest dla Kanta imperatyw kategoryczny -- tylko te czyny są naszymi obowiązkami, które przechodzą test imperatywu kategorycznego. Inna sprawa, czy takie postawienie sprawy rzeczywiście uwalnia Kanta od zarzutu subiektywizacji pojęcia obowiązku -- to ciekawy temat na któryś z kolejnych odcinków. Jednak nawet jeśli uznamy -- tak jak sam jestem skłonny sądzić -- że nie uwalnia, to problem jest znacznie bardziej subtelny niż sugerowałby to Pana komentarz, za który oczywiście dziękuję.
@@Bakcylfilozofii Imperatyw Kanta znam, więc rozumiem i dziękuję za odpowiedź, jednak wydaje mi się, że IK daje wskazówkę jak szukać właściwych reguł, ale nie daje tych reguł jednoznacznie, co pozostawia pole na różne opinie. Jak rozumiem, to jest ten problem subiektywnością, o którym Pan pisze? Bardzo jestem ciekaw co można odpowiedzieć w celu obrony obiektywizmu. Dziękuję za odpowiedź!
@@Deadwit Pod wpływem między innymi Pana komentarza postanowiłem poświęcić kolejny odcinek zagadnieniu imperatywu kategorycznego w etyca Kanta, zatem proszę o jeszcze tydzień cierpliwości. :)
Kiedyś ludziom roiły się istoty. Z czasem zwerbalizowano wierzenia w religie. Ludzie powszechnie wierzyli w istnienie Boga, który wyznaczył moralność. W oświeceniu zastąpili osobę Boga bezosobową moralnością. Kant był przekonany, że jest coś, co należy robić. Że jakieś obowiązki istnieją. Że robienie czegoś jest obiektywnie dobre, a czegoś innego obiektywnie złe. Próbując ustalić jak ustalić to co jest moralne, doszedł do wniosku, że: moralne = dobre = tym co należy = obowiązkiem jest to na co godzimy się, by było powszechnym prawem. Mówiąc o obowiązku nie ma tu na myśli poleceń pochodzących od innych. Nagradzanych lub wymuszanych. Tu chodzi o osobistą refleksję i samodzielne zobowiązanie siebie do realizacji tego, co akceptuje się jako powszechną zasadę. Taki obowiązek wynikający z refleksji przeciwstawił skłonnościom bezrefleksyjnym. Czy to altruistycznym, czy też egoistycznym. Wywyższał rozum, świadomość i refleksję nad moralnością. Osobisty udział człowieka w podejmowaniu decyzji.
Znakomity materiał do przemyśleń. Dziękuję!
Powiedzenie, że matka, która roztacza aurę troski wokół swojego dziecka, powodowana instynktem macierzyńskim, czy też altruistycznymi inklinacjami, postępuje moralnie, jest jak powiedzenie, że hipotetyczna istota, pozbawiona samoświadomośći i choćby krzty rozumu, a jednak czująca emocjonalnie ciepło w kontakcie ze swoim potomstwem, na bazie którego podejmuje działanie opiekuńcze, postępuje moralnie. Bez rozumu istnieją jedynie skłonności, choć nie moralność.
Owszem, postulat Kanta pozostaje w pewnej opozycji względem (najpewniej podzielonej przez większość z Nas) intuicji moralnej. Także przykład z mężczyzną ratującym z moralnego obowiązku swoją żonę stanowi przekonujący - mogłoby się zdawać - tego przykład. Dawniej Kotarbiński (a obecnie i Zizek) lubią problematyzować kwestię jeszcze bardziej. Czyż nie jest bowiem tak - pytają - że osoba, która czyni coś wbrew własnej woli, ale mając poczucie, że „tak właśnie trzeba” niejako z uwagi na „wysiłek moralny” zasługuje na większe uznanie?. Podobnie argumentował Zizek właśnie przekonując, że mamy moralny obowiązek pomagać uchodźcom, choć nie musimy się z tego powodu „cieszyć”. I to właśnie ci, którzy kierują się wyłącznie owym moralnym obowiązkiem zasługują na wyższą ocenę moralną, bowiem muszą się - jeśli wolno się tak wyrazić - „przemóc” i postąpić inaczej niżby chcieli. W takiej optyce deklaracja „chciałem uratować inną kobietę, ale uratowanie Ciebie najdroższa żono jest moją powinnością” wciąż brzmi wprawdzie dziwacznie ale nie niedorzecznie. Być może więc ani nie jest tak, że Kant musi mieć rację, ani nie jest tak, że rację zawsze mają jego krytycy…
Myślę, że nasz stosunek do motywacji moralnej różni się w zależności od relacji, w jakich pozostajemy do innych. W pewnego typu relacjach -- rodzinnych, romantycznych, przyjacielskich -- niepożądaną, a w każdym razie wyraźnie niżej cenioną niż czysto altruistyczna, a być może także moralnie niewłaściwą jest motywacja moralna (czyli, mówiąc technicznie, oparta na pragnieniu de dicto czynienia tego, co moralnie słuszne). Jeśli chodzi o ludzi spoza wymienionych kręgów, to jest już inaczej i podejmowanie wobec nich działań ze względu na obowiązek na pewno jest uznawane za moralnie wartościowe i spotyka się z szacunkiem, także z uwagi na wspomniany przez Pana "wysiłek moralny”. To, czy tę motywację moralną cenimy wyżej od pozamoralnej, wydaje się zależeć od tego, na czym konkretnie "zahaczone" są motywy pozamoralne. Jeśli na interesie własnym, to sprawa jest jasna -- moralne są cenione znacznie wyżej. Są także cenione wyżej od altruistycznych, jeśli te ostatnie bazują na cechach uznawanych za nieistotne z moralnego punktu widzenia. Wyobraźmy sobie altruistę, który spontanicznie pomaga uchodźcom dlatego, że są czarni, że są ofiarami ludzi o określonym wyznaniu itp. Cóż, taką motywację wciąż będziemy cenić niżej niż stojącą za czynami tego samego typu, lecz płynącą z poczucia obowiązku pomagania ludziom cierpiącym. Jednak tę moralną motywację będziemy chyba -- ceteris paribus -- cenić niżej niż motywację altruisty, który nie musi się wysilać i myśleć w kategoriach obowiązku, by pomagać uchodźcom z uwagi na te ich cechy, które skądinąd generują obowiązki, a więc -- trzymając się przykładu -- ze względu na to, że są ludźmi cierpiącymi etc.
Nie rozumiem tutaj pojęcia „obowiązku".
Jeśli w danej kulturze pożądane jest okradanie bogatych i rozdawanie biednym (albo i na odwrót) i z poczucia obowiązku będę właśnie to robił, to według Kanta działam moralnie? W tym wypadku to samo działanie może być ocenione jako moralne lub niemoralne w zależności od tego co dana osoba uzna za swój obowiązek, a więc od jej stanu psychicznego. Jako ideał moralny można by tu wskazać pachołka bezmyślnie wykonującego czyjeś polecenia, lecz uważającego, że postępuje z obowiązku ignorując własne sumienie.
Popełniłem gdzieś błąd?
Pana wątpliwości oparte są na subiektywistycznej koncepcji obowiązku w stylu: jeśli S czuje/jest przekonany, że uczynienie X jest S-a obowiązkiem, to uczynienie X jest S-a obowiązkiem. Oczywiście Kant odrzuca taką koncepcję. Eksplikacją pojęcia obowiązku jest dla Kanta imperatyw kategoryczny -- tylko te czyny są naszymi obowiązkami, które przechodzą test imperatywu kategorycznego. Inna sprawa, czy takie postawienie sprawy rzeczywiście uwalnia Kanta od zarzutu subiektywizacji pojęcia obowiązku -- to ciekawy temat na któryś z kolejnych odcinków. Jednak nawet jeśli uznamy -- tak jak sam jestem skłonny sądzić -- że nie uwalnia, to problem jest znacznie bardziej subtelny niż sugerowałby to Pana komentarz, za który oczywiście dziękuję.
@@Bakcylfilozofii Imperatyw Kanta znam, więc rozumiem i dziękuję za odpowiedź, jednak wydaje mi się, że IK daje wskazówkę jak szukać właściwych reguł, ale nie daje tych reguł jednoznacznie, co pozostawia pole na różne opinie. Jak rozumiem, to jest ten problem subiektywnością, o którym Pan pisze? Bardzo jestem ciekaw co można odpowiedzieć w celu obrony obiektywizmu. Dziękuję za odpowiedź!
@@Deadwit Pod wpływem między innymi Pana komentarza postanowiłem poświęcić kolejny odcinek zagadnieniu imperatywu kategorycznego w etyca Kanta, zatem proszę o jeszcze tydzień cierpliwości. :)
Kiedyś ludziom roiły się istoty. Z czasem zwerbalizowano wierzenia w religie. Ludzie powszechnie wierzyli w istnienie Boga, który wyznaczył moralność. W oświeceniu zastąpili osobę Boga bezosobową moralnością.
Kant był przekonany, że jest coś, co należy robić. Że jakieś obowiązki istnieją. Że robienie czegoś jest obiektywnie dobre, a czegoś innego obiektywnie złe. Próbując ustalić jak ustalić to co jest moralne, doszedł do wniosku, że:
moralne = dobre = tym co należy = obowiązkiem
jest to na co godzimy się, by było powszechnym prawem.
Mówiąc o obowiązku nie ma tu na myśli poleceń pochodzących od innych. Nagradzanych lub wymuszanych.
Tu chodzi o osobistą refleksję i samodzielne zobowiązanie siebie do realizacji tego, co akceptuje się jako powszechną zasadę.
Taki obowiązek wynikający z refleksji przeciwstawił skłonnościom bezrefleksyjnym. Czy to altruistycznym, czy też egoistycznym.
Wywyższał rozum, świadomość i refleksję nad moralnością. Osobisty udział człowieka w podejmowaniu decyzji.
w ramach oderwania się (pozornego, pozornego...) od Kanta proponuję taki przerywnik: ruclips.net/video/ykMyPhD_Hao/видео.html