Wg mnie dużo dzieci było zaniedbanych, nie stymulowanych przez rodziców do nauki. Nauka dla wielu rodziców a następnie dzieci to przymus a nie radość, rozwiązywanie zadań umysłowych. Nie ma zrozumienia, że nauka to rozwój wewnętrzny, to fascynacja światem. Dzieci są chętne do nauki, jeżeli w dorosłych widzą entuzjazm, motywacje. Trzeba także pamiętać o tym, że jest coś takiego jak oddziaływanie negatywne otoczenia. Myślę, że jest mnóstwo osób uzdolnionych matematycznie, ale nie ma osób, które mogłyby te iskry rozpalić do płomienia. Ważne jest także podanie dziecku znaczenia w przyszłości zdobytych umiejętności matematycznych.
Najlepsze są miny tych nauczycielek na widowni - nie za bardzo zadowolone z wyników badań. Sami matematycy na sali, a profesor przywala liczbami i jeszcze bardziej dobija te przeciętne nauczycielki. Kolejna sprawa, że Pani przedmówczyni cudem uchowała się jako jednostka wybitnie uzdolniona, jednak zrobiła karierę i nie dała się wbić w ziemię przez "system".
W większości za złe nastawienie uczniów do nauki są winni nauczyciele. Ich grymasy i łaska z jaką prowadzą lekcje i poprawiają sprawdziany. Jak uczeń coś zapomni to zachowują się jakby im się działa krzywda. Oczywiście jak nie poprawią sprawdzianów na czas, to są "zapracowani" i mają inne rzeczy na głowie niż szkoła. Pracują bardzo mało, dostają sporo kasy, ale narzekają. Po za tym liżą dupę dyrektorom szkół wynikami w zamian za nękanie każdego ucznia. Na głupich nie mają czasu a mądrym starają się udowadniać, że nie potrafią wszystkiego. Tak się to kończy, że jedni ryją wszystko na blachę ale nic z tego nie potrafią, a inni mają to w dupie. Po za tym największym błędem jest chronienie się wzajemne takich bałwanów. Wiadomo, że nie wszyscy nauczyciele mają wyższe wykształcenie. To jak tu uczyć ludzi? Ja chodziłem do 3 liceów i najlepiej wg mnie jest w prywatnych. Tam nauczyciele są idealnie dobierani za każdym razem. Wszystkich traktują poważnie i nikt nie prosi wiecznie o zrobienie zadania, albo się o coś upomina. Każdy uczeń może się poczuć odpowiedzialny za siebie. Ja się poczułem i zdałem maturę bez pierdolenia i godzin spędzonych u pedagoga który gówno robi. A tak było w zwykłej szkole. Ja z matematyki miałem 98% z matury a miałem bardzo dużo nieobecności i wiem, że w państwowej szkole bym nie zdał. To jest największy problem, że w większości nauczyciele nie potrafią zainteresować uczniów, pokazać jak coś zrobić i jak samemu się za to zabrać. Tylko wymagają żeby zrobić jakiś durny plan. Ich interesuje tylko to. Chociaż wiedzą, że na nic się zdadzą te oceny i ze chociażby najlepszy uczeń jak jest kretynem to nic mu nie pomoże. A ci co potrafią dobrze myśleć zazwyczaj szybko porzucają szkoły i robią swoje na czym bardzo wielu wychodzi dużo lepiej niż wszyscy nauczyciele z jego szkół razem wzięci.
lightkomik mądre i dobrze przemyślane słowa. Ja tam uważam, że uczenie się na lekcjach w szkole jest tylko po to aby zdać, a tego, co w przyszłości będzie potrzebne, uczysz się sam w domu np. z internetu.
Za złe nastawienie do nauki nie są winni nauczyciele . To system, który zmusza do szybkiego tempa i realizacji programu, ćwiczenia pod egzaminy plus nastawienie rodziców do potrzeby posiadania wiedzy. Najczęściej pada opinia ze strony rodziców jak i uczniów: po co mi matematyka ? mam kalkulator! matematyka jest mi niepotrzebna! bez matematycznej wiedzy można bardzo dobrze zarabiać! matury z matematyki nie powinno być! Moi rodzice też mieli problemy z matematyki i teraz dobrze sobie radzą ! Nie ma radości z uczenia się, poszerzania wiedzy. Rzadko są winni nauczyciele
Wspanialy wyklad i super, ze jest ksiazka! Jak mozna szkolny proces "socjalizacji" logicznie nazwac dobrym (28:00)? Szkola niszczy zdolnosci spoleczne tak samo jak matematyczne. Siedzenie na przypisanym miejscu, przymusowe towarzystwo, kontrola dostepu do ubikacj i zakaz rozmawiania to zadna socjalizacja. Pleeeease. Warto miec szersze spojrzenie. Szkolnictwo jest panstwowe i centralnie planowane. Dzieki temu dziala jak radziecki przemysl obuwniczy i ma podobne szanse na zreformowanie sie.
FANTASTYCZNY WYKŁAD..matematyczny - dotykający systemu edukacji w Polsce, który jest bezduszny, odmóżdżający, stresogenny - co hamuje proces uczenia się, wchłaniania wiedzy, natomiast kształci cyborgi, zautomatyzowane jednostki, sprawnie rozwiązujące test, pozbawione logicznego myślenia, lecz sprytne, zaledwie.. inteligencja - nie dopuszczana do głosu, indywidualność - wykastrowana...
Kiedyś, po przeczytaniu artykułu miałem bardzo dobre zdanie o pani profesor. Po tym filmie bardzo je zmieniłem, dlatego dziękuję Nowej Erze za tę publikację. Po pierwsze, ma zadziwiająco wielkie problemy z jasną komunikacją prostych zagadnień i danych. Trudno się jej słucha i nie dziwię się tym przerażająco znudzonym twarzom na widowni. Po drugie, uważam że stosowała złe (zbyt nieostre, subiektywne) narzędzia diagnostyczne, stąd nieprawdziwe wnioski. Głównie chodzi o osetek osób "uzdolnionych matematycznie". Wszystkie inne badania naukowe, a przede wszystkim intuicja i doświadczenie życiowe, mówią że matematyka jest bardzo trudna ze względu na swoją misterną, precyzyjną, abstrakcyjną i rozbudowaną konstrukcję. Znakomita większość ludzi nie ma Z URODZENIA w swoim umyśle bazy w postaci tysiąca wirtualnych półeczek z siecią logicznych połączeń między nimi, do utrzymywania tejże konstrukcji. Dlatego każde myślenie abstrakcyjne (także np. "filozofowanie", wymyślanie logicznych historyjnek) po prostu ich męczy. A już żenujące jest wyśmiewanie się z klasycznych metod dydaktycznych (np. rozbijanie na czynniki, przedstawianie mnożenia jako dodawanie). Przypomina to te "cudowne nowoczesne metody", nauki np. języka polskiego, takie że nie wolno uczyć czytania składając litery, w szczególności wielkie drukowane, a nawet sylabizować, tylko połykać słowa w całości, jako obrazy. Zgadzam się tylko z jednym - polska szkoła państwowa to oczywiście rzeźnia (a nie kuźnia) talentów. Jednak, odmiennie od pani profesor, twierdzę że to się w skończonym czasie nie zmieni. Dlatego, zamiast marnować energię na walkę z wiatrakami, trzeba inwestować w matematyczno-techniczne umiejętności swojego dziecka indywidualnie, a państwową szkołę traktować tak samo jak robią to nauczyciele, czyli jako zło konieczne, i prześlizgnąć się przez nią minimalnym kosztem, ignorując zupełnie system ocen oraz rywalizację z nim związaną. Ja tak robię ze swoimi dziećmi i na razie działa świetnie.
Ha, ha, ha, dar bozy :) No to moze katechetow przekwalifikowac na nauczycieli matematyki, niech z darmozjadow bedzie jakis pozytek, 2 aniołki + 2 aniołki + 2 aniołki = 6 aniołkow. Ta Pani poza tym myli matematyke z arytmetyką.
Wg mnie dużo dzieci było zaniedbanych, nie stymulowanych przez rodziców do nauki. Nauka dla wielu rodziców a następnie dzieci to przymus a nie radość, rozwiązywanie zadań umysłowych. Nie ma zrozumienia, że nauka to rozwój wewnętrzny, to fascynacja światem. Dzieci są chętne do nauki, jeżeli w dorosłych widzą entuzjazm, motywacje. Trzeba także pamiętać o tym, że jest coś takiego jak oddziaływanie negatywne otoczenia. Myślę, że jest mnóstwo osób uzdolnionych matematycznie, ale nie ma osób, które mogłyby te iskry rozpalić do płomienia. Ważne jest także podanie dziecku znaczenia w przyszłości zdobytych umiejętności matematycznych.
i niezwykle sympatyczna i wiarygodna prelegentka, rewelacja
Najlepsze są miny tych nauczycielek na widowni - nie za bardzo zadowolone z wyników badań. Sami matematycy na sali, a profesor przywala liczbami i jeszcze bardziej dobija te przeciętne nauczycielki. Kolejna sprawa, że Pani przedmówczyni cudem uchowała się jako jednostka wybitnie uzdolniona, jednak zrobiła karierę i nie dała się wbić w ziemię przez "system".
Pani profesor Edyta Gruszczyk-Kolczyńska zawsze na propsie. Pozdro dla kumatych.
W większości za złe nastawienie uczniów do nauki są winni nauczyciele. Ich grymasy i łaska z jaką prowadzą lekcje i poprawiają sprawdziany. Jak uczeń coś zapomni to zachowują się jakby im się działa krzywda. Oczywiście jak nie poprawią sprawdzianów na czas, to są "zapracowani" i mają inne rzeczy na głowie niż szkoła. Pracują bardzo mało, dostają sporo kasy, ale narzekają. Po za tym liżą dupę dyrektorom szkół wynikami w zamian za nękanie każdego ucznia. Na głupich nie mają czasu a mądrym starają się udowadniać, że nie potrafią wszystkiego. Tak się to kończy, że jedni ryją wszystko na blachę ale nic z tego nie potrafią, a inni mają to w dupie. Po za tym największym błędem jest chronienie się wzajemne takich bałwanów. Wiadomo, że nie wszyscy nauczyciele mają wyższe wykształcenie. To jak tu uczyć ludzi? Ja chodziłem do 3 liceów i najlepiej wg mnie jest w prywatnych. Tam nauczyciele są idealnie dobierani za każdym razem. Wszystkich traktują poważnie i nikt nie prosi wiecznie o zrobienie zadania, albo się o coś upomina. Każdy uczeń może się poczuć odpowiedzialny za siebie. Ja się poczułem i zdałem maturę bez pierdolenia i godzin spędzonych u pedagoga który gówno robi. A tak było w zwykłej szkole. Ja z matematyki miałem 98% z matury a miałem bardzo dużo nieobecności i wiem, że w państwowej szkole bym nie zdał. To jest największy problem, że w większości nauczyciele nie potrafią zainteresować uczniów, pokazać jak coś zrobić i jak samemu się za to zabrać. Tylko wymagają żeby zrobić jakiś durny plan. Ich interesuje tylko to. Chociaż wiedzą, że na nic się zdadzą te oceny i ze chociażby najlepszy uczeń jak jest kretynem to nic mu nie pomoże. A ci co potrafią dobrze myśleć zazwyczaj szybko porzucają szkoły i robią swoje na czym bardzo wielu wychodzi dużo lepiej niż wszyscy nauczyciele z jego szkół razem wzięci.
lightkomik mądre i dobrze przemyślane słowa. Ja tam uważam, że uczenie się na lekcjach w szkole jest tylko po to aby zdać, a tego, co w przyszłości będzie potrzebne, uczysz się sam w domu np. z internetu.
Za złe nastawienie do nauki nie są winni nauczyciele . To system, który zmusza do szybkiego tempa i realizacji programu, ćwiczenia pod egzaminy plus nastawienie rodziców do potrzeby posiadania wiedzy. Najczęściej pada opinia ze strony rodziców jak i uczniów: po co mi matematyka ? mam kalkulator! matematyka jest mi niepotrzebna! bez matematycznej wiedzy można bardzo dobrze zarabiać! matury z matematyki nie powinno być! Moi rodzice też mieli problemy z matematyki i teraz dobrze sobie radzą ! Nie ma radości z uczenia się, poszerzania wiedzy. Rzadko są winni nauczyciele
Wspanialy wyklad i super, ze jest ksiazka!
Jak mozna szkolny proces "socjalizacji" logicznie nazwac dobrym (28:00)? Szkola niszczy zdolnosci spoleczne tak samo jak matematyczne. Siedzenie na przypisanym miejscu, przymusowe towarzystwo, kontrola dostepu do ubikacj i zakaz rozmawiania to zadna socjalizacja. Pleeeease.
Warto miec szersze spojrzenie. Szkolnictwo jest panstwowe i centralnie planowane. Dzieki temu dziala jak radziecki przemysl obuwniczy i ma podobne szanse na zreformowanie sie.
Fantastyczny wykład.
Zajebista Xd babka POzdrawiam
FANTASTYCZNY WYKŁAD..matematyczny - dotykający systemu edukacji w Polsce, który jest bezduszny, odmóżdżający, stresogenny - co hamuje proces uczenia się, wchłaniania wiedzy, natomiast kształci cyborgi, zautomatyzowane jednostki, sprawnie rozwiązujące test, pozbawione logicznego myślenia, lecz sprytne, zaledwie.. inteligencja - nie dopuszczana do głosu, indywidualność - wykastrowana...
Inga - jak często wykorzystujesz działania matematyczne w życiu codziennym ?
Kiedyś, po przeczytaniu artykułu miałem bardzo dobre zdanie o pani profesor. Po tym filmie bardzo je zmieniłem, dlatego dziękuję Nowej Erze za tę publikację.
Po pierwsze, ma zadziwiająco wielkie problemy z jasną komunikacją prostych zagadnień i danych. Trudno się jej słucha i nie dziwię się tym przerażająco znudzonym twarzom na widowni.
Po drugie, uważam że stosowała złe (zbyt nieostre, subiektywne) narzędzia diagnostyczne, stąd nieprawdziwe wnioski. Głównie chodzi o osetek osób "uzdolnionych matematycznie". Wszystkie inne badania naukowe, a przede wszystkim intuicja i doświadczenie życiowe, mówią że matematyka jest bardzo trudna ze względu na swoją misterną, precyzyjną, abstrakcyjną i rozbudowaną konstrukcję. Znakomita większość ludzi nie ma Z URODZENIA w swoim umyśle bazy w postaci tysiąca wirtualnych półeczek z siecią logicznych połączeń między nimi, do utrzymywania tejże konstrukcji. Dlatego każde myślenie abstrakcyjne (także np. "filozofowanie", wymyślanie logicznych historyjnek) po prostu ich męczy.
A już żenujące jest wyśmiewanie się z klasycznych metod dydaktycznych (np. rozbijanie na czynniki, przedstawianie mnożenia jako dodawanie). Przypomina to te "cudowne nowoczesne metody", nauki np. języka polskiego, takie że nie wolno uczyć czytania składając litery, w szczególności wielkie drukowane, a nawet sylabizować, tylko połykać słowa w całości, jako obrazy.
Zgadzam się tylko z jednym - polska szkoła państwowa to oczywiście rzeźnia (a nie kuźnia) talentów. Jednak, odmiennie od pani profesor, twierdzę że to się w skończonym czasie nie zmieni. Dlatego, zamiast marnować energię na walkę z wiatrakami, trzeba inwestować w matematyczno-techniczne umiejętności swojego dziecka indywidualnie, a państwową szkołę traktować tak samo jak robią to nauczyciele, czyli jako zło konieczne, i prześlizgnąć się przez nią minimalnym kosztem, ignorując zupełnie system ocen oraz rywalizację z nim związaną. Ja tak robię ze swoimi dziećmi i na razie działa świetnie.
Czepiasz się, bo sam nie potrafisz. Człowiek starszy nie znaczy gorszy. Trzeba myśleć o tym, czego się słucha.
system edukacji jest nastawiony na masowe wtłaczanie bezmyslnych pierdól a nie naukę i rozwój
Ha, ha, ha, dar bozy :) No to moze katechetow przekwalifikowac na nauczycieli matematyki, niech z darmozjadow bedzie jakis pozytek, 2 aniołki + 2 aniołki + 2 aniołki = 6 aniołkow. Ta Pani poza tym myli matematyke z arytmetyką.
Lloque Capac jak nie wiesz co powiedzieć, to nie mów nic.