Moje liceum (rok 2000-2004) to był najgorszy okres w moim życiu. Wczesne wstawanie, w szkole po 7-8 h, potem wielogodzinne ślęczenie nad zadaniami domowymi, koniec dnia o 22:00-23:00, weekendy zajebane zadaniami. W szkole odpytywanki pod tablicą trwające całymi godzinami, festiwale ośmieszania uczniów, łapania nas na niewiedzy, wieczne docinki. Lęki, stresy, stany depresyjne (co uświadomiłem sobie po szkole - bo w depresji człowiek jest zanurzony jak w matrixie). Choroba jelit dołożyła swoje. Do tego chyba najgorszy zestaw nauczycieli, na jaki mogłem trafić - albo niekompetentni, niepotrafiący nauczyć niczego - albo złośliwi, cieszący się z czyjegoś stresu. Najgorszy okres był jakoś w 3. klasie - gdzie dowalili nam absurdalną liczbę godzin chemii (mimo że profil był językowy) i zabrali biologię. Próbowałem przygotowywać się do matury z biologii - musiałem przepisywać zeszyty z innych klas i jednocześnie uczyć się jakichś debilizmów o elektronach. Zachorowałem ciężko na grypę, 2 tygodnie z życia. Jak wróciłem - ledwo dałem radę nadrobić zaległości. Lawina, dosłownie lawina materiału, sprawdzianów, zadań, kartkówek - NON _KU*WA_ STOP. Pamiętam, jak byłem wdzięczny mojej nauczycielce z chemii, że po tej chorobie odpuściła mi łaskawie zdawanie jednego sprawdzianu - co dało mi parę dni na korepetycje i odrobienie strat. Mimo wszystko zdałem maturę na 5.0 (to jeszcze były tamte czasy, że się oceny dostawało, teraz chyba są jakieś procenty). Gdy wyszedłem z tamtej szkoły, obiecałem sobie jedno - nikt mi już kurwa w życiu na łeb nie wejdzie. Basta. Na studiach inżynierskich zostałem starostą roku i od razu wojowałem ze wszystkimi wykładowcami, gdy tylko przeginali z czymkolwiek - straszyłem, że ściągnę media na uczelnię, pisałem skargi, petycje, paszkwile - miałem wyjebane. ZADZIAŁAŁO. Bali się bardziej ode mnie, bo widzieli, że mi nie zależy, a im się ciepłe posadki mogą sypnąć, jak gówno się wyleje poza uczelnię. Inżynierkę obroniłem na 5.0 z wyróżnieniem. A potem pierdoliłem system - nigdy więcej żadnych szkół, uczelni. Sam nauczyłem się wszystkiego, napisałem 4 książki, tworzyłem projekty, jakie chciałem, osiągnąłem, co chciałem. Żadnej pracy na etacie, żadnych wąsatych Januszy, którym się wydaje, że wiedzą lepiej. Wolność, swoboda, możliwość decydowania o sobie, praca kreatywna to dla mnie sens życia i podstawa. Bywa ciężko, nawet bardzo, bo to Polska, bo ZUSy, bo choroba wciąż dokłada swoje i zostawiła mi też ślady w psychice. Ale robię to, co chcę. Rozwijam się, jak chcę. Pracuję, z kim chcę. To, czego najbardziej się boję, to że kiedyś sytuacja może mnie zmusić do pójścia na etat. Do stawania o 5:00 rano, przebywania gdzieś 8 h, bo tak ku_wa ktoś wymyślił, że te 8 h to jakiś standard (nie da się pracy SERIO kreatywnej uprawiać dłużej niż 3-4 h dziennie - kto uważa inaczej, łże i udaje), do brania pracy do domu, do ślęczenia nad czymś, czego nie znoszę, do rozliczania mnie ze wszystkiego jak głupiego dziecka. Miałbym poczucie, że sprzedałem duszę i życie. Etatyzm, zapierdolizm, kult pracy, brandzlowanie się swoim wiecznym zapracowaniem, wiecznym gonieniem Zachodu, braniem kredytów na Thermomixy, żeby pokazać sąsiadowi - Polska to chory kraj. Z chorą, folwarczną mentalnością opartą na metaforze pana i jego niewolników. To kraj, w którym mówi się tylko o sukcesie finansowym i niczym innym. Szczęście nie jest ważne, ważna jest nowa fura, dobra praca - kult materializmu, przez który oceniany jest człowiek na każdym kroku. Teraz oglądam Twój film i myślę sobie tak - mamy rok 2022, a nadal ta sama chu*nia, jaka była. Minęło 20 lat i nic, zero zmian. Mentalny obóz koncentracyjny - tyle, że z szybszym Internetem może i dodatkowymi zagrożeniami ze strony social mediów (hejt itp.) Jedyna nadzieja, że dziś młodzi ludzie mogą obejrzeć takie źródła, jak Twój film, i chociaż uświadomić sobie, co jest nie tak. Gdybym mógł powiedzieć sobie młodszemu z dzisiejszej pespektywy coś, to powiedziałbym: pierdol to. Rób swoje. Rób to, co kochasz i się w tym rozwijaj. Marzyłem, by projektować gry komputerowe i dawać ludziom emocje. Wtedy, w tamtych latach, na prowincji, to było poza zasięgiem kompletnie. Gry to był Mario na Pegasusie robiony gdzieś tam w Japonii. Nawet skończenie studiów z informatyki (2008) nic nie dawało. Gdy mówiłem, że chcę projektować gry, to patrzyli na mnie jak na debila. Poszedłem inną ścieżką - ważne, że moją i że też sprawia mi radość. Ale wiem też, ile szkoła pozakładała mi w głowie barier, które musiałem pokonać. Latami, gdy próbowałem odpoczywać, wpadałem w stany lękowe i poczucie winy. Musiałem sobie wytłumaczyć, że jak projektuję grę planszową czy piszę opowiadanie, to że to jest poważne zajęcie i tak samo dobre, jak każde inne - tak miałem wbite w głowę przekonania o "jedynej właściwiej ścieżce kariery". Dobra - koniec wyżalania :) Dobrze, że powstają takie materiały. Tak rzetelnie obudowane przykładami i badaniami. Wciąż jest nadzieja, że ludzie będą mieli dość, staną okoniem i coś się kurwa w końcu zmieni. Mamy XXI wiek, AI, automatyzację, a nadal zapieprzamy jak chłop na roli w średniowieczu. Coś poszło nie tak i trzeba coś zmienić.
Myślałem, co odpowiedzieć, ale myślę, że najlepszą odpowiedzią będzie przypięcie Twojego komentarza. Bo myślę, że ludzie mogą się wiele nauczyć z Twojej historii, a wciąż jest i będzie spory procent ludzi, którzy obarczą moje zdanie wyrażane na tym vlogu jakimś rodzajem confirmation bias. Zwłaszcza że sam miewam czasem myśli, że może za mało pracuje, a zwykle powyżej tych 4h nie wychodzę. A tymczasem jest dokładnie jak piszesz: oszukuje sam siebie i innych ten, kto mówi, że kreatywnie można pracować dłużej. Dziękuję Ci za tę wypowiedź, w takich chwilach docenia się piękno RUclips'a.
Zawsze mnie rozbrajało, jak dorośli mówili, żeby nie narzekać na szkołę, bo "pójdziesz do pracy, to dopiero będzie ciężko". Otóż gówno prawda, skończyłem szkołę, studiuję dziennie z niemałą ilością zajęć, pracuję na 4/5 etatu. Teraz mam czas na znajomych, hobby i samorozwój. W szkole nie miałem :)
Ja tylko czekałem na 18 Lat udałem się do Pani pedagog "przemiła Osoba ;) " i powiedziałem proszę naszykować moje papiery nareszcie kończę ze szkołą ,a Ona eeeyyyy ,ale dlaczego chcesz doły kopać (Oczywiście że bym wolał ;)) itd. i się rozkręca ,a Ja jej przerwałem i powiedziałem ,ale Ja z Panią nie przyszedłem dyskutować tylko grzecznie mówię że już mnie tu nikt nie zobaczy ,a moja decyzja zapadła już dawno temu. Wtedy wreszcie ją zatkało i szanownie powiedziała że na jutro przygotuje papiery. Jak ja miałem edukować się dałej jak miałem 12 lat traumy szkolnej tylko ''nie wiem po co'' dokończyłem praktykę obuwnika bo wtedy to nikt mi nie powiedział że ten zawód upadnie i jest szkodliwy dla zdrowia ja jasna chola jak wychodziłem po 8h z praktyki to oszołomiony cos jak bym ze 3-4 piwa wypił i plułem dosłownie takim mlekiem pewnie przez te opary zakłady w których pracowałem wołały o pomstę do nieba żadnych filtrów zasad bhp ludzie którzy po 20 lat robią mają twarze o 30 lat starsze i ładowali nas tam oczywiście ponad normy bo przyszedł byś w sobotę ,albo rób po 10 godz. Pozdrawiam
Nic nie wkurwia mnie bardziej niż gadanie o tym, jak to szkoła daje nam szanse na samorozwój. Na zdalnym udało mi się napisać dwie nowelki (nadal nie wierzę xD), teraz po szkole jedyną pasją na jaką mam czas jest płacz -totalnie nowe ulubione hobby moje jak i wszystkich moich przyjaciół - maturzystów. Jest super ogółem, wcale nie jesteśmy wszyscy na skraju, a tu dopiero zaczyna się grudzień :')
Trzymajcie się tam... Właśnie pisałem gdzieś komuś, że uczniowie są na pierwszym froncie walki z nawarstwionym debilizmem. Do starej i znanej wszystkim szkoły bowiem doszła pandemia, czarnkoza, matczakizm i galopująca technofobia. Ciężko jest zachować spokój jak się na to z zewnątrz patrzy, cóż dopiero od środka
szczerze, mam to samo - tylko że na zdalnych napisałem łącznie 8 opowiadań i dłuższych prac (19 i 8 rozdziałów). podczas szkoły udało mi się napisać jeszcze 1 opowiadanie, ale to we wrześniu, gdy mieliśmy "luz". teraz jestem chronicznie zmęczony i po szkole jedynie robię lekcję, po czym gram na laptopie do wieczora. problem jest jeden - to nie klasa maturalna, a 8 klasa szkoły podstawowej. najśmieszniejsze jest to, że moją główną pasją jest właśnie pisanie opowiadań oraz historia - aczkolwiek lekcje tego przedmiotu są w mojej szkole tak nieumiejętnie prowadzone, że z 6 ucznia spadłem do 4 i 2.
Płakać o maturę, być na skraju przez maturę? Studia i praca cię zabiją psychicznie jeżeli tak działa na ciebie matura. Musisz jak najszybciej zmienić swoje nastawienie i ogarnąć głowę dla własnego dobra i własnego spokoju. Ten śmieszny egzamin można zdać z bardzo dobrym wynikiem używając jedynie heurystyki i zdrowego rozsądku, angielski zdaje się praktycznie sam. Jeżeli piszesz to znaczy, że masz jakieś pojęcie o polskim. Poucz się matmy jak bardzo musisz, zdaj na minimum i ciesz się pełnią życia. Nie rozumiem jakim cudem kolejne pokolenia łapią się na mit najważniejszej rzeczy we wszechświecie *spooky* - matury. Lepszy wynik osiągniesz jak przestaniesz się od jutra uczyć i zaczniesz pisać nowelki, nic się tak dobrze nie sprawdza jak powiedzenie - mniej wyrąbane a będzie ci dane, największym wrogiem podczas matury jest stres, sami sobie kopiecie dołki pod sobą, bo dajecie sobie wmówić przez despotycznych nauczycieli, że ten papierek po maturze się nadaje do czegoś więcej niż wytarcia nim nie powiem czego. Wrzuć na luz, postaw na samorozwój, olej szkołę, będziesz zadowolona/y. Ulubionym hobby moich znajomych maturzystów podczas matury było granie w gierki, ewentualnie jakieś imprezy jak ktoś był bardziej dynamiczny. Czy ktokolwiek żałuje, że nie napisał matury lepiej? Nikt. Absolutnie NIKT, w poważaniu wszystkich, jest ta cała śmieszna matura.
@@KrzysztofMMaj ja z moimi przyjaciółmi np spędzamy czas grając RPG jak się spotykamy. Jest to naprawdę jedna z lepszych rzeczy jakie w życiu robiłem. Możesz wczuć się w fantastyczny świat odegrać postać oderwać się od przykrości świata. Jeden z ziomów który prowadzi grę zawsze zleca nam napisanie historii postaci którą odgrywamy...Swoistego backgroundu uzasadniającego np jego charakter. Mieliśmy wszyscy na to czas w wakacje i w czasie pandemii. Teraz wygląda to niestety tak ,że muszę rozczarować przyjaciela bo niestety nie mam fizycznej możliwości napisania czegokolwiek przy 3 sprawdzianach i kilku kartkówkach tygodniowo. Niesamowite jest to jak 4 sprawdziany w tygodniu są statutowo zakazane , bo ponoć są zbyt dużą ilością roboty ale sytuacja w której masz statutowe 3 sprawdziany + fąfnaście bombilionów kartkówek (Wybacz uwielbiam tą liczbę) nie jest już w statucie przewidziana. :3
@@Hitchens_ Jak niby można zdać maturę używając wyłącznie sprytu, a nie wiedzy, gdzie próg zdawalności dla rozszerzeń wynosić będzie 30%, a liczba lektur obowiązkowych na języku polskim wzrosła z 8 do 41. Poza tym praktycznie wszyscy, którzy nie dostali się na wybrane kierunki przez zbyt słaby wynik na maturze prawdopodobnie żałują, że nie napisali jej lepiej. Dlatego część poprawia wyniki. Uważam za absolutnie błędne twierdzenie, że nikt nie żaluje słabych wyników i że każdy ma maturę w poważaniu.
"Pracuj ciężko, odpoczywaj jeszcze ciężej" - jest takie powiedzenie. Stres jest czynnikiem niszczącym. Pamiętam, że wtedy wiedza nie zostaje w głowie, bo człowiek działa w trybie walki o przetrwanie. Jak zwierzę. Umysł jest zamknięty, jest bardzo pokorny, ale jednocześnie niewiele ogarnia. Przynajmniej ja tak miałam i mam, gdy jestem przedmiotem zbyt silnej presji.
Mój chłopak jest Francuzem, chodził do szkoły i studiował tamże. Oprócz dwóch miesięcy wakacji letnich Francuzi mają 8-9 tygodni ferii w trakcie roku szkolnego (przed Sarkozym mieli jeszcze środy wolne od zajęć). Jak się zaczęłam nad tym dziwować, to odparł, że "no, ale w ciagu dnia mamy dużo godzin zajęć... czasami nawet 8!" Nie chciał mi uwierzyć, że w polskim liceum 8 godzin to norma.
@@KrzysztofMMaj , jak ja zazdrościłam tego moim kuzynkom z Francji! Bardzo dużą część tych ferii spędzały w domu moich rodziców, podczas gdy my z siostrą byłyśmy w szkole. Nie muszę chyba wspominać, jak bardzo to było dobijające. Kilka lat później kuzynka stwierdziła, że na studiach magisterskich będzie robiła podwójny dyplom. Była w szoku, że aż tyle trzeba się "uczyć" w porównaniu do realiów studenckiego życia w Paryżu. Zderzenie ze staropolką na UW nie było dla niej przyjemne.
Dokładnie tak. Niech ktoś mu poleje, bo dobrze mówi. Mi po szkole został paniczny lęk przed odpowiadaniem. Boję się zgłaszać nawet, jak dobrze znam odpowiedź. Co gorsze, na większości przedmiotów boję się pytać. Tylko na najluźniej prowadzonych zajęciach jestem w stanie zadać pytanie przy grupie.
Z całego serca życzę ci sukcesu w starciu z tym problemem. To jest coś co ciągnie się za człowiekiem długo nawet po rozpoczęciu samodzielnej pracy - obawa przed dopytywaniem przełożonego o szczegóły wykonywanej pracy, wskazówki czego unikać, na co zwrócić szczególną uwagę, co robić gdy kierownik patrzy na ręce, itd. Ba, nawet gry wideo nie są wyjątkiem - istnieją całe społeczności online skupiające się na pomaganiu graczom z obawą przed uczestniczeniem w bardziej wymagających aktywnościach grupowych.
Muzyka metalowa była jedną z 3 rzeczy które utrzymały mnie psychicznie przez liceum na tyle aby skończyć ten koszmar. Teraz zawsze, kiedy czuję się zestresowana, zmęczona, wściekła, przerażona etc. puszczam sobie nie muzykę relaksacyjną czy ambient na rozluźnienie - puszczam najbrutalniejszy metal jaki znam i większość negatywnych emocji odchodzi z muzyką. Nie wszystkie, niestety, ale to jak mi to w życiu pomaga jest nieporównywalne do niczego innego. No, może do przytulenia się do mruczącego kota, ale to ciężko przebić.
Też nie tracę tej nadziei. Ale jak już psychiatrzy się wypowiadają, jest źle. Sprawdziłem przed filmem. Temat przepracowania uczniów nie był w ogóle praktycznie poruszany w mediach przed 2014 rokiem.
Przychodzę tutaj będąc wypalonym uczniem niemającym siły już robić czegokolwiek, szczerze, to słuchając ciebie czuję się lepiej sama ze sobą. Przez lata strasznie kułam i niefortunnie zostało mi to z tyłu głowy i dostanie gorszej oceny zaczęło wywoływać u mnie wręcz ataki paniki. Kiedy słucham tych filmików, mimo tego, że mówią o negatywnych zjawiskach, to czuję się lepiej głównie dlatego, że widzę, że to nie jest tylko moje urojenie, ale inni też to zauważają, dlatego chciałam podziękować na swój sposób? Po prostu, bardzo cieszę się, że Pan to nagrywa, bardzo mi to pomaga właśnie. ^^
Głęboko wierzę w oczyszczająca moc upuszczania jadu na to, co nas wszystkich dobija i frustruję, mogę się tylko cieszyć, że to faktycznie pomaga! Co ciekawe, też miałem taki mindset kiedyś. Jack of all trades, master of none, jak mawiają Anglosasi. Aż zrozumiałem, że można celować tylko w jedno, najważniejsze, a z reszty nie być najlepszym. Nie trzeba. Jest miejsce dla innych.
dzieki tym komentarzom i filmom pana Krzysztofa staram nagradzać się za korekty błędów i ogólny dobrostan fizyczny i psychiczny. Nie za piątkę, szóstkę czy dwa z plusem przez za duży nakład pracy. Oceny - nie gra to roli!
Paula Kurzawińska Ooo, podnosisz łapkę na kapitalizm, kolonializm, rozwój, demokrację, dobrobyt i wolność? Wnet Ci kapitalizm tę łapkę up....doli przy samej d...e.
To ja też dorzucę historię z mojej edukacyjnej przeszłości: kreatywne unikanie dodatkowej pracy xd Chciałam zdawać na maturze biologię, ale wiązałoby się to z chodzeniem na "kółko biologiczne" (wymóg). A że byłam dojeżdżająca, to dla mnie wiązałoby się z dwoma totalnie rozwalonymi dniami w tygodniu.... Zamieniłam więc zgłoszoną do matury biologię na wos (żadnych kółek) a następnie miesiąc przed maturą gdy pojawiło się ostatnie okienko zgłoszenia zmian, zamieniłam wos na biologię. Pani od biologii była mega wkurzona i nawet coś przebąkiwała że nie powinna mnie dopuścić xd Maturę zdałam bardzo dobrze, i zaczęłam studia: biologię
Mój tatko zdawał maturę niestety w innym systemie, były to lata 80te. A przynajmniej próbował zdać, bo chodził do technikum, gdzie powiedziano mu coś podobnego: jak mam Ci zaliczyć matmę na tą tróję- to ok, ale nie podchodzisz do matury (prawdopodobnie motywowane tym, żeby ranking nie spadał). Jeśli chcesz podchodzić- to musisz chodzić na wyrównawcze i dodatkowe zadania domowe dostaniesz. Tata powiedział, że nie podejdzie, dostał zaliczenie. Ale na maturach się pojawił. I wtedy doświadczył retaliacji jak dziś to nazywamy- nauczyciel który go sprawdzał (wtedy tak było- matury sprawdzało się w tej samej szkole co się odbywały) poczuł chyba jakiś uraz na honorze, że tak go wykiwano i sprawdzał arkusz dosyć stronniczo- tak aby na siłę się przyczepić jeśli tylko się dało. A się dało, no cóż... nikt nie jest bezbłędny. A można się było przyczepić nawet jak coś było niewyraźnie napisane. Oczywiście- przysługiwało poprawianie na ustnym, ale tu tym bardziej sugestywnie dano mu do zrozumienia, że na ustnym to już na pewno polegnie. I poległ. Także tu bez happy endu niestety. Jakie to piętno odcisnęło? Wydaje mi się, że nadmierną pokorę, którą zresztą i mi wpajano w domu. Oczywiście nie przekreślało to nadal zdobytego zawodu, tylko że technikum się zrównało do zawodówki. Wielokrotnie tata później podkreślał, że może całkiem biedy nie miał przez to, ale gdzieś tam żałował, że nie mógł zdobyć wyższego, ale nigdy nie powiedział dokładnie jaką ścieżkę kariery przed nim to zamknęło.
W te wakacje miałam nieprzyjemność przepracować na "szkoleniu" w kawiarnio-barze (czyt. najzwyklejsza zmiana na świecie, nie coś, co mogę później sobie wpisać do CV) 4 dni. Po tym czasie zorganizowano zebranie dla nowych pracowników (oczywiście poza godzinami pracy, w naszym wolnym czasie), na którym zapytano nas, czy potrafimy zrobić wszystkie drinki z karty. Oznajmiłyśmy kolejno (bo byłyśmy wyłącznie w żeńskim gronie), że no cóż - nie, ponieważ ja na przykład dostałam z tych 4 dni 3 poranne zmiany, na których - jak nietrudno się domyślić - wiele drinków się nie robi. Powiedziano nam, że możemy "dla siebie" przyjść jeszcze raz na szkolenie, ale żebyśmy nie wpisywały się na listę obecności. Jako jedyna zapytałam dlaczego i dostałam odpowiedź, której się spodziewałam - bo nam za to nie zapłacą. Mało tego. Dowiedziałam się, że powinnam być swoim pracodawcom wdzięczna, ponieważ mogę "eksperymentować" (chyba chodziło o "uczyć się") na ich klientach i na ich towarze (przemilczmy fakt, że pracuję w gastro od 4 lat i mam tytuł baristki zaawansowanej; szefowa mimo wszystko stwierdziła, że "wzięła mnie z ulicy"), a w ogóle to aMeRyKaŃsCy NaUkOwCy dowiedli, że można wyrobić w sobie nawyk uśmiechu w 21 dni i że powinnam się częściej uśmiechać (moja szefowa mówiąc to wiedziała, że jestem na 4 roku psychologii i chyba tylko dlatego nie ciągnęła tematu, gdy prychnęłam cicho). W dodatku zostałam zapytana, dlaczego nie maluję się do pracy, w końcu jestem "wizytówką kawiarni", a wątek został podsumowany złotą myślą, że "do pracy w piątkowe wieczory trzeba się ubierać trochę jak na randkę". Bardzo trudno było mi się powstrzymać przed zadaniem pytania, czy szefowa życzy sobie również, żebym miała na sobie komplet koronkowej bielizny. Ale do czego zmierzam w tej historii - byłam tam najstarszą pracownicą, pozostałe dziewczyny były świeżo po maturze lub jeszcze w liceum. Tylko ja powiedziałam, że nie przyjdę do pracy za darmo, a nawet wypowiedziałam to obrzydliwe słowo, najwulgarniejsze dla pracodawcy przekleństwo - "Inspekcja Pracy". Oczywiście zrobiono ze mnie kozła ofiarnego, zastraszono, że nie wypłacą mi pieniędzy, które już przepracowałam itd. Zabranie głosu kosztowało mnie masę stresu i prawdopodobnie nie zdobyłabym się na to, gdyby nie fakt, że przed tym nieszczęsnym spotkaniem miałam świetny dzień na praktykach, podczas którego mocno wzrosło moje poczucie kompetencji. Potem byłam z siebie bardzo dumna, gdy wychodziłam z tymi młodszymi dziewczynami, gdy mi podziękowały za zabranie głosu i odwagę i wyznały jak się przestraszyły. Nową (cudowną) pracę znalazłam w niecały tydzień.
To jest mega rzadkie dziś, by zabrać głos wbrew wszystkiemu, przy groźbie utraty pracy, utrzymania - to wszystko się nam wydaje przerażające, bo jak się zaszczepi komuś brak poczucia własnej wartości, łatwo uwierzyć w to, że się nie znajdzie lepszej pracy, że trzeba "zacisnąć żeby i przecierpieć, prawda?". I taki mindset jest jak najbardziej na rękę opresywnym przedsiębiorcom.
@Krzysztof M. Maj I niektóre osoby są faktycznie w takiej sytuacji - jasne, że dużo trudniej porwać się na zabranie głosu, gdy wraz z przerwą w pracy, grozi np. odcięcie prądu za niezapłacone rachunki. Ale podejrzewam, że w okresie licealnym to jeszcze nie jest (nie powinien być) ten okres życia, więc tym bardziej można się wtedy uczyć. Szkoła również do tego powinna przygotowywać.
"powinnam się częściej uśmiechać " twarz dla obcych to nie jest okno do duszy a element stroju . przykład: 'że powinnam być swoim pracodawcom wdzięczna' 🙃 ' Tylko ja powiedziałam, że nie przyjdę do pracy za darmo" 😎, a nawet wypowiedziałam to obrzydliwe słowo, najwulgarniejsze dla pracodawcy przekleństwo - "Inspekcja Pracy"' 🙂
Wyobrażam sobie tą sytuację, że rodzice Krzysztofa zostają wezwani do szkoły, bo nie będzie zdawał matury, po czym się okazuje, że rzeczywiście nie będzie zdawał matury, bo został laureatem olimpiady z polskiego.
System oceniania jest cudowny! Szczególnie kiedy zmagasz się z depresją i potrafisz się samookaleczać przez jedynki, niestety wiem to z autopsji i nic w szkole nie dało mi takiej traumy jak strach przed ocenami.
Ale i tak zdarzy się, excusez le mot, debil jeden z drugim, który zacznie wymądrzać się, że oceny są dobre, bo kształtują duch rywalizacji i przygotowują na to, że będziemy oceniani całe życie. Gówno prawda. Dostaje chędożone PUNKCIKI za artykuły naukowe i na tej podstawie się oblicza algorytm stwierdzający moją "przydatnosc" jako nauczyciela akademickiego - niby kto i skąd wpadł na pomysł punktów? Jakimś cudem niefunkcjonujących w krajach skandynawskich, gdzie koledzy wybałuszali na mnie oczy, jak opowiadałem o punktacjach za artykuły? To bardzo wygodne: stworzono system, który sam siebie napędza. Gdy tymczasem rozwiązanie jest proste, znieść oceny i punkty wszędzie.
@@KrzysztofMMaj Na debatach oksfordzkich musiałem bronić tezy, że oceny są potrzebne i nie powinny zostać zniesione. Moja drużyna przegrała bo argumenty były słabe
Nie ma jak debata oksfordzka z tezą. Ona ma być nad tezą, bez założenia, która ze stron ma wygrać. Prosty argument: oceny powstały później niż nauczanie. Drugi prosty argument: na studiach jest często opcja zal/nzal, bez ocen. Jeśli inżynierom to wystarcza, polonistce uczącej interpretacji "Dziadów" też powinno.
@@KrzysztofMMaj "Uczącej Interpretacji dziadów" łął to interpretacji trzeba uczyć? zawsze wydawało mi się, że interpretacja jest indywidualna. Pamiętam jak dziś. W Liceum mieliśmy zinterpretować tekst Kochanowskiego. No to przeczytałem, pomyślałem i napisałem kilku stronnicowy elaborat za który dostałem co? 1 Dlaczego? Bo zrobiłem to źle. I pani Musiała przy całej klasie śmiejąc się w niebogłosy tłumaczyć mi mój błąd. Poza polonistką to nikt z kolegów i koleżanek się nie śmiał a jedna z koleżanek zdziwiona zapytała " I on dostał za to banię" Bo pani Polonistka raczyła oczywiście przeczytać moją prace
@@Julius_Vandelf dokładnie identyczna sytuacje miałam niedawno. dostaliśmy do napisania interpretacje tekstu. niestety większość, w tym ja, dostała 1, bo nasza interpretacja nie zgadzała się z ta, którą przedstawiła nauczycielka. nauczkę mamy z tego taka, ze teraz przed każdym takim testem czytamy interpretacje na internecie i zwyczajnie przepisujemy bo i tak jest ona wymagana w konkretnej, opracowanej formie, w szkole i na maturze. no cóż🤷🏼♀️🤷🏼♀️
Kurwa, czemu ten kanał nie ma takiej popularności na jaką zasługuje. Krszysztof gada najbardziej prawdziwe rzeczy jakie słyszałem o szkole i najlepiej je wyjaśnia.
Pierwsza klasa liceum - wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że kwarantanna, na której właśnie wylądowaliśmy, jest najlepszą rzeczą jaka mogła się wydarzyć :) Chora koleżanka na szczęście czuje się dobrze, a my w końcu możemy się wyspać i zrelaksować. Takie realia polskiej szkoły, a przyznaję, że akurat w naszej jest sporo luzu
Tutaj Krzysztofie muszę zwrócić uwagę na Twoją niekonsekwencję. Na zdalnym można przytyć, ale tylko jeżeli mamy zamknięte książki. Jest to co prawda drobne przeoczenie, ale ktoś mógłby się zbędnie zrazić do systemu nauczania zdalnego
Ostatnio tak żaliła mi się siostrzenica w liceum. Powiedziałam jej, żeby to olała bo nigdzie jej się nie przyda potem to świadectwo z paskiem. Nikt ją o to nie zapyta, nie liczy się to na punkty na studia. System wygląda tak, że opłaca się przykładać tylko do tych z przedmiotów, które chce zdawać na maturze a resztę wystarczy, że zaliczy. Dopiero ta średnia ocen się opłaca na studiach, bo można za nią mieć stypendium naukowe, wcześniej nie ma to absolutnie żadnego sensu. Z drugiej strony, jak wie, co chce robić, to lepiej iść na pół etatu do roboty w branży, której chce pracować, a studia robić na tróje bo się to bardziej liczy / lub brać udział w konkursach, projektach uczelnianych. Trzeba o tym mówić dzieciom, bo są absolutnie załamane. Nauczyciele oszukują, opowiadają jakie to jest konieczne mieć średnią 5.0 + wzorowe. Nie, nigdzie w dorosłym życiu to się nie liczy.
Absolutnie propsuje: trzeba o tym mówić, głośno, wszędzie i przede wszystkim często. Bo usłyszy się coś takiego raz, pomoże na moment, ale co z tego, skoro za 3 dni większość tego zginie pod naporem motywacji negatywnej.
@@KrzysztofMMaj zwyczajnie trzeba to powtarzać dzieciom, z którymi się ma kontakt. Za każdym razem gdy nam powie, że czuje się gorsze, bo ma z czegoś dwóję, tróję. Szkoda dzieciństwa na takie rycie na 100% ze wszystkiego.
Spokojnie teraz sytuacja się zmienia. Przedmioty typu biologia, geografia itd nie odpadają już w 1 klasie technikum, tylko są cały czas. A maturka jest trudniejsza, bo poziom podnosi się przez utrudniane egzaminów, a nie powiększanie kompetęcji nauczycieli. Czyli to co było wcześniej to jeszcze nic. Przynajmniej jeśli chodzi o technika.
Po 54 minutach słuchania o swoich rówieśnikach chcę tylko dodać, że łącze się w bólu z każdym, kto żyje w pętli ciągłej pracy i nauki. Mocno trzymam kciuki, że gdy w tym roku zakończę edukację licealną, jakimś cudem następni będą mieli lżej. Cieszę się, że w taki sposób przedstawiłeś temat i mam nadzieję, że ten film trafi do jak największej widowni, szczególnie tych "u góry", może wtedy coś zrozumieją. Pozdrawiam mocniutko
Pamiętam jak ostatnio na wykładzie z Polityki Społecznej miałem z kolegami prezentację o rodzajach polityki medycznej. W końcu doszliśmy do tematu leczenia depresji i nagle wykładowczyni postanowiła się rozgadać o powodach depresji, oczywiście mówiła tylko o rówieśnikach bo przecież to nie jest wina systemu ani przemęczenia. Kiedy dodaliśmy to od siebie nastąpiło z jej strony oburzenie. Wtedy sobie zdałem sprawę, że większość z nich nie ma perspektywy, i nie chce jej mieć.
"specjaliści": musisz chodzić do szkoły aby nie być gruby ja który podczas chodzenia do szkoły przytyłem ok 20kg a podczas zdalnych schudłem 10kg: tak dokładnie
To zabawne, bo miałam bardzo podobną sytuację. Podczas zdalnych miałam czas na ćwiczenia oraz mniej się stresowałam, co przyczyniło się do jedzenia mniej. Udało mi się nawet kilka kilogramów schudnąć. Teraz, kiedy wróciliśmy na nauczanie stacjonarne, znowu przestałam ćwiczyć, bo nie miałam czasu, więcej jem i przytyłam 4 kg.
Ale miałeś więcej czasu na ćwiczenia fizyczne? Bo wiesz, otyłość niekoniecznie wynika z niezdrowego odżywiania, czasem wynika z przyczyn psychologicznych. Otyłość ma bronić lub "zauważ mnie". To oczywiście bardzo indywidualna kwestia, ale podałam przykłady.
@@aleksandrajursza7721 Stres wpływa na hormony głodu i sytości. Mówiąc prościej, informuje mózg by ten lepiej gospodarował tkanką tłuszczową, bo będzie ciężki okres do przetrwania i warto gromadzić zapasy
Godzinę temu wyszedłem z laboratorium, na którym przeprowadziłem Próbę Locatiego. Myślałem, że skończyłem na dzisiaj zagadnienie zmęczenia materiału, ale arcymagos jak zwykle wie na jaki temat nagrać film
21:16 Jestem samoukiem, i za czasów lekcji zdalnych potrafiłem więcej się nauczyć sam niż w nosek w komputer i słuchanie jakiś pierdół. Od września brakuje mi czasu na tą naukę, przez co uznałem że to właśnie na takich beznadziejnych lekcjach wolę wyjąć książkę, telefon i pouczyć się tego sam, albo rozwijać swoją pasję zamiast potem robić to w domu, tak samo z zadaniami domowymi, wolę przeznaczyć 30 minut na naukę niż przez 1h robić zadanie domowe za które dostaną super ocenę a w praktyce i tak nic nie będę umiał. jeśli to przeczytałeś to zostaw serduchu. Pozdrawiam, uczeń technikum.
Bliźniacza dusza, widzę. Ja sobie nie wyobrażam powrotu do nudnych spotkań, podczas których w wersji zdalnej mogłem przynajmniej coś interesującego poczytać albo w coś pograć - i wciąż uczestniczyć w dyskusji potem, bo mam podzielna uwagę.
Mam dokładnie to samo, dla tego zadania na szybko przed lekcją spisuje bo nawet ich nie robię. Rozwijam hobby albo uczę się na kolejne sprawdziany i tak dalej.
Życzę Ci tego z całego serca! i dziękuję za serdeczne słowa. Niestety wśród wykładowców jest sporo osób popełniających ściśle te same błędy dydaktyczne co pośród nauczycieli, a to mimo że zarabiają więcej (więc jak widać wyższe zarobki nie są żadnym rozwiązaniem akurat tych problemów )
7:26 Ależ Krzysztofie, przecież te relacje ze znajomymi będzie rozwijała w szkole, aż przez 7 godzin! W sensie na 5-minutowych przerwach, bo na lekcjach nie wypada rozmawiać. :)
@@Marta-mf1np Taka ciekawostka, szkoła wypracowała u mnie brak korzystania z toalety przez te 8-9 godzin dziennie, oczywiście odwodnienie ciągłe bo malutko piłam. Efekt? Urolog zaskoczony pojemnością mojego pęcherza, a problem nietrzymania moczu rozwiązany informacją: chodź częściej do łazienki. No kurwa jak skoro muszę powtórzyć materiał na następną lekcję? Zaskoczyły mnie przerwy min 15 minut na studiach, bo zdążałam zrobić wszystko, czego potrzebuję. Za mało piję do dziś, bo ciężko mi się przypilnować po tylu latach.
Miałem dokładnie to, co piszesz. Leczę się do dziś, ludzie często pytają, czemu piję maniakalnie zieloną herbatę. Przewężenie ujścia nerki. Dzięki kochanej szkole, gdzie przez 12 lat edukacji może kilka razy poszedłem do toalety.
@@karolinacichecka1279 Mam nieco inny powód niechodzenia do kibla: męskie toalety w szkole są gorsze niż toi toi na słońcu. W podstawówce kupa na ścianie, zalana podłoga czy ukradziony - naprawdę ukradziony - pisuar były na porządku dziennym. A, oczywiście mydła brak, za to można było dostać za darmo w facjatę
To jest smutne ale prawdziwe. Gdzie ironią jest, że będąc już starym człowiekiem i pracoholikiem w korporacji i tak nie odczuwa się takiego przemęczenia jak w szkole i stresu na tym poziomie. Nie muszę się z Tobą Krzysztofie zgadzać w niektórych przemyśleniach ale wielki szacunek za rozpoczęcie tematu i wiele celnych obserwacji !
To byłoby niepokojące, gdyby się wszyscy ze sobą zgadzali, zawsze to będę powtarzać! Ale tak, coraz bardziej się przekonuję, że wyniszczający mindset w robocie bardzo często jest nie tyle winą kiepskich managerów czy HRu, lecz podatności na ugniatanie naszej psychiki w celu dostosowania do jakiejś chorej, narzuconej normy.
@@KrzysztofMMaj Jest to jeden ze scenariuszy owszem. Z moich obserwacji czy to na stopniu zarządzania zespołem jak i bycia pracownikiem widać różne przyczyny. W moim zespole jako lead staram się by ludzie mieli normalne życie i się fajnie rozwijali, stąd dużo kursów, które sami mogą wybrać (o ile jestem w stanie ogarnać temat merytorycznie) i stała możliwość pomocy. Jednak to oczywiście koszt mojej pracy dodatkowej i dokładam do tego bycie na 1 lini jak reszta ale nie przekłada się to na zmęczenie tylko wręcz na dobry humor, bo ma człowiek z tego właśnie satysfakcję, że może sam realizować swoje cele i ma zajawke zarówno z tego, że sam siebie rozwija jak i innych, bywa to pokrętne ale działa i już czasami zwyczajnie osobiście uwielbiam być na biegu ale sporty walki, książki i gry są dobrą odskocznią, więc wbrew pozorom trzymam balans i staram się nie przekraczać cienkiej czerwonej lini, gdzie podobnie jak Ty orałem po 18 godzin. Ale niestety spotkałem się z przypadkami o których wspominasz w materiale czy to świeżo po studiach czy ludzi starszych niż ja i to była cięzka praca by pomóc im znaleźc swoje własne cele (nawet kosztem ich odejscia z zespołu a byli świetni) oraz otwarcia ich bo były stłamszone.Temat rzeka bo w sumie podobną wojnę toczę by młodsze rodzeństwo omineło pole minowe zwane edukacją w Polsce i dzięki Twoim materiałom spojrzałem na pewne sprawy inaczej. Ufff ale referat
Będąc w połowie odcinka przypomniałem sobie o rozmowie z uczniem klasy VII, chłopcem z grupy dzieci dla której prowadziłem w pewnej prywatnej szkole zajęcia z programowania. Chłopiec opowiedział mi o obecnie panującej w podstawówce kulturze zapierdolu, wczesnego wstawania i późnego chodzenia spać oraz manii wszelkiej maści form sprawdzania ucznia pod każdym względem. Mówiąc szczerze, nieoględnie w myślach rzuciłem w niedowierzaniu kilka kurew. Jak można najbardziej chłonne, otwarte umysły skazać na takie gówno? Jakie umiejętności to kształci, poza przyzwyczajeniem do znoszenia traktowania jak przedmiot? Paradygmat szkolnictwa jako organizacji wpajającej (często przeterminowane) fakty w taki sposób zamiast uczenia zasad to nieśmieszny, przepłacony kabaret cechowany żartem w złym guście.
"Obcinek o WF-ie się zbliża" Podstawówka. Najlepszym WFistą jakiego miałem był gość, który przychodził na lekcje pijany. Serio. Umiał skonsolidować klasę. Graliśmy na sali lekcyjnej w której nie było ławek, albo na osiedlowym "boisku" (znaczy - łączce). Gimnazjum (katolickie!). Wchodzę na sale od WF-u, standardowo zaczynamy od biegania. Jak biegam, to jest mi fajnie, więc się uśmiecham. "Ooo, Stonawski, znowu się szczerzysz jak debil" - to WFistka, nie żaden z moich kolegów. Z takimi określeniami radziłem sobie przez parę miesięcy, potem przestałem się uśmiechać i biernie wykonywałem rozkazy. Inna WFistka, młoda. Kolega z klasy żartuje sobie z nią ewidentnie ją podrywając, ona w zamian... robi szpagat. Na plecach. W bardzo obcisłych legginsach. No i standard: WF na początek dnia, na początek tygodnia, żeby się spocić i śmierdzieć najbliższe sześć godzin, bo chociaż prysznice są, to nikt z nich nie korzysta. Spróbuj skorzystać z prysznicy, kiedy nie ma intymności, a poza tym przerwa trwa 5 minut a musisz bilokować z jednego miejsca szkoły do drugiego, przeciskając się przez tum na korytarzu, ponieważ szkoła jest przepełniona. To LO. W Gimnazjum po prostu przerwy są za krótkie. Nawet na zjedzenie czegokolwiek. WF :D
A ja przez pół życia myślałam, że to ze mną jest coś nie tak, że kiedy wracałam ze szkoły kładłam się z telefonem i przez 3 godziny przeglądałam internet zamiast robić pracę domową, bo chciałam to jak najbardziej odwlec. Wszyscy mi zawsze mówili, że to źle i niezdrowo, i muszę być bardziej produktywna. Już nawet nie mówię o tym, że teraz jestem na studiach, ale schematy pozostały i o ile uwielbiam być na uczelni to nie jestem w stanie się zmusić do nauki na własną rękę, pomimo że chcę zdobyć tę wiedzę.
Źle i niezdrowo to siedzieć na dupie 7h o 2 kanapkach pszennych zamiast obiadu. Niesamowite, jak odwrócone zostały nam wszystkim priorytety... Ilez razy słyszałem, co też mi nie będzie od grania w gry wideo. 32 lata na karku i dalej nie widzę reperkusji. Za to skutki spirali pracoholizmu opłacam do dziś w sutych rachunkach od lekarzy (publicznie się ich oczywiście nie da leczyć)
Japierdziele dziewczyno, mam tak samo. Chcę dalszej nauki ale z drugiej strony się jej boję i nie jestem w stanie się zmusić wracając do nie tak dawnych wspomnień związanych z mieszaniem mnie z gównem przy tablicy. Przez 5 lat szkoły średniej wracanie do domu i komp albo telefon bo psychicznie potrzebowałem czasu, by przygotować się na szkołę co przeradzało się w prokrastynację i takie odkładanie utworzyło we mnie taki schemat.
W liceum musiałam dojeżdżać czasem 2 h do szkoły w Krakowie przez rozjebane PKP, co wiązało się ze wstawaniem o 5. Potem zajęcia do 15-16, powrót kolejne 2 h. Czasem trening do 20. Do zadań siadałam ok. 22 i często chodziłam spać o 1-2. Po jakimś pół roku z niewyspania zaczęło mi odpierdalać. Pomijając przysypianie na lekcjach przy każdej możliwej okazji, czułam się bardzo źle psychicznie, ze stresu zaczęłam się samookaleczać. W końcu musiałam zrezygnować z treningów siatkówki. O wychodzeniu ze znajomymi w weekendy też nie było mowy, bo większość mieszkała w Krakowie, a ja po całym tygodniu nie miałam już siły tam jeździć. Jebana elitarna szkoła ze słynnym dyrektorem Kusztalem gówno mnie nauczyła. Na maturę uczyłam się praktycznie sama. Gdyby nie znajomi z klasy, nie dałabym rady skończyć liceum.
Leczę się onkologicznie i wszystkie twoje filmy dla "każdego coś przykrego" oglądam w czasie podawania chemii. Notorycznie w czasie chemii takie jak ja mają za niskie ciśnienie i zamiast kawy czy koli mam ciebie Krzysztofie. To komplement, pobudzasz i zastępujesz mi groźne uzależnienia ;) Dlaczego? Bo ja baba lat 35, żyłam w błogim przekonaniu że teraz edukacja - jak są już nowe technologie i metody dostępnie pod strzechą - to śmiga lepiej niż Małysz na skoczni. A tu się okazuje, że nikt przy okazji kolejnych reform czy deform, nie wymienił mentalności zarówno nauczycieli, ministrów jak i rodziców. Za moich czasów... Dość powiedzieć, że byłam osobą która była "zdolna ale leniwa", czyli bystra ale niestarająca się na egzaminach, oceny średnie. A fakty były takie że zapierdzielam jak opisywana Magda, ale rezultatu nie było. Dopiero w dojrzałym wieku 34 lat zostałam zdiagnozowana z ADHD - bo się okazuje że i dziewczynki mogą mieć problemy z tym schorzeniem i dopiero teraz uczę się w inny sposób. Nauczyłam się uczyć jako osoba dorosła, żadna szkoła mnie tego nie nauczyła... Co jest pomyłką systemową. Już pomijam przystępność materiału przedstawionego przez nauczycieli, ale nawet oni sami powinni chociaż przekazać jak ten ogrom ogarnąć, to jest podstawowy problem. Jeżeli wymaga się od uczniów faktologii, a nie myślenia to chociaż dajcie sposoby na zapamiętanie (mnemotechniki, spaced repetition etc). Kartkówki staną się wtedy formalnością. Sama jak teraz myślę o godzinach przygotowywania do testów kiedy powtarzałam nie znając tych technik to była katorga. On lighter note, materiał świetny, a uzależnienia od głaskania jamników nigdy za wiele!
Jak się cieszę, że zastępuję Ci groźne dla zdrowia używki! *powiedział nikt nigdy* Szczerze Ci powiem, że ja myślałem podobnie, otóż że tylko w moim przypadku edukacja była taka to a taka i nie jest to doświadczenie pokoleniowe. A tu się okazało, że to, co faktycznie kiedyś się zdarzało, dziś jest już normą, a z kolei rzeczy postrzegane przez trzydziestolatków kiedyś jako normalne i zwyczajne, teraz, jak człowiek sobie uświadomi parę rzeczy, wcale takie normalne już nie są. Przeciwnie, są dość przerażające. I najważniejsze: zdrowiej i nabieraj sił, niech Cię wzmacnia kofeinowo-teinowy jamnik
W ogóle co do nauki , choćby podejścia, jestem w liceum z oddziałami dwujęzycznymi i z racji, że interesuję się Azją wybrałam na drugi obcy język chiński. Pani która nas naucza jest z Tajwanu - zajęcia są luźne, w grupie przyjemne. Dowiadujemy się też o kulturze kraju, którego języka się uczymy czy o kaligrafii itp. Nie było też problemu w razie zdalnych ze sprawdzianem- w sumie tylko ona nam zaufała, reszta nauczycieli oczekuje od nas, że jesteśmy robotami i napiszemy wszystko naraz jak wrócimy stacjonarnie. Klasy z chińskiego lubię najbardziej, bo nie kojarzy mi się z typowym polskim podejściem do nauki i podstawą . Szkoda, że bardzo mało nauczycieli to rozumie i trzeba trafić na obcokrajowca lub pasjonata I mimo, że jestem dopiero w 1 klasie po 3 mies jestem przemęczona ale staram sie chodzić na moje treningi bo nie uznaję szkoły za najważniejszy byt na świecie , wolałabym zdalne...
Kluczową kwestię napisałaś: jeśli edukacja nie będzie oparta na zaufaniu, tylko ciągłej podejrzliwości, to nie może być z nią dobrze. Jasne, może jedna, dwie osoby nadwerężą takie zaufanie, ale... co z tego? W ostatecznym rozrachunku liczy się to, co nauczyciel daje całej grupie.
@@KrzysztofMMaj dokładnie, w sensie jak mamy chcieć się uczyć i czuć się chętni do przychodzenia do szkoły, kiedy nauczyciel potrafi wątpić nawet w to czy pracujemy sami, a nawet jak nie pracujemy sami, nie rozumiem czemu szukanie pomocy u drugiej osoby jest brane za problem
Ja dopiero na drugim roku studiów zacząłem żyć normalnie. Przestałem spinać się o oceny, mam wreszcie czas, żeby poza weekendami spotkać się z dziewczyną, iść z kolegami na piwo. Mam czas i siłę na swoją pasję. Mam siłę żeby przeczytać książkę, która mi się podoba i mnie ciekawi. Pomimo to czuję, że brak zmęczenia spowodowanego zapierdolem=coś jest nie tak. Człowiek wyjdzie ze szkoły, ale szkoła z człowieka z trudem.
Tak. Dużo jest osób, które niestety nie wychodzą z tego na studiach, bo traumy różne siedzą zbyt głęboko. I przegapia się wtedy dużo, o wiele za dużo. Dobrze, że u Ciebie się udało!
Też bym tak chciała. Niestety u mnie jest tak, że stresuję się jeszcze bardziej gdy nie zrobię jakiegoś projektu na studia, nawet jeśli to miałoby być kosztem moich własnych projektów. Mam paru takich ziomków, co już odnoszą pierwsze sukcesy, ale w sumie robią to kosztem uczelni i podziwiam ich wyjebkę w tej kwestii.
Bardzo się cieszę, ze temat zmęczenia został poruszony w tej serii. Może znajdzie się ktoś, kto mi nie uwierzy, ale w moim otoczeniu, jestem wyjątkiem, który jako jedyny spi 6/7h, które I tak uważam jest za mało. Znam osoby co potrafią cały tydzień przeżyć na 4 godzinach snu, z powodu szkoły, z powodu korepetycji z czterech przedmiotów, z powodu bezmyślnego oglądania tiktoków. A i tak najbardziej istotne pytanie, jakie dzisiaj usłyszałam na lekcji, to było "A ile ty dostałaś punktów?" (liceum bez ocen, swoją drogą wspolpracujace z SGH). I jeszcze te spojrzenia, pełne zdziwienia, strachu, pogardy gdy w odpowiedzi się zaśmiałam. A najgorsze jest to, ze tylko część nauczycieli, utkwieni w tym systemie, dostrzegają bezsens tego wszystkiego. Anglistka proponuję, ze zrobi nam luźną lekcje, ze możemy pisać z nią na teamsach, jak jesteśmy zmęczeni. Tymczasem na matematyce słyszę, jak to mało się uczyliśmy bo większość klasy nie zdało kartkówki. Nauczycielka robi nam łaske, ze nie zadaje nam prac domowych, podczas gdy na początku listopada dała nam, uwaga około 150 zadań z wieloma podpunktami do przerobienia w ciągu ponad miesiąca, na oko 600 zadań. Co tydzień robi kartkówki, narzekając jaka to ona jest zmęczona, ze musi je sprawdzać. To jest dopiero patologia. Ale największą patologią jest to, ze musze robić przerwy co ok. 2 tyg od szkoły w ciągu tygodnia, aby nadrobić materiał, aby odpocząć, aby samemu się rozwijać. Aby być wolnym od tego patologicznego systemu, piszę po innych klasach zbierając odpowiedzi do testu z chemii. Test z fizyki rozwiązuje na wf, aby być w stanie go potem zdać. Matematykę pilnuje, aby mieć potrzebne 40 procent do zdania, pomimo, ze mam genetyczne zdolności w tym kierunku. Nie jem praktycznie nic w ciągu dnia, nie mam na to czasu. Coraz więcej slyszę od znajomych, ze nie jedzą sniadan, aby móc wstawać te 20 minut później. Kocham gotować, ale nie mam czasu, aby zrobić sobie choćby herbatę do termosa, bo od razu muszę pędzić pół przytomna na autobus. A pisze to wszystko z perspektywy ucznia, który powtarzam, nie ma prac domowych, nie chodzi na korepetycje i sam się rozwija. Nie chcę nawet myśleć w jakim stanie są osoby, co muszą funkcjonować jeszcze przy pracach domowych i korkach z matmy 3 razy w tygodniu.
Zanim zacznę wywód, to chciałbym podziękować. Podziękować za to, że ktoś w końcu porusza takie tematy i nie boi się mówić co myśli. Nauka zdalna to dla mnie zarazem błogosławieństwo i przekleństwo., ponieważ pokazała mi, że da się żyć, a nie funkcjonować. Na zdalnych uczyłem się i uważałem tylko tych lekcjach, z których zdaję maturę i które mnie w miarę interesują. Uczyłem się na zdalnych, ale zajmowało to do 18/19, a nie 23/24 czy nawet 1 w nocy. Więcej, na zdalnych poznaliśmy się z klasą nawet lepiej niż normalnie. Na takiej lekcji biologii organizowaliśmy sobie na przykład turniej Gwinta. Ale w szkole nikt nie nazwałby tego integracją... Na lekcjach wreszcie mogliśmy się wymieniać spostrzeżeniami i na discordzie (poza wiedzą nauczyciela nazwijmy to) dochodziliśmy do własnych wniosków i wymienialiśmy notatkami. Oczywiście na lekcjach którem nam "zależy" (zawsze mięliśmy z tyłu głowy, że trzeba zdać maturę). Pamiętajmy przecież, że na lekcjach nie wolo rozmawiać. Mam to szczęście, że mam chociaż świetnych polonistkę i historyka, którym z jakiegoś powodu też zależy i faktycznie też się do zdalnych przyłożyli, a nie wysyłali zadanie na teams czy librusa na zasadzie radźcie sobie sami. Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale ja i moja klasa, dla jedynego dla czego żyjemy na stacjonarnych to lekcja... religii. Ksiądz zamiast uczyć nas na przykład o przykazaniach, zawsze chciał nas wysłuchać i dać ewentualne rady. Swoją drogę ma on bardzo zbliżone poglądy do Pana Krzysztofa. Dziś wiemy, że da się inaczej. Że można żyć. Mam nadzieję, że kiedyś będzie tak jak w różnych państwach po kongresie wiedeńskim - ludzie poczuli powiew wolności i gdy chce się jej pozbawić, żądają zmian. Nawet jeśli nie dla nas to chociaż dla przyszłych pokoleń. Wiem, że pewnie nikt tego nie przeczyta, ale gdzieś musiałem dać upust emocjom, chociażby w tak nieskładnej i krótkiej "wypowiedzi pisemnej". Pozdrawiam jednak wszystkich, którym chciało się to przeczytać.
Tak powiem szczerze, nawet trochę mi się chciało płakać podczas omawiania tej ankiety. Ja co do szkoły poddałam się podczas liceum. Druga klasa mnie złamała całkowicie, próbowałam przebrnąć przez nią dwa razy ale codziennie kończyło się na tym, że bałam się obudzić, więc umyślnie, udawałam, że chodziłam do szkoły a błąkałam się kilka godzin po mieście :V. Wcale nie było to trudne wmówić wszystkim że nie zdałam dlatego że miałam złe oceny, bo każdy to przyjął za pewnik, w ogóle się nie zagłębiając w temat. Od roku jestem w Wielkiej Brytanii i pracuję, szkołę sobie odpuściłam. Nie narzekam na zarobek, jestem przepracowana i to bardzo. W pracy zmuszają nas do robienia nadgodzin (na szczęście płatnych) i każdego tygodnia odwołują nam dni wolne, więc pracujemy 6 dni w tygodniu po 8/10 godzin, ale i tak, czuję się o wiele lepiej, niż kiedy byłam w szkole, bo przynajmniej po pracy mam jeszcze siłę, żeby ugotować coś do jedzenia i nie muszę siedzieć nad zadaniami domowymi. Nie żałuję ani trochę porzucenia edukacji. Jak tak sobie oglądam ten film, to w sumie bardzo fajnym doświadczeniem byłoby mieć tak wspaniałego wykładowcę i to nawet troszkę zachęca mnie do powrotu do szkoły, jednak trauma robi swoje i do szkoły nie zamierzam wracać.
Średnia wieku nauczycieli w Polsce to 47 lat. Tak długo jak to się nie zmieni, nie zmieni się również podejście do nauczania zdalnego i technologii. Sama pamiętam jak po raz pierszy weszły elektroniczne dzienniki i jak ciężko było się "dinozaurom" przestawić. Niestety, pokolenia naszych rodziców i starsze zmian boi się bardziej niż śmierci.
Akurat z elektronicznymi dziennikami jest ten problem, że dają rodzicom pole do jeszcze większego ciśnienia na swoje dzieci. Teraz widzą wszystkie ich oceny, a przy papierowym dzienniku często było tak, że to uczeń mówił, jakie ma stopnie. Także cieszę się, że wyszłam ze szkoły, zanim się one pojawiły, bo miałabym w domu o wiele większy hardkor.
Krzysztofie, powiem szczerze, że nie pamiętam czy kiedykolwiek widziałem filmik na YT, który by poruszał stricte temat zmęczenia u uczniów. Brawa dla Ciebie
Co ja bym dała żeby móc cofnąć się w czasie i powiedzieć sobie o tych wszystkich rzeczach. Ocenach, wypoczynku, szkole-matriksie. Powiedzieć sobie, że wszytko jest ze mną w porządku, intuicja nie zawodzi - tak, po prostu cały system jest szkodliwy i beznadziejny od podszewki. Ech, mam nadzieję że ten materiał dotrze do naprawdę wielu uczniów i pomoże im wyrwać się z tego chorego myślenia, które jest nam od małego narzucane
Dziękuję tak bardzo za ten film. Do dziś mam poczucie winy, że za mało pracuję. Potem sobie przypominam, że jestem w spektrum autyzmu, mam zaburzenia lękowe i dopiero zaczynam się wygrzebywać z kilometrowego kryzysu, do którego również przyczyniły się studia. Muszę sobie odtwarzać ten film za każdym razem, kiedy mam ochotę się znowu zgnoić za "lenistwo".
Bardzo przykre jest to, że w aktualnej sytuacji, dla większości z nas pierwsze pójście za dzieciaka do szkoły jest zarazem momentem, od którego w życiu już przyjemniej nie będzie. Czekam, aż ten kult zaharowywania się wreszcie się wyrżnie i rozwali sobie ten głupi ryj.
Ja też na to czekam. Z wytęsknieniem. Właśnie w którymś komentarzu napisałem, że najczęstsza diagnoza, jaką otrzymuję od dowolnego lekarza, brzmi: to z powodu chronicznego stresu.
Widziałam gdzieś na Instagramie u kogoś (nie pamiętam niestety u kogo) ale napisała nauczycielka która zaczęła stosować zamiast niedostarczenie to "musisz popracować" i została wezwana do dyrekcji, że albo zmieni podejście albo zostanie zwolniona. Teraz hit skarżyli się na nią inni nauczyciele ponieważ była zbyt dobrze odbierana przez uczniów i przez to była "niekoleżeńska". niestety pochodziła z małej miejscowości i nie mogła sobie pozwolić na stratę pracy 😣😤 bardzo przykro się to czytało
Boże, ale patologia. Nasza polonistka w liceum została zrugana przez wicedyrektorkę, ponieważ zbliżał się koniec semestru, a ona nie wystawiła nam ocen (w ogóle nie mieliśmy żadnych ocen)
Rocznik 86, nie potrafię odpoczywać, autentycznie mam wyrzuty sumienia, kiedy "nic" nie robię. Szczęśliwa i dumna z siebie kładę się spać dopiero, gdy przepracuję przynajmniej dziesięć godzin (ale im więcej, tym lepiej). Co gorsza, mam wrażenie, że to postępuje, bo kiedyś potrafiłam grać cały dzień albo przeczytać na raz całą książkę, a teraz mam ciągłą potrzebę ślizgania się po powierzchni każdej aktywności, żeby tylko nie wsiąknąć zbyt głęboko, żeby tylko nie uciekły mi nagle godziny zmarnowane na przyjemności. Jeśli mam na cokolwiek czas po pracy i domowych obowiązkach, to albo są to projekty związane z samorozwojem, albo filmiki na youtubie, kiedy już mój mózg zmieni się w owsiankę. Oczywiście nie do oglądania, tylko do słuchania w trakcie jakichś innych czynności, bo szkoda czasu. Do dziś męczą mnie koszmary związane ze szkołą, nawet dziś miałam mój powracający sen, że wracam do szkoły i nie jestem przygotowana, nic nie pamiętam, nie mam zadania, książki w plecaku nie takie. Zastanawiam się, czy będzie mi się to śnić też po osiemdziesiątce.
Raz, szanuję za odniesienie, bo uwielbiam tamten film. Dwa, pomyślałem, że to będzie bardzo zabawne (po mojemu zabawne), jak wrzucę godzinny krótki film dzień po pięćdziesięciosekundowym shorcie.
świetny film ale dotarłem tylko do 1p minuty, bo po 8 godzinach w szkole jakoś nie mam siły na myślenie, jestem w stanie tylko obejrzeć coś rozrywkowego najlepiej monotonnego, zostawię sobie ten film na weekend jak nie bede musial napierdalac matematyki pare godzin dziennie 🥴
Miesiąc temu moja babcia skręciła kolano, a jako iż mieszka 15 km odemnie i jako iż mam prawo jazdy jeździłem do niej codziennie przez 2 tygodnie chociaż na dwie godziny, pomóc jej i z nią porozmawiać. Przez taką sytuację nie miałem czasu na prace domowe i nauczenie się czegoś na kartkóweczki. Zagrożenie z matematyki było szybkie i ciężkie do usunięcia. Uwielbiam system kartkóweczek, sprawdzianików i pytanek.
To było właśnie coś, co budziło moją panikę. Pamiętam ten ciąg myślowy. Jestem chory, więc mam zaległości, więc muszę pożyczyć zeszyty, żeby dowiedzieć się, co było, więc muszę pracować efektywnie prawie tyle samo, mimo że jestem chory i do tego jeszcze liczyć na to, że te notatki mi wystarczą. Nigdy nie wystarczały.
@@krebs8527 Nie przejmowali sie zbytnio. Chyba uznali, ze wiem co robie i dali mi wolna reke. Wiadomo cos tam sie w szkole czy w busie na szybko pouczylem zeby cokolwiek wiedziec, ale w domu poza jakimis zadaniami typu prezentacja czy cos to praktycznie w ogole nie tykalem ksiazek (szkolnych). No, ale moglem tez miec farta bo poza matma ponizej trojek nie schodzilem z ocenami
Jak ja się cieszę, że zostało mi już tylko kilka miesięcy do zakończenia nauki i później już tylko będę zapierdalał do końca życia w robocie. Życie jest wspaniałe i pozytywne.
Normalnie jak opisujesz Magdę, to jakbym słuchała o mnie. Z tym wyjątkiem, że po trzech latach stwierdziłam, że mam wywalone na większość przedmiotów i dołożyłam sobie godzin siatkówki w tygodniu. Jakoś od razu tak lżej człowiekowi na duszy, gdy przestaje się przejmować cotygodniową kartkówką z geografii (która - szok, niedowierzanie - nie jest moim rozszerzeniem)
Taka mała poprawka - twardość nie jest jednoznaczna z wytrzymałością na rozciąganie. To jest raczej kowalność, czyli faktycznie cecha właściwa metalom. Z drugiej strony, istnieją materiały twarde, ale kruche. Tak, szczegół, przepraszam że się czepiam, ale po prostu zwróciło to moją uwagę :)
Chyba najlepszy dotychczas film z serii. Na swoje szczęście już w gimnazjum połapałem się, że prace domowe, uwagi i oceny są nic nie warte. Dostawałem nie raz pały za nieodrobione lekcje (wagowo i tak były najmniej ważne), raz, czy dwa mi się o dziwo trafiła nawet uwaga za zachowanie, gdy w liceum nie odrobiłem lekcji z matematyki (pozdro dla nauczycieli, którzy ostatecznie zabili we mnie tym sposobem jakąkolwiek chęć do pogłębiania wiedzy w naukach ścisłych), ale zawsze miałem (i mam) to gdzieś. Mimo to nigdy nie miałem problemów ze zdawaniem, zawsze kończyłem rok z dobrą średnią (tfu!), koniec końców poszedłem na upragnione studia historii. Bo tak się składa, że historia (między innymi) zawsze mnie interesowała, a szkoła nigdy we mnie zapału do jej poznawania nie zabiła, bo począwszy od gimnazjum miałem szczęście do wyjątkowo kompetentnych w tej dziedzinie nauczycieli (z innymi było różnie). Na studiach wszystkie ewentualne problemy, które miałem z nauką zniknęły, bo wreszcie mogę rozwijać się w czymś, do czego mam chęć, zapał, talent. Mam przy tym czas zarówno na rozwój, jak i odpoczynek poza studiami, zająłem się m.in. rekonstrukcją historyczną, dzięki czemu mam, jak to lubię nazywać, "żywy kontakt z historią". Coś takiego zauważyłem podoba się nie tylko historykom, widziałem, że szczególnie dzieciaki, ciekawe świata, zafascynowane są mundurami, zbrojami, oporządzeniem, bronią, modelami, wszelakiego rodzaju replikami przedmiotów historycznych i opowieściami o przeszłości snutymi przez kogoś, kto wygląda jak żołnierz sprzed dziesiątek, czy setek lat. Nie raz z kumplami organizowaliśmy takie "lekcje żywej historii", a podczas moich praktyk nauczycielskich przyszedłem do szkoły w mundurze, z górą drugowojennego szpeju. I okazało się, że dzieciaki to uwielbiają. Spokoju nie miałem nawet na przerwach (w pozytywnym, że tak powiem znaczeniu), bo byłem co rusz otaczany gromadką dzieciaków z korytarza, którym potem opowiadałem o historii i pokazywałem co mam przy sobie. Cały dobry humor popsuć w końcu musiała góra papierologii i pierdół związanych z przenajświętszą podstawą programową, ale co się nacieszyłem i nauczyłem wtedy razem z uczniami (bo owszem, nauczyciel może się równie wiele nauczyć od uczniów, co uczniowie od nauczyciela), tego nikt nam nie odbierze. Dziś piszę pracę magisterską, co będzie za rok, dwa, czy za dziesięć lat? Nie wiem. Może napiszę pracę doktorską, może nie. Może będę nauczycielem, może zacznę pracę na uniwersytecie, a może będę borykał się z bezrobociem. Co by się nie działo... mam nadzieję, że nie popełnię błędów tych ludzi, którzy zamiast nauczać, bezmyślnie mordują w nas pasje, chęć samorozwoju, ciekawość świata. A jeśli tak by się stało, cóż, oby nigdy potem nie było dane mi uczyć kogokolwiek. I tego życzę wszystkim nauczycielom.
Czuć w Twojej wypowiedzi taką pasję, że jestem spokojny o Twoją przyszłość. Nie daj się tylko właśnie beznadziei systemu, on jest zaprojektowany po to, by dławić w nas pasję i zastępować pustą ambicją. Papierologia jest jednym z narzędzi tego systemu. Od 3 tygodni uzupełniam dokumentację do raportu wymaganego przez ministerstwo do akredytacji kierunku i przy zdrowych zmysłach trzymają mnie wyłącznie streamy i pisanie o grach wideo - czyli pasja. Pasja to szalupa ratunkowa na morzu tej mlazgroci
@@KrzysztofMMaj cóż mogę więcej dodać... Od gier wideo między innymi zaczęła się właśnie ta moja pasja, gdy jako dzieciak pogrywałem w Twierdzę, Kozaków, American Conquest, Medal of Honor, czy pierwsze gry Total War. No i nie brakowało też fantastyki, takiej, jak Bitwa o śródziemie, Prince of Persia, czy Ósmy cud świata. Siedzi to we mnie cały czas i przewinie się pewnie ta tematyka jeszcze przez niejedną moją pracę, zarówno na studiach, jak i po nich. Dziękuję za dobre słowo i życzę powodzenia.
To chyba nie dobrze, że znalazłem u siebie większość problemów, które zostały zaprezentowane w tym filmie Do tego dochodzi jeszcze kilka dodatkowych :D
Pamiętam jak mnie od końcówki gimnazjum i przez całe liceum potężnie wqrwiały mnie plany zajeć od 6:30 do 15:30, gdzie na samym początku mieliśmy po 3 godziny języka polskiego który polegfał na opowiadaniu sobie głupot z książek nudnych że jprdl. ... Byliśym karani za to że co sprytniejsi czytali streszczenia, a jeżeli sie do tego przyznałeś to natychmiast dostawałeś 4 jedynki: za nieprzeczytanie książki, za nie wykonanie "zadania domowego" w postaci zadania domowego, oblewałeś test/egzamin z tej lektury bo nauczyciel zakładał że źle ci pójdzie więc natychmiast miałeś poprawić test którego jeszcze nie pisałeś, i czwarta jedynka za niedopuszczalne zachowanie czyli niesubordynację nauczycielowi. Nadmienię że nauczycielka była bardzo milutka, niewielka [z 1,5m wzrostu] blondyneczka, z zewnatrz wydwała się niewinna. Była na dodatek naszą wychowawczynią. Co więcej, w swoich praktykach wychowawczych i byciu pedagogiem używała takich metod jak np. obgadywanie nieobecnych uczniów, polecanie innym nauczycielom by przycisnęli danego ucznia do tego żeby "lepiej się uczył", przewidywała braki sukcesów w życiu uczniom którzy mieli w d... szkołę lub chodzili w kratkę. Chodzenie w kratkę też było niedopuszczalne. Często dostawałeś pałę za zadanie domowe z lekcji na której nie byłeś i nie przyniosłeś zwolnienia lub się spóźniłeś. Sam chodziłem do szkoły tak żeby mieć minimalną frekwencję 50% z danego przedmiotu. Nienawidziłem liceum. Uwielbiałem natomiast swoją młodość i rzeczy które robiłem poza szkołą. Szkoła skutecznie to zabijała we mnie zmuszając do robienia pierdół i równania do najgłupszych w klasie. Rzeczy które normalny młody zdrowy i LENIWY człowiek robi w 10-20 minut, nam na lekcjach zajmowało 2x45 minut bo nauczyciel musiał mieć pewność że KAŻDY [a szczególnie sam nauczyciel] przyswoił sobie podstawę programową. W 3 liceum chodziłem do szkoł tak rzadko, że oblałem 8 przedmiotów [zdałem na poprawkach 6 z 8], ale na poprawkach w czerwcu/lipcu dwóch nauczycieli powiedziało wprost "Michał, nie ma znaczenia czy umiesz czy nie umiesz. My ciebie nie przepuścimy i będziesz poprawiał klasę i to nie w naszej szkole" [bo to była "prestiżowa" szkoła w moim mieście] Wtedy pierwszy raz poczułem instynkt samozachowawczy i powiedziałem sobie że skończyło się babki sranie, wszystkie skumulowane poczucia poniżenia, przumusu, poczucia winy, prób dyscyplinowania mnie pod wolę obcych ludzi wybuchły jak szambo - w tym samym momencie spojrzałem na tych nauczycieli z nienawiścią i pokazałem im obu fakulca. Wyszedłem ze szkoły w milczeniu, zrezygnowałem z "etatu w liceum" i zapisałem się na testy eksternistyczne. 14 testów ze wszystkich zdałem w JEDEN miesiąc na same 4 i 5 ucząc się do nich trzy tygodnie.... Tak pojemny jest rozum młodego człowieka że praktycznie każdy człowiek może zdać liceum, gimnazjum i podstawówkę ucząc się do testów ułamek czasu który spędzamy w szkole, która wcale nie przystosowuje do życia czy poprawy kontaktów z ludżmi. Żałowałem po tych testach eksternistycznych że nie zapisałem się do nich po gimnazjum, zdając tą banalna podstawę programową w 1 miesiąc i nie marnując 3 lat na bzdury i pierdzenie w stołek w szkole.
Dopiero dzisiaj obejrzałam ten film. Przeszłam przez tą gehennę LO, o której wspominasz. Jeszcze mieszkałam w internacie w pokoju z dziewczyną, która dostawała stypendium premiera i która całymi nocami nie pozwalała mi spać ryjąc wszystkie kilkanaście przedmiotów na pamięć by z wszystkiego dostać 5 i sprawiała że czuje się gorsza, bo nie wyrabialam, a byłyśmy w 1 klasie. Jak tylko zasnęła z wycieńczenia i jej gasilam światło, to się budziła i dalej nie pozwalała mi spać. 3 lata tak żyłam i od drugiej klasy przestałam chodzić na pierwsze lekcje żeby odsypiać noce. Jak miałam sprawdziany to chodziłam tylko na te wybrane lekcje żeby zdać. Tak oto uczyło się w jednym z najlepszych liceów w województwie. Żeby być z czegoś dobrym to rodzice kupę kasy wydawali na korki, a szkoła tylko chwaliła się wysokimi rankingami z olimpijczykami...nie robiąc nic, żeby mi pomóc. Tak jak dziewczyna z tego artykułu...trenowałam biegi w klubie sportowym od podstawówki, przez gimnazjum, ale w LO musiałam to rzucić. W szkole się mówiło, że studia to odpoczynek. No nie moje, bo poszłam na farmację, gdzie wcale lepiej nie było. Po 3l LO + 5.5l farmy emigrowałam i dowiedziałam się że moje studia niczego przydatnego w pracy zawodowej mnie nie nauczyly...może tylko 1 przedmiot-farmakologia. Te 6-7 rodzajów chemii i leczący kompleksy prowadzący robiący jakieś cyrki, pytający na ocenę z czego składa się kałuża...laboratoria ciągiem po 8h... W pracy mogę to sobie wsadzić w... Pracuje w zawodzie za granicą od 2l. Trafiłam do złej firmy. Niby apteki, ale standardy korporacyjne i mikrozarządzanie. Każdy ruch mi śledzą i co tydzień oceniają. W zeszłym tygodniu dowiedziałam się od psychoterapeuty, że w wieku 31l. jestem prawie wypalona zawodowo... 1/3 życia spędziłam w jakimś kulcie zapierdolu i czuję się wrakiem człowieka. Miesiąc temu lekarz zdiagnozował u mnie chorobę autoimmunologiczna, jestem chora na myśl o pracy i po nocach nie śpię. Obcięcie godzin pracy do 20h nic nie pomogło. Po 2l. pracy mam zmieniać zawód? W życiu czegoś takiego nie planowałam. Ludzie! Uczcie się zarządzać stresem, uciekajcie z toksycznych miejsc pracy, nie dajecie się zwariować w szkole i pracy jeśli nie chcecie dzielić mojego doświadczenia. Jak coś się dzieje to idźcie do psychologa. Mnie skłonił fakt, że po trudnej zmianie na drugi dzień nie mogłam do 15 wstać z łóżka i czułam że to nie jest u mnie normalne. Szykuje się na kilkumiesięczną terapię i do zwolnienia bo nie chce znienawidzić mojego zawodu.
Z początku akurat teoretycznie sprawdzanie obecności na początku lekcji jest konieczne z prostego powodu z mojej wiedzy wynika że w systemie który mamy nauczyciel odpowiada za ucznia w czasie tej lekcji więc jeśli wpisze mu obecność a takiego ucznia nie ma na lekcji to teoretycznie jakby wpadł pod autobus szkołę i tego nauczyciela można pociągnąć do odpowiedzialności za to
Na studiach obecnie też trzeba sprawdzać obecność i wygląda to tak, że prowadzący puszcza kartkę po sali, zaczyna prowadzić, a studenci się wpisują. Kartka wraca do prowadzącego, a on potem wbija to do systemu.
Świetnie materiał. :3 Godzina słuchania podczas jedzenia po powrocie do szkoły minęła szybko (o zgrozo jest to nawyk spowodowany szkołą ). Chciałam coś takiego znaleźć i posłuchać ale jest tego mało na internecie w tej formie. Dlatego milo się zaskoczyłam gdy moja przyjaciółka podesłała mi film :3. Totalnie zgadzam się z przykładem uczennicy liceum na początku. Gdy to czytałeś od razu mialam przed oczami sytuację moja i moich najbliższych przyjaciół. Brak czasu, miejsca na pasje i za duża ilość materiału (Tez musze uczyć się w weekendy i gdy tego nie robie czuje się z tym źle ). Odnośnie zainteresowań i rozwijania ich przez szkole to jest to żart . Sytuacja jest ironiczna. Więcej czasu mialam na niższych szczeblach edukacji (tylko dlatego ze jako osoba uzdolniona mialam lepsze predyspozycje i nie musialam spędzać aż tyle czasu) a gdy poszlam poszłam liceum praktycznie zaprzestałam robic to co lubię. Robię to sporadycznie i tylko gdy specjalnie znajdę czas. Na początku 1 klasy liceum mialam poważne problemy psychiczne i ponad 5 miesięczny stres sprawił, że ledwo dawałam sobie radę. Przyjście zdalnych uświadomiło mi jak przeladowany jest materiał i dało chwilowy odpoczynek. Chwilowy, bo były oczywiście wspomniane w filmie patologię. Które po zdalnych przeszły na stacjonarne, potem znowu na zdalne i na obecne stacjonarne. Było to błędne koło a ostatnio przeszłam naprawdę ciezki okres spowodowany stresem. Starałam "zluzować" z nauka co z kolei też nie pomogło, bo zaczęłam czuc się zle( że odpoczywam, nie uczę się etc.). Mimo to znowu dopadł mnie chroniczny stres. Przez 2 tygodnie byłam wrakiem człowieka, bylam apatyczna, rozdrażniona i nie mogłam się na niczym skupic. Codziennie chciało mi się płakać ale nie moglam sobie na to pozwolić, bo nie mam na to czasu, ("wolny czas" nie istniał). Udało mi się z tego wyjść niedawno (jeśli nadal nienormalny dawkę stresu można za to uznać i czuje się zle ale się zrównoważyła w porównaniu do poprzednich tygodni) i do tej pory martwiłam się kiedy to wroci. I o dziwo wrocilo parę dni temu bo uświadomiłam sobie ze jest koniec roku szkolnego (sztuczna presja, bycia niewystarczajacą jako osoba uzdolniona (spadek z średniej 4,30 do ledwo 3,60 w tym roku)). Jak widać jest to zlepek moich doświadczeń co myślę że posłużą za idealny przykład. Możliwe, że nie są ciekawe, ale chce się tym podzielić, jako że postanowiłam popracować nad "moją toksyczna relacją że szkołą" I mam nadzieje ze inni przez takie filmy inni się zorientują/utwierdzą, że taka postawa jest słuszna i jest nad czym pracować. Dziękuję bardzo za przeczytanie i za ten film :3
Zawsze gniję wewnętrznie jak słyszę, że szkoła daje szansę na samorozwój. W szkole każda próba wychylenia się poza ramy jest kwitowana krzywym spojrzeniem. Chcę zdać maturę z przedmiotu, którego nie mam (swoją drogą fakt, że w III klasie liceum profilu humanistycznego mam w tygodniu dwie fizyki I ani jednego wosu) nie jestem w stanie od trzech lat doprosić się o dodatkowe zajęcia., ale to już przestało kogokolwiek ruszać. Chcę się rozwijać i robić rzeczy, które mnie napędzają, więc po szkole siedzę w teatrze na próbach, organizuję zbiórki zuchowe i chodzę na treningi, co traktuję jako odpoczynek, pomimo tego, że kosztuje mnie to dużo energii. W szkole ludzie przeszli do porządku dziennego nad tym, że są osoby, którym zdarza się przysypiać na lekcjach albo przychodzić dopiero na 10³⁰
Czas na samorozwój jest obecnie poza szkołą... Jaki samorozwój leży w mechanicznym przygotowaniu go egzaminu? To przykre i jałowe wykorzystanie czasu osób, które prawnie tę edukację muszą przejść. Szkoda tylko że jest to edukacja nieefektywna, pozorna a jeszcze szkodliwa. Wołałbym świat w którym po edukacji nie trzeba leczyć się z poczucia braku sprawczości, bierności I bezcelowości.
Żyję po to żeby to zmienić. Zobaczymy czy się uda. Wolę skończyć pod mostem zmieniając to niż żyć w dostatku w takim systemie spierdalania dzieciom mózgów i żyć. Pozdrawiam.
Bardzo temu kibicuję!!! Mogłem dawno temu wyjechać i grzać się na ciepłej posadce akademickiej za granicą, wolałem zostać i zmieniać, co mogę. Bardzo więc szanuję taką postawę.
Masz 100% racji. Wychowuje się Nas od dziecka w przekonaniu, że trzeba zapierdalać, że im więcej pracujesz tym jesteś lepszy, że wtedy Cię w pracy szanują. A zarówno praca jak i szkoła w PL są skostniałe i zaściankowe. Teraz mam ten komfort, ze pracuję dla amerykańskiej firmy, full zdalnie (zupełnie inna kultura pracy), ale dotąd byłam w firmie, gdzie nie do pomyślenia była praca zdalna. Pamiętam taką rozmowę z szefem, gdzie poprosiłam go o zmianę godzin pracy (czasami) od 8-16 zamiast 9-17 (powołując się na zalecenia HR dla całej firmy, że możemy rozpoczynać pracę w godzinach 8-10 po uzyskaniu zgodny przełożonego). Dostałam odpowiedź: "Nie... wiesz... nie komplikujmy." Czego nie komplikujmy?! Chyba jedynie tego, że szef lubił dzwonić do mnie o 16:55 bo akurat wtedy miał czas?! A jak kiedyś tak zadzwonił i rozmawiał ze mną do 18.00 i spytałam czy mogę sobie tą godzinę odebrać, to usłyszałam "no wiesz... jest dużo pracy. Trzeba być elastycznym".... Ręce opadają totalnie. Panuje też przekonanie, że jak odpoczywasz, to marnujesz czas. Ile razy słyszałam będąc w szkole "ty znów w te głupie gry grasz. Zrobiłabyś coś pożytecznego", albo "no znów te rysuneczki rysujesz" - tak jakby odmóżdżenie się przy Netflix, albo jakieś hobby było czymś złym. Mam czytać fizykę kwantową w wolnym czasie, bo nie rozumiem? :P
Nie mam problemu z nadmiernym uczeniem się i pracowaniem ale czekam na nauke zdalną z innego powodu niż odpoczynek, a mianowicie na zdalnej jest więcej czasu, którego nie trzeba marnować na słuchanie jakiegoś bzdurnego gadania nauczycieli na tematy zupełnie oczywiste albo zupełnie zbędne. Można to wykorzystać na wspomnianą integrację discordową z kolegami czy ewentualnie nauke cięższych tematów a nawet pospanie sobie tej godzinki dłużej. Polecam zdalne
Zgadzam się. Jestem jeszcze w liceum i na prawdę, kiedy miały miejsce pierwsze zdalne lekcje, zintegrowałem się ze znajomymi z klasy jak nigdy wcześniej. Na dłuższych przerwach albo lekcjach, które wszyscy mamy w poważaniu graliśmy (i w sumie teraz też gramy). Potem aż chce się rzetelnie pracować na lekcjach, które są nam w jakikolwiek sposób potrzebne, albo po prostu ciekawe - takie, na których czujesz, że serio dowiadujesz się nowych rzeczy i rozwijasz w danej dziedzinie. Osobiście, na pierwszych zdalnych się opierdalałem w pełnym tego słowa znaczeniu, ale obecnie czuję, że wynoszę znacznie więcej niż chodząc normalnie do szkoły, przy czym zachowuje lepsze samopoczucie.
Coś ciekawego ode mnie - liceum wspominam jako koszmar, który w retrospektywie tak na prawdę nie był taki zły w porównaniu z wcześniejszymi latami, bo nauczyciele byli milsi, bardziej wyrozumiali, traktowali cię już jak człowieka a nie obiekt nauczania, robiliśmy sobie na zajęciach kawkę i herbatkę, zdarzało się zamawianie pizzy, a połowa klasy paradowała w ciepłych papuciach owinięta kocykami... więc dlaczego liceum jest dla mnie najgorszym okresem czasu przebijający gimnazjum które było bagnem do którego nie chcę nawet wracać myślami? Zmęczenie i zrezygnowanie. Miałam już tego wszystkiego dość. Po 9 latach karania za uczenie się w sposób najbardziej dla mnie produktywny, za drastyczne obniżanie średniej za nieoddawanie żadnych zadań domowych mimo samych ocen 4-5 ze sprawdzianów i projektów, walki z nauczycielami, którzy przychodzili nas uczyć chyba za karę dla samych siebie i albo podbijali sobie samoocenie na gnojeniu uczniów albo kompletnie nie przykładali się do własnego zawodu... po tych latach miałam już wszystkiego dość. I o ile doceniałam i uwielbiałam niektórych nauczycieli w liceum, którzy realnie zaczęli pracować na to, aby ten za długi czas w szkole był nie tylko znośny ale i przyjemny, zamiast odpytywać namawiali do dialogu, dyskusji, to po tym wszystkim już byłam w takim stanie psychicznym, że nie podjęłam tej ostatecznej decyzji na złość światu. Serio, zdarzały się momenty, że od tego odprowadzały mnie myśli, że nie mogę, bo jutro jest sprawdzian! A moimi jedynymi koszmarami sennymi w trakcie codziennego 5-cio godzinnego snu były niezapowiedziane kartkówki i myśl, że może jutro jest sprawdzian o którym nie wiedziałam. I ja byłam jedną z osób która miała najgłębiej oceny z całej klasy. Nawet nie chcę myśleć w jakim stanie była reszta. Mam wielki szacunek do większości nauczycieli z ostatnich lat nauczania średniego, ale obawiam się, że te lata już na zawsze pozostaną najgorszymi w moim życiu.
Bardzo podoba mi się, kiedy słyszę jakieś trudne słowo, czyli na przykład idiosynkrazja albo etiologia, a potem Pan je od razu tłumaczy. Dużo łatwiej się wtedy słucha i przy okazji uczy tych wyrazów.
Dzięki! Wyrobiłem sobie dość dawno ten nawyk po tym, jak doprowadzali mnie do szału ludzie używający dziwnych słów z tajemniczym uśmiechem sugerującym, że mam się douczyć, żeby ich rozumieć. Co ciekawe, często sami ich nie rozumieli, jak się potem okazywało...
@Krzysztof M. Maj jesteś naprawdę najukochańszym i najwspanialszym wykładowcą chociaż nigdy nie byłam na Twoich wykładach i jestem nawet zazdrosna że Twoi studenci mają tak dobrego profesora, a ja i mój kierunek nie. Oby nowe pokolenie zrozumiało błędy wałkowane przez tyle lat i zmieniło je oraz aby takich jak Ty było o wiele więcej.
I am just doing my job, really. Kocham to, co robię, i nie mógłbym żyć bez studentów. Przyjaźnię się z wieloma po tym, jak kończą studia, w sumie moja grupa przyjaciół nie-studentów gwałtownie maleje 😅 Uniwersytet to społeczność, goddammit, i nigdy nie zaakceptuję tego, że mogłoby inaczej.
Ale świetnie ma ta Magda, też jestem w liceum na rozszerzeniu medycznym. Lekcje mam dwa razy do 17, raz do 16 i dwa razy do 15. Zawsze zaczynam 7.45, także muszę wstawać minimum o 6 20 żeby zdążyć do szkoły 🥴. W 3 klasie mam mieć niby lekcje cały czas do 14, jednak zaraz maturka a z racji tego że przyda mi się ten papierek, zapewne będę spędzał kilka godzin tygodniowo na korkach
A ja na przykład siedziałem i grałem do 1 bo kurwa od 22 miałem czas dla siebie bez superwizji rodzicielskiej czy marnowania czasu na łupaniale do szkoły. Tak ja nie potrzebowałem dużo czasu na naukę ale to i tak było dla mnie za dużo, a ja jeszcze co drugi dzień pracowałem na nocnej zmianie w markecie I ZA DNIA freelancerka dla jedynej dużej firmy w mieście by mieć jakiegokolwiek rekomendacje, ja w Technikum nie miałem czasu bo musiałem się uczyć i pracować by mieć JAKIEKOLWIEK pieniądze dla siebie bo covid uciął zarobki w domu o 40%-65% więc oberwaliśmy mocno. Niech się w końcu ogarną że edukacja zdalna była dla nas wspaniała, już wolę w Borderlandsy naparzać podczas lekcji o patrzeć na drugim monitorze niż siedzieć 8 godzin w szkole i marnować czas bo 3/4 rzeczy były albo useless albo już je wiedziałem bo sam się lubię uczyć (szok co nie)
Czekam na film o WF-ie. Od siebie dodam, że w słowniku ludzi kulturalnych nie istnieją dostatecznie obelżywe słowa opisujące to co się dzieje na niektórych zajęciach. Patrz AGH. Jestem studentem pierwszego roku. Zdarzyło mi się być przez jeden tydzień chorym (zwykłe przeziębienie, ale i tak nie byłem w stanie chodzić na zajęcia). Porada i zwolnienie ze Scanmedu są. Każdy ćwiczeniowiec jak mu pokazałem zwolnienie mówi spoko i odnotowuje, że moja nieobecność jest usprawiedliwiona. Każdy, oprócz chłopa od WF-u, który mówi że i tak muszę te zajęcia odrobić. Po prostu kurwa świetnie. Najmniej ważne zajęcia ze wszystkich, a i tak będę musiał poświęcić swój czas, wstać przed 8 i zapierdalać na WF. Dlaczego? Bo tak. Teraz się śmieję się, że jak masz chorować to tak na poważnie, żeby dostać zwolnienie z WF na cały semestr.
W trakcie nauczania zdalnego( które nomen omen było w mojej szkole fatalnie zorganizowane) miałam czas na wszystko. Organizowałam sobie czas na naukę, regularnie ćwiczyłam, dużo czytałam, gotowałam sobie zdrowe posiłki i jeszcze zostawało mi czasu na ulubione zajęcia. Teraz uczę się stacjonarnie no i cóż... Niedługo mnie szlak jasny trafi. Staram się jak mogę, a ciągle tylko słyszę że jestem leniwa, że powinnam więcej i więcej. Jeszcze te teksty: zaraz matura, uczcie się do matury osły, wy nie zdacie tej matury...". Kiedy przychodzę do domu jest już praktycznie wieczór, na nic nie mam już wtedy siły. Przestałam ćwiczyć, co bardzo odczuły moje stawy(jestem kelnerką), a jedyny posiłek jaki po dniu w szkole jestem sobie wstanie przygotować to kanapka i kubek herbaty. Nie pamiętam kiedy czytałam książkę innej niż do szkoły, o hobby już praktycznie zapomniałam. W przeciągu kilku miesięcy nauki stacjonarnej z wysportowanej, zdrowej dziewczyny zmieniłam się w zaniedbaną, obolałą i zmęczoną babcię.
Szkołę już zakończyłem, ale moje wrażenia z tych wszystkich lat są dość negatywne (mówiąc o samym procesie nauczania oczywiście). Przez cały cykl edukacji spotkałem się z tylko kilkoma przykładami nauczycieli, którzy na prawdę uczyli i robili to dobrze. Dla przykładu w gimnazjum zdarzało się obejrzeć ekranizację lektury zamiast jej czytania bo sama nauczycielka mówiła, że nie będzie nas zawalać robotą bo mamy pewnie masę innych rzeczy, a kontekst kulturowy jest nam w stanie wytłumaczyć na podstawie tego jednego filmu i swoich uwag co do samego filmu czy po prostu opowiadała dużo ale za to ciekawie. Dzięki tej właśnie nauczycielce polubiłem taki przedmiot jak język polski po czym w technikum trafiłem na nauczycielkę, która uważała że wyznacznikiem tego czy ktoś jest dobry czy nie była znajomość lektur od deski do deski na wyrywki bo Mickiewicz najlepszy wieszcz i znowu mi się odechciało. Teraz, już mając prawie 26 lat, napisałem z nudów sam dla siebie książkę, tak do szuflady, żeby było, tak dla siebie. Poprosiłem o ocenę narzeczoną i najbliższych kilku znajomych i prosiłem o szczerą opinię, która była dużo lepsza niż myślałem, ale cieszę się, że krytyczna, przynajmniej wiem co poprawić. Dodatkowo tworzymy ze znajomymi projekt własnego świata post-apo w formie grafik, wizualizacji w Unreal Engine, opowiadań w formie pamiętnika, a to dopiero czubek tego co mamy w planach. Kończąc, dużo bardziej swoją kreatywność poznałem po zakończeniu edukacji niż w jej trakcie i z jednej strony wychodzi mi to na dobre bo takiej weny do tworzenia czegokolwiek nie miałem nigdy. I robię to wszystko z własnej nieprzymuszonej woli, w czasie wolnym, bo sprawia mi to przyjemność. Pozdrawiam Krzysztofie i życzę smacznej kawusi.
Ja z kolei nie byłem zbyt dobrym uczniem. Po szkole to właśnie najczęściej zasiadałem do gier, a wcześniej kiedy jeszcze komputera nie miałem to wychodziłem pograć w piłkę lub pomagać rodzicom w polu. Uczyłem się jedynie by zaliczyć, czyli po najmniejszej lini oporu. Zostało mi to do dziś. Z perspektywy lat żałuję, że szkoła nie pokazała mi, że książki mogą być świetną rozrywką, że nie muszę uczyć się wszystkiego, a raczej chłonąć rzeczy które mnie interesują. Jak wyciągać wnioski zamiast uczyć się wszystkiego na pamięć, jak weryfikować informacje i przynajmniej w większości nie dać się oszukać. Po dziś dzień uważam czas szkolny za czas stracony. Tworzący lęki i nawyki które ciężko jest mi wyplenić.
7 lat po skończeniu liceum mam takie wrażenie, że jest skala obrazująca stosunek do nauki. Jedno podejście to przyswajanie wiedzy regularnie, na przykład codzienne powtórki po szkole, albo duże dawki wiedzy co jakiś czas. Problem pojawia się gdy ktoś narzuca sposób zdobywania wiedzy z góry. Tak jak szkoła. I jak w moim przypadku rodzice. Musiałem codziennie robić wszystkie zadania domowe, uczyć się na wszystkie sprawdziany, kartkówki i tak dalej. Najlepiej codziennie po 3-4 a nawet więcej godzin w domu. Jeśli uczeń jest dobry, pasuje mu ten sposób uczenia się to przyswaja wiedzę regularnie. I to działa. Ma same 4 i 5. A jak jest zdolny to już w ogóle. Pamiętam jak takie osoby jednak ciągle siedziały przed książkami i zeszytami, na przykład na przerwach. Z drugiej strony jak uczeń nie daje rady to już jest gorzej, a ja takim uczniem byłem. Mam dysleksję, problemy z zapamiętywaniem, kiedyś ogromne, ale to ogromne problemy z koncentracją. Całą naukę musiałem nadganiać materiał bo wolniej przyswajałem wiedzę. Być może wolniej się uczę bo jestem głupi, a może dlatego że mało inteligentny. Okazuje się że jest wprost przeciwnie. Jak to się dzieje że uczeń z jednym z najwyższych ilorazów inteligencji jest jednym z najgorszych uczniów? Całe moje otoczenie ( tak, całe ) stwierdziło że to przez lenistwo. Potem doszły gry komputerowe, muzyka i inne tego typu rzeczy. Zdolny, ale leniwy trzema słowami. Wracając, nie nadążałem z materiałem i przytłaczającą większość czasu spędzałem na nadrabianiu zaległości. Uczyłem się na kolejną już poprawę sprawdzianu, zaległą kartkówkę, a tutaj zeszyt mi się zmoczył i musiałem cały od nowa przepisać, albo musiałem zrobić zadanie domowe którego nie zrobiłem tydzień wcześniej. Szczególnie często były przypadki że nie miałem wszystkich notatek bo, wolniej i brzydziej notowałem. I to wszystko było dzień w dzień. Regularnie. W gimnazjum ze średniej 4.0 ( naciągane 4.0 bo poprawiane ale jednak ) spadłem do średniej 2.4. Zamiast się uczyć w moim tempie gnałem tak szybko że nie dawałem rady. W tym okresie było jedno z większych tąpnięć. I chyba początek depresji. W szkole byłem gnębiony przez rówieśników. Nauczyciele wymagali ode mnie za dużo, a rodzice jeszcze dokładali obowiązków. Miałem tak duży stres że mimo regularnego ślęczenia przed zeszytami jakość uczenia się była na krytycznie niskim poziomie. Nakrzycz na kogoś a potem każ mu się uczyć tabliczki mnożenia. Później nakrzycz że nie nauczył się tabliczki mnożenia. A potem każ mu się uczyć czegoś innego i znowu nakrzycz że się tego nie nauczył. Ja żebym coś przyswoił, muszę to zrozumieć. Na przykład uczenie się dat historycznych z minimalnym kontekstem lub jego brakiem było dla mnie czymś tak oderwanym od realnych umiejętności że po prostu to olewałem. I w gimnazjum jak był ten spadek w średniej, to pokazywał że coś się dzieje. A zadział się bunt. Wszystko zacząłem olewać. Przestawałem chodzić na zajęcia. Jak miał być sprawdzian, to nie przychodziłem. Czasem starałem się więcej a czasem mniej. Jednak to unikanie trudności stało się moim sposobem na radzenie sobie z trudnymi sytuacjami. Miałem przynieść zadanie domowe? Zgubiłem zeszyt. Nie miałem wiedzy na sprawdzian? Oddałem pustą kartkę. Nie zawsze było aż tak źle, jednak takie przypadki były regularne, a nietypowe czasy były gdy coś takiego się nie działo. Po latach wykształcił się u mnie szereg problemów psychicznych. Zaburzenia lękowe, nieprawidłowo wykształcona osobowość fobia społeczna i wreszcie depresja. JA bym to nazwał efektem kuli śnieżnej. Na początku uczeń wolniej się uczy, patrzy się w okno zamiast na tablicę, ma gorsze oceny. A potem kończy na problemach ze zdrowiem, nieudanym wejściem w dorosłość czy szpitalem psychiatrycznym po próbie samobójczej. Jak ciebie słucham to lepiej rozumiem, że to nie do końca tak że to ja jestem wadliwy. Całe życie wielu wmawiało mi że lenistwo jest przyczyną problemów. Że gry komputerowe są złe. Rodzice zrobili ze mnie osobę uzależnioną od gier komputerowych, byłem nawet na 3 miesięcznym odwyku jak któryś już raz upadłem na samo dno. Zawsze byłem porównywany do reszty, oni mogą to ty też możesz. Masz dwie zdrowe ręce to dasz radę. Inni mają gorzej to czemu nie dajesz rady? Nie daję rady ponieważ system w który mnie wrzuciliście jest niedziałający. I wymaga niesamowitej ilości zmian.
Jest to bardzo długie, ale musiała z Siebie to wylać. Jako uczennica 3 klasy liceum (mająca podobną sytuacje co przytaczana Magda) się wypowiem. Jestem szczurem doświadczalnym nowej reformy i przeraża mnie fakt nowej matury z polskiego albo oby nie zmiany np. chemii czy biologii. Siedzę w szkole 7-8 godzin dziennie. Tak jak Magda mam dość luźny dzień tu. czwartek - przychodzę 9.30 wychodzę 14.20. Mam korki bo z rozszerzoną chemią nie daje sobie rady z matematyki dla lepszego wyćwiczenia. Sprawdziany mam po 3 w każdym tygodniu dodatkowo kartkówki. Pyta ustnie tylko moja psorka od polskiego co jest okropne, bo męczy Cię tak z 20 minut. Sama jest raczej dobrym nauczycielem i nie ma technofobii! Natomiast bardzo to męczy i często stresuje. Chemii uczy mnie wicedyrektorka i te lekcje to męka. Uważa, że 30% daje ona a 70% uczeń. No to cudownie bo albo ktoś ma ledwo 2 albo ledwo 3. Nie widzi w tym problemu, jak się rozpłakałam na zajęciach to dopiero ze mną pogadała(gdzie pokazała się od innej strony). Mój plan jest zapchany zbędnym gównem, którego nie powinnam mieć i tracę na tych lekcjach czas np. mam 2 godziny fizyki będąc na dwujęzyku bio-chem. Sytuacja z jedzeniem w szkole jest wyjątkowo bardzo dobra bo mamy dobrze zaopatrzony sklepik + automaty. Aneks kuchenny niestety zamknęli na czas pandemii rok temu. Jedyne na co mnie stać po szkole to obiad, odrobienie lekcji, rysowanie lub RUclips. Nawet nie mam czasu sobie pokopać w Minecrafcie czy obejrzeć film. Ze znajomymi widzę się w szkole fakt, ale 10 min na rozmowę to nic dlatego ludzie rozmawiają na lekcjach. Ewentualnie widzę się z nimi w piątek lub sobotę, bo w dni robocze nie jestem psychicznie w stanie. O maturze nie chce myśleć( a musze zdać 4 i dw ang). Pozdrawiam Cię Krzysztofie i marzę, aby mieć takiego wykładowcę jak ty! ❤❤
Z perspektywy lat liceum było tylko stratą czasu. Niby rozszerzony mat-fiz, a koniec końców i tak na studiach uczyli nas praktycznie wszystkiego od początku. 3 lata zmarnowane na uczenie uproszczonych, wadliwych modeli, które potem nie są i tak praktycznie stosowane. Żeby było jeszcze śmieszniej, na pierwszym roku studiów nawet eksperymentalnie zrobiono powtórkę materiału z całego liceum... w miesiąc. Z mojej perspektywy o wiele bardziej sensowne niż te całe 'przygotowania do matury' byłoby klepanie pochodnych czy całek przez cały rok + może jakiś wstęp do rachunku różniczkowego. No ale szkoła ma przygotować do egzaminu, a nie dać ci praktyczne umiejętności potrzebne potem w życiu, pracy czy choćby na studiach.
Wydaje mi się, że już komentowałem inny film, ale wracam do Twojej serii bo idealnie opisujesz wszystkie moje lata szkolne. Po 12 latach spędzonych w 3 różnych szkołach mogę się podpisać pod wszystkimi Twoimi słowami. Żeby nie było - wszystkie klasy skończyłem z wyróżnieniem i matury napisałem w przedziale 84-100%. Chyba dzięki temu że tak cisnąłem to widziałem co się dzieje w szkolnych murach dość dobrze. Spotkałem kilkudziesięciu nauczycieli i dosłownie JEDEN był taki, z którym mam jakiekolwiek pozytywne wspomnienia. Cała reszta to patologia, wylewająca swoje niepowodzenia na nas, uczniów. Każdy uważał się za pępek świata, jego przedmiot miał być najważniejszy. Mam 32 lata i nadal uważam, że te 12 lat to najgorszy okres w moim życiu. Tyle ile stresu wtedy przeżyłem, nieprzespanych nocy, upokorzeń, porównywania, oceniania, to do tej pory mi się w głowie nie mieści. Wtedy jeszcze byłem straszony, że w pracy to dopiero zobaczę XD No i jakoś pracuję od prawie 10 lat i jakoś nadal czekam na te złe czasy, które miały nadejść... Nikomu nie życzę tego, czego doświadczałem w szkole. Teraz z perspektywy czasu aż sam się sobie dziwię, że to wytrzymałem. Dopiero na studiach mogłem skupić się na tym co mnie naprawdę interesowało. Oczywiście, uczelnie w Krakowie też mają swoje za uszami, ale przynajmniej to był już mój świadomy wybór.
Sam kiedyś w podstawówce uwielbiałem dyskusje z nauczycielami na dany temat. Najbardziej lubiłem polski który czasem przy np. Pracy z tekstem zmieniał się z wykładu w dyskusję i debatę między mną a nauczycielką (jedną z najlepszych jakie miałem). Widząc moje zaangażowanie wielu uczniów dorzucało swoje spostrzeżenia do dyskusji. Gdy poszedłem do liceum wybrałem rozszerzony polski bo chciałem trafić na więcej ludzi do dyskusji i przede wszystkim móc bardziej skupić się na polskim który był jednym z moich ulubionych. Naiwne marzenia legły w piachu gdy okazało się że trafiłem do klasy przysłowiowych solarzy frytek (trochę była w tym moja wina gdyż o oceny nie dbałem woląc spędzać czas czytając, oglądając i grając w gry, gdyż nie umiałem znaleźć motywacji do robienia kolejnych takich samych zadań stworzonych chyba dla osoby że stwierdzonym wodogłowiem dla której inne zadania mogłyby sprawiać niesłychane trudności. Nie wspominając już o tym że wszyscy uczą się przez notowanie a inne formy nauki czy też trudności z pisaniem trzech kartek a4 dziennie nie istnieją). Musiałem zacząć dojeżdżać autobusem przez cały powiat, a dzień zwany wtorkiem rozpoczynał się chemią o 7.10 a godzin lekcyjnych było tego dnia 8. O ile przyjazd ok półtora godziny to powrót trwał czasem nawet trzy i pół godziny z powodu wielkich korków przez remont drogi. Jednak największym rozczarowaniem w liceum było podejście nauczycieli do nas. Odczucie że jest się numerkiem i tylko bydłem nie dawało spokoju. Na wciągające dyskusje z polonistką nie było szans, bo ta za każdym razem gdy staje się trochę bardziej aktywny od innych to równała mnie w dół słowami "dobrze, ale może ktoś inny?" szczerze czekam na zdalne które chyba niestety nie nadejdą. Przebije się przez te kolejne nudne lekcje i za kilka lat wyjadę do Łodzi na filmówkę. Mam nadzieję że uda mi się pożyć przynajmniej tyle lat bym odbił sobie czas stracony w szkole a potem niech mnie nawet trolejbus pierdolnie.
00:05 Metal to RODZAJ materiałów, i nie musi być twardy (np rtęć, złoto) I jeszcze parę przykrych rzeczy z mojego technikum: - pedagog szkolny spędza 4 h w szkole (pomijając środy i czwartki, gdzie jest tylko 3h ), nie wiem jak to wygląda statystycznie, ale raczej słabo względem innych szkół - dowiedziałem się od wychowawczyni, że to ja powinienem się samemu zachęcić do nauki - nauczyciel przedmiotu zawodowego skarcił (jedynkę też dał) mnie za to, że nie zrobiłem pracy z której byłe jakieś 4 lekcje w plecy (choroba) - facetka ucząca nas angielskiego ma w jeden dzień w tej samej godzinie lekcje ma z nami i lekcje indywidualne z innym uczniem w innej klasie - uczeń miał zrobiony tatuaż i nie mógł ćwiczyć na wuefie, więc dostał pałę od nauczyciela za nie ćwiczenie - część uczniów, konkretnie Ci z poza miasta, nie maja autobusów na najwcześniejsze lekcje (7.05) - o tym, że połowy lekcji w jeden dzień nie ma dowiedziała się moja klasa w właśnie ten dzień - szkoła wydała pieniądze na nowy e-dziennik, na który wszyscy nauczyciele narzekają - w roku 2020 we wakacje rada miasta rozporządziła by pozwalniać starszych nauczycieli by młodzi mogli wbić w ich miejsce (i to był obowiązek dyrekcji by to się stało) - odnosząc się do poprzedniego punktu ; jeden nauczyciel co od lat tu pracuje ogarniając sieć komputerową zagroził że jak go zwolnią to tak ją ogarnie, że przez rok jej nie naprawią (i tak miał ja pod siebie ogarniętą) - nauczycielka polskiego (zresztą jedna z najlepszych nauczycieli w szkole) została skarcona (chyba przez dyrektora) za nieużywanie multimedii, pomimo faktu, że była w sali gdzie ogarnięcie tablicy mult. jest niemal niemożliwie bez stawania na krześle stojącym na biurku, a kabel od projektora nie ma przełączki na laptopa, który tam jest - w ogóle to większość nauczycieli zgłasza problemy z laptopami, i niektórzy edziennik ogarniają na własnych telefonach - a tak z poza szkoły to inne technikum w mieście zainwestowało w komputery i krzesła gejmingowe ale zapomniało o tym że reszta komputerów w większości nie jest wstanie obsłużyć maszyny wirtualnej, w efekcie niemożliwa jest na nich praca w zakresie nauki informatyki - nie wiem jak z innymi zawodami, ale na kierunku tech. Informatyk uczysz się wszystkiego poza informatyką : programowanie (4 h) , mniej-więcej związane z informatyką ogarnianie sieci (oczywiście pisemne, 2 h), ogarnianie serwerów (2h) a poza nimi to mamy przedmiot o wdzięcznym tytule "montaż i eksploatacja urządzeń tech. komputerowej", czyli jak sama nazwa wskazuje 2H TESTÓW ABCD (komputera dotknęliśmy raz przez 3 lata tego przedmiotu, a o innych UTK to tylko teoria) - co najmniej jedna gaśnica jest nieosiągalna bez nożyczek, bo została zamknięta trytytkami - na geografii facetka kazała nam przepisywać książkę (którą łaskawie dyktowała) - jeden z nauczycieli prze całą lekcję nam mówił, że większość problemów szkoły jest winą systemu oświaty, a inna facetka mówiła że ocenianie procentowe nie działa, czyli sprawa problemów oświacie jest znana samym pracownikom - jako informatyk ma rozszerzenia z matmy i geografii, których ani razu nie używaliśmy na zajęciach - znajomy z innej szkoły (liceum) mógł pisać maturę już w poprzednim roku, gdy ja muszę w następnym
Twardość a udarność metalu to dwie różne rzeczy. Twarde jest szkło i ceramika ale udarność mają bardzo niską, więc pękają pod naprężeniami. Udarność stali można m.in. kontrolować podczas procesu hartowania oraz odpuszczania
Im więcej słucham Twoich materiałów, tym bardziej żałuję, że nie spotkałem na studiach żadnego wykładowcy z podobnym podejściem jak Twoje. Zazdroszczę Twoim studentom, ale też cieszę się, że RUclips umożliwia przynajmniej w pewnym stopniu zaznanie tego ;) Analiza społeczna, jak zresztą zazwyczaj, dokładna i trafna, choć niewesoła. Słusznie zwracasz uwagę na ten niezbędny odpoczynek - sam kilka lat temu musiałem dojść do podobnych wniosków, również "the hard way", więc rozumiem (przynajmniej w pewnym stopniu) i popieram. Mi osobiście bardzo pomogło szersze spojrzenie z dystansu na ten kapitalistyczny system, w którym żyjemy i uświadomienie sobie ról i celów uczestniczących w nim osób.
Tak, to jest system naczyń połączonych, dlatego mega trudno jest o tym mówić. Dzięki za wsparcie i docenianie działań, to dużo znaczy Ja też popełniałem dużo błędów, przepracowując się, i teraz staram się nie tylko pomagać sobie z tym radzić, ale też innym. No i właśnie, jestem tu po to, by robić to, co też robię na uczelni, dla szerszej społeczności!
Mówię o tym od jakiegoś czasu. Miło usłyszeć takie słowa. Nawet namawiam kumpli na "kwarantannę", bo jeśli nie ma połowy nas to idziemy na zdalne. Dziś zresztą dobitnie Pan Doktor wręcz to samo co ty Krzysztofie opowiedział o publikacjach, Elsevier i wyrabianiu norm i podstaw programowych. No cóż teraz na kursie środa z samymi wykładami od 9 do 18. Trzymajcie się tam na tych uczelniach.
Wiem co czujesz, mam wykłady od 8 do 20, ale też przynajmniej zgraną klasę i wymieniamy się screenami z wykładów, więc czasami tylko się loguję i idę dalej spać
Ja dzisiaj od 8 do 19 na wydziale :) I niczego nie żałuję, doborowe towarzystwo, ciekawe przedmioty, jest też czas się zdrzemnąć :P Mam nadzieję tylko, że kolokwium z liczb zespolonych dobrze poszło brrr..
Mieszkam poza miastem. W środy muszę dojeżdżać na pociąg na 7, do domu wracam po 19. No, teraz zgadnijcie ile mam siły by odrobić o tej 20 lekcje z dzisiaj i jeszcze się nauczyć na następny dzień 😃
Bardzo personalnie podchodzę do tego materiału. Praktycznie cały mój licencjat jestem na zdalnych i uważam że, jest to najlepsze co się mogło wydarzyć. Jestem na uczelni, gdzie obowiązkowe były lektoraty z 2 języków. Niestety niemiecki jest dla mnie cholernie trudnym językiem i przez całą edukację szkolną nie spotkałam ani jednego kompetentnego nauczyciela tego języka, a na uczelni startowało się już z poziomu B1. Ostatecznie mimo że, lektoraty z niemieckiego oraz ustne egzaminy semestralne miałam na zdalnych to i tak w wyniku stresu przeszłam epizod depresyjny (niestety musiałam sama się z nim uporać). Nawet teraz po wielu miesiącach od zakończenia lektoratów stresuje się na samą myśl o języku niemieckim i prawdopodobnie nigdy nie wrócę do niego. Także obecnie, trochę utożsamiam się z tą popękaną stalą.
Moje liceum (rok 2000-2004) to był najgorszy okres w moim życiu. Wczesne wstawanie, w szkole po 7-8 h, potem wielogodzinne ślęczenie nad zadaniami domowymi, koniec dnia o 22:00-23:00, weekendy zajebane zadaniami. W szkole odpytywanki pod tablicą trwające całymi godzinami, festiwale ośmieszania uczniów, łapania nas na niewiedzy, wieczne docinki. Lęki, stresy, stany depresyjne (co uświadomiłem sobie po szkole - bo w depresji człowiek jest zanurzony jak w matrixie). Choroba jelit dołożyła swoje. Do tego chyba najgorszy zestaw nauczycieli, na jaki mogłem trafić - albo niekompetentni, niepotrafiący nauczyć niczego - albo złośliwi, cieszący się z czyjegoś stresu. Najgorszy okres był jakoś w 3. klasie - gdzie dowalili nam absurdalną liczbę godzin chemii (mimo że profil był językowy) i zabrali biologię. Próbowałem przygotowywać się do matury z biologii - musiałem przepisywać zeszyty z innych klas i jednocześnie uczyć się jakichś debilizmów o elektronach. Zachorowałem ciężko na grypę, 2 tygodnie z życia. Jak wróciłem - ledwo dałem radę nadrobić zaległości. Lawina, dosłownie lawina materiału, sprawdzianów, zadań, kartkówek - NON _KU*WA_ STOP. Pamiętam, jak byłem wdzięczny mojej nauczycielce z chemii, że po tej chorobie odpuściła mi łaskawie zdawanie jednego sprawdzianu - co dało mi parę dni na korepetycje i odrobienie strat. Mimo wszystko zdałem maturę na 5.0 (to jeszcze były tamte czasy, że się oceny dostawało, teraz chyba są jakieś procenty). Gdy wyszedłem z tamtej szkoły, obiecałem sobie jedno - nikt mi już kurwa w życiu na łeb nie wejdzie. Basta. Na studiach inżynierskich zostałem starostą roku i od razu wojowałem ze wszystkimi wykładowcami, gdy tylko przeginali z czymkolwiek - straszyłem, że ściągnę media na uczelnię, pisałem skargi, petycje, paszkwile - miałem wyjebane. ZADZIAŁAŁO. Bali się bardziej ode mnie, bo widzieli, że mi nie zależy, a im się ciepłe posadki mogą sypnąć, jak gówno się wyleje poza uczelnię. Inżynierkę obroniłem na 5.0 z wyróżnieniem. A potem pierdoliłem system - nigdy więcej żadnych szkół, uczelni. Sam nauczyłem się wszystkiego, napisałem 4 książki, tworzyłem projekty, jakie chciałem, osiągnąłem, co chciałem. Żadnej pracy na etacie, żadnych wąsatych Januszy, którym się wydaje, że wiedzą lepiej. Wolność, swoboda, możliwość decydowania o sobie, praca kreatywna to dla mnie sens życia i podstawa. Bywa ciężko, nawet bardzo, bo to Polska, bo ZUSy, bo choroba wciąż dokłada swoje i zostawiła mi też ślady w psychice. Ale robię to, co chcę. Rozwijam się, jak chcę. Pracuję, z kim chcę. To, czego najbardziej się boję, to że kiedyś sytuacja może mnie zmusić do pójścia na etat. Do stawania o 5:00 rano, przebywania gdzieś 8 h, bo tak ku_wa ktoś wymyślił, że te 8 h to jakiś standard (nie da się pracy SERIO kreatywnej uprawiać dłużej niż 3-4 h dziennie - kto uważa inaczej, łże i udaje), do brania pracy do domu, do ślęczenia nad czymś, czego nie znoszę, do rozliczania mnie ze wszystkiego jak głupiego dziecka. Miałbym poczucie, że sprzedałem duszę i życie. Etatyzm, zapierdolizm, kult pracy, brandzlowanie się swoim wiecznym zapracowaniem, wiecznym gonieniem Zachodu, braniem kredytów na Thermomixy, żeby pokazać sąsiadowi - Polska to chory kraj. Z chorą, folwarczną mentalnością opartą na metaforze pana i jego niewolników. To kraj, w którym mówi się tylko o sukcesie finansowym i niczym innym. Szczęście nie jest ważne, ważna jest nowa fura, dobra praca - kult materializmu, przez który oceniany jest człowiek na każdym kroku. Teraz oglądam Twój film i myślę sobie tak - mamy rok 2022, a nadal ta sama chu*nia, jaka była. Minęło 20 lat i nic, zero zmian. Mentalny obóz koncentracyjny - tyle, że z szybszym Internetem może i dodatkowymi zagrożeniami ze strony social mediów (hejt itp.) Jedyna nadzieja, że dziś młodzi ludzie mogą obejrzeć takie źródła, jak Twój film, i chociaż uświadomić sobie, co jest nie tak. Gdybym mógł powiedzieć sobie młodszemu z dzisiejszej pespektywy coś, to powiedziałbym: pierdol to. Rób swoje. Rób to, co kochasz i się w tym rozwijaj. Marzyłem, by projektować gry komputerowe i dawać ludziom emocje. Wtedy, w tamtych latach, na prowincji, to było poza zasięgiem kompletnie. Gry to był Mario na Pegasusie robiony gdzieś tam w Japonii. Nawet skończenie studiów z informatyki (2008) nic nie dawało. Gdy mówiłem, że chcę projektować gry, to patrzyli na mnie jak na debila. Poszedłem inną ścieżką - ważne, że moją i że też sprawia mi radość. Ale wiem też, ile szkoła pozakładała mi w głowie barier, które musiałem pokonać. Latami, gdy próbowałem odpoczywać, wpadałem w stany lękowe i poczucie winy. Musiałem sobie wytłumaczyć, że jak projektuję grę planszową czy piszę opowiadanie, to że to jest poważne zajęcie i tak samo dobre, jak każde inne - tak miałem wbite w głowę przekonania o "jedynej właściwiej ścieżce kariery". Dobra - koniec wyżalania :) Dobrze, że powstają takie materiały. Tak rzetelnie obudowane przykładami i badaniami. Wciąż jest nadzieja, że ludzie będą mieli dość, staną okoniem i coś się kurwa w końcu zmieni. Mamy XXI wiek, AI, automatyzację, a nadal zapieprzamy jak chłop na roli w średniowieczu. Coś poszło nie tak i trzeba coś zmienić.
Myślałem, co odpowiedzieć, ale myślę, że najlepszą odpowiedzią będzie przypięcie Twojego komentarza. Bo myślę, że ludzie mogą się wiele nauczyć z Twojej historii, a wciąż jest i będzie spory procent ludzi, którzy obarczą moje zdanie wyrażane na tym vlogu jakimś rodzajem confirmation bias. Zwłaszcza że sam miewam czasem myśli, że może za mało pracuje, a zwykle powyżej tych 4h nie wychodzę. A tymczasem jest dokładnie jak piszesz: oszukuje sam siebie i innych ten, kto mówi, że kreatywnie można pracować dłużej.
Dziękuję Ci za tę wypowiedź, w takich chwilach docenia się piękno RUclips'a.
@@KrzysztofMMaj Dziękuję za dobre słowa i wyróżnienie :)
@@Buzzan1804 Ojtamojtam, czepiasz się, normalne życie w koloniach.
Niezwykle mądry komentarz
to jesteśmy ten sam rocznik :)
Zawsze mnie rozbrajało, jak dorośli mówili, żeby nie narzekać na szkołę, bo "pójdziesz do pracy, to dopiero będzie ciężko". Otóż gówno prawda, skończyłem szkołę, studiuję dziennie z niemałą ilością zajęć, pracuję na 4/5 etatu. Teraz mam czas na znajomych, hobby i samorozwój. W szkole nie miałem :)
No właśnie! U mnie było prawie identycznie
Po skończeniu studiów mam o wiele więcej czasu, a normalnie pracując mam też pieniądze, na studiach nie miałem ani czasu ani pieniedzy.
Zależy jaka praca i ludzie w pracy, zmieniłem mid tech korpo na it corpo I czuje się jak w przedszkolu
Kurwa rel. Pójście do pracy to było najlepsze co mnie w życiu spotkało.
Ja tylko czekałem na 18 Lat udałem się do Pani pedagog "przemiła Osoba ;) " i powiedziałem proszę naszykować moje papiery nareszcie kończę ze szkołą ,a Ona eeeyyyy ,ale dlaczego chcesz doły kopać (Oczywiście że bym wolał ;)) itd. i się rozkręca ,a Ja jej przerwałem i powiedziałem ,ale Ja z Panią nie przyszedłem dyskutować tylko grzecznie mówię że już mnie tu nikt nie zobaczy ,a moja decyzja zapadła już dawno temu. Wtedy wreszcie ją zatkało i szanownie powiedziała że na jutro przygotuje papiery. Jak ja miałem edukować się dałej jak miałem 12 lat traumy szkolnej tylko ''nie wiem po co'' dokończyłem praktykę obuwnika bo wtedy to nikt mi nie powiedział że ten zawód upadnie i jest szkodliwy dla zdrowia ja jasna chola jak wychodziłem po 8h z praktyki to oszołomiony cos jak bym ze 3-4 piwa wypił i plułem dosłownie takim mlekiem pewnie przez te opary zakłady w których pracowałem wołały o pomstę do nieba żadnych filtrów zasad bhp ludzie którzy po 20 lat robią mają twarze o 30 lat starsze i ładowali nas tam oczywiście ponad normy bo przyszedł byś w sobotę ,albo rób po 10 godz. Pozdrawiam
Nic nie wkurwia mnie bardziej niż gadanie o tym, jak to szkoła daje nam szanse na samorozwój. Na zdalnym udało mi się napisać dwie nowelki (nadal nie wierzę xD), teraz po szkole jedyną pasją na jaką mam czas jest płacz -totalnie nowe ulubione hobby moje jak i wszystkich moich przyjaciół - maturzystów.
Jest super ogółem, wcale nie jesteśmy wszyscy na skraju, a tu dopiero zaczyna się grudzień :')
Trzymajcie się tam... Właśnie pisałem gdzieś komuś, że uczniowie są na pierwszym froncie walki z nawarstwionym debilizmem. Do starej i znanej wszystkim szkoły bowiem doszła pandemia, czarnkoza, matczakizm i galopująca technofobia. Ciężko jest zachować spokój jak się na to z zewnątrz patrzy, cóż dopiero od środka
szczerze, mam to samo - tylko że na zdalnych napisałem łącznie 8 opowiadań i dłuższych prac (19 i 8 rozdziałów). podczas szkoły udało mi się napisać jeszcze 1 opowiadanie, ale to we wrześniu, gdy mieliśmy "luz". teraz jestem chronicznie zmęczony i po szkole jedynie robię lekcję, po czym gram na laptopie do wieczora. problem jest jeden - to nie klasa maturalna, a 8 klasa szkoły podstawowej.
najśmieszniejsze jest to, że moją główną pasją jest właśnie pisanie opowiadań oraz historia - aczkolwiek lekcje tego przedmiotu są w mojej szkole tak nieumiejętnie prowadzone, że z 6 ucznia spadłem do 4 i 2.
Płakać o maturę, być na skraju przez maturę? Studia i praca cię zabiją psychicznie jeżeli tak działa na ciebie matura. Musisz jak najszybciej zmienić swoje nastawienie i ogarnąć głowę dla własnego dobra i własnego spokoju. Ten śmieszny egzamin można zdać z bardzo dobrym wynikiem używając jedynie heurystyki i zdrowego rozsądku, angielski zdaje się praktycznie sam. Jeżeli piszesz to znaczy, że masz jakieś pojęcie o polskim. Poucz się matmy jak bardzo musisz, zdaj na minimum i ciesz się pełnią życia. Nie rozumiem jakim cudem kolejne pokolenia łapią się na mit najważniejszej rzeczy we wszechświecie *spooky* - matury. Lepszy wynik osiągniesz jak przestaniesz się od jutra uczyć i zaczniesz pisać nowelki, nic się tak dobrze nie sprawdza jak powiedzenie - mniej wyrąbane a będzie ci dane, największym wrogiem podczas matury jest stres, sami sobie kopiecie dołki pod sobą, bo dajecie sobie wmówić przez despotycznych nauczycieli, że ten papierek po maturze się nadaje do czegoś więcej niż wytarcia nim nie powiem czego. Wrzuć na luz, postaw na samorozwój, olej szkołę, będziesz zadowolona/y. Ulubionym hobby moich znajomych maturzystów podczas matury było granie w gierki, ewentualnie jakieś imprezy jak ktoś był bardziej dynamiczny. Czy ktokolwiek żałuje, że nie napisał matury lepiej? Nikt. Absolutnie NIKT, w poważaniu wszystkich, jest ta cała śmieszna matura.
@@KrzysztofMMaj ja z moimi przyjaciółmi np spędzamy czas grając RPG jak się spotykamy. Jest to naprawdę jedna z lepszych rzeczy jakie w życiu robiłem. Możesz wczuć się w fantastyczny świat odegrać postać oderwać się od przykrości świata. Jeden z ziomów który prowadzi grę zawsze zleca nam napisanie historii postaci którą odgrywamy...Swoistego backgroundu uzasadniającego np jego charakter. Mieliśmy wszyscy na to czas w wakacje i w czasie pandemii. Teraz wygląda to niestety tak ,że muszę rozczarować przyjaciela bo niestety nie mam fizycznej możliwości napisania czegokolwiek przy 3 sprawdzianach i kilku kartkówkach tygodniowo. Niesamowite jest to jak 4 sprawdziany w tygodniu są statutowo zakazane , bo ponoć są zbyt dużą ilością roboty ale sytuacja w której masz statutowe 3 sprawdziany + fąfnaście bombilionów kartkówek (Wybacz uwielbiam tą liczbę) nie jest już w statucie przewidziana. :3
@@Hitchens_ Jak niby można zdać maturę używając wyłącznie sprytu, a nie wiedzy, gdzie próg zdawalności dla rozszerzeń wynosić będzie 30%, a liczba lektur obowiązkowych na języku polskim wzrosła z 8 do 41. Poza tym praktycznie wszyscy, którzy nie dostali się na wybrane kierunki przez zbyt słaby wynik na maturze prawdopodobnie żałują, że nie napisali jej lepiej. Dlatego część poprawia wyniki. Uważam za absolutnie błędne twierdzenie, że nikt nie żaluje słabych wyników i że każdy ma maturę w poważaniu.
"Pracuj ciężko, odpoczywaj jeszcze ciężej" - jest takie powiedzenie. Stres jest czynnikiem niszczącym. Pamiętam, że wtedy wiedza nie zostaje w głowie, bo człowiek działa w trybie walki o przetrwanie. Jak zwierzę. Umysł jest zamknięty, jest bardzo pokorny, ale jednocześnie niewiele ogarnia. Przynajmniej ja tak miałam i mam, gdy jestem przedmiotem zbyt silnej presji.
Mój chłopak jest Francuzem, chodził do szkoły i studiował tamże. Oprócz dwóch miesięcy wakacji letnich Francuzi mają 8-9 tygodni ferii w trakcie roku szkolnego (przed Sarkozym mieli jeszcze środy wolne od zajęć). Jak się zaczęłam nad tym dziwować, to odparł, że "no, ale w ciagu dnia mamy dużo godzin zajęć... czasami nawet 8!" Nie chciał mi uwierzyć, że w polskim liceum 8 godzin to norma.
Tak! A francuski system i tak nie dostaje poziomem empatii względem uczniów do skandynawskiego, więc to wiele mówi.
@@KrzysztofMMaj , jak ja zazdrościłam tego moim kuzynkom z Francji! Bardzo dużą część tych ferii spędzały w domu moich rodziców, podczas gdy my z siostrą byłyśmy w szkole. Nie muszę chyba wspominać, jak bardzo to było dobijające. Kilka lat później kuzynka stwierdziła, że na studiach magisterskich będzie robiła podwójny dyplom. Była w szoku, że aż tyle trzeba się "uczyć" w porównaniu do realiów studenckiego życia w Paryżu. Zderzenie ze staropolką na UW nie było dla niej przyjemne.
Dokładnie tak. Niech ktoś mu poleje, bo dobrze mówi. Mi po szkole został paniczny lęk przed odpowiadaniem. Boję się zgłaszać nawet, jak dobrze znam odpowiedź. Co gorsze, na większości przedmiotów boję się pytać. Tylko na najluźniej prowadzonych zajęciach jestem w stanie zadać pytanie przy grupie.
Z całego serca życzę ci sukcesu w starciu z tym problemem. To jest coś co ciągnie się za człowiekiem długo nawet po rozpoczęciu samodzielnej pracy - obawa przed dopytywaniem przełożonego o szczegóły wykonywanej pracy, wskazówki czego unikać, na co zwrócić szczególną uwagę, co robić gdy kierownik patrzy na ręce, itd. Ba, nawet gry wideo nie są wyjątkiem - istnieją całe społeczności online skupiające się na pomaganiu graczom z obawą przed uczestniczeniem w bardziej wymagających aktywnościach grupowych.
Ech, znam to, trzymaj się
"Metal jest twardy" Właśnie z tego powodu, by przeżyć szkołę, puszczam sobie metal jak tylko mogę 😉
Dobre :p
Ja również ;>
@@bvbarmy_747x4🤘😈🤘
Muzyka metalowa była jedną z 3 rzeczy które utrzymały mnie psychicznie przez liceum na tyle aby skończyć ten koszmar. Teraz zawsze, kiedy czuję się zestresowana, zmęczona, wściekła, przerażona etc. puszczam sobie nie muzykę relaksacyjną czy ambient na rozluźnienie - puszczam najbrutalniejszy metal jaki znam i większość negatywnych emocji odchodzi z muzyką. Nie wszystkie, niestety, ale to jak mi to w życiu pomaga jest nieporównywalne do niczego innego. No, może do przytulenia się do mruczącego kota, ale to ciężko przebić.
Ja sobie puszczam Rammsteina; Deutschland albo Sonne :-D W tym drugim utworze mają dużo bardziej prze....srane, niż ja na etacie.
Mam cichą nadzieję, że kiedyś. Kiedyś. Ktoś władny zechce zrozumieć. Będzie to już jakiś krok.
Dziękuję Krzysztofie.
Też nie tracę tej nadziei. Ale jak już psychiatrzy się wypowiadają, jest źle. Sprawdziłem przed filmem. Temat przepracowania uczniów nie był w ogóle praktycznie poruszany w mediach przed 2014 rokiem.
Może to pokolenie zmęczonych dzieci to zmieni
Przychodzę tutaj będąc wypalonym uczniem niemającym siły już robić czegokolwiek, szczerze, to słuchając ciebie czuję się lepiej sama ze sobą. Przez lata strasznie kułam i niefortunnie zostało mi to z tyłu głowy i dostanie gorszej oceny zaczęło wywoływać u mnie wręcz ataki paniki. Kiedy słucham tych filmików, mimo tego, że mówią o negatywnych zjawiskach, to czuję się lepiej głównie dlatego, że widzę, że to nie jest tylko moje urojenie, ale inni też to zauważają, dlatego chciałam podziękować na swój sposób? Po prostu, bardzo cieszę się, że Pan to nagrywa, bardzo mi to pomaga właśnie. ^^
Głęboko wierzę w oczyszczająca moc upuszczania jadu na to, co nas wszystkich dobija i frustruję, mogę się tylko cieszyć, że to faktycznie pomaga! Co ciekawe, też miałem taki mindset kiedyś. Jack of all trades, master of none, jak mawiają Anglosasi. Aż zrozumiałem, że można celować tylko w jedno, najważniejsze, a z reszty nie być najlepszym. Nie trzeba. Jest miejsce dla innych.
dzieki tym komentarzom i filmom pana Krzysztofa staram nagradzać się za korekty błędów i ogólny dobrostan fizyczny i psychiczny. Nie za piątkę, szóstkę czy dwa z plusem przez za duży nakład pracy. Oceny - nie gra to roli!
Paula Kurzawińska Ooo, podnosisz łapkę na kapitalizm, kolonializm, rozwój, demokrację, dobrobyt i wolność? Wnet Ci kapitalizm tę łapkę up....doli przy samej d...e.
34:55 "Jeżeli uczniu chcesz mieć dobre oceny, to PRACUJ SYSTEMATYCZNIE" AŁaaaa, aż mnie skręciło od środka
ale przecież tak, 8 godzin szkoły, i zostaje ci 16 godzin na naukę, a co tam sen, jedzenie, życie, to jest wszystko opcjonalne
To ja też dorzucę historię z mojej edukacyjnej przeszłości: kreatywne unikanie dodatkowej pracy xd Chciałam zdawać na maturze biologię, ale wiązałoby się to z chodzeniem na "kółko biologiczne" (wymóg). A że byłam dojeżdżająca, to dla mnie wiązałoby się z dwoma totalnie rozwalonymi dniami w tygodniu.... Zamieniłam więc zgłoszoną do matury biologię na wos (żadnych kółek) a następnie miesiąc przed maturą gdy pojawiło się ostatnie okienko zgłoszenia zmian, zamieniłam wos na biologię. Pani od biologii była mega wkurzona i nawet coś przebąkiwała że nie powinna mnie dopuścić xd Maturę zdałam bardzo dobrze, i zaczęłam studia: biologię
Powodzenia
I tak trzeba, jestem dumny! I również trzymam kciuki za rozwijanie pasji na studiach
Mój tatko zdawał maturę niestety w innym systemie, były to lata 80te. A przynajmniej próbował zdać, bo chodził do technikum, gdzie powiedziano mu coś podobnego: jak mam Ci zaliczyć matmę na tą tróję- to ok, ale nie podchodzisz do matury (prawdopodobnie motywowane tym, żeby ranking nie spadał). Jeśli chcesz podchodzić- to musisz chodzić na wyrównawcze i dodatkowe zadania domowe dostaniesz.
Tata powiedział, że nie podejdzie, dostał zaliczenie.
Ale na maturach się pojawił.
I wtedy doświadczył retaliacji jak dziś to nazywamy- nauczyciel który go sprawdzał (wtedy tak było- matury sprawdzało się w tej samej szkole co się odbywały) poczuł chyba jakiś uraz na honorze, że tak go wykiwano i sprawdzał arkusz dosyć stronniczo- tak aby na siłę się przyczepić jeśli tylko się dało. A się dało, no cóż... nikt nie jest bezbłędny. A można się było przyczepić nawet jak coś było niewyraźnie napisane. Oczywiście- przysługiwało poprawianie na ustnym, ale tu tym bardziej sugestywnie dano mu do zrozumienia, że na ustnym to już na pewno polegnie. I poległ.
Także tu bez happy endu niestety. Jakie to piętno odcisnęło? Wydaje mi się, że nadmierną pokorę, którą zresztą i mi wpajano w domu. Oczywiście nie przekreślało to nadal zdobytego zawodu, tylko że technikum się zrównało do zawodówki. Wielokrotnie tata później podkreślał, że może całkiem biedy nie miał przez to, ale gdzieś tam żałował, że nie mógł zdobyć wyższego, ale nigdy nie powiedział dokładnie jaką ścieżkę kariery przed nim to zamknęło.
Ja poprostu miałem wywalone na zadania domowe. Uczeń bez laczka to jak żołnierz bez karabinu.
Biologia jest super ciul że pozdrawia human
W te wakacje miałam nieprzyjemność przepracować na "szkoleniu" w kawiarnio-barze (czyt. najzwyklejsza zmiana na świecie, nie coś, co mogę później sobie wpisać do CV) 4 dni. Po tym czasie zorganizowano zebranie dla nowych pracowników (oczywiście poza godzinami pracy, w naszym wolnym czasie), na którym zapytano nas, czy potrafimy zrobić wszystkie drinki z karty. Oznajmiłyśmy kolejno (bo byłyśmy wyłącznie w żeńskim gronie), że no cóż - nie, ponieważ ja na przykład dostałam z tych 4 dni 3 poranne zmiany, na których - jak nietrudno się domyślić - wiele drinków się nie robi. Powiedziano nam, że możemy "dla siebie" przyjść jeszcze raz na szkolenie, ale żebyśmy nie wpisywały się na listę obecności. Jako jedyna zapytałam dlaczego i dostałam odpowiedź, której się spodziewałam - bo nam za to nie zapłacą. Mało tego. Dowiedziałam się, że powinnam być swoim pracodawcom wdzięczna, ponieważ mogę "eksperymentować" (chyba chodziło o "uczyć się") na ich klientach i na ich towarze (przemilczmy fakt, że pracuję w gastro od 4 lat i mam tytuł baristki zaawansowanej; szefowa mimo wszystko stwierdziła, że "wzięła mnie z ulicy"), a w ogóle to aMeRyKaŃsCy NaUkOwCy dowiedli, że można wyrobić w sobie nawyk uśmiechu w 21 dni i że powinnam się częściej uśmiechać (moja szefowa mówiąc to wiedziała, że jestem na 4 roku psychologii i chyba tylko dlatego nie ciągnęła tematu, gdy prychnęłam cicho). W dodatku zostałam zapytana, dlaczego nie maluję się do pracy, w końcu jestem "wizytówką kawiarni", a wątek został podsumowany złotą myślą, że "do pracy w piątkowe wieczory trzeba się ubierać trochę jak na randkę". Bardzo trudno było mi się powstrzymać przed zadaniem pytania, czy szefowa życzy sobie również, żebym miała na sobie komplet koronkowej bielizny. Ale do czego zmierzam w tej historii - byłam tam najstarszą pracownicą, pozostałe dziewczyny były świeżo po maturze lub jeszcze w liceum. Tylko ja powiedziałam, że nie przyjdę do pracy za darmo, a nawet wypowiedziałam to obrzydliwe słowo, najwulgarniejsze dla pracodawcy przekleństwo - "Inspekcja Pracy". Oczywiście zrobiono ze mnie kozła ofiarnego, zastraszono, że nie wypłacą mi pieniędzy, które już przepracowałam itd. Zabranie głosu kosztowało mnie masę stresu i prawdopodobnie nie zdobyłabym się na to, gdyby nie fakt, że przed tym nieszczęsnym spotkaniem miałam świetny dzień na praktykach, podczas którego mocno wzrosło moje poczucie kompetencji. Potem byłam z siebie bardzo dumna, gdy wychodziłam z tymi młodszymi dziewczynami, gdy mi podziękowały za zabranie głosu i odwagę i wyznały jak się przestraszyły. Nową (cudowną) pracę znalazłam w niecały tydzień.
To jest mega rzadkie dziś, by zabrać głos wbrew wszystkiemu, przy groźbie utraty pracy, utrzymania - to wszystko się nam wydaje przerażające, bo jak się zaszczepi komuś brak poczucia własnej wartości, łatwo uwierzyć w to, że się nie znajdzie lepszej pracy, że trzeba "zacisnąć żeby i przecierpieć, prawda?". I taki mindset jest jak najbardziej na rękę opresywnym przedsiębiorcom.
@Krzysztof M. Maj I niektóre osoby są faktycznie w takiej sytuacji - jasne, że dużo trudniej porwać się na zabranie głosu, gdy wraz z przerwą w pracy, grozi np. odcięcie prądu za niezapłacone rachunki. Ale podejrzewam, że w okresie licealnym to jeszcze nie jest (nie powinien być) ten okres życia, więc tym bardziej można się wtedy uczyć. Szkoła również do tego powinna przygotowywać.
"powinnam się częściej uśmiechać "
twarz dla obcych to nie jest okno do duszy a element stroju .
przykład:
'że powinnam być swoim pracodawcom wdzięczna' 🙃
' Tylko ja powiedziałam, że nie przyjdę do pracy za darmo" 😎, a nawet wypowiedziałam to obrzydliwe słowo, najwulgarniejsze dla pracodawcy przekleństwo - "Inspekcja Pracy"' 🙂
Uczcie się tylko wybranego minimum, zawsze dawajcie z siebie 21-37%
Potwierdzam tę teorię
Ewentualnie 42%-00% :p
Na 30% jak walaszek
Uczcie się i pracujcie na minimum, które jest potrzebne, a resztę zapełnijcie sobą (swoimi pasjami, spotkaniami z przyjaciółmi, odpoczynkiem i snem)
pamiętaj na więcej niż 30% licz tylko w monopolowym
Wyobrażam sobie tą sytuację, że rodzice Krzysztofa zostają wezwani do szkoły, bo nie będzie zdawał matury, po czym się okazuje, że rzeczywiście nie będzie zdawał matury, bo został laureatem olimpiady z polskiego.
To była pyszna sytuacja, moja mama specjalnie wróciła do liceum, by wszystkich wyśmiać XD
@@KrzysztofMMaj I że nikt tego nie nagrał... 😂 Wiem, wiem, ale co ja zrobię, że marzę, by to zobaczyć? 😁
System oceniania jest cudowny! Szczególnie kiedy zmagasz się z depresją i potrafisz się samookaleczać przez jedynki, niestety wiem to z autopsji i nic w szkole nie dało mi takiej traumy jak strach przed ocenami.
Ale i tak zdarzy się, excusez le mot, debil jeden z drugim, który zacznie wymądrzać się, że oceny są dobre, bo kształtują duch rywalizacji i przygotowują na to, że będziemy oceniani całe życie. Gówno prawda. Dostaje chędożone PUNKCIKI za artykuły naukowe i na tej podstawie się oblicza algorytm stwierdzający moją "przydatnosc" jako nauczyciela akademickiego - niby kto i skąd wpadł na pomysł punktów? Jakimś cudem niefunkcjonujących w krajach skandynawskich, gdzie koledzy wybałuszali na mnie oczy, jak opowiadałem o punktacjach za artykuły? To bardzo wygodne: stworzono system, który sam siebie napędza. Gdy tymczasem rozwiązanie jest proste, znieść oceny i punkty wszędzie.
@@KrzysztofMMaj Na debatach oksfordzkich musiałem bronić tezy, że oceny są potrzebne i nie powinny zostać zniesione. Moja drużyna przegrała bo argumenty były słabe
Nie ma jak debata oksfordzka z tezą. Ona ma być nad tezą, bez założenia, która ze stron ma wygrać. Prosty argument: oceny powstały później niż nauczanie. Drugi prosty argument: na studiach jest często opcja zal/nzal, bez ocen. Jeśli inżynierom to wystarcza, polonistce uczącej interpretacji "Dziadów" też powinno.
@@KrzysztofMMaj "Uczącej Interpretacji dziadów" łął to interpretacji trzeba uczyć? zawsze wydawało mi się, że interpretacja jest indywidualna. Pamiętam jak dziś. W Liceum mieliśmy zinterpretować tekst Kochanowskiego. No to przeczytałem, pomyślałem i napisałem kilku stronnicowy elaborat za który dostałem co? 1 Dlaczego? Bo zrobiłem to źle. I pani Musiała przy całej klasie śmiejąc się w niebogłosy tłumaczyć mi mój błąd. Poza polonistką to nikt z kolegów i koleżanek się nie śmiał a jedna z koleżanek zdziwiona zapytała " I on dostał za to banię" Bo pani Polonistka raczyła oczywiście przeczytać moją prace
@@Julius_Vandelf dokładnie identyczna sytuacje miałam niedawno. dostaliśmy do napisania interpretacje tekstu. niestety większość, w tym ja, dostała 1, bo nasza interpretacja nie zgadzała się z ta, którą przedstawiła nauczycielka. nauczkę mamy z tego taka, ze teraz przed każdym takim testem czytamy interpretacje na internecie i zwyczajnie przepisujemy bo i tak jest ona wymagana w konkretnej, opracowanej formie, w szkole i na maturze. no cóż🤷🏼♀️🤷🏼♀️
Kurwa, czemu ten kanał nie ma takiej popularności na jaką zasługuje. Krszysztof gada najbardziej prawdziwe rzeczy jakie słyszałem o szkole i najlepiej je wyjaśnia.
Zgadzam się 100%
Pierwsza klasa liceum - wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że kwarantanna, na której właśnie wylądowaliśmy, jest najlepszą rzeczą jaka mogła się wydarzyć :) Chora koleżanka na szczęście czuje się dobrze, a my w końcu możemy się wyspać i zrelaksować. Takie realia polskiej szkoły, a przyznaję, że akurat w naszej jest sporo luzu
Kapitan Pracoholizm zasłużył nie tylko na pełnometrażowy film ale także na serial.
Tutaj Krzysztofie muszę zwrócić uwagę na Twoją niekonsekwencję. Na zdalnym można przytyć, ale tylko jeżeli mamy zamknięte książki. Jest to co prawda drobne przeoczenie, ale ktoś mógłby się zbędnie zrazić do systemu nauczania zdalnego
xD
@@srakunpl4505 co
Absolutnie się zgadzam, jakbym słyszała moją wychowawczynię
@@mightymintychili8411 ok boomer
@@mightymintychili8411 Dude, chill the fuck OUT xD.
Ostatnio tak żaliła mi się siostrzenica w liceum. Powiedziałam jej, żeby to olała bo nigdzie jej się nie przyda potem to świadectwo z paskiem. Nikt ją o to nie zapyta, nie liczy się to na punkty na studia. System wygląda tak, że opłaca się przykładać tylko do tych z przedmiotów, które chce zdawać na maturze a resztę wystarczy, że zaliczy. Dopiero ta średnia ocen się opłaca na studiach, bo można za nią mieć stypendium naukowe, wcześniej nie ma to absolutnie żadnego sensu. Z drugiej strony, jak wie, co chce robić, to lepiej iść na pół etatu do roboty w branży, której chce pracować, a studia robić na tróje bo się to bardziej liczy / lub brać udział w konkursach, projektach uczelnianych. Trzeba o tym mówić dzieciom, bo są absolutnie załamane. Nauczyciele oszukują, opowiadają jakie to jest konieczne mieć średnią 5.0 + wzorowe. Nie, nigdzie w dorosłym życiu to się nie liczy.
Absolutnie propsuje: trzeba o tym mówić, głośno, wszędzie i przede wszystkim często. Bo usłyszy się coś takiego raz, pomoże na moment, ale co z tego, skoro za 3 dni większość tego zginie pod naporem motywacji negatywnej.
@@KrzysztofMMaj zwyczajnie trzeba to powtarzać dzieciom, z którymi się ma kontakt. Za każdym razem gdy nam powie, że czuje się gorsze, bo ma z czegoś dwóję, tróję. Szkoda dzieciństwa na takie rycie na 100% ze wszystkiego.
Spokojnie teraz sytuacja się zmienia. Przedmioty typu biologia, geografia itd nie odpadają już w 1 klasie technikum, tylko są cały czas. A maturka jest trudniejsza, bo poziom podnosi się przez utrudniane egzaminów, a nie powiększanie kompetęcji nauczycieli. Czyli to co było wcześniej to jeszcze nic. Przynajmniej jeśli chodzi o technika.
Po 54 minutach słuchania o swoich rówieśnikach chcę tylko dodać, że łącze się w bólu z każdym, kto żyje w pętli ciągłej pracy i nauki. Mocno trzymam kciuki, że gdy w tym roku zakończę edukację licealną, jakimś cudem następni będą mieli lżej. Cieszę się, że w taki sposób przedstawiłeś temat i mam nadzieję, że ten film trafi do jak największej widowni, szczególnie tych "u góry", może wtedy coś zrozumieją. Pozdrawiam mocniutko
Pamiętam jak ostatnio na wykładzie z Polityki Społecznej miałem z kolegami prezentację o rodzajach polityki medycznej. W końcu doszliśmy do tematu leczenia depresji i nagle wykładowczyni postanowiła się rozgadać o powodach depresji, oczywiście mówiła tylko o rówieśnikach bo przecież to nie jest wina systemu ani przemęczenia. Kiedy dodaliśmy to od siebie nastąpiło z jej strony oburzenie.
Wtedy sobie zdałem sprawę, że większość z nich nie ma perspektywy, i nie chce jej mieć.
"specjaliści": musisz chodzić do szkoły aby nie być gruby
ja który podczas chodzenia do szkoły przytyłem ok 20kg a podczas zdalnych schudłem 10kg: tak dokładnie
To zabawne, bo miałam bardzo podobną sytuację. Podczas zdalnych miałam czas na ćwiczenia oraz mniej się stresowałam, co przyczyniło się do jedzenia mniej. Udało mi się nawet kilka kilogramów schudnąć. Teraz, kiedy wróciliśmy na nauczanie stacjonarne, znowu przestałam ćwiczyć, bo nie miałam czasu, więcej jem i przytyłam 4 kg.
Ale miałeś więcej czasu na ćwiczenia fizyczne?
Bo wiesz, otyłość niekoniecznie wynika z niezdrowego odżywiania, czasem wynika z przyczyn psychologicznych. Otyłość ma bronić lub "zauważ mnie". To oczywiście bardzo indywidualna kwestia, ale podałam przykłady.
@@aleksandrajursza7721 Stres wpływa na hormony głodu i sytości. Mówiąc prościej, informuje mózg by ten lepiej gospodarował tkanką tłuszczową, bo będzie ciężki okres do przetrwania i warto gromadzić zapasy
Godzinę temu wyszedłem z laboratorium, na którym przeprowadziłem Próbę Locatiego. Myślałem, że skończyłem na dzisiaj zagadnienie zmęczenia materiału, ale arcymagos jak zwykle wie na jaki temat nagrać film
Always (głosem Severusa Snape'a)
21:16 Jestem samoukiem, i za czasów lekcji zdalnych potrafiłem więcej się nauczyć sam niż w nosek w komputer i słuchanie jakiś pierdół. Od września brakuje mi czasu na tą naukę, przez co uznałem że to właśnie na takich beznadziejnych lekcjach wolę wyjąć książkę, telefon i pouczyć się tego sam, albo rozwijać swoją pasję zamiast potem robić to w domu, tak samo z zadaniami domowymi, wolę przeznaczyć 30 minut na naukę niż przez 1h robić zadanie domowe za które dostaną super ocenę a w praktyce i tak nic nie będę umiał. jeśli to przeczytałeś to zostaw serduchu. Pozdrawiam, uczeń technikum.
Bliźniacza dusza, widzę. Ja sobie nie wyobrażam powrotu do nudnych spotkań, podczas których w wersji zdalnej mogłem przynajmniej coś interesującego poczytać albo w coś pograć - i wciąż uczestniczyć w dyskusji potem, bo mam podzielna uwagę.
Mam dokładnie to samo, dla tego zadania na szybko przed lekcją spisuje bo nawet ich nie robię. Rozwijam hobby albo uczę się na kolejne sprawdziany i tak dalej.
o fajnie, dziękuję, materiał godzinny, ale w 6 sekundzie można się rozejść
no od 10min są dodatkowe reklamy na YT ale to już lekka przesada..
@@TKDMwastaken ekhm, uhu, a w ogóle to już chyba tak nie działa
36:40 jak ja Pana szanuje za to ludzkie podejście do studentów, mam nadzieje że spotkam podobnych i cierpliwych wykładowców w moim życiu
Życzę Ci tego z całego serca! i dziękuję za serdeczne słowa. Niestety wśród wykładowców jest sporo osób popełniających ściśle te same błędy dydaktyczne co pośród nauczycieli, a to mimo że zarabiają więcej (więc jak widać wyższe zarobki nie są żadnym rozwiązaniem akurat tych problemów )
7:26 Ależ Krzysztofie, przecież te relacje ze znajomymi będzie rozwijała w szkole, aż przez 7 godzin!
W sensie na 5-minutowych przerwach, bo na lekcjach nie wypada rozmawiać. :)
5 minut, ale chyba tylko stając w kolejce do łazienki
@@Marta-mf1np Taka ciekawostka, szkoła wypracowała u mnie brak korzystania z toalety przez te 8-9 godzin dziennie, oczywiście odwodnienie ciągłe bo malutko piłam. Efekt? Urolog zaskoczony pojemnością mojego pęcherza, a problem nietrzymania moczu rozwiązany informacją: chodź częściej do łazienki. No kurwa jak skoro muszę powtórzyć materiał na następną lekcję? Zaskoczyły mnie przerwy min 15 minut na studiach, bo zdążałam zrobić wszystko, czego potrzebuję. Za mało piję do dziś, bo ciężko mi się przypilnować po tylu latach.
Miałem dokładnie to, co piszesz. Leczę się do dziś, ludzie często pytają, czemu piję maniakalnie zieloną herbatę. Przewężenie ujścia nerki. Dzięki kochanej szkole, gdzie przez 12 lat edukacji może kilka razy poszedłem do toalety.
@@karolinacichecka1279 Mam nieco inny powód niechodzenia do kibla: męskie toalety w szkole są gorsze niż toi toi na słońcu. W podstawówce kupa na ścianie, zalana podłoga czy ukradziony - naprawdę ukradziony - pisuar były na porządku dziennym. A, oczywiście mydła brak, za to można było dostać za darmo w facjatę
@@Finn-yx5ys To też prawda. Chusteczki w plecaku to podstawa.
To jest smutne ale prawdziwe. Gdzie ironią jest, że będąc już starym człowiekiem i pracoholikiem w korporacji i tak nie odczuwa się takiego przemęczenia jak w szkole i stresu na tym poziomie. Nie muszę się z Tobą Krzysztofie zgadzać w niektórych przemyśleniach ale wielki szacunek za rozpoczęcie tematu i wiele celnych obserwacji !
To byłoby niepokojące, gdyby się wszyscy ze sobą zgadzali, zawsze to będę powtarzać! Ale tak, coraz bardziej się przekonuję, że wyniszczający mindset w robocie bardzo często jest nie tyle winą kiepskich managerów czy HRu, lecz podatności na ugniatanie naszej psychiki w celu dostosowania do jakiejś chorej, narzuconej normy.
@@KrzysztofMMaj Jest to jeden ze scenariuszy owszem. Z moich obserwacji czy to na stopniu zarządzania zespołem jak i bycia pracownikiem widać różne przyczyny. W moim zespole jako lead staram się by ludzie mieli normalne życie i się fajnie rozwijali, stąd dużo kursów, które sami mogą wybrać (o ile jestem w stanie ogarnać temat merytorycznie) i stała możliwość pomocy. Jednak to oczywiście koszt mojej pracy dodatkowej i dokładam do tego bycie na 1 lini jak reszta ale nie przekłada się to na zmęczenie tylko wręcz na dobry humor, bo ma człowiek z tego właśnie satysfakcję, że może sam realizować swoje cele i ma zajawke zarówno z tego, że sam siebie rozwija jak i innych, bywa to pokrętne ale działa i już czasami zwyczajnie osobiście uwielbiam być na biegu ale sporty walki, książki i gry są dobrą odskocznią, więc wbrew pozorom trzymam balans i staram się nie przekraczać cienkiej czerwonej lini, gdzie podobnie jak Ty orałem po 18 godzin. Ale niestety spotkałem się z przypadkami o których wspominasz w materiale czy to świeżo po studiach czy ludzi starszych niż ja i to była cięzka praca by pomóc im znaleźc swoje własne cele (nawet kosztem ich odejscia z zespołu a byli świetni) oraz otwarcia ich bo były stłamszone.Temat rzeka bo w sumie podobną wojnę toczę by młodsze rodzeństwo omineło pole minowe zwane edukacją w Polsce i dzięki Twoim materiałom spojrzałem na pewne sprawy inaczej. Ufff ale referat
@@GrzesiuRDC Gdzie znikają zyski z Twojej korporacji?Bo w Polsce coraz większa bida.
@@w.k.5974 To tajemnica. Wiesz NWO te sprawy xd
Będąc w połowie odcinka przypomniałem sobie o rozmowie z uczniem klasy VII, chłopcem z grupy dzieci dla której prowadziłem w pewnej prywatnej szkole zajęcia z programowania.
Chłopiec opowiedział mi o obecnie panującej w podstawówce kulturze zapierdolu, wczesnego wstawania i późnego chodzenia spać oraz manii wszelkiej maści form sprawdzania ucznia pod każdym względem. Mówiąc szczerze, nieoględnie w myślach rzuciłem w niedowierzaniu kilka kurew.
Jak można najbardziej chłonne, otwarte umysły skazać na takie gówno? Jakie umiejętności to kształci, poza przyzwyczajeniem do znoszenia traktowania jak przedmiot?
Paradygmat szkolnictwa jako organizacji wpajającej (często przeterminowane) fakty w taki sposób zamiast uczenia zasad to nieśmieszny, przepłacony kabaret cechowany żartem w złym guście.
"Obcinek o WF-ie się zbliża"
Podstawówka. Najlepszym WFistą jakiego miałem był gość, który przychodził na lekcje pijany. Serio. Umiał skonsolidować klasę. Graliśmy na sali lekcyjnej w której nie było ławek, albo na osiedlowym "boisku" (znaczy - łączce).
Gimnazjum (katolickie!). Wchodzę na sale od WF-u, standardowo zaczynamy od biegania. Jak biegam, to jest mi fajnie, więc się uśmiecham.
"Ooo, Stonawski, znowu się szczerzysz jak debil" - to WFistka, nie żaden z moich kolegów. Z takimi określeniami radziłem sobie przez parę miesięcy, potem przestałem się uśmiechać i biernie wykonywałem rozkazy.
Inna WFistka, młoda. Kolega z klasy żartuje sobie z nią ewidentnie ją podrywając, ona w zamian... robi szpagat. Na plecach. W bardzo obcisłych legginsach.
No i standard: WF na początek dnia, na początek tygodnia, żeby się spocić i śmierdzieć najbliższe sześć godzin, bo chociaż prysznice są, to nikt z nich nie korzysta. Spróbuj skorzystać z prysznicy, kiedy nie ma intymności, a poza tym przerwa trwa 5 minut a musisz bilokować z jednego miejsca szkoły do drugiego, przeciskając się przez tum na korytarzu, ponieważ szkoła jest przepełniona. To LO. W Gimnazjum po prostu przerwy są za krótkie. Nawet na zjedzenie czegokolwiek.
WF :D
A ja przez pół życia myślałam, że to ze mną jest coś nie tak, że kiedy wracałam ze szkoły kładłam się z telefonem i przez 3 godziny przeglądałam internet zamiast robić pracę domową, bo chciałam to jak najbardziej odwlec. Wszyscy mi zawsze mówili, że to źle i niezdrowo, i muszę być bardziej produktywna. Już nawet nie mówię o tym, że teraz jestem na studiach, ale schematy pozostały i o ile uwielbiam być na uczelni to nie jestem w stanie się zmusić do nauki na własną rękę, pomimo że chcę zdobyć tę wiedzę.
Źle i niezdrowo to siedzieć na dupie 7h o 2 kanapkach pszennych zamiast obiadu. Niesamowite, jak odwrócone zostały nam wszystkim priorytety... Ilez razy słyszałem, co też mi nie będzie od grania w gry wideo. 32 lata na karku i dalej nie widzę reperkusji. Za to skutki spirali pracoholizmu opłacam do dziś w sutych rachunkach od lekarzy (publicznie się ich oczywiście nie da leczyć)
Japierdziele dziewczyno, mam tak samo. Chcę dalszej nauki ale z drugiej strony się jej boję i nie jestem w stanie się zmusić wracając do nie tak dawnych wspomnień związanych z mieszaniem mnie z gównem przy tablicy. Przez 5 lat szkoły średniej wracanie do domu i komp albo telefon bo psychicznie potrzebowałem czasu, by przygotować się na szkołę co przeradzało się w prokrastynację i takie odkładanie utworzyło we mnie taki schemat.
OMG, prawie godzinny filmos Arcymagosa, można spokojnie spędzić ostatnią godzinkę w pracy
Szanuje za awatar. Ostatnio obejrzałem ostatni sezon mr robota i RYJE BANIE
@@pawel80 mr robot moim zdaniem świetny materiał na lekturę szkolną
na pewno więcej ucząca o świecie niż lalka XD
W liceum musiałam dojeżdżać czasem 2 h do szkoły w Krakowie przez rozjebane PKP, co wiązało się ze wstawaniem o 5. Potem zajęcia do 15-16, powrót kolejne 2 h. Czasem trening do 20. Do zadań siadałam ok. 22 i często chodziłam spać o 1-2. Po jakimś pół roku z niewyspania zaczęło mi odpierdalać. Pomijając przysypianie na lekcjach przy każdej możliwej okazji, czułam się bardzo źle psychicznie, ze stresu zaczęłam się samookaleczać. W końcu musiałam zrezygnować z treningów siatkówki. O wychodzeniu ze znajomymi w weekendy też nie było mowy, bo większość mieszkała w Krakowie, a ja po całym tygodniu nie miałam już siły tam jeździć. Jebana elitarna szkoła ze słynnym dyrektorem Kusztalem gówno mnie nauczyła. Na maturę uczyłam się praktycznie sama. Gdyby nie znajomi z klasy, nie dałabym rady skończyć liceum.
Leczę się onkologicznie i wszystkie twoje filmy dla "każdego coś przykrego" oglądam w czasie podawania chemii. Notorycznie w czasie chemii takie jak ja mają za niskie ciśnienie i zamiast kawy czy koli mam ciebie Krzysztofie. To komplement, pobudzasz i zastępujesz mi groźne uzależnienia ;) Dlaczego? Bo ja baba lat 35, żyłam w błogim przekonaniu że teraz edukacja - jak są już nowe technologie i metody dostępnie pod strzechą - to śmiga lepiej niż Małysz na skoczni. A tu się okazuje, że nikt przy okazji kolejnych reform czy deform, nie wymienił mentalności zarówno nauczycieli, ministrów jak i rodziców. Za moich czasów... Dość powiedzieć, że byłam osobą która była "zdolna ale leniwa", czyli bystra ale niestarająca się na egzaminach, oceny średnie. A fakty były takie że zapierdzielam jak opisywana Magda, ale rezultatu nie było. Dopiero w dojrzałym wieku 34 lat zostałam zdiagnozowana z ADHD - bo się okazuje że i dziewczynki mogą mieć problemy z tym schorzeniem i dopiero teraz uczę się w inny sposób. Nauczyłam się uczyć jako osoba dorosła, żadna szkoła mnie tego nie nauczyła... Co jest pomyłką systemową. Już pomijam przystępność materiału przedstawionego przez nauczycieli, ale nawet oni sami powinni chociaż przekazać jak ten ogrom ogarnąć, to jest podstawowy problem. Jeżeli wymaga się od uczniów faktologii, a nie myślenia to chociaż dajcie sposoby na zapamiętanie (mnemotechniki, spaced repetition etc). Kartkówki staną się wtedy formalnością. Sama jak teraz myślę o godzinach przygotowywania do testów kiedy powtarzałam nie znając tych technik to była katorga. On lighter note, materiał świetny, a uzależnienia od głaskania jamników nigdy za wiele!
Jak się cieszę, że zastępuję Ci groźne dla zdrowia używki! *powiedział nikt nigdy* Szczerze Ci powiem, że ja myślałem podobnie, otóż że tylko w moim przypadku edukacja była taka to a taka i nie jest to doświadczenie pokoleniowe. A tu się okazało, że to, co faktycznie kiedyś się zdarzało, dziś jest już normą, a z kolei rzeczy postrzegane przez trzydziestolatków kiedyś jako normalne i zwyczajne, teraz, jak człowiek sobie uświadomi parę rzeczy, wcale takie normalne już nie są. Przeciwnie, są dość przerażające. I najważniejsze: zdrowiej i nabieraj sił, niech Cię wzmacnia kofeinowo-teinowy jamnik
W ogóle co do nauki , choćby podejścia, jestem w liceum z oddziałami dwujęzycznymi i z racji, że interesuję się Azją wybrałam na drugi obcy język chiński. Pani która nas naucza jest z Tajwanu - zajęcia są luźne, w grupie przyjemne. Dowiadujemy się też o kulturze kraju, którego języka się uczymy czy o kaligrafii itp. Nie było też problemu w razie zdalnych ze sprawdzianem- w sumie tylko ona nam zaufała, reszta nauczycieli oczekuje od nas, że jesteśmy robotami i napiszemy wszystko naraz jak wrócimy stacjonarnie. Klasy z chińskiego lubię najbardziej, bo nie kojarzy mi się z typowym polskim podejściem do nauki i podstawą . Szkoda, że bardzo mało nauczycieli to rozumie i trzeba trafić na obcokrajowca lub pasjonata
I mimo, że jestem dopiero w 1 klasie po 3 mies jestem przemęczona ale staram sie chodzić na moje treningi bo nie uznaję szkoły za najważniejszy byt na świecie , wolałabym zdalne...
Kluczową kwestię napisałaś: jeśli edukacja nie będzie oparta na zaufaniu, tylko ciągłej podejrzliwości, to nie może być z nią dobrze. Jasne, może jedna, dwie osoby nadwerężą takie zaufanie, ale... co z tego? W ostatecznym rozrachunku liczy się to, co nauczyciel daje całej grupie.
@@KrzysztofMMaj dokładnie, w sensie jak mamy chcieć się uczyć i czuć się chętni do przychodzenia do szkoły, kiedy nauczyciel potrafi wątpić nawet w to czy pracujemy sami, a nawet jak nie pracujemy sami, nie rozumiem czemu szukanie pomocy u drugiej osoby jest brane za problem
Ja dopiero na drugim roku studiów zacząłem żyć normalnie. Przestałem spinać się o oceny, mam wreszcie czas, żeby poza weekendami spotkać się z dziewczyną, iść z kolegami na piwo. Mam czas i siłę na swoją pasję. Mam siłę żeby przeczytać książkę, która mi się podoba i mnie ciekawi. Pomimo to czuję, że brak zmęczenia spowodowanego zapierdolem=coś jest nie tak. Człowiek wyjdzie ze szkoły, ale szkoła z człowieka z trudem.
Tak. Dużo jest osób, które niestety nie wychodzą z tego na studiach, bo traumy różne siedzą zbyt głęboko. I przegapia się wtedy dużo, o wiele za dużo. Dobrze, że u Ciebie się udało!
@@KrzysztofMMaj Niestety też bardzo duzo osób przez studia wpada w drugą, bardziej "dorosłą" patologię...
Też bym tak chciała. Niestety u mnie jest tak, że stresuję się jeszcze bardziej gdy nie zrobię jakiegoś projektu na studia, nawet jeśli to miałoby być kosztem moich własnych projektów. Mam paru takich ziomków, co już odnoszą pierwsze sukcesy, ale w sumie robią to kosztem uczelni i podziwiam ich wyjebkę w tej kwestii.
Bardzo się cieszę, ze temat zmęczenia został poruszony w tej serii. Może znajdzie się ktoś, kto mi nie uwierzy, ale w moim otoczeniu, jestem wyjątkiem, który jako jedyny spi 6/7h, które I tak uważam jest za mało. Znam osoby co potrafią cały tydzień przeżyć na 4 godzinach snu, z powodu szkoły, z powodu korepetycji z czterech przedmiotów, z powodu bezmyślnego oglądania tiktoków. A i tak najbardziej istotne pytanie, jakie dzisiaj usłyszałam na lekcji, to było "A ile ty dostałaś punktów?" (liceum bez ocen, swoją drogą wspolpracujace z SGH). I jeszcze te spojrzenia, pełne zdziwienia, strachu, pogardy gdy w odpowiedzi się zaśmiałam.
A najgorsze jest to, ze tylko część nauczycieli, utkwieni w tym systemie, dostrzegają bezsens tego wszystkiego. Anglistka proponuję, ze zrobi nam luźną lekcje, ze możemy pisać z nią na teamsach, jak jesteśmy zmęczeni. Tymczasem na matematyce słyszę, jak to mało się uczyliśmy bo większość klasy nie zdało kartkówki. Nauczycielka robi nam łaske, ze nie zadaje nam prac domowych, podczas gdy na początku listopada dała nam, uwaga około 150 zadań z wieloma podpunktami do przerobienia w ciągu ponad miesiąca, na oko 600 zadań. Co tydzień robi kartkówki, narzekając jaka to ona jest zmęczona, ze musi je sprawdzać. To jest dopiero patologia.
Ale największą patologią jest to, ze musze robić przerwy co ok. 2 tyg od szkoły w ciągu tygodnia, aby nadrobić materiał, aby odpocząć, aby samemu się rozwijać. Aby być wolnym od tego patologicznego systemu, piszę po innych klasach zbierając odpowiedzi do testu z chemii. Test z fizyki rozwiązuje na wf, aby być w stanie go potem zdać. Matematykę pilnuje, aby mieć potrzebne 40 procent do zdania, pomimo, ze mam genetyczne zdolności w tym kierunku.
Nie jem praktycznie nic w ciągu dnia, nie mam na to czasu. Coraz więcej slyszę od znajomych, ze nie jedzą sniadan, aby móc wstawać te 20 minut później. Kocham gotować, ale nie mam czasu, aby zrobić sobie choćby herbatę do termosa, bo od razu muszę pędzić pół przytomna na autobus.
A pisze to wszystko z perspektywy ucznia, który powtarzam, nie ma prac domowych, nie chodzi na korepetycje i sam się rozwija. Nie chcę nawet myśleć w jakim stanie są osoby, co muszą funkcjonować jeszcze przy pracach domowych i korkach z matmy 3 razy w tygodniu.
Boze jakim Pan jest cudownym wykladowca 😭
Just doing my job, really. Jamnik dla Ciebie!
Zanim zacznę wywód, to chciałbym podziękować. Podziękować za to, że ktoś w końcu porusza takie tematy i nie boi się mówić co myśli.
Nauka zdalna to dla mnie zarazem błogosławieństwo i przekleństwo., ponieważ pokazała mi, że da się żyć, a nie funkcjonować. Na zdalnych uczyłem się i uważałem tylko tych lekcjach, z których zdaję maturę i które mnie w miarę interesują. Uczyłem się na zdalnych, ale zajmowało to do 18/19, a nie 23/24 czy nawet 1 w nocy.
Więcej, na zdalnych poznaliśmy się z klasą nawet lepiej niż normalnie. Na takiej lekcji biologii organizowaliśmy sobie na przykład turniej Gwinta. Ale w szkole nikt nie nazwałby tego integracją...
Na lekcjach wreszcie mogliśmy się wymieniać spostrzeżeniami i na discordzie (poza wiedzą nauczyciela nazwijmy to) dochodziliśmy do własnych wniosków i wymienialiśmy notatkami. Oczywiście na lekcjach którem nam "zależy" (zawsze mięliśmy z tyłu głowy, że trzeba zdać maturę). Pamiętajmy przecież, że na lekcjach nie wolo rozmawiać.
Mam to szczęście, że mam chociaż świetnych polonistkę i historyka, którym z jakiegoś powodu też zależy i faktycznie też się do zdalnych przyłożyli, a nie wysyłali zadanie na teams czy librusa na zasadzie radźcie sobie sami.
Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale ja i moja klasa, dla jedynego dla czego żyjemy na stacjonarnych to lekcja... religii. Ksiądz zamiast uczyć nas na przykład o przykazaniach, zawsze chciał nas wysłuchać i dać ewentualne rady. Swoją drogę ma on bardzo zbliżone poglądy do Pana Krzysztofa.
Dziś wiemy, że da się inaczej. Że można żyć. Mam nadzieję, że kiedyś będzie tak jak w różnych państwach po kongresie wiedeńskim - ludzie poczuli powiew wolności i gdy chce się jej pozbawić, żądają zmian. Nawet jeśli nie dla nas to chociaż dla przyszłych pokoleń.
Wiem, że pewnie nikt tego nie przeczyta, ale gdzieś musiałem dać upust emocjom, chociażby w tak nieskładnej i krótkiej "wypowiedzi pisemnej". Pozdrawiam jednak wszystkich, którym chciało się to przeczytać.
:)
Przedstawiłem Pana kanał matce (jest dyrektorką), jej recenzja "Uwielbiam". Teraz nie może się oderwać.
Jak się cieszę, naprawdę! Pozdrowienia dla Mamy razem z jamnikiem (cyfrowym) ode mnie!
Tak powiem szczerze, nawet trochę mi się chciało płakać podczas omawiania tej ankiety. Ja co do szkoły poddałam się podczas liceum. Druga klasa mnie złamała całkowicie, próbowałam przebrnąć przez nią dwa razy ale codziennie kończyło się na tym, że bałam się obudzić, więc umyślnie, udawałam, że chodziłam do szkoły a błąkałam się kilka godzin po mieście :V. Wcale nie było to trudne wmówić wszystkim że nie zdałam dlatego że miałam złe oceny, bo każdy to przyjął za pewnik, w ogóle się nie zagłębiając w temat.
Od roku jestem w Wielkiej Brytanii i pracuję, szkołę sobie odpuściłam. Nie narzekam na zarobek, jestem przepracowana i to bardzo. W pracy zmuszają nas do robienia nadgodzin (na szczęście płatnych) i każdego tygodnia odwołują nam dni wolne, więc pracujemy 6 dni w tygodniu po 8/10 godzin, ale i tak, czuję się o wiele lepiej, niż kiedy byłam w szkole, bo przynajmniej po pracy mam jeszcze siłę, żeby ugotować coś do jedzenia i nie muszę siedzieć nad zadaniami domowymi. Nie żałuję ani trochę porzucenia edukacji.
Jak tak sobie oglądam ten film, to w sumie bardzo fajnym doświadczeniem byłoby mieć tak wspaniałego wykładowcę i to nawet troszkę zachęca mnie do powrotu do szkoły, jednak trauma robi swoje i do szkoły nie zamierzam wracać.
Średnia wieku nauczycieli w Polsce to 47 lat. Tak długo jak to się nie zmieni, nie zmieni się również podejście do nauczania zdalnego i technologii. Sama pamiętam jak po raz pierszy weszły elektroniczne dzienniki i jak ciężko było się "dinozaurom" przestawić. Niestety, pokolenia naszych rodziców i starsze zmian boi się bardziej niż śmierci.
Akurat z elektronicznymi dziennikami jest ten problem, że dają rodzicom pole do jeszcze większego ciśnienia na swoje dzieci. Teraz widzą wszystkie ich oceny, a przy papierowym dzienniku często było tak, że to uczeń mówił, jakie ma stopnie. Także cieszę się, że wyszłam ze szkoły, zanim się one pojawiły, bo miałabym w domu o wiele większy hardkor.
u nas dalej nauczyciele nie potrafią przestawić się na edziennik XD
niestety 48 to średnia wieku w Polsce w ogóle jeśli dobrze pamiętam
Krzysztofie, powiem szczerze, że nie pamiętam czy kiedykolwiek widziałem filmik na YT, który by poruszał stricte temat zmęczenia u uczniów. Brawa dla Ciebie
Co ja bym dała żeby móc cofnąć się w czasie i powiedzieć sobie o tych wszystkich rzeczach. Ocenach, wypoczynku, szkole-matriksie. Powiedzieć sobie, że wszytko jest ze mną w porządku, intuicja nie zawodzi - tak, po prostu cały system jest szkodliwy i beznadziejny od podszewki. Ech, mam nadzieję że ten materiał dotrze do naprawdę wielu uczniów i pomoże im wyrwać się z tego chorego myślenia, które jest nam od małego narzucane
Dziękuję tak bardzo za ten film. Do dziś mam poczucie winy, że za mało pracuję. Potem sobie przypominam, że jestem w spektrum autyzmu, mam zaburzenia lękowe i dopiero zaczynam się wygrzebywać z kilometrowego kryzysu, do którego również przyczyniły się studia. Muszę sobie odtwarzać ten film za każdym razem, kiedy mam ochotę się znowu zgnoić za "lenistwo".
Wewnętrzny krytyk to dzika bestia, nie można pozwalać jej się panoszyć, a poczucie winy to okropne uczucie, trzymam kciuki za Ciebie!
@@KlaraKluczykowska Dziękuję :)
Bardzo przykre jest to, że w aktualnej sytuacji, dla większości z nas pierwsze pójście za dzieciaka do szkoły jest zarazem momentem, od którego w życiu już przyjemniej nie będzie.
Czekam, aż ten kult zaharowywania się wreszcie się wyrżnie i rozwali sobie ten głupi ryj.
Ja też na to czekam. Z wytęsknieniem. Właśnie w którymś komentarzu napisałem, że najczęstsza diagnoza, jaką otrzymuję od dowolnego lekarza, brzmi: to z powodu chronicznego stresu.
Ja słyszący że tylko narzekam jaki to jestem zmęczony
Też ja mający lekcje od 8 do 17
Widziałam gdzieś na Instagramie u kogoś (nie pamiętam niestety u kogo) ale napisała nauczycielka która zaczęła stosować zamiast niedostarczenie to "musisz popracować" i została wezwana do dyrekcji, że albo zmieni podejście albo zostanie zwolniona. Teraz hit skarżyli się na nią inni nauczyciele ponieważ była zbyt dobrze odbierana przez uczniów i przez to była "niekoleżeńska". niestety pochodziła z małej miejscowości i nie mogła sobie pozwolić na stratę pracy 😣😤 bardzo przykro się to czytało
Boże, ale patologia. Nasza polonistka w liceum została zrugana przez wicedyrektorkę, ponieważ zbliżał się koniec semestru, a ona nie wystawiła nam ocen (w ogóle nie mieliśmy żadnych ocen)
Oczywiście że najlepsze jednostki muszą elminować bo stanie się bunt w szkole nie daj boże
Rocznik 86, nie potrafię odpoczywać, autentycznie mam wyrzuty sumienia, kiedy "nic" nie robię. Szczęśliwa i dumna z siebie kładę się spać dopiero, gdy przepracuję przynajmniej dziesięć godzin (ale im więcej, tym lepiej). Co gorsza, mam wrażenie, że to postępuje, bo kiedyś potrafiłam grać cały dzień albo przeczytać na raz całą książkę, a teraz mam ciągłą potrzebę ślizgania się po powierzchni każdej aktywności, żeby tylko nie wsiąknąć zbyt głęboko, żeby tylko nie uciekły mi nagle godziny zmarnowane na przyjemności. Jeśli mam na cokolwiek czas po pracy i domowych obowiązkach, to albo są to projekty związane z samorozwojem, albo filmiki na youtubie, kiedy już mój mózg zmieni się w owsiankę. Oczywiście nie do oglądania, tylko do słuchania w trakcie jakichś innych czynności, bo szkoda czasu. Do dziś męczą mnie koszmary związane ze szkołą, nawet dziś miałam mój powracający sen, że wracam do szkoły i nie jestem przygotowana, nic nie pamiętam, nie mam zadania, książki w plecaku nie takie. Zastanawiam się, czy będzie mi się to śnić też po osiemdziesiątce.
Taaakkk, krótki film o zamęczaniu jest prawie tak krótki jak "krótki film o prawdzie i fałszu"
Raz, szanuję za odniesienie, bo uwielbiam tamten film. Dwa, pomyślałem, że to będzie bardzo zabawne (po mojemu zabawne), jak wrzucę godzinny krótki film dzień po pięćdziesięciosekundowym shorcie.
@@KrzysztofMMaj może shorty powinny mieć nazwe "dla każdego coś krótkiego"
@@joachimtalipski8559 dla przykrego coś krótkiego
@@Asku2137 Dla krótkiego coś przykrego
świetny film ale dotarłem tylko do 1p minuty, bo po 8 godzinach w szkole jakoś nie mam siły na myślenie, jestem w stanie tylko obejrzeć coś rozrywkowego najlepiej monotonnego, zostawię sobie ten film na weekend jak nie bede musial napierdalac matematyki pare godzin dziennie 🥴
Rozumiem w stu procentach! Wypocznij!
Miesiąc temu moja babcia skręciła kolano, a jako iż mieszka 15 km odemnie i jako iż mam prawo jazdy jeździłem do niej codziennie przez 2 tygodnie chociaż na dwie godziny, pomóc jej i z nią porozmawiać. Przez taką sytuację nie miałem czasu na prace domowe i nauczenie się czegoś na kartkóweczki. Zagrożenie z matematyki było szybkie i ciężkie do usunięcia. Uwielbiam system kartkóweczek, sprawdzianików i pytanek.
To było właśnie coś, co budziło moją panikę. Pamiętam ten ciąg myślowy. Jestem chory, więc mam zaległości, więc muszę pożyczyć zeszyty, żeby dowiedzieć się, co było, więc muszę pracować efektywnie prawie tyle samo, mimo że jestem chory i do tego jeszcze liczyć na to, że te notatki mi wystarczą. Nigdy nie wystarczały.
Jak dobrze ze mialem w dupie zadania, sprawdziany i kartkowki i w wiekszosci rozwijalem sie w tym co lubie
A co rodzice na to?
@@krebs8527 Nie przejmowali sie zbytnio. Chyba uznali, ze wiem co robie i dali mi wolna reke. Wiadomo cos tam sie w szkole czy w busie na szybko pouczylem zeby cokolwiek wiedziec, ale w domu poza jakimis zadaniami typu prezentacja czy cos to praktycznie w ogole nie tykalem ksiazek (szkolnych). No, ale moglem tez miec farta bo poza matma ponizej trojek nie schodzilem z ocenami
Też w sumie tylko rodzice chcieli abym zdał i tyle.
Jak ja się cieszę, że zostało mi już tylko kilka miesięcy do zakończenia nauki i później już tylko będę zapierdalał do końca życia w robocie. Życie jest wspaniałe i pozytywne.
Normalnie jak opisujesz Magdę, to jakbym słuchała o mnie. Z tym wyjątkiem, że po trzech latach stwierdziłam, że mam wywalone na większość przedmiotów i dołożyłam sobie godzin siatkówki w tygodniu. Jakoś od razu tak lżej człowiekowi na duszy, gdy przestaje się przejmować cotygodniową kartkówką z geografii (która - szok, niedowierzanie - nie jest moim rozszerzeniem)
Taka mała poprawka - twardość nie jest jednoznaczna z wytrzymałością na rozciąganie. To jest raczej kowalność, czyli faktycznie cecha właściwa metalom. Z drugiej strony, istnieją materiały twarde, ale kruche. Tak, szczegół, przepraszam że się czepiam, ale po prostu zwróciło to moją uwagę :)
Nie strasz nawet, moja mama mnie próbuje tego całe życie nauczyć, będzie się teraz ze mnie nabijać
Chyba najlepszy dotychczas film z serii. Na swoje szczęście już w gimnazjum połapałem się, że prace domowe, uwagi i oceny są nic nie warte. Dostawałem nie raz pały za nieodrobione lekcje (wagowo i tak były najmniej ważne), raz, czy dwa mi się o dziwo trafiła nawet uwaga za zachowanie, gdy w liceum nie odrobiłem lekcji z matematyki (pozdro dla nauczycieli, którzy ostatecznie zabili we mnie tym sposobem jakąkolwiek chęć do pogłębiania wiedzy w naukach ścisłych), ale zawsze miałem (i mam) to gdzieś. Mimo to nigdy nie miałem problemów ze zdawaniem, zawsze kończyłem rok z dobrą średnią (tfu!), koniec końców poszedłem na upragnione studia historii. Bo tak się składa, że historia (między innymi) zawsze mnie interesowała, a szkoła nigdy we mnie zapału do jej poznawania nie zabiła, bo począwszy od gimnazjum miałem szczęście do wyjątkowo kompetentnych w tej dziedzinie nauczycieli (z innymi było różnie). Na studiach wszystkie ewentualne problemy, które miałem z nauką zniknęły, bo wreszcie mogę rozwijać się w czymś, do czego mam chęć, zapał, talent. Mam przy tym czas zarówno na rozwój, jak i odpoczynek poza studiami, zająłem się m.in. rekonstrukcją historyczną, dzięki czemu mam, jak to lubię nazywać, "żywy kontakt z historią". Coś takiego zauważyłem podoba się nie tylko historykom, widziałem, że szczególnie dzieciaki, ciekawe świata, zafascynowane są mundurami, zbrojami, oporządzeniem, bronią, modelami, wszelakiego rodzaju replikami przedmiotów historycznych i opowieściami o przeszłości snutymi przez kogoś, kto wygląda jak żołnierz sprzed dziesiątek, czy setek lat. Nie raz z kumplami organizowaliśmy takie "lekcje żywej historii", a podczas moich praktyk nauczycielskich przyszedłem do szkoły w mundurze, z górą drugowojennego szpeju. I okazało się, że dzieciaki to uwielbiają. Spokoju nie miałem nawet na przerwach (w pozytywnym, że tak powiem znaczeniu), bo byłem co rusz otaczany gromadką dzieciaków z korytarza, którym potem opowiadałem o historii i pokazywałem co mam przy sobie. Cały dobry humor popsuć w końcu musiała góra papierologii i pierdół związanych z przenajświętszą podstawą programową, ale co się nacieszyłem i nauczyłem wtedy razem z uczniami (bo owszem, nauczyciel może się równie wiele nauczyć od uczniów, co uczniowie od nauczyciela), tego nikt nam nie odbierze. Dziś piszę pracę magisterską, co będzie za rok, dwa, czy za dziesięć lat? Nie wiem. Może napiszę pracę doktorską, może nie. Może będę nauczycielem, może zacznę pracę na uniwersytecie, a może będę borykał się z bezrobociem. Co by się nie działo... mam nadzieję, że nie popełnię błędów tych ludzi, którzy zamiast nauczać, bezmyślnie mordują w nas pasje, chęć samorozwoju, ciekawość świata. A jeśli tak by się stało, cóż, oby nigdy potem nie było dane mi uczyć kogokolwiek. I tego życzę wszystkim nauczycielom.
Czuć w Twojej wypowiedzi taką pasję, że jestem spokojny o Twoją przyszłość. Nie daj się tylko właśnie beznadziei systemu, on jest zaprojektowany po to, by dławić w nas pasję i zastępować pustą ambicją. Papierologia jest jednym z narzędzi tego systemu. Od 3 tygodni uzupełniam dokumentację do raportu wymaganego przez ministerstwo do akredytacji kierunku i przy zdrowych zmysłach trzymają mnie wyłącznie streamy i pisanie o grach wideo - czyli pasja. Pasja to szalupa ratunkowa na morzu tej mlazgroci
@@KrzysztofMMaj cóż mogę więcej dodać... Od gier wideo między innymi zaczęła się właśnie ta moja pasja, gdy jako dzieciak pogrywałem w Twierdzę, Kozaków, American Conquest, Medal of Honor, czy pierwsze gry Total War. No i nie brakowało też fantastyki, takiej, jak Bitwa o śródziemie, Prince of Persia, czy Ósmy cud świata. Siedzi to we mnie cały czas i przewinie się pewnie ta tematyka jeszcze przez niejedną moją pracę, zarówno na studiach, jak i po nich.
Dziękuję za dobre słowo i życzę powodzenia.
To chyba nie dobrze, że znalazłem u siebie większość problemów, które zostały zaprezentowane w tym filmie
Do tego dochodzi jeszcze kilka dodatkowych :D
Odnoszę wrażenie że jest Pan jedyną osobą która mnie rozumie.
Pamiętam jak mnie od końcówki gimnazjum i przez całe liceum potężnie wqrwiały mnie plany zajeć od 6:30 do 15:30, gdzie na samym początku mieliśmy po 3 godziny języka polskiego który polegfał na opowiadaniu sobie głupot z książek nudnych że jprdl. ...
Byliśym karani za to że co sprytniejsi czytali streszczenia, a jeżeli sie do tego przyznałeś to natychmiast dostawałeś 4 jedynki: za nieprzeczytanie książki, za nie wykonanie "zadania domowego" w postaci zadania domowego, oblewałeś test/egzamin z tej lektury bo nauczyciel zakładał że źle ci pójdzie więc natychmiast miałeś poprawić test którego jeszcze nie pisałeś, i czwarta jedynka za niedopuszczalne zachowanie czyli niesubordynację nauczycielowi.
Nadmienię że nauczycielka była bardzo milutka, niewielka [z 1,5m wzrostu] blondyneczka, z zewnatrz wydwała się niewinna. Była na dodatek naszą wychowawczynią.
Co więcej, w swoich praktykach wychowawczych i byciu pedagogiem używała takich metod jak np. obgadywanie nieobecnych uczniów, polecanie innym nauczycielom by przycisnęli danego ucznia do tego żeby "lepiej się uczył", przewidywała braki sukcesów w życiu uczniom którzy mieli w d... szkołę lub chodzili w kratkę.
Chodzenie w kratkę też było niedopuszczalne. Często dostawałeś pałę za zadanie domowe z lekcji na której nie byłeś i nie przyniosłeś zwolnienia lub się spóźniłeś. Sam chodziłem do szkoły tak żeby mieć minimalną frekwencję 50% z danego przedmiotu.
Nienawidziłem liceum. Uwielbiałem natomiast swoją młodość i rzeczy które robiłem poza szkołą. Szkoła skutecznie to zabijała we mnie zmuszając do robienia pierdół i równania do najgłupszych w klasie.
Rzeczy które normalny młody zdrowy i LENIWY człowiek robi w 10-20 minut, nam na lekcjach zajmowało 2x45 minut bo nauczyciel musiał mieć pewność że KAŻDY [a szczególnie sam nauczyciel] przyswoił sobie podstawę programową.
W 3 liceum chodziłem do szkoł tak rzadko, że oblałem 8 przedmiotów [zdałem na poprawkach 6 z 8], ale na poprawkach w czerwcu/lipcu dwóch nauczycieli powiedziało wprost "Michał, nie ma znaczenia czy umiesz czy nie umiesz. My ciebie nie przepuścimy i będziesz poprawiał klasę i to nie w naszej szkole" [bo to była "prestiżowa" szkoła w moim mieście]
Wtedy pierwszy raz poczułem instynkt samozachowawczy i powiedziałem sobie że skończyło się babki sranie, wszystkie skumulowane poczucia poniżenia, przumusu, poczucia winy, prób dyscyplinowania mnie pod wolę obcych ludzi wybuchły jak szambo - w tym samym momencie spojrzałem na tych nauczycieli z nienawiścią i pokazałem im obu fakulca. Wyszedłem ze szkoły w milczeniu, zrezygnowałem z "etatu w liceum" i zapisałem się na testy eksternistyczne.
14 testów ze wszystkich zdałem w JEDEN miesiąc na same 4 i 5 ucząc się do nich trzy tygodnie.... Tak pojemny jest rozum młodego człowieka że praktycznie każdy człowiek może zdać liceum, gimnazjum i podstawówkę ucząc się do testów ułamek czasu który spędzamy w szkole, która wcale nie przystosowuje do życia czy poprawy kontaktów z ludżmi.
Żałowałem po tych testach eksternistycznych że nie zapisałem się do nich po gimnazjum, zdając tą banalna podstawę programową w 1 miesiąc i nie marnując 3 lat na bzdury i pierdzenie w stołek w szkole.
Dopiero dzisiaj obejrzałam ten film. Przeszłam przez tą gehennę LO, o której wspominasz. Jeszcze mieszkałam w internacie w pokoju z dziewczyną, która dostawała stypendium premiera i która całymi nocami nie pozwalała mi spać ryjąc wszystkie kilkanaście przedmiotów na pamięć by z wszystkiego dostać 5 i sprawiała że czuje się gorsza, bo nie wyrabialam, a byłyśmy w 1 klasie. Jak tylko zasnęła z wycieńczenia i jej gasilam światło, to się budziła i dalej nie pozwalała mi spać. 3 lata tak żyłam i od drugiej klasy przestałam chodzić na pierwsze lekcje żeby odsypiać noce. Jak miałam sprawdziany to chodziłam tylko na te wybrane lekcje żeby zdać. Tak oto uczyło się w jednym z najlepszych liceów w województwie. Żeby być z czegoś dobrym to rodzice kupę kasy wydawali na korki, a szkoła tylko chwaliła się wysokimi rankingami z olimpijczykami...nie robiąc nic, żeby mi pomóc. Tak jak dziewczyna z tego artykułu...trenowałam biegi w klubie sportowym od podstawówki, przez gimnazjum, ale w LO musiałam to rzucić. W szkole się mówiło, że studia to odpoczynek. No nie moje, bo poszłam na farmację, gdzie wcale lepiej nie było. Po 3l LO + 5.5l farmy emigrowałam i dowiedziałam się że moje studia niczego przydatnego w pracy zawodowej mnie nie nauczyly...może tylko 1 przedmiot-farmakologia. Te 6-7 rodzajów chemii i leczący kompleksy prowadzący robiący jakieś cyrki, pytający na ocenę z czego składa się kałuża...laboratoria ciągiem po 8h... W pracy mogę to sobie wsadzić w... Pracuje w zawodzie za granicą od 2l. Trafiłam do złej firmy. Niby apteki, ale standardy korporacyjne i mikrozarządzanie. Każdy ruch mi śledzą i co tydzień oceniają. W zeszłym tygodniu dowiedziałam się od psychoterapeuty, że w wieku 31l. jestem prawie wypalona zawodowo... 1/3 życia spędziłam w jakimś kulcie zapierdolu i czuję się wrakiem człowieka. Miesiąc temu lekarz zdiagnozował u mnie chorobę autoimmunologiczna, jestem chora na myśl o pracy i po nocach nie śpię. Obcięcie godzin pracy do 20h nic nie pomogło. Po 2l. pracy mam zmieniać zawód? W życiu czegoś takiego nie planowałam. Ludzie! Uczcie się zarządzać stresem, uciekajcie z toksycznych miejsc pracy, nie dajecie się zwariować w szkole i pracy jeśli nie chcecie dzielić mojego doświadczenia. Jak coś się dzieje to idźcie do psychologa. Mnie skłonił fakt, że po trudnej zmianie na drugi dzień nie mogłam do 15 wstać z łóżka i czułam że to nie jest u mnie normalne. Szykuje się na kilkumiesięczną terapię i do zwolnienia bo nie chce znienawidzić mojego zawodu.
Z początku akurat teoretycznie sprawdzanie obecności na początku lekcji jest konieczne z prostego powodu z mojej wiedzy wynika że w systemie który mamy nauczyciel odpowiada za ucznia w czasie tej lekcji więc jeśli wpisze mu obecność a takiego ucznia nie ma na lekcji to teoretycznie jakby wpadł pod autobus szkołę i tego nauczyciela można pociągnąć do odpowiedzialności za to
Na studiach obecnie też trzeba sprawdzać obecność i wygląda to tak, że prowadzący puszcza kartkę po sali, zaczyna prowadzić, a studenci się wpisują. Kartka wraca do prowadzącego, a on potem wbija to do systemu.
Świetnie materiał. :3 Godzina słuchania podczas jedzenia po powrocie do szkoły minęła szybko (o zgrozo jest to nawyk spowodowany szkołą ). Chciałam coś takiego znaleźć i posłuchać ale jest tego mało na internecie w tej formie. Dlatego milo się zaskoczyłam gdy moja przyjaciółka podesłała mi film :3.
Totalnie zgadzam się z przykładem uczennicy liceum na początku. Gdy to czytałeś od razu mialam przed oczami sytuację moja i moich najbliższych przyjaciół. Brak czasu, miejsca na pasje i za duża ilość materiału (Tez musze uczyć się w weekendy i gdy tego nie robie czuje się z tym źle ). Odnośnie zainteresowań i rozwijania ich przez szkole to jest to żart . Sytuacja jest ironiczna. Więcej czasu mialam na niższych szczeblach edukacji (tylko dlatego ze jako osoba uzdolniona mialam lepsze predyspozycje i nie musialam spędzać aż tyle czasu) a gdy poszlam poszłam liceum praktycznie zaprzestałam robic to co lubię. Robię to sporadycznie i tylko gdy specjalnie znajdę czas.
Na początku 1 klasy liceum mialam poważne problemy psychiczne i ponad 5 miesięczny stres sprawił, że ledwo dawałam sobie radę. Przyjście zdalnych uświadomiło mi jak przeladowany jest materiał i dało chwilowy odpoczynek. Chwilowy, bo były oczywiście wspomniane w filmie patologię. Które po zdalnych przeszły na stacjonarne, potem znowu na zdalne i na obecne stacjonarne. Było to błędne koło a ostatnio przeszłam naprawdę ciezki okres spowodowany stresem. Starałam "zluzować" z nauka co z kolei też nie pomogło, bo zaczęłam czuc się zle( że odpoczywam, nie uczę się etc.). Mimo to znowu dopadł mnie chroniczny stres. Przez 2 tygodnie byłam wrakiem człowieka, bylam apatyczna, rozdrażniona i nie mogłam się na niczym skupic. Codziennie chciało mi się płakać ale nie moglam sobie na to pozwolić, bo nie mam na to czasu, ("wolny czas" nie istniał). Udało mi się z tego wyjść niedawno (jeśli nadal nienormalny dawkę stresu można za to uznać i czuje się zle ale się zrównoważyła w porównaniu do poprzednich tygodni) i do tej pory martwiłam się kiedy to wroci. I o dziwo wrocilo parę dni temu bo uświadomiłam sobie ze jest koniec roku szkolnego (sztuczna presja, bycia niewystarczajacą jako osoba uzdolniona (spadek z średniej 4,30 do ledwo 3,60 w tym roku)).
Jak widać jest to zlepek moich doświadczeń co myślę że posłużą za idealny przykład. Możliwe, że nie są ciekawe, ale chce się tym podzielić, jako że postanowiłam popracować nad "moją toksyczna relacją że szkołą" I mam nadzieje ze inni przez takie filmy inni się zorientują/utwierdzą, że taka postawa jest słuszna i jest nad czym pracować.
Dziękuję bardzo za przeczytanie i za ten film :3
Tez czuje sie winna jak sie nie ucze w weekendy :')
Zawsze gniję wewnętrznie jak słyszę, że szkoła daje szansę na samorozwój. W szkole każda próba wychylenia się poza ramy jest kwitowana krzywym spojrzeniem. Chcę zdać maturę z przedmiotu, którego nie mam (swoją drogą fakt, że w III klasie liceum profilu humanistycznego mam w tygodniu dwie fizyki I ani jednego wosu) nie jestem w stanie od trzech lat doprosić się o dodatkowe zajęcia., ale to już przestało kogokolwiek ruszać. Chcę się rozwijać i robić rzeczy, które mnie napędzają, więc po szkole siedzę w teatrze na próbach, organizuję zbiórki zuchowe i chodzę na treningi, co traktuję jako odpoczynek, pomimo tego, że kosztuje mnie to dużo energii. W szkole ludzie przeszli do porządku dziennego nad tym, że są osoby, którym zdarza się przysypiać na lekcjach albo przychodzić dopiero na 10³⁰
Czas na samorozwój jest obecnie poza szkołą... Jaki samorozwój leży w mechanicznym przygotowaniu go egzaminu?
To przykre i jałowe wykorzystanie czasu osób, które prawnie tę edukację muszą przejść. Szkoda tylko że jest to edukacja nieefektywna, pozorna a jeszcze szkodliwa.
Wołałbym świat w którym po edukacji nie trzeba leczyć się z poczucia braku sprawczości, bierności I bezcelowości.
Żyję po to żeby to zmienić. Zobaczymy czy się uda. Wolę skończyć pod mostem zmieniając to niż żyć w dostatku w takim systemie spierdalania dzieciom mózgów i żyć. Pozdrawiam.
Bardzo temu kibicuję!!! Mogłem dawno temu wyjechać i grzać się na ciepłej posadce akademickiej za granicą, wolałem zostać i zmieniać, co mogę. Bardzo więc szanuję taką postawę.
Masz 100% racji. Wychowuje się Nas od dziecka w przekonaniu, że trzeba zapierdalać, że im więcej pracujesz tym jesteś lepszy, że wtedy Cię w pracy szanują. A zarówno praca jak i szkoła w PL są skostniałe i zaściankowe. Teraz mam ten komfort, ze pracuję dla amerykańskiej firmy, full zdalnie (zupełnie inna kultura pracy), ale dotąd byłam w firmie, gdzie nie do pomyślenia była praca zdalna. Pamiętam taką rozmowę z szefem, gdzie poprosiłam go o zmianę godzin pracy (czasami) od 8-16 zamiast 9-17 (powołując się na zalecenia HR dla całej firmy, że możemy rozpoczynać pracę w godzinach 8-10 po uzyskaniu zgodny przełożonego). Dostałam odpowiedź: "Nie... wiesz... nie komplikujmy." Czego nie komplikujmy?! Chyba jedynie tego, że szef lubił dzwonić do mnie o 16:55 bo akurat wtedy miał czas?! A jak kiedyś tak zadzwonił i rozmawiał ze mną do 18.00 i spytałam czy mogę sobie tą godzinę odebrać, to usłyszałam "no wiesz... jest dużo pracy. Trzeba być elastycznym".... Ręce opadają totalnie. Panuje też przekonanie, że jak odpoczywasz, to marnujesz czas. Ile razy słyszałam będąc w szkole "ty znów w te głupie gry grasz. Zrobiłabyś coś pożytecznego", albo "no znów te rysuneczki rysujesz" - tak jakby odmóżdżenie się przy Netflix, albo jakieś hobby było czymś złym. Mam czytać fizykę kwantową w wolnym czasie, bo nie rozumiem? :P
Nie mam problemu z nadmiernym uczeniem się i pracowaniem ale czekam na nauke zdalną z innego powodu niż odpoczynek, a mianowicie na zdalnej jest więcej czasu, którego nie trzeba marnować na słuchanie jakiegoś bzdurnego gadania nauczycieli na tematy zupełnie oczywiste albo zupełnie zbędne. Można to wykorzystać na wspomnianą integrację discordową z kolegami czy ewentualnie nauke cięższych tematów a nawet pospanie sobie tej godzinki dłużej. Polecam zdalne
Zgadzam się. Jestem jeszcze w liceum i na prawdę, kiedy miały miejsce pierwsze zdalne lekcje, zintegrowałem się ze znajomymi z klasy jak nigdy wcześniej. Na dłuższych przerwach albo lekcjach, które wszyscy mamy w poważaniu graliśmy (i w sumie teraz też gramy). Potem aż chce się rzetelnie pracować na lekcjach, które są nam w jakikolwiek sposób potrzebne, albo po prostu ciekawe - takie, na których czujesz, że serio dowiadujesz się nowych rzeczy i rozwijasz w danej dziedzinie. Osobiście, na pierwszych zdalnych się opierdalałem w pełnym tego słowa znaczeniu, ale obecnie czuję, że wynoszę znacznie więcej niż chodząc normalnie do szkoły, przy czym zachowuje lepsze samopoczucie.
Coś ciekawego ode mnie - liceum wspominam jako koszmar, który w retrospektywie tak na prawdę nie był taki zły w porównaniu z wcześniejszymi latami, bo nauczyciele byli milsi, bardziej wyrozumiali, traktowali cię już jak człowieka a nie obiekt nauczania, robiliśmy sobie na zajęciach kawkę i herbatkę, zdarzało się zamawianie pizzy, a połowa klasy paradowała w ciepłych papuciach owinięta kocykami... więc dlaczego liceum jest dla mnie najgorszym okresem czasu przebijający gimnazjum które było bagnem do którego nie chcę nawet wracać myślami? Zmęczenie i zrezygnowanie. Miałam już tego wszystkiego dość.
Po 9 latach karania za uczenie się w sposób najbardziej dla mnie produktywny, za drastyczne obniżanie średniej za nieoddawanie żadnych zadań domowych mimo samych ocen 4-5 ze sprawdzianów i projektów, walki z nauczycielami, którzy przychodzili nas uczyć chyba za karę dla samych siebie i albo podbijali sobie samoocenie na gnojeniu uczniów albo kompletnie nie przykładali się do własnego zawodu... po tych latach miałam już wszystkiego dość. I o ile doceniałam i uwielbiałam niektórych nauczycieli w liceum, którzy realnie zaczęli pracować na to, aby ten za długi czas w szkole był nie tylko znośny ale i przyjemny, zamiast odpytywać namawiali do dialogu, dyskusji, to po tym wszystkim już byłam w takim stanie psychicznym, że nie podjęłam tej ostatecznej decyzji na złość światu. Serio, zdarzały się momenty, że od tego odprowadzały mnie myśli, że nie mogę, bo jutro jest sprawdzian! A moimi jedynymi koszmarami sennymi w trakcie codziennego 5-cio godzinnego snu były niezapowiedziane kartkówki i myśl, że może jutro jest sprawdzian o którym nie wiedziałam. I ja byłam jedną z osób która miała najgłębiej oceny z całej klasy. Nawet nie chcę myśleć w jakim stanie była reszta.
Mam wielki szacunek do większości nauczycieli z ostatnich lat nauczania średniego, ale obawiam się, że te lata już na zawsze pozostaną najgorszymi w moim życiu.
Bardzo podoba mi się, kiedy słyszę jakieś trudne słowo, czyli na przykład idiosynkrazja albo etiologia, a potem Pan je od razu tłumaczy. Dużo łatwiej się wtedy słucha i przy okazji uczy tych wyrazów.
Dzięki! Wyrobiłem sobie dość dawno ten nawyk po tym, jak doprowadzali mnie do szału ludzie używający dziwnych słów z tajemniczym uśmiechem sugerującym, że mam się douczyć, żeby ich rozumieć. Co ciekawe, często sami ich nie rozumieli, jak się potem okazywało...
@Krzysztof M. Maj jesteś naprawdę najukochańszym i najwspanialszym wykładowcą chociaż nigdy nie byłam na Twoich wykładach i jestem nawet zazdrosna że Twoi studenci mają tak dobrego profesora, a ja i mój kierunek nie. Oby nowe pokolenie zrozumiało błędy wałkowane przez tyle lat i zmieniło je oraz aby takich jak Ty było o wiele więcej.
I am just doing my job, really. Kocham to, co robię, i nie mógłbym żyć bez studentów. Przyjaźnię się z wieloma po tym, jak kończą studia, w sumie moja grupa przyjaciół nie-studentów gwałtownie maleje 😅 Uniwersytet to społeczność, goddammit, i nigdy nie zaakceptuję tego, że mogłoby inaczej.
O jak fajnie, mam co słuchać w tle, podczas sprzątania pokoju.
Ale świetnie ma ta Magda, też jestem w liceum na rozszerzeniu medycznym. Lekcje mam dwa razy do 17, raz do 16 i dwa razy do 15. Zawsze zaczynam 7.45, także muszę wstawać minimum o 6 20 żeby zdążyć do szkoły 🥴. W 3 klasie mam mieć niby lekcje cały czas do 14, jednak zaraz maturka a z racji tego że przyda mi się ten papierek, zapewne będę spędzał kilka godzin tygodniowo na korkach
A ja na przykład siedziałem i grałem do 1 bo kurwa od 22 miałem czas dla siebie bez superwizji rodzicielskiej czy marnowania czasu na łupaniale do szkoły. Tak ja nie potrzebowałem dużo czasu na naukę ale to i tak było dla mnie za dużo, a ja jeszcze co drugi dzień pracowałem na nocnej zmianie w markecie I ZA DNIA freelancerka dla jedynej dużej firmy w mieście by mieć jakiegokolwiek rekomendacje, ja w Technikum nie miałem czasu bo musiałem się uczyć i pracować by mieć JAKIEKOLWIEK pieniądze dla siebie bo covid uciął zarobki w domu o 40%-65% więc oberwaliśmy mocno. Niech się w końcu ogarną że edukacja zdalna była dla nas wspaniała, już wolę w Borderlandsy naparzać podczas lekcji o patrzeć na drugim monitorze niż siedzieć 8 godzin w szkole i marnować czas bo 3/4 rzeczy były albo useless albo już je wiedziałem bo sam się lubię uczyć (szok co nie)
21:37 zajebiście
piękne
a filmik jak zawsze daje do myślenia, dzięki!
Liczyłem, że ktoś zauważy!
Czekam na film o WF-ie. Od siebie dodam, że w słowniku ludzi kulturalnych nie istnieją dostatecznie obelżywe słowa opisujące to co się dzieje na niektórych zajęciach. Patrz AGH. Jestem studentem pierwszego roku. Zdarzyło mi się być przez jeden tydzień chorym (zwykłe przeziębienie, ale i tak nie byłem w stanie chodzić na zajęcia). Porada i zwolnienie ze Scanmedu są. Każdy ćwiczeniowiec jak mu pokazałem zwolnienie mówi spoko i odnotowuje, że moja nieobecność jest usprawiedliwiona. Każdy, oprócz chłopa od WF-u, który mówi że i tak muszę te zajęcia odrobić. Po prostu kurwa świetnie. Najmniej ważne zajęcia ze wszystkich, a i tak będę musiał poświęcić swój czas, wstać przed 8 i zapierdalać na WF. Dlaczego? Bo tak. Teraz się śmieję się, że jak masz chorować to tak na poważnie, żeby dostać zwolnienie z WF na cały semestr.
Moja dyplomantka w szczycie pandemii dostała warunek z WFu. To był moment, w którym rozpętałem pożogę.
W trakcie nauczania zdalnego( które nomen omen było w mojej szkole fatalnie zorganizowane) miałam czas na wszystko. Organizowałam sobie czas na naukę, regularnie ćwiczyłam, dużo czytałam, gotowałam sobie zdrowe posiłki i jeszcze zostawało mi czasu na ulubione zajęcia. Teraz uczę się stacjonarnie no i cóż... Niedługo mnie szlak jasny trafi. Staram się jak mogę, a ciągle tylko słyszę że jestem leniwa, że powinnam więcej i więcej. Jeszcze te teksty: zaraz matura, uczcie się do matury osły, wy nie zdacie tej matury...". Kiedy przychodzę do domu jest już praktycznie wieczór, na nic nie mam już wtedy siły. Przestałam ćwiczyć, co bardzo odczuły moje stawy(jestem kelnerką), a jedyny posiłek jaki po dniu w szkole jestem sobie wstanie przygotować to kanapka i kubek herbaty. Nie pamiętam kiedy czytałam książkę innej niż do szkoły, o hobby już praktycznie zapomniałam.
W przeciągu kilku miesięcy nauki stacjonarnej z wysportowanej, zdrowej dziewczyny zmieniłam się w zaniedbaną, obolałą i zmęczoną babcię.
Dziękuję panu za ten odcinek, przypomniał mi wszystko co najgorsze w szkołach
Szkołę już zakończyłem, ale moje wrażenia z tych wszystkich lat są dość negatywne (mówiąc o samym procesie nauczania oczywiście). Przez cały cykl edukacji spotkałem się z tylko kilkoma przykładami nauczycieli, którzy na prawdę uczyli i robili to dobrze. Dla przykładu w gimnazjum zdarzało się obejrzeć ekranizację lektury zamiast jej czytania bo sama nauczycielka mówiła, że nie będzie nas zawalać robotą bo mamy pewnie masę innych rzeczy, a kontekst kulturowy jest nam w stanie wytłumaczyć na podstawie tego jednego filmu i swoich uwag co do samego filmu czy po prostu opowiadała dużo ale za to ciekawie. Dzięki tej właśnie nauczycielce polubiłem taki przedmiot jak język polski po czym w technikum trafiłem na nauczycielkę, która uważała że wyznacznikiem tego czy ktoś jest dobry czy nie była znajomość lektur od deski do deski na wyrywki bo Mickiewicz najlepszy wieszcz i znowu mi się odechciało. Teraz, już mając prawie 26 lat, napisałem z nudów sam dla siebie książkę, tak do szuflady, żeby było, tak dla siebie. Poprosiłem o ocenę narzeczoną i najbliższych kilku znajomych i prosiłem o szczerą opinię, która była dużo lepsza niż myślałem, ale cieszę się, że krytyczna, przynajmniej wiem co poprawić. Dodatkowo tworzymy ze znajomymi projekt własnego świata post-apo w formie grafik, wizualizacji w Unreal Engine, opowiadań w formie pamiętnika, a to dopiero czubek tego co mamy w planach. Kończąc, dużo bardziej swoją kreatywność poznałem po zakończeniu edukacji niż w jej trakcie i z jednej strony wychodzi mi to na dobre bo takiej weny do tworzenia czegokolwiek nie miałem nigdy. I robię to wszystko z własnej nieprzymuszonej woli, w czasie wolnym, bo sprawia mi to przyjemność. Pozdrawiam Krzysztofie i życzę smacznej kawusi.
Ja z kolei nie byłem zbyt dobrym uczniem. Po szkole to właśnie najczęściej zasiadałem do gier, a wcześniej kiedy jeszcze komputera nie miałem to wychodziłem pograć w piłkę lub pomagać rodzicom w polu.
Uczyłem się jedynie by zaliczyć, czyli po najmniejszej lini oporu. Zostało mi to do dziś.
Z perspektywy lat żałuję, że szkoła nie pokazała mi, że książki mogą być świetną rozrywką, że nie muszę uczyć się wszystkiego, a raczej chłonąć rzeczy które mnie interesują. Jak wyciągać wnioski zamiast uczyć się wszystkiego na pamięć, jak weryfikować informacje i przynajmniej w większości nie dać się oszukać.
Po dziś dzień uważam czas szkolny za czas stracony. Tworzący lęki i nawyki które ciężko jest mi wyplenić.
7 lat po skończeniu liceum mam takie wrażenie, że jest skala obrazująca stosunek do nauki. Jedno podejście to przyswajanie wiedzy regularnie, na przykład codzienne powtórki po szkole, albo duże dawki wiedzy co jakiś czas. Problem pojawia się gdy ktoś narzuca sposób zdobywania wiedzy z góry. Tak jak szkoła. I jak w moim przypadku rodzice. Musiałem codziennie robić wszystkie zadania domowe, uczyć się na wszystkie sprawdziany, kartkówki i tak dalej. Najlepiej codziennie po 3-4 a nawet więcej godzin w domu. Jeśli uczeń jest dobry, pasuje mu ten sposób uczenia się to przyswaja wiedzę regularnie. I to działa. Ma same 4 i 5. A jak jest zdolny to już w ogóle. Pamiętam jak takie osoby jednak ciągle siedziały przed książkami i zeszytami, na przykład na przerwach. Z drugiej strony jak uczeń nie daje rady to już jest gorzej, a ja takim uczniem byłem. Mam dysleksję, problemy z zapamiętywaniem, kiedyś ogromne, ale to ogromne problemy z koncentracją. Całą naukę musiałem nadganiać materiał bo wolniej przyswajałem wiedzę. Być może wolniej się uczę bo jestem głupi, a może dlatego że mało inteligentny. Okazuje się że jest wprost przeciwnie. Jak to się dzieje że uczeń z jednym z najwyższych ilorazów inteligencji jest jednym z najgorszych uczniów? Całe moje otoczenie ( tak, całe ) stwierdziło że to przez lenistwo. Potem doszły gry komputerowe, muzyka i inne tego typu rzeczy. Zdolny, ale leniwy trzema słowami. Wracając, nie nadążałem z materiałem i przytłaczającą większość czasu spędzałem na nadrabianiu zaległości. Uczyłem się na kolejną już poprawę sprawdzianu, zaległą kartkówkę, a tutaj zeszyt mi się zmoczył i musiałem cały od nowa przepisać, albo musiałem zrobić zadanie domowe którego nie zrobiłem tydzień wcześniej. Szczególnie często były przypadki że nie miałem wszystkich notatek bo, wolniej i brzydziej notowałem. I to wszystko było dzień w dzień. Regularnie. W gimnazjum ze średniej 4.0 ( naciągane 4.0 bo poprawiane ale jednak ) spadłem do średniej 2.4. Zamiast się uczyć w moim tempie gnałem tak szybko że nie dawałem rady. W tym okresie było jedno z większych tąpnięć. I chyba początek depresji. W szkole byłem gnębiony przez rówieśników. Nauczyciele wymagali ode mnie za dużo, a rodzice jeszcze dokładali obowiązków. Miałem tak duży stres że mimo regularnego ślęczenia przed zeszytami jakość uczenia się była na krytycznie niskim poziomie. Nakrzycz na kogoś a potem każ mu się uczyć tabliczki mnożenia. Później nakrzycz że nie nauczył się tabliczki mnożenia. A potem każ mu się uczyć czegoś innego i znowu nakrzycz że się tego nie nauczył. Ja żebym coś przyswoił, muszę to zrozumieć. Na przykład uczenie się dat historycznych z minimalnym kontekstem lub jego brakiem było dla mnie czymś tak oderwanym od realnych umiejętności że po prostu to olewałem. I w gimnazjum jak był ten spadek w średniej, to pokazywał że coś się dzieje. A zadział się bunt. Wszystko zacząłem olewać. Przestawałem chodzić na zajęcia. Jak miał być sprawdzian, to nie przychodziłem. Czasem starałem się więcej a czasem mniej. Jednak to unikanie trudności stało się moim sposobem na radzenie sobie z trudnymi sytuacjami. Miałem przynieść zadanie domowe? Zgubiłem zeszyt. Nie miałem wiedzy na sprawdzian? Oddałem pustą kartkę. Nie zawsze było aż tak źle, jednak takie przypadki były regularne, a nietypowe czasy były gdy coś takiego się nie działo. Po latach wykształcił się u mnie szereg problemów psychicznych. Zaburzenia lękowe, nieprawidłowo wykształcona osobowość fobia społeczna i wreszcie depresja. JA bym to nazwał efektem kuli śnieżnej. Na początku uczeń wolniej się uczy, patrzy się w okno zamiast na tablicę, ma gorsze oceny. A potem kończy na problemach ze zdrowiem, nieudanym wejściem w dorosłość czy szpitalem psychiatrycznym po próbie samobójczej. Jak ciebie słucham to lepiej rozumiem, że to nie do końca tak że to ja jestem wadliwy. Całe życie wielu wmawiało mi że lenistwo jest przyczyną problemów. Że gry komputerowe są złe. Rodzice zrobili ze mnie osobę uzależnioną od gier komputerowych, byłem nawet na 3 miesięcznym odwyku jak któryś już raz upadłem na samo dno. Zawsze byłem porównywany do reszty, oni mogą to ty też możesz. Masz dwie zdrowe ręce to dasz radę. Inni mają gorzej to czemu nie dajesz rady? Nie daję rady ponieważ system w który mnie wrzuciliście jest niedziałający. I wymaga niesamowitej ilości zmian.
Jest to bardzo długie, ale musiała z Siebie to wylać. Jako uczennica 3 klasy liceum (mająca podobną sytuacje co przytaczana Magda) się wypowiem. Jestem szczurem doświadczalnym nowej reformy i przeraża mnie fakt nowej matury z polskiego albo oby nie zmiany np. chemii czy biologii. Siedzę w szkole 7-8 godzin dziennie. Tak jak Magda mam dość luźny dzień tu. czwartek - przychodzę 9.30 wychodzę 14.20. Mam korki bo z rozszerzoną chemią nie daje sobie rady z matematyki dla lepszego wyćwiczenia. Sprawdziany mam po 3 w każdym tygodniu dodatkowo kartkówki. Pyta ustnie tylko moja psorka od polskiego co jest okropne, bo męczy Cię tak z 20 minut. Sama jest raczej dobrym nauczycielem i nie ma technofobii! Natomiast bardzo to męczy i często stresuje. Chemii uczy mnie wicedyrektorka i te lekcje to męka. Uważa, że 30% daje ona a 70% uczeń. No to cudownie bo albo ktoś ma ledwo 2 albo ledwo 3. Nie widzi w tym problemu, jak się rozpłakałam na zajęciach to dopiero ze mną pogadała(gdzie pokazała się od innej strony). Mój plan jest zapchany zbędnym gównem, którego nie powinnam mieć i tracę na tych lekcjach czas np. mam 2 godziny fizyki będąc na dwujęzyku bio-chem. Sytuacja z jedzeniem w szkole jest wyjątkowo bardzo dobra bo mamy dobrze zaopatrzony sklepik + automaty. Aneks kuchenny niestety zamknęli na czas pandemii rok temu. Jedyne na co mnie stać po szkole to obiad, odrobienie lekcji, rysowanie lub RUclips. Nawet nie mam czasu sobie pokopać w Minecrafcie czy obejrzeć film. Ze znajomymi widzę się w szkole fakt, ale 10 min na rozmowę to nic dlatego ludzie rozmawiają na lekcjach. Ewentualnie widzę się z nimi w piątek lub sobotę, bo w dni robocze nie jestem psychicznie w stanie. O maturze nie chce myśleć( a musze zdać 4 i dw ang). Pozdrawiam Cię Krzysztofie i marzę, aby mieć takiego wykładowcę jak ty! ❤❤
Z perspektywy lat liceum było tylko stratą czasu. Niby rozszerzony mat-fiz, a koniec końców i tak na studiach uczyli nas praktycznie wszystkiego od początku. 3 lata zmarnowane na uczenie uproszczonych, wadliwych modeli, które potem nie są i tak praktycznie stosowane. Żeby było jeszcze śmieszniej, na pierwszym roku studiów nawet eksperymentalnie zrobiono powtórkę materiału z całego liceum... w miesiąc. Z mojej perspektywy o wiele bardziej sensowne niż te całe 'przygotowania do matury' byłoby klepanie pochodnych czy całek przez cały rok + może jakiś wstęp do rachunku różniczkowego. No ale szkoła ma przygotować do egzaminu, a nie dać ci praktyczne umiejętności potrzebne potem w życiu, pracy czy choćby na studiach.
U nas na biologii zamiast uczyć się biologii uczyliśmy się jak sformułować odpowiedz aby trafić w klucz xDD większego cyrku nie widziałem
Wydaje mi się, że już komentowałem inny film, ale wracam do Twojej serii bo idealnie opisujesz wszystkie moje lata szkolne. Po 12 latach spędzonych w 3 różnych szkołach mogę się podpisać pod wszystkimi Twoimi słowami. Żeby nie było - wszystkie klasy skończyłem z wyróżnieniem i matury napisałem w przedziale 84-100%. Chyba dzięki temu że tak cisnąłem to widziałem co się dzieje w szkolnych murach dość dobrze. Spotkałem kilkudziesięciu nauczycieli i dosłownie JEDEN był taki, z którym mam jakiekolwiek pozytywne wspomnienia. Cała reszta to patologia, wylewająca swoje niepowodzenia na nas, uczniów. Każdy uważał się za pępek świata, jego przedmiot miał być najważniejszy. Mam 32 lata i nadal uważam, że te 12 lat to najgorszy okres w moim życiu. Tyle ile stresu wtedy przeżyłem, nieprzespanych nocy, upokorzeń, porównywania, oceniania, to do tej pory mi się w głowie nie mieści. Wtedy jeszcze byłem straszony, że w pracy to dopiero zobaczę XD No i jakoś pracuję od prawie 10 lat i jakoś nadal czekam na te złe czasy, które miały nadejść... Nikomu nie życzę tego, czego doświadczałem w szkole. Teraz z perspektywy czasu aż sam się sobie dziwię, że to wytrzymałem. Dopiero na studiach mogłem skupić się na tym co mnie naprawdę interesowało. Oczywiście, uczelnie w Krakowie też mają swoje za uszami, ale przynajmniej to był już mój świadomy wybór.
Sam kiedyś w podstawówce uwielbiałem dyskusje z nauczycielami na dany temat. Najbardziej lubiłem polski który czasem przy np. Pracy z tekstem zmieniał się z wykładu w dyskusję i debatę między mną a nauczycielką (jedną z najlepszych jakie miałem). Widząc moje zaangażowanie wielu uczniów dorzucało swoje spostrzeżenia do dyskusji. Gdy poszedłem do liceum wybrałem rozszerzony polski bo chciałem trafić na więcej ludzi do dyskusji i przede wszystkim móc bardziej skupić się na polskim który był jednym z moich ulubionych. Naiwne marzenia legły w piachu gdy okazało się że trafiłem do klasy przysłowiowych solarzy frytek (trochę była w tym moja wina gdyż o oceny nie dbałem woląc spędzać czas czytając, oglądając i grając w gry, gdyż nie umiałem znaleźć motywacji do robienia kolejnych takich samych zadań stworzonych chyba dla osoby że stwierdzonym wodogłowiem dla której inne zadania mogłyby sprawiać niesłychane trudności. Nie wspominając już o tym że wszyscy uczą się przez notowanie a inne formy nauki czy też trudności z pisaniem trzech kartek a4 dziennie nie istnieją). Musiałem zacząć dojeżdżać autobusem przez cały powiat, a dzień zwany wtorkiem rozpoczynał się chemią o 7.10 a godzin lekcyjnych było tego dnia 8. O ile przyjazd ok półtora godziny to powrót trwał czasem nawet trzy i pół godziny z powodu wielkich korków przez remont drogi. Jednak największym rozczarowaniem w liceum było podejście nauczycieli do nas. Odczucie że jest się numerkiem i tylko bydłem nie dawało spokoju. Na wciągające dyskusje z polonistką nie było szans, bo ta za każdym razem gdy staje się trochę bardziej aktywny od innych to równała mnie w dół słowami "dobrze, ale może ktoś inny?" szczerze czekam na zdalne które chyba niestety nie nadejdą. Przebije się przez te kolejne nudne lekcje i za kilka lat wyjadę do Łodzi na filmówkę. Mam nadzieję że uda mi się pożyć przynajmniej tyle lat bym odbił sobie czas stracony w szkole a potem niech mnie nawet trolejbus pierdolnie.
Jesteś po stronie uczniów, dziękuję
00:05
Metal to RODZAJ materiałów, i nie musi być twardy (np rtęć, złoto)
I jeszcze parę przykrych rzeczy z mojego technikum:
- pedagog szkolny spędza 4 h w szkole (pomijając środy i czwartki, gdzie jest tylko 3h ), nie wiem jak to wygląda statystycznie, ale raczej słabo względem innych szkół
- dowiedziałem się od wychowawczyni, że to ja powinienem się samemu zachęcić do nauki
- nauczyciel przedmiotu zawodowego skarcił (jedynkę też dał) mnie za to, że nie zrobiłem pracy z której byłe jakieś 4 lekcje w plecy (choroba)
- facetka ucząca nas angielskiego ma w jeden dzień w tej samej godzinie lekcje ma z nami i lekcje indywidualne z innym uczniem w innej klasie
- uczeń miał zrobiony tatuaż i nie mógł ćwiczyć na wuefie, więc dostał pałę od nauczyciela za nie ćwiczenie
- część uczniów, konkretnie Ci z poza miasta, nie maja autobusów na najwcześniejsze lekcje (7.05)
- o tym, że połowy lekcji w jeden dzień nie ma dowiedziała się moja klasa w właśnie ten dzień
- szkoła wydała pieniądze na nowy e-dziennik, na który wszyscy nauczyciele narzekają
- w roku 2020 we wakacje rada miasta rozporządziła by pozwalniać starszych nauczycieli by młodzi mogli wbić w ich miejsce (i to był obowiązek dyrekcji by to się stało)
- odnosząc się do poprzedniego punktu ; jeden nauczyciel co od lat tu pracuje ogarniając sieć komputerową zagroził że jak go zwolnią to tak ją ogarnie, że przez rok jej nie naprawią (i tak miał ja pod siebie ogarniętą)
- nauczycielka polskiego (zresztą jedna z najlepszych nauczycieli w szkole) została skarcona (chyba przez dyrektora) za nieużywanie multimedii, pomimo faktu, że była w sali gdzie ogarnięcie tablicy mult. jest niemal niemożliwie bez stawania na krześle stojącym na biurku, a kabel od projektora nie ma przełączki na laptopa, który tam jest
- w ogóle to większość nauczycieli zgłasza problemy z laptopami, i niektórzy edziennik ogarniają na własnych telefonach
- a tak z poza szkoły to inne technikum w mieście zainwestowało w komputery i krzesła gejmingowe ale zapomniało o tym że reszta komputerów w większości nie jest wstanie obsłużyć maszyny wirtualnej, w efekcie niemożliwa jest na nich praca w zakresie nauki informatyki
- nie wiem jak z innymi zawodami, ale na kierunku tech. Informatyk uczysz się wszystkiego poza informatyką : programowanie (4 h) , mniej-więcej związane z informatyką ogarnianie sieci (oczywiście pisemne, 2 h), ogarnianie serwerów (2h) a poza nimi to mamy przedmiot o wdzięcznym tytule "montaż i eksploatacja urządzeń tech. komputerowej", czyli jak sama nazwa wskazuje 2H TESTÓW ABCD (komputera dotknęliśmy raz przez 3 lata tego przedmiotu, a o innych UTK to tylko teoria)
- co najmniej jedna gaśnica jest nieosiągalna bez nożyczek, bo została zamknięta trytytkami
- na geografii facetka kazała nam przepisywać książkę (którą łaskawie dyktowała)
- jeden z nauczycieli prze całą lekcję nam mówił, że większość problemów szkoły jest winą systemu oświaty, a inna facetka mówiła że ocenianie procentowe nie działa, czyli sprawa problemów oświacie jest znana samym pracownikom
- jako informatyk ma rozszerzenia z matmy i geografii, których ani razu nie używaliśmy na zajęciach
- znajomy z innej szkoły (liceum) mógł pisać maturę już w poprzednim roku, gdy ja muszę w następnym
Jak ja Pana szanuję za mówienie jak jest!
jak się usmiechasz wyglądasz trochę jak Joker z Pierwszego Batmana ;p
*I take it as a compliement, sire*
Twardość a udarność metalu to dwie różne rzeczy. Twarde jest szkło i ceramika ale udarność mają bardzo niską, więc pękają pod naprężeniami. Udarność stali można m.in. kontrolować podczas procesu hartowania oraz odpuszczania
Film bardzo mi się podobał- idealny do słuchania w tle podczas obrabiania 2 stron zadań z matematyki
O ironio 😀
Czy naprawdę jest to prawie godzinny odcinek?
Wow
Tęskniłam za tą serią
Im więcej słucham Twoich materiałów, tym bardziej żałuję, że nie spotkałem na studiach żadnego wykładowcy z podobnym podejściem jak Twoje. Zazdroszczę Twoim studentom, ale też cieszę się, że RUclips umożliwia przynajmniej w pewnym stopniu zaznanie tego ;) Analiza społeczna, jak zresztą zazwyczaj, dokładna i trafna, choć niewesoła. Słusznie zwracasz uwagę na ten niezbędny odpoczynek - sam kilka lat temu musiałem dojść do podobnych wniosków, również "the hard way", więc rozumiem (przynajmniej w pewnym stopniu) i popieram. Mi osobiście bardzo pomogło szersze spojrzenie z dystansu na ten kapitalistyczny system, w którym żyjemy i uświadomienie sobie ról i celów uczestniczących w nim osób.
Tak, to jest system naczyń połączonych, dlatego mega trudno jest o tym mówić. Dzięki za wsparcie i docenianie działań, to dużo znaczy Ja też popełniałem dużo błędów, przepracowując się, i teraz staram się nie tylko pomagać sobie z tym radzić, ale też innym. No i właśnie, jestem tu po to, by robić to, co też robię na uczelni, dla szerszej społeczności!
Mówię o tym od jakiegoś czasu. Miło usłyszeć takie słowa. Nawet namawiam kumpli na "kwarantannę", bo jeśli nie ma połowy nas to idziemy na zdalne. Dziś zresztą dobitnie Pan Doktor wręcz to samo co ty Krzysztofie opowiedział o publikacjach, Elsevier i wyrabianiu norm i podstaw programowych. No cóż teraz na kursie środa z samymi wykładami od 9 do 18. Trzymajcie się tam na tych uczelniach.
Wiem co czujesz, mam wykłady od 8 do 20, ale też przynajmniej zgraną klasę i wymieniamy się screenami z wykładów, więc czasami tylko się loguję i idę dalej spać
Ja dzisiaj od 8 do 19 na wydziale :) I niczego nie żałuję, doborowe towarzystwo, ciekawe przedmioty, jest też czas się zdrzemnąć :P Mam nadzieję tylko, że kolokwium z liczb zespolonych dobrze poszło brrr..
Ha! Potrzymaj mi piwo, 8.45-19.00 + 40 minut na POWRÓT z uczelni! (A mogły być zdalne w piżamkach...)
Mieszkam poza miastem. W środy muszę dojeżdżać na pociąg na 7, do domu wracam po 19. No, teraz zgadnijcie ile mam siły by odrobić o tej 20 lekcje z dzisiaj i jeszcze się nauczyć na następny dzień 😃
Bardzo personalnie podchodzę do tego materiału. Praktycznie cały mój licencjat jestem na zdalnych i uważam że, jest to najlepsze co się mogło wydarzyć. Jestem na uczelni, gdzie obowiązkowe były lektoraty z 2 języków. Niestety niemiecki jest dla mnie cholernie trudnym językiem i przez całą edukację szkolną nie spotkałam ani jednego kompetentnego nauczyciela tego języka, a na uczelni startowało się już z poziomu B1. Ostatecznie mimo że, lektoraty z niemieckiego oraz ustne egzaminy semestralne miałam na zdalnych to i tak w wyniku stresu przeszłam epizod depresyjny (niestety musiałam sama się z nim uporać). Nawet teraz po wielu miesiącach od zakończenia lektoratów stresuje się na samą myśl o języku niemieckim i prawdopodobnie nigdy nie wrócę do niego. Także obecnie, trochę utożsamiam się z tą popękaną stalą.
Ekstra film :) mam 35 lat, jestem programistą. Jestem po studiach informatycznych, ale nauczyłem się fachu i pracy po studiach.