Dziękuję za teologię żywą...ta forma zwróciła moją uwagę w trakcie słuchania. Echo , które zostało we mnie to powiedzenie że koniec świata to będzie a może jest transformacja... Dużo myśli zrodziło się w głowie ale temat jest tak czasami poza realnością że brakuje mi słów aby to wyrazić. To co czuję po rozmowie Waszej panowie...to radość i to że to co czasami odczuwam co do więzi z Chrystusem to to że tak można odczuwa,ć i nie jestem w tym odcxuwanoi odosobniona . Jeszcze eaz dziękuję ❤❤❤
Dziękuję za tę rozmowę. Mam 66 lat. Doskonale pamiętam swoja I Komunię świętą i często wracam do tego momentu. To był dla mnie moment inicjacji. Łzy płynęły ze wzruszenia. Zerkałam czy inni obok mnie też płaczą. Potem w ciagu mojego życia doświadczyłam wielu cudownych spotkań z Jezusem " na górze Tabor". One mnie niosą w głąb i coraz bardziej pojmuję choć wydaje mi się, że coraz mniej rozumiem. Mam czasem wrażenie, że rosną mi niewidzialne skrzydła, choć stąpam po ziemi w mojej czasem trudnej acz pięknej rzeczywistości. Wasze podkasty, to głoszenie żywego Jezusa, żywej Wiary. Dziękuję ❤, szczęść Wam Boże 😊
W przeciwieństwie do czasów gdy Pan Bóg "służył" do zalepiania dziur w fizyce, Teraz teologia stawia pytania fizyce, a życie wieczne możliwe jest w świecie z zupełnie innym zestawem praw fizyki którego to zestawu nikt nie próbował wymyślić.
Zostałem ochrzczony jako niemowlę, przyjąłem wszystkie sakramenty (bierzmowanie jako 14-latek), chodziłem do kościoła w niedziele, na nabożeństwa, na religię. Ale dopiero, kiedy świadomie oddałem życie i przyjąłem Jezusa jako Pana i Zbawiciela, naprawdę Go poznałem i moje życie się zmieniło. Wcześniej miałem głoszony kerygmat, przez kilka miesięcy zastanawiałem się, czy w to wejść. Doświadczyłem wylania Ducha Świętego (wcześniej, w czasie bierzmowania nic się nie zmieniło). Do tego momentu nie pamiętam żadnego sakramentu o którym mógłbym powiedzieć, że mnie przemienił (chyba, że negatywne doświadczenia ze spowiedzi - to nie była zmiana na lepsze). To działo się ponad 30 lat temu. I mam tu teologiczny kłopot. P. Magda Jóźwik mówi, że powinniśmy prowadzić ludzi do sakramentów. A ja bym ich chciał prowadzić do tego, co rzeczywiście zmieniło moje życie. Cały czas jestem w katolickiej wspólnocie. Ale ewangelizując ludzi prowadzę ich w stronę oddania życia Jezusowi i nawiązania z Nim osobistej relacji. Oczywiście jest spowiedź i Eucharystia. P. Magdalena w rozmowie na kanale Spiżarnia Wiary mówi, że to kerygmat protestancki. Ale mnie taki przemienił i to działa. Sakramenty tak jak je wtedy przeżywałem - bez żywego doświadczenia Bożej miłości- nie działały. Wiem, teologia mówi, że działały, tylko nie czułem. Ale w moim życiu było coraz gorzej i nic się nie zmieniało. Pozdrawiam serdecznie prowadzących.
I stąd całą dyskusja w Kościele Katolickim! Bo dokonywane są od góry i od dołu zmiany zwane protestantyzacją, a mówi się, że nic się nie zmienia. Tymczasem widać gołym okiem, że KK idzie w stronę inną niż przez wieki. Nie odpowiadając czy to dobrze czy źle należy uznać, że taka zmiana następuje. A na przykład ks. Jarosiewicz ze Szkoły Nowej Ewangelizacji często podpiera się katechizmem, żeby udowodnić, jak bardzo są katoliccy, a nie widzi, że jeżeli to, co on proponuje dzisiaj jest katolickie (może jest), to logicznie rzecz biorąc ostatnie, powiedzmy 1700 lat historii KK, nie był on katolicki. Co do protestantów to jest poważny problem, jak się spojrzy na to co dzisiaj te wspólnoty robią. Odchodzą od Ewangelii bardzo daleko i każdy na swój sposób. Coś jest u protestantów nie tak. Temat bardzo ważny - jak ewangelizować i nie odchodzić od KK, jak to się często dzieje ze wspólnotami charyzmatycznymi i wieloma kapłanami. Z Bogiem!
@@Robert-xz5rr U protestantów szwankuje obraz Boga usprzecznionego wewnętrznie którego głosił Luter, a potem to już było skrawanie sakramentów, ale czy większość katolików wierzy w moc sakramentu? Kościół nie schodzi z drogi, przygarnia do siebie wszystkich, błądzących też, i dobrze robi, bo wszyscy kiedyś zrozumieją pełnię, najdalej po śmierci.
@@Robert-xz5rrOdnośnie ostatnich 1700 lat wyciągnąłeś logiczny związek. Co prawda jest to spore uproszczenie, bo przez te 1700 lat nie wszyscy tacy byli. Nauczanie mamy poprawne od samego początku. Wykoślawiamy je jednak często w teorii oraz praktyce. Jeśli czyjeś nauczanie jest zgodne z Objawieniem, wówczas Pan zawsze poświadcza to swojà pieczęcią. Zawsze.
Miałam podobnie do P. Marka. Lekki powiew. Ale zaczęło się od dojścia do ściany: miałam po ziemski wszystko a byłam pusta i nieszczęśliwa. Na mszach modliłam się: Boże, ratuj. Ponad 2 lata... A potem, raz wolniej, raz szybciej szłam drogą wskazaną i działy i dzieją się cuda 😄
Życie wydać za drugiego czlowieka to stan kulminacyjny przemiany ojcze ,Grzegorzu tak to widze😊 i dziękuję za piękny podkast z nieocenionym doktorem Kitą 😊😊
Patrząc na swoje życie z perspektywy, obecność Boga, Jezusa była zawsze, lecz bardziej jako tło. Myślę, że nauczanie o Bogu, jako sprawiedliwym sędzi blokowało mnie na Jego miłość. Dopiero gdy doszłam do krawędzi swego niepoukładanego życia siedem lat temu zaczęło się moje nawrócenie. I było to jak łagodny przypływ wszechogarniającej miłości, akceptacji siebie i swojego życia, uwalniania z grzechów i wypełnienia pustki, czrnej dziury w sercu. Takie otwarcie na działanie łaski. W tym okresie doświadczyłam bardzo mocno "dotknięcia", spotkania ze Zmartwychwstałym. Pierwszy raz w trakcie Eucharystii. W neokatechumenacie komunia jest przyjmowana na rękę, w postaci połamanego chleba. Przyjmuje się ją, gdy wszyscy otrzymają swoją część. W Eucharystii na zakończenie roku katechetycznego uczestniczy wiele wspólnot. I wtedy jest dłuższa chwila na adorację tego kawalka chleba eucharystycznego. I wtedy poczułam obecność fizyczną, zmysłową. Nie da się tego opisać słowami. Obecność i przekaz. Drugi raz w dniu, kiedy rano dowiedzieliśmy się o wybuchu wojny w Ukrainie. Pamiętam, jak stałam na przystanku czekając na tramwaj. I jak pomyślałam: Boże, co teraz będzie? I znów brak słów na to doświadczenie. To było tak, jakby cały świat był w bańce mydlanej i ta bańka nagle została dotknięta od zewnątrz. I taki wszechogarniający spokój, że Jezus jest tam obecny przy każdym człowieku. Zarówno po stronie ukraińskiej jak i rosyjskiej. Gdy świat wokół mnie pędzi a ja czuję się oderwana, wracam pamięcią do tamtej chwili, kilka głębszych oddechów pozwala mi znaleźć się z powrotem tu i teraz. Nie wiem czy o takie doświadczenie, spotkanie chodziło 😊 Dziękuję za ten dialog, za ten kanał i możliwość osobistej formacji. I czekam niecierpliwie na ciąg dalszy 😊
Tak, dzisiaj była to teologia żywa. Świetnie wyważone proporcje między racjo a nous. Przejście na doświadczenie własne wyzwala głębię, w której można dotknąć prawdy. Prawdy uniwersalnej, chociaż na doświadczeniach jednostkowych opowiedziane. Świetne. Dziękuję .
Ja nie widziałam ani Boga , ani Pana Jezusa Chrystusa , ani Matki Bożej , ani Aniołów ale doświadczyłam dwa razy w życiu nagły przypływ ogromnej miłości i w swym sercu - wielkie poruszenie . Pierwszy raz kiedy miałam ok 20 i parę lat , ale ja się w tedy wystraszyłam że Pan Jezus Chrystus swą miłością pragnie mnie zniewolić i ja tą miłość odrzuciłam , / głupio uczyniłam - ale nie miałam w tedy żadnej wiedzy o Jezusie Chrystusie , jaką mam teraz obecnie- w tam tym czasie miałam tylko tyle ile wyniosłam z religii z podstawówki - poszłam na skargę do Pana Boga do Koscioła / a po raz drugi kiedy miałam ok 46 lat . Ale ten dotyk Boga już był inny - Bóg ożywił moje serce i sumienie , przywrócił mnie do życia - zobaczyłam i doswiadczyłam na sobie we śnie i w realu po przebudzeniu jakie tortury będę znosić , kiedy Pan Bóg mnie do siebie , do swego domu nie zaprosi - a ta torturą nie do wytrzymania jest ogromna tęsknota za Bogiem - tęsknota pomieszana ze strachem , z rozpaczą że Bóg mnie już nie chce przez moje grzechy - można to przyrównać do pękającego serca z bólu . I tak rozpoczeła się moja metanoja , nawrócenie . Otrzymałam dary ; Bojażń Boża - strach że przez moje grzechy nie będę z Bogiem - smutek - depresje , ogromne pragnienie miłosci Bożej - tęsknotę za Bogiem , która dopada mnie mnie kiedy nie karmię się przez dłuższy czas Eucharystią - Po ponad 20 latach kiedy przyjmuję Eucharystie - bo muszę - bo teraz ona jest moim Chlebem , pokarmem na życie - bo kiedy nie przyjmuje to popadam w depresje w ogromny smutek - Po przyjęciu Eucharystii mam wrażenie że Jezus Chrystus jest w mym sercu i mam wrażenie że Bóg jest we mnie i ja jestem w nim , jakby był wszechobecny . Czy ja się modlę - mówię tylko modlitwę która nauczył Pan Jezus Chrystus Apostołów - oraz modlitwę do Matki Bożej - bo jest Ona dla mnie najpotężniejszą Świętą w Niebie ze wszystkich ludzi , bo tylko tyle obecnie pamiętam- i są dla mnie najpiękniejsze. Moja modlitwa jest uboga jak uboga jestem sama. Jednakże wszystkie myśli moje kieruje do Boga , z nim rozmawiam , albo nic nie mówię , mam wrażenie że sama obecność czasami mi wystarcza i mogę to przyrównać do odczucia jakie miałam w dzieciństwie , kiedy byłam na kolanach w ramiona swej matki - poczucie szczęścia , brak leków , nic się w tedy nie mówi . Ostatnio słucham podcast pod tyt; O ustawicznym obcowaniu z Bogiem - Św. Alfons Liguori [Część 2]- i to co dzieje się we mnie , co odczuwam właśnie jest to opisane , powiedziane pięknie prze tegoż Świętego . - ja pod tym podpisuje się . Mam obecnie blisko 70 lat , jestem samotna , wdowa, wiele osób już odeszło mi bliskich , a obecnie trudno mi nawiązywać jakiekolwiek znajomości , mało co wychodzę z domu , mam trudności z pamięcią , z mową - to są skutki starości i przebytych chorób. Pan Jezus Chrystus wypełnia we mnie te pustkę - stworzona przez utratę mi osób bliskich , przez ubóstwo mego życia , myślenia -daje poczucie błogości , spokoju , pozbawia mnie wszelakich leków. Dzięki prelekcjom ks. G. Strzelczyka sama zastanawiałam się co znaczy dla mnie zmartwychwstanie . I doszłam do wniosku ,że nie mam na to tracić czasu, na takie rozmyślanie .Ufam Panu Bogu , bo jak powiedział Pan Jezus Chrystus ,że jest Bóg i tylko Bóg jest dobry a ja Mu wierze , więc uważam że wszystko co od Boga pochodzi , co jest uczynione przez Boga, jest dobre , więc i nie mam o co się martwić , zastanawiać nad tym . Wiem ,że moje zmartwychwstanie i co ono oznacza dla mnie , to wiem że będzie to dobre dla mnie , więc pozostaje mi czekać i tęsknić za realnym spotkaniem te ta te z Bogiem by kiedy przyjdzie czas to pięknie przed Panem Bogiem pokłonić się w pas , i tak wyrazić moją wdzięczność za Boga miłość do nas ludzi , wyrazić wdzięczność za okazaną dobroć Boga dla mnie ,za wszelakie Łaski Boże. Bo czy my ludzie możemy czymkolwiek zadziwić Boga . Pan Jezus Chrystus stał się dla mnie najcenniejszym skarbem , najcenniejszą perła jaką odnalazłam w swym życiu. Ale ostatnio zrozumiałam ,ze tym skarbem mam się dzielić a nie schować Ja w sobie , by nikt mi Ja nie ukradł, by sama nie odeszła . Miłość Boża - Jezus Chrystus jest wolna , nic ją nie krepuje , nie ma granic, jest najpotężniejsza bronią, tarcza Boga , lekarstwem na zło na tym świecie , jest moim życiem , tchnieniem Bożym , jak chce sama to ona jest we mnie i nic ją ze mnie nie wyrzuci, ukradnie , zniszczy , jest jak bumerang zawsze wraca , jak tylko oczyszczę swego ducha , jak pozwolę sobie obmyć nogi Panu Jezusowi Chrystusowi - takie ostanie przyszły do mnie myśli , kiedy rozmyślałam czym jest sakrament pokuty - porównanie sakramentu spowiedzi . Czytam , a właściwie to słucham Słowo Boże - to te ż jest moim pokarmem ale Eucharystia dla mnie jest miłością Boża , miłosierdziem Bożym , która mnie karmi , uzdrawia oczyszcza. Pozdrawiam obu panów . Dlaczego słucham podcastów, , księzy , teologów. Szukam swych braci , siostry w Jezusie Chrystusie - pragnę ich poznać jeszcze za swego życia , szukam w nich śladów wielkiej miłosci Bożej Jezusa Chrystusa. Bo słowa jakie ludzie wypowiadają płyną z serca i to one dają świadectwo o człowieku . Ważne jakie i jak one wypływają z serca człowieka . Mowa ciała też dużo mówi o człowieku . Tylko na tyle mogę obecnie liczyć, ale nie ma jak spotkanie z drugim człowiekiem te ta te . Z Bogiem .
Moje doświadczenie było dość radykalne , zdarzyło się gdy wróciłam do kościoła po dłuższej nieobecności w nim Powrót nie był łatwy. Ja myślę że każdy z nas ma w swoim życiu jakieś doświadczenie Boga , wiary, czasami nie raz. Tylko później pozwalamy sobie o nim zapomnieć gdy w obrębie trudności, szarości życia wspomnienie doświadczenia blednie, czasami wydaje się wręcz nierealne.
Usłyszałam Potężny Głos Boga Magda, przeniknął blok, przeniknął mnie, całą moją istotę, wtedy umarła Magdalena, a zmartwychwstała Magda. To było coś w rodzaju Magda?(Adamie) gdzie jesteś? Magda(Adamie)cóżeś uczyniła?. Bóg rzucił światło na całe moje życie, płakałam bardzo długo, tak mi było wstyd za całe zło jakiego się dopuściłam. W skrócie przeżyłam sąd (rzucenie światła, rozdzielenie dobra od zła), obrzezanie serca, dostałam nowe imię i nowego Ducha. ,,Widziałam" Boga nie widząc. On Jest. Jestem Który Jestem - nie ma słów by Go opisać, jest zachwytem mojej duszy i serca. Jezus jest Miłością, obejmujacą, ogarniającą, otulającą, usprawiedliwiającą . Chwała Jezusowi za każdą sekundę i minutę mojego człowieczeństwa. Pan mój i Bóg mój.
Św Tereska pisała o tym że czasem zazdrościmy św. Augustynowi że mógł przeżyć takie radykalne nawrócenie. W pewnym momencie doszła do Wielkiej wdzięczności że Pan przebaczył jej tak wiele grzechów do których była by zdolna, zanim je popełniła. Ja nigdy bym nie słuchał tego podkastu gdyby nie to że wszedłem kilkanaście lat temu do wspólnoty która powoli i stopniowo odsłania przede mną mój chrzest. Doświadczenie słowa, wspólnoty i sakramentów i skrutinia na wzór tych przedchrzcielnych prowadzą do tej zmiany życia w kościele - będąc kościołem. Szczególnie to widzę patrząc na braci którzy na przestrzeni tych lat naprawdę zmieniają swoje życie. Widzę że jest to też bardzo potrzebne do głoszenia Ewangeli, bo dodaje osobiste świadectwo doświadczenia relacji z Bogiem. Pozdrawiam
Z perspektywy transhunanistycznej jest wiele wspólnego między teologią cielesnego zmartwychwstania a rozowje zaawansowanych technologii i wiedzy o naturze rzeczywistości stąd najpewniej wiara w cielesne zmartwychwstanie będzie przechodziła do domeny rzeczywistości z domeny wiary
Mówicie o tej rewolucji łaski, która miałaby być (i wg teologicznych opisów rzeczywiście jest) zupełnie nowym życiem po chrzcie lub, jeśli mamy to oderwane od doświadczenia chrztu, gdzieś później w drodze świadomego pójścia za Chrystusem. Dzieląc się tak osobiście, mnie rodzi się pytanie czy czasem się jednak, jako chrześcijanie, nie oszukujemy w tym temacie. Ja zwróciłam się świadomie do Jezusa w takim przełomowym momencie będąc gdzieś pod koniec 14 roku życia. Wtedy rzeczywiście wydawało mi się, że wszystko jest nowe, przełom, całkowicie nowe doświadczenie. Dzisiaj raczej ostrożniej interpretuję to jako pewne reakcje raczej psychologiczne na zmiany zachodzące w moim wnętrzu. Oczywiście, była radość, była nadzieja, ale czy to są komponenty jakiegoś nowego życia, czy po prostu naturalny proces zachodzący w życiu „starym”? Czy my musimy tak dualistycznie podchodzić do życia? Ja wiem, to, co mówię, jest wbrew teologii Pawła. Ale czy my musimy tak odcinać tamto „stare” życie od tego „nowego”? Czy to nie jest jedno i to samo życie, przemienione nie tyle o obecność Chrystusa, ile o jej rosnącą świadomość? Patrzę na osoby nieochrzczone, na niechrześcijan, którzy są często absolutnie normalnymi, zdrowymi, szczęśliwymi ludźmi, którym często wcale niczego nie brakuje, a przynajmniej nie w większym stopniu, niż osobom ze społeczności chrześcijańskiej. W mojej drodze z Chrystusem ja nie widzę jakiejś praktycznej rewolucji dla mojego życia. Widzę delikatne ale solidne wsparcie w dobru. Widzę pewne ukierunkowanie mojej perspektywy spojrzenia na świat, interpretowania go, różne doświadczenia czy rzeczy też mają dla mnie inną wartość, niż dla osób z innych światopoglądów. Ja jednak mam wrażenie, że ta relacja z Chrystusem to jest relacja wpływająca na moje życie, centralna dla niego, ale wcale go nie zmieniająca tak bardzo, jak by chciał Paweł. Jestem z Chrystusem, bo Go znam i kocham, bo uważam, że absolutnie warto - bo On jest w całości przepiękny. Ale żeby to jakoś szczególnie zmieniało moje życie, robiło rewolucję, coś ułatwiało, żebym miała takie poczucie, że kiedyś to było zupełnie inne życie, albo że cokolwiek mi się poukładało - absolutnie tego nie mogę powiedzieć. Może jestem niewdzięczna i nie zauważam, kto wie. Ale mam dokładnie te same problemy co moi niewierzący znajomi, tylko odrobinę inne metody radzenia sobie z nimi (co wcale nie znaczy, że jakoś szczególnie skuteczniejsze, po prostu bardziej osadzone w zasobie jakim jest wiara). Przy okazji tego tematu wraca do mnie po raz kolejny pytanie czy chrześcijaństwo w kształcie, jaki obecnie się proponuje, nie jest takim trochę towarem dla nieszczęśliwych. Mówimy o zbawieniu, ocaleniu, nowym życiu, o doświadczeniu łaski. Ale człowiek szczęśliwy i zintegrowany może w ogóle nie mieć potrzeby o tym myśleć. My mu o zbawieniu, a on na to: Ale moment, od czego? Jestem żywy, szczęśliwy, staram się żyć zgodnie z moimi wartościami, nie zawsze mi to wychodzi, ale każda lekcja jest cenna i z każdej wyciągam wnioski. Nie potrzebuję do tego zbawienia, nie potrzebuję łaski, akwizytorom dziękujemy. I co wtedy? Czy współcześnie chrześcijaństwo ma coś do zaoferowania ludziom, których nie da się złapać na haczyk poczucia niewystarczalności? Bo ja mam wrażenie, że my przez tak rozpowszechnioną zwłaszcza w środowiskach ewangelizujących narrację o grzechu i łasce łowimy ludzi o niskiej samoocenie i niskim poczuciu sprawczości. Oferujemy im pocieszenie, ale przez to też odpychamy od Kościoła ludzi zdrowych i mocno stojących na własnych nogach, i przez to też kształtujemy w jakiś sposób rozkład statystyczny tego, jak wygląda skład personalny Kościoła. Ja wolałabym pokazywać ludziom Chrystusa, a co za tym idzie, też prawdziwy kształt człowieczeństwa. Bez odcinania ich od ich dotychczasowego życia, ale z rzucaniem nowego światła - tak, żeby sami zobaczyli, że cudowność i dobro ich dotychczasowego życia zawsze były pełne Boga.
Chrzest dzieci ma uzasadnienie tam, gdzie są rodzice wierzący w żywego Boga i pragnący tą wiarę przekazywać dziecku. Dla mnie samej, ochrzczonej w dzieciństwie, ale przez lata nie żyjącej bogactwem chrztu, niezwykłym przeżyciem było świadome przeżycie Liturgii Paschalnej. Było to krótko przed 40-tką
Jeśli natura jest jednolita wg praw życia fizyki,to znaczy ,że wybuch gwiazdy "betlejemskiej" czy rozbłysk ,ma podobny mechanizm jak wybuch gniewu zbieranego przez lata,Natomiast tajemnicą życia zmartwywstania, jest jak wielki był to potencjał,symbolika mówi o wielkim krzyżu niesionym latami,więc wyobraźmy sobie jaka siła jest uwolniona gdy nagle krzyż i męka zostaje okryta chwałą i ulgą. I jakie panowało zdziwienie ,widzieć kogoś na dnie poniszczonego ,a jutro ujrzeć jakoby lwa w sile życia emanującego jak gwiazda.
Szczęść Boże , myslę że inicjacja chrztu mimo że nie świadoma to jednak dla wielu prawdziwe nawrócenie które przyjdzie potem może mieć moc jak dla apostołów przed i po a jako rodzice chcemy dla dzieci wszystkiego dobrego ( by nie były głodne , by miały ubranie i ciepło , by nie cierpiały itp. ) to jakże fundamentalne nie byłoby pragnie jak najszybciej zanurzyć własną pociechę w Bogu , co do tego momentu to u mnie osobiście zapoczątkował to bunt i obrażenie się na Boga ( może infantylne porównanie , coś na wzór ze sceny Foresta Gumpha , kiedy porucznik Dann na bocianim gnieździe kłóci się z Bogiem ) , możliwe że mimo jako osoba wierząca , kiedyś wieloletni ministrant , pielgrzymki itp . to wtedy dopiero pierwszy raz z serca powiedziałem coś do Boga , choć i tak dziękuję za przekazanie wiary przez rodziców bo może gdybym jej nie miał to nie miałbym do Kogo mojego bólu wykrzyczeć ,a potem to już Bóg pociągnął w Swoją stronę ............ps . bardzo dobra definicja w niektóry sytuacja potrzeby utraty wiary jako utraty tlenu
„Nie poszedł do Piłata, nie poszedł do Kajfasza, bo po co?” - chciałbym posłuchać o tym więcej. Bo niby po co, ale… co by było jakby poszedł do Piłata. Albo do Sanhedrynu…
A czy ta transcendencja nie może już tu z nami być - trochę jak czarna materia. Tzn że jest coś co dopiero odkryjemy, co nie przychodzi z zewnątrz ale jest stale obecne. Mocno trzymamy się przetworzenia a może ono nie jest potrzebne, może ten proces - jakikolwiek jest (w sensie fizycznym- naukowym, postrzegalnym dla nas) jest obecny. Czyli nie ma transcendencji rozumianiej jako coś różnego od rzeczywistosci, ale jest już obecna (w tych kwarkach z przykładem Nowosielskiego) w nas- w stworzeniu boskość (w sensie obecność Boga)?
Jeżeli chodzi o radykalne doświadczenie Jezusa przed i po, to nie moge się zgodzić z teorią, że my tego nie mamy. Mając 42 lata po kursie "Nowe życie" mam doświadczenie Jezusa i widzę i inni widzą zmianę we mnie po spotkaniu z Jezusem. Przed kursem Jezus był bardziej postacią historyczną i dalekim Bogiem, a po zaczynam żyć Ewangelią! Dziękuję za te podkasty!
Ale to ciągle nie było doświadczenie inicjacji, tylko ponownego nawrócenia po chrzcie i innych sakramentach już przyjętych. Proszę mi wierzyć, jest różnica...
@@grzegorz.strzelczykczy doświadczenie inicjacji to fizyczne odczucie dotyku Pana Jezusa, którego reka dotykała mojego kręgosłupa pomijając brzuch ? Nie wiem czy jasno to opisałam ale to doświadczenie było prawdziwe, Jezus jest tu fizycznie tylko my go nie widzimy. Dynamiki na tym kursie też pomagają w tej inicjacji. Czy Ks.dr Przeżył taki kurs (Nowe życie)?
@@1Martenek Po pierwsze dlatego, że przeżycie czegoś bez celebracji liturgicznej i z jej paschalną celebracją zawsze się będą różnić. Po drugie dlatego, że towarzyszyłem zarówno dorosłym do chrztu, jak dorosłym ochrzczonym w drodze do żywej wiary.
Jestem ciekaw co Ksiadz Grzegorz jako teolog miałby to powiedzenia jeżeli by miał rozpatrzyć Jezusa Chrystusa jako ucieleśnienie naszego ludzkiego duchowego potencjału rozumianego jako ruclips.net/video/Xznm2wRkuJQ/видео.htmlsi=IUXuNInjtKU9SQ9F
No właśnie jak to jest? Powiedział Ksiądz "(...) do momentu Wniebowstąpienia jest ciałem do pewnego stopnia z tego świata...". Czyli Jezus wstępując do Nieba "uzyskał" na nowo przymioty Boga, tak? Jest niezmienny, jest WSZECH. Nie "odczuwa" emocji czy np. głodu... Jest jak przed wcieleniem. Dobrze zrozumiałem?
Nie zupełnie. Natury nie funkcjonują w tych samych porządkach. Moja wypowiedź dotyczyła tego, co mogło się dziać z człowieczeństwem (naturą ludzką Jezusa); natomiast On nigdy boskich przymiotów nie traci/odkłada itd.
@grzegorz.strzelczyk Aha, nie traci... Czyli jest niezmienny i jest "wszystko WSZECH". Jakieś kilka lat temu miałem z tym problem. Tzn. wkradał mi się do wyobraźni obraz Jezusa, Marii, którzy są w niebie i razem z Bogiem Ojcem (duchem) stanowią szczęśliwą rodzinę. Ale kontemplacja i też filmy Księdza (np. "Bóg: Wszechwiedzący?") pomogły mi porzucić - może wtedy potrzebny - rodzaj takiego myślenia. Dzięki za filmy i dzięki za odpowiedź:)
Z listu papieża Leona I do Flawiana, patriarchy Konstantynopola (449 r.): 3. Przy zachowaniu własności każdej z dwu natur, które połączyły się w jedną osobę, majestat przyjął pokorę, moc - słabość, a wieczność - śmiertelność. Dla spłacenia długu naszej natury, natura nienaruszalna zjednoczyła się z naturą podlegającą cierpieniu, ponieważ wymagało tego nasze uleczenie. Przeto jeden i ten sam „pośrednik Boga i ludzi, człowiek Jezus Chrystus”, mógł umrzeć według jednej [natury] i nie mógł umrzeć według drugiej. W całkowitej i doskonałej naturze prawdziwego człowieka narodził się prawdziwy Bóg, cały w tym, co jest Jego i cały w tym, co jest nasze. «Naszym» nazywamy te właściwości, które Stwórca nadał nam na początku, a które podjął, ponieważ mu-siały zostać naprawione.
Dziękuję za teologię żywą...ta forma zwróciła moją uwagę w trakcie słuchania.
Echo , które zostało we mnie to powiedzenie że koniec świata to będzie a może jest transformacja...
Dużo myśli zrodziło się w głowie ale temat jest tak czasami poza realnością że brakuje mi słów aby to wyrazić.
To co czuję po rozmowie Waszej panowie...to radość i to że to co czasami odczuwam co do więzi z Chrystusem to to że tak można odczuwa,ć i nie jestem w tym odcxuwanoi odosobniona .
Jeszcze eaz dziękuję ❤❤❤
Dziękuję za tę rozmowę.
Mam 66 lat. Doskonale pamiętam swoja I Komunię świętą i często wracam do tego momentu. To był dla mnie moment inicjacji. Łzy płynęły ze wzruszenia. Zerkałam czy inni obok mnie też płaczą. Potem w ciagu mojego życia doświadczyłam wielu cudownych spotkań z Jezusem " na górze Tabor". One mnie niosą w głąb i coraz bardziej pojmuję choć wydaje mi się, że coraz mniej rozumiem. Mam czasem wrażenie, że rosną mi niewidzialne skrzydła, choć stąpam po ziemi w mojej czasem trudnej acz pięknej rzeczywistości.
Wasze podkasty, to głoszenie żywego Jezusa, żywej Wiary. Dziękuję ❤, szczęść Wam Boże 😊
Tak, to była zdecydowanie żywa teologia. Dzięki wielkie!
Po odkryciach fizyki kwantowej jest łatwiej rozumieć lub przyjmować cuda bo zmieniła się nasza świadomość, nie ufamy już temu co widzimy.
Dziękuję, kurcze łapię się na tym, że nie mogę się doczekać kolejnych podcastów " teologii..." 😉🫣
BARDZO DZIĘKUJĘ, TEGO TRZEBA MI BYŁO!
W przeciwieństwie do czasów gdy Pan Bóg "służył" do zalepiania dziur w fizyce, Teraz teologia stawia pytania fizyce, a życie wieczne możliwe jest w świecie z zupełnie innym zestawem praw fizyki którego to zestawu nikt nie próbował wymyślić.
Zostałem ochrzczony jako niemowlę, przyjąłem wszystkie sakramenty (bierzmowanie jako 14-latek), chodziłem do kościoła w niedziele, na nabożeństwa, na religię. Ale dopiero, kiedy świadomie oddałem życie i przyjąłem Jezusa jako Pana i Zbawiciela, naprawdę Go poznałem i moje życie się zmieniło. Wcześniej miałem głoszony kerygmat, przez kilka miesięcy zastanawiałem się, czy w to wejść. Doświadczyłem wylania Ducha Świętego (wcześniej, w czasie bierzmowania nic się nie zmieniło). Do tego momentu nie pamiętam żadnego sakramentu o którym mógłbym powiedzieć, że mnie przemienił (chyba, że negatywne doświadczenia ze spowiedzi - to nie była zmiana na lepsze). To działo się ponad 30 lat temu. I mam tu teologiczny kłopot. P. Magda Jóźwik mówi, że powinniśmy prowadzić ludzi do sakramentów. A ja bym ich chciał prowadzić do tego, co rzeczywiście zmieniło moje życie. Cały czas jestem w katolickiej wspólnocie. Ale ewangelizując ludzi prowadzę ich w stronę oddania życia Jezusowi i nawiązania z Nim osobistej relacji. Oczywiście jest spowiedź i Eucharystia. P. Magdalena w rozmowie na kanale Spiżarnia Wiary mówi, że to kerygmat protestancki. Ale mnie taki przemienił i to działa. Sakramenty tak jak je wtedy przeżywałem - bez żywego doświadczenia Bożej miłości- nie działały. Wiem, teologia mówi, że działały, tylko nie czułem. Ale w moim życiu było coraz gorzej i nic się nie zmieniało. Pozdrawiam serdecznie prowadzących.
I stąd całą dyskusja w Kościele Katolickim! Bo dokonywane są od góry i od dołu zmiany zwane protestantyzacją, a mówi się, że nic się nie zmienia. Tymczasem widać gołym okiem, że KK idzie w stronę inną niż przez wieki. Nie odpowiadając czy to dobrze czy źle należy uznać, że taka zmiana następuje. A na przykład ks. Jarosiewicz ze Szkoły Nowej Ewangelizacji często podpiera się katechizmem, żeby udowodnić, jak bardzo są katoliccy, a nie widzi, że jeżeli to, co on proponuje dzisiaj jest katolickie (może jest), to logicznie rzecz biorąc ostatnie, powiedzmy 1700 lat historii KK, nie był on katolicki.
Co do protestantów to jest poważny problem, jak się spojrzy na to co dzisiaj te wspólnoty robią. Odchodzą od Ewangelii bardzo daleko i każdy na swój sposób. Coś jest u protestantów nie tak.
Temat bardzo ważny - jak ewangelizować i nie odchodzić od KK, jak to się często dzieje ze wspólnotami charyzmatycznymi i wieloma kapłanami.
Z Bogiem!
@@Robert-xz5rr U protestantów szwankuje obraz Boga usprzecznionego wewnętrznie którego głosił Luter, a potem to już było skrawanie sakramentów, ale czy większość katolików wierzy w moc sakramentu?
Kościół nie schodzi z drogi, przygarnia do siebie wszystkich, błądzących też, i dobrze robi, bo wszyscy kiedyś zrozumieją pełnię, najdalej po śmierci.
Mam dokładnie tak samo jak Ty. Włącznie ze zgrzytem po wysłuchaniu p. Magdy.
@@Robert-xz5rrOdnośnie ostatnich 1700 lat wyciągnąłeś logiczny związek. Co prawda jest to spore uproszczenie, bo przez te 1700 lat nie wszyscy tacy byli. Nauczanie mamy poprawne od samego początku. Wykoślawiamy je jednak często w teorii oraz praktyce. Jeśli czyjeś nauczanie jest zgodne z Objawieniem, wówczas Pan zawsze poświadcza to swojà pieczęcią. Zawsze.
Najlepsza para rozmówców na kanale "Teologia z Katowic" Pozdrawiam i proszę częściej😀😀👋👍❤
Pozdrawiam
Jak zawsze dziękuję bardzo.dzieki tym dialogom w mojej głowie wiele spraw układa się i nazywa.latwiej wtedy dzielić się radością wiary ❤
Miałam podobnie do P. Marka. Lekki powiew. Ale zaczęło się od dojścia do ściany: miałam po ziemski wszystko a byłam pusta i nieszczęśliwa. Na mszach modliłam się: Boże, ratuj. Ponad 2 lata... A potem, raz wolniej, raz szybciej szłam drogą wskazaną i działy i dzieją się cuda 😄
Życie wydać za drugiego czlowieka to stan kulminacyjny przemiany ojcze ,Grzegorzu tak to widze😊 i dziękuję za piękny podkast z nieocenionym doktorem Kitą 😊😊
Daję 👍 jeszcze przed obejrzeniem 😉
Dziękujemy pięknie :)
Nie będę gorsza! 👍
Patrząc na swoje życie z perspektywy, obecność Boga, Jezusa była zawsze, lecz bardziej jako tło. Myślę, że nauczanie o Bogu, jako sprawiedliwym sędzi blokowało mnie na Jego miłość. Dopiero gdy doszłam do krawędzi swego niepoukładanego życia siedem lat temu zaczęło się moje nawrócenie. I było to jak łagodny przypływ wszechogarniającej miłości, akceptacji siebie i swojego życia, uwalniania z grzechów i wypełnienia pustki, czrnej dziury w sercu. Takie otwarcie na działanie łaski.
W tym okresie doświadczyłam bardzo mocno "dotknięcia", spotkania ze Zmartwychwstałym. Pierwszy raz w trakcie Eucharystii. W neokatechumenacie komunia jest przyjmowana na rękę, w postaci połamanego chleba. Przyjmuje się ją, gdy wszyscy otrzymają swoją część. W Eucharystii na zakończenie roku katechetycznego uczestniczy wiele wspólnot. I wtedy jest dłuższa chwila na adorację tego kawalka chleba eucharystycznego. I wtedy poczułam obecność fizyczną, zmysłową. Nie da się tego opisać słowami. Obecność i przekaz.
Drugi raz w dniu, kiedy rano dowiedzieliśmy się o wybuchu wojny w Ukrainie. Pamiętam, jak stałam na przystanku czekając na tramwaj. I jak pomyślałam: Boże, co teraz będzie? I znów brak słów na to doświadczenie. To było tak, jakby cały świat był w bańce mydlanej i ta bańka nagle została dotknięta od zewnątrz. I taki wszechogarniający spokój, że Jezus jest tam obecny przy każdym człowieku. Zarówno po stronie ukraińskiej jak i rosyjskiej.
Gdy świat wokół mnie pędzi a ja czuję się oderwana, wracam pamięcią do tamtej chwili, kilka głębszych oddechów pozwala mi znaleźć się z powrotem tu i teraz.
Nie wiem czy o takie doświadczenie, spotkanie chodziło 😊
Dziękuję za ten dialog, za ten kanał i możliwość osobistej formacji. I czekam niecierpliwie na ciąg dalszy 😊
Ja panią rozumiem😊 to jak spojrzenie ukochanego na nie wiem też jak to opisać ale to dokładnie tak jak Pani mówi.😊
Ciekawie się słuchało, ale ja jednak dalej czuję się dobrze w teamie ks. Piotrowskiego,
No nieźle, akurat wczoraj zachłannie wysłuchałem podcast #14, a dziś kontynuacja :) Dziękuję Wam!
MEGA PODKAST❗😇
dzięki :) spotkanie przy kratkach konfesjonału i komunia święta, i tak lecą lata, a te spotkania jakieś takie coraz pełniejsze.
Tak, dzisiaj była to teologia żywa. Świetnie wyważone proporcje między racjo a nous. Przejście na doświadczenie własne wyzwala głębię, w której można dotknąć prawdy. Prawdy uniwersalnej, chociaż na doświadczeniach jednostkowych opowiedziane. Świetne. Dziękuję .
Bardzo dziękuję, czekam na następny odcinek🙂❤❤❤❤❤❤❤
Ja nie widziałam ani Boga , ani Pana Jezusa Chrystusa , ani Matki Bożej , ani Aniołów ale doświadczyłam dwa razy w życiu nagły przypływ ogromnej miłości i w swym sercu - wielkie poruszenie . Pierwszy raz kiedy miałam ok 20 i parę lat , ale ja się w tedy wystraszyłam że Pan Jezus Chrystus swą miłością pragnie mnie zniewolić i ja tą miłość odrzuciłam , / głupio uczyniłam - ale nie miałam w tedy żadnej wiedzy o Jezusie Chrystusie , jaką mam teraz obecnie- w tam tym czasie miałam tylko tyle ile wyniosłam z religii z podstawówki - poszłam na skargę do Pana Boga do Koscioła / a po raz drugi kiedy miałam ok 46 lat . Ale ten dotyk Boga już był inny - Bóg ożywił moje serce i sumienie , przywrócił mnie do życia - zobaczyłam i doswiadczyłam na sobie we śnie i w realu po przebudzeniu jakie tortury będę znosić , kiedy Pan Bóg mnie do siebie , do swego domu nie zaprosi - a ta torturą nie do wytrzymania jest ogromna tęsknota za Bogiem - tęsknota pomieszana ze strachem , z rozpaczą że Bóg mnie już nie chce przez moje grzechy - można to przyrównać do pękającego serca z bólu . I tak rozpoczeła się moja metanoja , nawrócenie . Otrzymałam dary ; Bojażń Boża - strach że przez moje grzechy nie będę z Bogiem - smutek - depresje , ogromne pragnienie miłosci Bożej - tęsknotę za Bogiem , która dopada mnie mnie kiedy nie karmię się przez dłuższy czas Eucharystią - Po ponad 20 latach kiedy przyjmuję Eucharystie - bo muszę - bo teraz ona jest moim Chlebem , pokarmem na życie - bo kiedy nie przyjmuje to popadam w depresje w ogromny smutek - Po przyjęciu Eucharystii mam wrażenie że Jezus Chrystus jest w mym sercu i mam wrażenie że Bóg jest we mnie i ja jestem w nim , jakby był wszechobecny . Czy ja się modlę - mówię tylko modlitwę która nauczył Pan Jezus Chrystus Apostołów - oraz modlitwę do Matki Bożej - bo jest Ona dla mnie najpotężniejszą Świętą w Niebie ze wszystkich ludzi , bo tylko tyle obecnie pamiętam- i są dla mnie najpiękniejsze. Moja modlitwa jest uboga jak uboga jestem sama.
Jednakże wszystkie myśli moje kieruje do Boga , z nim rozmawiam , albo nic nie mówię , mam wrażenie że sama obecność czasami mi wystarcza i mogę to przyrównać do odczucia jakie miałam w dzieciństwie , kiedy byłam na kolanach w ramiona swej matki - poczucie szczęścia , brak leków , nic się w tedy nie mówi . Ostatnio słucham podcast pod tyt; O ustawicznym obcowaniu z Bogiem - Św. Alfons Liguori [Część 2]- i to co dzieje się we mnie , co odczuwam właśnie jest to opisane , powiedziane pięknie prze tegoż Świętego . - ja pod tym podpisuje się .
Mam obecnie blisko 70 lat , jestem samotna , wdowa, wiele osób już odeszło mi bliskich , a obecnie trudno mi nawiązywać jakiekolwiek znajomości , mało co wychodzę z domu , mam trudności z pamięcią , z mową - to są skutki starości i przebytych chorób. Pan Jezus Chrystus wypełnia we mnie te pustkę - stworzona przez utratę mi osób bliskich , przez ubóstwo mego życia , myślenia -daje poczucie błogości , spokoju , pozbawia mnie wszelakich leków. Dzięki prelekcjom ks. G. Strzelczyka sama zastanawiałam się co znaczy dla mnie zmartwychwstanie . I doszłam do wniosku ,że nie mam na to tracić czasu, na takie rozmyślanie .Ufam Panu Bogu , bo jak powiedział Pan Jezus Chrystus ,że jest Bóg i tylko Bóg jest dobry a ja Mu wierze , więc uważam że wszystko co od Boga pochodzi , co jest uczynione przez Boga, jest dobre , więc i nie mam o co się martwić , zastanawiać nad tym . Wiem ,że moje zmartwychwstanie i co ono oznacza dla mnie , to wiem że będzie to dobre dla mnie , więc pozostaje mi czekać i tęsknić za realnym spotkaniem te ta te z Bogiem by kiedy przyjdzie czas to pięknie przed Panem Bogiem pokłonić się w pas , i tak wyrazić moją wdzięczność za Boga miłość do nas ludzi , wyrazić wdzięczność za okazaną dobroć Boga dla mnie ,za wszelakie Łaski Boże. Bo czy my ludzie możemy czymkolwiek zadziwić Boga . Pan Jezus Chrystus stał się dla mnie najcenniejszym skarbem , najcenniejszą perła jaką odnalazłam w swym życiu. Ale ostatnio zrozumiałam ,ze tym skarbem mam się dzielić a nie schować Ja w sobie , by nikt mi Ja nie ukradł, by sama nie odeszła . Miłość Boża - Jezus Chrystus jest wolna , nic ją nie krepuje , nie ma granic, jest najpotężniejsza bronią, tarcza Boga , lekarstwem na zło na tym świecie , jest moim życiem , tchnieniem Bożym , jak chce sama to ona jest we mnie i nic ją ze mnie nie wyrzuci, ukradnie , zniszczy , jest jak bumerang zawsze wraca , jak tylko oczyszczę swego ducha , jak pozwolę sobie obmyć nogi Panu Jezusowi Chrystusowi - takie ostanie przyszły do mnie myśli , kiedy rozmyślałam czym jest sakrament pokuty - porównanie sakramentu spowiedzi . Czytam , a właściwie to słucham Słowo Boże - to te ż jest moim pokarmem ale Eucharystia dla mnie jest miłością Boża , miłosierdziem Bożym , która mnie karmi , uzdrawia oczyszcza. Pozdrawiam obu panów . Dlaczego słucham podcastów, , księzy , teologów. Szukam swych braci , siostry w Jezusie Chrystusie - pragnę ich poznać jeszcze za swego życia , szukam w nich śladów wielkiej miłosci Bożej Jezusa Chrystusa. Bo słowa jakie ludzie wypowiadają płyną z serca i to one dają świadectwo o człowieku . Ważne jakie i jak one wypływają z serca człowieka . Mowa ciała też dużo mówi o człowieku . Tylko na tyle mogę obecnie liczyć, ale nie ma jak spotkanie z drugim człowiekiem te ta te . Z Bogiem .
W sformułowaniu "koniec świata" brakuje mi dopowiedzenia, że to jest "koniec świata, jaki znamy"...😊
Zgadzam się z tobą
Tak jest Miłosne Tsunami , całkowicie miażdżące , powalajace a potem bylam już kimś innym.
Swietny podkast. Proszę bardzo o soteriologii.
Bardzo dziękuję za piękną rozmowę.
Moje doświadczenie było dość radykalne , zdarzyło się gdy wróciłam do kościoła po dłuższej nieobecności w nim Powrót nie był łatwy. Ja myślę że każdy z nas ma w swoim życiu jakieś doświadczenie Boga , wiary, czasami nie raz. Tylko później pozwalamy sobie o nim zapomnieć gdy w obrębie trudności, szarości życia wspomnienie doświadczenia blednie, czasami wydaje się wręcz nierealne.
Usłyszałam Potężny Głos Boga Magda, przeniknął blok, przeniknął mnie, całą moją istotę, wtedy umarła Magdalena, a zmartwychwstała Magda. To było coś w rodzaju Magda?(Adamie) gdzie jesteś? Magda(Adamie)cóżeś uczyniła?. Bóg rzucił światło na całe moje życie, płakałam bardzo długo, tak mi było wstyd za całe zło jakiego się dopuściłam.
W skrócie przeżyłam sąd (rzucenie światła, rozdzielenie dobra od zła), obrzezanie serca, dostałam nowe imię i nowego Ducha.
,,Widziałam" Boga nie widząc.
On Jest.
Jestem Który Jestem - nie ma słów by Go opisać, jest zachwytem mojej duszy i serca. Jezus jest Miłością, obejmujacą, ogarniającą, otulającą, usprawiedliwiającą .
Chwała Jezusowi za każdą sekundę i minutę mojego człowieczeństwa. Pan mój i Bóg mój.
Boska fizyka z całą pewnością różni się od tej ludzkiej którą znamy a z jej prawami zapoznamy się dopiero "po tamtej stronie"
Św Tereska pisała o tym że czasem zazdrościmy św. Augustynowi że mógł przeżyć takie radykalne nawrócenie. W pewnym momencie doszła do Wielkiej wdzięczności że Pan przebaczył jej tak wiele grzechów do których była by zdolna, zanim je popełniła. Ja nigdy bym nie słuchał tego podkastu gdyby nie to że wszedłem kilkanaście lat temu do wspólnoty która powoli i stopniowo odsłania przede mną mój chrzest. Doświadczenie słowa, wspólnoty i sakramentów i skrutinia na wzór tych przedchrzcielnych prowadzą do tej zmiany życia w kościele - będąc kościołem. Szczególnie to widzę patrząc na braci którzy na przestrzeni tych lat naprawdę zmieniają swoje życie. Widzę że jest to też bardzo potrzebne do głoszenia Ewangeli, bo dodaje osobiste świadectwo doświadczenia relacji z Bogiem. Pozdrawiam
Dziękuję za rozmowę. Trochę przeszkadza mi częste,, yhm,, pana Kity, mtórego zresztą b.cenię. 😊
Z perspektywy transhunanistycznej jest wiele wspólnego między teologią cielesnego zmartwychwstania a rozowje zaawansowanych technologii i wiedzy o naturze rzeczywistości stąd najpewniej wiara w cielesne zmartwychwstanie będzie przechodziła do domeny rzeczywistości z domeny wiary
Mówicie o tej rewolucji łaski, która miałaby być (i wg teologicznych opisów rzeczywiście jest) zupełnie nowym życiem po chrzcie lub, jeśli mamy to oderwane od doświadczenia chrztu, gdzieś później w drodze świadomego pójścia za Chrystusem.
Dzieląc się tak osobiście, mnie rodzi się pytanie czy czasem się jednak, jako chrześcijanie, nie oszukujemy w tym temacie. Ja zwróciłam się świadomie do Jezusa w takim przełomowym momencie będąc gdzieś pod koniec 14 roku życia. Wtedy rzeczywiście wydawało mi się, że wszystko jest nowe, przełom, całkowicie nowe doświadczenie. Dzisiaj raczej ostrożniej interpretuję to jako pewne reakcje raczej psychologiczne na zmiany zachodzące w moim wnętrzu. Oczywiście, była radość, była nadzieja, ale czy to są komponenty jakiegoś nowego życia, czy po prostu naturalny proces zachodzący w życiu „starym”? Czy my musimy tak dualistycznie podchodzić do życia? Ja wiem, to, co mówię, jest wbrew teologii Pawła. Ale czy my musimy tak odcinać tamto „stare” życie od tego „nowego”? Czy to nie jest jedno i to samo życie, przemienione nie tyle o obecność Chrystusa, ile o jej rosnącą świadomość? Patrzę na osoby nieochrzczone, na niechrześcijan, którzy są często absolutnie normalnymi, zdrowymi, szczęśliwymi ludźmi, którym często wcale niczego nie brakuje, a przynajmniej nie w większym stopniu, niż osobom ze społeczności chrześcijańskiej. W mojej drodze z Chrystusem ja nie widzę jakiejś praktycznej rewolucji dla mojego życia. Widzę delikatne ale solidne wsparcie w dobru. Widzę pewne ukierunkowanie mojej perspektywy spojrzenia na świat, interpretowania go, różne doświadczenia czy rzeczy też mają dla mnie inną wartość, niż dla osób z innych światopoglądów. Ja jednak mam wrażenie, że ta relacja z Chrystusem to jest relacja wpływająca na moje życie, centralna dla niego, ale wcale go nie zmieniająca tak bardzo, jak by chciał Paweł. Jestem z Chrystusem, bo Go znam i kocham, bo uważam, że absolutnie warto - bo On jest w całości przepiękny. Ale żeby to jakoś szczególnie zmieniało moje życie, robiło rewolucję, coś ułatwiało, żebym miała takie poczucie, że kiedyś to było zupełnie inne życie, albo że cokolwiek mi się poukładało - absolutnie tego nie mogę powiedzieć. Może jestem niewdzięczna i nie zauważam, kto wie. Ale mam dokładnie te same problemy co moi niewierzący znajomi, tylko odrobinę inne metody radzenia sobie z nimi (co wcale nie znaczy, że jakoś szczególnie skuteczniejsze, po prostu bardziej osadzone w zasobie jakim jest wiara).
Przy okazji tego tematu wraca do mnie po raz kolejny pytanie czy chrześcijaństwo w kształcie, jaki obecnie się proponuje, nie jest takim trochę towarem dla nieszczęśliwych. Mówimy o zbawieniu, ocaleniu, nowym życiu, o doświadczeniu łaski. Ale człowiek szczęśliwy i zintegrowany może w ogóle nie mieć potrzeby o tym myśleć. My mu o zbawieniu, a on na to: Ale moment, od czego? Jestem żywy, szczęśliwy, staram się żyć zgodnie z moimi wartościami, nie zawsze mi to wychodzi, ale każda lekcja jest cenna i z każdej wyciągam wnioski. Nie potrzebuję do tego zbawienia, nie potrzebuję łaski, akwizytorom dziękujemy.
I co wtedy? Czy współcześnie chrześcijaństwo ma coś do zaoferowania ludziom, których nie da się złapać na haczyk poczucia niewystarczalności? Bo ja mam wrażenie, że my przez tak rozpowszechnioną zwłaszcza w środowiskach ewangelizujących narrację o grzechu i łasce łowimy ludzi o niskiej samoocenie i niskim poczuciu sprawczości. Oferujemy im pocieszenie, ale przez to też odpychamy od Kościoła ludzi zdrowych i mocno stojących na własnych nogach, i przez to też kształtujemy w jakiś sposób rozkład statystyczny tego, jak wygląda skład personalny Kościoła. Ja wolałabym pokazywać ludziom Chrystusa, a co za tym idzie, też prawdziwy kształt człowieczeństwa. Bez odcinania ich od ich dotychczasowego życia, ale z rzucaniem nowego światła - tak, żeby sami zobaczyli, że cudowność i dobro ich dotychczasowego życia zawsze były pełne Boga.
Chrzest dzieci ma uzasadnienie tam, gdzie są rodzice wierzący w żywego Boga i pragnący tą wiarę przekazywać dziecku. Dla mnie samej, ochrzczonej w dzieciństwie, ale przez lata nie żyjącej bogactwem chrztu, niezwykłym przeżyciem było świadome przeżycie Liturgii Paschalnej. Było to krótko przed 40-tką
Zastanawiam się, dlaczego po śmierci niektórzy zmarli przychodzą się pożegnać z bliskimi. Czy to przechodzi dusza? duch?... bo nie ciało.
👍
Mam małą prośbę, aby pan Marek Kita nie robił ciągle "yhy" 🙂. Dziękuję.
Ja byłam w szoku w katolicyzmie o coś chodzi, że to ma sens. 🤭
🤩
Jeśli natura jest jednolita wg praw życia fizyki,to znaczy ,że wybuch gwiazdy "betlejemskiej" czy rozbłysk ,ma podobny mechanizm jak wybuch gniewu zbieranego przez lata,Natomiast tajemnicą życia zmartwywstania, jest jak wielki był to potencjał,symbolika mówi o wielkim krzyżu niesionym latami,więc wyobraźmy sobie jaka siła jest uwolniona gdy nagle krzyż i męka zostaje okryta chwałą i ulgą. I jakie panowało zdziwienie ,widzieć kogoś na dnie poniszczonego ,a jutro ujrzeć jakoby lwa w sile życia emanującego jak gwiazda.
No to ja też
Szczęść Boże , myslę że inicjacja chrztu mimo że nie świadoma to jednak dla wielu prawdziwe nawrócenie które przyjdzie potem może mieć moc jak dla apostołów przed i po a jako rodzice chcemy dla dzieci wszystkiego dobrego ( by nie były głodne , by miały ubranie i ciepło , by nie cierpiały itp. ) to jakże fundamentalne nie byłoby pragnie jak najszybciej zanurzyć własną pociechę w Bogu , co do tego momentu to u mnie osobiście zapoczątkował to bunt i obrażenie się na Boga ( może infantylne porównanie , coś na wzór ze sceny Foresta Gumpha , kiedy porucznik Dann na bocianim gnieździe kłóci się z Bogiem ) , możliwe że mimo jako osoba wierząca , kiedyś wieloletni ministrant , pielgrzymki itp . to wtedy dopiero pierwszy raz z serca powiedziałem coś do Boga , choć i tak dziękuję za przekazanie wiary przez rodziców bo może gdybym jej nie miał to nie miałbym do Kogo mojego bólu wykrzyczeć ,a potem to już Bóg pociągnął w Swoją stronę ............ps . bardzo dobra definicja w niektóry sytuacja potrzeby utraty wiary jako utraty tlenu
„Nie poszedł do Piłata, nie poszedł do Kajfasza, bo po co?” - chciałbym posłuchać o tym więcej. Bo niby po co, ale… co by było jakby poszedł do Piłata. Albo do Sanhedrynu…
Energia w sensie fizycznym może być tylko w obiektach fizycznych (materii lub promieniowaniu).
A co, ja też!
Ja daję nawet dwie łapki.
A czy ta transcendencja nie może już tu z nami być - trochę jak czarna materia. Tzn że jest coś co dopiero odkryjemy, co nie przychodzi z zewnątrz ale jest stale obecne. Mocno trzymamy się przetworzenia a może ono nie jest potrzebne, może ten proces - jakikolwiek jest (w sensie fizycznym- naukowym, postrzegalnym dla nas) jest obecny. Czyli nie ma transcendencji rozumianiej jako coś różnego od rzeczywistosci, ale jest już obecna (w tych kwarkach z przykładem Nowosielskiego) w nas- w stworzeniu boskość (w sensie obecność Boga)?
Może. Ciemna materia to dobra metafora.
Czad! Dziękuję za każde słowo. Dołączam moje świadectwo ver. Long
ruclips.net/video/wukF0M3luNI/видео.html
Ale dlaczego trudno do przyjecia ?dla mnie to bardzo proste i łatwe do przyjecia.
" to Duch daje Zycie..." komu/czemu ?
Jeżeli chodzi o radykalne doświadczenie Jezusa przed i po, to nie moge się zgodzić z teorią, że my tego nie mamy. Mając 42 lata po kursie "Nowe życie" mam doświadczenie Jezusa i widzę i inni widzą zmianę we mnie po spotkaniu z Jezusem. Przed kursem Jezus był bardziej postacią historyczną i dalekim Bogiem, a po zaczynam żyć Ewangelią! Dziękuję za te podkasty!
Ale to ciągle nie było doświadczenie inicjacji, tylko ponownego nawrócenia po chrzcie i innych sakramentach już przyjętych. Proszę mi wierzyć, jest różnica...
Jana 3:3-8
@@grzegorz.strzelczykczy doświadczenie inicjacji to fizyczne odczucie dotyku Pana Jezusa, którego reka dotykała mojego kręgosłupa pomijając brzuch ? Nie wiem czy jasno to opisałam ale to doświadczenie było prawdziwe, Jezus jest tu fizycznie tylko my go nie widzimy. Dynamiki na tym kursie też pomagają w tej inicjacji. Czy Ks.dr Przeżył taki kurs (Nowe życie)?
Skąd Ksiądz wie, że to różnica?
@@1Martenek Po pierwsze dlatego, że przeżycie czegoś bez celebracji liturgicznej i z jej paschalną celebracją zawsze się będą różnić. Po drugie dlatego, że towarzyszyłem zarówno dorosłym do chrztu, jak dorosłym ochrzczonym w drodze do żywej wiary.
Jestem ciekaw co Ksiadz Grzegorz jako teolog miałby to powiedzenia jeżeli by miał rozpatrzyć Jezusa Chrystusa jako ucieleśnienie naszego ludzkiego duchowego potencjału rozumianego jako ruclips.net/video/Xznm2wRkuJQ/видео.htmlsi=IUXuNInjtKU9SQ9F
No właśnie jak to jest? Powiedział Ksiądz "(...) do momentu Wniebowstąpienia jest ciałem do pewnego stopnia z tego świata...". Czyli Jezus wstępując do Nieba "uzyskał" na nowo przymioty Boga, tak? Jest niezmienny, jest WSZECH. Nie "odczuwa" emocji czy np. głodu... Jest jak przed wcieleniem. Dobrze zrozumiałem?
Nie zupełnie. Natury nie funkcjonują w tych samych porządkach. Moja wypowiedź dotyczyła tego, co mogło się dziać z człowieczeństwem (naturą ludzką Jezusa); natomiast On nigdy boskich przymiotów nie traci/odkłada itd.
@grzegorz.strzelczyk Aha, nie traci... Czyli jest niezmienny i jest "wszystko WSZECH". Jakieś kilka lat temu miałem z tym problem. Tzn. wkradał mi się do wyobraźni obraz Jezusa, Marii, którzy są w niebie i razem z Bogiem Ojcem (duchem) stanowią szczęśliwą rodzinę. Ale kontemplacja i też filmy Księdza (np. "Bóg: Wszechwiedzący?") pomogły mi porzucić - może wtedy potrzebny - rodzaj takiego myślenia. Dzięki za filmy i dzięki za odpowiedź:)
Z listu papieża Leona I do Flawiana, patriarchy Konstantynopola (449 r.):
3. Przy zachowaniu własności każdej z dwu natur, które połączyły się w jedną osobę, majestat przyjął pokorę, moc - słabość, a wieczność - śmiertelność. Dla spłacenia długu naszej natury, natura nienaruszalna zjednoczyła się z naturą podlegającą cierpieniu, ponieważ wymagało tego nasze uleczenie. Przeto jeden i ten sam „pośrednik Boga i ludzi, człowiek Jezus Chrystus”, mógł umrzeć według jednej [natury] i nie mógł umrzeć według drugiej. W całkowitej i doskonałej naturze prawdziwego człowieka narodził się prawdziwy Bóg, cały w tym, co jest Jego i cały w tym, co jest nasze. «Naszym» nazywamy te właściwości, które Stwórca nadał nam na początku, a które podjął, ponieważ mu-siały zostać naprawione.
To brakujące słowo - fascynujące. Ale i tak za słabe
To trochę przypomina rozważania na temat liczby diabłów na łebku szpilki.