Ja jestem rocznik 1973. Najpierw sklejało się modele z plastiku. Była taka serio samolotów, części się wycinało z takiej ramki plastikowe. W komplecie był klej oraz naklejki na samolot. Potem był Mały modelarz. Większość modeli to różne okręty. Najpierw wycinało się wręgi naklejało na tekturę i budowało się szkielet. Szkielet oklejało się poszyciem, potem pokład róźne burty, uzbrojenie. Robiło się maszty z drutu. To była zabawa na długie tygodnie. Ale uczyło zdolności manualne, precyzji.
No, to troubleshooting czas zaczac: Nie miales: starej, bachorow, kredytu, samochodu (ktory sie jebie dla zasady), odpowiedzialnosci w robocie i ludzie jakos instynktownie wiedzieli,kiedy maja sie odpierdolic ;)
@@drTERRRORRR No nie do konca, kredytu nie mam, samochód sie nie je*ie, a "stara" jest mloda. Raczej za dzieciaka po szkole mialem energie a teraz po pracy mam sennosc.
@@geekyprojects1353 No,to jestes zdecydowanie powyzej sredniej :) A tak powaznie: zrob sobie badania i wez za jakies treningi. Chroniczne zmeczenie, to sztandar naszego pokolenia,ale z doswiadczenia wiem,ze moze byc alarmem. Zdrowka,Kolego.
@@drTERRRORRR Dzieki za zyczenia! Wez za treningi? Co drugi dzien progressive overload na silce - swiatek piatek i niedziela. W dni miedzy ciezarami dlugi spacer albo rower. Wiecej nie dam rady 😅
Mnie ojciec zaszczepił tą pasję, która trwa do dziś. Zaczęło się od modelu plastikowego z ZTS Plastyk - RWD-5, potem kleiłem też samoloty z Małego Modelarza a obecnie króluje u mnie plastikowa skala 1:48. Oczywiście tylko lotnictwo, bo mam na jego punkcie bzika. Dziękuję ojcu, że mi zaszczepił tą miłość a autorowi tego filmu za przywrócenie wspomnień.
Zacząłem zabawę z MM chyba w 1963 od czołgu Churchill i robię to do dziś .Mam 70 lat słabe oczy i kłopot z rękami ale ciągle kleję .Pamiętam jak ganialiśmy po kioskach Ruchu żeby kupić MM. Budowałem też modele z Planów Modelarskich i Modelarza ,kupowało się też plany na papierze światło czułym . Kłopoty były też z klejem .Budowa modeli pomogła mi również w pracy .Teraz już tylko modele kartonowe .Pozdrawiam wszystkich modelarzy .
Dzięki modelarzowi masę młodych ludzi uczyło się cierpliwości i sprawności manualnych. Dzisiaj to procentuje. Nalepiłem się trochę modeli jako nastolatek, a dzisiaj potrafię sam wybudować dom 🙂
Odkąd ukazał się odcinek o "Młodym Techniku", czekałem na materiał o czasopismach modelarskich - i doczekałem się, serdecznie dziękuję! Oczywiście też sklejałem! Najpierw modele plastikowe, a potem - to było wejście na wyższy poziom - papierowe. Skończyłem w sumie ponad 5 samolotów, jeden okręt i jeden statek - ten ostatni, radziecki (a jakże!) lodołamacz "Krasin" był moją dumą. Niestety żaden z tych artefaktów nie przetrwał do dziś; syna (dziś już dorosłego) trochę zaraziłem bakcylem sklejania, a i sam przednio się bawiłem, budując razem z nim; ale poprzestaliśmy na modelach plastikowych. Myślę, że po długościach wpisów i ilości osobistych wynurzeń, zorientuje sie Pan, drogi Panie Adamie, jak świetnie trafił Pan z tym filmem! A co do mnie, to po przgodzie z modelarstwem przyszedł czas na fotografię - i trwa on do dziś; kanał Pana Adama odkryłem przez rewelacyjne "Towary Światłoczułe", które polecam z całego serca!
Cieszę się, że trafiłem przypadkowo na ten filmik. Biorąc pod uwagę, że urodziłem się w 1965, a stałem się"maniakiem" "Małego Modelarza" i z tego co pamiętam kleiłem te modele w okresie szkoły podstawowej, to trafiałem na aktualne wydania kupowane w kiosku. Z tego co pamiętam, to w konkretnym kiosku było mało egzemplarzy , gdyż czasami biegałem po innych by trafić nowe czasopismo. Z ciekawości poszukałem w internecie wydanie z krążownikiem Aurora - bo ten pamiętam jak sklejałem i znalazłem wydanie z roku 1971 i 1977. Stawiam, że sklejałem ten z 1977 - miałem wtedy 12 lat. Inne modele , które mi wchodzą do głowy to niszczyciel Grom, zamek królewski, jakiś okręt desantowy kilka samolotów i tak mi się przypomina jakieś auto na gąsienicach. Niestety pamięć zawodzi i wszystkich modeli nie pamiętam. Szkoda, że nie ma gdzieś spisu ze zdjęciami wszystkich wydań, człowiek by sobie wiele przypomniał. Pamiętam, że lubiłem używać kleju Hermol - był lepki i w miarę szybko schnął co było doskonałe przy częściach które musiałem trzymać aż się trzymały same :) Niektóre modele potem lakierowałem. Pamiętam, że po sklejeniu jakiegoś ścigacza obciążyłem go na kadłubie plasteliną i po kilkukrotnym lakierowaniu mogłem wypuścić go na wodę. Miłe wspomnienia... Dzięki za mój powrót do dzieciństwa....🛩
To były najlepsze lata mojego dzieciństwa. Sklejałem zawsze papierowe modele. Plastiki były za łatwe. Jeździłem do kuzyna i on mi dawał po kryjomu przed tatą egzemplarze... Ale zawsze też jeździłem z tatą do sklepu modelarskiego i patrzyłem na wystawy.... To było coś pięknego. Do dzisiaj mam na CD praktycznie każdy numer.... Tylko drukować i sklejać ❤
Wspanialosci. Mam ponad 300 egz Modelarza. W latach 1965-1975 wykonalem ponad 10 modeli z planow w Modelarzu. Skladnica Harcerska byla niezastapionym zrodlem materialow. modelarskich.
Mój tata sklejał i ja po nim też załapałem tę zajawkę. Grunt to dobry klej i brystol. Klisza fotograficzna jako oszklenie kabiny pilota. Zapałki. Co ciekawe, nie jestem specjalnie cierpliwym człowiekiem, ale zawsze uwielbiałem spędzać całe godziny na wycinaniu, klejeniu i tak w kółko. Do tego ciekawa audycja radiowa, no dziś już nie, ale jakiś ciekawy podcast, materiał na yt lub audiobook.
Kiedyś próbowałem skleić model Sołdka, kadłub mi jakoś wyszedł, ale ogólnie to mnie pokonał.Samoloty wychodziły mi troszkę lepiej, były składnice harcerskie, jaskółki, zawody latawcowe na lotnisku w Radawcu czy w Świdniku . To były za dziecka piękne czasy.
Sołdek naprawdę dobrze mi wyszedł, ale po latach i tak skończył w stawie wypełniony saletrą i cukrem, kontrolowana "eksplozja". Radawiec uwielbiałem jako dzieciak choć tylko go zawsze mijałem w drodze do Lublina, zobaczyć samoloty to była atrakcja. I do tej pory mam bilety na Air Show w Świdniku '92
Kapitalny odcinek! ''Małego Modelarza'' sklejałem od dziecka, przez długie lata. Później bardziej zaawansowane projekty, robiło się na modelarni. Niestety numeru z Żeleźniakowem nie miałem, ale za to widziałem oryginał, kilka lat temu w Kijowie. Miejmy nadzieję, że na skutek wojny, nie ulegnie zniszczeniu. Czołg ''Rudy'' 102, widniejący na zdjęciu w ''Modelarzu'' nr 2/142 z 1967 roku, jest wersją T-34/76, a nie T-34/85, która występowała w serialu. Co ciekawe, oba warianty tego czołgu, ukazały się w ''Małym Modelarzu'', robiąc furorę i skłaniając wydawnictwo LOK, do kilkukrotnego wznawiania druku tych planów. Odnośnie tego zdalnie sterowanego samochodu, to jest on w tekście błędnie opisany, jako ''Thumes Minibus''. Prawidłowa nazwa tego modelu, to Ford Thames 400E. Chyba już nigdy nie dowiemy się, czy to autor planów się pomylił, czy też błąd wystąpił w druku. Co do ''TBiU'', to miałem kiedyś dziesiątki egzemplarzy tego czasopisma. Z czasem znakomitą ich większość sprzedałem, żałując później tej decyzji. 😕 Trzeba zaznaczyć, że o ile wartość merytoryczna, broniła się zawsze, to stare numery tego periodyku, wydawane w latach 70-tych i 80-tych, drukowano na paskudnym papierze, co wtedy niestety było standardem. Obrazu nędzy dopełniały ''kolorowe'' grafiki i bardzo słabe reprodukcje zdjęć, co nawet widać w końcówce tego filmu.
12:19 - Złożyłem go szczenięciem będąc. Faktycznie, mnóstwo pracy, ale efekt wynagradzał poświęcone godziny :) Zresztą, co tu dużo mówić. Samo sklejanie to była wspaniała przygoda, nie zapomnę jej nigdy ;)
Oj sentymenty "kiedyś to było". Znaczną część mego dorastania spędziłem na przygodzie z "Małym Modelarzem",najbardziej zaawansowana moja przygoda była z żaglowcem HMS Victoria,wśród wielu pomniejszych był i polski akcent FSO Polonez. Była to niezła wprawka do poważniejszych doświadczeń z modelarstwem lotniczym,kołowym czy modelami pływającymi. A nie były to jedyne moje zainteresowania. Nie mam teraz pojęcia skąd wtedy miałem tyle czasu na to,przecież wtedy doba też miała 24h. Pozdrawiam
To był "Victory" Nelsona nie Victoria, mocno skomplikowany szczególnie takielunek, bloki, drabinki i żagle tez trzeba było robić własnym sumptem. Vittorio Venetto, Rodney były również mocno skomplikowane i bardzo duże. Polonezik przy nich to mały pryszcz. Chyba był pomarańczowy o ile pamiętam i zrobiłem mu Crash Test za pomocą ołowianych ciężarków i kilkumetrowej gumki modelarskiej. Kola odpadły prawie natychmiast a polonezik zamienił się w DeLoreana z drugiej części i chwile później w luźne strzępki kartonu zmieszane z pyłem z ogipsowanej ściany na której dokonał żywota raz, a konkretnie.
Pokoj mialem zawalony modelami z MM oraz wszelkimi kioskowymi plastikami, robilo sie tez latajace-szybowce, spalinowe na uwiezi oraz rakiety, na RC nie bylo kasy a zeby samemu zlozyc uklad brakowalo wowczas umiejetnosci. Wspaniale hobby, nadal czasem sklejam kartona tylko wlasnie czasu brak. Dzieki za dobry material.
Pamiętam swój kartonowy debiut - lotniskowiec HMS Ark Royal. Zbudowałem kadłub, który wymagał jeszcze wyposażenia w nadbudówkę i elementy pokładowe. Nie zdążyłem, bo młodszy brat zabrał go do kąpieli w wannie 🫣
Kilka lat temu ukazało się wznowienie Ark Royala z lepszą kolorystyką, o co autor oryginału, Andrzej Kraśnicki miał żal z powodu naruszenia praw autorskich.
@jakubdabrowski3846 Nie o to chodziło, chodziło o to, że musiałem się upominać o kilkanaście setek złotych, jako autor rysunków, na których oparto nową wersję. Swój model projektowałem wtedy, gdy nikt nawet nie śnił o planach okrętów z Zachodu. Arka zaprojektowałem bazując na równie wielkich co niedokładnych rysunkach, i musiałem wspierać się trudnymi do zdobycia zdjęciami okrętu (o Internecie nikt wtedy nawet nie marzył). Podobnie było np. w przypadku King George V. Ale już np. Dido zrobiłem na podstawie całkiem dobrych angielskich planów, które kupiłem za funty. Zważywszy na ówczesny kurs walut, za plany zapłaciłem mniej więcej połowę wynagrodzenia z MM za model...
Sklejałem małe modelarze w dzieciństwie. Lubialem żaglowce, oraz kolej, której było zbyt mało. Dzięki Modelarzom polubiłem pracę pilnikami, stworzyłem sobie mały warsztat w kąciku mieszkania, w którym zająłem się budową i naprawą modeli kolejowych. Przedewszystkim parowozów. Swoją karierę zawodową rozpocząłem w szkole zawodowej kolejowej. Jako człowiek obeznany z pilnikami, nie miałem problemów z tokarkami, frezarkami, a potem z kuźnia, spawalnia, i odlewnią. Jako jedyny absolwent szkoły, poszlem pracować do parowozowni. Zostałem maszynistą, z obeznanymi pracami przy naprawie i utrzymaniu parowozów. Dziś chętnie dziele się z hobbystami kolejowymi swą wiedzą parowozową.
Również prenumerowałem małego modelarza i sklejałem modele. Ale najlepsze wspomnienia mam z klubu modelarskiego przy spółdzielni mieszkaniowej, gdzie spotykaliśmy się dwa razy w tygodniu i budowaliśmy modele latające. Były wyjazdy na zawody modeli latających, obozy modelarskie. Wszystko za darmo. W 1992 modelarnie zlikwidowano. Zdecydowano, że nie warto inwestować w rozwój młodzieży. Nawet dziś w wolnych chwilach buduję modele, ale widzę ze na lotnisku modeli latają ludzie po 50-tce. Młodym dziś już nic się nie chce. Pamiętam z jakim trudem kluby zdobywały materiały do budowy, silniki, aparatury a mimo to instruktorzy się nie poddawali. Dziś jest wszystko dostępne, mamy wielokanałowe aparatury cyfrowe, silniki elektryczne bezszczotkowe, raj dla modelarzy.....
Nawiązaniem do Twojego komentarza jest słynne i znane każdemu pilotowi rc „pytanie od gapiów”. Mniej więcej do 1991 roku ci odważniejsi kibice, którzy podchodzili do skupionego i wpatrzonego w szybujący model pilota zadawali pytanie: „Czy to trudno tak latać?” A potem, aż do dziś, pierwszym pytaniem, jakie zwykle słyszałem stało się: „Ile to kosztuje?” I co ciekawe, jeśli odpowiesz zgodnie z prawdą, że przy prostej konstrukcji (np. z pianki pod panele podłogowe) i najprostszej aparaturze to dziś dosłownie kilkaset złotych i... dużo wiedzy oraz cierpliwości - zainteresowanie faktycznie spada. :) A modelarnie zlikwidowano, bo przestała działać „piramida lotnicza” współfinansowana w PRL przez wojsko. To był smutny czas. Szkoda było ludzi, pasji i jakieś, jak to się dziś mawia „dobrej energii”, która znikała razem z kolejnymi modelarniami. Trochę udało się potem odbudować... pozdrowienia! rcf
@@rcflyerpl Niestety "czasy" się zmienily . Częty komentarz na youtubie : "nie opłaca się, można kupić " Jednak kupienie to zupełnie co innego niż własnoręczne zrobienie i mało kto o tym wie.
W "najlepszym z ustrojów" brakowało wszystkiego, ale jednego mieliśmy pod dostatkiem: czasu. Nie było internetów, youtubów ani setek rozpraszających kanałów w TV (był jeden, potem dwa, oba czarno-białe, niskiej jak na dzisiejsze standardy rozdzielczości, nadawały w określonych godzinach, często materiały o sukcesach socjalizmu i budowie fabryk, a i to sygnał nie wszędzie docierał). Jeżeli chodzi o czas na budowę modeli z tektury i sklejki, to byliśmy bogaczami w porównaniu z "pokoleniem Minecrafta". (Mały offtop - oprócz papierowych były modele plastikowe, stanowiły przedmiot pożądania, sączony przez składnice harcerskie wąską kroplówką za gierkowskie kredyty, potem pojawiło się, różnej jakości, rodzime naśladownictwo. Fakt, były jeszcze modele NRD-owskie - Wostok z Gagarinem (tylko część orbitująca rakiety) i samoloty, w tym dużo cywilnych, pod koniec pojawiły się dobrej jakości czeskie - około dziesięciu modeli z ich lotnictwa - wszystko trzeba było "upolować" lub zdobyć "spod lady"). Z oferujących nam jako-tako dostępne papier i tekturę oprócz "Małego Modelarza" ze sklejankami i "Modelarza" z rysunkami i wiedzą (bo nie bardzo pasuje tu seria "TBiU", była raczej skierowana do osób o zainteresowaniach techniczno-historycznych, modelarzom oferowała głównie schematy (prze)malowania modeli plastikowych na wersje polskie, niekoniecznie dostępne w zachodnich pudełkach, tylko czym, pytam się, "Humbroli" jak na lekarstwo 😉) trzecim wydawnictwem były "Plany Modelarskie". Ta "gazeta" to była praktycznie rzecz biorąc teczka zawierająca wielkoformatowe rysunki techniczne, tak dokładne, że pozwalające, jak mówiono, na budowę nie tylko modelu, ale i oryginału 😉. Szkoda, że dzisiaj, w dobie ogólnie dostępnych drukarek żadne Ministerstwo Oświaty, Kultury, Dziedzictwa Narodowego czy czegokolwiek, nie pokusi się o publikację w internecie planów modeli charakterystycznych elementów polskiej architektury (i nie tylko) - jak kultowy numer Małego Modelarza z Zamkiem Królewskim (wydany po odbudowie oryginału) chociażby. Coś na wzór witryny Creativepark.canon (dostępnej nie tylko dla posiadaczy drukarek tej firmy). Tak na marginesie widać po dostępnych tam modelach, nie tylko architektury, ale i pojazdów czy nawet zwierząt jak bardzo "żelazna kurtyna" istnieje nadal w mentalności Zachodu (wliczając Japończyków). Z "naszej strony" dostępny jedynie Płac Czerwony w Moskwie. Do dzisiaj...
Zapomniał Pan o dość ważnym czsopiśmie, które do dzisiaj jest często poszukiwane - "Plany modelarskie". Tam były dokładne plany pojazdów na podstawie których można było zrobić bardzo dokładny model.
Mały MM skleiłem samoloty to łatwe ale później fascynowały mnie okręty mój największy model jaki skleiłem to pancernik KING GEORGE V którego kleiłem z 2500 części i przez 6 miesięcy miałem wtedy 15 lat teraz mam 50 a pancernik stoi cały czas i ma nawet obracane wieże i żurawie do wodowania wodnosamolotu Super sprawa !! Polecam KUPUJCIE DZIECIOM MM !!
Wreszcie. Miałem prenumeratę MM i czekałem na comiesięczne odcinki równie niecierpliwie jak na polecony z powołaniem do "wojska" / oczywiście odwrotnie proporcjonalnie/.
Przypomina mi się, jak koledzy z Domu Dziecka zrobili z MM pancernik Patiomkin. Nafaszerowaliśmy go saletrą i zwodowaliśmy na stawiku w pobliskim parku. Został podpalony, aby nacieszyć wzrok płonącym pancernikiem rosyjskim, ale zatonął zbyt szybko, gdyż tak był wyładowany saletrą, że został niemal wciśnięty pod wodę. Ale gejzer ognia był imponujący. Teraz większość z tych środków "piro" a dokładnie mówiąc spożywczych, już nie jest do dostania w zwykłym sklepie. Zostały wycofane: saletra, minia w proszku i tym podobne, których nawet nie powinno się wymieniać z uwagi na algorytmy Youtuba.
Absolutnie nigdy nie udało mi się trafić na "Małego Modelarza" w kiosku. Rozważając czas i uważność, którą temu poświęciłem, mógłbym spokojnie zbudować całą serię modeli kiosków ruchu z pamięci, w dowolnej skali i z uwzględnieniem najdrobnieszych szczegółów. Dziś już wiem, że ówczesny problem można było rozwiązać znacznie prościej, należało po prostu poszukać znajomości u pani sprzedającej (potocznie zwanej "kioskarką"). Dziękuję za materiał i pozdrawiam.
Ja ostatni raz małego modelarza w kiosku widziałem z 15 albo 20 lat temu, ale tak jak kolega wyżej napisał są inne wydawnictwa które można kupić w empiku albo przez sklepy internetowe.
Gdy byłem dzieckiem marzyłem o modelu samochodu RC. Niestety rodzice wybierali tańsze zabawki, na baterie, ładne, solidne ale niestety nie zdalnie sterowane. Po latach sam sprawiłem sobie model helikoptera rc. Dziś żyjemy szybciej, wszystko jest dostępne, gotowy model latający (nie zabawkę) można kupić w przystępnej cenie. My z dzieckiem mamy tradycję, że co roku na kolejny urlop kupujemy coś latającego. Na początku był jakiś prosty samolot do rzucania, potem latawiec, później lepszy latawiec i kolejny większy samolot. A za kilka dni pierwszy model zdalnie sterowany elektrycznego szybowca z pianki. A do urlopu jeszcze 2 miesiące więc pewnie coś latającego jeszcze sobie sprawimy.
Witam .Stare dobre czasy .Jeszcze zostało mi kilka modelarzy z lat 80-tych .Ostatni mój model sklejałem 20-ścia lat temu , niemiecki tygrys .Pozdrawiam i dzięki za filmik.
Wikol na (sztywne) płaszczyzny, Butapren na długie (elastyczne) skleiny a Hermol na detale, plastiki i metale. Co niektórym opary dwóch ostatnich natychmiast przypominają dzieciństwo. Albo późniejsze eksperymenty z rzeczywistością
Sam należałem do takiego klubu. Model Jaskółka też sklejałem. Te modele uczyły jak i co działa, dlaczego samolot lata, oraz wyrabiały zdolności manualne. Potem modele na uwięzi czy sterowane radiem. Z plastikowymi również się bawiłem, ba pomimo moich 50 lat ostatnio dwa modele sklejałem i sam malowałem. Były to modele samochodów Citroen 2CV oraz Dodge Charger 1968 RT. Lubię modelarstwo i szkoda że obecna młodzież nie interesuje się tym. Jak zawsze dobry materiał lubię wracać wspomnieniami do tamtych czasów przy okazji oglądania materiału. Pozdrawiam.
Modelarstwo kartonowe to wybitnie polska specjalność, która wciąż pięknie się rozwija. :) Wszystkie omówione w filmie czasopisma masowo gościły w domu mojego dzieciństwa. :)
Zapewne to przypadek - ale ważny i naprawdę nie do przeoczenia! Uwaga na postać widoczną na pierwszej okładce Modelarza i prezentującą swój (słynny zresztą) zdalnie sterowany model samolotu RWD 5. O, tutaj: ruclips.net/video/wH1tyNc_Eqs/видео.html Na okładce jest mistrz i nestor całego pokolenia modelarzy lotnicznych, nieżyjący już pan Wiesław „Papa” Schier. Praktyk i teoretyk modelarstwa lotniczego, autor kilku świetnych książek z tej dziedziny, jak „MIniaturowe Lotnictwo ” czy „Samoloty w historii i miniaturze”. Jego uniwersalny model prostego, świetnie latającego „Wicherka” doczekał się nie tylko wielu wersji i tysięcy zapewne realizacji - ale jest do dzisiaj upamiętniany cyklicznym spotkaniem pasjonatów modelarstwa! Każdy, kto z przejęciem wertował strony „Miniaturowego Lotnictwa” spotykał tam nie tylko ogromną ilość rzetelnej wiedzy, porad i inżynierskich analiz, ale też humanistyczne, wrażliwie wyrażone spojrzenie na niezwykły fenomen - lotu maszyny cięższej od powietrza. W ostatnich latach życia opublikował świetne i szczegółowe analizy konstrukcyjne „szalanżówek” z wytwórni RWD, których oryginalne plany i rysunki warsztatowe nie przetrwały wojennej zawieruchy. Szukał klucza do prostoty i sprawności tych samolotów. Z wnikliwością detektywa analizował najmniejsze szczegóły zdjęć czy rycin. Na końcu „Miniaturowego Lotnictwa” były duże arkusze planów, oczywiście autorstwa pana Wiesława. Dwa turystyczne samoloty cywilne, sławne z przelotu transatlantyckiego i właśnie z Challenge-owych zwycięstw: RWD 5 oraz RWD 9. Pamiętam moment, kiedy po tygodniach pracy wyważałem mojego RWD 5 po raz pierwszy. Majestatyczny kadłub kołysał się na... obciętej rakietce do badmintona. Chwilę później, choć w wersji wolnolatającej, bo zakup radzieckiej aparatury „Pilot-2” przekraczał możliwości niezrzeszonego samotnika - model poszybował nad łąką... A kto zdziwony, że tym razem piszę ten przydługi komentarz pod filmem pana Adama z pewnym, cóż, wzruszeniem - niech zerknie na mój jutubowy nick. Myślę, że gdyby nie książki „Papy” Schiera, pewnie byłby inny... rcf
Świetny materiał! Tutaj widzę, że niektórym komentującym się coś chyba pomyliło - nie wiem skąd wzięło się przewijające tutaj przeświadczenie, że modelarstwo redukcyjne sobie "gdzieś poszło" i teraz "dzieci to tylko panie te komórki i kompjutory". Przecież modelarstwo ma się bardzo dobrze, jest solidnie osadzoną niszą - zawsze tak będzie.
@@blazej799 Nie było niszą tylko z jednego powodu - bo wybór hobby ograniczał się do ofert magazynów albo jakie zajawki mieli znajomi. Gdyby zamiast tego Małego Modelarza wydawany był magazyn o graniu na harfie to pół miliona Polaków grałoby na harfach.
Pamiętam Małego Modelarza. Chyba raz próbowałem próbowałem coś z tego skleić, ale przy moim braku cierpliwości dałem sobie definitywnie na luz 😁 Pozdrawiam Panie Adamie
Pamiętam jak mi ojciec kolegi powiedział, że nie chodzi o to, żeby szybko skleić i mieć, tylko o to żeby sklejać, robić, powoli i dokładnie, pieścić każdą pojedynczą część. O to właśnie chodzi.
Mam 27 lat i sklejam do dzisiaj! Plastikowe auta cywilne, drewniane szkutnicze. Te drugie od 15 roku życia i krok za krokiem doprowadziło mnie to do budowania instrumentów! Pozdrawiam!
Mój ulubieniec to był lekki krążownik włoski Raimondo Montecuccoli, spłonął podczas bitwy morskiej na kałuży pod domem. Całe podwórko oglądało. Duży model tego okrętu jest w Muzeum Morskim w Wenecji.
Byłem fanem plastikowych modeli te sklejalem jak tylko mogłem kupić. Podchodziłem do MM ale jak wielu pokonał mnie on 😅😂 za mały byłem na takie zabawy, nożyczki i dobre chęci nie wystarczały 😈😈😈 pozdrawiam
Był jeszcze jeden periodyk z serii modelarskiej wydawanej przez LOK - Plany modelarskie, Ukazało się 150 numerów, ostatni w 89 roku. Modelarz tez już umarł, zabiła go "pandemia", ostatni numer w wersji elektronicznej ukazał się 3 lata temu.
Ja również za dzieciaka bawiłem się Małym Modelarzem, chociaż wtedy do efektów podchodziłem jak do zabawek i z tego względu jakby nie patrzeć papier powodował wydawało by się lekki niedosyt w stosunku do modeli plastikowych. Teraz wiem w jak wielkim błędzie byłem. Po latach dopadłam coś zbliżonego ale dalekie od tradycji polskich modeli kartonowych. Model Yamahy R1 drukowany bezpośrednio z oficjalnej strony. Wersja super realistic czy jakoś tak. Skala 1:5 lub zbliżona. Dobrych ponad 50 arkuszy. Po zbudowaniu silnika spotkała mnie porażka i to z górnej półki... Model został usunięty ze strony a ja kretyn nie widziałem nim do tego doszło potrzeby zapisania go sobie na dysku. Nawet trudno mi to skomentować.
Wcale tak łatwo nie było kupić Małego Modelarza. Ja musiałem w kiosku Ruchu założyć teczkę, do której pani odkładała MM. Inaczej nie było szans kupić modelu, chyba, że był mało popularny wtedy jeszcze następnego dnia była możliwość zakupu, ale nie później. Atrakcyjne znikały do południa w dniu dostawy, lub zostały odkładane dla prenumeratorow.
Super sprawa, ja do dzisiaj sklejam z MM, aktualnie sklejam ORP Burza z MM 2022.r.,potem na matę pójdzie Trałowiec bazowy z MM rocznik 1980.pozdrawiam.👍👍👍👍
Pamiętam, że skleiłem pięknego Mustanga.... pamiętam też, że załamałem się po tym, jak go potraktowałem lakierem bezbarwnym co spowodowało wykrzywienie skrzydeł...
Jak już pisałem na karcie społeczność: pamiętam Małego Modelarza, bo wiele razy... widziałem go w kiosku na wystawie. Nigdy modelarstwo mnie nie wciągnęło, ani nie zaciekawiło. Przy Aeroklubie Gdańskim, do którego należałem, była sekcja modelarska, ja wolałem jednak inną. 🪂🛩 Ale komentarz warto zostawić. :)
Na początku były modele papierowe , później plastikowe . I ileż radości bylo jak dostałem lub uzbierałem pieniądze , i biegusiem na zielony rynek na przymorzu w Gdańsku po model . Trochę ich się skleiło 🙂 . Kupowane na rynku , z kiosku , lub harcerskiego zawsze coś znalazłem. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Robilo sie :) mnie tata uczyl zeby wszystko na kleić na karton z pudelka po butach lyb na tekturowe wkladki ktore znajdowaly sie jako usztywnienie koszuli męskiej wyjetej prosto w foli. Ja swoje modele lakierowalem.
Z czasów PRL, sklejanie modeli kartonowych, to było chyba najbardziej dostępne "bieda hobby" dla ludzi, w czasach gdy nie było można nic kupić w sklepie. Składnice Harcerskie były tylko w miastach wojewódzkich. W Katowicach w SH kupiłem model rakiety MIREK 1 chyba, nawet poleciała :) Całe szczęście, że miałem praktyki w dużym zakładzie i mnóstwo złomu elektronicznego na wagę złota do wylutu, tak zostałem elektronikiem.
Jako dzieciak wykonałem M5 Stuarta i Myflowera pokazane na filmie (oraz parę innych). Wtedy rodzice i koledzy patrzyli na mnie jakbym zajmował się jakimiś infantylnymi rzeczami. Dziś jestem pod wrażeniem, że jako 9-10 letni dzieciak sam to ogarnąłem.
Nie da się porównać nas z tamtych lat do dzisiejszych " graczy komputerowych" Ja w wieku 12-13 lat robiłem osobiście remont kapitalny silniki od jawki 50. Rozbierałem silnik na części pierwsze a potem wymiana łożysk, uszczelniaczy, tłoka, pierścieni, okładzin sprzęgła ( takie korkowe były) Tata mnie nauczył a potem już sam. Nie, nie zostałem mechanikiem ale elektronikiem. Dzisiaj większość młodzieży to inwalidzi funkcjonalni. Choć to może nie ich wina....
@@ireneuszpyrak961 Ciekawa historia z tym silnikiem. Dodam tylko, że wspomniane modele robiłem w okolicach 2000 roku. Większość moich kolegów faktycznie wtedy już siedziała sporo przed komputerami albo trochę jeszcze na boisku.
Bardzo fajny odcinek bliski mojemu sercu a więc kartonowymi modelarstwu redukcyjnemu. Dzięki za ten odcinek. Teraz czekam na odcinek poświęconemu modelarstwu redukcyjnemu ale z tworzyw sztucznych. Jako modelarz wychowałem się na tych materach a TBiU były podstawą dokumentacji modelarskiej. Niestety ale w tej serii było sporo pro sowieckiej propagandy :( a nawet błędów merytorycznych gdzie pokazywano np rysunki samolotu Mig-19S w polskich barwach z numerem bocznym „916”, w wersji S, która nigdy w polskim lotnictwie nie latała. Natomiast w zeszycie o samolocie Mi-21 wychwalano jego zalety jaki to on dzielny był podczas wojny w Wietnamie a w rzeczyweistości był to samolot trudny w pilotażu, niewybaczający błędów, kiepsko montowany (trafiały się egzemplarze, w których montaż był tak niechlujny, że pomiędzy połączenia blach technicy mogli wkładać palce) a do tego polskie lotnictwo w toku eksploatacji straciło ich 90 (lub 106) sztuk a indyjskie 400 (!). Pewne kwestie były w tych zeszytach zwyczajnie przemilczane i dopiero na początku lat 90 zaczęto bardziej rzetelne oceny sprzętu produkcji sowieckiej w prasie militarystycznej prezentować.
12:35 Było dokładnie odwrotnie, jak mówi autor tego filmu, to właśnie Modelarz był źródłem planów, według których tworzono modele papierowe dla Małego Modelarza. Początkowo były to plany dość mocno uproszczone, dlatego i modele wykonywane na ich podstawie (wszystko jedno, czy kartonowe, czy z innych materiałów) nie odznaczały się jakąś specjalną szczegółowością. Oczywiście z czasem sytuacja ulegała poprawie. Dzisiaj mamy dostęp do naprawę dokładnych planów (czasem z rysunkami fabrycznymi włącznie), dlatego współczesne opracowania są naprawdę doskonałe i zupełnie nieporównywalne z tymi starymi, z lat PRL.
Procz modeli kolejowych w skali 1:87, czyli Half 0, budowy latających modeli sylwetkowych, redukcyjnch oraz na uwięzi w klasie Combat i Makiet RC ( do których robiło się nadajniki, serwa i odbiorniki z klamorów wyrwnych ze złomu), udzielałem się też 2 modelarstwie okrętowym, rakietowym, lotniczym i balonowym w różnych klasach. Ech, to były dziwne czasy... A potem poszedłem w skalę 1:1. Głównie w motocykle, i ztego dziś żyję w 70%.
Bodaj w 2002 roku dostałem z bratem kilka sztuk jednego numeru z żaglowcem. Brat podjął próbę sklejenia modelu poświęcając dwa czasopisma w razie wpadki. Do podklejenia mieliśmy specjalny papier "brajlowski" o gramaturze pośredniej między tekturą, a zwykłym papierem. Mimo godzin mozolnej pracy i starań rezultat bardziej przypominał spuchniętą tekturową kaszankę, a nie żaglowiec...
To, że prezentowany i opisywany był z reguły sprzęt radziecki nie powinno nikogo dziwić. W końcu w obozie socjalistycznym, to ZSRR był głównym konstruktorem, producentem i dostarczycielem uzbrojenia, więc i o informacje na jego temat było najłatwiej. Tak samo nie powinna dziwić ówczesna narracja polityczna. Mały Modelarz rozchodził się, jak ciepłe bułki i w sumie inna, niż prenumerata, droga kupna nie wchodziła w grę. Co niestety często kończyło się tragicznie, bo listonosze próbując upchnąć w małych skrzynkach czasem dość grube zeszyty, zginali je i łamali. Za najtrudniejszy model, z jakim się spotkałem w tej serii uważam model czołgu T72 ze wszystkimi jego obłościami i łukami, szczególnie wieży. Do tego został on zaprojektowany, jako ruchomy i gąsienice składały się z pojedynczych ogniw. Ogrom roboty... W Modelarzu polowało się z reguły na plany modelarskie, szczególnie dla mnie, modeli latających. Jaskółki i inne dostępne w Składnicy Harcerskiej były trochę za słabe, żeby startować na zawodach. Przyznam, że modelarstwo w starej formie w zasadzie nie dożyło do naszych czasów, a te, dzięki postępowi technicznemu, dały całkowicie nowe narzędzia ułatwiające prace twórcze. Już nie trzeba ręcznie wycinać żeberek, bo to doskonale i dokładniej załatwią wszelkiej maści stoły cnc, czy to laserowe, czy z wrzecionem. Do tego dostępność do materiałów jest na pewno łatwiejsza, niż lata temu. Niemniej Modelarz i tak nie dorastał do pięt radzieckiemu odpowiednikowi, czyli czasopismu Modelist - Konstruktor. Tam, pomijając obowiązkowe artykuły polityczne, były prezentowane cuda, w tym dużo projektów pojazdów, maszyn i urządzeń pełnowymiarowych, służących bezpośrednio człowiekowi, a nie tylko ich modele. Były np plany bardzo ciekawych modeli w układzie latającego skrzydła, czy innych zaawansowanych, ale w zasadzie niewykonalnych w Polsce, bo wymagały np użycia tytanowych elementów. Pamiętam właśnie taki model, gdzie główne belki dźwigara skrzydła były wykonane z tytanowych profili. W Polsce elementy niedostępne. Do tego rynek radziecki produkował całą gamę silników, aparatur sterujących i innych, które w kraju nie były wytwarzane, a tylko czasem dostępne spod lady w Składnicy Harcerskiej. W sieci można odnaleźć pełne archiwa Modelist - Konstruktora.
Panie Adamie, dziękuje za film! Byłoby super, gdyby pan wziął na warsztat również tamtejsze modelarstwo „tartaczne” ;) z tymi fantastycznymi silniczkami spalinowymi i aparaturami z astronomiczną latencją ;)
Witam sam kleję modele kartonowe dużo miałem modeli z Małego Modelarza głównie Okręty z II w.ś. Miałem sklejonych około 80 okrętów z wydawnictw Mały Modelarz, Modelik, GPM , Orlik , ale w 2004 przerzuciłem się na modele wydawnictwa JSC wszystkie w skali 1:400 i skleiłem ich około 70 ( wcześniej kleiłem to skala różna , ścigacze w skali 1:50 , okręty podwodne w skali 1:100, niszczyciele i krążowniki w skali 1:200 a pancerniki i lotniskowce w skali 1:300), ale od 2017 roku zacząłem budować makiety kolejowe i kleję dalej modele kartonowe ale kolej w skali 1:87 👍🛤️💪 Wszystkie okręty rozdałem rodzinie i znajomym Pozdrawiam
Nie wiem jak w Krakowie ale w sporo mniejszym miasteczku na Mazurach w owych latach kupienie (co tam kupienie - upolowanie!) "Małego Modelarza" było nie lada wyczynem i powodem zazdrości kolegów. Taki np. pancernik "Hood" lub samolot "Mosquito" - marzenie... Do kupienia bez problemu był np. egzemplarz zatytułowany: "Samochód Lenina" - jakoś nikt go nie chciał w kolekcji. Długo leżał u mnie podwójny egzemplarz z okrętem "Victory" (ten od Nelsona) ale nigdy nie odważyłem się go skleić odkładając to wyzwanie na święte nigdy. Dużo miałem natomiast numerów "Typy broni..." i było to jak na owe czasy naprawdę świetne i ciekawe wydawnictwo. Czuło się na przykład w opisach i widziało na zdjęciach współczesnej radzieckiej broni niewidzialną rękę cenzury :)
Mały Modelarz - te okładki tak pobudzały wyobraźnię w tamtym czasie pozbawionym smartfonow i komputerów że ciężko było przejść koło kiosku po szkole zupełnie obojętnie. Model żaglowca który skleił mi Tata pożarł psiak. W latach 90-ych próbowałem zmierzyć się z MiGiem-29 (za sprawą okładki 😀), ale przeciwnik okazał się wtedy trudniejszy niż myślałem. Potem udało mi się ogarnąć model czołgu 7Tp, ale też bez zachwytu. W tym samym czasie dużo namiętniej sklejałem już modele plastikowe, z lepszym skutkiem. I tak zostało na wiele lat. Ostatni za sprawą modelu czołgu Cromwella wróciłem do tego hobby po prawie 20 latach. I muszę powiedzieć że JEST MOC. Pamiętam że kiedyś marzyłem o aerografie, na który nie było mnie stać. Dzisiaj jako zupełnie dorosła osoba sprawiłem sobie taką zabawkę. Trzeba przyznać że internet dzisiaj bardzo wspomaga to hobby. Masa materiałów edukacyjnych, przykładów wykonanych modeli z opisem, czy dostęp do chemii modelarskiej. Kiedyś w latach 90ych tego nie było. Prubuje też zainteresować tym hobby 9 letniego siostrzeńca, dlatego właśnie wybrałem model czołgu Cromwell od Tamiya ze sklepu który nagrał całą jego budowę. Przy okazji sam sobie zrobiłem trening z wirtualnym instruktorem. Dzisiaj to już bardzo zanikające hobby, przynajmniej jak patrzę na rownieśnikow siostrzeńca. W tym wieku dzisiaj dzieciaki zakładają już konta społecznościowe, i nie interesują ich raczej jakieś czołgi czy samoloty. Ja w tym wieku pochłaniałem już "Sensacje XX wieku" z Bogusławem Wołoszańskim i namiętnie czytałem "Skrzydlatą Polskę".
W tym ruskim samochodzie pancernym można było zrobić ruchomą wieżę. Szprychy kół robiło się z zapałek. Niestety , kupienie któregokolwiek numeru MM graniczyło z cudem. Matka kolegi pracowała w kiosku. Jeden numer brał on, drugi jego kuzyn a trzeci do wolnej sprzedaży. Na osiedlu były 2 tysiąclatki.
Ostatecznie zbudowałem około trzydziestu modeli. Stuart skutecznie wyleczył mnie z czołgów, Wellington to była przyjemność więc skupiłem się na samolotach. Ze statków najbardziej polubiłem Sołdka. Mam wszystkie lub większość wydań w pdf, córka ma dwa latka, myślę że w tym roku wracam do budowy chociaż jednego modelu z nią, będę miał pomocnika ;). Aha, model Mitsubishi Zero to był mój ulubiony i w wieku lat dwunastu namalowalem obraz olejny (siostra była w plastyku więc miałem dostęp do farb, sztalug itp) oparty na okładce Małego Modelarza, wciąż go mam, od 32 lat :)
Pamiętam pierwszy sklejony MM był to chyba dwupłat Albatros niemiecki duma ze skonczenia modelu niesamowita. Co prawda w latach 90 alternatywa była już spora dla modeli kartonowych(niektore opracowania MM były niesklejalne), natomiast sentyment byl cały czas. Pozdro dla wszystkich którzy zaczynali od MM.
Nawet dzisiaj ma to sens. Modele plastikowe w skalach 1:32 czy 1:28 wciąż sa bardzo drogie a właśnie niskie koszty i imponujące skale były największymi zaletami MM. Dziś można sobie bardzo skomplikowane krzywizny zaprojektować i wydrukować 3D w czasie schnięcia innych elementów zamiast tak jak kiedyś meczenia się z oryginalnymi rozwiązaniami albo szpachlowania, ścierania do wymiarów i malowania na nowo.
Kleiłem modele z Małego Modelarza. Z lat osiemdziesiątych lepiej jednak pamiętam Bajtka, gdzie trzeba było mieć dobre znajomości w kiosku, by coś takiego kupić. Teraz mam Bajtki na gazetowym papierze z lat osiemdziesiątych, ale się ich nie pozbędę.
Też kleiłem, a jakże. Przepięknie wyszły mi makiety Zamku Królewskiego w Warszawie oraz Żurawia Gdańskiego. Niestety, użyty przeze mnie klej był kiepskiej jakości, więc po paru latach spoiny zaczęły puszczać, a zapału do naprawiania już nie miałem.
Świetne przypomnienie. Ale jest jeden (przynajmniej) "Mały modelarz", którego nie da się skleić. A przynajmniej nie bez własnej ingerencji i przeróbek. To transatlantyk "Stefan Batory" z 2008 roku. Skala 1:300 powoduje, że najmniejsze elementy, nieco tylko większe od łebka szpilki nie dadzą się zgiąc bez rozwarstwienia kartonu. Trzeba kombinować z żywicą, albo drukiem na cieńszym papierze.
Uwielbiałem mały modelarz, choć wycięcie niektórych detali to była katorga. Sklejałem modele kartonowe i plastikowe, samoloty i statki a kiedy już się nimi nacieszyłem to wysadzałem petardami:)
Haha! A myślałem, że jestem jedynym, który niszczył te modele w katastroficzny sposób. Też się ludzie wam dziwili "czy nie żal ci go niszczyć" ? Mi nigdy nie było żal ;)
Świetny kanał, mnóstwo pozytywnych emocji, bo dotyczy naszych najtrwalszych dziecięcych, młodzieńczych lat. Wzbudza też refleksje nad czasami, w których było mnóstwo inwencji i dalekosiężnych projektów tylko nie było na nie pieniędzy. Chciałem tylko dodać i podkreślić - ratując modelarską dumę, że modelarz nic nie "modeluje". Modelarze natomiast - dosłownie, robili i robią coś z niczego! Zapałki w skali 1/72 to słupy telegraficzne! Nitka wypruta z rajstop - rewelacyjny naciąg skrzydeł do dwupłatów, puszka po koli z aldika - wyprostowana, wyklepana - rewelacyjne okucia połączeń skrzydło - kadłub lub okapotowania silników, szpilki krawieckie - ich łebki w skali 1/300 - idealne nity okrętowe (po odcięciu pozostała szpilka mogła robić za relingi), klej Cristal i rozpuszczony w nim styropian, lejąc na wodę dawały piękną błonę do pokryć ultralekkich modeli halowych... Prawda jest taka, że parcie modelarzy z lat 80/90 do zdalnego kierowania modelami, ich upór w konstruowaniu aparatur i serwomechanizmów domowymi sposobami, późniejszy rozkwit technologii modelarskich RC, doprowadził do powstania wszechobecnych dronów! Modelarze, to bardzo niedoceniana grupa ludzi z ogromną wiedzą, fantazją i doświadczeniem! W Polsce jest ogromna rzesza inżynierów, którzy zaczynali od modelarstwa. Panie, Panowie, modelarz w domu to skarb! Moja żona kiedyś usłyszała od sprzedawcy w modelarskim (kupowała dla mnie model): Pan sprzedawca - dziwnie się żyje z modelarzem, co? Ale powiem pani, że to fajni ludzi - trzeba ich kochać! Widziała Pani kiedyś w domu tzw. "fachowca"? W moim domu bywa tylko kolega - dekarz (też modelarz) inni nie wchodzą - teren oznaczony :)
Jestem rocznik 67. Aż się rozczuliłem. Moje dzieciństwo i lata młodzieńcze. Parę Małych Modelarzy mam do dziś. Ostatnio nawet zabrałem się za galeon Smok. Modelami, z których byłem najbardziej dumny był Scherman, ORP Błyskawica, Spitfire MK IX, ten "afrykanski" z uciętymi skrzydłami. A wisienką na torcie był (i stoi do dzisiaj) prezentowany tu Cutty Sark, którego wybalastowałem ołowiem z przetopionych żołnierzyków, pociągnąłem lakierem i wodowałem w wannie. Z klasyki tamtego okresu zabrakło mi w filmie, obok TBiU, seri Żółtego Tygrysa.
Za młodu jak taki model trafiłem to się sklejało ,po czasie sam z bloku technicznego taśmy klejącej robiłem modele samochodów za podwozie sklejało się pudełka zapałek😀.Nauczyło mnie to myślenia jak z prostego arkusza wytworzyć coś przestrzennego. Pamiętam jeszcze za młodego modele plastikowe samolotów Rwd 5 bis i samolot łoś. Na sklejało się tego nawet pamiętam zapach kleju z zestawu.
Kolejny wartościowy odcinek Towarzyszu. Serwus!
Ja jestem rocznik 1973. Najpierw sklejało się modele z plastiku. Była taka serio samolotów, części się wycinało z takiej ramki plastikowe. W komplecie był klej oraz naklejki na samolot. Potem był Mały modelarz. Większość modeli to różne okręty. Najpierw wycinało się wręgi naklejało na tekturę i budowało się szkielet. Szkielet oklejało się poszyciem, potem pokład róźne burty, uzbrojenie. Robiło się maszty z drutu. To była zabawa na długie tygodnie. Ale uczyło zdolności manualne, precyzji.
Pamiętam to!
Ogladajac odcinek i wspominajac dawne czasy zastanawiam sie jakim cudem kiedys mialem tyle czasu.
No, to troubleshooting czas zaczac:
Nie miales: starej, bachorow, kredytu, samochodu (ktory sie jebie dla zasady), odpowiedzialnosci w robocie i ludzie jakos instynktownie wiedzieli,kiedy maja sie odpierdolic ;)
@@drTERRRORRR No nie do konca, kredytu nie mam, samochód sie nie je*ie, a "stara" jest mloda. Raczej za dzieciaka po szkole mialem energie a teraz po pracy mam sennosc.
@@geekyprojects1353 No,to jestes zdecydowanie powyzej sredniej :)
A tak powaznie: zrob sobie badania i wez za jakies treningi.
Chroniczne zmeczenie, to sztandar naszego pokolenia,ale z doswiadczenia wiem,ze moze byc alarmem.
Zdrowka,Kolego.
@@drTERRRORRR Dzieki za zyczenia!
Wez za treningi? Co drugi dzien progressive overload na silce - swiatek piatek i niedziela. W dni miedzy ciezarami dlugi spacer albo rower. Wiecej nie dam rady 😅
@@geekyprojects1353 No,to przelacz z 11 na 8 ;) Kiedy przebilem 30, to polapalem sie ze moja regeneracja rozciagnela sie i obecnie trwa dobre x2 :/
Mnie ojciec zaszczepił tą pasję, która trwa do dziś. Zaczęło się od modelu plastikowego z ZTS Plastyk - RWD-5, potem kleiłem też samoloty z Małego Modelarza a obecnie króluje u mnie plastikowa skala 1:48. Oczywiście tylko lotnictwo, bo mam na jego punkcie bzika. Dziękuję ojcu, że mi zaszczepił tą miłość a autorowi tego filmu za przywrócenie wspomnień.
Dokładnie tym modelem od taty zaczęło się też u mnie. SP-AJU Skarżyńskiego. Mieszkam w miejscu gdzie się urodził ten pilot.
Zacząłem zabawę z MM chyba w 1963 od czołgu Churchill i robię to do dziś .Mam 70 lat słabe oczy i kłopot z rękami ale ciągle kleję .Pamiętam jak ganialiśmy po kioskach Ruchu żeby kupić MM. Budowałem też modele z Planów Modelarskich i Modelarza ,kupowało się też plany na papierze światło czułym . Kłopoty były też z klejem .Budowa modeli pomogła mi również w pracy .Teraz już tylko modele kartonowe .Pozdrawiam wszystkich modelarzy .
KOchany! Przywracasz wiarę w tę nędzną egzystencję! Ja mam 64 i tego samego fioła! Dzięki!
@@kazimierzleszczynski6934 =I tak trzymaj ,powodzenia .
Dzięki modelarzowi masę młodych ludzi uczyło się cierpliwości i sprawności manualnych. Dzisiaj to procentuje. Nalepiłem się trochę modeli jako nastolatek, a dzisiaj potrafię sam wybudować dom 🙂
Odkąd ukazał się odcinek o "Młodym Techniku", czekałem na materiał o czasopismach modelarskich - i doczekałem się, serdecznie dziękuję!
Oczywiście też sklejałem! Najpierw modele plastikowe, a potem - to było wejście na wyższy poziom - papierowe. Skończyłem w sumie ponad 5 samolotów, jeden okręt i jeden statek - ten ostatni, radziecki (a jakże!) lodołamacz "Krasin" był moją dumą.
Niestety żaden z tych artefaktów nie przetrwał do dziś; syna (dziś już dorosłego) trochę zaraziłem bakcylem sklejania, a i sam przednio się bawiłem, budując razem z nim; ale poprzestaliśmy na modelach plastikowych.
Myślę, że po długościach wpisów i ilości osobistych wynurzeń, zorientuje sie Pan, drogi Panie Adamie, jak świetnie trafił Pan z tym filmem!
A co do mnie, to po przgodzie z modelarstwem przyszedł czas na fotografię - i trwa on do dziś; kanał Pana Adama odkryłem przez rewelacyjne "Towary Światłoczułe", które polecam z całego serca!
Cieszę się, że trafiłem przypadkowo na ten filmik. Biorąc pod uwagę, że urodziłem się w 1965, a stałem się"maniakiem" "Małego Modelarza" i z tego co pamiętam kleiłem te modele w okresie szkoły podstawowej, to trafiałem na aktualne wydania kupowane w kiosku. Z tego co pamiętam, to w konkretnym kiosku było mało egzemplarzy , gdyż czasami biegałem po innych by trafić nowe czasopismo. Z ciekawości poszukałem w internecie wydanie z krążownikiem Aurora - bo ten pamiętam jak sklejałem i znalazłem wydanie z roku 1971 i 1977. Stawiam, że sklejałem ten z 1977 - miałem wtedy 12 lat. Inne modele , które mi wchodzą do głowy to niszczyciel Grom, zamek królewski, jakiś okręt desantowy kilka samolotów i tak mi się przypomina jakieś auto na gąsienicach.
Niestety pamięć zawodzi i wszystkich modeli nie pamiętam. Szkoda, że nie ma gdzieś spisu ze zdjęciami wszystkich wydań, człowiek by sobie wiele przypomniał.
Pamiętam, że lubiłem używać kleju Hermol - był lepki i w miarę szybko schnął co było doskonałe przy częściach które musiałem trzymać aż się trzymały same :)
Niektóre modele potem lakierowałem. Pamiętam, że po sklejeniu jakiegoś ścigacza obciążyłem go na kadłubie plasteliną i po kilkukrotnym lakierowaniu mogłem wypuścić go na wodę.
Miłe wspomnienia... Dzięki za mój powrót do dzieciństwa....🛩
Zawsze podziwiałem modele Małego Modelarza z uwagi na projektowanie części bez komputera ; ) Pozdrawiam
To były najlepsze lata mojego dzieciństwa. Sklejałem zawsze papierowe modele. Plastiki były za łatwe. Jeździłem do kuzyna i on mi dawał po kryjomu przed tatą egzemplarze... Ale zawsze też jeździłem z tatą do sklepu modelarskiego i patrzyłem na wystawy.... To było coś pięknego. Do dzisiaj mam na CD praktycznie każdy numer.... Tylko drukować i sklejać ❤
О, ММ! Мое детство! Журнал был популярен в СССР. Модели парусников Санта Мария и Виктори хранились у меня очень долго.
Pamiętam jak poświęciłem całe ferie od rana do nocy na sklejenie samochodu Gaz 69m. W ogóle z domu nie wychodziłem 😀
Wspanialosci. Mam ponad 300 egz Modelarza. W latach 1965-1975 wykonalem ponad 10 modeli z planow w Modelarzu. Skladnica Harcerska byla niezastapionym zrodlem materialow. modelarskich.
.To była wspaniała nauka cierpliwości,.Dziekuje
Mój tata sklejał i ja po nim też załapałem tę zajawkę. Grunt to dobry klej i brystol. Klisza fotograficzna jako oszklenie kabiny pilota. Zapałki. Co ciekawe, nie jestem specjalnie cierpliwym człowiekiem, ale zawsze uwielbiałem spędzać całe godziny na wycinaniu, klejeniu i tak w kółko. Do tego ciekawa audycja radiowa, no dziś już nie, ale jakiś ciekawy podcast, materiał na yt lub audiobook.
Kiedyś próbowałem skleić model Sołdka, kadłub mi jakoś wyszedł, ale ogólnie to mnie pokonał.Samoloty wychodziły mi troszkę lepiej, były składnice harcerskie, jaskółki, zawody latawcowe na lotnisku w Radawcu czy w Świdniku . To były za dziecka piękne czasy.
Sołdek naprawdę dobrze mi wyszedł, ale po latach i tak skończył w stawie wypełniony saletrą i cukrem, kontrolowana "eksplozja". Radawiec uwielbiałem jako dzieciak choć tylko go zawsze mijałem w drodze do Lublina, zobaczyć samoloty to była atrakcja. I do tej pory mam bilety na Air Show w Świdniku '92
Kapitalny odcinek! ''Małego Modelarza'' sklejałem od dziecka, przez długie lata. Później bardziej zaawansowane projekty, robiło się na modelarni. Niestety numeru z Żeleźniakowem nie miałem, ale za to widziałem oryginał, kilka lat temu w Kijowie. Miejmy nadzieję, że na skutek wojny, nie ulegnie zniszczeniu. Czołg ''Rudy'' 102, widniejący na zdjęciu w ''Modelarzu'' nr 2/142 z 1967 roku, jest wersją T-34/76, a nie T-34/85, która występowała w serialu. Co ciekawe, oba warianty tego czołgu, ukazały się w ''Małym Modelarzu'', robiąc furorę i skłaniając wydawnictwo LOK, do kilkukrotnego wznawiania druku tych planów. Odnośnie tego zdalnie sterowanego samochodu, to jest on w tekście błędnie opisany, jako ''Thumes Minibus''. Prawidłowa nazwa tego modelu, to Ford Thames 400E. Chyba już nigdy nie dowiemy się, czy to autor planów się pomylił, czy też błąd wystąpił w druku. Co do ''TBiU'', to miałem kiedyś dziesiątki egzemplarzy tego czasopisma. Z czasem znakomitą ich większość sprzedałem, żałując później tej decyzji. 😕 Trzeba zaznaczyć, że o ile wartość merytoryczna, broniła się zawsze, to stare numery tego periodyku, wydawane w latach 70-tych i 80-tych, drukowano na paskudnym papierze, co wtedy niestety było standardem. Obrazu nędzy dopełniały ''kolorowe'' grafiki i bardzo słabe reprodukcje zdjęć, co nawet widać w końcówce tego filmu.
12:19 - Złożyłem go szczenięciem będąc. Faktycznie, mnóstwo pracy, ale efekt wynagradzał poświęcone godziny :) Zresztą, co tu dużo mówić. Samo sklejanie to była wspaniała przygoda, nie zapomnę jej nigdy ;)
😀👍👌 Coś mi się wydaje, że ten odcinek może być prawdziwym przebojem na Twoim kanale! (w sensie jednym z najczęściej oglądanych)
Niekoniecznie, młodzi ludzie zupełnie nie znają tej serii i mogą być tylko lekko zaciekawieni tematyką.
@Ale stare grzyby są zachwycone!
@ Zobaczymy... Trzymam kciuki... 😀
Oj sentymenty "kiedyś to było".
Znaczną część mego dorastania spędziłem na przygodzie z "Małym Modelarzem",najbardziej zaawansowana moja przygoda była z żaglowcem HMS Victoria,wśród wielu pomniejszych był i polski akcent FSO Polonez.
Była to niezła wprawka do poważniejszych doświadczeń z modelarstwem lotniczym,kołowym czy modelami pływającymi.
A nie były to jedyne moje zainteresowania.
Nie mam teraz pojęcia skąd wtedy miałem tyle czasu na to,przecież wtedy doba też miała 24h.
Pozdrawiam
skleiłem galeon wodnik
To był "Victory" Nelsona nie Victoria, mocno skomplikowany szczególnie takielunek, bloki, drabinki i żagle tez trzeba było robić własnym sumptem. Vittorio Venetto, Rodney były również mocno skomplikowane i bardzo duże. Polonezik przy nich to mały pryszcz. Chyba był pomarańczowy o ile pamiętam i zrobiłem mu Crash Test za pomocą ołowianych ciężarków i kilkumetrowej gumki modelarskiej. Kola odpadły prawie natychmiast a polonezik zamienił się w DeLoreana z drugiej części i chwile później w luźne strzępki kartonu zmieszane z pyłem z ogipsowanej ściany na której dokonał żywota raz, a konkretnie.
Pokoj mialem zawalony modelami z MM oraz wszelkimi kioskowymi plastikami, robilo sie tez latajace-szybowce, spalinowe na uwiezi oraz rakiety, na RC nie bylo kasy a zeby samemu zlozyc uklad brakowalo wowczas umiejetnosci.
Wspaniale hobby, nadal czasem sklejam kartona tylko wlasnie czasu brak.
Dzieki za dobry material.
KURRRCZĘ Panie Adamie plus za pomysłowość :) dziękuję i czekam na więcej .
Pamiętam swój kartonowy debiut - lotniskowiec HMS Ark Royal. Zbudowałem kadłub, który wymagał jeszcze wyposażenia w nadbudówkę i elementy pokładowe. Nie zdążyłem, bo młodszy brat zabrał go do kąpieli w wannie 🫣
Kilka lat temu ukazało się wznowienie Ark Royala z lepszą kolorystyką, o co autor oryginału, Andrzej Kraśnicki miał żal z powodu naruszenia praw autorskich.
@jakubdabrowski3846 Nie o to chodziło, chodziło o to, że musiałem się upominać o kilkanaście setek złotych, jako autor rysunków, na których oparto nową wersję.
Swój model projektowałem wtedy, gdy nikt nawet nie śnił o planach okrętów z Zachodu. Arka zaprojektowałem bazując na równie wielkich co niedokładnych rysunkach, i musiałem wspierać się trudnymi do zdobycia zdjęciami okrętu (o Internecie nikt wtedy nawet nie marzył). Podobnie było np. w przypadku King George V. Ale już np. Dido zrobiłem na podstawie całkiem dobrych angielskich planów, które kupiłem za funty. Zważywszy na ówczesny kurs walut, za plany zapłaciłem mniej więcej połowę wynagrodzenia z MM za model...
Nostalgia! A może by tak zrobić zlot takich starych pierdzieli z zabytkowymi kartonami, jeżeli jeszcze jakieś się zachowały 😅👍
Sklejałem małe modelarze w dzieciństwie. Lubialem żaglowce, oraz kolej, której było zbyt mało. Dzięki Modelarzom polubiłem pracę pilnikami, stworzyłem sobie mały warsztat w kąciku mieszkania, w którym zająłem się budową i naprawą modeli kolejowych. Przedewszystkim parowozów. Swoją karierę zawodową rozpocząłem w szkole zawodowej kolejowej. Jako człowiek obeznany z pilnikami, nie miałem problemów z tokarkami, frezarkami, a potem z kuźnia, spawalnia, i odlewnią. Jako jedyny absolwent szkoły, poszlem pracować do parowozowni. Zostałem maszynistą, z obeznanymi pracami przy naprawie i utrzymaniu parowozów. Dziś chętnie dziele się z hobbystami kolejowymi swą wiedzą parowozową.
Jak zawsze świętują odcinek. Dziękujemy
Również prenumerowałem małego modelarza i sklejałem modele. Ale najlepsze wspomnienia mam z klubu modelarskiego przy spółdzielni mieszkaniowej, gdzie spotykaliśmy się dwa razy w tygodniu i budowaliśmy modele latające. Były wyjazdy na zawody modeli latających, obozy modelarskie. Wszystko za darmo. W 1992 modelarnie zlikwidowano. Zdecydowano, że nie warto inwestować w rozwój młodzieży. Nawet dziś w wolnych chwilach buduję modele, ale widzę ze na lotnisku modeli latają ludzie po 50-tce. Młodym dziś już nic się nie chce.
Pamiętam z jakim trudem kluby zdobywały materiały do budowy, silniki, aparatury a mimo to instruktorzy się nie poddawali. Dziś jest wszystko dostępne, mamy wielokanałowe aparatury cyfrowe, silniki elektryczne bezszczotkowe, raj dla modelarzy.....
Nawiązaniem do Twojego komentarza jest słynne i znane każdemu pilotowi rc „pytanie od gapiów”. Mniej więcej do 1991 roku ci odważniejsi kibice, którzy podchodzili do skupionego i wpatrzonego w szybujący model pilota zadawali pytanie:
„Czy to trudno tak latać?”
A potem, aż do dziś, pierwszym pytaniem, jakie zwykle słyszałem stało się:
„Ile to kosztuje?”
I co ciekawe, jeśli odpowiesz zgodnie z prawdą, że przy prostej konstrukcji (np. z pianki pod panele podłogowe) i najprostszej aparaturze to dziś dosłownie kilkaset złotych i... dużo wiedzy oraz cierpliwości - zainteresowanie faktycznie spada. :)
A modelarnie zlikwidowano, bo przestała działać „piramida lotnicza” współfinansowana w PRL przez wojsko. To był smutny czas. Szkoda było ludzi, pasji i jakieś, jak to się dziś mawia „dobrej energii”, która znikała razem z kolejnymi modelarniami. Trochę udało się potem odbudować...
pozdrowienia!
rcf
@@rcflyerpl Niestety "czasy" się zmienily . Częty komentarz na youtubie : "nie opłaca się, można kupić "
Jednak kupienie to zupełnie co innego niż własnoręczne zrobienie i mało kto o tym wie.
W "najlepszym z ustrojów" brakowało wszystkiego, ale jednego mieliśmy pod dostatkiem: czasu. Nie było internetów, youtubów ani setek rozpraszających kanałów w TV (był jeden, potem dwa, oba czarno-białe, niskiej jak na dzisiejsze standardy rozdzielczości, nadawały w określonych godzinach, często materiały o sukcesach socjalizmu i budowie fabryk, a i to sygnał nie wszędzie docierał). Jeżeli chodzi o czas na budowę modeli z tektury i sklejki, to byliśmy bogaczami w porównaniu z "pokoleniem Minecrafta".
(Mały offtop - oprócz papierowych były modele plastikowe, stanowiły przedmiot pożądania, sączony przez składnice harcerskie wąską kroplówką za gierkowskie kredyty, potem pojawiło się, różnej jakości, rodzime naśladownictwo. Fakt, były jeszcze modele NRD-owskie - Wostok z Gagarinem (tylko część orbitująca rakiety) i samoloty, w tym dużo cywilnych, pod koniec pojawiły się dobrej jakości czeskie - około dziesięciu modeli z ich lotnictwa - wszystko trzeba było "upolować" lub zdobyć "spod lady").
Z oferujących nam jako-tako dostępne papier i tekturę oprócz "Małego Modelarza" ze sklejankami i "Modelarza" z rysunkami i wiedzą (bo nie bardzo pasuje tu seria "TBiU", była raczej skierowana do osób o zainteresowaniach techniczno-historycznych, modelarzom oferowała głównie schematy (prze)malowania modeli plastikowych na wersje polskie, niekoniecznie dostępne w zachodnich pudełkach, tylko czym, pytam się, "Humbroli" jak na lekarstwo 😉) trzecim wydawnictwem były "Plany Modelarskie". Ta "gazeta" to była praktycznie rzecz biorąc teczka zawierająca wielkoformatowe rysunki techniczne, tak dokładne, że pozwalające, jak mówiono, na budowę nie tylko modelu, ale i oryginału 😉.
Szkoda, że dzisiaj, w dobie ogólnie dostępnych drukarek żadne Ministerstwo Oświaty, Kultury, Dziedzictwa Narodowego czy czegokolwiek, nie pokusi się o publikację w internecie planów modeli charakterystycznych elementów polskiej architektury (i nie tylko) - jak kultowy numer Małego Modelarza z Zamkiem Królewskim (wydany po odbudowie oryginału) chociażby. Coś na wzór witryny Creativepark.canon (dostępnej nie tylko dla posiadaczy drukarek tej firmy). Tak na marginesie widać po dostępnych tam modelach, nie tylko architektury, ale i pojazdów czy nawet zwierząt jak bardzo "żelazna kurtyna" istnieje nadal w mentalności Zachodu (wliczając Japończyków). Z "naszej strony" dostępny jedynie Płac Czerwony w Moskwie. Do dzisiaj...
Zapomniał Pan o dość ważnym czsopiśmie, które do dzisiaj jest często poszukiwane - "Plany modelarskie". Tam były dokładne plany pojazdów na podstawie których można było zrobić bardzo dokładny model.
Skleiłem ich setki. Wciąż kolekcjonuję i sklejam. 47 lat. Mój pierwszy model to Zawisza Czarny .
Mały MM skleiłem samoloty to łatwe ale później fascynowały mnie okręty mój największy model jaki skleiłem to pancernik KING GEORGE V którego kleiłem z 2500 części i przez 6 miesięcy miałem wtedy 15 lat teraz mam 50 a pancernik stoi cały czas i ma nawet obracane wieże i żurawie do wodowania wodnosamolotu Super sprawa !! Polecam KUPUJCIE DZIECIOM MM !!
Skleilem wszystkie modele ktore widnieja na okladce... piekne czasy👍
Wreszcie. Miałem prenumeratę MM i czekałem na comiesięczne odcinki równie niecierpliwie jak na polecony z powołaniem do "wojska" / oczywiście odwrotnie proporcjonalnie/.
W połowie lat 90-tych zamieniłem Małego Modelarza na Łomżę Jasne Pełne.
Do tego odcinka, to przygotowalem sie z kawa. Az milo powspominac
@Adam Śmiałek Jest obszar do zagospodarowania w kwestii tzw. merchandisingu - Kawa Towarów Modnych ;)
Przypomina mi się, jak koledzy z Domu Dziecka zrobili z MM pancernik Patiomkin. Nafaszerowaliśmy go saletrą i zwodowaliśmy na stawiku w pobliskim parku. Został podpalony, aby nacieszyć wzrok płonącym pancernikiem rosyjskim, ale zatonął zbyt szybko, gdyż tak był wyładowany saletrą, że został niemal wciśnięty pod wodę. Ale gejzer ognia był imponujący.
Teraz większość z tych środków "piro" a dokładnie mówiąc spożywczych, już nie jest do dostania w zwykłym sklepie. Zostały wycofane: saletra, minia w proszku i tym podobne, których nawet nie powinno się wymieniać z uwagi na algorytmy Youtuba.
Debilizm polaków jest ponadczasowy...
Absolutnie nigdy nie udało mi się trafić na "Małego Modelarza" w kiosku. Rozważając czas i uważność, którą temu poświęciłem, mógłbym spokojnie zbudować całą serię modeli kiosków ruchu z pamięci, w dowolnej skali i z uwzględnieniem najdrobnieszych szczegółów. Dziś już wiem, że ówczesny problem można było rozwiązać znacznie prościej, należało po prostu poszukać znajomości u pani sprzedającej (potocznie zwanej "kioskarką"). Dziękuję za materiał i pozdrawiam.
Zapraszam do pierwszego z brzegu empiku.tam aż kapie od konkurencyjnych pism w temacie...
Ja ostatni raz małego modelarza w kiosku widziałem z 15 albo 20 lat temu, ale tak jak kolega wyżej napisał są inne wydawnictwa które można kupić w empiku albo przez sklepy internetowe.
@@maciejqas7515 polecam
Gdy byłem dzieckiem marzyłem o modelu samochodu RC. Niestety rodzice wybierali tańsze zabawki, na baterie, ładne, solidne ale niestety nie zdalnie sterowane. Po latach sam sprawiłem sobie model helikoptera rc.
Dziś żyjemy szybciej, wszystko jest dostępne, gotowy model latający (nie zabawkę) można kupić w przystępnej cenie. My z dzieckiem mamy tradycję, że co roku na kolejny urlop kupujemy coś latającego. Na początku był jakiś prosty samolot do rzucania, potem latawiec, później lepszy latawiec i kolejny większy samolot. A za kilka dni pierwszy model zdalnie sterowany elektrycznego szybowca z pianki. A do urlopu jeszcze 2 miesiące więc pewnie coś latającego jeszcze sobie sprawimy.
Ja w laskach kleiłem modele pod powiększalnikiem jak jeszcze widziałem mój kolega starszy ode mnie do tej pory skleja modele
Witam .Stare dobre czasy .Jeszcze zostało mi kilka modelarzy z lat 80-tych .Ostatni mój model sklejałem 20-ścia lat temu , niemiecki tygrys .Pozdrawiam i dzięki za filmik.
Kiedyś nawet trudno było dostać małego modelarza w kiosku były bazary ale tam były ceny kosmiczne takie to były czasy
Słysząc "Mały Modelarz" od razu myślę "Hermol" i "Butapren" :-D
Hermol spermol. 😜
Wikol na (sztywne) płaszczyzny, Butapren na długie (elastyczne) skleiny a Hermol na detale, plastiki i metale. Co niektórym opary dwóch ostatnich natychmiast przypominają dzieciństwo. Albo późniejsze eksperymenty z rzeczywistością
sklejało się, plusy tamtych czasów, cieszę się, że mam takie wpomnienia, a nie ze smartfonem
Mój pierwszy model to Żuraw Gdański. Drugi - pancernik Rodney. Dzisiaj moje wnuki rozwalają ostatnie modele samolotów i czołgów.
Ha ha tez pamietam sklejenia żurawia gdańskiego tylko ze to było naorawde dawno temu.
Sam należałem do takiego klubu. Model Jaskółka też sklejałem. Te modele uczyły jak i co działa, dlaczego samolot lata, oraz wyrabiały zdolności manualne. Potem modele na uwięzi czy sterowane radiem. Z plastikowymi również się bawiłem, ba pomimo moich 50 lat ostatnio dwa modele sklejałem i sam malowałem. Były to modele samochodów Citroen 2CV oraz Dodge Charger 1968 RT. Lubię modelarstwo i szkoda że obecna młodzież nie interesuje się tym. Jak zawsze dobry materiał lubię wracać wspomnieniami do tamtych czasów przy okazji oglądania materiału. Pozdrawiam.
Modelarstwo kartonowe to wybitnie polska specjalność, która wciąż pięknie się rozwija. :) Wszystkie omówione w filmie czasopisma masowo gościły w domu mojego dzieciństwa. :)
Masz rację, a modele z wydawnictwa Haliński są sprzedawane na całym świecie.
Sklejałem modele z
Małego Modelarza.
Kupowałem także Typy broni i uzbrojenia.
Zapewne to przypadek - ale ważny i naprawdę nie do przeoczenia!
Uwaga na postać widoczną na pierwszej okładce Modelarza i prezentującą swój (słynny zresztą) zdalnie sterowany model samolotu RWD 5.
O, tutaj: ruclips.net/video/wH1tyNc_Eqs/видео.html
Na okładce jest mistrz i nestor całego pokolenia modelarzy lotnicznych, nieżyjący już pan Wiesław „Papa” Schier.
Praktyk i teoretyk modelarstwa lotniczego, autor kilku świetnych książek z tej dziedziny, jak „MIniaturowe Lotnictwo ” czy „Samoloty w historii i miniaturze”. Jego uniwersalny model prostego, świetnie latającego „Wicherka” doczekał się nie tylko wielu wersji i tysięcy zapewne realizacji - ale jest do dzisiaj upamiętniany cyklicznym spotkaniem pasjonatów modelarstwa!
Każdy, kto z przejęciem wertował strony „Miniaturowego Lotnictwa” spotykał tam nie tylko ogromną ilość rzetelnej wiedzy, porad i inżynierskich analiz, ale też humanistyczne, wrażliwie wyrażone spojrzenie na niezwykły fenomen - lotu maszyny cięższej od powietrza.
W ostatnich latach życia opublikował świetne i szczegółowe analizy konstrukcyjne „szalanżówek” z wytwórni RWD, których oryginalne plany i rysunki warsztatowe nie przetrwały wojennej zawieruchy. Szukał klucza do prostoty i sprawności tych samolotów. Z wnikliwością detektywa analizował najmniejsze szczegóły zdjęć czy rycin.
Na końcu „Miniaturowego Lotnictwa” były duże arkusze planów, oczywiście autorstwa pana Wiesława. Dwa turystyczne samoloty cywilne, sławne z przelotu transatlantyckiego i właśnie z Challenge-owych zwycięstw: RWD 5 oraz RWD 9.
Pamiętam moment, kiedy po tygodniach pracy wyważałem mojego RWD 5 po raz pierwszy. Majestatyczny kadłub kołysał się na... obciętej rakietce do badmintona. Chwilę później, choć w wersji wolnolatającej, bo zakup radzieckiej aparatury „Pilot-2” przekraczał możliwości niezrzeszonego samotnika - model poszybował nad łąką...
A kto zdziwony, że tym razem piszę ten przydługi komentarz pod filmem pana Adama z pewnym, cóż, wzruszeniem - niech zerknie na mój jutubowy nick. Myślę, że gdyby nie książki „Papy” Schiera, pewnie byłby inny...
rcf
Świetny materiał!
Tutaj widzę, że niektórym komentującym się coś chyba pomyliło - nie wiem skąd wzięło się przewijające tutaj przeświadczenie, że modelarstwo redukcyjne sobie "gdzieś poszło" i teraz "dzieci to tylko panie te komórki i kompjutory". Przecież modelarstwo ma się bardzo dobrze, jest solidnie osadzoną niszą - zawsze tak będzie.
No właśnie o to chodzi, że kiedyś nie było taką niszą.
@@blazej799 Nie było niszą tylko z jednego powodu - bo wybór hobby ograniczał się do ofert magazynów albo jakie zajawki mieli znajomi. Gdyby zamiast tego Małego Modelarza wydawany był magazyn o graniu na harfie to pół miliona Polaków grałoby na harfach.
@@BlazakoVOfficial zgoda, co w żaden sposób nie przeczy temu co napisałem 😉
@@blazej799 To masz dziwną definicję niszy, no ale ok.
Pamiętam Małego Modelarza. Chyba raz próbowałem próbowałem coś z tego skleić, ale przy moim braku cierpliwości dałem sobie definitywnie na luz 😁 Pozdrawiam Panie Adamie
Kleiło się nawet w modelarni byłem zapisany :) starsi koledzy budowali RC wodnych motorówek lub żaglówek a ja jako małolat kleiłem MM :)
Pamiętam jak mi ojciec kolegi powiedział, że nie chodzi o to, żeby szybko skleić i mieć, tylko o to żeby sklejać, robić, powoli i dokładnie, pieścić każdą pojedynczą część. O to właśnie chodzi.
Sklejam do dzisiaj, Wróciłem do tego w pandemii.
I ja jeszcze czasem coś skleję. Ostatnio zamówiłem sobie Kogę Elbląską.
Mam 27 lat i sklejam do dzisiaj! Plastikowe auta cywilne, drewniane szkutnicze. Te drugie od 15 roku życia i krok za krokiem doprowadziło mnie to do budowania instrumentów! Pozdrawiam!
Mój ulubieniec to był lekki krążownik włoski Raimondo Montecuccoli, spłonął podczas bitwy morskiej na kałuży pod domem. Całe podwórko oglądało. Duży model tego okrętu jest w Muzeum Morskim w Wenecji.
Również sklejałem ten model. Był jeszcze Rodney oraz Vitorio Venetto. Pozdrawiam serdecznie
Byłem fanem plastikowych modeli te sklejalem jak tylko mogłem kupić. Podchodziłem do MM ale jak wielu pokonał mnie on 😅😂 za mały byłem na takie zabawy, nożyczki i dobre chęci nie wystarczały 😈😈😈 pozdrawiam
Był jeszcze jeden periodyk z serii modelarskiej wydawanej przez LOK - Plany modelarskie, Ukazało się 150 numerów, ostatni w 89 roku. Modelarz tez już umarł, zabiła go "pandemia", ostatni numer w wersji elektronicznej ukazał się 3 lata temu.
Ja również za dzieciaka bawiłem się Małym Modelarzem, chociaż wtedy do efektów podchodziłem jak do zabawek i z tego względu jakby nie patrzeć papier powodował wydawało by się lekki niedosyt w stosunku do modeli plastikowych. Teraz wiem w jak wielkim błędzie byłem. Po latach dopadłam coś zbliżonego ale dalekie od tradycji polskich modeli kartonowych. Model Yamahy R1 drukowany bezpośrednio z oficjalnej strony. Wersja super realistic czy jakoś tak. Skala 1:5 lub zbliżona. Dobrych ponad 50 arkuszy. Po zbudowaniu silnika spotkała mnie porażka i to z górnej półki... Model został usunięty ze strony a ja kretyn nie widziałem nim do tego doszło potrzeby zapisania go sobie na dysku. Nawet trudno mi to skomentować.
Su22 miał różne odcienie "błękitu" od spodu. Od fioletu po jasno niebieski. Trzeba było malować 😉
Wcale tak łatwo nie było kupić Małego Modelarza. Ja musiałem w kiosku Ruchu założyć teczkę, do której pani odkładała MM. Inaczej nie było szans kupić modelu, chyba, że był mało popularny wtedy jeszcze następnego dnia była możliwość zakupu, ale nie później. Atrakcyjne znikały do południa w dniu dostawy, lub zostały odkładane dla prenumeratorow.
Super sprawa, ja do dzisiaj sklejam z MM, aktualnie sklejam ORP Burza z MM 2022.r.,potem na matę pójdzie Trałowiec bazowy z MM rocznik 1980.pozdrawiam.👍👍👍👍
Pamiętam, że skleiłem pięknego Mustanga.... pamiętam też, że załamałem się po tym, jak go potraktowałem lakierem bezbarwnym co spowodowało wykrzywienie skrzydeł...
taaa, - to byla trauma! ;)
Jak już pisałem na karcie społeczność: pamiętam Małego Modelarza, bo wiele razy... widziałem go w kiosku na wystawie.
Nigdy modelarstwo mnie nie wciągnęło, ani nie zaciekawiło. Przy Aeroklubie Gdańskim, do którego należałem, była sekcja modelarska, ja wolałem jednak inną. 🪂🛩
Ale komentarz warto zostawić. :)
Na początku były modele papierowe , później plastikowe . I ileż radości bylo jak dostałem lub uzbierałem pieniądze , i biegusiem na zielony rynek na przymorzu w Gdańsku po model . Trochę ich się skleiło 🙂 . Kupowane na rynku , z kiosku , lub harcerskiego zawsze coś znalazłem. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Robilo sie :) mnie tata uczyl zeby wszystko na kleić na karton z pudelka po butach lyb na tekturowe wkladki ktore znajdowaly sie jako usztywnienie koszuli męskiej wyjetej prosto w foli. Ja swoje modele lakierowalem.
Ja pamiętam jak dostałem książkę od ojca " Zrób to sam" Pana Słodowego. No i się zaczeła przygoda w tworzeniu przeróżnych rzeczy. To były czasy.
Z czasów PRL, sklejanie modeli kartonowych, to było chyba najbardziej dostępne "bieda hobby" dla ludzi, w czasach gdy nie było można nic kupić w sklepie. Składnice Harcerskie były tylko w miastach wojewódzkich. W Katowicach w SH kupiłem model rakiety MIREK 1 chyba, nawet poleciała :) Całe szczęście, że miałem praktyki w dużym zakładzie i mnóstwo złomu elektronicznego na wagę złota do wylutu, tak zostałem elektronikiem.
Jako dzieciak wykonałem M5 Stuarta i Myflowera pokazane na filmie (oraz parę innych). Wtedy rodzice i koledzy patrzyli na mnie jakbym zajmował się jakimiś infantylnymi rzeczami. Dziś jestem pod wrażeniem, że jako 9-10 letni dzieciak sam to ogarnąłem.
Nie da się porównać nas z tamtych lat do dzisiejszych " graczy komputerowych" Ja w wieku 12-13 lat robiłem osobiście remont kapitalny silniki od jawki 50. Rozbierałem silnik na części pierwsze a potem wymiana łożysk, uszczelniaczy, tłoka, pierścieni, okładzin sprzęgła ( takie korkowe były) Tata mnie nauczył a potem już sam. Nie, nie zostałem mechanikiem ale elektronikiem. Dzisiaj większość młodzieży to inwalidzi funkcjonalni. Choć to może nie ich wina....
@@ireneuszpyrak961 Ciekawa historia z tym silnikiem. Dodam tylko, że wspomniane modele robiłem w okolicach 2000 roku. Większość moich kolegów faktycznie wtedy już siedziała sporo przed komputerami albo trochę jeszcze na boisku.
Bardzo fajny odcinek bliski mojemu sercu a więc kartonowymi modelarstwu redukcyjnemu. Dzięki za ten odcinek. Teraz czekam na odcinek poświęconemu modelarstwu redukcyjnemu ale z tworzyw sztucznych. Jako modelarz wychowałem się na tych materach a TBiU były podstawą dokumentacji modelarskiej. Niestety ale w tej serii było sporo pro sowieckiej propagandy :( a nawet błędów merytorycznych gdzie pokazywano np rysunki samolotu Mig-19S w polskich barwach z numerem bocznym „916”, w wersji S, która nigdy w polskim lotnictwie nie latała. Natomiast w zeszycie o samolocie Mi-21 wychwalano jego zalety jaki to on dzielny był podczas wojny w Wietnamie a w rzeczyweistości był to samolot trudny w pilotażu, niewybaczający błędów, kiepsko montowany (trafiały się egzemplarze, w których montaż był tak niechlujny, że pomiędzy połączenia blach technicy mogli wkładać palce) a do tego polskie lotnictwo w toku eksploatacji straciło ich 90 (lub 106) sztuk a indyjskie 400 (!). Pewne kwestie były w tych zeszytach zwyczajnie przemilczane i dopiero na początku lat 90 zaczęto bardziej rzetelne oceny sprzętu produkcji sowieckiej w prasie militarystycznej prezentować.
12:35 Było dokładnie odwrotnie, jak mówi autor tego filmu, to właśnie Modelarz był źródłem planów, według których tworzono modele papierowe dla Małego Modelarza. Początkowo były to plany dość mocno uproszczone, dlatego i modele wykonywane na ich podstawie (wszystko jedno, czy kartonowe, czy z innych materiałów) nie odznaczały się jakąś specjalną szczegółowością. Oczywiście z czasem sytuacja ulegała poprawie. Dzisiaj mamy dostęp do naprawę dokładnych planów (czasem z rysunkami fabrycznymi włącznie), dlatego współczesne opracowania są naprawdę doskonałe i zupełnie nieporównywalne z tymi starymi, z lat PRL.
Zanim obejrzę film chciałbym pogratulować kariery telewizyjnej - po raz pierwszy widziałem odcinek Agfa Standard z Panem w roli eksperta. Gratulacje!
Da się gdzieś obejrzeć online?
Fragment jest tu: facebook.com/tv4.czworka/videos/625714089439316
Procz modeli kolejowych w skali 1:87, czyli Half 0, budowy latających modeli sylwetkowych, redukcyjnch oraz na uwięzi w klasie Combat i Makiet RC ( do których robiło się nadajniki, serwa i odbiorniki z klamorów wyrwnych ze złomu), udzielałem się też 2 modelarstwie okrętowym, rakietowym, lotniczym i balonowym w różnych klasach.
Ech, to były dziwne czasy...
A potem poszedłem w skalę 1:1.
Głównie w motocykle, i ztego dziś żyję w 70%.
Bodaj w 2002 roku dostałem z bratem kilka sztuk jednego numeru z żaglowcem. Brat podjął próbę sklejenia modelu poświęcając dwa czasopisma w razie wpadki. Do podklejenia mieliśmy specjalny papier "brajlowski" o gramaturze pośredniej między tekturą, a zwykłym papierem. Mimo godzin mozolnej pracy i starań rezultat bardziej przypominał spuchniętą tekturową kaszankę, a nie żaglowiec...
Oj kleiło się kleiło :) Pozdrawiam
To, że prezentowany i opisywany był z reguły sprzęt radziecki nie powinno nikogo dziwić. W końcu w obozie socjalistycznym, to ZSRR był głównym konstruktorem, producentem i dostarczycielem uzbrojenia, więc i o informacje na jego temat było najłatwiej. Tak samo nie powinna dziwić ówczesna narracja polityczna. Mały Modelarz rozchodził się, jak ciepłe bułki i w sumie inna, niż prenumerata, droga kupna nie wchodziła w grę. Co niestety często kończyło się tragicznie, bo listonosze próbując upchnąć w małych skrzynkach czasem dość grube zeszyty, zginali je i łamali. Za najtrudniejszy model, z jakim się spotkałem w tej serii uważam model czołgu T72 ze wszystkimi jego obłościami i łukami, szczególnie wieży. Do tego został on zaprojektowany, jako ruchomy i gąsienice składały się z pojedynczych ogniw. Ogrom roboty...
W Modelarzu polowało się z reguły na plany modelarskie, szczególnie dla mnie, modeli latających. Jaskółki i inne dostępne w Składnicy Harcerskiej były trochę za słabe, żeby startować na zawodach.
Przyznam, że modelarstwo w starej formie w zasadzie nie dożyło do naszych czasów, a te, dzięki postępowi technicznemu, dały całkowicie nowe narzędzia ułatwiające prace twórcze. Już nie trzeba ręcznie wycinać żeberek, bo to doskonale i dokładniej załatwią wszelkiej maści stoły cnc, czy to laserowe, czy z wrzecionem. Do tego dostępność do materiałów jest na pewno łatwiejsza, niż lata temu.
Niemniej Modelarz i tak nie dorastał do pięt radzieckiemu odpowiednikowi, czyli czasopismu Modelist - Konstruktor. Tam, pomijając obowiązkowe artykuły polityczne, były prezentowane cuda, w tym dużo projektów pojazdów, maszyn i urządzeń pełnowymiarowych, służących bezpośrednio człowiekowi, a nie tylko ich modele. Były np plany bardzo ciekawych modeli w układzie latającego skrzydła, czy innych zaawansowanych, ale w zasadzie niewykonalnych w Polsce, bo wymagały np użycia tytanowych elementów. Pamiętam właśnie taki model, gdzie główne belki dźwigara skrzydła były wykonane z tytanowych profili. W Polsce elementy niedostępne. Do tego rynek radziecki produkował całą gamę silników, aparatur sterujących i innych, które w kraju nie były wytwarzane, a tylko czasem dostępne spod lady w Składnicy Harcerskiej.
W sieci można odnaleźć pełne archiwa Modelist - Konstruktora.
Trudny był też IS2 . Koła na teleskopach I chyba kilkaset ogniw gąsienic .
Panie Adamie, dziękuje za film! Byłoby super, gdyby pan wziął na warsztat również tamtejsze modelarstwo „tartaczne” ;) z tymi fantastycznymi silniczkami spalinowymi i aparaturami z astronomiczną latencją ;)
Witam sam kleję modele kartonowe dużo miałem modeli z Małego Modelarza głównie Okręty z II w.ś.
Miałem sklejonych około 80 okrętów z wydawnictw Mały Modelarz, Modelik, GPM , Orlik , ale w 2004 przerzuciłem się na modele wydawnictwa JSC wszystkie w skali 1:400 i skleiłem ich około 70 ( wcześniej kleiłem to skala różna , ścigacze w skali 1:50 , okręty podwodne w skali 1:100, niszczyciele i krążowniki w skali 1:200 a pancerniki i lotniskowce w skali 1:300), ale od 2017 roku zacząłem budować makiety kolejowe i kleję dalej modele kartonowe ale kolej w skali 1:87 👍🛤️💪 Wszystkie okręty rozdałem rodzinie i znajomym
Pozdrawiam
Mam 30 lat, majac 10 lat sklejałem modele na swietlicy w szkole gdy reszta dzieci bawiła sie zabawkami, mielismy kółko modelarskie w szkole
Ja skleiłem Samolot bombowy Ił-4 z MM 10/1988. Teraz mój synek się nim bawi :D
Nie wiem jak w Krakowie ale w sporo mniejszym miasteczku na Mazurach w owych latach kupienie (co tam kupienie - upolowanie!) "Małego Modelarza" było nie lada wyczynem i powodem zazdrości kolegów. Taki np. pancernik "Hood" lub samolot "Mosquito" - marzenie... Do kupienia bez problemu był np. egzemplarz zatytułowany: "Samochód Lenina" - jakoś nikt go nie chciał w kolekcji. Długo leżał u mnie podwójny egzemplarz z okrętem "Victory" (ten od Nelsona) ale nigdy nie odważyłem się go skleić odkładając to wyzwanie na święte nigdy.
Dużo miałem natomiast numerów "Typy broni..." i było to jak na owe czasy naprawdę świetne i ciekawe wydawnictwo. Czuło się na przykład w opisach i widziało na zdjęciach współczesnej radzieckiej broni niewidzialną rękę cenzury :)
Z Modelarza pamiętam model okrętu gaśniczego z działającymi działkami pianowymi na bazie szamponu lub płynu do mycia naczyń. I to działało
Mały Modelarz - te okładki tak pobudzały wyobraźnię w tamtym czasie pozbawionym smartfonow i komputerów że ciężko było przejść koło kiosku po szkole zupełnie obojętnie.
Model żaglowca który skleił mi Tata pożarł psiak. W latach 90-ych próbowałem zmierzyć się z MiGiem-29 (za sprawą okładki 😀), ale przeciwnik okazał się wtedy trudniejszy niż myślałem. Potem udało mi się ogarnąć model czołgu 7Tp, ale też bez zachwytu. W tym samym czasie dużo namiętniej sklejałem już modele plastikowe, z lepszym skutkiem. I tak zostało na wiele lat.
Ostatni za sprawą modelu czołgu Cromwella wróciłem do tego hobby po prawie 20 latach. I muszę powiedzieć że JEST MOC. Pamiętam że kiedyś marzyłem o aerografie, na który nie było mnie stać. Dzisiaj jako zupełnie dorosła osoba sprawiłem sobie taką zabawkę. Trzeba przyznać że internet dzisiaj bardzo wspomaga to hobby. Masa materiałów edukacyjnych, przykładów wykonanych modeli z opisem, czy dostęp do chemii modelarskiej. Kiedyś w latach 90ych tego nie było.
Prubuje też zainteresować tym hobby 9 letniego siostrzeńca, dlatego właśnie wybrałem model czołgu Cromwell od Tamiya ze sklepu który nagrał całą jego budowę. Przy okazji sam sobie zrobiłem trening z wirtualnym instruktorem.
Dzisiaj to już bardzo zanikające hobby, przynajmniej jak patrzę na rownieśnikow siostrzeńca. W tym wieku dzisiaj dzieciaki zakładają już konta społecznościowe, i nie interesują ich raczej jakieś czołgi czy samoloty. Ja w tym wieku pochłaniałem już "Sensacje XX wieku" z Bogusławem Wołoszańskim i namiętnie czytałem "Skrzydlatą Polskę".
Zanikające hobby?.co ty piszesz człowieku...
@@marekklimkiewicz4616 no napewno nie tak masowe jak w czasie mojej młodości.... człowieku.
Mam praktycznie komplet Małego Modelarza, od 1957 roku do ostatniego wydania. Brakuje mi do całości 3 numerów.
Może chcesz sprzedać?
No to gratulacje! 😉👋👋
Których numerów brakuje? Może uzupełnię. P.S. Dałoby się zrobić PDFy?
@@krzysztofwojciechowski8481 Raczej nie, masz świadomość ile jest wart taki komplet?
@@norwalkconnecticut8724 3/59, 10/59, 4/60, 1/61. Pdf'y mnie nie interesują 🙂
Do dzisiaj szukalem tego knalu! Bardzo Panstwu dziekuje.
Od tego zacząłem przygodę z modelarstwem. Pierwszy dla mnie był nr z 95 roku i model samolotu Sopwith Pup
Lata 80 siąte miałem pronumeratę świetna sprawa bywało że jeden numer był na 2 miasiące Mam jeszcze brytyjski pancernik i kilka samolotów
W tym ruskim samochodzie pancernym można było zrobić ruchomą wieżę. Szprychy kół robiło się z zapałek. Niestety , kupienie któregokolwiek numeru MM graniczyło z cudem. Matka kolegi pracowała w kiosku. Jeden numer brał on, drugi jego kuzyn a trzeci do wolnej sprzedaży. Na osiedlu były 2 tysiąclatki.
Ostatecznie zbudowałem około trzydziestu modeli. Stuart skutecznie wyleczył mnie z czołgów, Wellington to była przyjemność więc skupiłem się na samolotach. Ze statków najbardziej polubiłem Sołdka. Mam wszystkie lub większość wydań w pdf, córka ma dwa latka, myślę że w tym roku wracam do budowy chociaż jednego modelu z nią, będę miał pomocnika ;). Aha, model Mitsubishi Zero to był mój ulubiony i w wieku lat dwunastu namalowalem obraz olejny (siostra była w plastyku więc miałem dostęp do farb, sztalug itp) oparty na okładce Małego Modelarza, wciąż go mam, od 32 lat :)
Fakt, Stuart, ponad setka kosteczek do złożenia gąsienic. Dziś chyba wolałbym w 3D wydrukować.
Okładki krętów malował zazwyczaj A. Werka a smolotów Z. Janik. Większość się znało na pamięć, do tej pory je rozpoznaję.
Pamiętam pierwszy sklejony MM był to chyba dwupłat Albatros niemiecki duma ze skonczenia modelu niesamowita. Co prawda w latach 90 alternatywa była już spora dla modeli kartonowych(niektore opracowania MM były niesklejalne), natomiast sentyment byl cały czas. Pozdro dla wszystkich którzy zaczynali od MM.
Lubiłem samoloty z 1 wojny. Zwłaszcza ten trzyplatowy fokker dziś zwany czerwony baron
Nawet dzisiaj ma to sens. Modele plastikowe w skalach 1:32 czy 1:28 wciąż sa bardzo drogie a właśnie niskie koszty i imponujące skale były największymi zaletami MM. Dziś można sobie bardzo skomplikowane krzywizny zaprojektować i wydrukować 3D w czasie schnięcia innych elementów zamiast tak jak kiedyś meczenia się z oryginalnymi rozwiązaniami albo szpachlowania, ścierania do wymiarów i malowania na nowo.
Kleiłem modele z Małego Modelarza. Z lat osiemdziesiątych lepiej jednak pamiętam Bajtka, gdzie trzeba było mieć dobre znajomości w kiosku, by coś takiego kupić. Teraz mam Bajtki na gazetowym papierze z lat osiemdziesiątych, ale się ich nie pozbędę.
co zacząłem budowac to nie skonczylem bo mnie nie bylo stac na silnik 1,5 cm , takie to były chore czasy...
Też kleiłem, a jakże. Przepięknie wyszły mi makiety Zamku Królewskiego w Warszawie oraz Żurawia Gdańskiego. Niestety, użyty przeze mnie klej był kiepskiej jakości, więc po paru latach spoiny zaczęły puszczać, a zapału do naprawiania już nie miałem.
Z gdańskich budowli zabytkowych to w serii "Małego Modelarza" był chyba jeszcze ratusz 🙂👍
Świetne przypomnienie. Ale jest jeden (przynajmniej) "Mały modelarz", którego nie da się skleić. A przynajmniej nie bez własnej ingerencji i przeróbek. To transatlantyk "Stefan Batory" z 2008 roku. Skala 1:300 powoduje, że najmniejsze elementy, nieco tylko większe od łebka szpilki nie dadzą się zgiąc bez rozwarstwienia kartonu. Trzeba kombinować z żywicą, albo drukiem na cieńszym papierze.
Uwielbiałem mały modelarz, choć wycięcie niektórych detali to była katorga. Sklejałem modele kartonowe i plastikowe, samoloty i statki a kiedy już się nimi nacieszyłem to wysadzałem petardami:)
U mnie leciały z balkonu z płonącym silnikiem :)
Obecnie modele z wydawnictwa Haliński mają jeszcze mniejsze detale.
Haha! A myślałem, że jestem jedynym, który niszczył te modele w katastroficzny sposób. Też się ludzie wam dziwili "czy nie żal ci go niszczyć" ? Mi nigdy nie było żal ;)
@@dHempflerU mnie też płonęły😊
Aurora z plastiku,Potiomkin i podobne pływadełka😊
Świetny kanał, mnóstwo pozytywnych emocji, bo dotyczy naszych najtrwalszych dziecięcych, młodzieńczych lat. Wzbudza też refleksje nad czasami, w których było mnóstwo inwencji i dalekosiężnych projektów tylko nie było na nie pieniędzy. Chciałem tylko dodać i podkreślić - ratując modelarską dumę, że modelarz nic nie "modeluje". Modelarze natomiast - dosłownie, robili i robią coś z niczego! Zapałki w skali 1/72 to słupy telegraficzne! Nitka wypruta z rajstop - rewelacyjny naciąg skrzydeł do dwupłatów, puszka po koli z aldika - wyprostowana, wyklepana - rewelacyjne okucia połączeń skrzydło - kadłub lub okapotowania silników, szpilki krawieckie - ich łebki w skali 1/300 - idealne nity okrętowe (po odcięciu pozostała szpilka mogła robić za relingi), klej Cristal i rozpuszczony w nim styropian, lejąc na wodę dawały piękną błonę do pokryć ultralekkich modeli halowych... Prawda jest taka, że parcie modelarzy z lat 80/90 do zdalnego kierowania modelami, ich upór w konstruowaniu aparatur i serwomechanizmów domowymi sposobami, późniejszy rozkwit technologii modelarskich RC, doprowadził do powstania wszechobecnych dronów! Modelarze, to bardzo niedoceniana grupa ludzi z ogromną wiedzą, fantazją i doświadczeniem! W Polsce jest ogromna rzesza inżynierów, którzy zaczynali od modelarstwa. Panie, Panowie, modelarz w domu to skarb! Moja żona kiedyś usłyszała od sprzedawcy w modelarskim (kupowała dla mnie model): Pan sprzedawca - dziwnie się żyje z modelarzem, co? Ale powiem pani, że to fajni ludzi - trzeba ich kochać! Widziała Pani kiedyś w domu tzw. "fachowca"? W moim domu bywa tylko kolega - dekarz (też modelarz) inni nie wchodzą - teren oznaczony :)
8:36 ooooo kto taką "szyłkę" złożył ten mógł spokojnie nazywać się "przodownikiem modelarstwa"
Śmiałek k.. Kocham Cię :P
Jak Małe Modelarze
Jestem rocznik 67. Aż się rozczuliłem. Moje dzieciństwo i lata młodzieńcze. Parę Małych Modelarzy mam do dziś. Ostatnio nawet zabrałem się za galeon Smok. Modelami, z których byłem najbardziej dumny był Scherman, ORP Błyskawica, Spitfire MK IX, ten "afrykanski" z uciętymi skrzydłami. A wisienką na torcie był (i stoi do dzisiaj) prezentowany tu Cutty Sark, którego wybalastowałem ołowiem z przetopionych żołnierzyków, pociągnąłem lakierem i wodowałem w wannie. Z klasyki tamtego okresu zabrakło mi w filmie, obok TBiU, seri Żółtego Tygrysa.
Za młodu jak taki model trafiłem to się sklejało ,po czasie sam z bloku technicznego taśmy klejącej robiłem modele samochodów za podwozie sklejało się pudełka zapałek😀.Nauczyło mnie to myślenia jak z prostego arkusza wytworzyć coś przestrzennego. Pamiętam jeszcze za młodego modele plastikowe samolotów Rwd 5 bis i samolot łoś. Na sklejało się tego nawet pamiętam zapach kleju z zestawu.