Cześć! Bardzo Wam dziękujemy za podzielenie się z nami Waszymi strasznymi historiami, kilka z nich sprawiło że czytając było trochę nieswojo. Nagrodę zgarnia JoanJoan, gratulujemy i prosimy o kontakt ze sklepem!
Bardzo lubię Wasze dostawy bo oprócz pokazania roślin Pani Ania daje dobre rady odnośnie pielęgnacji czy stanowiska danej rośliny. Jest to mega pomocne 😊
Urodziłam się i wychowałam w dużym mieście. Kiedy jednak założyłam rodzinę i na świat przyszedł nasz pierwszy syn, postanowiliśmy przenieść się na spokojną wieś. Bardzo długo szukaliśmy swojego miejsca, aż w końcu znaleźliśmy idealne dla nas stare siedlisko. Cena była niska, ale ponad rok zajął nam sam remont. Wszystko było super, ale ja cały czas miałam problem ze starym, dość dużym kasztanowcem rosnącym na działce. Kocham naturę i drzewa, ale to potrafiło dziwnie skrzypiec gałęziami, kiedy przechodziło się obok, czasem gałęzie łamały się i spadały w najbardziej słoneczny, bezwietrzny dzień. Bez przerwy też siadało na nim stado kruków i miałam wrażenie, że patrzą się na mnie przez kuchenne okno. W końcu, gdy kasztanowiec padł ofiarą plagi szrotówka, dostaliśmy pozwolenie na ścięcie go. Ściągnęliśmy ekipę do wyrwania go razem z karpą, żeby potem móc w tym miejscu posadzić coś innego. Panowie wzięli się do roboty, drzewo zaczęło się pochylać, a razem z korzeniami, z ziemi, wysunęła się też ludzka czaszka. Od razu zadzwonilismy na policję, potem był koroner, prokurator i cała ekipa archeologów ze sprzętem. Komplety szczątków były trzy. Należące do żołnierzy Radzieckich z II wojny, jak się potem okazało. Przeniesione są w tej chwili na cmentarz, na naszym podwórku rosną drzewa, ale nie mam przy nich żadnych niepokojących uczuć, tylko spokój.
Moja najstraszniejsza historia była wtedy, kiedy mąż kazał mi sobie samej kupic Monsterę Tajkę na urodziny, bo zawsze o niej gadałam, jaka jest piękna, no i zapłacić z jego konta. Jak się okazało, nie był chyba świadomy cen kwiatów, bo był gotów CBŚ wzywać, że padł ofiarą hakerów.
Na czas mojej nieobecności w domu ponieważ byłam w szpitalu kwiatkami miała się opiekować moja siostra która potrafi zasuszyć kaktusa, ale wyszłam z założenia, że jak opiszę jak trzeba to nie będzie tragedii... Była. Sanseviera (ogromna), stojąca w zaciemnionym kącie, która miała nie być podlana stała przy południowym oknie, w pełnym czerwcowym słońcu, a z podłoża było ...błoto 🤦. Na wytłumaczenie usłyszałam, że "na moje oko" miała za sucho i za ciemno... Fenomen tej sytuacji był taki, że po 2 tygodniach pierwszy raz w życiu zakwitła 💐
Moja babcia uwielbiała orzechy. Mieliśmy wielkiego orzecha włoskiego w ogrodzie i kiedy tylko przyszła jesień, babcia chodziła z kieszeniami fartucha wypchanymi jego owocami. Kiedy zmarła, bardzo często chodziłam do niej na cmentarz, kiedy wracałam ze szkoły. Raz, jesienią, robiło się już dość ciemno, ale poszłam jeszcze zapalić znicz. W pewnym momencie, gdy już stałam nad grobem, zerwał się mocny wiatr, usłyszałam dziwny świst i coś uderzyło mnie w głowę i spadło wprost na pomnik. Spojrzałam co to i zobaczyłam włoskiego orzecha. Mialam już wtedy z 17 lat, ale to, z jakim piskiem uciekałam z cmentarza.... Opowiedziałam oczywiście o wszystkim od razu, jak dobiegłam do domu, jednak rodzice zareagowali tylko śmiechem, a nie strachem, bo wcześniej, jak sprzątali na cmentarzu, też zostali obrzuceni orzechami włoskimi... przez szpaki, czy inne gawrony, które chciały sobie po prostu rozłupać je na przekąskę.
Z mrożących krew w żyłach historii to mam jedną, która zmieniła całkowicie moje nawyki. Pewnego dnia, spiesząc się jak zwykle ze wszystkim sprzątałam mieszkanie, wstawiłam pranie które już czekało w pralce, szybko posprzątałam kuwetę, poodkurzalam, umyłam podłogi i usiadłam. No i nagle przyszło mi do głowy, że przecież mój kot zwiewa przed odkurzaczem zawsze, a teraz jakoś jej nie widziałam. No i zaczęłam szukać, chodzę po pokojach, balkonach, zaczynam nerwowo się wychylać czy nie wypadła, patrzę w jej kryjówkach i nigdzie nie ma, ja już stres ogromny ale szukam dalej i wołam ja. Nagle doznałam najgorszego uczucia w życiu. Nie zajrzałam tylko do pralki, która jest już włączona od 40 minut. W łzami w oczach biegnę do pralki, wyłączam ja i w głowie modlę się żeby to o czym myślę się nie wydarzyło się. Czekam aż się pralka odblokuje całą spocona i nerwowo szarpiąc na klamkę podnoszę wzrok i widzę moją kotkę,która spokojnie sobie leży na szafce nad pralką i zerka na mnie zaspanym wzrokiem próbując zrozumieć co ja odwalam. Rozpłakałam się z nerwów, zdjęłam ja, wytuliłam i wycałowałam aż sama nie mogła tego znieść.... Od tego czasu zawsze sprawdzam pralkę, czy na pewno jest tam tylko pranie, mimo że mój kot zupełnie nie jest nią zainteresowany.
Ja kiedyś miałam podobna sytuacje z moim psem. Wtedy jeszcze szczeniak sypiał z nami w łóżku. Kiedyś się obudziłam a Majka spała w naszych nogach zupełnie zakryta kołdrą, wystraszona zaczelam ja szturchać, budzić a ona nic. Przeraziłam się, ze ja udusiliśmy…Po czym po dłuższej chwili mojej paniki ona powoli podnosi łeb ze wzrokiem zaspanego snem zimowym niedźwiedzia. Do dziś pamiętam tą ulgę jaką poczułam i już nigdy nie pozwoliłam spać jej w nogach😅
Najstraszniejszym wspomnieniem jest otwarcie drzwi windy w starym bloku z wielkiej plyty na 8 piętrze a za nimi nie było windy! Zobaczyłam straszny i głęboki szyb windowy. W sumie juz mialam ruch nogi w stronę wejścia do windy. Naprawde zycie stanęło mi przed oczami. Zamarłam. Po tej historii na kazdym pietrze na windach zaczęto naklejać informację UWAZAJ. SPRAWDZ CZY KABINA ZNAJDUJE SIE ZA DRZWIAMI. A w igole to chodzę raczej schodami =)
Moja historia pochodzi z czasów błogiej i naiwnej młodości. Słowem wstępu, był to czas, gdy mieszkałam z rodzicami w starej kamienicy, której okna wychodziły na... cmentarz. Dodam jeszcze, że był to cmentarz ewangelicki, więc my jako katolicy tam nie chodziliśmy. W związku z tym zawsze budził we mnie pewną grozę, ale z drugiej strony w okolicach wszystkich świętych był (jak dla mnie) fascynująco rozświetlony kolorowymi zniczami. Historia właściwa. Byłam w tym wieku, w którym człowiek łatwo fascynuje się duchami i wierzy w rzeczy paranormalne. Na porządku dziennym było przeglądanie zdjęć, na których było widać duchy, nawet zdarzyło nam się koleżankami duchy przywoływać (z perspektywy czasu, wiem, że to było głupie). Zbiegło się to z rokiem, w którym zmarł Michael Jackson i jego muzyka znowu wybuchła w naszych słuchawkach. Był wieczór, przełom października i listopada, więc jak już wyżej wspominałam, cmentarz był hipnotyzująco kolorowy. Ja krzątałam się po pokoju oczywiście słuchając MJ. Coś mnie tknęło, żeby wziąć mój mały aparacik fotograficzny, podeszłam do okna i zrobiłam pstryk! Na ekranie aparatu zobaczyłam zdjęcie cmentarza i białą smugę. TO NA PEWNO DUCH UNOSZĄCY SIĘ NAD GROBAMI! Usłyszałam mocne bicie serca w uszach. Byłam podekscytowana. Po chwili okazało się, że smuga była odbiciem w szybie firanki w słoniki, a głośne bicie serca w moich uszach to po prostu fragment piosenki Thriller, która akurat się włączyła. Kurtyna Dziękuję wszystkim, którzy dotarli do tego momentu i życzę spokojnego (bez duchów, ale z muzyką MJ czemu nie) długiego weekendu 🥰
Daleko nie będę szukać, bo dziś będąc na zakupach w owadzim sklepie podeszłam też do roślin. Oglądałam dużego Scindapsusa i ... zobaczyłam pierwszy raz na żywo wełnowce. Do tej pory nie mogę się otrząsnąć, nie myślałam, że są takie duże i obrzydliwe. Jakoś świetnie się wpisały w klimat Halloween :)
Moja najstraszniejsza historia to ta, kiedy mąż, bez mojej wiedzy, rozrobił sobie w moim opryskiwaczu Roundup, do opryskania wjazdu do garazu. Ja byłam przekonana, że mam tam resztki oprysku na ćmę bukszpanową i bardzo dokładnie opryskałam sobie cały, wieloletni, żywopłot, który był moją wielką chlubą i w który włożyłam ogrom pracy. Ćmy bukszpanowej już więcej w ogrodzie nie miałam, męża mam nadal i nauczkę, żeby zawsze postępować zgodnie z instrukcją na opryskach.
@@adag1255 ,o ludzie ! Biedne bukszpany 😒. Takie piękne krzewy. Ktoś mówił, że zwykła mąka pomaga, oczywiście do pierwszego deszczu. A ja żałuję dwóch srebrnych noży, które córka zostawiła w hotelu, kiedy spędzałyśmy tam week-end 😒
@@adag1255 jeszcze à propos roundupu, to znaleziono go w paszach dla zwierząt, a stąd krok do mięsa i naszych żołądków....Lepiej stosować ściółki, i mogą być z tego co jest w ogrodzie - skoszona trawa, zdrowe liście, rozdrobnione gałęzie. Z kupowanych jest nowa metoda - specjalny keramzyt mulczujący, który służy długo i wygląda naturalnie. Może też być żwir, słoma, kartony no i najlepszy jest kompost, bo przy okazji użyźnia glebę
Ostatnią straszną historią jaka mi się przydarzyła był powrót do domu ze studiów na weekend. Kiedy wszedłem do pokoju dosłownie zabrałem się za reanimacje moich roślin, jedna z nich nie przeżyła tej miesięcznej rozłąki 😢 Na szczęście większość roślin zabrałem ze sobą tutaj i już nic im nie grozi 😒
Moja straszna historia była związana z ostatnimi wakacjami w Chorwacji. Mam straszne uzależnienie do zabierania szczepek roslin z różnych miejsc. I tym razem nie mogłam się oprzeć...na wewnętrznym ogródku, który mieliśmy na wyłączność stały różnej maści kaktusy i sukulenty i wpadł mi w oko taki zwisający o grubych pędach, przypominał trochę pseudoripsalisa, jednak dużo bardziej mięsiste miał liście. Po dwóch dniach nawet wsadziłam go do doniczki z ziemią i tak czekal na dworze na nasz wyjazd. Przejechał z nami w aucie ponad 1000km, jak się później okazało nie tylko on. Musicie sobie wyobrazić krzyk i przerażenie, jak po blacie w kuchni zaczął biegać 3-centymetrowy skorpionek;)
Między innymi dlatego rośliny powinny mieć paszporty 😉 Miałam historię ze skorpionem we Francji (południowej). Pokój wychodził n'a ogród i był n'a parterze. W łazience było otwarte okno, a na wieszaku wisiały moje różowe leginsy od piżamy. Wieczorem, po spokojnym prysznicu przebieram się w piżamę i nagle czuję, coś dziwnego. Natychmiast z powrotem sciągam leginsy i wytrzepuję je. Z leginsów wypada na podłogę różowy skorpion ! 🙈
@@pumaTe dlatego chyba nigdy nie rozważalabym przeprowadzki np do Australii;) świadomość mnogości takich potencjalnie niebezpiecznych stworzeń nie dawałaby mi spać w nocy;)
Swojego czasu interesowałam się świadomym śnieniem. Każdej nocy odpływałam gdzies w moje senne życie. Do momentu aż nie zaczęły sie dziać dziwne rzeczy. Nie miałam już całkowitej kontroli nad snami. Miałam 2 sny bardzo związane z dwiema osobami i mialy ten sam charakterystyczny szczegół tj. Krzyż w płomieniach. Niedlugo po tych snach obie osoby nagle zmarły i nie byly one stare. Jedna moja mlodsza koleżanka zginęła w wypadku, a wujek zmarł na zawał. Po tym przestalam świadomie śnić, ale do dziś się boję jak sni mi sie ktoś bliski. Przez pewien czas jak już przestałam świadomo śnić budziłam się na schodach, albo robiąc coś zupełnie nie świadomie.
Pierwsza historia, która jak dla mnie była na tyle straszna , że szybko wyciągnęłam z tych błędów wnioski. Wyjazd na tygodniowe wakacje. Cała folia obsadzona pięknymi owocującym pomidorami. Piękne kwiaty jednoroczne na tarasie i przed domem i mama, która miała przyjeżdżać i podlewać. Wracam z wakacji. Pomidory z zaraza ziemniaczaną, wyglądające już bardzo brzydko🙄 i kwiaty przed wejściem całe suche, których mama nie zauważyła 🙄 (stały po dwóch stronach drzwi). Cały kolejny tydzień pracy, oprysków, cięcia. Szybko odpracowałam tydzień leniuchowania ✌️
2 lata temu pojechaliśmy z teściami na kilkudniowy urlop. Podlewaniem roślin zajmowała się moja mama i brat (kompletny ignorant roślinny). Nie zdążyłam zostawić wskazówek dokładnych co do pielęgnacji, więc to się nie mogło dobrze skończyć.... Oczywiście coś padło, ale w jednej doniczce oprócz roślinki zastałam po powrocie coś jeszcze... do tej pory się zastanawiam co to było, przypominało jajo obcego (obstawiam jakiegoś grzybka). Nie chcąc się przekonywać, co ewentualnie z tego wypełznie, szybko pozbyłam się całej doniczki. Po tym wydarzeniu ciągle się waham czy odkupić sobie tego kwiatka (soleirolia). Pozdrawiam serdecznie :)
Dużo było strasznych historii, ale przecież wszystkich nie opowiem 😉. Oto jedna, związana z roślinami : spędzałam kilka dni u kuzynów na wsi. Słyszałam jak kuzynka mówi do swojej córki (lat 17) - zdejmij kwiaty z parapetów, bo jutro będzie ponad 30°C. Słyszeliśmy jak córka zaczęła chodzić po pokojach i wykonywać zadanie. Potem zjedliśmy kolację i poszliśmy spać. Rano mieliśmy zaplanowany wyjazd do pobliskiego miasteczka na lody. Jednakże rano przygotowania przerwał przerażający, można powiedzieć ryk - bólu i złości w jednym....Wszyscy pobiegliśmy do pokoju z którego dobiegał. To była sypialnia. Mąż kuzynki po obudzeniu (nie wiem czy dokładnym) wziął spodnie z krzesła i chcąc je założyć wyciągnął nogę do przodu i trafił w dorodnego kaktusa🌵 🙈😄. Chyba z połowę jego szpilek wbiło mu się w stopę. Krzyk przerodził się w przeklinanie i to na swoją własną córkę. Nigdy czegoś takiego nie widzialam, zawsze był z niej dumny. Okazało się, że dziewczyna (która potem skończyła projektowanie zieleni) pozdejmowała z parapetów same kaktusy i postawiła na podłodze , a inne rośliny zostawiła na parapetach 😄 Nie pojechaliśmy oczywiście na lody. Kuzynka posmarowała stopę męża masłem i wyciągała po szpilce. A żeby więcej nie krzyczał kazała dzwonić do niego sąsiadom. Jak rozmawiał przez telefon, to głupio mu było krzyczeć. Dla niego na pewno to była straszna historia
Straszna historia? Kiedyś miałam alokazję, oczywiście jej żywot skończon. Niedawno się przełamałam i kupiłam kolejną... i teraz codziennie boję się chociażby na nią spojrzeć, bo strzeli focha i odejdzie z tego świata ;D
a więc tak... :)) jako że jestem rośliniarą i każdy kto mnie zna to wie, moja siostra razem z moją mamą postanowiły zrobić mi niespodzienke. Ich wiedza na temat "zielska" była znikoma.Niestety. Zobaczyły pięknego kwiata w Auchanie chyba i stwierdziły że to super wybór ( co prawda mówiły że listki miały jakieś dziurki, ale co tam, wzięły takiego który miał najmniej i stwierdziły że będzie git 😅) i tak oto przywiozły mi trzmieline... roślinę ogrodowa. Jako że był to prezent a one były zachwycone to postanowiłam że postawie w pokoju i będę liczyła że pożyje sobie jak najdłużej, ale nie wiązałam z nią nadzieji bo nie lubi warunków domowych. Nie wiedziałam nic o dziurkach...to dowiedziałam się po czasie. I dochodzimy do sedna. Po jakimś czasie zorientowałam się, że chyba coś jest nie tak bo roślina umiera, ale stwierdziłam że to napewno dlatego że za gorąco bo przecież to roślina podwórkowa i olałam sprawę. Pewnego dnia podlewając trzmieline spadło mi coś na twarz, byłam pewna że to kropla wody bo spryskiwalam wiszace epipremnum powyżej i myślałam że kapneła kropla. Przetarłam twarz ręką i ku mojemu zdziwieniu to nie była woda ale coś co brząkneło i się zaczęło ruszać. Przerażona strzepnęłam na pół żywego robaka, nie przeżył bo za mocno potarlam go reką, rozpłaszczyłam go. To był opuchlak, obrzydliwy robal którego potem pozbywalam się przez długi czas. Wielki,z czułkami, ogrodowy, a kiedy poczytałam jak szybko się rozmnaża to uhuuuuu nie było mi do śmiechu bo bałam się o moje roślinki że nic z nich nie zostanie. To rok temu było i na szczęście wszystko jest okej, ale nadal panicznie boje się robaków i jak tylko mam co na twarzy to boje się dotknąć by nie rozmazać sobie wnętrzności robaka na policzku...
Na pierwszą Wigilię po ślubie, postanowiliśmy z mężem zaprosić cała rodzinę na wspólną kolacje. Jako że mamy malutkie mieszkanko, to zawsze na świeta mieliśmy malutki stroik zamiast choinki. Ponieważ to była pierwsza przez nas urządzana Wigilia, zamarzyła mi się prawdziwa, pachnąca, żywa choinka. Pojechaliśmy, wybraliśmy cudowną jodłę kaukaską(ledwo się mieściła). Przystroiliśmy, Wigilia się odbyła, było wszystko perfekcyjnie. Na poczatku stycznia zauwazyłam jakby muszki owocówki na suficie, im więcej się ich pozbywałam, tym było ich coraz więcej. Choinki już dawno nie było, słońce zaczęło mocniej i wyżej świecić i okazało się... Że to nie były muszki... Na suficie, w kątach było sporo cieniutkich drobnych pajeczynek, a właściciele tych pajęczyn pokazywali się do lata! Tak więc! Odkąd miałam hodowlę pająków w domu, ubolewam, ale mam co roku sztuczna choinkę! Pozdrawiam i ostrzegam przed braniem do domów choinek z "lokatorami". Brrrrr
Najbardziej traumatyczne zdarzenie w moim życiu? Minęło 32 lata, a ja wciąż pamiętam i nie cierpię od tamtej chwili fioletowego koloru☹. Dzień mojego ślubu😝 W dawnych czasach ślub kościelny i cywilny brało się tego samego dnia, rano urząd , wieczorem kościół. Mama, krawcowa zawodowa, aby ograniczyć koszty postanowiła sama uszyć mi tzw. garsonkę na cywilny ślub. Miała to być skromna, dopasowująca się do mojego powiększającego się brzuszka ( tak, tak😍) kreacja. Ślub cywilny był o 10, wiec ciut świt o 7.30 zawitałam do zaufanej fryzjerki na tak zwane i jakże modne w latach 90 upięcie. Nic się nie udawało, loki się rozpadały☹ z upięcia nici. Wpadam do domu 9.30, wkładam wyprasowaną garsonę w kolorze fiolet biskupi i ups😏, biust się powiększył😝 Mama ogarnęła, ale zajęło to chwilę . Jadę z rodzicami do USC gotowa przysięgać na dobre i złe, a tam mój przyszły i ciągle obecny mąż 😍😍czeka z bukietem w kolorze różowym😨( nie dostał się do Dęblina z uwagi na zaburzenie widzenia barw). Fryzura do bani, bukiet nie kompatybilny z fioletową garsonką. I jeszcze "uprzejmy pan fotograf " , który wystawił nasze fotki ze ślubu ( o RODO nikt wtedy nie słyszał) w witrynie swojego zakładu znajdującego się przy głównej ulicy mojego miasta😮 Bardzo szybko zadziałałam😎, fotki zniknęły z witryny i nie mamy ich w naszym albumie, czego nie żałuję, bo to były najstraszniejsze fotki z naszych wspólnych lat.
Kupiłam niedawno cioci i wujkowi na rocznicę ślubu pięknego Filodendrona Narrow Escape. Był to naprawdę duży okaz, a że sama miałam już jednego w domu to poprosiłam moją mamę żeby przechowała mi go do czasu aż pojadę do wujostwa (2 tygodnie). Niestety okazało się że moja mama ostatnio nie ma ręki do kwiatów (przelewa co ma mieć sucho, przesusza co ma mieć mokro) i jak przyjechałam po odbiór to okazało się że filek był prawie zabity, prawie całe liście miały plamy gnilne. Na szybko zamieniłam go z moim bo nie miałam czasu na kupno kolejnego, poza tym żal mi było roślinki. Na szczęście udało się uratować biedaka, a ciocia z wujem cieszy się równie pięknym okazem. Ponadto walczę aby po kolei odratować co się da z zieleni u mojej mamy ale to długa droga...
Mieszkałam kiedyś w akademiku o standardzie wołającym o pomstę do nieba. Ot, 3 osoby w mikro pokoju, łazienka koedukacyjna na piętro. Niby akademik jak akademik, ale ja nienawidzę imprez i mam uczulenie na dym papierosów. No a u mnie pod drzwiami akurat była nieoficjalna palarnia. No ale tyle tytułem wstępu. Kiedyś w halloween zostałam sama w pokoju. Niestety ale wtedy cały akademik postanowił zrobić dziką imprezę. Ja z braku możliwości zaszyłam się w pokoju w łóżku z opaską na oczy, zatyczkami do uszu i na nie jeszcze nadałam duże słuchawki nauszne. Dosłownie nie widziałam i nie słyszałam prawie nic. Raz tylko jakieś okropne walenie do drzwi się przebiło. Nie robiłam sobie z tego kompletnie nic, bo w końcu studenci jak szaleją to mają wszystko gdzieś. Dopiero po pewnym czasie zauważyłam światła za oknami. Takie jakieś dziwne, niebieskie... Wyglądam, a tam straż pożarna na kogutach i studenci. Przerażona patrzę na to wszystko i oglądam się na drzwi. Pomyślałam sobie, że ja zaraz spłonę z tym kartonowym budynkiem. Blada wysunęłam się na korytarz, gdzie opieprzył mnie jakiś strażak i kazał iść na dół do holu. Było cholernie zimno, a ja przerażona trzęsłam się w samej pidżamce. Nie wiem czy ze strachu, czy chłodu. Na szczęście, to nie był pożar, ktoś dla "zabawy" wcisnął alarm, ale co się bałam to zostanie
Straszna historia, której nigdy nie zapomnę, miałam 11 lat kiedy się to wydarzyło. Wychowywałam się na wsi, nasz dom znajdował się na końcu wsi, za dużym dzikim sadem. Droga do domu przebiegała tuż przy sadku. Czasem jako dzieci wchodziliśmy do sadku w ciągu dnia ale zawsze przechodził nas dreszcz bo był tak zarośniętym chaszczami że trzeba było się przeciskać między gałęziami a wewnątrz panował półmrok. Nasi dziadkowie opowiadali że w czasie wojny zakopano w nim ludzkie zwłoki, dlatego teraz nikt się sadem nie zajmuje i żyje on własnym życiem. Dziadkowie opowiadali, że nocami widać jak postacie wychodzą z sadu...i starsza. Dziadkowie zaręczyli że w ciągu dnia nic złego się nie dzieje. Baliśmy się tego miejsca ale musieliśmy jako dzieci przechodzic obok sadku codziennie w drodze do szkoły. Pewnego dnia wracając ze szkoly postanowilysmy z koleżanką wejść do sadku pozbierać orzechy laskowe. Zbliżając sie do ściany drzew zauważyliśmy że się mocno ruszają tak jakby coś chaotycznie wewnątrz sadu biegalo, do tego dobiegało przerażające charczenie. Byłyśmy przerażone. Koleżanka w sekunde uciekła swojego domu a ja stałam przerażona bo żeby dotrzeć do domu musiałam przejść drogą wzdłuż sadku. Plakalam że strachu, nikogo w pobliżu nie bylo kto mógłby pomoc. Odgłosy nie ustawały a drzewa wciąż ruszały się mimo braku wiatru. Przerażona tym że na pewno ciała zmarłych zaraz wyjdą z sadku, pobiegłam przez pola i przeskoczyłem przez rów pełen wody żeby nie musiec iść wzdluz sadu a jakiś dotrzeć do domu. Od wydarzenia minęło prawie 30, sad zostal wykarczowany ale jadąc do rodzinnego domu zawsze z przerażeniem patrzę w stronę tamtego miejsca.
Ostatnią straszną,( straszną przynajmniej dla mnie) historią a bardziej sytuacją, która wydarzyła się w życiu to : byłam wtedy w 3 klasie podstawówki. Bawiłam się z koleżankami na szczebelkach na placu zabaw. Moje koleżanki bawiły się w ten sposób że wchodziły na górę szczebelków i skakały z jednego na drugi. poszlam w ich ślady i zrobiłam to samo. Było super, ale tylko przez chwilę. Straciłam równowagę i poślizgnęłam się po czym spadłam brzuchem na inny szczebel.. bolało mnie to bardzo. Przybiegła do mnie wychowawczyni i poszła ze mną do chigienistki a ona powiedziała, że nic mi się nie stało( na szczęście).. Druga historia także związana jest z tym samym placem zabaw i wydarzyła się rok później kiedy to byłam w 4 klasie podstawówki. Pamiętam tylko, że na boisku do koszykówki była czerwona plama przy koszu. Zapytałam k to panią. Powiedziała że ta plama to krew jednego z uczniów który gdy grał w kosza to gdy rzucał piłkę to zawiesił się na koszu piłka przeleciała ale cały ten STARY słup nie wytrzymał jego ciężaru i poprostu spadł na niego...🥀 Pozdrawiam serdecznie 😉😘 Pozdrawiam serdecznie 😉
Moja historia to wspomnienie z dzieciństwa raczej. Kiedyś wracałam razem z mamą do domu. Doczepił się do nas kot przybłęda. No i tak się stało że z nami został. Muszę dodać że w domu był już pies. Pies z kotem ogólnie wielka love ♥️♥️ A ich zabawy nie miały końca. I po powrocie ze szkoły getry mi opadły. Wszędzie leżały porozbijane donice, parapety zostały puste a biedne kwiatki rozdeptane. Nawet te wiszące kwietnikach ze sznurka. Ziemię sprzątaliśmy z mamą całe popołudnie. Niestety roślinki nie przeżyły. 🤯🤯🤯 Pozdrawiam
No i wczoraj polowałam w centrum ogrodniczym na Śląsku na kwiaty w promocji i okazało się że już prawie nic nie było ciekawego , dosłownie pustki na pólkach zamiast posiedzieć w domu przed laptopem i kupić u was bez bieganiny w promocji i to jest żart i niespodzianka ..... a dziś jak na dzień codzienny znów do was usiadłam i już po promocji ..... zróbcie kiedyś promocje nie weekendową jak siedzę przed kompem . Buziaczki dla was . Wy naprawdę kochacie kwiaty .
Moja historia wydarzyła się dawno, dawno temu, kiedy byłam dzieckiem i pojechałam na wakacje do dziadków na wieś. Babcia wybierała się w sobotę na wesele, a ja żeby nie zostać samej w domu w nocy, zaprosiłam kuzynkę i kuzyna. Mieliśmy zrobić sobie imprezę, włączyliśmy muzykę, były tańce, a jak zrobiło się ciemno, zrobiliśmy sobie wieczór i noc filmową. Oczywiście ktoś zaproponował horror i akurat był taki w programie telewizyjnym. W trakcie oglądania nagle przerwało nam film i pojawił się taki trzeszczący szary obraz, taki śnieżący. Do dziś pamiętam jak się wystraszyliśmy, na początku krzyczeliśmy, potem nikt nie chciał wyłączyć telewizora, bo to na pewno duch...Uciekliśmy na górę do sypialni. Dopiero jak babcia z dziadkiem wrócili późno w nocy, wyłączyli telewizor. Ale my nadal nie wiedzieliśmy co się stało. Dopowiadaliśmy sobie niestworzone historie. A rano dziadek wyszedł na dwór i okazało się, że winogron zarastał część ściany domu i zaczął się wspinać po kablu anteny telewizyjnej, aż ją zerwał i dlatego zniknął sygnał telewizyjny 🙂
Straszna historia związana z roślinami przydarzyła się co prawda nie mnie ale mojemu mężowi. Jako że mamy bardzo małą sypialnie, w której mieści się tylko łóżko to ja jak przystało na mała roślinna spryciare postanowiłam upchnąć rośliny na mikro wąskim parapecie okna od strony mojego męża zaś na karniszu nad nim zawiesić filodendrona scandensa. Sypialnia jest dość nasłoneczniona więc na parapecie wylądowały małe kaktusy. Filodendron z czasem wypuścił długi pęd, który ja skrzętnie zawijalam na jego doniczce żeby nie zwisał aż do łóżka. Pewnej letniej nocy kiedy okno w sypialni było otwarte, mój mąż nagle mówi do mnie "ej możesz wziąć swoje mokre włosy z mojej twarzy bo mnie smyraja". Ja zdziwiona odparłam, że nie smyram go po twarzy, po czym on jeszcze przez sen, że przecież czuje że co chwilę majtam tymi swoimi długimi kudlami po jego policzku :). Kiedy się obudził i zobaczył że ja i moje włosy grzecznie leżymy obok, wystraszony zerwał się z łóżka zrzucając na siebie przy okazji dwa kaktusy z parapetu i rozsypując całą ziemię i igły na naszą pościel. Po zapaleniu światła okazało się, że wiatr w nocy rozplatał scandensa, który frywolnie swoim pędem z gutujacymi liśćmi smyral męża po twarzy. Chyba z dwie godziny sprzątaliśmy łóżko. Odtąd w naszej sypialni wisi tylko ten scandens i to przycięty bardzo krótko 😃.
Moja straszne historia wydarzyła się tego roku w lecie… miałam piękna hoye bella. Zakupiona zreszta w misery boxie. Bardzo się z niej ucieszyłam bo myślałam o hoi od dłuższego czasu. Udało mi się ja już odratować . Pierwszy raz zakwitła na każdej łodydze pięknym pekiem biało-różowych kwiatów. Cudo. Skoro już taka piękna to trafiła w docelowe miejsce do osobnego pokoju na parapet jeszcze niezamieszkany przez rośliny. I tak żyła sobie i żyła… jednego razu zapomniałam do niej zajrzeć przez 2 tyg. Idę wiec skruszona z konewka, wchodzę , patrzę… a ona cała pokryta pajęczynami- dosłownie jak dekoracja na halloween. I tak zapoznałam się z przedziorkiem i pozegnalam z hoya… a parapet został pusty 😢
Przerażająca historia? Dwa lata temu postanowiłam przetrzymać u siebie trzy kociaki wyrzucone jesienią na posesję mojej mamy. Dwa z nich upodobały sobie doniczkę z opuncją na legowisko. Nie żaliły się na szpilki w łapach ale nie wierzę że ich tam nie było. A jak to z opuncją, nic nie widać, a wbite jest. Opuncja nie przetrwała :D
Straszna historia, świeżutka. Na balkonie mam sporą donice, w której zostały posadzone zioła. Krzaczki zostały zebrane (oskubane) i takie łyse badyle wypadałoby już sprzątnąć i wyrzucić. W tym celu wchodzę na balko i widzę powtykane w ziemię kości w tej donicy (11 szt.), kości z kurczaka 🤦 z tego co czytałam prawdopodobnie wrony/kawki znalazły miejsce do przechowywania 😖 Jeśli ktoś miał podobne doświadczenie albo ma teorie co tu się stało proszę o informację.
Raczej najstraszniwjsze historie przeżyliśmy w dzieciństwie. Ogólnie byłam strachliwym dzieckiem i bałam się sama spać. Zawsze wieczorem czmychalam do babci, która mimo iż zawsze się kręcilam i kopalam w nocy, przyjmowała mnie bez problemu, Och ta miłość babcina. I pewnej nocy obudziłam się i usłyszałam jakieś stukanie i pukanie w drzwi balkonowe. Miałam wrażenie że ktoś chciał do nas wejść i nagle przewrócił się przeogromny philodendron, tak kiedyś nazywano monsterę delicjosę,który stał przy drzwiach. Potem wszystko ucichło A ja już do rana nie usnelam i bałam się nawett oddychać. Czekałam na świt i aż się babcia obudzi . Najstraszniejsza noc w życiu. Oznak włamania nie było,A po prostu roślina była tak duża, że podpórki które miała nie wytrzymaly, nie było kiedyś palikow kokosowych tylko zwykle kije od szczotki A roślina była pod sam sufit z przeogromnymi liśćmi, pozdrawiam
Moja najstraszniejsza przygoda. Posadzenie drzewek owocowych, róż, nasturcji i 2 letnie awokado. Pielęgnowane, codziennie koło nich chodziłem. 1.5 miesiąca temu wychodzę popatrzyć jak roślinki a tu ani jednego liścia. Same poobgryzane kikuty. Łania się poczęstowała. Zobaczymy czy te rośliny przeżyją zimę🙄😭.
Straszna historia z ostatniej chwili. Wymarzona hoja latifolia u Was na promocji! Już biegnę, pędzę, lecę, klikam, dodaje do koszyka bo ostatnia sztuka. Aż tu nagle horror komunikat... Nie mogę kupić bo brak na magazynie 🥺 Kiedy będzie jeszcze dostępna?
Najstraszniejsza historia z naciskiem na słowo straszna była wtedy kiedy córka ponacinała mi liście wszystkich roślin z zazdrości 😱🤯🤪 płakałam cały miesiąc
Historia pewnie wszystkim znana Wśród roślinomaniaków jest często spotykana Wracaliśmy do domu,jeszcze był dzień A tam na mnie czekało roślin sześćdziesiąt pięć Jeszcze torby w przedpokoju stały A mnie już listeczki radośnie witały Na pierwszy rzut oka cudownie wyrosły Jakby szykowały się nie do zimy lecz do wiosny Aby utrzymać prawidłowy wzrost Ruszyłam po wodę idąc na wprost Wtem nagle noc przyszła ciemna Konewka wypadła i mina mi zrzedła Stałam przez chwilę przed filkiem bez ruchu A przędzior spod liścia wolał do mnie Akuku! Przejrzałam szybko asortyment cały Niestety również inne roślinki gościa spotkały Co radzisz magiku, on czary odczynia A ja wolę opryskiwacz pomarańczowy jak dynia Już lepiej sie czują te moje roślinki Chociaż kilka liści poszło niestety do ścinki Dzień nastał, słoneczko już wstało A ja dbam o to by badylkom już nic nie brakowało ! Pozdrowienia dla całej junglowej rodziny! 😁
Mieliśmy choinkę w doniczce na święta. Pewnego dnia się budzę, a pod drzewem pojawił się wielki intensywnie czerwony pająk. Okazało się, że tym pająkiem był śmierdzący grzyb palce diabła.
Ze strasznych historii przypominają mi się dwie: Byłam w domu sama z dzieckiem (około 4-letnim), zapadał wieczór, jestem sobie w łazience,a mój syn mówi: "mamo, za oknem są jakieś oczy". Dodam, ze mieszkam na 1 piętrze w bloku, więc raczej małe szanse, żeby ktoś przez okno zaglądał, ale oczywiście wyobraźnia zaczęła działać. Ale odważnie mówię do syna, że to pewnie światła od samochodu z parkingu odbijają się w szybie. Na co syn mówi "nie mamo, to wygląda jak duże oczy". Ja zagryzłam strach w zębach, wmawiając sobie, że przecież jestem dorosła i nie ma się czego bać. Z lekką jednak niepewnością wchodzę do pokoju, zobaczyć co to za tajemnicze oczy. Na szczęście tymi oczami, które widział syn okazała się lampka, która zapalona u nas w mieszkaniu odbijała się na podwójnej szybie okna tworząc te "oczy" które widział syn. Druga historia również była w podobnych okolicznościach- ja sama w domu z synem, też to było w podobnym okresie, wieczór, szykuję dziecko do spania, czytam mu bajkę. I nagle syn mówi "mamo, dlaczego tam jest czaszka?". Trochę mnie zmroziło. Pytam gdzie ta czaszka i rozglądam się wokół co on ma na myśli. Więc on odpowiada "no tam, na oknie". Patrzę uważnie i mówię, że nie ma żadnej czaszki. I pytam jaka, co i gdzie dokładniej. On mówi, że "na oknie, taka duża, pomarańczowa". Na oknie nie było oczywiście nic takiego...do dziś nie wiem co on widział..., ale podobno dzieci czasem widzą różne dziwne rzeczy...
Moja najstraszniejsza historia to jak wyjechałam na miesiąc na wakacje i poprosiłam przyjaciółkę żeby zajęła się moja junglą i poprosiłam ją o częste spryskiwanie mchu w którym ukorzeniały się moje Szczepki z misteryboxa w którym były takie okazy jak kolekcjonerskie maranty piper silvatinum epi pinnatum varie zamio varie itp. Kiedy wrocilam mech był doszczętnie wyschnięty tak jak szczepki w nim (były wtedy niesamowite upały). A niektóre z wyschniętych roślin były w wodzie z węglem w filiżankach po babci z jakieś bardzo wysokiej jakości porcelany. Żadnej rosliny nie odratowałam co więcej nie domyłam węgla z filiżanek 💀 Jak zapytałam kolezanki czemu nie spryskiwały mchu powiedziała ze spryskiwała ten w palikach ale nie zauważyła tego na parapecie w którym ukorzeniały się rosliny i jak ja zapytałam tuż przed przyjazdem jak tak moje Szczepki czy coś zaczęło się ukorzeniac to dopiero je zauważyła po fakcie i próbowała je ratować w wodzie 🫣
!!!UWAGA!!! po przeczytaniu tego nocne podróże samochodem mogą nie być już takie same Opowiem Wam historię znajomej mojej mamy. Na każdym komu ją streszczałam, robiła ogromne wrażenie. Mianowicie pewnego późnego wieczoru pani pielęgniarka wracała po zmianie swoim autem przez niewielką miejscowość. Jej uwagę przykuł pewien niepasujący element. Tuż obok szosy leżał przewrócony rower. Jako osoba z personelu medycznego poczuła obowiązek zbadania sytuacji. Wysiadła więc z auta nie zamykając go i przemierzyła pobocze w poszukiwaniu poszkodowanego. Ku jej zdziwieniu nikogo nie zastała. Nieco zdziwiona wsiadła z powrotem do auta i udała się w drogę do domu. Po kilku kilometrach zauważyła, że śledzi ją ciężarówka. Miga do niej nieustannie światłami. Nieco zdenerwowana postanowiła zjechać na najblizsze pobocze, którym okazała się stacja paliwowa. Kierowca ciężarówki wysiadł razem z nią z pojazdu. W tym momencie z auta pielęgniarki wybiegł w popłochu zamaskowany mężczyzna. Okazało się, że nieznajomy kierowca uratował jej życie, ponieważ gdy ona szukała na poboczu rannego rowerzysty do jej auta zakradł się człowiek i jechał z nią przez ten cały czas na tylnym siedzeniu pojazdu. Kierowca ciężarówki zauważył go i jego nieczyste zamiary. Po dokładnym przeglądnięciu auta kobiety wydało się, że mężczyzna zostawił w nim sznur, którym prawdopodobnie chciał zrobić jej krzywdę. Sprawa została zgłoszona na policję ale bez rezultatu. Pamiętajcie moi drodzy rośliniarze by trzymać się na baczności i blokować drzwi auta podczas postoju.
Pierwszy raz usłyszałam ta historię zaraz jak zdałam prawko, tylko oczywiście sytuacja miała miejsce pod Warszawą, gdzie mieszkałam. Z rok chyba nie jeździłam po zmroku, zawsze zablokowane wszystkie drzwi. 😂😂😂Do tej pory mam nawyk zamykania samochodu, nawet jak idę zapłacić na stacji. A legenda pochodzi z lat 60tych, gdy rzeczywiście zbiegły morderca ukrył się przypadkowo w samochodzie policjanta. Makabra🤯
Moi rodzice uprawiają warzywa na sprzedaż, przed wyjazdem na wakacje pokazali sąsiadom jak podłączyć wodę żeby podlać rośliny, po powrocie okazało się że kilkaset brokułów kompletnie uschło bo sąsiedzi zapomnieli że jest tam podłączony wąż..
Jak byłam dzieckiem mama zawołała mnie na jedzenie. Wychodząc z pokoju zostawiłam otwarte drzwi. W pewnym momencie mama zaczęła się zastanawiac gdzie podziała się moja młodsza siostra. Wpada nagle do pokoju, młoda siedzi sobie na parapecie zewnętrznym ( za oknem) i macha nogami. Bloki 4 pietro. Do tej pory mam traumę i we własnym mieszkaniu klamki w oknach mam kluczyk co by moim dzieciom też taki ciekawy pomysł jak mojej siostrze nie wpadł do głowy
Historia miała miejsce parę lat temu w domu obok. Niedawno zmarł właściciel mieszkania spadając ze schodów. Po paru dniach odbył się pogrzeb i wszystko było dobrze. Aż do tego dnia. Przyjechała jego siostra i postanowili zakopać jego mózg w ogrodzie. Każdy był temu przeciwny nawet my sąsiedzi, ale ich to nie obchodziło i zakopali mózg pod drzewem w ogrodzie. I od tego momentu wszystko się zaczęło. Po paru dniach od tego incydentu zaczęliśmy słyszeć jakby płacz dziecka. Nikt nie wiedział o co chodzi przecież nikt nie miał dziecka w okolicy, później zaczęliśmy podejrzewać że młody kot gdzieś wlazł i nie mógł wyjść. Więc postanowiliśmy wejść do domu zmarłego wujka. Weszliśmy ale nic nie znaleźliśmy ani kota ani dziecka. Więc uznaliśmy że wrócimy do domu. Bo nie mogliśmy nic znaleść. Jednak znowu coś usłyszaliśmy tym razem nie przypominało to płaczu dziecka. To uznaliśmy że znowu wejdziemy do tego domku nieświadomi tego co zaraz znajdziemy. W sypialni zmarłego wujka sam z siebie bujał się bujany fotel. Sądziliśmy że to przez przeciągi ale wszystkie okna były zamknięte a ten dziwny dźwięk co słyszeliśmy to skrzypienie podłogi jakby ktoś po niej chodził. Przestraszeni tym co zobaczyliśmy i usłyszeliśmy czyli skrzypienie podłogi i bujanie się fotela który nie miał żadnych powodów by się bujał wybiegliśmy z tego domu szybciej niż kot. I mieliśmy nadzieję że nigdy już nie wejdziemy do tego domu. I nie weszliśmy, on postanowił do nas przyjść a konkretnie do spiżarni gdzie wspólnie trzymaliśmy w niej ziemniaki. Babcia zeszła po ziemniaki i wystraszyła się to co zobaczyła. A konkretnie tego co umarł w tym domu w całej swojej odsłonie, wystraszyła się i pobiegła sprwrotem do domu. Od tamtego czasu omijamy szerokim łukiem dom wujka jak i do spiżarni schodzi tylko dziadek z lampką.
Ta historia zdarzyła się na prawdę i była trochę jak niskiej klasy horror. Przynajmniej takie było założenie, bo to był prank, który chciałem zrobić żonie i córkom na „wszystkoświątkowym” wyjeździe. Zatrzymaliśmy się w hotelu w dużym polskim mieście. Rodzina wybrała się na kolację do restauracji a ja się osiągałem i wróciłem sam do pokoju. Zrobiłem scenkę jaką sobie wymyśliłem i dołączyłem do reszty. Wracając do pokoju miałem ubaw obserwując jak mała kłótnia rozpoczęta w windzie przerodziła się w zaskoczenie i strach. Wcześniej kupione balony nadmuchalem i podlozylem w poslanie naszej kilkumiesięcznej córki. Balon w czapeczce był mocny. Żona się przeraziła, starsza córka się śmiała. Najgorzej nasze niemowlę. Zdaje się, że boi się balonów i całą noc się budziła co pare minut z płaczem. 😅 ale żart był udany moim zdaniem. Pozdrawiam
Cześć! Bardzo Wam dziękujemy za podzielenie się z nami Waszymi strasznymi historiami, kilka z nich sprawiło że czytając było trochę nieswojo.
Nagrodę zgarnia JoanJoan, gratulujemy i prosimy o kontakt ze sklepem!
Bardzo lubię Wasze dostawy bo oprócz pokazania roślin Pani Ania daje dobre rady odnośnie pielęgnacji czy stanowiska danej rośliny. Jest to mega pomocne 😊
Urodziłam się i wychowałam w dużym mieście. Kiedy jednak założyłam rodzinę i na świat przyszedł nasz pierwszy syn, postanowiliśmy przenieść się na spokojną wieś. Bardzo długo szukaliśmy swojego miejsca, aż w końcu znaleźliśmy idealne dla nas stare siedlisko. Cena była niska, ale ponad rok zajął nam sam remont. Wszystko było super, ale ja cały czas miałam problem ze starym, dość dużym kasztanowcem rosnącym na działce. Kocham naturę i drzewa, ale to potrafiło dziwnie skrzypiec gałęziami, kiedy przechodziło się obok, czasem gałęzie łamały się i spadały w najbardziej słoneczny, bezwietrzny dzień. Bez przerwy też siadało na nim stado kruków i miałam wrażenie, że patrzą się na mnie przez kuchenne okno.
W końcu, gdy kasztanowiec padł ofiarą plagi szrotówka, dostaliśmy pozwolenie na ścięcie go. Ściągnęliśmy ekipę do wyrwania go razem z karpą, żeby potem móc w tym miejscu posadzić coś innego. Panowie wzięli się do roboty, drzewo zaczęło się pochylać, a razem z korzeniami, z ziemi, wysunęła się też ludzka czaszka. Od razu zadzwonilismy na policję, potem był koroner, prokurator i cała ekipa archeologów ze sprzętem. Komplety szczątków były trzy. Należące do żołnierzy Radzieckich z II wojny, jak się potem okazało. Przeniesione są w tej chwili na cmentarz, na naszym podwórku rosną drzewa, ale nie mam przy nich żadnych niepokojących uczuć, tylko spokój.
😯😯😯
O rany, ale historia! Można scenariusz do filmu zrobić! 😱
Moja najstraszniejsza historia była wtedy, kiedy mąż kazał mi sobie samej kupic Monsterę Tajkę na urodziny, bo zawsze o niej gadałam, jaka jest piękna, no i zapłacić z jego konta. Jak się okazało, nie był chyba świadomy cen kwiatów, bo był gotów CBŚ wzywać, że padł ofiarą hakerów.
Na czas mojej nieobecności w domu ponieważ byłam w szpitalu kwiatkami miała się opiekować moja siostra która potrafi zasuszyć kaktusa, ale wyszłam z założenia, że jak opiszę jak trzeba to nie będzie tragedii... Była. Sanseviera (ogromna), stojąca w zaciemnionym kącie, która miała nie być podlana stała przy południowym oknie, w pełnym czerwcowym słońcu, a z podłoża było ...błoto 🤦. Na wytłumaczenie usłyszałam, że "na moje oko" miała za sucho i za ciemno... Fenomen tej sytuacji był taki, że po 2 tygodniach pierwszy raz w życiu zakwitła 💐
😄
Moja babcia uwielbiała orzechy. Mieliśmy wielkiego orzecha włoskiego w ogrodzie i kiedy tylko przyszła jesień, babcia chodziła z kieszeniami fartucha wypchanymi jego owocami.
Kiedy zmarła, bardzo często chodziłam do niej na cmentarz, kiedy wracałam ze szkoły. Raz, jesienią, robiło się już dość ciemno, ale poszłam jeszcze zapalić znicz. W pewnym momencie, gdy już stałam nad grobem, zerwał się mocny wiatr, usłyszałam dziwny świst i coś uderzyło mnie w głowę i spadło wprost na pomnik. Spojrzałam co to i zobaczyłam włoskiego orzecha. Mialam już wtedy z 17 lat, ale to, z jakim piskiem uciekałam z cmentarza....
Opowiedziałam oczywiście o wszystkim od razu, jak dobiegłam do domu, jednak rodzice zareagowali tylko śmiechem, a nie strachem, bo wcześniej, jak sprzątali na cmentarzu, też zostali obrzuceni orzechami włoskimi... przez szpaki, czy inne gawrony, które chciały sobie po prostu rozłupać je na przekąskę.
Z mrożących krew w żyłach historii to mam jedną, która zmieniła całkowicie moje nawyki. Pewnego dnia, spiesząc się jak zwykle ze wszystkim sprzątałam mieszkanie, wstawiłam pranie które już czekało w pralce, szybko posprzątałam kuwetę, poodkurzalam, umyłam podłogi i usiadłam. No i nagle przyszło mi do głowy, że przecież mój kot zwiewa przed odkurzaczem zawsze, a teraz jakoś jej nie widziałam. No i zaczęłam szukać, chodzę po pokojach, balkonach, zaczynam nerwowo się wychylać czy nie wypadła, patrzę w jej kryjówkach i nigdzie nie ma, ja już stres ogromny ale szukam dalej i wołam ja. Nagle doznałam najgorszego uczucia w życiu. Nie zajrzałam tylko do pralki, która jest już włączona od 40 minut. W łzami w oczach biegnę do pralki, wyłączam ja i w głowie modlę się żeby to o czym myślę się nie wydarzyło się. Czekam aż się pralka odblokuje całą spocona i nerwowo szarpiąc na klamkę podnoszę wzrok i widzę moją kotkę,która spokojnie sobie leży na szafce nad pralką i zerka na mnie zaspanym wzrokiem próbując zrozumieć co ja odwalam. Rozpłakałam się z nerwów, zdjęłam ja, wytuliłam i wycałowałam aż sama nie mogła tego znieść.... Od tego czasu zawsze sprawdzam pralkę, czy na pewno jest tam tylko pranie, mimo że mój kot zupełnie nie jest nią zainteresowany.
Ja kiedyś miałam podobna sytuacje z moim psem. Wtedy jeszcze szczeniak sypiał z nami w łóżku. Kiedyś się obudziłam a Majka spała w naszych nogach zupełnie zakryta kołdrą, wystraszona zaczelam ja szturchać, budzić a ona nic. Przeraziłam się, ze ja udusiliśmy…Po czym po dłuższej chwili mojej paniki ona powoli podnosi łeb ze wzrokiem zaspanego snem zimowym niedźwiedzia. Do dziś pamiętam tą ulgę jaką poczułam i już nigdy nie pozwoliłam spać jej w nogach😅
Najstraszniejszym wspomnieniem jest otwarcie drzwi windy w starym bloku z wielkiej plyty na 8 piętrze a za nimi nie było windy! Zobaczyłam straszny i głęboki szyb windowy. W sumie juz mialam ruch nogi w stronę wejścia do windy. Naprawde zycie stanęło mi przed oczami. Zamarłam. Po tej historii na kazdym pietrze na windach zaczęto naklejać informację UWAZAJ. SPRAWDZ CZY KABINA ZNAJDUJE SIE ZA DRZWIAMI. A w igole to chodzę raczej schodami =)
Moja historia pochodzi z czasów błogiej i naiwnej młodości.
Słowem wstępu, był to czas, gdy mieszkałam z rodzicami w starej kamienicy, której okna wychodziły na... cmentarz. Dodam jeszcze, że był to cmentarz ewangelicki, więc my jako katolicy tam nie chodziliśmy. W związku z tym zawsze budził we mnie pewną grozę, ale z drugiej strony w okolicach wszystkich świętych był (jak dla mnie) fascynująco rozświetlony kolorowymi zniczami.
Historia właściwa.
Byłam w tym wieku, w którym człowiek łatwo fascynuje się duchami i wierzy w rzeczy paranormalne. Na porządku dziennym było przeglądanie zdjęć, na których było widać duchy, nawet zdarzyło nam się koleżankami duchy przywoływać (z perspektywy czasu, wiem, że to było głupie). Zbiegło się to z rokiem, w którym zmarł Michael Jackson i jego muzyka znowu wybuchła w naszych słuchawkach.
Był wieczór, przełom października i listopada, więc jak już wyżej wspominałam, cmentarz był hipnotyzująco kolorowy. Ja krzątałam się po pokoju oczywiście słuchając MJ. Coś mnie tknęło, żeby wziąć mój mały aparacik fotograficzny, podeszłam do okna i zrobiłam pstryk! Na ekranie aparatu zobaczyłam zdjęcie cmentarza i białą smugę. TO NA PEWNO DUCH UNOSZĄCY SIĘ NAD GROBAMI! Usłyszałam mocne bicie serca w uszach. Byłam podekscytowana.
Po chwili okazało się, że smuga była odbiciem w szybie firanki w słoniki, a głośne bicie serca w moich uszach to po prostu fragment piosenki Thriller, która akurat się włączyła.
Kurtyna
Dziękuję wszystkim, którzy dotarli do tego momentu i życzę spokojnego (bez duchów, ale z muzyką MJ czemu nie) długiego weekendu 🥰
Daleko nie będę szukać, bo dziś będąc na zakupach w owadzim sklepie podeszłam też do roślin. Oglądałam dużego Scindapsusa i ... zobaczyłam pierwszy raz na żywo wełnowce. Do tej pory nie mogę się otrząsnąć, nie myślałam, że są takie duże i obrzydliwe. Jakoś świetnie się wpisały w klimat Halloween :)
Moja najstraszniejsza historia to ta, kiedy mąż, bez mojej wiedzy, rozrobił sobie w moim opryskiwaczu Roundup, do opryskania wjazdu do garazu. Ja byłam przekonana, że mam tam resztki oprysku na ćmę bukszpanową i bardzo dokładnie opryskałam sobie cały, wieloletni, żywopłot, który był moją wielką chlubą i w który włożyłam ogrom pracy. Ćmy bukszpanowej już więcej w ogrodzie nie miałam, męża mam nadal i nauczkę, żeby zawsze postępować zgodnie z instrukcją na opryskach.
A co z bukszpanami? 🙉
@@pumaTe Ćmy nie miałam, bo wszystkie bukszpany padły😂😂😂
@@adag1255 ,o ludzie ! Biedne bukszpany 😒. Takie piękne krzewy. Ktoś mówił, że zwykła mąka pomaga, oczywiście do pierwszego deszczu.
A ja żałuję dwóch srebrnych noży, które córka zostawiła w hotelu, kiedy spędzałyśmy tam week-end 😒
@@adag1255 jeszcze à propos roundupu, to znaleziono go w paszach dla zwierząt, a stąd krok do mięsa i naszych żołądków....Lepiej stosować ściółki, i mogą być z tego co jest w ogrodzie - skoszona trawa, zdrowe liście, rozdrobnione gałęzie. Z kupowanych jest nowa metoda - specjalny keramzyt mulczujący, który służy długo i wygląda naturalnie. Może też być żwir, słoma, kartony no i najlepszy jest kompost, bo przy okazji użyźnia glebę
Ostatnią straszną historią jaka mi się przydarzyła był powrót do domu ze studiów na weekend. Kiedy wszedłem do pokoju dosłownie zabrałem się za reanimacje moich roślin, jedna z nich nie przeżyła tej miesięcznej rozłąki 😢 Na szczęście większość roślin zabrałem ze sobą tutaj i już nic im nie grozi 😒
Moja historia nie jest straszna,a wręcz przeciwnie jest bardzo szczęśliwa,bo 30 lat temu 31 października urodziłam synka pozdrawiam serdecznie.
Moja straszna historia była związana z ostatnimi wakacjami w Chorwacji. Mam straszne uzależnienie do zabierania szczepek roslin z różnych miejsc. I tym razem nie mogłam się oprzeć...na wewnętrznym ogródku, który mieliśmy na wyłączność stały różnej maści kaktusy i sukulenty i wpadł mi w oko taki zwisający o grubych pędach, przypominał trochę pseudoripsalisa, jednak dużo bardziej mięsiste miał liście. Po dwóch dniach nawet wsadziłam go do doniczki z ziemią i tak czekal na dworze na nasz wyjazd. Przejechał z nami w aucie ponad 1000km, jak się później okazało nie tylko on. Musicie sobie wyobrazić krzyk i przerażenie, jak po blacie w kuchni zaczął biegać 3-centymetrowy skorpionek;)
Między innymi dlatego rośliny powinny mieć paszporty 😉
Miałam historię ze skorpionem we Francji (południowej). Pokój wychodził n'a ogród i był n'a parterze. W łazience było otwarte okno, a na wieszaku wisiały moje różowe leginsy od piżamy. Wieczorem, po spokojnym prysznicu przebieram się w piżamę i nagle czuję, coś dziwnego. Natychmiast z powrotem sciągam leginsy i wytrzepuję je. Z leginsów wypada na podłogę różowy skorpion ! 🙈
@@pumaTe dlatego chyba nigdy nie rozważalabym przeprowadzki np do Australii;) świadomość mnogości takich potencjalnie niebezpiecznych stworzeń nie dawałaby mi spać w nocy;)
Swojego czasu interesowałam się świadomym śnieniem. Każdej nocy odpływałam gdzies w moje senne życie. Do momentu aż nie zaczęły sie dziać dziwne rzeczy. Nie miałam już całkowitej kontroli nad snami. Miałam 2 sny bardzo związane z dwiema osobami i mialy ten sam charakterystyczny szczegół tj. Krzyż w płomieniach. Niedlugo po tych snach obie osoby nagle zmarły i nie byly one stare. Jedna moja mlodsza koleżanka zginęła w wypadku, a wujek zmarł na zawał. Po tym przestalam świadomie śnić, ale do dziś się boję jak sni mi sie ktoś bliski. Przez pewien czas jak już przestałam świadomo śnić budziłam się na schodach, albo robiąc coś zupełnie nie świadomie.
Pierwsza historia, która jak dla mnie była na tyle straszna , że szybko wyciągnęłam z tych błędów wnioski. Wyjazd na tygodniowe wakacje. Cała folia obsadzona pięknymi owocującym pomidorami. Piękne kwiaty jednoroczne na tarasie i przed domem i mama, która miała przyjeżdżać i podlewać. Wracam z wakacji. Pomidory z zaraza ziemniaczaną, wyglądające już bardzo brzydko🙄 i kwiaty przed wejściem całe suche, których mama nie zauważyła 🙄 (stały po dwóch stronach drzwi). Cały kolejny tydzień pracy, oprysków, cięcia. Szybko odpracowałam tydzień leniuchowania ✌️
2 lata temu pojechaliśmy z teściami na kilkudniowy urlop. Podlewaniem roślin zajmowała się moja mama i brat (kompletny ignorant roślinny). Nie zdążyłam zostawić wskazówek dokładnych co do pielęgnacji, więc to się nie mogło dobrze skończyć.... Oczywiście coś padło, ale w jednej doniczce oprócz roślinki zastałam po powrocie coś jeszcze... do tej pory się zastanawiam co to było, przypominało jajo obcego (obstawiam jakiegoś grzybka). Nie chcąc się przekonywać, co ewentualnie z tego wypełznie, szybko pozbyłam się całej doniczki. Po tym wydarzeniu ciągle się waham czy odkupić sobie tego kwiatka (soleirolia).
Pozdrawiam serdecznie :)
Witam, treubi jak zawsze okazały😍reszta wymiata🤣😂philodendron subhastatum skradł moje serce😍pozdrawiam cieplutko
Dużo było strasznych historii, ale przecież wszystkich nie opowiem 😉. Oto jedna, związana z roślinami : spędzałam kilka dni u kuzynów na wsi. Słyszałam jak kuzynka mówi do swojej córki (lat 17) - zdejmij kwiaty z parapetów, bo jutro będzie ponad 30°C. Słyszeliśmy jak córka zaczęła chodzić po pokojach i wykonywać zadanie. Potem zjedliśmy kolację i poszliśmy spać. Rano mieliśmy zaplanowany wyjazd do pobliskiego miasteczka na lody. Jednakże rano przygotowania przerwał przerażający, można powiedzieć ryk - bólu i złości w jednym....Wszyscy pobiegliśmy do pokoju z którego dobiegał. To była sypialnia. Mąż kuzynki po obudzeniu (nie wiem czy dokładnym) wziął spodnie z krzesła i chcąc je założyć wyciągnął nogę do przodu i trafił w dorodnego kaktusa🌵 🙈😄. Chyba z połowę jego szpilek wbiło mu się w stopę. Krzyk przerodził się w przeklinanie i to na swoją własną córkę. Nigdy czegoś takiego nie widzialam, zawsze był z niej dumny. Okazało się, że dziewczyna (która potem skończyła projektowanie zieleni) pozdejmowała z parapetów same kaktusy i postawiła na podłodze , a inne rośliny zostawiła na parapetach 😄
Nie pojechaliśmy oczywiście na lody. Kuzynka posmarowała stopę męża masłem i wyciągała po szpilce. A żeby więcej nie krzyczał kazała dzwonić do niego sąsiadom. Jak rozmawiał przez telefon, to głupio mu było krzyczeć. Dla niego na pewno to była straszna historia
Straszna historia? Kiedyś miałam alokazję, oczywiście jej żywot skończon. Niedawno się przełamałam i kupiłam kolejną... i teraz codziennie boję się chociażby na nią spojrzeć, bo strzeli focha i odejdzie z tego świata ;D
3:55 Czy to to samo co fikus deltoidea variegata? Bo spotkałam kiedyś praktycznie identycznie wyglądającą roślinę pod taką właśnie nazwą.
a więc tak... :))
jako że jestem rośliniarą i każdy kto mnie zna to wie, moja siostra razem z moją mamą postanowiły zrobić mi niespodzienke. Ich wiedza na temat "zielska" była znikoma.Niestety. Zobaczyły pięknego kwiata w Auchanie chyba i stwierdziły że to super wybór ( co prawda mówiły że listki miały jakieś dziurki, ale co tam, wzięły takiego który miał najmniej i stwierdziły że będzie git 😅) i tak oto przywiozły mi trzmieline... roślinę ogrodowa. Jako że był to prezent a one były zachwycone to postanowiłam że postawie w pokoju i będę liczyła że pożyje sobie jak najdłużej, ale nie wiązałam z nią nadzieji bo nie lubi warunków domowych. Nie wiedziałam nic o dziurkach...to dowiedziałam się po czasie. I dochodzimy do sedna. Po jakimś czasie zorientowałam się, że chyba coś jest nie tak bo roślina umiera, ale stwierdziłam że to napewno dlatego że za gorąco bo przecież to roślina podwórkowa i olałam sprawę. Pewnego dnia podlewając trzmieline spadło mi coś na twarz, byłam pewna że to kropla wody bo spryskiwalam wiszace epipremnum powyżej i myślałam że kapneła kropla. Przetarłam twarz ręką i ku mojemu zdziwieniu to nie była woda ale coś co brząkneło i się zaczęło ruszać. Przerażona strzepnęłam na pół żywego robaka, nie przeżył bo za mocno potarlam go reką, rozpłaszczyłam go. To był opuchlak, obrzydliwy robal którego potem pozbywalam się przez długi czas. Wielki,z czułkami, ogrodowy, a kiedy poczytałam jak szybko się rozmnaża to uhuuuuu nie było mi do śmiechu bo bałam się o moje roślinki że nic z nich nie zostanie. To rok temu było i na szczęście wszystko jest okej, ale nadal panicznie boje się robaków i jak tylko mam co na twarzy to boje się dotknąć by nie rozmazać sobie wnętrzności robaka na policzku...
Na pierwszą Wigilię po ślubie, postanowiliśmy z mężem zaprosić cała rodzinę na wspólną kolacje. Jako że mamy malutkie mieszkanko, to zawsze na świeta mieliśmy malutki stroik zamiast choinki. Ponieważ to była pierwsza przez nas urządzana Wigilia, zamarzyła mi się prawdziwa, pachnąca, żywa choinka. Pojechaliśmy, wybraliśmy cudowną jodłę kaukaską(ledwo się mieściła). Przystroiliśmy, Wigilia się odbyła, było wszystko perfekcyjnie. Na poczatku stycznia zauwazyłam jakby muszki owocówki na suficie, im więcej się ich pozbywałam, tym było ich coraz więcej. Choinki już dawno nie było, słońce zaczęło mocniej i wyżej świecić i okazało się... Że to nie były muszki... Na suficie, w kątach było sporo cieniutkich drobnych pajeczynek, a właściciele tych pajęczyn pokazywali się do lata! Tak więc! Odkąd miałam hodowlę pająków w domu, ubolewam, ale mam co roku sztuczna choinkę! Pozdrawiam i ostrzegam przed braniem do domów choinek z "lokatorami". Brrrrr
Tak, wiem ze po czasie, ale musiałam się podzielić ostrzeżeniem. Nie długo Święta.
Najbardziej traumatyczne zdarzenie w moim życiu? Minęło 32 lata, a ja wciąż pamiętam i nie cierpię od tamtej chwili fioletowego koloru☹. Dzień mojego ślubu😝 W dawnych czasach ślub kościelny i cywilny brało się tego samego dnia, rano urząd , wieczorem kościół. Mama, krawcowa zawodowa, aby ograniczyć koszty postanowiła sama uszyć mi tzw. garsonkę na cywilny ślub. Miała to być skromna, dopasowująca się do mojego powiększającego się brzuszka ( tak, tak😍) kreacja. Ślub cywilny był o 10, wiec ciut świt o 7.30 zawitałam do zaufanej fryzjerki na tak zwane i jakże modne w latach 90 upięcie. Nic się nie udawało, loki się rozpadały☹ z upięcia nici. Wpadam do domu 9.30, wkładam wyprasowaną garsonę w kolorze fiolet biskupi i ups😏, biust się powiększył😝 Mama ogarnęła, ale zajęło to chwilę . Jadę z rodzicami do USC gotowa przysięgać na dobre i złe, a tam mój przyszły i ciągle obecny mąż 😍😍czeka z bukietem w kolorze różowym😨( nie dostał się do Dęblina z uwagi na zaburzenie widzenia barw). Fryzura do bani, bukiet nie kompatybilny z fioletową garsonką. I jeszcze "uprzejmy pan fotograf " , który wystawił nasze fotki ze ślubu ( o RODO nikt wtedy nie słyszał) w witrynie swojego zakładu znajdującego się przy głównej ulicy mojego miasta😮 Bardzo szybko zadziałałam😎, fotki zniknęły z witryny i nie mamy ich w naszym albumie, czego nie żałuję, bo to były najstraszniejsze fotki z naszych wspólnych lat.
Kupiłam niedawno cioci i wujkowi na rocznicę ślubu pięknego Filodendrona Narrow Escape. Był to naprawdę duży okaz, a że sama miałam już jednego w domu to poprosiłam moją mamę żeby przechowała mi go do czasu aż pojadę do wujostwa (2 tygodnie). Niestety okazało się że moja mama ostatnio nie ma ręki do kwiatów (przelewa co ma mieć sucho, przesusza co ma mieć mokro) i jak przyjechałam po odbiór to okazało się że filek był prawie zabity, prawie całe liście miały plamy gnilne. Na szybko zamieniłam go z moim bo nie miałam czasu na kupno kolejnego, poza tym żal mi było roślinki. Na szczęście udało się uratować biedaka, a ciocia z wujem cieszy się równie pięknym okazem. Ponadto walczę aby po kolei odratować co się da z zieleni u mojej mamy ale to długa droga...
Jak cudownie jest wpaść do waszego raju
Mieszkałam kiedyś w akademiku o standardzie wołającym o pomstę do nieba. Ot, 3 osoby w mikro pokoju, łazienka koedukacyjna na piętro. Niby akademik jak akademik, ale ja nienawidzę imprez i mam uczulenie na dym papierosów. No a u mnie pod drzwiami akurat była nieoficjalna palarnia. No ale tyle tytułem wstępu.
Kiedyś w halloween zostałam sama w pokoju. Niestety ale wtedy cały akademik postanowił zrobić dziką imprezę. Ja z braku możliwości zaszyłam się w pokoju w łóżku z opaską na oczy, zatyczkami do uszu i na nie jeszcze nadałam duże słuchawki nauszne. Dosłownie nie widziałam i nie słyszałam prawie nic. Raz tylko jakieś okropne walenie do drzwi się przebiło. Nie robiłam sobie z tego kompletnie nic, bo w końcu studenci jak szaleją to mają wszystko gdzieś. Dopiero po pewnym czasie zauważyłam światła za oknami. Takie jakieś dziwne, niebieskie... Wyglądam, a tam straż pożarna na kogutach i studenci. Przerażona patrzę na to wszystko i oglądam się na drzwi. Pomyślałam sobie, że ja zaraz spłonę z tym kartonowym budynkiem. Blada wysunęłam się na korytarz, gdzie opieprzył mnie jakiś strażak i kazał iść na dół do holu. Było cholernie zimno, a ja przerażona trzęsłam się w samej pidżamce. Nie wiem czy ze strachu, czy chłodu. Na szczęście, to nie był pożar, ktoś dla "zabawy" wcisnął alarm, ale co się bałam to zostanie
Pani Aniu, anturium plovmani w jakiej wielkości doniczki Pani pokazała?Jest cudny chciałabym go kupić
www.jungleboogie.pl/sklep/anthurium-plowmanii-14x30/
Straszna historia, której nigdy nie zapomnę, miałam 11 lat kiedy się to wydarzyło. Wychowywałam się na wsi, nasz dom znajdował się na końcu wsi, za dużym dzikim sadem. Droga do domu przebiegała tuż przy sadku. Czasem jako dzieci wchodziliśmy do sadku w ciągu dnia ale zawsze przechodził nas dreszcz bo był tak zarośniętym chaszczami że trzeba było się przeciskać między gałęziami a wewnątrz panował półmrok. Nasi dziadkowie opowiadali że w czasie wojny zakopano w nim ludzkie zwłoki, dlatego teraz nikt się sadem nie zajmuje i żyje on własnym życiem. Dziadkowie opowiadali, że nocami widać jak postacie wychodzą z sadu...i starsza. Dziadkowie zaręczyli że w ciągu dnia nic złego się nie dzieje. Baliśmy się tego miejsca ale musieliśmy jako dzieci przechodzic obok sadku codziennie w drodze do szkoły. Pewnego dnia wracając ze szkoly postanowilysmy z koleżanką wejść do sadku pozbierać orzechy laskowe. Zbliżając sie do ściany drzew zauważyliśmy że się mocno ruszają tak jakby coś chaotycznie wewnątrz sadu biegalo, do tego dobiegało przerażające charczenie. Byłyśmy przerażone. Koleżanka w sekunde uciekła swojego domu a ja stałam przerażona bo żeby dotrzeć do domu musiałam przejść drogą wzdłuż sadku. Plakalam że strachu, nikogo w pobliżu nie bylo kto mógłby pomoc. Odgłosy nie ustawały a drzewa wciąż ruszały się mimo braku wiatru. Przerażona tym że na pewno ciała zmarłych zaraz wyjdą z sadku, pobiegłam przez pola i przeskoczyłem przez rów pełen wody żeby nie musiec iść wzdluz sadu a jakiś dotrzeć do domu.
Od wydarzenia minęło prawie 30, sad zostal wykarczowany ale jadąc do rodzinnego domu zawsze z przerażeniem patrzę w stronę tamtego miejsca.
Ostatnią straszną,( straszną przynajmniej dla mnie) historią a bardziej sytuacją, która wydarzyła się w życiu to : byłam wtedy w 3 klasie podstawówki. Bawiłam się z koleżankami na szczebelkach na placu zabaw. Moje koleżanki bawiły się w ten sposób że wchodziły na górę szczebelków i skakały z jednego na drugi. poszlam w ich ślady i zrobiłam to samo. Było super, ale tylko przez chwilę. Straciłam równowagę i poślizgnęłam się po czym spadłam brzuchem na inny szczebel.. bolało mnie to bardzo. Przybiegła do mnie wychowawczyni i poszła ze mną do chigienistki a ona powiedziała, że nic mi się nie stało( na szczęście)..
Druga historia także związana jest z tym samym placem zabaw i wydarzyła się rok później kiedy to byłam w 4 klasie podstawówki. Pamiętam tylko, że na boisku do koszykówki była czerwona plama przy koszu. Zapytałam k to panią. Powiedziała że ta plama to krew jednego z uczniów który gdy grał w kosza to gdy rzucał piłkę to zawiesił się na koszu piłka przeleciała ale cały ten STARY słup nie wytrzymał jego ciężaru i poprostu spadł na niego...🥀
Pozdrawiam serdecznie 😉😘
Pozdrawiam serdecznie 😉
Moja historia to wspomnienie z dzieciństwa raczej. Kiedyś wracałam razem z mamą do domu. Doczepił się do nas kot przybłęda. No i tak się stało że z nami został. Muszę dodać że w domu był już pies. Pies z kotem ogólnie wielka love ♥️♥️ A ich zabawy nie miały końca. I po powrocie ze szkoły getry mi opadły. Wszędzie leżały porozbijane donice, parapety zostały puste a biedne kwiatki rozdeptane. Nawet te wiszące kwietnikach ze sznurka. Ziemię sprzątaliśmy z mamą całe popołudnie. Niestety roślinki nie przeżyły. 🤯🤯🤯 Pozdrawiam
No i wczoraj polowałam w centrum ogrodniczym na Śląsku na kwiaty w promocji i okazało się że już prawie nic nie było ciekawego , dosłownie pustki na pólkach zamiast posiedzieć w domu przed laptopem i kupić u was bez bieganiny w promocji i to jest żart i niespodzianka ..... a dziś jak na dzień codzienny znów do was usiadłam i już po promocji ..... zróbcie kiedyś promocje nie weekendową jak siedzę przed kompem . Buziaczki dla was . Wy naprawdę kochacie kwiaty .
Moja historia wydarzyła się dawno, dawno temu, kiedy byłam dzieckiem i pojechałam na wakacje do dziadków na wieś. Babcia wybierała się w sobotę na wesele, a ja żeby nie zostać samej w domu w nocy, zaprosiłam kuzynkę i kuzyna. Mieliśmy zrobić sobie imprezę, włączyliśmy muzykę, były tańce, a jak zrobiło się ciemno, zrobiliśmy sobie wieczór i noc filmową. Oczywiście ktoś zaproponował horror i akurat był taki w programie telewizyjnym. W trakcie oglądania nagle przerwało nam film i pojawił się taki trzeszczący szary obraz, taki śnieżący. Do dziś pamiętam jak się wystraszyliśmy, na początku krzyczeliśmy, potem nikt nie chciał wyłączyć telewizora, bo to na pewno duch...Uciekliśmy na górę do sypialni. Dopiero jak babcia z dziadkiem wrócili późno w nocy, wyłączyli telewizor. Ale my nadal nie wiedzieliśmy co się stało. Dopowiadaliśmy sobie niestworzone historie. A rano dziadek wyszedł na dwór i okazało się, że winogron zarastał część ściany domu i zaczął się wspinać po kablu anteny telewizyjnej, aż ją zerwał i dlatego zniknął sygnał telewizyjny 🙂
Straszna historia związana z roślinami przydarzyła się co prawda nie mnie ale mojemu mężowi. Jako że mamy bardzo małą sypialnie, w której mieści się tylko łóżko to ja jak przystało na mała roślinna spryciare postanowiłam upchnąć rośliny na mikro wąskim parapecie okna od strony mojego męża zaś na karniszu nad nim zawiesić filodendrona scandensa. Sypialnia jest dość nasłoneczniona więc na parapecie wylądowały małe kaktusy. Filodendron z czasem wypuścił długi pęd, który ja skrzętnie zawijalam na jego doniczce żeby nie zwisał aż do łóżka. Pewnej letniej nocy kiedy okno w sypialni było otwarte, mój mąż nagle mówi do mnie "ej możesz wziąć swoje mokre włosy z mojej twarzy bo mnie smyraja". Ja zdziwiona odparłam, że nie smyram go po twarzy, po czym on jeszcze przez sen, że przecież czuje że co chwilę majtam tymi swoimi długimi kudlami po jego policzku :). Kiedy się obudził i zobaczył że ja i moje włosy grzecznie leżymy obok, wystraszony zerwał się z łóżka zrzucając na siebie przy okazji dwa kaktusy z parapetu i rozsypując całą ziemię i igły na naszą pościel. Po zapaleniu światła okazało się, że wiatr w nocy rozplatał scandensa, który frywolnie swoim pędem z gutujacymi liśćmi smyral męża po twarzy. Chyba z dwie godziny sprzątaliśmy łóżko. Odtąd w naszej sypialni wisi tylko ten scandens i to przycięty bardzo krótko 😃.
Moja straszne historia wydarzyła się tego roku w lecie… miałam piękna hoye bella. Zakupiona zreszta w misery boxie. Bardzo się z niej ucieszyłam bo myślałam o hoi od dłuższego czasu. Udało mi się ja już odratować . Pierwszy raz zakwitła na każdej łodydze pięknym pekiem biało-różowych kwiatów. Cudo. Skoro już taka piękna to trafiła w docelowe miejsce do osobnego pokoju na parapet jeszcze niezamieszkany przez rośliny. I tak żyła sobie i żyła… jednego razu zapomniałam do niej zajrzeć przez 2 tyg. Idę wiec skruszona z konewka, wchodzę , patrzę… a ona cała pokryta pajęczynami- dosłownie jak dekoracja na halloween. I tak zapoznałam się z przedziorkiem i pozegnalam z hoya… a parapet został pusty 😢
Przerażająca historia? Dwa lata temu postanowiłam przetrzymać u siebie trzy kociaki wyrzucone jesienią na posesję mojej mamy. Dwa z nich upodobały sobie doniczkę z opuncją na legowisko. Nie żaliły się na szpilki w łapach ale nie wierzę że ich tam nie było. A jak to z opuncją, nic nie widać, a wbite jest. Opuncja nie przetrwała :D
Może jest szansa na Aglaoneme Red Master? 🥰
Powinna niebawem powrocic
Straszna historia, świeżutka. Na balkonie mam sporą donice, w której zostały posadzone zioła. Krzaczki zostały zebrane (oskubane) i takie łyse badyle wypadałoby już sprzątnąć i wyrzucić. W tym celu wchodzę na balko i widzę powtykane w ziemię kości w tej donicy (11 szt.), kości z kurczaka 🤦 z tego co czytałam prawdopodobnie wrony/kawki znalazły miejsce do przechowywania 😖 Jeśli ktoś miał podobne doświadczenie albo ma teorie co tu się stało proszę o informację.
Raczej najstraszniwjsze historie przeżyliśmy w dzieciństwie. Ogólnie byłam strachliwym dzieckiem i bałam się sama spać. Zawsze wieczorem czmychalam do babci, która mimo iż zawsze się kręcilam i kopalam w nocy, przyjmowała mnie bez problemu, Och ta miłość babcina. I pewnej nocy obudziłam się i usłyszałam jakieś stukanie i pukanie w drzwi balkonowe. Miałam wrażenie że ktoś chciał do nas wejść i nagle przewrócił się przeogromny philodendron, tak kiedyś nazywano monsterę delicjosę,który stał przy drzwiach. Potem wszystko ucichło A ja już do rana nie usnelam i bałam się nawett oddychać. Czekałam na świt i aż się babcia obudzi . Najstraszniejsza noc w życiu. Oznak włamania nie było,A po prostu roślina była tak duża, że podpórki które miała nie wytrzymaly, nie było kiedyś palikow kokosowych tylko zwykle kije od szczotki A roślina była pod sam sufit z przeogromnymi liśćmi, pozdrawiam
Moja najstraszniejsza przygoda. Posadzenie drzewek owocowych, róż, nasturcji i 2 letnie awokado. Pielęgnowane, codziennie koło nich chodziłem. 1.5 miesiąca temu wychodzę popatrzyć jak roślinki a tu ani jednego liścia. Same poobgryzane kikuty. Łania się poczęstowała. Zobaczymy czy te rośliny przeżyją zimę🙄😭.
Czy nogę słonia mogę przesadzić w podłoże do storczyków?
Lepiej do kaktusow
Straszna historia z ostatniej chwili. Wymarzona hoja latifolia u Was na promocji! Już biegnę, pędzę, lecę, klikam, dodaje do koszyka bo ostatnia sztuka. Aż tu nagle horror komunikat... Nie mogę kupić bo brak na magazynie 🥺
Kiedy będzie jeszcze dostępna?
Najstraszniejsza historia z naciskiem na słowo straszna była wtedy kiedy córka ponacinała mi liście wszystkich roślin z zazdrości 😱🤯🤪 płakałam cały miesiąc
Historia pewnie wszystkim znana
Wśród roślinomaniaków jest często spotykana
Wracaliśmy do domu,jeszcze był dzień
A tam na mnie czekało roślin sześćdziesiąt pięć
Jeszcze torby w przedpokoju stały
A mnie już listeczki radośnie witały
Na pierwszy rzut oka cudownie wyrosły
Jakby szykowały się nie do zimy lecz do wiosny
Aby utrzymać prawidłowy wzrost
Ruszyłam po wodę idąc na wprost
Wtem nagle noc przyszła ciemna
Konewka wypadła i mina mi zrzedła
Stałam przez chwilę przed filkiem bez ruchu
A przędzior spod liścia wolał do mnie Akuku!
Przejrzałam szybko asortyment cały
Niestety również inne roślinki gościa spotkały
Co radzisz magiku, on czary odczynia
A ja wolę opryskiwacz pomarańczowy jak dynia
Już lepiej sie czują te moje roślinki
Chociaż kilka liści poszło niestety do ścinki
Dzień nastał, słoneczko już wstało
A ja dbam o to by badylkom już nic nie brakowało !
Pozdrowienia dla całej junglowej rodziny! 😁
Super wierszyk !
@@pumaTe Dziękuję 😊👍
Mieliśmy choinkę w doniczce na święta. Pewnego dnia się budzę, a pod drzewem pojawił się wielki intensywnie czerwony pająk. Okazało się, że tym pająkiem był śmierdzący grzyb palce diabła.
Ze strasznych historii przypominają mi się dwie: Byłam w domu sama z dzieckiem (około 4-letnim), zapadał wieczór, jestem sobie w łazience,a mój syn mówi: "mamo, za oknem są jakieś oczy". Dodam, ze mieszkam na 1 piętrze w bloku, więc raczej małe szanse, żeby ktoś przez okno zaglądał, ale oczywiście wyobraźnia zaczęła działać. Ale odważnie mówię do syna, że to pewnie światła od samochodu z parkingu odbijają się w szybie. Na co syn mówi "nie mamo, to wygląda jak duże oczy". Ja zagryzłam strach w zębach, wmawiając sobie, że przecież jestem dorosła i nie ma się czego bać. Z lekką jednak niepewnością wchodzę do pokoju, zobaczyć co to za tajemnicze oczy. Na szczęście tymi oczami, które widział syn okazała się lampka, która zapalona u nas w mieszkaniu odbijała się na podwójnej szybie okna tworząc te "oczy" które widział syn.
Druga historia również była w podobnych okolicznościach- ja sama w domu z synem, też to było w podobnym okresie, wieczór, szykuję dziecko do spania, czytam mu bajkę. I nagle syn mówi "mamo, dlaczego tam jest czaszka?". Trochę mnie zmroziło. Pytam gdzie ta czaszka i rozglądam się wokół co on ma na myśli. Więc on odpowiada "no tam, na oknie". Patrzę uważnie i mówię, że nie ma żadnej czaszki. I pytam jaka, co i gdzie dokładniej. On mówi, że "na oknie, taka duża, pomarańczowa". Na oknie nie było oczywiście nic takiego...do dziś nie wiem co on widział..., ale podobno dzieci czasem widzą różne dziwne rzeczy...
Swietny kanal.
kurcze chyba nie ogarniam tego YT bo nigdy nie widzę, która historia wygrała ;D
Piszemy w komentarzu zawsze pod filmem
Dziękuję za informację. Dopiero teraz mi się pojawił ❤️
Moja najstraszniejsza historia to jak wyjechałam na miesiąc na wakacje i poprosiłam przyjaciółkę żeby zajęła się moja junglą i poprosiłam ją o częste spryskiwanie mchu w którym ukorzeniały się moje Szczepki z misteryboxa w którym były takie okazy jak kolekcjonerskie maranty piper silvatinum epi pinnatum varie zamio varie itp. Kiedy wrocilam mech był doszczętnie wyschnięty tak jak szczepki w nim (były wtedy niesamowite upały). A niektóre z wyschniętych roślin były w wodzie z węglem w filiżankach po babci z jakieś bardzo wysokiej jakości porcelany. Żadnej rosliny nie odratowałam co więcej nie domyłam węgla z filiżanek 💀
Jak zapytałam kolezanki czemu nie spryskiwały mchu powiedziała ze spryskiwała ten w palikach ale nie zauważyła tego na parapecie w którym ukorzeniały się rosliny i jak ja zapytałam tuż przed przyjazdem jak tak moje Szczepki czy coś zaczęło się ukorzeniac to dopiero je zauważyła po fakcie i próbowała je ratować w wodzie 🫣
!!!UWAGA!!! po przeczytaniu tego nocne podróże samochodem mogą nie być już takie same
Opowiem Wam historię znajomej mojej mamy. Na każdym komu ją streszczałam, robiła ogromne wrażenie. Mianowicie pewnego późnego wieczoru pani pielęgniarka wracała po zmianie swoim autem przez niewielką miejscowość. Jej uwagę przykuł pewien niepasujący element. Tuż obok szosy leżał przewrócony rower. Jako osoba z personelu medycznego poczuła obowiązek zbadania sytuacji. Wysiadła więc z auta nie zamykając go i przemierzyła pobocze w poszukiwaniu poszkodowanego. Ku jej zdziwieniu nikogo nie zastała. Nieco zdziwiona wsiadła z powrotem do auta i udała się w drogę do domu. Po kilku kilometrach zauważyła, że śledzi ją ciężarówka. Miga do niej nieustannie światłami. Nieco zdenerwowana postanowiła zjechać na najblizsze pobocze, którym okazała się stacja paliwowa. Kierowca ciężarówki wysiadł razem z nią z pojazdu. W tym momencie z auta pielęgniarki wybiegł w popłochu zamaskowany mężczyzna. Okazało się, że nieznajomy kierowca uratował jej życie, ponieważ gdy ona szukała na poboczu rannego rowerzysty do jej auta zakradł się człowiek i jechał z nią przez ten cały czas na tylnym siedzeniu pojazdu. Kierowca ciężarówki zauważył go i jego nieczyste zamiary. Po dokładnym przeglądnięciu auta kobiety wydało się, że mężczyzna zostawił w nim sznur, którym prawdopodobnie chciał zrobić jej krzywdę. Sprawa została zgłoszona na policję ale bez rezultatu. Pamiętajcie moi drodzy rośliniarze by trzymać się na baczności i blokować drzwi auta podczas postoju.
Jeśli ktoś jest ciekawy miejsca akcji wydarzyło się to w podwrocławskiej miejscowości
😱😱😱
Pierwszy raz usłyszałam ta historię zaraz jak zdałam prawko, tylko oczywiście sytuacja miała miejsce pod Warszawą, gdzie mieszkałam. Z rok chyba nie jeździłam po zmroku, zawsze zablokowane wszystkie drzwi. 😂😂😂Do tej pory mam nawyk zamykania samochodu, nawet jak idę zapłacić na stacji. A legenda pochodzi z lat 60tych, gdy rzeczywiście zbiegły morderca ukrył się przypadkowo w samochodzie policjanta. Makabra🤯
Moi rodzice uprawiają warzywa na sprzedaż, przed wyjazdem na wakacje pokazali sąsiadom jak podłączyć wodę żeby podlać rośliny, po powrocie okazało się że kilkaset brokułów kompletnie uschło bo sąsiedzi zapomnieli że jest tam podłączony wąż..
Kiedy moja córka dzwoni i mówi, mamo zabijesz mnie ...wiem, doniczka już jest rozbita na podłodze...nie ma co zbierać
Jak byłam dzieckiem mama zawołała mnie na jedzenie. Wychodząc z pokoju zostawiłam otwarte drzwi. W pewnym momencie mama zaczęła się zastanawiac gdzie podziała się moja młodsza siostra. Wpada nagle do pokoju, młoda siedzi sobie na parapecie zewnętrznym ( za oknem) i macha nogami. Bloki 4 pietro. Do tej pory mam traumę i we własnym mieszkaniu klamki w oknach mam kluczyk co by moim dzieciom też taki ciekawy pomysł jak mojej siostrze nie wpadł do głowy
niestety nie zdążyłam
Historia miała miejsce parę lat temu w domu obok. Niedawno zmarł właściciel mieszkania spadając ze schodów. Po paru dniach odbył się pogrzeb i wszystko było dobrze. Aż do tego dnia. Przyjechała jego siostra i postanowili zakopać jego mózg w ogrodzie. Każdy był temu przeciwny nawet my sąsiedzi, ale ich to nie obchodziło i zakopali mózg pod drzewem w ogrodzie. I od tego momentu wszystko się zaczęło. Po paru dniach od tego incydentu zaczęliśmy słyszeć jakby płacz dziecka. Nikt nie wiedział o co chodzi przecież nikt nie miał dziecka w okolicy, później zaczęliśmy podejrzewać że młody kot gdzieś wlazł i nie mógł wyjść. Więc postanowiliśmy wejść do domu zmarłego wujka. Weszliśmy ale nic nie znaleźliśmy ani kota ani dziecka. Więc uznaliśmy że wrócimy do domu. Bo nie mogliśmy nic znaleść. Jednak znowu coś usłyszaliśmy tym razem nie przypominało to płaczu dziecka. To uznaliśmy że znowu wejdziemy do tego domku nieświadomi tego co zaraz znajdziemy. W sypialni zmarłego wujka sam z siebie bujał się bujany fotel. Sądziliśmy że to przez przeciągi ale wszystkie okna były zamknięte a ten dziwny dźwięk co słyszeliśmy to skrzypienie podłogi jakby ktoś po niej chodził. Przestraszeni tym co zobaczyliśmy i usłyszeliśmy czyli skrzypienie podłogi i bujanie się fotela który nie miał żadnych powodów by się bujał wybiegliśmy z tego domu szybciej niż kot. I mieliśmy nadzieję że nigdy już nie wejdziemy do tego domu. I nie weszliśmy, on postanowił do nas przyjść a konkretnie do spiżarni gdzie wspólnie trzymaliśmy w niej ziemniaki. Babcia zeszła po ziemniaki i wystraszyła się to co zobaczyła. A konkretnie tego co umarł w tym domu w całej swojej odsłonie, wystraszyła się i pobiegła sprwrotem do domu. Od tamtego czasu omijamy szerokim łukiem dom wujka jak i do spiżarni schodzi tylko dziadek z lampką.
Ta historia zdarzyła się na prawdę i była trochę jak niskiej klasy horror. Przynajmniej takie było założenie, bo to był prank, który chciałem zrobić żonie i córkom na „wszystkoświątkowym” wyjeździe. Zatrzymaliśmy się w hotelu w dużym polskim mieście. Rodzina wybrała się na kolację do restauracji a ja się osiągałem i wróciłem sam do pokoju. Zrobiłem scenkę jaką sobie wymyśliłem i dołączyłem do reszty. Wracając do pokoju miałem ubaw obserwując jak mała kłótnia rozpoczęta w windzie przerodziła się w zaskoczenie i strach. Wcześniej kupione balony nadmuchalem i podlozylem w poslanie naszej kilkumiesięcznej córki. Balon w czapeczce był mocny. Żona się przeraziła, starsza córka się śmiała. Najgorzej nasze niemowlę. Zdaje się, że boi się balonów i całą noc się budziła co pare minut z płaczem. 😅 ale żart był udany moim zdaniem. Pozdrawiam