==ANGELIKA== Moja historia rozpoczyna się prawie rok temu, kiedy to przeprowadziłam się do innego miasta na studia. Już na samym początku poznałam fajną ekipę, wśród nich był chłopak, któremu ewidentnie wpadłam w oko. Bardzo się zaangażował, gdy się spotykaliśmy na imprezach spędzał ze mną każdą chwilę, nawet nie mogłam porozmawiać na spokojnie z koleżankami, ponieważ nie odstępował mnie na krok. Nie był jednak nachalny, jego towarzystwo mi odpowiadało, ponieważ był bardzo wesoły, rozrywkowy, miał naprawdę wielu znajomych i nie dało się z nim nudzić. Po pewnym czasie ludzie zaczęli nas traktować jak parę, miedzy nami jednak nic nie szło do przodu, choć jego przyjaciele mówili, że jeszcze nigdy się tak nie zaangażował w żadną znajomość. Nie spotykaliśmy się na co dzień, jedynie wieczorami razem z pozostałą paczką. Jakoś po miesiącu czy dwóch moje obowiązki na uczelni zaczęły mi wypełniać coraz więcej czasu, przestałam więc wychodzić w tygodniu, ponieważ to studia były moim priorytetem. On ze swoich zrezygnował, znalazł fajną pracę, a cały pozostały czas wypełnił imprezami, czasami aż z przesadą, ponieważ potrafił wrócić do domu po kilku dniach... Spotykaliśmy się coraz rzadziej, aż w końcu dowiedziałam się, że znalazł sobie dziewczynę. Mimo, że między nami tak naprawdę nic nie było, nawet pocałunku (oprócz takiego w policzek), to trochę mnie to zabolało, wtedy sama nie zdawałam sobie sprawy, dlaczego. Jednak pogadaliśmy na spokojnie, uznaliśmy że dobrze się potoczyło, że możemy być przyjaciółmi, bo z racji odmiennych charakterów związek raczej by nam nie wyszedł, a szkoda nam siebie stracić. Wydawało mi się, że wszystko wyjaśnione, a na drugi dzień on powiedział nagle dziewczynie, że musi sobie przemyśleć, co naprawdę do niej czuje. Spotkał się ze mną, trochę wypiliśmy, całowaliśmy się, do mieszkania wróciłam nad ranem z ogromnym kacem (głównie moralnym, bo jednak nie zerwał definitywnie z dziewczyną), ale jednocześnie do teraz twierdzę, że to był najlepszy wieczór w moim życiu. Wtedy uznałam, że może warto spróbować zaryzykować, że nie zawsze muszę być poukładana, że tak naprawdę mam dosyć swojego nudnego życia i chciałabym trochę wyluzować, razem z nim. Jednak on doszedł do odmiennych wniosków... Powiedział, że nie chce mieć w tym momencie dziewczyny, że nie chce się w nic angażować, jednocześnie mówiąc jaka to jestem dla niego ważna i jak bardzo nie chce zniszczyć więzi między nami. Byłam załamana, ale nie dałam tego po sobie poznać, przyjęłam to na klatę. On miał nadzieję, że dalej będziemy się przyjaźnić, ale mi było bardzo ciężko. Przez dłuższy czas nie spotykaliśmy się, ograniczyliśmy jakiekolwiek kontakty. Gdy po pewnym czasie emocje opadły, gdy zaczęłam powoli nie myśleć o nim dzień i noc...natknęłam się na niego na mieście. Chwilę pogadaliśmy, umówiliśmy się na spotkanie ze znajomymi, znowu spędziliśmy cały wieczór razem. Wspomnienia powróciły, moje uczucie znowu odżyło. Potem wymieniliśmy kilka wiadomości i cisza, kontakt się urwał. Taka sytuacja powtórzyła się kilkakrotnie, przebiegała różnie, albo było to kilka wiadomości, telefon, spotkanie bądź kilka spotkań, ale potem zawsze kontakt znowu się urywał, a ja zostawałam znowu w rozsypce myśląc o nim. Dam sobie rękę uciąć, że on daje o sobie znać wtedy, gdy ja już powoli zaczynam sobie z tym wszystkim radzić, nie wiem jak on to robi... Przekonywałam się, że to nie jest żadna wielka, niespełniona miłość tylko po prostu zauroczenie, że gdybyśmy chcieli to byśmy byli razem. Że sama wiem, że to nie ma sensu, że jego zachowanie i sposób życia nie odpowiadałby mi na co dzień. A wystarczyła jedna wiadomość od niego, jeden sms i to wszystko legło w gruzach. Jedno jego spojrzenie, gdy widzieliśmy się nagle gdzieś w tłumie i byłam pewna, że on coś do mnie czuje. Kiedyś trafiłam przypadkiem na naszych wspólnych kolegów, przysiedli się do mnie w barze, trochę wypiliśmy i oni zaczęli mówić o tym chłopaku. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie, jak to wyszło, ale oni twierdzili, że mu bardzo na mnie zależy, że za dobrze go znają, żeby mógł ich oszukać i że jego uczucie wobec mnie nie zmieniło się od października. Wysłuchałam, przyjęłam, ale nic z tym nie zrobiłam, bo i co? Oni byli dużo bardziej pijani ode mnie, nawet nie wiem czy dokładnie pamiętali, co mówili. Wtedy zbliżał się koniec roku akademickiego, a wraz z nim decyzja - wracam do domu czy tam zostaję? Razem z rodzicami ustaliłam, że wrócę do mojego miasta rodzinnego, załatwili mi tutaj pracę na ten czas, zresztą moi znajomi też się rozjeżdżali, nie było sensu tam siedzieć. I chociaż takie były oficjalne plany, to ja do końcu byłam zdecydowana, że zostanę, jeśli on się odezwie... Chciałam spędzić z nim wakacje, chciałam się przekonać czy poradzilibyśmy sobie razem, chciałam się trochę rozerwać, zaszaleć, a nie spędzić kolejne nudne wakacje w małym mieście... Jednak on się nie odezwał, a ja wróciłam do domu. W pracy poznałam chłopaka - sympatyczny, spokojny, widać, że jest mną zainteresowany. Dużo rozmawiamy, ostatnio nawet zaprosił mnie na wesele do swojego kolegi, ja się zgodziłam. I kiedy pewnego dnia sobie pomyślałam, że może coś z tego będzie, to w nocy odezwał się ON. Zadzwonił, aby zapytać się, czy wyjechałam do domu, czy zostałam, bo chciałby się spotkać... Nie spałam pół nocy, wszystko do mnie wróciło. Wiem, głupia jestem, że mimo tego wszystkiego żywię do niego ciągle jakieś uczucie. Czasami żałuję, że nie dałam nam szansy od razu, gdy tylko go poznałam. Wtedy stwierdziłam, że muszę być rozsądna, zająć się studiami. I co mi z tego przyszło? Jestem sama, mój kierunek jest strasznie nudny, nie spełnia moich oczekiwań, na dodatek we wrześniu czekają mnie dwie poprawki, mimo iż poświęciłam dużo czasu, aby przygotować się do egzaminów. Całe wakacje pracuję, poznałam chłopaka, z którym miałabym szansę na jakiś związek, a ja ciągle myślę o tym z przeszłości... Oglądam zdjęcia, które on dodaje. Ciągle jakieś imprezy, wyjazdy, nowi znajomi. Myślę o tym, jak bardzo chciałabym być teraz z Nim. Zazdroszczę mu tego luzu, podejścia do życia, założenia że nie ma tego złego. Spotykając się z nim też taka byłam, wszystko było takie proste. Porównuję do niego każdego chłopaka, przy nikim nie czuję się tak jak przy nim, z nikim się tak nie rozumiem. Z nikim nie cieszę się tak bardzo ze zwykłego siedzenia na ławce przez pół nocy... Jak sobie poradzić z tym uczuciem? Jak zapomnieć i ułożyć sobie życie? Czy warto angażować się w nowy związek, gdy myślę o kimś innym...? Pytań jest sporo, cała historia może trochę niesensowna i naiwna, wybaczcie. Liczę jednak na jakieś odpowiedzi...
PIĘKNA PIOSENKA
_____________♥
CIEPLUTKO POZDRAWIAM UŚMIECH
SERCA ZOSTAWIAM:) ŻYCZĘ
MIŁEGO WIECZORU
Milutkiegi Asiu.
Kazimierz Szyszka
wzajemnie :))
Supereczek cukiereczek ****** BRAWO ***** Milutkich Walentynek, Pozdrawiam :)
*Piękny utwór,super opracowanie***
Szczęśliwych Walentynkowych chwil życzę,pozdrawiam serdecznie,uściski.♥.
очень и очень красиво. спасибо за видео
Hi ....;-)
Superb walentynkowy prezent w postci fajnego clipka
BUENISIMO
==ANGELIKA==
Moja historia rozpoczyna się prawie rok temu, kiedy to przeprowadziłam się do innego miasta na studia. Już na samym początku poznałam fajną ekipę, wśród nich był chłopak, któremu ewidentnie wpadłam w oko. Bardzo się zaangażował, gdy się spotykaliśmy na imprezach spędzał ze mną każdą chwilę, nawet nie mogłam porozmawiać na spokojnie z koleżankami, ponieważ nie odstępował mnie na krok. Nie był jednak nachalny, jego towarzystwo mi odpowiadało, ponieważ był bardzo wesoły, rozrywkowy, miał naprawdę wielu znajomych i nie dało się z nim nudzić.
Po pewnym czasie ludzie zaczęli nas traktować jak parę, miedzy nami jednak nic nie szło do przodu, choć jego przyjaciele mówili, że jeszcze nigdy się tak nie zaangażował w żadną znajomość. Nie spotykaliśmy się na co dzień, jedynie wieczorami razem z pozostałą paczką. Jakoś po miesiącu czy dwóch moje obowiązki na uczelni zaczęły mi wypełniać coraz więcej czasu, przestałam więc wychodzić w tygodniu, ponieważ to studia były moim priorytetem. On ze swoich zrezygnował, znalazł fajną pracę, a cały pozostały czas wypełnił imprezami, czasami aż z przesadą, ponieważ potrafił wrócić do domu po kilku dniach... Spotykaliśmy się coraz rzadziej, aż w końcu dowiedziałam się, że znalazł sobie dziewczynę. Mimo, że między nami tak naprawdę nic nie było, nawet pocałunku (oprócz takiego w policzek), to trochę mnie to zabolało, wtedy sama nie zdawałam sobie sprawy, dlaczego. Jednak pogadaliśmy na spokojnie, uznaliśmy że dobrze się potoczyło, że możemy być przyjaciółmi, bo z racji odmiennych charakterów związek raczej by nam nie wyszedł, a szkoda nam siebie stracić. Wydawało mi się, że wszystko wyjaśnione, a na drugi dzień on powiedział nagle dziewczynie, że musi sobie przemyśleć, co naprawdę do niej czuje. Spotkał się ze mną, trochę wypiliśmy, całowaliśmy się, do mieszkania wróciłam nad ranem z ogromnym kacem (głównie moralnym, bo jednak nie zerwał definitywnie z dziewczyną), ale jednocześnie do teraz twierdzę, że to był najlepszy wieczór w moim życiu. Wtedy uznałam, że może warto spróbować zaryzykować, że nie zawsze muszę być poukładana, że tak naprawdę mam dosyć swojego nudnego życia i chciałabym trochę wyluzować, razem z nim. Jednak on doszedł do odmiennych wniosków... Powiedział, że nie chce mieć w tym momencie dziewczyny, że nie chce się w nic angażować, jednocześnie mówiąc jaka to jestem dla niego ważna i jak bardzo nie chce zniszczyć więzi między nami. Byłam załamana, ale nie dałam tego po sobie poznać, przyjęłam to na klatę. On miał nadzieję, że dalej będziemy się przyjaźnić, ale mi było bardzo ciężko. Przez dłuższy czas nie spotykaliśmy się, ograniczyliśmy jakiekolwiek kontakty. Gdy po pewnym czasie emocje opadły, gdy zaczęłam powoli nie myśleć o nim dzień i noc...natknęłam się na niego na mieście. Chwilę pogadaliśmy, umówiliśmy się na spotkanie ze znajomymi, znowu spędziliśmy cały wieczór razem. Wspomnienia powróciły, moje uczucie znowu odżyło. Potem wymieniliśmy kilka wiadomości i cisza, kontakt się urwał. Taka sytuacja powtórzyła się kilkakrotnie, przebiegała różnie, albo było to kilka wiadomości, telefon, spotkanie bądź kilka spotkań, ale potem zawsze kontakt znowu się urywał, a ja zostawałam znowu w rozsypce myśląc o nim. Dam sobie rękę uciąć, że on daje o sobie znać wtedy, gdy ja już powoli zaczynam sobie z tym wszystkim radzić, nie wiem jak on to robi... Przekonywałam się, że to nie jest żadna wielka, niespełniona miłość tylko po prostu zauroczenie, że gdybyśmy chcieli to byśmy byli razem. Że sama wiem, że to nie ma sensu, że jego zachowanie i sposób życia nie odpowiadałby mi na co dzień. A wystarczyła jedna wiadomość od niego, jeden sms i to wszystko legło w gruzach. Jedno jego spojrzenie, gdy widzieliśmy się nagle gdzieś w tłumie i byłam pewna, że on coś do mnie czuje.
Kiedyś trafiłam przypadkiem na naszych wspólnych kolegów, przysiedli się do mnie w barze, trochę wypiliśmy i oni zaczęli mówić o tym chłopaku. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie, jak to wyszło, ale oni twierdzili, że mu bardzo na mnie zależy, że za dobrze go znają, żeby mógł ich oszukać i że jego uczucie wobec mnie nie zmieniło się od października.
Wysłuchałam, przyjęłam, ale nic z tym nie zrobiłam, bo i co? Oni byli dużo bardziej pijani ode mnie, nawet nie wiem czy dokładnie pamiętali, co mówili. Wtedy zbliżał się koniec roku akademickiego, a wraz z nim decyzja - wracam do domu czy tam zostaję? Razem z rodzicami ustaliłam, że wrócę do mojego miasta rodzinnego, załatwili mi tutaj pracę na ten czas, zresztą moi znajomi też się rozjeżdżali, nie było sensu tam siedzieć. I chociaż takie były oficjalne plany, to ja do końcu byłam zdecydowana, że zostanę, jeśli on się odezwie... Chciałam spędzić z nim wakacje, chciałam się przekonać czy poradzilibyśmy sobie razem, chciałam się trochę rozerwać, zaszaleć, a nie spędzić kolejne nudne wakacje w małym mieście... Jednak on się nie odezwał, a ja wróciłam do domu. W pracy poznałam chłopaka - sympatyczny, spokojny, widać, że jest mną zainteresowany. Dużo rozmawiamy, ostatnio nawet zaprosił mnie na wesele do swojego kolegi, ja się zgodziłam. I kiedy pewnego dnia sobie pomyślałam, że może coś z tego będzie, to w nocy odezwał się ON. Zadzwonił, aby zapytać się, czy wyjechałam do domu, czy zostałam, bo chciałby się spotkać... Nie spałam pół nocy, wszystko do mnie wróciło. Wiem, głupia jestem, że mimo tego wszystkiego żywię do niego ciągle jakieś uczucie. Czasami żałuję, że nie dałam nam szansy od razu, gdy tylko go poznałam. Wtedy stwierdziłam, że muszę być rozsądna, zająć się studiami. I co mi z tego przyszło? Jestem sama, mój kierunek jest strasznie nudny, nie spełnia moich oczekiwań, na dodatek we wrześniu czekają mnie dwie poprawki, mimo iż poświęciłam dużo czasu, aby przygotować się do egzaminów. Całe wakacje pracuję, poznałam chłopaka, z którym miałabym szansę na jakiś związek, a ja ciągle myślę o tym z przeszłości... Oglądam zdjęcia, które on dodaje. Ciągle jakieś imprezy, wyjazdy, nowi znajomi. Myślę o tym, jak bardzo chciałabym być teraz z Nim. Zazdroszczę mu tego luzu, podejścia do życia, założenia że nie ma tego złego. Spotykając się z nim też taka byłam, wszystko było takie proste. Porównuję do niego każdego chłopaka, przy nikim nie czuję się tak jak przy nim, z nikim się tak nie rozumiem. Z nikim nie cieszę się tak bardzo ze zwykłego siedzenia na ławce przez pół nocy...
Jak sobie poradzić z tym uczuciem? Jak zapomnieć i ułożyć sobie życie? Czy warto angażować się w nowy związek, gdy myślę o kimś innym...? Pytań jest sporo, cała historia może trochę niesensowna i naiwna, wybaczcie. Liczę jednak na jakieś odpowiedzi...
AAAAAAA zawiklana historia:)
milosc jest niezwykle silnym uczuciem ktorego nie latwo zapomniec.....zostaje w
To much boosting of the lower frequenties in the audio, a pitty, good song offcourse ♪♪
What´s the name of the actress? Thank you!