Podróż do PERU cz.2: Paracas- Islas Ballestas/ White Island

Поделиться
HTML-код
  • Опубликовано: 7 фев 2025
  • W drugiej części naszej filmowej relacji z podróży po Peru nadal pozostajemy w okolicy miasta Ica. Tym razem pokazujemy Wam całodniową wycieczkę do Rezerwatu Narodowego Paracas, który obejmuje obszar zatoki i półwyspu Paracas oraz archipelag Islas Ballestas.
    Jeszcze w Polsce, szukając ciekawych miejsc do zwiedzania w Peru, natrafiliśmy w Internecie na przepiękne zdjęcia pokazujące pingwiny Humboldta (z Madagaskaru :D), lwy morskie, mnóstwo ptaków: kormoranów, albatrosów, pelikanów i innych. Ten peruwiański raj nazywany jest „Małym Galapagos” - bo gatunki i liczba zwierząt na kilometr kwadratowy dorównuje swojemu pierwowzorowi. Stwierdziliśmy, że musimy tam być i dodaliśmy Islas Ballestas do naszej trasy w Peru.
    Kupując wycieczkę od naszego kierowcy wiozącego nas do Huacachiny dowiedzieliśmy się, że w cenie 100 soli od osoby (plus 20 soli od osoby za wjazd do rezerwatu) jest całodniowe zwiedzanie okolicy - oprócz wysp, w programie mieściły się jeszcze cztery ciekawe plaże: od kamienistej i klifowej po piaszczystą z krystaliczną wodą, niestety bardzo zimną - około 15 stopni, co nie nastrajało nas do kąpieli :D Temperatura wody jest tak niska za sprawą zimnego Prądu Peruwiańskiego, który opływa większość zachodniego wybrzeża Peru. Wyjątkiem są miejsca na północnym zachodzie kraju, gdzie prąd nie dociera - to podobno raj dla surferów z przyjemną temperaturą wody.
    Ale wracając do naszego Galapagos… Nie udało się nam popłynąć na same Islas Ballestas, ponieważ w tym czasie prąd był ponoć wyjątkowo mocny i musieliśmy obrać kurs na pobliskie White Island. Wyspy należą do tego samego archipelagu, zwierząt tam więc także nie brakowało. Mogliśmy rozpływać się nad gapciowatymi pingwinami i podziwiać majestat wygrzewających się w słońcu lwów morskich. Dla miłośników natury to obowiązkowy punkt programu podczas wizyty w Peru! Co ważne, trzeba na tę wycieczkę dobrze się ubrać - na łódce jest po prostu zimno. Dodatkowo, przez cały czas wieje zimny wiatr znad wody… Więc koniecznie zabierzcie kurtkę i coś na głowę!
    Podczas zwiedzania zatoki fajnym bonusem był także, wyryty na klifie, 128-metrowy geoglif przypominający kandelabr (lub ewentualnie kaktusa). To niesamowita namiastka rysunków z Nazca - gdzie my akurat nie jechaliśmy. Podjęliśmy taką decyzję, ponieważ musielibyśmy na to poświęcić dzień-dwa dłużej, a żeby tak naprawdę te rysunki zobaczyć, trzeba dodatkowo wykupić lot samolotem - za 100 dolarów od osoby. Nas ciągnęło już w góry, mieliśmy napięty grafik podróży i niestety z tej atrakcji zrezygnowaliśmy. Niektóre busy jadące do Arequipy zatrzymują się na chwilę w tamtejszym punkcie widokowym, ale podobno z niego można zobaczyć tylko fragment jednego rysunku, więc my daliśmy sobie z tym spokój.
    W peruwiańskich wycieczkach organizowanych przez lokalne biura podróży fajne jest to, że pomiędzy przejazdami czas spędza się tak, jak się chce. Nikt nas nie prowadził za rękę do łódki, nikt później nie wyznaczył miejsca, gdzie mamy plażować. Musieliśmy tylko (lub aż) pojawić się o umówionej godzinie przy busie. My nie jesteśmy zwolennikami grupowych wycieczek, wolimy wynająć auto i jeździć, gdzie nas oczy poniosą. Ale w Peru zrobiliśmy wyjątek.
    Po pierwsze na miejscu nie mieliśmy czasu na poszukiwania lokalnych transportów publicznych, po drugie te wycieczki były tanie i dobrze zorganizowane, po trzecie kto przyjedzie do Peru i zobaczy, jak tam się jeździ, wymusza, walczy o życie na drodze :D i jakie są korki - od razu zrozumie, a po czwarte czasami taki przejazd okazywał się po prostu korzystniejszy - wyjeżdżało się później (np. o 3 zamiast o pierwszej w nocy z dworca autobusowego), bus odbierał nas sprzed samego hotelu, a do tego cena nie była o wiele wyższa, niż w przypadku lokalnych autobusów. Polecamy dopytywać i sprawdzać szczegóły wycieczek, czasami można się nadziać na nudy i chodzenie w grupie - my tego uniknęliśmy i bardzo nas to cieszy.
    Po powrocie z Paracas do Huacachiny mieliśmy tam jeszcze wykupioną jeszcze jedną noc w hostelu, ale z niej nie skorzystaliśmy, ponieważ nocnym autobusem ruszyliśmy już do Arequipy. Czekało nas 14h jazdy, a nie chcieliśmy stracić ani jednego dnia z naszej przygody. W tym górskim i gorącym rejonie czekały na nas kanion Colca i wulkan Chachani - czyli to, co kochamy najbardziej - górskie klimaty, wędrówki i wysokość. Ale o tym już za tydzień - w kolejnym odcinku 😊

Комментарии •