W tych statystykach giną najważniejsze rzeczy: - Na czym dzieci spędzają czas w szkole w różnych krajach? - Na czym polegają zadania domowe? Na pracach kreatywnych, czy na przepisywaniu? - Jaka jest motywacja dzieci co do zadań domowych? Dla wiedzy, umiejętności, z ciekawości, czy dla oceny? Niestety przez wielu nauczycieli praca domowa jest traktowana jako element kontroli lub przerzucania obowiązków nauki na rodziców.
Oczywiście to prawda, że duża część nauczycieli zadaje bezsensowne zadania domowe, które polegają na przepisywaniu i to jest straszne, ale pytanie jest inne. Czy dlatego, że cześć nauczycieli zadaje bezsensowne zadania domowe to znaczy, że trzeba zakazywać zadań domowych? Sam uczę chemii (fakt że na poziomie liceum) i powiem Pani, że nie da się nauczyć chemii nie ćwicząc jej samemu w domu. Wiele przedmiotów polega na tym, że trzeba samemu w ciszy i spokoju przeanalizować zadanie, sposób rozwiązania, żeby później móc skorzystać z narzędzi, które nauczyciel przekazuje nam na lekcji.
każdy kto prowadząc laboratoria na studiach miał 70+% grupy, dla której pojęcie "sin x " to nieodgadniona matematyka, zgodzi się, że dla większości czas spędzony w szkole nie ma znaczenia
@@nowy5 oczywiście że tak, bo moim zdaniem większość ludzi nie powinna iść na studia wyższe. Idą, bo trzeba mieć magistra. Żeby to "sin x" był nieodgadnioną matematyka. Na moich studiach dla niektórych wejściówka z przeliczania dawek leków (czytaj układanie proporcji) było nie do przejścia.
no i gitara, zamiast prac domowych bedzie odpytywanie i klasowki, bo skads trzeba oceny wziac - dzieci sa glupie wiec wydaje im sie ze to fajny pomysl, a straca na tym najbardziej - bo kto lubil odpytywanie albo klasowki?
Jaki jest sens mierzenia EFEKTYWNOŚCI programu nauczania liczbą godzin spędzonych w szkole czy na pracach domowych? To może zróbmy w szkołach sypialnie? Wtedy ten czas to będzie 24/7. Podejście Januszowskie, tak sama jak siedzenie w pracy 8h, gdy swoją robotę wykonało się w 5h. Czas nie jest tutaj miernikiem efektywności.
Pamiętam, że w podstawówce dostałem 1 z biologii, bo nauczyłem się nie tej definicji komórki, która podała nauczycielka tylko tej z książki do biplogii. Były niemal te same, ale ona chciała "uczyć posłuszeństwa". Musiało to być traumatyczne, skoro pamiętam to do dziś a było to w 1995 roku😅
U nas na biologii tak było notorycznie i nauczycielka mówiąca we wrześniu, że dawno nie było tak dobrego podręcznika, później stwierdziła, że zawiera on błędy rzeczowe.
Na studiach będzie gorzej. Musisz znać 4 wersję jednej definicji według innych osób i musisz to pamiętać. Co z tego że definicja dobra jak nie według tego autora a innego
@@barreden1499 Akurat w biologii to jest normalne, że istnieje wiele definicji tego samego zjawiska, ponieważ w biologii nie ma żadnych sztywnych ram i tak np. mamy kilka definicji samego życia, a gatunek jest definiowany na około dwadzieścia różnych sposobów.
@@MankindDiary a gatunki bakteryjne to już w ogóle. Tam się niemal każdy z każdym materiałem może wymienić. Niektórzy badacze nie uznają pojęcia "gatunek bakteryjny", ale są w mniejszości.
@@kopiec6565 Moja metoda była inna. Wyniki bdb. "Przepisywanie" podręcznika to jak czytanie. Nie widzę w tym niczego złego. Pamięć nie tylko słuchowa , ale i wzrokowa.
@@euzebiuszzagorski1437 na tym polega problem, zapamietywanie informacji i przepisywanie podrecznika, wyniki bdb z zakutego materialu ale gdzie w tym umiejetnosc krytycznego myslenia. W obecnym swiecie liczy sie kreatywnosc i krytyczne myslenie, i tego niestety szkola nie uczy
Pamiętam jak musiałam czytać Krzyżaków w wakacje. Słońce świeciło, dzieciaki biegały a ja siedziałam i czytałam Krzyżaków. Szkoła zabiła we mnie miłość do książek jeszcze zanim odkryłam, że to może być ciekawe. Na szczęście na jakichś tam wagarach trafiłam do Empiku i tam właśnie zaczęłam czytać ;)
Do czytania nie da sie zmusic, a do ksiazek trzeba dorosnac. Jest mega duzo madrosci w lekturach szkolnych - ale czesto sa zbyt hardcorowe dla mlodziezy. Ja uwielbiam sienkiewicza, za to prusa docenilem dopiero niedawno przed 40ka.
@@HCforLife1 u mnie na odwrót. W dzieciństwie i w wieku 20-25 czytałem dużo. Od koło 30-stki zaczęło mnie to nudzić i teraz rzadko coś czytam, wolę oglądać filmy/seriale.
To dla kontrastu: czytałem Krzyżaków w wieku 13 lat i pokochałem się z tą książką. Nigdy bym też nie sięgnął po parę moich ulubionych pozycji książkowych, gdyby nie zmusiła mnie szkoła. Moją ulubioną książką jest "Lalka", ale kocham też np. "Chłopów", "Imię Róży" czy "Mistrza i Małgorzatę". Jasne, w LO tempo czytania było dla mnie za duże i nie udało mi się czytać wszystkiego, ale jedną z najmilej wspominanych rzeczy przeze mnie ze szkoły jest kanon lektur. Ile tam jest dobra! Tylko wydaje mi się, że ludzie nie potrafią tego docenić, bo jeżeli zmuszają, to znaczy, że to jest okropne, bo przecież to przyjemnych rzeczy się nie zmusza.
U mnie to samo! Nieczytam do dzisiaj! Ale przynajmniej dumnie powiem, ze nigdy nie stracilem slonca czy szansy na football! Az tak sie nie dalem zgnebic! Szkola to szkarada!
@@Kr_Maja czytalem jak szalony w podstawowce, a w liceum weszly lektury i rzucilem fikcje na zawsze! Przysiega! Ale wrocilem do filmow bo trza sie angielskiego nauczyc, no nie?
Powiem wam tak, w szkole średniej nie było życia. Siedziało się po 7 - 8 lekcji dzień u dnia, przesiadywanie na przystankach w oczekiwaniu na autobus, podróż do domu, odrabianie lekcji, praktycznie cały czas jakieś kartkówki, sprawdziany. Nawet weekendów nie było bo trzeba było się uczyć na sprawdziany następnego tygodnia. Zapierdal gorszy niż w każdej robocie.
Mało tego, nawet nie mogłeś na chorobowe sobie pójść. Chorowanie w szkole oznacza, że musisz nadrobić wszystko w domu, żadnego sprawdzianu nie puszczą tobie płazem.
@@mistyczny94Dobrze że ja nie mam problemu ze zdrowiem mam na myśli, że mam dobrą odporność, bo odczuwam większy stres gdy nie pójdę do szkoły, bo nie chodzenie się nie opłaca tylko zaległości sobie niestety stworzysz (tak jak powiedziałeś)
Mam inne doświadczenia. W liceum lekcji było pomiędzy sześć a osiem dziennie, nad zadaniami domowymi spędzało się różną ilość czasu, zależy, co było zadane i z jakiego przedmiotu, bo napisanie wypracowania zajmowało jednak więcej czasu niż X zadań z matematyki, ale też wypracowań nie pisało się codziennie i zwykle miało się na to więcej czasu (w sensie, że nie były zadawane "na jutro"). Miałam czas na czytanie książek niebędących lekturami, na wyjście na podwórko, na oglądanie ulubionych seriali, na członkostwo w drużynie harcerskiej (dwie zbiórki w tygodniu, wyjazdy na biwaki co kilka weekendów). Fakt, że nie musiałam dojeżdżać, bo szkołę wybrałam jak najbliższą domu, właśnie ze względu na oszczędność czasu. No i z reguły nie kułam na sprawdziany i kartkówki, bo nie musiałam, wystarczało mi to, co zapamiętałam z lekcji plus to, czego się nauczyłam / co utrwaliłam dzięki zadaniom domowym.
A ja dodam do tego życie towarzyskie, koncerty, spacery, biblioteki, audycje w trójce itp.itd. Ale wtedy nie było Internetu:))) i na to wszystko jakimś cudem był czas. Aż sama się dziwię
Mam 17 lat i uważam, że drobne prace domowe (takie na kwadrans) powinny występować. Nakłada to na dzieci obobiązek i uczy systematyczniści. Pamiętam jak miałem 6 lat i dostałem pierwszą pracę domową. Bardzo nie chciałem jej robić, ale dzięki temu trochę zrozumiałem, że w życiu trzeba robić również rzeczy których się nie chce. Jeśli dziecka nie przymusi się do obowiązków, w przyszłości nie będą ich wykonywać.
To o czym Pan mówi, jest tak prawdziwe i oczywiste, że aż szkoda, że trzeba to minister edykacji uświadamiać. Reforma edukacji w takiej formie to krzywda dla całego pokolenia. Chodziłam do szkoły w latach siedemdziesiąlych, moja córka w dziewiedziesiątych. Ostatnio porównałam podręczniki z tamtych czasów z obecnymi. Wniosek- moje pokolenie i pokolenie mojej córki musiało się uczyć więciej.
Nigdy nie zapomnę jak musiałam robić kilkadziesiąt zadań z matematyki w piękny letni dzień. Siedzenie nad pracami domowymi zawsze mi zajmowało kilka dobrych godzin po szkole. Nigdy nie miałam czasu na odpoczynek dlatego w końcu przestałam się uczyć i poddałam się. Nie rozumiem jak można powiedziec ze to zły pomysł?? Przecież właśnie wtedy jest czas na nauke do sprawdzianów i kartkówek i na realizacje swoich pasji
Według przeciwników braku zadań domowych panuje jednak przeświadczenie, że dziecko nie może posiadać pasji a w przyszłym życiu albo musi być matematykiem, polonistą lub będzie kopać rowy jeśli zadań domowych nie będzie. Zawsze lubiłem ten zwrot ze strony nauczycieli i miło po 15-20 latach widzieć jak Ci co mieli kopać rowy zarabiają kilka razy więcej od tych co mieli latać na księżyc dzięki piąteczkom w szkole.
Pół dnia spędzasz w szkole, gdzie głównie marnujesz czas, a kolejne pół dnia przeznaczasz na zajęcia pozalekcyjne, korepetycje, itp. żeby nauczyć się tego czego powinni nauczać w szkole. Potem kończysz szkołę, idziesz na studia, do pracy, próbujesz się usamodzielnić i okazuje się, że nie masz bladego pojęcia jak funkcjonuje świat i jak się w nim odnaleźć, bo nikt Cię tego nie nauczył czy mieszkanie kupić czy wynająć, jak konstruować umowy i na co zwracać uwagę, jak nie dać się wykorzystywać w pracy, jak oszczędzać i inwestować, jak się dalej rozwijać... Przez to wszystko większość osób jest tak zmęczona i zdołowana wchodząc w dorosłość, że wpadają w stagnację praca-dom-praca, żeby tylko jakoś przeżyć kolejny dzień, bez jakichś większych perspektyw na przyszłość. Dlatego najlepiej jak najwcześniej stawiać na indywidualną naukę i rozwój, bo obecny system edukacji poza czytaniem i pisaniem niewiele uczy i raczej nie prędko się to zmieni, a dzięki takiej indywidualnej nauce jest szansa, żeby się wybić z tego chorego systemu.
@@tiosesuko Ogólnie to jest niewykonalne takie typowe indywidualne podejście, bo grupy musiałyby liczyć max 4-5 uczniów, a zwyczajnie nie ma tylu nauczycieli. Można to natomiast łatwo rozwiązać skupiając się na nauczaniu jak się uczyć, skąd pozyskiwać wiedzę i jak odróżniać przydatne, prawdziwe informacje od fake newsów, propagandy, itp. Młody człowiek z natury jest ciekawy świata, a mają narzędzia (komputer, książki) oraz podstawę jak się uczyć sam w wolnej chwili będzie przyswajał potrzebną wiedzę. Nauczyciel jedynie by pomagał coś wyjaśnić w razie potrzeby lub wskazywałby przydatne źródła wiedzy. + warto pamiętać o roli rodziców w procesie nauczania i wychowania, a o tym często się zapomina. Rodzice często mają wywalone na to czego i jak się uczą ich dzieci, albo ze zwykłego lenistwa, albo z braku czasu, bo są zapracowani, albo dlatego, bo samym im nie chciało się uczyć i nie potrafią dziecku przekazać żadnej przydatnej wiedzy. Tak więc sporo jest tu do naprawienia, dlatego tak ważne jest żeby zachęcać młode osoby do samokształcenia i zamiast wybierać jakieś patokanały na yt, zainteresować się rzetelnymi materiałami popularnonaukowymi. Teraz cała wiedza ludźkości jest dla każdego na wyciągnięcie ręki, trzeba tylko wiedzieć gdzie szukać.
80% dzieciństwa spędzamy w szkole lub na nauce, potem idziemy do pracy gdzie spędzamy większość naszego czasu. W domu trzeba ogarnąć sprawy i sen i z życia nie zostaje nam za wiele. Żyjemy po to by się uczyć, pracować, spać i umrzeć.
Panie Tomaszu miałem te same wątpliwości. Cieszę się, że w naszym imieniu formułuje to i zbiera w merytoryczną całość ktoś tak kompetentny jak Pan. Pozdrawiam
Tyle mówi się w kontekście work-life-balance i tego że nie potrafimy skupić się na pracy dostatecznie będąc wydajnymi. Jednocześnie nie potrafimy wypoczywać, ze względu na przenoszenie obowiązków z pracy, na grunt prywatny. Jednak czemu się dziwić, skoro od najmłodszych lat uczymy dzieci niezaradności w kontekście podziału czasu na pracę i resztę życia. Nauka jest w szkole, a w domu, jest czas na inne zajęcia. Jeżeli jest potrzeba spędzenia więcej czasu na naukę, zróbmy to w szkole. Nie róbmy naszym dzieciom krzywdy, i nie każmy im mentalnie "spędzać" całego dnia w szkole.
Zgadzam się. Tym bardziej że z 80% wszystkich tematów z obecnego programu nauczania jest w ogóle nie przydatna w życiu i wmuszają to dzieciom, podczas gdy dorosną to budzą się że podstawowych rzeczy nie umieją jak np. sprawy z PITami, urzędowe, nie mają już na nic ochoty na żadną naukę bo już są najzwyczajniej zmęczeni i kojarzą naukę z czymś nieprzyjemnym niż ciekawym.
Jasne, nie każmy dzieciom "mentalnie spędzać" całego dnia w szkole, niech "fizycznie" spędzają cały dzień w szkole. Niech uczą się tylko w szkole, tylko w wyznaczonym czasie, to na pewno nauczą się jak później w pracy wprowadzić work-life-balance, wcale nie będą oczekiwały, że ktoś będzie im palcem pokazywał co kiedy i jak mają robić. Rodzice nie powinni dzieciom pomagać w odrabianiu prac domowych, bez sensu żeby rodzice martwili się czego i jak uczy się ich dziecko, od nauki to jest szkoła a nie dom, przecież gdyby rodzice chcieli uczyć to by byli nauczycielami a poza tym to oni już z pracy wyszli i teraz jest life balance a nie work balance i chcą odpocząć od obowiązków. Na szczęście jak chodziłem do podstawówki to rodzice nie traktowali pomagania mi w nauce jako pracę, pewnie przez to później na studiach opowiadałem rodzicom czego się uczę i nie raz nie dwa "uczyłem" ich tego czego sam musiałem się nauczyć. No ale ja zostałem źle wychowany przez rodziców, zamiast być "dobrze" nauczonym przez obce osoby.
Mam wątpliwości czy da się tak prosto porównać czasy spędzone w szkole przez dzieci w Polsce i w innych krajach, bo to co dzieci robią w tym czasie w szkole może się zasadniczo różnić. Nie muszą być to zwykłe lekcje w ławkach, tylko w ciekawszej formie i też to co dzieci robią na zajęciach dodatkowych poza szkołą, tam może być w standardzie.
Walczycie ze statystyką, czasami choć rzadko może być błędna ( w zależności od tego czy jest obiektywna ) ale wasze wypowiedzi to odwracanie kota ogonem. Skupiliście się na jednej rzeczy która wam nie pasuję i przez to według mnie negujecie cały film. Też mnie zabolało to trochę ,że według tej statystyki my w Polsce spędzamy mniej czasu od innych, ale to nie jest główny problem tego filmu
To co pisze szanowny adwersarz wygląda na gdybanie - może to, może tamto. Z tego co wiem w na naszym kontynencie, a może i świecie raczej króluje tzw. system pruski, czyli przedmioty, czyli siedzenie w ławkach, czyli dzwonek na lekcje, i zapewne też klasyczne prace domowe. Owszem formy mogą być różne, ale nie radykalnie. Coś zupełnie odmiennego mamy na przykład w Finlandii. Proszę poszukać na ten temat informacji. Proszę też sprawdzić jak to wygląda w innych krajach. Proszę sprawdzić jak zbiera się dane dla PISA zanim zacznie szanowny adwersarz oceniać i podważać porównania.
@@MeHow4kBo opiera się na założeniu, że w większości krajów wygląda podobnie. Króluje tzw. "system pruski". Kompletnie inny system edukacji mamy w Finlandii.
Prace domowe w szkole podstawowej w moich czasach (z wszystkich przedmiotów) to była może godzina - półtorej dziennie. Jeżeli nauczyciel przesadził to po prostu się nie odrabiało, a teraz w takim przypadku wini się rodziców. Sam jestem po studiach i zdarzyło mi się pomagać młodszemu bratu. Na przykład odrobienie 3 stron ćwiczeń z matematyki (10-15 zadań) zajmowało nam 1-2 godziny, gdzie sam spędziłby na tym resztę dnia *NA TYLKO JEDEN PRZEDMIOT*. Dzisiaj dzieciom zadaje się 3-4 x więcej materiału do domu niż robią na lekcji. Rezultat? Prace domowe odrabiają rodzice, co ciekawe często korzystając z opracowań w internecie. Nauczyciele przerzucili swoją pretensjonalność z dzieci na rodziców, którzy mają jeszcze inne obowiązki domowe po pracy. Jeżeli nie da się pohamować tego ograniczając czas teoretycznego wykonania zadań przez ucznia, to zadań w szkole podstawowej nie powinno być wcale.
Zadania w podstawówce powinny być ogólnorozwojowe, nie stricte teoretyczne. Powiedz dziecku, by poszło na spacer i pozbierali liście, które potem będą omawiać na lekcji pod względem gatunku i anatomii, czy rzuć myśl, aby każdy z uczniów zaproponował i przedstawił sytuacje, w których widzi zależność praw fizyki czy chemii. To nie są aż tak wymagające czasowo zadania, a bardzo pomagają w ukształtowaniu się mózgu i jego funkcji myślowych. Tyle że wiadomo, że my nie uczymy człowieka żyć, tylko robić pod dyktando- pokolenie pracowników. Pozdrawiam serdecznie
nie mam pojęcia skąd te statystyki ale brakuje w nich mnóstwa danych, albo jakichś wyjaśnień z Twojej strony; też spędzałem mniej czasu w szkole ale tylko dlatego, że nie jadłem tam obiadów, nie siedziałem w zorganizowanych miejscach do nauki, bo takich nie było, ani nie miałem od razu zajęć pozaszkolnych, bo guess what, napieprzałem zadania domowe w domu całymi dniami, bo chciałem być dobrym uczniem i chciałem mieć dobrą pracę w przyszłości - typowe myśli młodej osoby; żałuję tego do dzisiaj - jestem już po 30stce; przeleciały mi najlepsze lata życia na wkuwaniu bezsensownych wierszy, czytaniu lektur, które były tragicznie i nic nie wnosiły do mojego życia, pisaniu rozprawek, obliczania związków chemicznych, itp.; zadania domowe to najgorsze ścierwo i jeśli od czegoś trzeba zacząć zmiany w edukacji, to jest to dobry kierunek, oby to pociągnęło dalsze zmiany
Niestety panuje jakieś dziwne przekonanie, że zadania domowe mają jakikolwiek wpływ na posiadaną czy nabywaną wiedzę zupełnie tak, jakby nikt nie chodził do szkoły i nie miał świadomości jak wygląda rzeczywistość. Wykuwanie bezsensownych dat, czytanie kretyńskich lektur, siedzenie nad matmą, której się nie rozumiało, a której to dzięki wspaniałym zadaniom domowym, uwaga, nadal nie kumam. Problemem szkoły jest przeświadczenie, że jako dorośli będziemy mieć do wyboru 3 zawody na krzyż: matematyk, polonista, kopacz rowów. Obecnie wykonuję zawód, którego nauczyłem się sam a co ciekawsze, uczyłem się go w zaoszczędzonym czasie na odrabianiu lekcji, do których przykładałem się całkowicie minimalnie. Była to jedna z lepszych decyzji w moim życiu.
@@TonyMobyCoby oczywiście że zadania domowe mają wpływ na posiadaną wiedzę. to nie podlega żadnej dyskusji. możesz twierdzić że do niczego w życiu nie przydało ci się nauczenie na pamięć sonetu "Wysokie drzewa" Leopolda Staffa, ale przecież nie że przed i po tej nauce twoja wiedza była taka sama.
@@bogaczew Widzę, że każdy broniący zadań domowych, jakby nie ma świadomości, że istnieje coś takiego jak pamięć KRÓTKOTRWAŁA i DŁUGOTRWAŁA. Sam fakt, że nauczę się na pamięć wiersza nie oznacza, że automatycznie przybędzie mi wiedzy, bo uwaga, ten wiersz będzie chwilowo utrwalony w pamięci krótkotrwałej i po krótkim czasie zniknie. Nie będzie po nim śladu a więc finalnie nic nie utrwaliłem, nic się nie nauczyłem a jedynie straciłem swój czas. Stąd też Twoje założenie, że mój stan wiedzy mimo wszystko będzie inny jest błędne. Napisz sobie na kartce 10 cyfrową liczbę, wyucz się jej na pamięć, odczekaj pół dnia/dzień i spróbuj ją odtworzyć z pamięci. Dokładnie tak samo działa kucie idiotycznych dat na sprawdzian z historii. Jestem bardzo ciekaw ile z nich pamiętasz po dziś dzień. Jeśli niewiele to znaczy, że jednak wiedzy Ci nie przybyło (choć tak twierdzisz). Jeśli natomiast pamiętasz ich bardzo dużo to będzie oznaczać, że lubisz historię i jest to swego rodzaju zainteresowanie/pasja, które rozwijasz bo TO LUBISZ a nie MUSISZ utrwalać. Sam orłem z matematyki nie byłem, ale jednak ambicje miałem. Robiłem co mogłem by ją zrozumieć/ogarnąć. Chodziłem na korki, przykładałem się. Jaki jest efekt finalny? Dokładnie taki sam jak przed korkami. Nadal jej nie rozumiem i nie ogarniam, ale według Twojej tezy powinno być inaczej bo ją POWTARZAŁEM I UTRWALAŁEM. Brednia na kółkach.
@@sajrxplful Siedzenie i dziobanie to są akurat złe nawyki. Właściwy nawyk to jest taki: mam górę roboty, jak zrobić ją efektywniej. Ściąganie, odpisywanie i inne rzeczy uważane w szkole za 'oszukiwanie' mają więcej wspólnego z tym co się potem w życiu robi niż zakuwanie na pamięć. W życiu nawet jak się robi research jakiego tematu, to tylko po to żeby zrobić jakiś projekt na tej podstawie, w szkole katujemy dzieciaki wielomianami, albo budową pantofelka, co nie ma potem żadnego praktycznego przełożenia. Za to potem brakuje czasu na porządną naukę języka obcego, co akurat jest fundamentalne dla wykonywania zawodów twórczych, a Polacy po angielsku mówią po prostu okropnie, bo nie ma czasu na szlifowanie. I jeszcze cała ta oracja dr Rożka odrzuca taki fakt jak jakość kadr w szkołach. Nie można mówić że coś jest dobre, bo działa gdy jest dobry nauczyciel. Dobrych nauczycieli jest 3%, ogromna większość nauczycieli jest przeciętna i szkoła musi realizować to co się sprawdza przy przeciętnych nauczycielach i przeciętnych uczniach.
Z tą statystyka pisa jest problem w z wiązku z tym, że np w Australii badane było do 11 klasy a w Polsce tylko do 8. Czas spędzony rośnie wraz z latami spędzonymi na edukacji. Warto spojrzeć też jak wygląda statystyka samopoczucia uczniów i odczuć co do swoich umiejętności. Krzysztof M. Maj zrobił o tym cały materiał polecam.
Farmazony - w roku szkolnym jest załóżmy 180 dni nauki to daje średnio 3,7h dziennie. Czyli idę na 8 i wychodzę przed 12? K**WA chciałbym! Średnio? Czyli co, mam rozumieć, że w pierwszych klasach jeszcze mniej? Nie żebym się chwalił, ale ja w 3 klasie podstawówki miałem zajęcia od 8 do 12:35 bodajże, czy ja jestem z Australii??? -My najmniej czasu? Od lat widziałem wiele danych o ilości godzin lekcyjnych na dzień i Polska przodowała w Europie, to inni chodzą w soboty, czy jak? -Finlandia znacznie mniej w domu, a więcej w szkole? Ile więcej - według tej pożal się Boże statystyki tylko trochę. Z czego wynika, że Finlandia ma równie niewiele godzin nauki co Polska, a jednak ich system jest chwalony na świecie i odnosi sukcesy.
Bardzo ciekawe argumenty. Niedawno słuchałem wywiadu Krzysztofa Maja z Anną Szulc, tam pojawiły się inne argumenty. Może dałoby się zorganizować debatę na ten temat z którąś z wymienionych osób?
A może odcinek porównawczy systemy edukacji? co maja na zajęciach, jakie maja zajęcia, czy mogą swoje pasje w trakcie szkoły rozwijać? Porównać Polskę i Australie np samo liceum.
Wiem iż nie ma żadnego problemu w rozdmuchaniu zwrotu "praca domowa" na wszystko co dziecko robi w domu. Dla mnie jednak jako ucznia z rocznika 91 praca domowa to zwrot jednoznaczny wskazujący na przepisywanie czegoś do zeszytu, zadania matematyczne czy też wyznaczone w tak zwanych ćwiczeniach(książka z zadaniami do uzupełniania) lub rysunki na sztukę czy technikę itp. Zadawanych na dany, bliski, termin i sprawdzany na lekcji. W mojej szkole zawsze było jasne co stoi za tym terminem i jako takich zgadzam się z usunięciem prac domowych. Prace długoterminowe, prezentacje czy projekty to inna para kaloszy, podobnie lekturami bądź z nauką na sprawdzian czy kartkówkę. Jeśli dany uczeń nie złapał czegoś na lekcji to uczy się w domu i nie jest to praca domowa. Praca domowa to tylko i wyłącznie żmudne powtarzalne zadania które trzeba wykonać na "jutro" bez względu da to czy już to umiesz czy też nie.
Po co usuwac prace domowe? kto chce niech robi. Przeciez nikt nie zmusza do wykonywania pracy domowej, najwyzej dostajesz strzale... Ja jebe ale macie problemy.
Właśnie o to chodzi, żeby większość złapała. To jest naturalne, że ktoś szybciej, a ktoś wolniej się uczy, jednak z tego nie wynika, że te wiedzę nie trzeba utrwalać.
@@1986Lupos Zgadzam się, nie ma potrzeby ich usuwać, wystarczy usunąć potrzebę ich odrabiania. Tzn. Jeśli ktoś chce dostać dodatkową ocenę albo podgonić średnią, proszę bardzo. Jeśli zaś uważasz, że 3.0 na koniec wychodzące Ci z pozostałych ocen jest ok i wolisz iść na trening piłki zamiast ślęczeć nad ćwiczeniami z maty, droga wolna. Nauka wyboru nie przymusu.
@@Rocket0222 ale prawda jest taka, że nie ma potrzeby ich odrabiania. Uczeń nadrabia innymi aktywnościami. Powiedzmy, że nie miałes czasu odrobic pracy, strzała spoko. Znajde czas na odrobienei w innym terminie i już bedzie ocena poprawiona.
Tak, program jest przeładowany i właśnie przy obecnym przeładowanym programie, lepiej będzie BEZ prac domowych. Nie o czas tu chodzi tylko o jakość czasu w szkole. Nie będzie sukcesem przeładować dziecko, tak że będzie musiał szukać pomocy u rodziców. Czy dziecko rozwija się tylko w sztywnym systemie szkolnym? Przeciwnie! Uważam, że prace domowe mogłyby być, ale tylko wtedy kiedy czas spędzony w szkole ze względu na JAKOŚĆ czasu tam spędzonego - będzie ograniczony do minimum zapewniającego płynne wejście w dorosłość.
W klasach 1-3 większość nauczycieli najtrudniejsze zadaje do domu. Robią to i tak rodzice. Czytanka czy słówka to nie jest praca domowa. Ma to być wyraźnie dookreślone przez ministerstwo.
Pamiętam jak skończyłem technikum i rozpocząłem pracę. Byłem w szoku ile mam czasu wolnego popołudniu - miałem czas na sport, rekreację i znajomych! Uczyłem się dobrze i bardzo dobrze ale teraz z tego materiału pamiętam niewiele. Skrócenie programu - zdecydowanie i zadań minimum! :) pozdrawiam serdecznie !
Mój kolega z US wysłał swoje dzieci do prywatnej szkoły. Część przedmiotów obowiązkowych, ale są też do wyboru. Szkoła średnia która kształci kandydatów na studia. Przedmioty do wyboru, jego córka chodziła na literaturę, syn na przedmioty techniczne. Te techniczne przedmioty uczyły, zachęcały na studia inżynierskie. Nastolatek nauczył się czytania, projektowania i wykonania. Syn jest poszedł w kierunku budownictwa, córka jest na prawie. U nas wszystko musisz umieć, zabijasz chęć rozwoju.
Zastanawiam się, czy na te statyski nie ma wpływu to, jak się rozumie pracę domową. Dla mnie praca domowa, to zadane jakieś ćwiczenie pisemne. To zazwyczaj długo nie zajmowało. Natomiast później było uczenie się na odpytywanie na każdą lekcję na dzień następny i do "sprawdzianów". To zajmowało bardzo dużo w starszych klasach i szkole średniej. Także jakby ktoś mnie spytał o pracę domową to powiedziałbym tylko o części pisemnej i to faktycznie nie zajmowało długo. A zgadzam się z tym, że ze zmianami powinna iść zmiana programu nauczania.
to niezłe uczenie się do odpytywania na każdą lekcje, albo wybrałeś sobie szkołę która próbowała cisnąć w jakichś wynikach, albo nasze szkoły aż tak się różniły. sam chodziłem do technikum, z połową nauczycieli była dojrzała relacja, uczyć się na odpytywanie musiałem dosłownie na jeden przedmiot ;v
Oczywiście, że poziomy w liceach/technikach mogą się DRASTYCZNIE różnic. Z czego biorą się te rankingi. Lepsi uczniowie idą da lepszych szkół bo chcą iść na konkretne studnia, gdzie też jest wymagany konkretny poziom itp itd
@@p1nek319 No sorry, ale mieszkając w jakiejś Koziejdupce Dolnej gdzie najbliższe większe miasto jest oddalone 30 km to raczej nie ma się luksusu wyboru szkoły. U mnie był wybór pomiędzy dwoma szkołami
Praca domowa to coś co nauczyciel zadaje do zrobienia w domu. Natomiast to, że uczeń powtarza materiała z lekcji w domu, utrwala go, to normalny proces uczenia się. W żadnej dziedzinie uczenie się nie ogranicza się tylko do przekazywania wiedzy. Zawsze jest tak, że osoba ucząca się powtarz materiał, doczytuje z podręczników samodzielnie. W przyladku nauki związanejnze sportem, muzyką czy innymi zajęciami manualnymi osoba ucząca się samodzielnie musi wykonywać ćwiczenia, treningi w celu wyrobienia kondycji, pamięci mięśniowej.
Twoje dziecko nie będzie robić PRAC DOMOWYCH, bo szkoła tuska ma przygotowywać do PRAC POLOWYCH przy zbiorze szparagów u Niemca. Czego tu polaczku nie rozumiesz??...
Całkowicie się zgadzam. Ja najlepiej uczę się metodą klasy odwróconej - przed daną lekcją otrzymuje się materiały do czytania, czy jakieś zadania jako zadanie domowe, a na samych zajęciach jest omawianie tematu mając uprzednie wprowadzenie. Dobrze się sprawdza przy niektórych przedmiotach czy tematach.
Nauka powinna być przyjemnością, a nie przykrym obowiązkiem. Jest to możliwe, jeśli pokaże się dziecku, jak interesujący jest otaczający go świat, i gdy dostrzeze ono, że warto go bliżej poznać. A do tego potrzebne są różne aktywności wykonywane z dzieckiem, wycieczki, wspólne czytanie, różne zabawy. A nie dawanie mu telefonu zeby sie zajął sobą i nie zawracał głowy dorosłym
@@1986Luposno ma być przyjemnością. Dlaczego nie trzeba do tego dążyć? A no tak, żeby "frqjery" pokorni pracowali tam gdzie pracują, a nie było rozwiązania jak to zmienić.
@@jonatanlerner nie rozumies :D jak działa swiat. Oczywiscie, że trzeba sie starac robic w zyciu to co sie lubi, jednak jesli 100% ludzi robiło by to co im sie podoba wtedy nastała by anarchia, państwa by upadły i nie było by za kolorowo.
@@1986Lupos a czy ja powiedziałem, że chodzi mi o takie zajęcia ludzi, które prowadzą do anarchii? Nie widzę tego, aby doszło do anarchii przez to że każdy wybiera kierunek edukacji z pasji
Nie wiem jak u was ale mnie całe życie rodzice zmuszali i zmuszali, prace, syf kiła i mogiła, na ten moment mam 24 lata i nic nie pamiętam już ze szkoły oprócz wiecznych awantur że muszę coś zrobić albo się nauczyć, większość lekcji przespana, zmarnowane tylko życie i dzieciństwo, a te godziny to jakiś istny żart. Od 8 do 11/12 to najlepsze co istniało, jak już zaczynała się godzina od 8 do 14 to nie dało się wysiedzieć, gorzej niż w pracy, dosłownie. Szkoła to koszmar, praca jest o wiele lżejsza i przynajmniej ci za to płacą.
Mnie nikt do niczego nie zmuszał, bo nie musiał mnie zmuszać - zadania domowe odrabiałam bez przymusu, oceny przynosiłam dobre, więc nikt się nie czepiał, czy się uczę. A pamiętam piosenki z klas 1-3, fragment wiersza po rosyjsku, którego przez osłuchanie nauczyłam się na zastępstwie w 4 klasie, rosyjski alfabet, którego po podstawówce już nigdy nie używałam, prawie całą "Panią Twardowską" i kilka innych wierszy, których uczyliśmy się na pamięć, definicję fotosyntezy, wykutą na blachę w bodajże 6 czy 7 klasie. Oraz trochę wzorów matematycznych, jak wzory na pola niektórych figur i objętości niektórych brył, i, żeby było zabawnie, wzory skróconego mnożenia, które z kolei na nic mi były po ukończeniu liceum... czyli praktycznie ich nie używałam przez ostatnie 30 lat. Dlaczego pamiętam? Bo sobie to od czasu do czasu przypominam, powtarzam. Zupełnie bez powodu. Tak działa ludzki mózg: kiedy się czegoś uczymy, tworzą się nowe połączenia między neuronami, kiedy to utrwalamy, dana informacja trafia do pamięci długotrwałej, ale jeśli przestaniemy coś sobie powtarzać przynajmniej raz na jakiś czas, to połącznia między neuronami zanikają, a miejsce w pamięci długotrwałej zajmują inne rzeczy. Widać to doskonale po nauce języków obcych: jeśli uczyło się jakiegoś języka, ale się go potem nie używało, to się go zapomina. To jest całkowicie normalne, to ludzka fizjologia, mechanika działania człowieka. Proste: jeśli chcesz coś pamiętać, powtarzaj to. Nie kilka godzin ciurkiem, ale co jakiś czas, nawet kiedy uważasz, że już to umiesz. Bo tak, teraz może i umiesz, ale bez powtarzania prędzej czy później zapomnisz. Życie.
Jednym z argumentów wynikających z badań dotyczących zadań domowych (Stanford, artykuł na który się powołuję jest na ich stronie internetowej opublikowany w 2014 roku, napisany przez Cliftona B. Parkera) właśnie wskazuje na to, że mniejsza liczba zadań domowych pozytywnie wpływa na motywację, czyli w dłuższej mierze właśnie na wyniki w nauce i na zdrowie psychiczne. Imo w filmie brakuje głębszego spojrzenia na sprawę. To nie jest takie proste jak zostało to przedstawione. I poza właśnie wynikami w nauce, ważne jest chociażby zdrowie psychiczne uczniów...
Z tym spędzaniem przez dzieci czasu w szkole to bym bardzo uważał. Sprawdziłem i na przykład w Belgii ( większości szkół) dzieci odrabiają prace domowe siedząc w szkole po zajęciach. No i ten czas jest wliczony do czasu spędzonego w szkole:) Tak na marginesie to odrabianie pracy domowej w szkole/świetlicach pod okiem nauczycieli to nie jest najgorszy pomysł tylko że horrendalnie kosztowny. Inna sprawa że w tym czasie ( w przypadku młodszych dzieci) obydwoje rodzice mogą dłużej popracować.
Odrabianie w szkole/świetlicy ma też na celu wyrównywanie szans edukacyjnych, i może ekonomicznie jest to kosztowne, ale w dłuższej perspektywie to jest inwestycja w jakość społeczeństwa.
I tak to powinno wyglądać: to nie powinna być "praca domowa" - czyli de facto zrzucanie przez nauczyciela swojej pracy na rodziców, tylko "praca do samodzielnego wykonywana" i być wykonywana w swoim środowisku pracy, czyli w szkole (np. w świetlicy).
@@Becisz Tylko jak widzisz w szkolnej świetlicy wszystkie klasy odrabiające zadania domowe? W podstawówce jest osiem roczników, powiedzmy że po dwie klasy w roczniku, niech będzie 25 dzieci w klasie - jaka świetlica pomieści 400 uczniów odrabiających zadania domowe w tym samym czasie?
Przejście z etapu uczenia się do stałego zatrudnienia przyniosło dla mnie przynajmniej jedną dużą korzyść: uwolnienie od ciągłych zadań, wypracowań, przygotowań do przepytywań i sprawdzianów. Mój czas wolny po pracy jest już tylko dla mnie, nie muszę wykrawać godzin na naukę, odchodzi stres, że ktoś mnie będzie rozliczać z tego, co udało mi się (a raczej czego nie udało) zrobić/przyswoić. Po latach jednak zaczyna brakować mi nieco takiego okazjonalnego chociażby "powkuwania". O co mi tu chodzi: zauważam, że jednak informacje, których się nie powtarza, zasłyszane jeden raz daty, nazwiska, fakty uciekają szybko z pamięci. Mogę sobie oglądać filmy dokumentalne, czytać artykuły czy książki, wydaje mi się, że przyswoiłam jakąś wiedzę, niestety ulatnia się ona dużo prędzej, niż gdyby się na chwilę przysiadło, powtórzyło pewne rzeczy na głos, spróbowało zapamiętać tak, jak kiedyś po szkole. Może więc nie same zadania domowe są całkiem złe, ale ich forma oraz sposób rozliczania z nich uczniów. Bo na koniec tego wywodu jedno wspomnienie: miałam kiedyś w szkole lekcje języka obcego, dwie godziny pod rząd. Dostawaliśmy mnóstwo zadania domowego, a w szkole całą jedną godzinę lekcyjną zajmowało ich sprawdzanie. Czy więc nie można było choć części tego materiału po prostu przerobić z nami na bieżąco w klasie?
tylko teraz możesz sobie "powkuwać" jak coś jest dla Ciebie ważne, istotne, albo jak Cię interesuje, inspiruje, ciekawi.. a całą resztę, jeżeli uznasz za zbędną możesz pominąć. W szkole tego wyboru nie było, trzeba było wkuwać wszystko. Ot, taka drobna różnica.
Akurat nauka języka to to wyjątkowy przypadek ponieważ zwłaszcza na początku jest to w 70% nauka na pamięć słów. Pozostałe po 15% to gramatyka i słuchanie języka. Mówię to jako osoba która zaczęła sama jako dorosły uczyć się języka azjatyckiego od zera. Dlaczego mówię że zapamiętanie słów? Ponieważ na początku jak znasz mało słów to słuchanie nic ci nie da. Musisz znać z 70% slow użytych w wypowiedzi żeby być wstanie domyślić się reszty. Gdy zacząłem się uczyć samemu dopiero wtedy doceniłem jak wielkie znaczenie miało nauczenie się nieregularnych czasowników na ang.
@@justynab.8368 Pewnie że temat jest złożony. Pewnie że trenowanie mózgu niesie sporo pozytywów, tylko czy wkuwać trzeba wszystko co każą jak leci, nawet coś co nas realnie nie interesuje i dodatkowo w życiu się nie przyda? Nawet jakby na pamięć w szkole uczyli jak się PIT rozlicza, to za chwilę zmienią się ulgi i zaprogramowany człowiek nie wyjdzie poza ramy które przyswoił, no i nic nowego nie wpisze w zeznanie, to chyba też nie o to chodzi? A trenować mózg można na wiele sposobów, zapamiętywać można te rzeczy, które faktycznie się chce..
Temat jest dyskusyjny. Wiedzy nie da się wlać do głowy. Uważam, że nie powinno być zadań przymusowych. Nic nie stoi na przeszkodzie zadawania zadań dobrowolnych, zwłaszcza w starszych klasach.
Ja do dzisiaj, dobijając 40-tki wspominam dlugie popołudniowe godziny odrabiania zadań domowych. Nie pamietam już czego miały mnie nauczyć, pamiętam ile tego było. A zakładam że do dzisiaj jest jeszcze gorzej, a nie lepiej, znając polskie szkolnictwo....
Z tego jak ja pamiętam swoją edukację (od tamtej pory na pewno dużo się zmieniło), to w szkole podstawowej (wtedy 6 klas) zadania domowe nie były problemem, bo nie było ich tak dużo. To serio była powtórka i utrwalenie z lekcji. Ale już w gimnazjum czy liceum odrobienie lekcji i nauka regularnie zajmowały po pare godzin popołudnia. A mnie i tak dobrze w szkole szło, niektórzy potrzebowali więcej czasu niż ja. Efekty tego były takie, że trzeba było kombinować i część odpuścić. Fizycznie nie dało się odpowiednio przygotować na każdy z kilkunastu przedmiotów w tygodniu.
@@cyrylkowalczyk9392 to prawda. Sam uczę kilkanascie lat i jeszcze nigdy nikogo nie zapytalem na ocenę. Kartkowki niezapowiedzianej Też nie robię. To jest bez sensu. Pozdrawiam
ale kto ci kazal robic te zadania domowe? napisz sprawdzian na 5, nie odrob zadania dostań 1, i tak zdasz. ludzie maja chore standardy ze wszyscy chca miec ze wszystkiego 5 na koniec. taka ocena powinna byc naprawde dla najlepszych a nie dla wszystkich. tu jest problem.
@@dunerableja dostawałam opierdziel od rodziców za nie robienie zadań domowy i jedynki, więc może dlatego człowiek się spinał żeby wszystko zrobić. Robiłam nawet źle zadania żeby tylko się nikt nie przyczepił, że ich nie mam. Taki chory system szkolny i chore rozumowanie rodziców po co się uczymy.
Te statystyki są ciekawe, ze 1,7 h na prace domowa. Jak ja chodzilam szkoly to potrafilam miec 16 przedmiotow i z dnia na dzien do zrobienia tyle pracy domowej + do nauczenia sie, ze jak wracalam do domu kolo 16 to siedzialam nad tym do 21, zdazylam sie tylko umyc, zjesc i do spania
A ja spędzałem góra 15 minut, bo mi się nie chciało robić tych prac domowych i wolałem albo odpisać od kogoś, albo nawet dostać za nie jedynkę. Zdziwiłbym się, gdybym w ciągu roku spędził na samodzielnej nauce więcej niż 20 godzin.
Jak raz się całkowicie nie zgadzam. W gimnazjum codziennie spędzałem na odrabianiu pracy domowej po dobre 3 godziny dziennie, a co najgorsze 90% tej wiedzy nie przydaje mi się teraz ani na studiach, ani w życiu codziennym. A osobiście chociaż kocham zakuwać teorię psychologiczne, tak te wiersze z podstawówki i gimnazjum były nie dość, że niemożliwe dla mnie do zapamiętania to jeszcze wprawiały mnie one w stany lękowe. Więc naprawdę cieszy mnie, że teraz dzieciaki nie będą musiały zajmować sobie głowy takimi bzdurami jak wiersze (bo sorry, ale dla mnie to naprawdę nie jest rozwijające, bo co z tego, że dziecko rozwinie w sobie umiejętność zapamiętywania jeśli w procesie znienawidzi zajęcia z języka polskiego) , a skupią się na tym co je prawdziwie interesuje. Co nie znaczy, że program nie wymaga zmian, on też jest tragiczny, ale w mojej opinii to i tak krok w dobrą stronę.
Rozsądne podejście Panie Tomaszu 👍 nie wiem tylko czy uszczuplenie podstawy programowej czy jej modyfikacja i dostosowanie również współczesnych narzędzi edukacyjnych, wspierających proces kształcenia. Tak. Potrzebna jest spokojna, przemyślana reforma, oparta o konsultacje, ekspertyzy oraz doświadczenie praktyków.
Jako dzieciak chodziłem do szkoły muzycznej i co by nie mówić nauka gry na instrumencie poprzez nauczenie się kolejnego kawałka utworu do następnego spotkania z nauczycielem instrumentu, też jest formą zadania domowego. Nie wyobrażam sobie nauki gry na instrumencie bez zadań domowych.
Nikt ci nie zakazuje pracy w domu, tu bardziej chodzi o to że nauczyciel nie będzie mógł np zadawać zadania i go oceniać, nie będzie przymusu, ale przymus nauczenia się tego czego się trzeba nauczyć dalej będzie więc nie rozumiem co to wgl za dziwna argumentacja w tym filmie. Brak zadań domowych znaczy znaczy że większą swobodę do planowania czego się nauczyć we własnym zakresie.
@@ZychuPL100 no i ignoruje sie fakt , ze z "niewolnika nie ma pracownika" , , teraz rodzice pomagaja dzieciom w zadaniach aby paly nie dostaly a starsze majac internet ,chat gpt czy inne aplikacje do liczenia zadan i tak wiekszosci kombinuja
Ale premier sobie to wyobraża, ewentualnie jak jesteś głupkiem i nie radzisz sobie to możesz w domu potrenować, nie jest to zakazane. Na ten moment nie jest. 😅
@@924TomekLektury zabijają w dzieciach chęć do czytania, są archaicznymi koszmarkami które ledwo da się czytać. Jestem aktywnym czytelnikiem, rocznie pochłaniam około 25 ponad 400-stronnych (stronnicowych? Nie wiem czy forma stronnych ma tutaj sens, ale nie lubię słowa stronnica) książek, ale to się zaczęło dopiero na studiach. Przez gimnazjum i liceum zupełnie straciłem chęć czytania czegokolwiek, bo książka kojarzyła się z drogą przez mękę i czytaniem na pamięć.
Panie Tomaszu, nie zgadzam się absolutnie. Ja w liceum miałem po 8 godzin lekcji praktycznie codziennie. Nawet w pracy nie spędzam tyle czasu i współczuję dzieciom, kiedy widzę jak koczują o 17 na przystankach zimą. To że nie ma obowiązku odrabiania lekcji w domu, nie zabrania nikomu uczenia się i poznawania świata na swój sposób. Niestety presja nakładana od najmłodszych lat na dzieci działa przeciw skutecznie. Dajmy dzieciom to co dziecięce i wtedy one same przyjdą do szkoły ze swoimi pytaniami i z zaangażowaniem nie znanym dzisiejszym dorosłym będą odkrywać swoje własne pasje. Nie wiem skąd Pan wziął te statystyki. Mówię na własnym przykładzie i nie obchodzi mnie,. że w innych krajach dzieci siedzą w szkołach jeszcze dłużej. Przykro mi z ich powodu.
Ja nie miałam w liceum ośmiu lekcji codziennie, może czasy się zmieniły przez te prawie 30 lat. Uważam, że zadania domowe powinny zostać i być obowiązkowe, ponieważ mają one znaczny wpływ na skuteczność uczenia się. O ile są zadawane z sensem. To powinno zostać poprawione - tak po prostu znieść zadania domowe to najprostsze rozwiązanie, w sumie bezproblemowe w przeprowadzeniu, ale jego skutki nie będą pozytywne.
A ja się domyślam z czego wynikają te statystyki - jeśli liczone jest to w skali roku, to robotę robią wszystkie dni wolne, których w Polsce jest faktycznie dużo - majówka, egzaminy ósmoklasisty, trzech króli itd itd. Oczywiście są plusy tego stanu rzeczy i są minusy. Na pewno statystyki lecą
@marcinhonko1748 ogladnij sobie ze zrozumieniem ten filmik i sprobuj zrozumiec co Pan Tomasz powiedzial. Winny jest system nauczania, a nie prace domowe.
sądziłem że będą zawarte jakieś badania na temat wpływu prac domowych na psychikę dzieci w szkołach a nawet pierwszy wynik w google głosi: Praca domowa nie poprawia wyników w nauce. Jest wiele badań, które to potwierdzają (Alfie Kohn zebrał je w książce „The Homework Myth”, czyli „Mit pracy domowej”). Dowodem są także szkoły, w których zrezygnowano z zadawania lekcji, co spowodowało u dzieci więcej chęci do nauki, a nawet do robienia zadań dla chętnych.
Po raz pierwszy fundamentalnie się z tobą nie zgadzam. Uważam, że obowiązkowe prace domowe rodzą patologię. Szczególnie z tak przeciążonym programem nauczania jak nasz, nauczycielowi zaczyna się OPŁACAĆ naładować uczniowi jak najwięcej pracy domowej pod groźbą obniżenia finalnej oceny z przedmiotu, tym samym przerzucając obowiązek nauczania z siebie na opiekuna dziecka. Jeśli chcemy, żeby kolejne pokolenia polaków nie były korpo-robotami a pomysłowymi ludźmi pełnymi życia to MUSIMY pozwolić dzieciom rozwijać własne zainteresowania w godzinach wolnych. W obecnych warunkach kumulacja prac domowych z kilku przedmiotów nierzadko sprawia, że sumarycznie w ciągu dnia dziecko haruje więcej godzin niż rodzic... Świat na głowie.
dziękuje ale nie. 7-8h ( nawet 9 lekcji) w szkole jesli było się w technikum czy jakiś kierunkach gdzie przedmiotów było więcej niż można policzyć. Jak mieszkało się na jakimś zadupiu to dojazd autobusem czy innym środkiem komunikacji trwał czasem godzinę. Potem jeszcze siedzieć nad jakimiś zadaniami, lekturami bo przecież dla każdego nauczyciela istnieje tylko jego przedmiot. Potem kolejne rzeczy do przygotowania na głowie jak kartkówki, sprawdziany. Dzień nie ma tyle godzin, aby uczeń miał czas na odpoczynek, swoje hobby czy nawet udział w życiu z rówieśnikami, aby nie wyglądał w szkole jak zombii A te rozumne prace domowe mają się nijak bez rozumnego systemu nauczania I zdziwko na studiach jak system nauczania na uczelniach wyższych oczekuje często czegoś innego niż kucia na blachę albo radzeniu sobie w samodzielnych zadaniach i uczeniu się.
Problemem edukacji jest wrzucanie wszystkich do jednego worka. Program powinien według mnie być zbudowany tak aby na zajęciach w szkole były tematy te najważniejsze, podstawy a na zadania domowe tematy wykraczające poza obecną klasę "nieobowiązkowe, czyli jak ktoś zrobi dobrze to dostanie 5, jak ktoś nie zrobi to po prostu nie ma oceny, a nie ,że 1 dostaje". Jak ktoś jest w klasie 1-4 to zadanie domowe może czerpać z klas 4-8, jak ktoś jest w klasie 4-8 to zadanie może zahaczać o liceum, w podręczniku tego może nie być ale od czego jest internet. Jak jest dziecko ambitne, chętne to znajdzie materiały do nauki. Uszczuplić program który jest rozrzucony masakrycznie i jest to nauka o wszystkim i o niczym, zmienić to na naukę podstawową, a zadania traktować jako rozszerzenie. Wtedy też dla samych nauczycieli będzie łatwiej stwierdzić które dziecko jest ambitne i pomóc mu w dalszym rozwoju, a które chodzi tylko po to aby chodzić. Edit: Inną sprawą jest Chat GPT o którym profesor nie wspomniał, co może zaburzać wszelkie prace domowe ale to właśnie może jakieś szkolenia dla nauczycieli zrobić jak to wykrywać albo jak sprawdzać ,że uczeń faktycznie to umie. Prosty przykład. Lekcja trwa 45min, przez pierwsze 30min prowadzisz program, na ostatnie 15 sprawdzasz zadania i wiedze tych którzy ją wykonali. Ci co nie zrobili może ich to zainteresuje
Ja wiem, że jestem w mniejszości, jako osoba z ADHD, ale ja do teraz mam podniesione ciśnienie jak sobie o zadaniach domowych pomyślę. Sni mi się dalej po nocach, że o czymś zapiąłem, nie zrobiłem, albo zrobiłem, ale zapomniałem przynieść do szkoły. No i bez robienia tych prac (bo większości nie robiłem) i tak osiągnąłem sporo zawodowo i żyje się mi dobrze.
Chciałbym, żeby się Pan odniósł do książki "Mit pracy domowej". Podaje ona bardzo naukowe argumenty za brakiem prac domowych (głównie całe mnóstwo eksperymentów w różnych szkołach). Czy zna Pan jakieś kotr-badania?
W Klasach podstawowych trzeba realnie ćwiczyć pisanie liter, realnie ćwiczyć czytanie, realnie ćwiczyć liczenie. Lekcji te dzieci mają 8-12 i jest ich 25, nie ma możliwości aby w 4h pani dała radę z każdym dzieckiem indywidualnie pracować. W wyższych klasach materiał jest przeładowany i to jest problem. Jeśli chodzi o matematykę, to musisz przerobić x zadań żeby załapać, samodzielna praca jest podstawą, tak samo nauka angielskiego. Czy to słuchanie audiobooków czy klasyczną nauka, lekcja 45min nie zastąpi pracy indywidualnej.
Co człowiek to opinia. Ja uważam prace domowe za rzecz zbędną jeśli uczeń uważa na lekcjach. Sęk w tym, że uczniowie na lekcjach gadają, bawią się telefonem i stąd potrzeba zadawania zdań do domu. Cała ta paplanina o "wpływie zadań domowych na psychikę" byłaby zbędna, gdyby dzieci robiły swoja robotę w szkole, a nie po godzinach. A to się potem przenosi na dorosłe życie. Pracowałem kiedyś u człowieka, który lubił sobie pogawędzić i często z pracownikami urządzał pogawędki przy maszynie, a o 16-stej mówił "Panowie, musimy zostać do 18-stej, bo robota nieskończona". Myślę, że tego nawyku nabrał jeszcze w szkole.
@@pogodanaprzygode Nie, nie wystarczy uważanie na lekcjach. Ludzki mózg działa w taki sposób, że im więcej razy coś powtórzy, tym lepiej zapamięta (przy czym sposób i warunki powtarzania też mają znaczenie). Dlatego powtarzanie jest konieczne, żeby coś zapamiętać - bo można się nauczyć na lekcji, ale nie zapamięta się tego na długo, jeśli się tego w jakiś sposób nie powtórzy, nie utrwali. To powinien być główny cel niekreatywnych zadań domowych. A zadania kreatywne, takie jak różne projekty, ale też wypracowania, pozwalają nie tylko pewne kwestie utrwalić, ale też coś w sobie rozwinąć. Więc jak najbardziej TAK dla zadań domowych, ale niech to będą zadania z głową, bo to, co teraz jest w podręcznikach czy ćwiczeniach, niespecjalnie pozwala na rozwój, będąc przy tym koszmarnym złodziejem czasu. Autorzy podręczników i ćwiczeń powinni wziąć pod uwagę, że ten konkretny przedmiot nie jest jedyną rzeczą, jakiej uczeń się uczy, to nie są jedyne zadania, jakie musi odrobić. Zadania domowe i ćwiczenia powinny być skonstruowane w taki sposób, żeby maksymalnie pomóc w nauce przy równoczesnym maksymalnym ograniczeniu spędzanego nad nimi czasu. Oby kiedyś takie zadania domowe faktycznie powstały.
@@baassiiatyle tylko mało teraz czasu dzieci mają na naukę pisania i czytania w klasach l-lll. Nawalone jest w zeszytach ćwiczeń materiału już z klasy lV. I potem do klasy lV idą dzieciaki które dobrze pisać i czytać nie potrafią ale ćwiczenia w l-lll wypełnione od deski do deski
Dużo zależy od sytuacji danego ucznia. W zależności od niej praca domowa może być pomocnym narzędziem w edukacji lub też męczącym obowiązkiem na wieczór. Poniższe przykłady będę omawiał dla szkoły podstawowej. 1. Jestem rocznikiem 1988. Wychowywałem się w małej miejscowości. Tylko mój tata pracował, mama zajmowała się domem. Nie chodziłem na żadne dodatkowe zajęcia po szkole. W tamtych czasach i warunkach nie było to tak popularne jak teraz. Najpóźniej wracałem do domu na godzinę 14:30. Jadłem obiad (załóżmy 20 minut) i zabierałem się za pracę domową. Przyjmijmy 1 godzinę i 40 minut ze statystyk. Oznacza to, że najpóźniej o 16:30 miałem "wolne". Chodziłem spać około 21:00. Dawało mi to 4 i pół godziny czasu wolnego (pomijam kolacje, prysznic, pakowanie się na dzień następny, etc.). 2. Mój syn jest rocznikiem 2017. Wychowuje się w dużej miejscowości. Zarówno ja i żona pracujemy. Syn chodzi na różne dodatkowe zajęcia. Jak zresztą większość jego rówieśników, mało które dziecko w jego klasie siedzi po lekcjach na świetlicy. Najpóźniej wraca do domu w poniedziałki i środy po treningach piłki nożnej. Jest to godzina 18:00. Zakładając 1 godzinę i 40 minut na prace domowe, wychodzi na to, że syn ma "wolne" o 19:40. Teoretycznie 1 godzina i 20 minut czasu wolnego do spania o 21:00. W tym przypadku trudno pominąć kolacje, prysznic, pakowanie się na dzień następny, bo po prostu zjadają większą część jego czasu wolnego. Patrząc na te dwa powyższe przypadki dość łatwo zidentyfikować ten, w którym praca domowa jest męczącym obowiązkiem na wieczór. Oczywiście syn mógłby nie chodzić na dodatkowe zajęcia i zamiast tego odrabiać pracę domową na świetlicy. Ale mam wrażenie, że w jego oczach byłaby to kara. Koledzy graliby w piłkę, pływali na basenie, przerzucali rywali na matach do judo, budowali roboty z lego, etc. A on sam siedziałby na świetlicy.
Nawet bez porównywania do innych byłaby to kara dla chłopca. Takie zajęcia dodatkowe są bardzo rozwijające. I to nie tylko o te wybrane dziedziny, które obejmują zajęcia, ale również rozwijają dziecko społecznie (poznaje nowych ludzi, nauczycieli, instruktorów itd).
Ale "gra w piłkę, pływanie, judo" powinieneś policzyć jako czas wolny, a nie że ma wolne dopiero o 19:40. To jest tak że po pracy skończyłeś z kolegami na halę pograć w piłkę, wróciłeś późno do domu i narzekasz że późno wracasz z pracy.
Panie Tomaszu, jako dobry uczeń bardzo dużo czasu musiałem spędzić nad rozwiązywaniem zadań domowych chociaż materiał miałem już dawno opanowany. Brak obowiązku prac domowych daje uczniom oraz rodzicom więcej wolności w jaki sposób i czego się uczyć. Jak ktoś się nie nauczy to efekt będzie dokładnie taki jak teraz - być może jedynie z większym opóźnieniem (słaba ocena za klasówkę, a nie za brak pracy domowej).
Dlaczego rodzicom? Zadania domowe są dla uczniów, nie dla ich rodziców. A jako dobry uczeń pewnie przez zadania domowe przelatywałeś ze śpiewem na ustach; sądzę po sobie, żeby nie było, bo ja nie musiałam ślęczeć nad zadaniami domowymi tyle czasu, ile inni uczniowie mojej klasy, dla mnie one były łatwe. I choć o tym możesz nie wiedzieć, dzięki zadaniom domowym utrwalałeś wiedzę zdobytą na lekcjach oraz rozwijałeś się pod różnymi względami. Na tym polega ich zadanie.
@@gizmo9290to nie zadania domowe utrwalają wiedzę tylko chęć nauki tematu. Mówi to dobry uczeń, który miał wywalone na zadania domowe, a i tak miałem dobre oceny. Takie same jak osoby, które spędzały nad nimi o wiele więcej czasu.
Zadania domowe są przerzuceniem nauki szkolnej dzieci na rodziców. Mój syn spędza średnio 3 godziny dziennie na zadaniach domowych. Trzeba mu w nich pomagać i go nadzorować. Zadania z matmy, czy notatka z historii itp. z powodzeniem można wykonać w szkole pod nadzorem nauczyciela. Czas pozalekcyjny jest na życie rodzinne, budowanie relacji, wspólną zabawę, rozwijanie zainteresowań a nie tępą machinę szkolną.
Jestem studentem Matematyki, maturę rozszerzoną z matematyki zdałem z wynikiem bardzo dobrym i obecnie zajmuje się prowadzeniem korepetycji z matematyki. Jeżeli powtarzam z uczniem coś co robiliśmy (przypuśćmy w poprzednim tygodniu) to już po przeczytaniu przez niego polecenia wiem czy przećwiczył coś sam czy na spokojnie zapomniał wszystko czego się nauczył. Nie będę się wypowiadał za inne przedmioty, ale w mojej dziedzinie jestem dość pewny faktu że jak ktoś nie ćwiczy samodzielnego rozwiązywania zadań w domu to z dużą dozą prawdopodobieństwa nie wyjdzie mu to na sprawdzianie czy egzaminie o umiejętności aplikacji w praktyce nie wspominając. Podzielam zatem zdanie Pana Rożka i cieszę się że jest ktoś kto nie kieruje się emocjami, a raczej logiką i rozsądkiem.
Czym innym jest rozwiązywanie zadań z matematyki, bo nie ćwicząc, nie nauczysz się jej, czym innym napisanie wypracowania typu esej, a zupełnie czym innym przygotowywanie masy dziwnych referatów z najróżniejszych przedmiotów począwszy od wychowania fizycznego, bo, o dziwo, i coś takiego zadaje się uczniom. O tzw. nauce własnej, czyli utrwalaniu wiedzy nie ma co wspominać, bo uważam to za oczywistość, sądzę, że chodzi głównie o odejście od takich zadań domowych, jakie wymieniłam wcześniej. A i z matematyki można zrobić 10 zadań, nie koniecznie 80 czy 120, bo i polecenia bywają
Muszę przyznać że trudno się z tobą nie zgodzić. Ja chciałem zwrócić uwagę że problem nie jest w tym że uczniowie dostają zadania domowe, a tym że dostają je kompletnie idiotyczne. Na przykładzie lektur można pokazać problem, uczeń nie wybiera sobie dowolnej pozycji z empiku, coś co go interesuje, a musi wymaglować i przebrnąć przez lekturę jakąś kompletnie oderwaną od rzeczywistości, taką która go totalnie nie interesuje. Mus wyuczenia się na pamieć budowy pantofelka na biologie, bo tak trzeba. Kompletny bezsens. Wyobraź sobie, jako że jesteś albo będziesz dyplomowanym nauczycielem matematyki która jak mniemam bardzo Cię interesuje musisz na za 2 tygodnie nauczyć się jeździć na łyżwach, ale ty nie cierpisz łyżew, kochasz za to rower i wyprawy górskie. Teraz przez 2 tygodnie będziesz musiał stanąć na głowie żeby się tego nauczyć, poświecić swój wolny czas na coś dla Ciebie niepotrzebnego i głupiego. Przykład z sportem jest tutaj tylko nakreśleniem mechanizmu. Wtedy gdy musisz nauczyć się czegoś co kompletnie nie interesuje (nie tylko nastolatka/dziecka ale i dorosłego) jest dla takiej osoby katastrofą i będziesz robił podświadomie wszystko by tylko nie jeździć na tych łyżwach . Zamiast uczeń przeczytać kryminał to musi przeczytać jakieś totalnie nudne piśmidła bo jakiś "mądry" wymyślił że ta lektura jak ją przeczytasz to zmieni twoje życie. Jeszcze dopiszę że uczenie się na pamięć jak sam zauważyłeś oczywiście jest wymogiem w części przedmiotów, bo ciężko coś robić nie znając tabliczki mnożenia, czy słówek w języku obcym, ale uczenie się innych bzdur na pamieć nic nie wnosi, zniechęca młodego człowieka, sprawia że książkę traktuje jako swojego wroga i złodzieja czasu, bo musiał czytać pierdoły na zaliczenie.
@@keksiu351 z tymi lekturami niby masz racje, jednak wyobrazasz sobie to, ze kazdy uczen wybierze sobie lekture jaka chce, a nauczyciel bedzie musiał je wszystkie przeczytac? Przykład z maja matura z polskiego. Temat: specyfika języka bohaterów s-f i fantazy. Wybrałem łowce androidów, Solaris i Jeżdźców smoków z Pernn. Miałem wrazenie, że nauczyciele którzy mnie odpytywali nie mieli pojecia o czym sa ksiazki.
@@1986Lupos nie ma możliwości by znali wszystko co uczniowie wybiorą, ale wg mnie ma to przede wszystkim sprawić by każdy uczeń nie zraził się do książek. By przeczytał i zainteresował się tym co go ciekawi. Jaki sens ma wymuszanie nudnej lektury gdzie 80% uczniów w klasie jej nie przeczyta. 10% przeczyta streszczenie co i tak będzie sukcesem. I może z 1-2 osoby w klasie tzw kujoni odklepią książkę od okładki do okładki. Nauczyciel mógłby zadać pytania ogólnikowe nie znając treści książki. Albo przeczytać 2 zdania na jaki temat jest dana książka i można naprawdę zweryfikować czy ktoś czytał czy nie. Czy to go jara, a może robi po łebkach. Ja wpisując tytuł książek które ty wybrałeś byłbym w stanie w kilka minut wymyślić z 2-3 pytania do ich treści i dalej już ty płyniesz. Ja pamiętam omawianie lektur na lekcjach, pani omijała osoby co i tak nie przeczytały i nie przeczytają, bo szkoda czasu a te 2 rodzynki co zapamiętały książkę odpowiadają na każde pytanie i nauczyciel leci z tematem. Reasumując, lepiej jak ktoś przeczyta instrukcje zmywarki jeśli go to interesuje niż na siłę czytać o jakimś nudnym księdzu robaku. Można odpytać ucznia z programów mycia naczyń i finalnie zadanie jakie niesie ze sobą czytanie i zapamiętywanie zostanie spełnione 100x lepiej niż nudna lektura. Bo przecież na tym to polega.
Jak ja chodziłem do szkoły to w sumie w szkole średniej było najgorzej. W szkole było się około 6-8h dziennie, do tego trzeba doliczyć około 1h dojazdu w jedną stronę. Do tego praca domowa tak do 1h, ale potem był maraton (najgorsza część) czyli czytanie lektury i nauka na następny dzień bo już czekały zajęcia z "ciekawymi" nauczycielami (2-3h). Jak się doliczy jeszcze sen 8-9h to jest 19-23h zajętego czasu (na upartego można doliczyć do tego 0,5h z ranka). Tak więc w najgorszym wypadku miało się do dyspozycji 1h (z tego co kojarzę to tak było w środku tygodnia) i dodatkowe "tylko" 30 min to było marzenie. Ostatecznie po zmianach to co nie będzie pracą domową, będzie dodatkowymi zadankami, które i tak trzeba będzie zrobić aby móc ogarnąć materiał.
Uczciwością i pracą ludzie sie bogacą. Od moich czasów poprzeczka w szkole stale sie obniza. Hodowane jest uśmiechnięte pokolonie ktore nie potrafi pracować. Ale za to że zostali skrzywdzeni przez lewactwo są im wdzieczni i na nich głosują. Zobaczymy jak dlugo
@@structuresoftwere9363 Co do powiedzenia to się nie zgodzę. Pracą to na pewno ale nie koniecznie uczciwą, a co do reszty to zależy od nauczycieli i le ma się takich "ambitnych" dla których jego przedmiot jest najważniejszy, a dodatkowo w większości sytuacji materiał jest dostosowywany do tych najsłabszych. Jeśli chodzi zaś o egzaminy krajowe to się z tobą w pełni zgadzam, na których jest tylko fragment potrzebnej wiedzy uczonej w szkole aby zdać (ale trzeba najpierw zaliczyć wszystkie przedmioty). Tak więc w dużej mierze "to zależy". Ja jestem za tym aby była 1/4 obowiązkowego wspólnego materiału co teraz, a każdy mógłby wybrać zajęcia związane z tematyką która go zaciekawiła PS. Pamiętasz może np. jakie, kiedy i gdzie były przyznawane prawa szlachcie?
@@structuresoftwere9363 To nie " lewactwo " zniszczyło oświatę ! Kiedyś dzieci miały i łacinę ( nie tą podwórkową ) i grekę, a także często język obcy. Czasem niemiecki, rzadziej rosyjski ! Przed drugą wojną to było, a teraz ? " Hodowane jest uśmiechnięte pokolonie " - rak ale . . . . nauczycieli, którzy nie umieją przekazać wiedzy ! :) P. S. Miałeś w szkole kiedyś syna nauczycielki ? A może " geniusza " ?! Jak miałeś to wiesz o czym pisze, jeśli nie mogę współczuć !
Co do wykresu 5:20 jak były mierzone te godziny? Na rok? Czy były brane pod uwagę ilość wolnego czasu jaki ma polski uczeń typu długość wakacji ferii zimowych i świątecznych. O ile pamiętam to w Polsce mamy najwięcej wolnego w takiej właśnie formie i przez to mam zaniżoną średnią
Plus jak mowa o wykresie np w Japonii rok szkolny jest podzielony na 3 semestry, a nie dwa. Nie wiem jak w reszcie przedstawionych krajów, ale chyba nie wszędzie jest identycznie.
dokładnie, te dany takie trochę wyciągnięte z pośladków i nijak mają się do rzeczywistości. Plus jeszcze podział na różne szkoły. Za bardzo ogólnikowe i brak backstage do nich powoduje ze czuje ze są mocno przekłamane
@@ketrin_uzumaki Ale w Japonii letnie wakacje nie trwają dwa miesiące, tylko max półtora, a miejscami krócej, nie ma też dwutygodniowych ferii zimowych, tylko krótsza przerwa świąteczna (około tygodnia w okolicach Nowego Roku); choć w sumie dni szkolnych w roku jest mniej więcej tyle samo, ile w Polsce: około 210.
@@gizmo9290 okej może i tak, ale dodajmy do tego że tam są koła zainteresowań do tego ( nie tylko dodatkowe zajęcia z matematyki, a koła typu teatralne ( wiem może niektóre szkoły u nas mają, ale obstawiam podstawówki bo w mojej było, ale potem się posypało, a w liceum ani w gimnazjum niczego takiego nie było tylko zajęcia pod profil plastyczny i wybraną specjalizację) czy fotograficzne. Plus uczą się też w niektórych przypadkach gotowania i dodatkowo sprzątają po lekcjach szkołę.
Zadanie domowe w sensie zrobienie ćwiczenia w zeszycie powinno być wywalone. Natomiast nauka w domu na przykład na egzamin jak najbardziej zostaje, więc nie ma po co marudzić.
Zgadzam się z Pana wnioskiem. W tej reformie nie chodzi o dzieci, tylko o rodziców, którzy teraz muszą spędzać dużo czasu z dziećmi na pracach domowych. Jako rodzic sam czuję się tym mocno obciążony, ale uważam, że ta reforma to błąd.
Uczenie się na pamięć samo z siebie nie jest złe, bo nie których informacji inaczej nie da się przyswoić. Jednak jak już mamy trenować mózg w taki sposób, to może informacjami, ktore są jakkolwiek przydatne w życiu. Nauka na wiele przedmiotów wyglądała tak, że uczyło się byle zdać i trzy dni później już by się tego nie zdało. Jak na to ile lat spędzamy na edukacji to na koniec umiemy bardzo mało. Często nie jesteśmy należycie (o ile jakkolwiek) przygotowani do jakiegoś zawodu, a do życia jeszcze gorzej.
Jak się uczysz na pamięć, to musisz mieć notatki do których wracasz po latach. Referat, esej, lektorat, wreszcie egzamin. A po egzaminie notatki. Dziwi mnie to, nie wiem jak uczą teraz, ale w każdym mieście jest inny poziom nauczania. Króluje analfabetyzm funkcjonalny.
Dla mnie problemem było uczenie się czegoś "wyrwanego z całości" np. wzorów matematycznych czy fizycznych. Dlaczego? Zdarzało się,że zapomniałam jakiś wzór,a potrafiłam rozwiązać zadanie na kartkówce/sprawdzianie (wiedziałam który wzór tam podstawić), więc dostawałam 1 i potem na poprawę szłam z wyuczonym wzorem,ale nie potrafiąc rozwiązać zadań,bo minęło za dużo czasu i wszystko mi się mieszało z tym,co było obecnie na zajęciach 😂 tak samo wykucie wiersza czy regułki - zajmowało mi to tygodnie. Zapomniałam to od razu po zdaniu 😂 Czytając i samodzielnie wyszukując informacje w książkach, artykułach itd., (co zajmowało o wiele mniej czasu) budowałam sobie masę wiedzy i tak uczę się na studiach,bez większych problemów dostając dobre stopnie i mając po prostu masę wiedzy z różnych dziedzin. Daty,nazwiska,miejsca z historii -tu też było ciężko. Mając mając wiedzę na poziomie licealisty(starszy brat miał rozszerzenie,a ja dla przyjemności czytałam jego podręczniki) nieraz oblałam kartkówkę,bo była np. z samych dat. Osoby z 5 nie znały żadnych wydarzeń,przyczyn, skutków etc. ale miały pamięć do numerków😂 Słówka trzeba wykuć,ale znowu -w kontekście. Co z tego,że znasz słowo w obcym języku, jeśli nie umiesz go użyć? Męczyłam się z takim podejściem kucia słówek 6 lat w szkole i z języków nie umiem jednego zdania ułożyć. Angielskiego uczę się od 4 klasy podstawówki,a największy progres zyskałam z powodu hobby,bo szukane przeze mnie informacje były dostępne tylko po tym języku...:p Do czego zmierzam? Powtórki materiału są potrzebne,ale róbmy to sensownie. Wypowiedzi-eseje są fajne,ale dajmy się też wyrazić w inny sposób. Potem po szkole ludzie publicznie nie powiedzą nawet słowa - nie tylko introwertycy. Zdolność przygotowania wypowiedzi na dany temat,ale bez oceniania poglądów a dania krytyki odnośnie argumentów? zachowania? tonu głosu itd. Może teraz coś się zmieniło,ale w szkole rzadko rozmawialiśmy,nawet na tematy związane z lekcją. A to jak mówimy bardzo wpływa na nasz odbiór. Pisać i czytać ze zrozumieniem też wiele osób nie potrafi....Pozdrawiam :)
Ja pamiętam, że z matematyki wszystkie zadania zrobiłem ze zbiorku z liceum (rozszerzona matematyka). Pamiętam również, że z maty byłem byle jaki do około 12 roku życia. W pewnym momencie przyszedł fatalny nauczyciel maty i moja mama w czas to zauważyła i zaczęla mnie uczyć w domu, przede wszystkim wpajała że z matematyki nie można mieć zaległości, co przełożyło się na to że robienie zadań w domu weszło mi w krew, z czasem to polubiłem i efekty przyszły dość szybko, stałem się najlepszy w klasie z matematyki. Tak samo nastąpił przełom z chemi około 14 rok zycia i z fizyki 17 rok życia (wszystko miało wspolny mianownik, fatalny nauczyciel i samodzielna, wnikliwa nauka w domu). Zyłem w około 50 tys mieście, chodziłem do prawie najlepszego liceum w którym z matematyki byłem wydaje mi się że w top 3 w całej szkole. Problemem było to, że w pewnym momencie wzrosły wymagania moich rodziców i że skoro z maty jestem dobry i to ze wszystkiego powinienem być. Miałem dodatkowo szkołę muzyczną na plecach, byłem dość nieśmiały, zadania z przedmiotów z ścisłych odrabiałem do godziny 19-20 (do tej godziny miałem po szkole godzinę odpoczynku, trening na instrumencie muzycznym i nauka). w soboty odrabiałem jakieś durne zadania z plastyki, historii, geografii co totalnie mnie nie interesowało, byłem super sfrustrowany, w niedziele nauka do klasówek lub jakieś czytanie lektur (nie przeczytałem wszystkich, brakowało czasu). A życia społecznego niemal nie miałem. odbiło się to wszystko na studiach głęboką depresją i poczuciem, że umknęło mi życie, że mam ogromne trudności w nawiązywaniu kontaktów. Studiów nie ukończyłem. I teraz pytanie co jest lepsze? wydaje mi się że balans. Skupić się na 3 przedmiotach plus jednym języku obcym + hobby + czas na życie społeczne. Robić zadania w domu z ulubionych przedmiotów, pogłębiać wiedzę, mieć czas na przyjaciół, a resztę olać. Jak system się nie zmieni to swojemu dziecku powiem by właśnie tak robił, co go nie interesuje zaliczał po najmniejszej linii oporu
Czy ktoś robił badania ile zadań jest naprawdę zrobionych przez uczniów, a ile jest: - zrobionych przez rodziców - spisanych od kolegi/koleżanki - spisane z gotowych odpowiedzi znalezionych w Internecie/książce używanej przez nauczyciela - zrobionych przez AI A co się tyczy lektur to też bardzo wiele osób ich nie czyta, tylko przegląda bryki/analizy w Internecie Ogólnie w jakim stopniu zadania domowe działają pozytywnie, a w jakim stopniu jest iluzją. Inną kwestią jest czy wpływają na zmęczenie i zniechęcenie edukacją Pytam, ponieważ jeśli w rzeczywistości mało kto uczciwie robi wszystkie zadania domowe, to większość Pana argumentów traci w tym momencie znaczenie.
Dlatego zadania domowe powinny być ale nieobowiązkowe, i nauczyciele powinni przejść kursy, poświęcać 10min godziny lekcyjnej na sprawdzeniu zadania oraz wiedzy tych co to zrobili, czy zrobili to sami czy spisali. 90% nauczycieli tylko pyta "Zadanie zrobione?" Wszyscy : "tak", no to dobrze wybierzmy jedną osobę. Ta jedna osoba dostanie 1 albo 5 w zależności czy sama zrobiła, a połowa klasy co spisała się cieszy ,że to nie ich wybrała.
Albo zadania domowe powinny być robione na osobnych kartkach, jak kartkówki, kto chce oddać to oddaje, i nauczyciel poświęca trochę czasu na to aby sprawdzić kto zrobił sam a kto spisał. Tak wiem ktoś powie, to kolejne kilka godzin z czasu nauczyciela ale odpowiadam to tylko na początku. Bo jak nauczyciel wyczuje kogoś kto spisuje to będzie naznaczony i jego prace będzie przeglądać z ostrzeżeniem wiedząc ,że może być spisane. Ten ma historie spisywania, odkladam na bok, ten robil wedlug mnie sam, to jego przeczytam. Masz 20 zadań domowych, średnio 10 uznajmy odkladasz na bok tych co mają w przeszłości spisane i czytając je już wiesz od kogo mogli spisać
Otóż to. Za moich czasow, rocznik jeszcze z 9 na przedzie, to w podstawowce raczej sie nic nie spisywało. Pomagała mi rodzina: glownie mama, pracujaca po 10h lub brat z technikum lub sama siedzialam i kombinowalam, czesto przez lzy. Natomiast spisywanie zaobserwowalam w gimbazie na ogromną skale. Dawalam swoj zeszyt i z tego ciągnęło conajmniej 3 osoby, czasem 5 i te osoby, moge sie zalozyc robily to co lekcje, tylko zmienialy czasem osobe udostępniającą gotowca. Samej mi sie zdarzalo spisywać, chociaz glownie juz w liceum, gdzie nie dawalam rady z ilością pracy lub zadanie bylo tak trudne dla mnie, ze mialo efekt mrożący. Zazdroszcze osobom, ktore tutaj pisza, ze matematyke liczyly do tego momentu, az im wyszlo dobre rozwiazanie. Ja nie potrafilam tak, balam sie wrecz sprawdzac wynik. Tutaj kwestia tez do przepracowania - podejscie do nauki i porażek.
No i teraz doszła jeszcze AI typu ChatGPT. Robisz zdjęcie zadania domowego i po chwili masz rozwiązane z wyjaśnieniami. Przepisujesz i temat "odwalony". Także według mnie potrzebna jest mocna rewolucja w edukacji. Tak samo formy zaliczenia wielu przedmiotów na studiach tracą sens w aktualnej formie (studiowałem programowanie i bazy danych i często zaliczenie to było napisanie programu i pokazanie kodu/działania programu). Dostaniesz opis co ma robić program itp, podajesz to AI i tego samego dnia masz kod programu, dokumentację i semestr spokoju.
Stąd powiedzenie, że wykształcenie i inteligencja to dwie różne rzeczy. Można mieć jedno, a nie mieć drugiego. Uczcie się sami dla siebie, nie dla ocen.
Zgadzam się z Panem w 99% Zadania domowe kształtują umiejętność zarządzania własnym czasem Program nauczania zamyka na kreatywność, no chyba że mówimy o innym rodzaju kreatywności, ale wyglądającej na każdym przedmiocie tak samo - jak ściągać na sprawdzianie - czyli zaoszczędzić czas a uczyć się mało lub nic. Dużo nadal pozostaje w rękach nauczycieli, którzy muszą dotrzeć do uczniów, nie każdy opowiada o swoim przedmiocie z zainteresowaniem, które przekłada się na rzeczywiste słuchanie. Mój pamiętny czas na lekcjach Historii (podstawówka/gimnazjum/liceum): Po co mam słuchać tego co mogę na spokojnie przeczytać w domu skoro nie wyniosę z klasy nic więcej? Niestety żaden z nauczycieli Historii nie przyłożył się do przekazania wiedzy tak by jakkolwiek została zapamiętana, a czytanie na głos innych kolegów którzy różnie sobie z tym radzili wcale nie pomagał. Ucznia trzeba nauczyć również jak się uczyć, Nauczyciela jak nauczać, a rząd jak rządzić, z tym że to ci dwaj ostatni dają sobie więcej przyzwoleń na błędy swoich eksperymentów a niżeli dają swoim "królikom" tzn. Uczniom.
Co do całkowitego braku zadań to się zgadzam to przejście w skrajność. Niestety jest patologia. Mój syn w tym roku zaczął chodzić do 1 klasy i ma na zmianę jeden dzień na rano drugi na późniejszą godzinę. Ma takie dni, że wychodzi około 9 rano a wraca 16-17, zje obiad wykąpie się i jest 18-18:30 i trzeba zrobić zadanie domowe a następny dzień ma na 8 rano. To jest patologia, on jest tak wykończony, że potrafi przy tych zadaniach płakać. To bardzo zniechęca do szkoły. Nie mam nic przeciwko jak dostaje zadanie gdy kończy o godzinie 14, czy jak ma większą porcję materiału plus jakaś lektura zadane na weekend. Jeszcze jedno trzeba brać pod uwagę, większość rodziców klasy 1-3 zostawia dzieci na świetlicy, bo oboje rodziców pracuje i odbiera je około 17 godziny po pracy. Co jest dodatkowym utrudnieniem. U mnie akurat żona nie pracuje więc w te dni co dziecko kończy o 14 ma więcej czasu na naukę, ale jak wróci do pracy to co? Też będzie odbierane około 17. Nie wziął Pan tego pod uwagę. Oczywiście z starszymi klasami jest nieco inaczej.
To układ zajęć jest patologią. Ale wynika to z 2 powodów...albo nie ma nauczycieli by obsadzić wszystkie klasy pierwsze np od 8 do 13 albo nie ma wystarczającej ilości sal lekcyjnych.
Ja tam już od gimnazjum siedziałem na tyle długo nad zadaniami domowymi z różnych przedmiotów że spałem po 4 godziny, a potem byłem jak zombie w szkole. Dopiero na studiach miałem na tyle czasu, żeby chodzić normalnie spać z pominięciem niektórych dni w tygodniu w których miałem deadliney z projektów, sprawozdań itp.
U mnie na odwrót xD Na studiach była taka ilość materiału, że po prostu strategicznie oblewałem niektóre egzaminy bo się nie dało wyrobić. 3 egzaminy jednego dnia, czasem egzamin po 10 godzinnych laboratoriach. Drugi raz bym się na takie studia nie zdecydował.
WAT ;) To były normalne egzaminy w sesji. Byłem w mniejszej grupie pirotechniki gdzie mieliśmy 2 przedmioty więcej więc wszystko było układane pod liczniejszą grupę. Wielokrotnie były takie sytuacje niestety.@@xenomorph80
@@dilofozaur -Panie profesorze ale my mamy już wpisany egzamin tego dnia z innego przedmiotu. - To jedyny termin kiedy możecie to napisać, w takim razie zrobimy to jako kolokwium Kilka dni później na "kolokwium" zadania identyczne jakie by się pojawiły na egzaminie kilka lat później: -Szefie ale ja już mam jeden projekt do zrobienia na przyszły czwartek. -Dobra to nazwijmy to "prezentacją" a nie projektem .... Szkoła ma przede wszystkim przygotowywać do życia w dorosłości.
35 lat spędziłam ucząc w różnych szkołach i na różnych poziomach, więc mogę z całą odpowiedzialnością potwierdzić, że program nauczania był i nadal jest przeładowany. Nauczyciele byli i nadal są zmuszani do "realizacji" podręczników, więc po prostu nie mają czasu na nic więcej jak tylko prezentacja nowych treści i krótka próba utrwalenia ich w umysłach uczniów. Zadania domowe są po to, by uczeń był przygotowany do zrozumienia następnej dawki wiedzy - to taki łańcuch zależności. Nie można ugotować obiadu, jeśli najpierw nie kupi się potrzebnych składników. A to, że rodzice odrabiają "lekcje" za swoje dzieci jest poważnym problemem samych rodziców. Mieliśmy już wychowanie bezstresowe, teraz nadchodzi era bez prac domowych..... a dziwimy się, że jako społeczeństwo degradujemy się :) Ciekawe co jeszcze :D
Jak można spłycić coś tak poważnego do podania dwóch statystyk, które ani w żaden sposób nie precyzują, czym praca domowa w ogóle jest (bo w różnych państwach czy nawet środowiskach potrafi być rozumiana diametralnie różnie), ani nie pokazuje, co składa się na czas spędzony w szkole (w jednym miejscu może to być siedzenie 8h w ławce, a gdzie indziej różnego rodzaju ćwiczenia, warsztaty, zajęcia artystyczne czy nawet czas spędzony na świetlicy). To jest film poważnego przedstawiciela środowiska naukowego - za jakiego zawsze Cię uważałem - czy materiał propagandowy, w którym rzucam tezę, dodaję parę suchych liczb, które fajnie wyglądają i akurat do niej pasują i pora na CS'a?? No szanujmy się XD
Temat wałkowany od lat i ciągle nic mądrego się nie dzieje. Za dużo polityków w edukacji, za mało specjalistów. Dobrze, że mam prawie już za sobą edukacje dzieci, córka kończy studia, syn niedługo zacznie. Dziękuję Panie Tomaszu za kolejny świetny materiał. To tacy jak Pan powinni się zająć naszą Edukacją w miejsce tych miernych polityków.
Panie Tomaszu! Jest Pan głosem ludu. Powinniśmy uskuteczniać w rządzie konsultacje eksperckie z ludźmi takimi jak Pan, którzy wiedzą o czym mówią. Pozdrawiam!
Nie jestem zwolennikiem uszczuplania programu, dlatego wydaje mi się że powinniśmy wydłużyć czas edukacji obowiązkowej o minimum dwa lata, tak samo jak powinniśmy zwiększyć wiek pełnoletności do dwudziestego roku życia. Nikt nie jest mi w stanie mi mówić że osiemnastolatek jest dojrzałym człowiekiem, przynajmniej ja nie byłem. Po szkole średniej kompletnie się pogubiłem, nie wiedziałem kim chce zostać, na jakie studia iść, w którym kierunku podążać. A jeśli chodzi o pracę domowe to prędzej bym ich pozbawił licealistów, po to żeby się nauczyli samodyscypliny i żeby nie doznali szoku na studiach że nikt im notatek nie dyktuje.
Co do porównywania czasu spędzonego w szkole czy na zadaniach domowych. Czy jest tu sens porównywać się z innymi państwami, które również niekoniecznie dobrze do tego podchodzą? Skąd pewność, że ten czas nie mógłby być krótszy przy tej samej skuteczności nauki?
Chodząc do szkoły średniej miałem do 8 zajęć na dzień i tyleż samo zadań domowych. Z tego powodu były często robione „po łepkach”. Nasz program nauczania jest przeładowany, których większość z nas nie wykorzystała w dorosłym życiu.
Powiem tak, że prace domowe miały sens kiedyś, jak trzeba było skorzystać z biblioteki, spytać się babci, itp. Teraz to tylko zapychacz czasu który po szkole, powinien należeć do ucznia.
Co z dziećmi, które mają problemy z nauką danego przedmiotu? I nie mają nikogo w domu, kto im pomoże? Uważam że zniesienie prac domowych to krok do zmiany. Małymi krokami do przodu. Parusza Pan wiele wątków. A chyba chodzi o to żeby właśnie zmieniać system edukacji małymi krokami. Taka zmian to też zmiana mentalności nauczycieli.
Nie zgadzam sie, chyba dawno nie było weryfikacji rzeczywistości, konczylem szkole nie tak dawno temu. Dalej pamietam, ze wiekszosc ludzi nie robila prac domowych z lenistwa lub niezrozumienia tematu, spisywali je tylko dla pozoru. Ci co je robili i tak rozumieli temat, a utrwalenie w pamieci po tym wcale nie byla jakos lepsze. Dodatkowo duza ilosc prac domowych sprawia, ze dzieci ktore maja problem ze zrozumieniem tematu zostaja z nim z rodzicami, a nie kazdy ma dobra sytuacje w domu... Z czytaniem lektur jest tak samo, wiekszosc ludzi i tak czyta tylko streszczenia o ile w ogole wiec sytuacja jakos drastycznie sie nie zmieni.
Mam młodszą siostrę. Ja szłam starą podstawą programową z gimnazjum, ona nową. Ja miałam jak mówisz- prace domowe były zadawane głównie na utrwalenie tematu lub umiejętności. Natomiast w nowej podstawie programowej ponapychali tyle bzdur, że prace domowe mojej siostry (tak jak powiedziano w filmie) służą do przerobienia materiału, którego nauczyciel nie zdążył zrobić. Praktycznie każdy nauczyciel przedstawiał tylko jakiś konspekt na lekcji, a umiejętności używania tej wiedzy dawał dzieciom do domu: na historii nauczycielka kazała czytać co drugi rozdział w domu, na matematyce na lekcji wyrabiali się ze zrobieniem 5% zadań, więc reszta z rozdziału do domu. Moja siostra jest sprytna i leniwa i nie robiła prac domowych, bo zawsze kończyło się wrzaskiem rodziców, przez co w 3 klasie liceum ona i paru jej rówieśników nadal nie rozumiała konceptu układu współrzędnych, bo zostawała im tylko wiedza z lekcji, która nie pokrywała całego materiału. Z wiedzą dzieci jest co raz gorzej, a elektronika która zaburza ich koncentrację nie pomaga. Twoja postawa ma sens jeśli uważasz szkołę za coś do "odbębnienia", a nie do edukowania społeczeństwa. Brak prac domowych ma sens dopiero jeśli to co powinny nauczać te prace domowe zostanie nauczone na lekcji, a z aktualną podstawą programową i papieżem na każdej stronie książki od historii to się nie wydarzy. Faktycznie, sytuacja się jakoś drastycznie nie zmieni, bo nauczyciele na pewno to obejdą, ale sam koncept usuwania prac domowych jest zły, bo skoro nie poprawi to sytuacji to znaczy, że jest to tylko zagranie polityczne.
od 5:34 Proszę zajrzeć do opracowania przeprowadzonego przez kancelarie senatu z 2011 roku , znajdziemy tam informacje o ilości godzin w szkole podstawowej w krajach europejskich Hiszpania 25 Francja 24 Norwegia 25 ...a Polska w etapie 10-13 lat podchodzi pod 31h !
"Praca w domu uczy samodzielności" Nie, uczy rodziców odrabiania za dziecko zadanych "bo trzeba" losowych ćwiczeń za których brak jest wstawiane 1. Nie wspominając już o zerowej koordynacji ilości pracy między nauczycielami różnych przedmiotów. Nikt nie zabrania nauki w domu - natomiast nie wolno jej wymuszać ocenami. I bardzo dobrze. Dzieciak ma umieć, a nie wypracowywać "normę"
Przez ponad 10 lat udzielałam korepetycji i uważam, że chociażby w przypadku matematyki, jak dzieci nie dostaną konkretnego zadania od nauczyciela to większość rodziców nie będzie wiedziała jakie przykłady wybrać aby z dzieckiem powtórzyć. Efekt będzie taki, że będzie więcej korepetycji. Moja wizja jest taka, że rodzice po jakimś zaczną szukać korepetytora lub po prostu jakiejś osoby do pomocy, która codziennie przyjedzie i poćwiczy z dzieckiem z każdego przedmiotu. 🤷♀️
A może wręcz przeciwnie? A może, jak nie będzie prac domowych, to rodzice poproszę nauczyciela, aby dał im takie zadania? Dawanie dobrowolnych prac domowych jest i będzie legalne. Skąd przeświadczenie, że jak coś nie jest przymusowe, to nikt tego nie będzie robił?
Chciał bym tylko dodać że , zadania domowe w szkole podstawowej to zadania dla rodziców . Zamiast klepać program na lekcji , zacznijmy w szkole uczyć .
Takie myślenie rodziców jest podstawowym problemem. To uczeń powinien wykonać zadanie a nie rodzic. Rodzice którzy odrabiają lekcje za uczniów - robią im krzywdę.
Jestem rodzicem dwójki dzieci i uważam że podawanie dziecku gotowych rozwiązań to dramat dla ich rozwoju i przyszłości . Ale zadania domowe obciążają rodziców i dzieci , a powinny motywować ucznia .
@@galadrielanna1 Krzywdę dzieciom robi fakt, że muszą siedzieć przez parę godzin i odrabiać tony zadań domowych. Dlatego, często rodzice im pomagają bo same by tego nie ogarnęły. Nie mówiąc już o tym by znaleźć czas na czytanie lektury i przygotowanie do sprawdzianów. A najgorszy jest okres podstawówki gdzie różnych zajęć jest od groma. Tu nauczyć się jakiejś melodyjki na muzykę, tu praca na plastykę, 3 strony zadań na matmę, test z lektury na Polski, quiz ze słówek na angielski i to kończy się tym, że taki dzieciak 3/4 dnia spędza na nauce albo odrabianiu prac domowych z krótkimi przerwami na toaletę, obiad i sen. Taka forma sprawia, że dzieci zniechęca się do nauki. Szkołę i możliwość nauki dzieci powinny traktować jako przywilej i czystą przyjemność a nie jako ciężką katorgę.
@@darkdemon5865 Rodzice którzy odrabiają lekcje za dzieci uczą je braku odpowiedzialności, braku umiejętności zarządzania własnym czasem i niesamodzielności. O ile przez pierwsze 3-4 lata szkoły podstawowej tego problemu tak nie widać, to w późniejszych latach takie dziecko ma coraz więcej problemów w nauce. Rodzice wtedy najczęściej wykupują dziecku korepetycje: gdzie nauczyciel za dziecko rozwiązuje zadania a dziecko nadal niczego się nie uczy, bo pozbawione "stresu" przez rodzica we wcześniejszym okresie - zwyczajnie nie wie jak (dodatkowo wtedy dziecko na prawdę już nie ma czasu na żadne pasje, bo czas zabierają mu korepetycje). I tak kończymy z 16-17 latkami które nie znają tabliczki mnożenia, nie potrafią płynnie czytać, a informacja że w atmosferze mamy azot i tlen jest dla nich szokiem - w tym czasie rodzice zaś, dopiero zaczynają się zastanawiać gdzie popełnili błąd.
@@galadrielanna1 Pierwsze 3-4 lata szkoły podstawowej to często największy bullshit jeśli chodzi o zadania domowe większość z nich nie ma absolutnie żadnego znaczenia i tylko marnują czas. Znajomość tabliczki mnożenia, kolejny bullshit... wystarczy umieć mnożyć nie musisz znać wyników na pamięć, więc po co zaśmiecać sobie tym głowę? Co do korepetycji to najwyraźniej nie masz pojęcia o czym mówisz. Na korepetycjach dzieciak uczy się tego czego nauczyciel nie zdołał go nauczyć na lekcji. Tam nie ma 'rozwiązywania zadań za kogoś' no chyba, że to nie są korepetycje, sam korzystałem z pomocy korepetytora to wiem jak takie zajęcia powinny wyglądać i też nie polega to na tym, że marnujesz dziesiątki czy nawet setki godzin. Po prostu masz temat z którym masz problem np funkcję trygonometryczne idziesz do korepetytora spędzasz tam godzinkę max 2 on objaśnia wzory oraz jak je wykorzystać i po problemie. Czasem niektórych rzeczy nie zdołasz zrozumieć za pierwszym razem i potrzebny jest ktoś kto wyjaśni to po raz drugi i tu często pomaga korepetytor. A jeśli chodzi o tych... 16-17 latków którzy nie potrafią płynnie czytać, nie znają tabliczki mnożenia (która tak naprawdę nikomu nie jest potrzebna) i mają pustkę w głowie... to często błąd nie leży w tym, że rodzice za nich wykonywali zadania w podstawówce a czysto w tym, że nie są chętni do zdobywania wiedzy i na to składa się cały system edukacji, który jasno i twardo od pierwszych lat nauki zniechęca do poszerzania wiedzy w każdej możliwej dziedzinie. Fizyka to nie tylko nudne wzory, historia to nie tylko puste daty... ba... nawet matematyka potrafi być ciekawa, ale przez to jak te przedmioty są nauczane w szkole to uczniowie po kolei są zniechęcani do poszerzania swojej wiedzy w, którymkolwiek z tych kierunków a to tylko kilka przykładów bo tak praktycznie jest z, każdym przedmiotem szkolnym, że nawet najciekawsze zagadnienia i tematy szkoła potrafi człowiekowi obrzydzić.
Uważałam, że to dobry pomysł, ale po obejrzeniu tego filmiku stwierdzam, że jednak może to być błąd, zwłaszcza w klasach szkoły 1-3 gdzie tam takie prace nie są trudne ale wiele mogą nauczyć. A minister zrezygnował najpierw od tych maluchów, to od najmłodszych klas kształtuje się człowiek.
Podczas konsultacji powinni brać udział również absolwenci szkół, którzy po roku, dwóch lub kilku by się wypowiedzieli co jest nie tak w systemie nauczania bo nauczyciele to tylko jedna strona, która zwykle nie rozumie tak prostej rzeczy że uczeń ma kilkanaście przedmiotów a nie tylko jeden który dany nauczyciel wykłada a to robi DUŻĄ różnice
@@sw3.Najcenniejsza bo bez tego to tak jak pytać producenta np. telefonu co o nim sądzi, wiadomo że odpowie że jego telefon jest najlepszy :) dlatego to odbiorcy produktu (absolwenci) powinni ocenić jakość produktu (system nauczania)
byłem święcie przekonany, że usuwanie prac domowych będzie razem z reformą z drugiej strony pewnie uśredniają czas tylko tych zrobionych prac domowych :D nie wiem jak to teraz wygląda (skończyłem szkołę ponad 10 lat temu). ale nie zapomnę w gimnazjum np. na matematyce nauczycielka zadała 50 przykładów do zrobienia gdy podczas bloku dwóch lekcji matematyki tylko jeden był pokazany bo zajął dwie lekcje... z polskiego zadane dwa wypracowania po dwie i pół strony (nadal nie wiem czemu było liczone na strony a nie słowa, miałem bardzo drobne pismo) do tego lektura do przeczytania i coś jeszcze... wiadomo zrobienie sobie obiadu, napalenie w piecu aaa i powrót ze szkoły kilka kilometrów z buta a zimą to po śniegu bo pługi nie jeździły..... a co do końcówki, szkoła służy rozwijaniu pasji? SERIO?! gdzie w szkole znajdę np. komputer za pomocą którego można sflashować telefon, zaprogramować jakieś urządzenie na aurduino, lutownicę itd? w szkole to się zwykle słyszało coś w stylu "chłopak nie może napisać na więcej niż 3! musisz pisać sprawdzian ponownie!"* a nie jakieś rozwijanie pasji... *dzięki temu nie poszedłem do technikum chemicznego bo zacząłem pisać sprawdziany na 2-3 a nie na 5.... specjalnie by nie pisać poprawek tak długo aż napiszę na 2-3
Ciekawi mnie jakość czasu spędzonego w szkole. Wydaje mi się, że w "zachodnich" krajach jakość jest wyższa niż w Polsce i sam czas spędzony szkole jest mniej "męczący". Od dłuższego czasu mówi się chociażby o chronotypach nocnych/dziennych i o tym, że dla dziecka/nastolatka wstawanie na 8 (często i wcześniej, na 7) do szkoły jest bardziej wycieńczające niż dla dorosłego - przez co dziecko jest dużo bardziej zmęczone w ciągu dnia, nie wspominając już o dojazdach (Polska ma bardzo rozwinięte ubóstwo komunikacyjne, co nie jest tajemnicą i dużo uczniów musi dojeżdżać często kilka godzin i to nie marnując czas na samą jazdę tylko na czekanie na transport). Trzeba też pamiętać, że do tej statystyki nie jest wliczony czas poświęcony na korepetycje, bez których dziecko w polskiej szkole często obyć się nie może, bo jakość kształcenia jest na tak niskim poziomie. Zastanawia mnie też jakość czasu spędzonego w szkole pod względem znęcania się (innych uczniów i/lub nauczycieli) nad poszczególnymi uczniami. Polska jest jednym z bardziej rozwiniętych krajów pod względem przypadków depresji i prób samo*****ych w Europie. Takie dane nie biorą się znikąd. Nie wyobrażam sobie, by takie dziecko po dniu spędzonym na byciu gnębionym miało siłę, by 1,5h poświęcić na robienie zadań domowych (no ale liczy się sucha statystyka, że mniej czasu spędziło w szkole niż dziecko w Finlandii). Oczywiście zgadzam się z pierwszą połową argumentów - ćwiczenia są ważne dla mózgu itd. Ale uważam, że dorastające dziecko jest aktualnie przeładowane i nie można tej sytuacji porównywać tak płytko z sytuacją z innych krajów. Sama pamiętam jak mimo bycia piątkowo-szóstkowym uczniem, który nie musiał uczyć się poza szkołą, bo wszystko zapamiętywałam z zajęć, ryczałam nad ilością zadań domowych, bo zwyczajnie się nie wyrabiałam. Nie wyobrażam sobie, co w takiej sytuacji musiało czuć dziecko, które jeszcze ponad to musiało uczyć się do tych wszystkich sprawdzianów i kartkówek, żeby w ogóle zdać. Nie dziwi mnie, że potem taki młody człowiek nie daje rady i już zupełnie olewa instytucje szkolne - pozwolę sobie rzucić nawet daleko idące stwierdzenie, że doprowadza to do pogłębienia patologii w naszym kraju (bo skoro nie daję rady zrobić wszystkiego, to po co w ogóle starać się zrobić cokolwiek, a frustrację wynikającą z presji dookoła - rodzice i nauczyciele mający pretensje o słabe oceny - można utopić w używkach i uzależnieniach).
Z perspektywy technikum: - koła zainteresować to zwyczajna fikcja - Ilość godzin zmarnowanych na podróż ~ 4h przy 15 km w jedną stronę - średnio zmarnowany czas w szkole ~ 7h (tak, szkoła to nie miejsce na naukę, bo lekcje zwykle wyglądają tak, że nauczyciel albo nic nie robi, albo pyta uczniów co umieją) - średni czas na sen 7h - średni czas na zjedzenie obiadu, zrobienie lekcji, własny odpoczynek ~ 3h Podsumowując szkoła morduje ludzi ambitnych, chętnych do rozwoju. Jest to najgorszy okres w życiu jaki można przeżyć.
Rel ,sale u nas są za małe, a nas jest w klasie za dużo, a w dodatku jest dużo osób które nie powinny się dostać do tej szkoły, bo przeszkadzają tym co są ambitni i sobie nie rzadza z nauką
@@mirek19015 km/h w mieście, około 20/h poza miastem. To realna średnia prędkość ( wiem, bo kilka lat jeździłam do pracy na rowerze około 4 km w jedną stronę=15-20 min., zależnie od świateł na skrzyżowaniach, przez cały rok)
Temat jest bardzo złożony i edukacja w Polsce wymagałaby zmiany całego systemu, a nie tylko zmiany pojedynczej części. Mam 22 lata i właściwie kończę obecnie edukacje, dlatego napewno mogę powiedzieć, że system jest słaby, ponieważ większości rzeczy z gimnazjum czy liceum już nie pamietam. Z drugiej strony mam wrażenie, że dzieci obecnie przez otaczający je świat internetu chciałyby nie uczyć się po szkole nic, co z ich strony jest zrozumiałe, ponieważ dorastają w trudnych czasach. Myśle, że zadań domowych jest zbyt wiele, ponieważ ogólnie niepotrzebnego materiału jest zbyt wiele. Powinno się ograniczyć podstawę programową, tak by dzieci więcej utrwalały w szkole lub by ilość wynikających z niej powtórek w domu była mniejsza, lecz bardziej efektywna.
Nie wydaję mi się, aby dzieci oraz młodzież nie chciała się uczyć niczego w domu. Po prostu to co jest im sprzedawane w szkole, nie jest dla nich interesujące. 🤔 Młode osoby wciąż mają swoje pasje zagłębiają się w świat psychologii, polityki, sportu czy muzyki, natomiast takie zainteresowania nie są zbyt interesujące dla szkoły, dla której to czy ktoś perfekcyjnie opisze budowę pantofelka i prawidłowo wyjaśni co autor miał na myśli, jest ważniejsze...
nikt nie bierze pod uwagę, że mały człowiek wchodząc w świat szkoły jest w niej 8 godzin, no po prostu praca, jak dorosły człowiek wstaje wcześnie i wraca późno, plecaki przeładowane ąż te dzieci wygina, ale nauczyciel musi mieć swoje godzimy wypracowane, bo pieniądze... w szkole wiele dzieci nie ma co zjeść, nie ma wody. SKANDAL to całe szkolnictwo jest skandaliczne, Zamiast zachęcać dzieci do czytania, pomóc odszukać ich zainteresowania, to ładują w nich lektury, lektury, przytłaczjące, ciężkie, depresyjne, wojenne, po prostu bezmyślnie albo celowo? wiele dzieci same mają trudne warunki rodzinne, awantury w domu ,brak rodziców, same walczą o przetrwanie, nie chcą tego czytać, to nie jest dla nich nic wartościowego!!! A potem zdziwienie że młodzież ma depresję, ze młodzież popełnia samobójstwa, że młodzież to i tamto, LUDZIE! totalne odczłowieczenie. szlag człowieka trafia!
@@Xdponli dzisiaj dzieciaki rodziny żyją w wojennych czasach bo tak nas wychowano i wypaczono pojęcie o rodzinie LANIE biciem awanturą terroryzmem emocjonalnym i fizycznym. Ludzie dostrzegają wiele że zachód robi źle ale nie zuważyli ze zachód też wypielęgnował w nas umiłowanie do lania do terroryzowania własnych dzieci na różne sposoby
@@kingabios3276zgadzam się w 100%, dzieci w Polsce traktuje się jak własność państwa.A nauczyciele w większości przypadków to odmozdzone roboty.Zal patrzeć,jak od czwartej klasy sa w kieracie poganiani batem przez polską oświatę.Nie maja czasu na marzenia i wlase pasje 😢
Nie chciałbym wyjść na takiego, co podważa i kłóci się ze statystykami, ale bardzo mocno nie pasuje mi ta ilość godzin spędzonych w szkole. 655 godzin rocznie, przy 179 dniach nauki (tyle wychodzi na rok szkolny 2023/2024), wychodzi średnio około 3h 40 min nauki w szkole dziennie. A przecież to jest ilość którą mają dzieci w pierwszych klasach podstawówki, z czasem ilość godzin w tygodniu tylko rośnie, powinno to znacząco podwyższyć średnią. Przez to ciężko mi uwierzyć w te 655 godzin rocznie, i coś mi podpowiada że te statystyki mogły być w jakiś sposób źle zebrane?
To jest niemożliwe ze wychodzi srednio po 4 godziny lekcji dziennie skoro tyle to jest maksymalnie przez pierwsze 3 lata podstawowki nie mówiąc o tym że w technikum tygodniowo wychodzi coś bliżej pełnego etatu bo 35-40 godzin tygodniowo a nie poniżej 20 godzin.
Inteligenty człowiek idzie dla umiejetności i zdolności a nie dla wysiadywania miejsca. Ta zmiana kładzie akcenty w złe miejsce. Dobre oceny czy ich brak nie zastąpi wiedzy. Celem edukacji podstawowej są podstawy ogólne. A nie socjalizowanie się.
Zgadzam się z filmem. Z tym, że system gnije od środka i brak prac domowych tylko ten problem pogłębi, bo wyjdzie, jak szkoła dzieci NIE UCZY, a jeśli rodzic ze swoim dzieckiem tego nie naprawi, skończy się to fatalnie.
W tych statystykach giną najważniejsze rzeczy:
- Na czym dzieci spędzają czas w szkole w różnych krajach?
- Na czym polegają zadania domowe? Na pracach kreatywnych, czy na przepisywaniu?
- Jaka jest motywacja dzieci co do zadań domowych? Dla wiedzy, umiejętności, z ciekawości, czy dla oceny?
Niestety przez wielu nauczycieli praca domowa jest traktowana jako element kontroli lub przerzucania obowiązków nauki na rodziców.
Oczywiście to prawda, że duża część nauczycieli zadaje bezsensowne zadania domowe, które polegają na przepisywaniu i to jest straszne, ale pytanie jest inne. Czy dlatego, że cześć nauczycieli zadaje bezsensowne zadania domowe to znaczy, że trzeba zakazywać zadań domowych? Sam uczę chemii (fakt że na poziomie liceum) i powiem Pani, że nie da się nauczyć chemii nie ćwicząc jej samemu w domu. Wiele przedmiotów polega na tym, że trzeba samemu w ciszy i spokoju przeanalizować zadanie, sposób rozwiązania, żeby później móc skorzystać z narzędzi, które nauczyciel przekazuje nam na lekcji.
każdy kto prowadząc laboratoria na studiach miał 70+% grupy, dla której pojęcie "sin x " to nieodgadniona matematyka, zgodzi się, że dla większości czas spędzony w szkole nie ma znaczenia
@@nowy5 oczywiście że tak, bo moim zdaniem większość ludzi nie powinna iść na studia wyższe. Idą, bo trzeba mieć magistra. Żeby to "sin x" był nieodgadnioną matematyka. Na moich studiach dla niektórych wejściówka z przeliczania dawek leków (czytaj układanie proporcji) było nie do przejścia.
no i gitara, zamiast prac domowych bedzie odpytywanie i klasowki, bo skads trzeba oceny wziac - dzieci sa glupie wiec wydaje im sie ze to fajny pomysl, a straca na tym najbardziej - bo kto lubil odpytywanie albo klasowki?
@@golasgolas783 kujony
Jaki jest sens mierzenia EFEKTYWNOŚCI programu nauczania liczbą godzin spędzonych w szkole czy na pracach domowych?
To może zróbmy w szkołach sypialnie? Wtedy ten czas to będzie 24/7.
Podejście Januszowskie, tak sama jak siedzenie w pracy 8h, gdy swoją robotę wykonało się w 5h.
Czas nie jest tutaj miernikiem efektywności.
Panie Tomaszu, zgłaszam pana kandydaturę jako eksperta do ministerstwa edukacji. Takich ludzi jak Pan tam potrzeba. 😉
A ja do Szkolnictwa Wyższego. Mogę zostać asystentem.
jestem za ❤❤
@@bartekz8848 No właśnie miałam dylemat, pan Tomasz sprawdziłby się napewno w jednym i drugim miejscu. 🙂
Muszę was zmartwić obecny nierząd nie dobiera ekspertów według wiedzy czy umiejętności więc możecie sobie zgłaszać do woli
@@sarmatawielki545 Zgoda , ale dodam, że żaden rząd nie szuka ekspertów...
Pamiętam, że w podstawówce dostałem 1 z biologii, bo nauczyłem się nie tej definicji komórki, która podała nauczycielka tylko tej z książki do biplogii. Były niemal te same, ale ona chciała "uczyć posłuszeństwa". Musiało to być traumatyczne, skoro pamiętam to do dziś a było to w 1995 roku😅
U nas na biologii tak było notorycznie i nauczycielka mówiąca we wrześniu, że dawno nie było tak dobrego podręcznika, później stwierdziła, że zawiera on błędy rzeczowe.
Na studiach będzie gorzej. Musisz znać 4 wersję jednej definicji według innych osób i musisz to pamiętać. Co z tego że definicja dobra jak nie według tego autora a innego
@@barreden1499 Akurat w biologii to jest normalne, że istnieje wiele definicji tego samego zjawiska, ponieważ w biologii nie ma żadnych sztywnych ram i tak np. mamy kilka definicji samego życia, a gatunek jest definiowany na około dwadzieścia różnych sposobów.
najlepjej by było jakby biologji nie było ni było w sensie życia nie było by ludzi swiat byłby lepszy a ludzie byli by mądrzejsi XD@@MankindDiary
@@MankindDiary a gatunki bakteryjne to już w ogóle. Tam się niemal każdy z każdym materiałem może wymienić. Niektórzy badacze nie uznają pojęcia "gatunek bakteryjny", ale są w mniejszości.
Połowa moich prac domowych to było przrpisywanie podręcznikia jak jakichś średniowieczny mnich.
Z marnym skutkiem.
@@euzebiuszzagorski1437 A ty osiagnales dobry skutek przepisujac podrecznik?
@@kopiec6565
Moja metoda była inna. Wyniki bdb.
"Przepisywanie" podręcznika to jak czytanie. Nie widzę w tym niczego złego.
Pamięć nie tylko słuchowa , ale i wzrokowa.
@@euzebiuszzagorski1437 na tym polega problem, zapamietywanie informacji i przepisywanie podrecznika, wyniki bdb z zakutego materialu ale gdzie w tym umiejetnosc krytycznego myslenia. W obecnym swiecie liczy sie kreatywnosc i krytyczne myslenie, i tego niestety szkola nie uczy
Jeśli bezmyślnie kopiowałeś to źle o Tobie świadczy
Pamiętam jak musiałam czytać Krzyżaków w wakacje. Słońce świeciło, dzieciaki biegały a ja siedziałam i czytałam Krzyżaków. Szkoła zabiła we mnie miłość do książek jeszcze zanim odkryłam, że to może być ciekawe. Na szczęście na jakichś tam wagarach trafiłam do Empiku i tam właśnie zaczęłam czytać ;)
Do czytania nie da sie zmusic, a do ksiazek trzeba dorosnac. Jest mega duzo madrosci w lekturach szkolnych - ale czesto sa zbyt hardcorowe dla mlodziezy. Ja uwielbiam sienkiewicza, za to prusa docenilem dopiero niedawno przed 40ka.
@@HCforLife1 u mnie na odwrót. W dzieciństwie i w wieku 20-25 czytałem dużo. Od koło 30-stki zaczęło mnie to nudzić i teraz rzadko coś czytam, wolę oglądać filmy/seriale.
To dla kontrastu: czytałem Krzyżaków w wieku 13 lat i pokochałem się z tą książką. Nigdy bym też nie sięgnął po parę moich ulubionych pozycji książkowych, gdyby nie zmusiła mnie szkoła. Moją ulubioną książką jest "Lalka", ale kocham też np. "Chłopów", "Imię Róży" czy "Mistrza i Małgorzatę". Jasne, w LO tempo czytania było dla mnie za duże i nie udało mi się czytać wszystkiego, ale jedną z najmilej wspominanych rzeczy przeze mnie ze szkoły jest kanon lektur. Ile tam jest dobra! Tylko wydaje mi się, że ludzie nie potrafią tego docenić, bo jeżeli zmuszają, to znaczy, że to jest okropne, bo przecież to przyjemnych rzeczy się nie zmusza.
U mnie to samo! Nieczytam do dzisiaj! Ale przynajmniej dumnie powiem, ze nigdy nie stracilem slonca czy szansy na football! Az tak sie nie dalem zgnebic! Szkola to szkarada!
@@Kr_Maja czytalem jak szalony w podstawowce, a w liceum weszly lektury i rzucilem fikcje na zawsze! Przysiega! Ale wrocilem do filmow bo trza sie angielskiego nauczyc, no nie?
Powiem wam tak, w szkole średniej nie było życia. Siedziało się po 7 - 8 lekcji dzień u dnia, przesiadywanie na przystankach w oczekiwaniu na autobus, podróż do domu, odrabianie lekcji, praktycznie cały czas jakieś kartkówki, sprawdziany. Nawet weekendów nie było bo trzeba było się uczyć na sprawdziany następnego tygodnia. Zapierdal gorszy niż w każdej robocie.
Mało tego, nawet nie mogłeś na chorobowe sobie pójść. Chorowanie w szkole oznacza, że musisz nadrobić wszystko w domu, żadnego sprawdzianu nie puszczą tobie płazem.
@@mistyczny94Dobrze że ja nie mam problemu ze zdrowiem mam na myśli, że mam dobrą odporność, bo odczuwam większy stres gdy nie pójdę do szkoły, bo nie chodzenie się nie opłaca tylko zaległości sobie niestety stworzysz (tak jak powiedziałeś)
@@chomiczeq_pl6540 ja wolałem nawet chory (w granicach rozsądku) iść, byle żeby napisać sprawdzian i mieć z głowy.
Mam inne doświadczenia. W liceum lekcji było pomiędzy sześć a osiem dziennie, nad zadaniami domowymi spędzało się różną ilość czasu, zależy, co było zadane i z jakiego przedmiotu, bo napisanie wypracowania zajmowało jednak więcej czasu niż X zadań z matematyki, ale też wypracowań nie pisało się codziennie i zwykle miało się na to więcej czasu (w sensie, że nie były zadawane "na jutro"). Miałam czas na czytanie książek niebędących lekturami, na wyjście na podwórko, na oglądanie ulubionych seriali, na członkostwo w drużynie harcerskiej (dwie zbiórki w tygodniu, wyjazdy na biwaki co kilka weekendów). Fakt, że nie musiałam dojeżdżać, bo szkołę wybrałam jak najbliższą domu, właśnie ze względu na oszczędność czasu. No i z reguły nie kułam na sprawdziany i kartkówki, bo nie musiałam, wystarczało mi to, co zapamiętałam z lekcji plus to, czego się nauczyłam / co utrwaliłam dzięki zadaniom domowym.
A ja dodam do tego życie towarzyskie, koncerty, spacery, biblioteki, audycje w trójce itp.itd. Ale wtedy nie było Internetu:))) i na to wszystko jakimś cudem był czas. Aż sama się dziwię
Mam 17 lat i uważam, że drobne prace domowe (takie na kwadrans) powinny występować. Nakłada to na dzieci obobiązek i uczy systematyczniści. Pamiętam jak miałem 6 lat i dostałem pierwszą pracę domową. Bardzo nie chciałem jej robić, ale dzięki temu trochę zrozumiałem, że w życiu trzeba robić również rzeczy których się nie chce. Jeśli dziecka nie przymusi się do obowiązków, w przyszłości nie będą ich wykonywać.
I tak osiem lekcji dziennie z pracami domowymi po 15 minut to 2 godziny... no super...
Dziękuję. Bardzo dobrze wyjaśnione. Wysyłam Rodzicom - do przemyślenia.
To o czym Pan mówi, jest tak prawdziwe i oczywiste, że aż szkoda, że trzeba to minister edykacji uświadamiać. Reforma edukacji w takiej formie to krzywda dla całego pokolenia. Chodziłam do szkoły w latach siedemdziesiąlych, moja córka w dziewiedziesiątych. Ostatnio porównałam podręczniki z tamtych czasów z obecnymi. Wniosek- moje pokolenie i pokolenie mojej córki musiało się uczyć więciej.
Nigdy nie zapomnę jak musiałam robić kilkadziesiąt zadań z matematyki w piękny letni dzień. Siedzenie nad pracami domowymi zawsze mi zajmowało kilka dobrych godzin po szkole. Nigdy nie miałam czasu na odpoczynek dlatego w końcu przestałam się uczyć i poddałam się. Nie rozumiem jak można powiedziec ze to zły pomysł?? Przecież właśnie wtedy jest czas na nauke do sprawdzianów i kartkówek i na realizacje swoich pasji
Dokładnie tak nauczyciele często zadaja glupoty w tych zadaniach domowych
Według przeciwników braku zadań domowych panuje jednak przeświadczenie, że dziecko nie może posiadać pasji a w przyszłym życiu albo musi być matematykiem, polonistą lub będzie kopać rowy jeśli zadań domowych nie będzie. Zawsze lubiłem ten zwrot ze strony nauczycieli i miło po 15-20 latach widzieć jak Ci co mieli kopać rowy zarabiają kilka razy więcej od tych co mieli latać na księżyc dzięki piąteczkom w szkole.
Pół dnia spędzasz w szkole, gdzie głównie marnujesz czas, a kolejne pół dnia przeznaczasz na zajęcia pozalekcyjne, korepetycje, itp. żeby nauczyć się tego czego powinni nauczać w szkole. Potem kończysz szkołę, idziesz na studia, do pracy, próbujesz się usamodzielnić i okazuje się, że nie masz bladego pojęcia jak funkcjonuje świat i jak się w nim odnaleźć, bo nikt Cię tego nie nauczył czy mieszkanie kupić czy wynająć, jak konstruować umowy i na co zwracać uwagę, jak nie dać się wykorzystywać w pracy, jak oszczędzać i inwestować, jak się dalej rozwijać... Przez to wszystko większość osób jest tak zmęczona i zdołowana wchodząc w dorosłość, że wpadają w stagnację praca-dom-praca, żeby tylko jakoś przeżyć kolejny dzień, bez jakichś większych perspektyw na przyszłość. Dlatego najlepiej jak najwcześniej stawiać na indywidualną naukę i rozwój, bo obecny system edukacji poza czytaniem i pisaniem niewiele uczy i raczej nie prędko się to zmieni, a dzięki takiej indywidualnej nauce jest szansa, żeby się wybić z tego chorego systemu.
To prawda bo w szkole nie uczą tylko realizują ten chory program
Dokładnie
Zgadza się, ale eliminując pracę domowe i podnosząc pensje nauczycieli nie osiągniemy nagle indywidualnego podejścia do ucznia
Znaczna mniejszość tak funkcjonuje. Znaczna większość uczniów szczególnie tych starszych licealnych ma wywalone
@@tiosesuko Ogólnie to jest niewykonalne takie typowe indywidualne podejście, bo grupy musiałyby liczyć max 4-5 uczniów, a zwyczajnie nie ma tylu nauczycieli. Można to natomiast łatwo rozwiązać skupiając się na nauczaniu jak się uczyć, skąd pozyskiwać wiedzę i jak odróżniać przydatne, prawdziwe informacje od fake newsów, propagandy, itp. Młody człowiek z natury jest ciekawy świata, a mają narzędzia (komputer, książki) oraz podstawę jak się uczyć sam w wolnej chwili będzie przyswajał potrzebną wiedzę. Nauczyciel jedynie by pomagał coś wyjaśnić w razie potrzeby lub wskazywałby przydatne źródła wiedzy.
+ warto pamiętać o roli rodziców w procesie nauczania i wychowania, a o tym często się zapomina. Rodzice często mają wywalone na to czego i jak się uczą ich dzieci, albo ze zwykłego lenistwa, albo z braku czasu, bo są zapracowani, albo dlatego, bo samym im nie chciało się uczyć i nie potrafią dziecku przekazać żadnej przydatnej wiedzy.
Tak więc sporo jest tu do naprawienia, dlatego tak ważne jest żeby zachęcać młode osoby do samokształcenia i zamiast wybierać jakieś patokanały na yt, zainteresować się rzetelnymi materiałami popularnonaukowymi. Teraz cała wiedza ludźkości jest dla każdego na wyciągnięcie ręki, trzeba tylko wiedzieć gdzie szukać.
80% dzieciństwa spędzamy w szkole lub na nauce, potem idziemy do pracy gdzie spędzamy większość naszego czasu. W domu trzeba ogarnąć sprawy i sen i z życia nie zostaje nam za wiele. Żyjemy po to by się uczyć, pracować, spać i umrzeć.
Dziękujemy.
Panie Tomaszu miałem te same wątpliwości. Cieszę się, że w naszym imieniu formułuje to i zbiera w merytoryczną całość ktoś tak kompetentny jak Pan. Pozdrawiam
Tyle mówi się w kontekście work-life-balance i tego że nie potrafimy skupić się na pracy dostatecznie będąc wydajnymi. Jednocześnie nie potrafimy wypoczywać, ze względu na przenoszenie obowiązków z pracy, na grunt prywatny. Jednak czemu się dziwić, skoro od najmłodszych lat uczymy dzieci niezaradności w kontekście podziału czasu na pracę i resztę życia.
Nauka jest w szkole, a w domu, jest czas na inne zajęcia. Jeżeli jest potrzeba spędzenia więcej czasu na naukę, zróbmy to w szkole. Nie róbmy naszym dzieciom krzywdy, i nie każmy im mentalnie "spędzać" całego dnia w szkole.
Zgadzam się. Tym bardziej że z 80% wszystkich tematów z obecnego programu nauczania jest w ogóle nie przydatna w życiu i wmuszają to dzieciom, podczas gdy dorosną to budzą się że podstawowych rzeczy nie umieją jak np. sprawy z PITami, urzędowe, nie mają już na nic ochoty na żadną naukę bo już są najzwyczajniej zmęczeni i kojarzą naukę z czymś nieprzyjemnym niż ciekawym.
Jasne, nie każmy dzieciom "mentalnie spędzać" całego dnia w szkole, niech "fizycznie" spędzają cały dzień w szkole. Niech uczą się tylko w szkole, tylko w wyznaczonym czasie, to na pewno nauczą się jak później w pracy wprowadzić work-life-balance, wcale nie będą oczekiwały, że ktoś będzie im palcem pokazywał co kiedy i jak mają robić.
Rodzice nie powinni dzieciom pomagać w odrabianiu prac domowych, bez sensu żeby rodzice martwili się czego i jak uczy się ich dziecko, od nauki to jest szkoła a nie dom, przecież gdyby rodzice chcieli uczyć to by byli nauczycielami a poza tym to oni już z pracy wyszli i teraz jest life balance a nie work balance i chcą odpocząć od obowiązków.
Na szczęście jak chodziłem do podstawówki to rodzice nie traktowali pomagania mi w nauce jako pracę, pewnie przez to później na studiach opowiadałem rodzicom czego się uczę i nie raz nie dwa "uczyłem" ich tego czego sam musiałem się nauczyć. No ale ja zostałem źle wychowany przez rodziców, zamiast być "dobrze" nauczonym przez obce osoby.
Mam wątpliwości czy da się tak prosto porównać czasy spędzone w szkole przez dzieci w Polsce i w innych krajach, bo to co dzieci robią w tym czasie w szkole może się zasadniczo różnić. Nie muszą być to zwykłe lekcje w ławkach, tylko w ciekawszej formie i też to co dzieci robią na zajęciach dodatkowych poza szkołą, tam może być w standardzie.
założą się, że w Australii głownie uczą się ujeżdżania kangurów
W pełni się z tym zgadzam. Też o tym pomyślałem. Pojęcie “czas w szkole” nie zostało w filmie sprecyzowane.
Walczycie ze statystyką, czasami choć rzadko może być błędna ( w zależności od tego czy jest obiektywna ) ale wasze wypowiedzi to odwracanie kota ogonem. Skupiliście się na jednej rzeczy która wam nie pasuję i przez to według mnie negujecie cały film. Też mnie zabolało to trochę ,że według tej statystyki my w Polsce spędzamy mniej czasu od innych, ale to nie jest główny problem tego filmu
To co pisze szanowny adwersarz wygląda na gdybanie - może to, może tamto. Z tego co wiem w na naszym kontynencie, a może i świecie raczej króluje tzw. system pruski, czyli przedmioty, czyli siedzenie w ławkach, czyli dzwonek na lekcje, i zapewne też klasyczne prace domowe. Owszem formy mogą być różne, ale nie radykalnie.
Coś zupełnie odmiennego mamy na przykład w Finlandii. Proszę poszukać na ten temat informacji.
Proszę też sprawdzić jak to wygląda w innych krajach. Proszę sprawdzić jak zbiera się dane dla PISA zanim zacznie szanowny adwersarz oceniać i podważać porównania.
@@MeHow4kBo opiera się na założeniu, że w większości krajów wygląda podobnie. Króluje tzw. "system pruski". Kompletnie inny system edukacji mamy w Finlandii.
Prace domowe w szkole podstawowej w moich czasach (z wszystkich przedmiotów) to była może godzina - półtorej dziennie. Jeżeli nauczyciel przesadził to po prostu się nie odrabiało, a teraz w takim przypadku wini się rodziców. Sam jestem po studiach i zdarzyło mi się pomagać młodszemu bratu. Na przykład odrobienie 3 stron ćwiczeń z matematyki (10-15 zadań) zajmowało nam 1-2 godziny, gdzie sam spędziłby na tym resztę dnia *NA TYLKO JEDEN PRZEDMIOT*.
Dzisiaj dzieciom zadaje się 3-4 x więcej materiału do domu niż robią na lekcji. Rezultat? Prace domowe odrabiają rodzice, co ciekawe często korzystając z opracowań w internecie.
Nauczyciele przerzucili swoją pretensjonalność z dzieci na rodziców, którzy mają jeszcze inne obowiązki domowe po pracy. Jeżeli nie da się pohamować tego ograniczając czas teoretycznego wykonania zadań przez ucznia, to zadań w szkole podstawowej nie powinno być wcale.
W klasach 1-3 powinny być jakieś proste zadania, natomiast później gdy lekcje są z wieloma nauczycielami i każdy jest królem świata - absolutnie.
Zadania w podstawówce powinny być ogólnorozwojowe, nie stricte teoretyczne. Powiedz dziecku, by poszło na spacer i pozbierali liście, które potem będą omawiać na lekcji pod względem gatunku i anatomii, czy rzuć myśl, aby każdy z uczniów zaproponował i przedstawił sytuacje, w których widzi zależność praw fizyki czy chemii. To nie są aż tak wymagające czasowo zadania, a bardzo pomagają w ukształtowaniu się mózgu i jego funkcji myślowych. Tyle że wiadomo, że my nie uczymy człowieka żyć, tylko robić pod dyktando- pokolenie pracowników. Pozdrawiam serdecznie
nie mam pojęcia skąd te statystyki ale brakuje w nich mnóstwa danych, albo jakichś wyjaśnień z Twojej strony; też spędzałem mniej czasu w szkole ale tylko dlatego, że nie jadłem tam obiadów, nie siedziałem w zorganizowanych miejscach do nauki, bo takich nie było, ani nie miałem od razu zajęć pozaszkolnych, bo guess what, napieprzałem zadania domowe w domu całymi dniami, bo chciałem być dobrym uczniem i chciałem mieć dobrą pracę w przyszłości - typowe myśli młodej osoby; żałuję tego do dzisiaj - jestem już po 30stce; przeleciały mi najlepsze lata życia na wkuwaniu bezsensownych wierszy, czytaniu lektur, które były tragicznie i nic nie wnosiły do mojego życia, pisaniu rozprawek, obliczania związków chemicznych, itp.; zadania domowe to najgorsze ścierwo i jeśli od czegoś trzeba zacząć zmiany w edukacji, to jest to dobry kierunek, oby to pociągnęło dalsze zmiany
Niestety panuje jakieś dziwne przekonanie, że zadania domowe mają jakikolwiek wpływ na posiadaną czy nabywaną wiedzę zupełnie tak, jakby nikt nie chodził do szkoły i nie miał świadomości jak wygląda rzeczywistość.
Wykuwanie bezsensownych dat, czytanie kretyńskich lektur, siedzenie nad matmą, której się nie rozumiało, a której to dzięki wspaniałym zadaniom domowym, uwaga, nadal nie kumam.
Problemem szkoły jest przeświadczenie, że jako dorośli będziemy mieć do wyboru 3 zawody na krzyż: matematyk, polonista, kopacz rowów.
Obecnie wykonuję zawód, którego nauczyłem się sam a co ciekawsze, uczyłem się go w zaoszczędzonym czasie na odrabianiu lekcji, do których przykładałem się całkowicie minimalnie. Była to jedna z lepszych decyzji w moim życiu.
To świadczy tylko o tobie, skoro uważasz to za stratę czasu, pamiętaj że nie chodzi tylko o cel, tylko o proces i wyrabianie nawyków.
@@TonyMobyCoby oczywiście że zadania domowe mają wpływ na posiadaną wiedzę. to nie podlega żadnej dyskusji. możesz twierdzić że do niczego w życiu nie przydało ci się nauczenie na pamięć sonetu "Wysokie drzewa" Leopolda Staffa, ale przecież nie że przed i po tej nauce twoja wiedza była taka sama.
@@bogaczew Widzę, że każdy broniący zadań domowych, jakby nie ma świadomości, że istnieje coś takiego jak pamięć KRÓTKOTRWAŁA i DŁUGOTRWAŁA. Sam fakt, że nauczę się na pamięć wiersza nie oznacza, że automatycznie przybędzie mi wiedzy, bo uwaga, ten wiersz będzie chwilowo utrwalony w pamięci krótkotrwałej i po krótkim czasie zniknie. Nie będzie po nim śladu a więc finalnie nic nie utrwaliłem, nic się nie nauczyłem a jedynie straciłem swój czas. Stąd też Twoje założenie, że mój stan wiedzy mimo wszystko będzie inny jest błędne.
Napisz sobie na kartce 10 cyfrową liczbę, wyucz się jej na pamięć, odczekaj pół dnia/dzień i spróbuj ją odtworzyć z pamięci.
Dokładnie tak samo działa kucie idiotycznych dat na sprawdzian z historii. Jestem bardzo ciekaw ile z nich pamiętasz po dziś dzień. Jeśli niewiele to znaczy, że jednak wiedzy Ci nie przybyło (choć tak twierdzisz). Jeśli natomiast pamiętasz ich bardzo dużo to będzie oznaczać, że lubisz historię i jest to swego rodzaju zainteresowanie/pasja, które rozwijasz bo TO LUBISZ a nie MUSISZ utrwalać.
Sam orłem z matematyki nie byłem, ale jednak ambicje miałem. Robiłem co mogłem by ją zrozumieć/ogarnąć. Chodziłem na korki, przykładałem się. Jaki jest efekt finalny? Dokładnie taki sam jak przed korkami. Nadal jej nie rozumiem i nie ogarniam, ale według Twojej tezy powinno być inaczej bo ją POWTARZAŁEM I UTRWALAŁEM. Brednia na kółkach.
@@sajrxplful Siedzenie i dziobanie to są akurat złe nawyki. Właściwy nawyk to jest taki: mam górę roboty, jak zrobić ją efektywniej. Ściąganie, odpisywanie i inne rzeczy uważane w szkole za 'oszukiwanie' mają więcej wspólnego z tym co się potem w życiu robi niż zakuwanie na pamięć.
W życiu nawet jak się robi research jakiego tematu, to tylko po to żeby zrobić jakiś projekt na tej podstawie, w szkole katujemy dzieciaki wielomianami, albo budową pantofelka, co nie ma potem żadnego praktycznego przełożenia. Za to potem brakuje czasu na porządną naukę języka obcego, co akurat jest fundamentalne dla wykonywania zawodów twórczych, a Polacy po angielsku mówią po prostu okropnie, bo nie ma czasu na szlifowanie.
I jeszcze cała ta oracja dr Rożka odrzuca taki fakt jak jakość kadr w szkołach. Nie można mówić że coś jest dobre, bo działa gdy jest dobry nauczyciel. Dobrych nauczycieli jest 3%, ogromna większość nauczycieli jest przeciętna i szkoła musi realizować to co się sprawdza przy przeciętnych nauczycielach i przeciętnych uczniach.
Z tą statystyka pisa jest problem w z wiązku z tym, że np w Australii badane było do 11 klasy a w Polsce tylko do 8. Czas spędzony rośnie wraz z latami spędzonymi na edukacji. Warto spojrzeć też jak wygląda statystyka samopoczucia uczniów i odczuć co do swoich umiejętności. Krzysztof M. Maj zrobił o tym cały materiał polecam.
to dlatego coś mi tu niegrało z tymi godzinami Australii porównując do Polski xd
Przecież w filmie mówi, że jest 11 000 h w Australii na 11 lat co daje 1000h na rok. Wystarczy posłuchać.
Farmazony - w roku szkolnym jest załóżmy 180 dni nauki to daje średnio 3,7h dziennie. Czyli idę na 8 i wychodzę przed 12? K**WA chciałbym! Średnio? Czyli co, mam rozumieć, że w pierwszych klasach jeszcze mniej? Nie żebym się chwalił, ale ja w 3 klasie podstawówki miałem zajęcia od 8 do 12:35 bodajże, czy ja jestem z Australii???
-My najmniej czasu? Od lat widziałem wiele danych o ilości godzin lekcyjnych na dzień i Polska przodowała w Europie, to inni chodzą w soboty, czy jak?
-Finlandia znacznie mniej w domu, a więcej w szkole? Ile więcej - według tej pożal się Boże statystyki tylko trochę. Z czego wynika, że Finlandia ma równie niewiele godzin nauki co Polska, a jednak ich system jest chwalony na świecie i odnosi sukcesy.
@@qkohe155 Daj link do lepszych statystyk, tych wiarygodnych.
@@DonLeeWolverine Nie będę ci teraz specjalnie szukał, z resztą statystyki pokazane w filmie niby mają podane źródło, ale co z tego, jak są ch warte.
Bardzo ciekawe argumenty. Niedawno słuchałem wywiadu Krzysztofa Maja z Anną Szulc, tam pojawiły się inne argumenty. Może dałoby się zorganizować debatę na ten temat z którąś z wymienionych osób?
na debatę to już za późno
Anna Szulc też powiedziała że prawo oświatowe jest dobrze i nie trzeba nam reform. A wszystko jest w rękach nauczycieli
Pan Rożek myśli tylko o ułamku społeczeństwa które jest elitą. Reszta niech zdycha w cierpieniach.
@@Heavyshield przynajmniej myśli
@@HeavyshieldRozwiniesz myśl?
A może odcinek porównawczy systemy edukacji? co maja na zajęciach, jakie maja zajęcia, czy mogą swoje pasje w trakcie szkoły rozwijać? Porównać Polskę i Australie np samo liceum.
Masz rację , czas porównać takie dane !
W Australi i Kanadzie - rodzice płacą za naukę dzieci ...Polscy rodzice - wydają na korepetycje i nie chcą jak w AUstralii - umundurowanej szkoły !
W Austrialii szkoły państwowe są bezpłatne
Wiem iż nie ma żadnego problemu w rozdmuchaniu zwrotu "praca domowa" na wszystko co dziecko robi w domu. Dla mnie jednak jako ucznia z rocznika 91 praca domowa to zwrot jednoznaczny wskazujący na przepisywanie czegoś do zeszytu, zadania matematyczne czy też wyznaczone w tak zwanych ćwiczeniach(książka z zadaniami do uzupełniania) lub rysunki na sztukę czy technikę itp. Zadawanych na dany, bliski, termin i sprawdzany na lekcji. W mojej szkole zawsze było jasne co stoi za tym terminem i jako takich zgadzam się z usunięciem prac domowych. Prace długoterminowe, prezentacje czy projekty to inna para kaloszy, podobnie lekturami bądź z nauką na sprawdzian czy kartkówkę. Jeśli dany uczeń nie złapał czegoś na lekcji to uczy się w domu i nie jest to praca domowa. Praca domowa to tylko i wyłącznie żmudne powtarzalne zadania które trzeba wykonać na "jutro" bez względu da to czy już to umiesz czy też nie.
Podpisuję się obiema rękami ! Pozdrawiam Rówieśnika 🙏
Po co usuwac prace domowe? kto chce niech robi. Przeciez nikt nie zmusza do wykonywania pracy domowej, najwyzej dostajesz strzale... Ja jebe ale macie problemy.
Właśnie o to chodzi, żeby większość złapała. To jest naturalne, że ktoś szybciej, a ktoś wolniej się uczy, jednak z tego nie wynika, że te wiedzę nie trzeba utrwalać.
@@1986Lupos Zgadzam się, nie ma potrzeby ich usuwać, wystarczy usunąć potrzebę ich odrabiania. Tzn. Jeśli ktoś chce dostać dodatkową ocenę albo podgonić średnią, proszę bardzo. Jeśli zaś uważasz, że 3.0 na koniec wychodzące Ci z pozostałych ocen jest ok i wolisz iść na trening piłki zamiast ślęczeć nad ćwiczeniami z maty, droga wolna. Nauka wyboru nie przymusu.
@@Rocket0222 ale prawda jest taka, że nie ma potrzeby ich odrabiania. Uczeń nadrabia innymi aktywnościami. Powiedzmy, że nie miałes czasu odrobic pracy, strzała spoko. Znajde czas na odrobienei w innym terminie i już bedzie ocena poprawiona.
Tak, program jest przeładowany i właśnie przy obecnym przeładowanym programie, lepiej będzie BEZ prac domowych. Nie o czas tu chodzi tylko o jakość czasu w szkole. Nie będzie sukcesem przeładować dziecko, tak że będzie musiał szukać pomocy u rodziców. Czy dziecko rozwija się tylko w sztywnym systemie szkolnym? Przeciwnie!
Uważam, że prace domowe mogłyby być, ale tylko wtedy kiedy czas spędzony w szkole ze względu na JAKOŚĆ czasu tam spędzonego - będzie ograniczony do minimum zapewniającego płynne wejście w dorosłość.
W klasach 1-3 większość nauczycieli najtrudniejsze zadaje do domu. Robią to i tak rodzice. Czytanka czy słówka to nie jest praca domowa. Ma to być wyraźnie dookreślone przez ministerstwo.
Czytanka i słówka to praca domowa bo trzeba to robić w domu.
Pamiętam jak skończyłem technikum i rozpocząłem pracę. Byłem w szoku ile mam czasu wolnego popołudniu - miałem czas na sport, rekreację i znajomych! Uczyłem się dobrze i bardzo dobrze ale teraz z tego materiału pamiętam niewiele. Skrócenie programu - zdecydowanie i zadań minimum! :) pozdrawiam serdecznie !
Mój kolega z US wysłał swoje dzieci do prywatnej szkoły. Część przedmiotów obowiązkowych, ale są też do wyboru. Szkoła średnia która kształci kandydatów na studia. Przedmioty do wyboru, jego córka chodziła na literaturę, syn na przedmioty techniczne. Te techniczne przedmioty uczyły, zachęcały na studia inżynierskie. Nastolatek nauczył się czytania, projektowania i wykonania. Syn jest poszedł w kierunku budownictwa, córka jest na prawie. U nas wszystko musisz umieć, zabijasz chęć rozwoju.
Zastanawiam się, czy na te statyski nie ma wpływu to, jak się rozumie pracę domową.
Dla mnie praca domowa, to zadane jakieś ćwiczenie pisemne. To zazwyczaj długo nie zajmowało. Natomiast później było uczenie się na odpytywanie na każdą lekcję na dzień następny i do "sprawdzianów". To zajmowało bardzo dużo w starszych klasach i szkole średniej.
Także jakby ktoś mnie spytał o pracę domową to powiedziałbym tylko o części pisemnej i to faktycznie nie zajmowało długo.
A zgadzam się z tym, że ze zmianami powinna iść zmiana programu nauczania.
to niezłe uczenie się do odpytywania na każdą lekcje, albo wybrałeś sobie szkołę która próbowała cisnąć w jakichś wynikach, albo nasze szkoły aż tak się różniły. sam chodziłem do technikum, z połową nauczycieli była dojrzała relacja, uczyć się na odpytywanie musiałem dosłownie na jeden przedmiot ;v
Oczywiście, że poziomy w liceach/technikach mogą się DRASTYCZNIE różnic. Z czego biorą się te rankingi. Lepsi uczniowie idą da lepszych szkół bo chcą iść na konkretne studnia, gdzie też jest wymagany konkretny poziom itp itd
@@p1nek319 No sorry, ale mieszkając w jakiejś Koziejdupce Dolnej gdzie najbliższe większe miasto jest oddalone 30 km to raczej nie ma się luksusu wyboru szkoły. U mnie był wybór pomiędzy dwoma szkołami
Praca domowa to coś co nauczyciel zadaje do zrobienia w domu.
Natomiast to, że uczeń powtarza materiała z lekcji w domu, utrwala go, to normalny proces uczenia się. W żadnej dziedzinie uczenie się nie ogranicza się tylko do przekazywania wiedzy. Zawsze jest tak, że osoba ucząca się powtarz materiał, doczytuje z podręczników samodzielnie. W przyladku nauki związanejnze sportem, muzyką czy innymi zajęciami manualnymi osoba ucząca się samodzielnie musi wykonywać ćwiczenia, treningi w celu wyrobienia kondycji, pamięci mięśniowej.
Twoje dziecko nie będzie robić PRAC DOMOWYCH, bo szkoła tuska ma przygotowywać do PRAC POLOWYCH przy zbiorze szparagów u Niemca. Czego tu polaczku nie rozumiesz??...
Całkowicie się zgadzam. Ja najlepiej uczę się metodą klasy odwróconej - przed daną lekcją otrzymuje się materiały do czytania, czy jakieś zadania jako zadanie domowe, a na samych zajęciach jest omawianie tematu mając uprzednie wprowadzenie. Dobrze się sprawdza przy niektórych przedmiotach czy tematach.
Taki system jest w Stanach
@@Chiro3C6Studiuję w Niderlandach i na wielu przedmiotach nam to zalecają
Hmm to jak wstępniak na labiratorium na studiach.
Tak jest na niektórych studiach
To byłoby super gdyby zamiast ćwiczeń były wtedy prowadzone wykłady. Ale jakoś ciężko mi jest wyobrazić sobie wykłady dla klas 1-8 xd
Nauka powinna być przyjemnością, a nie przykrym obowiązkiem. Jest to możliwe, jeśli pokaże się dziecku, jak interesujący jest otaczający go świat, i gdy dostrzeze ono, że warto go bliżej poznać. A do tego potrzebne są różne aktywności wykonywane z dzieckiem, wycieczki, wspólne czytanie, różne zabawy. A nie dawanie mu telefonu zeby sie zajął sobą i nie zawracał głowy dorosłym
To po cholerę go posyłać do szkoły która w istniejącej oprawie dąży tylko do uzyskania statystyk swoich wyników.
Praca tez powinna być przyjemnoscia, niestaty swiat to nie "jebajka" :D.
@@1986Luposno ma być przyjemnością. Dlaczego nie trzeba do tego dążyć? A no tak, żeby "frqjery" pokorni pracowali tam gdzie pracują, a nie było rozwiązania jak to zmienić.
@@jonatanlerner nie rozumies :D jak działa swiat. Oczywiscie, że trzeba sie starac robic w zyciu to co sie lubi, jednak jesli 100% ludzi robiło by to co im sie podoba wtedy nastała by anarchia, państwa by upadły i nie było by za kolorowo.
@@1986Lupos a czy ja powiedziałem, że chodzi mi o takie zajęcia ludzi, które prowadzą do anarchii? Nie widzę tego, aby doszło do anarchii przez to że każdy wybiera kierunek edukacji z pasji
Brawo Panie Tomaszu, dość tanich chwytów politycznych!
Nie wiem jak u was ale mnie całe życie rodzice zmuszali i zmuszali, prace, syf kiła i mogiła, na ten moment mam 24 lata i nic nie pamiętam już ze szkoły oprócz wiecznych awantur że muszę coś zrobić albo się nauczyć, większość lekcji przespana, zmarnowane tylko życie i dzieciństwo, a te godziny to jakiś istny żart. Od 8 do 11/12 to najlepsze co istniało, jak już zaczynała się godzina od 8 do 14 to nie dało się wysiedzieć, gorzej niż w pracy, dosłownie. Szkoła to koszmar, praca jest o wiele lżejsza i przynajmniej ci za to płacą.
Mnie nikt do niczego nie zmuszał, bo nie musiał mnie zmuszać - zadania domowe odrabiałam bez przymusu, oceny przynosiłam dobre, więc nikt się nie czepiał, czy się uczę. A pamiętam piosenki z klas 1-3, fragment wiersza po rosyjsku, którego przez osłuchanie nauczyłam się na zastępstwie w 4 klasie, rosyjski alfabet, którego po podstawówce już nigdy nie używałam, prawie całą "Panią Twardowską" i kilka innych wierszy, których uczyliśmy się na pamięć, definicję fotosyntezy, wykutą na blachę w bodajże 6 czy 7 klasie. Oraz trochę wzorów matematycznych, jak wzory na pola niektórych figur i objętości niektórych brył, i, żeby było zabawnie, wzory skróconego mnożenia, które z kolei na nic mi były po ukończeniu liceum... czyli praktycznie ich nie używałam przez ostatnie 30 lat. Dlaczego pamiętam? Bo sobie to od czasu do czasu przypominam, powtarzam. Zupełnie bez powodu. Tak działa ludzki mózg: kiedy się czegoś uczymy, tworzą się nowe połączenia między neuronami, kiedy to utrwalamy, dana informacja trafia do pamięci długotrwałej, ale jeśli przestaniemy coś sobie powtarzać przynajmniej raz na jakiś czas, to połącznia między neuronami zanikają, a miejsce w pamięci długotrwałej zajmują inne rzeczy. Widać to doskonale po nauce języków obcych: jeśli uczyło się jakiegoś języka, ale się go potem nie używało, to się go zapomina. To jest całkowicie normalne, to ludzka fizjologia, mechanika działania człowieka. Proste: jeśli chcesz coś pamiętać, powtarzaj to. Nie kilka godzin ciurkiem, ale co jakiś czas, nawet kiedy uważasz, że już to umiesz. Bo tak, teraz może i umiesz, ale bez powtarzania prędzej czy później zapomnisz. Życie.
@@gizmo9290musisz być bardzo nudnym człowiekiem xd
Jednym z argumentów wynikających z badań dotyczących zadań domowych (Stanford, artykuł na który się powołuję jest na ich stronie internetowej opublikowany w 2014 roku, napisany przez Cliftona B. Parkera) właśnie wskazuje na to, że mniejsza liczba zadań domowych pozytywnie wpływa na motywację, czyli w dłuższej mierze właśnie na wyniki w nauce i na zdrowie psychiczne.
Imo w filmie brakuje głębszego spojrzenia na sprawę. To nie jest takie proste jak zostało to przedstawione. I poza właśnie wynikami w nauce, ważne jest chociażby zdrowie psychiczne uczniów...
@@stopkaralublin7578 rożka nie obchodzi dobrostan uczniów. Uczniowie mają zapiepszać bo punkciki mają sie zgadzać, statystyka i wyniki miedzynarodowe
@@walterkurpanik5136 Nie sądzę. Uważam, że wręcz przeciwnie 😉
Z tym spędzaniem przez dzieci czasu w szkole to bym bardzo uważał. Sprawdziłem i na przykład w Belgii ( większości szkół) dzieci odrabiają prace domowe siedząc w szkole po zajęciach. No i ten czas jest wliczony do czasu spędzonego w szkole:) Tak na marginesie to odrabianie pracy domowej w szkole/świetlicach pod okiem nauczycieli to nie jest najgorszy pomysł tylko że horrendalnie kosztowny. Inna sprawa że w tym czasie ( w przypadku młodszych dzieci) obydwoje rodzice mogą dłużej popracować.
Dlaczego kosztowny? Można mniej płacić
Odrabianie w szkole/świetlicy ma też na celu wyrównywanie szans edukacyjnych, i może ekonomicznie jest to kosztowne, ale w dłuższej perspektywie to jest inwestycja w jakość społeczeństwa.
I tak to powinno wyglądać: to nie powinna być "praca domowa" - czyli de facto zrzucanie przez nauczyciela swojej pracy na rodziców, tylko "praca do samodzielnego wykonywana" i być wykonywana w swoim środowisku pracy, czyli w szkole (np. w świetlicy).
@@Becisz Tylko jak widzisz w szkolnej świetlicy wszystkie klasy odrabiające zadania domowe? W podstawówce jest osiem roczników, powiedzmy że po dwie klasy w roczniku, niech będzie 25 dzieci w klasie - jaka świetlica pomieści 400 uczniów odrabiających zadania domowe w tym samym czasie?
@@gizmo9290normalnie, w klasach a nie w głośnej świetlicy
Przejście z etapu uczenia się do stałego zatrudnienia przyniosło dla mnie przynajmniej jedną dużą korzyść: uwolnienie od ciągłych zadań, wypracowań, przygotowań do przepytywań i sprawdzianów. Mój czas wolny po pracy jest już tylko dla mnie, nie muszę wykrawać godzin na naukę, odchodzi stres, że ktoś mnie będzie rozliczać z tego, co udało mi się (a raczej czego nie udało) zrobić/przyswoić.
Po latach jednak zaczyna brakować mi nieco takiego okazjonalnego chociażby "powkuwania". O co mi tu chodzi: zauważam, że jednak informacje, których się nie powtarza, zasłyszane jeden raz daty, nazwiska, fakty uciekają szybko z pamięci. Mogę sobie oglądać filmy dokumentalne, czytać artykuły czy książki, wydaje mi się, że przyswoiłam jakąś wiedzę, niestety ulatnia się ona dużo prędzej, niż gdyby się na chwilę przysiadło, powtórzyło pewne rzeczy na głos, spróbowało zapamiętać tak, jak kiedyś po szkole. Może więc nie same zadania domowe są całkiem złe, ale ich forma oraz sposób rozliczania z nich uczniów.
Bo na koniec tego wywodu jedno wspomnienie: miałam kiedyś w szkole lekcje języka obcego, dwie godziny pod rząd. Dostawaliśmy mnóstwo zadania domowego, a w szkole całą jedną godzinę lekcyjną zajmowało ich sprawdzanie. Czy więc nie można było choć części tego materiału po prostu przerobić z nami na bieżąco w klasie?
tylko teraz możesz sobie "powkuwać" jak coś jest dla Ciebie ważne, istotne, albo jak Cię interesuje, inspiruje, ciekawi.. a całą resztę, jeżeli uznasz za zbędną możesz pominąć. W szkole tego wyboru nie było, trzeba było wkuwać wszystko. Ot, taka drobna różnica.
Nigdy nie byłam tak wypoczęta jak kiedy w końcu skończyłam studia, zakończyłam edukację i poszłam do pracy na pełen etat.
@@bartekm7710 Tak. Nie próbowałam tu ująć tematu całościowo, a tylko zwróciłam uwagę na pewien aspekt.
Akurat nauka języka to to wyjątkowy przypadek ponieważ zwłaszcza na początku jest to w 70% nauka na pamięć słów. Pozostałe po 15% to gramatyka i słuchanie języka.
Mówię to jako osoba która zaczęła sama jako dorosły uczyć się języka azjatyckiego od zera.
Dlaczego mówię że zapamiętanie słów? Ponieważ na początku jak znasz mało słów to słuchanie nic ci nie da. Musisz znać z 70% slow użytych w wypowiedzi żeby być wstanie domyślić się reszty.
Gdy zacząłem się uczyć samemu dopiero wtedy doceniłem jak wielkie znaczenie miało nauczenie się nieregularnych czasowników na ang.
@@justynab.8368 Pewnie że temat jest złożony. Pewnie że trenowanie mózgu niesie sporo pozytywów, tylko czy wkuwać trzeba wszystko co każą jak leci, nawet coś co nas realnie nie interesuje i dodatkowo w życiu się nie przyda? Nawet jakby na pamięć w szkole uczyli jak się PIT rozlicza, to za chwilę zmienią się ulgi i zaprogramowany człowiek nie wyjdzie poza ramy które przyswoił, no i nic nowego nie wpisze w zeznanie, to chyba też nie o to chodzi? A trenować mózg można na wiele sposobów, zapamiętywać można te rzeczy, które faktycznie się chce..
Chcą sobie wychodować półgłówki aby w przyszłości miał kto na nich głosować.
Temat jest dyskusyjny. Wiedzy nie da się wlać do głowy. Uważam, że nie powinno być zadań przymusowych. Nic nie stoi na przeszkodzie zadawania zadań dobrowolnych, zwłaszcza w starszych klasach.
Ja do dzisiaj, dobijając 40-tki wspominam dlugie popołudniowe godziny odrabiania zadań domowych. Nie pamietam już czego miały mnie nauczyć, pamiętam ile tego było. A zakładam że do dzisiaj jest jeszcze gorzej, a nie lepiej, znając polskie szkolnictwo....
Z tego jak ja pamiętam swoją edukację (od tamtej pory na pewno dużo się zmieniło), to w szkole podstawowej (wtedy 6 klas) zadania domowe nie były problemem, bo nie było ich tak dużo. To serio była powtórka i utrwalenie z lekcji. Ale już w gimnazjum czy liceum odrobienie lekcji i nauka regularnie zajmowały po pare godzin popołudnia. A mnie i tak dobrze w szkole szło, niektórzy potrzebowali więcej czasu niż ja. Efekty tego były takie, że trzeba było kombinować i część odpuścić. Fizycznie nie dało się odpowiednio przygotować na każdy z kilkunastu przedmiotów w tygodniu.
I chora koncepcja "odpytywania" i "kartkówek". Nie wiem, skąd pomysł, żeby uczyć się codziennie z 4-7 przedmiotów...
@@cyrylkowalczyk9392 to prawda. Sam uczę kilkanascie lat i jeszcze nigdy nikogo nie zapytalem na ocenę. Kartkowki niezapowiedzianej Też nie robię. To jest bez sensu. Pozdrawiam
@@maciej.sawickipruski system edukacji w praktyce. Celem nie nauczenie, tylko zrobienie potulnego obywatela, pierwotnie rekruta.
ale kto ci kazal robic te zadania domowe? napisz sprawdzian na 5, nie odrob zadania dostań 1, i tak zdasz. ludzie maja chore standardy ze wszyscy chca miec ze wszystkiego 5 na koniec. taka ocena powinna byc naprawde dla najlepszych a nie dla wszystkich. tu jest problem.
@@dunerableja dostawałam opierdziel od rodziców za nie robienie zadań domowy i jedynki, więc może dlatego człowiek się spinał żeby wszystko zrobić. Robiłam nawet źle zadania żeby tylko się nikt nie przyczepił, że ich nie mam. Taki chory system szkolny i chore rozumowanie rodziców po co się uczymy.
Te statystyki są ciekawe, ze 1,7 h na prace domowa. Jak ja chodzilam szkoly to potrafilam miec 16 przedmiotow i z dnia na dzien do zrobienia tyle pracy domowej + do nauczenia sie, ze jak wracalam do domu kolo 16 to siedzialam nad tym do 21, zdazylam sie tylko umyc, zjesc i do spania
Liceum zawodowe czy technikum? Bo przecież nie podstawówka ani gimnazjum, nie z 16 przedmiotami...
badania dotyczą podstawówki
@@gizmo9290w podstawówce mi się też tak zdążało siedzieć do późna i jeszcze dodatkowo się uczyć
16 przedmiotów? To pikuś, ja w szkole średniej mam 19
A ja spędzałem góra 15 minut, bo mi się nie chciało robić tych prac domowych i wolałem albo odpisać od kogoś, albo nawet dostać za nie jedynkę. Zdziwiłbym się, gdybym w ciągu roku spędził na samodzielnej nauce więcej niż 20 godzin.
Jak raz się całkowicie nie zgadzam. W gimnazjum codziennie spędzałem na odrabianiu pracy domowej po dobre 3 godziny dziennie, a co najgorsze 90% tej wiedzy nie przydaje mi się teraz ani na studiach, ani w życiu codziennym. A osobiście chociaż kocham zakuwać teorię psychologiczne, tak te wiersze z podstawówki i gimnazjum były nie dość, że niemożliwe dla mnie do zapamiętania to jeszcze wprawiały mnie one w stany lękowe. Więc naprawdę cieszy mnie, że teraz dzieciaki nie będą musiały zajmować sobie głowy takimi bzdurami jak wiersze (bo sorry, ale dla mnie to naprawdę nie jest rozwijające, bo co z tego, że dziecko rozwinie w sobie umiejętność zapamiętywania jeśli w procesie znienawidzi zajęcia z języka polskiego) , a skupią się na tym co je prawdziwie interesuje. Co nie znaczy, że program nie wymaga zmian, on też jest tragiczny, ale w mojej opinii to i tak krok w dobrą stronę.
Czyli jednak nie pomogła edukacja, bo nie zrozumiał pan przesłania filmu. Stany lękowe itd. obecnie psycholog, taki tam standardzik.
Rozsądne podejście Panie Tomaszu 👍 nie wiem tylko czy uszczuplenie podstawy programowej czy jej modyfikacja i dostosowanie również współczesnych narzędzi edukacyjnych, wspierających proces kształcenia.
Tak. Potrzebna jest spokojna, przemyślana reforma, oparta o konsultacje, ekspertyzy oraz doświadczenie praktyków.
Bóg zapłać ❤
Dobrego i blogoslwionego dnia
Jako dzieciak chodziłem do szkoły muzycznej i co by nie mówić nauka gry na instrumencie poprzez nauczenie się kolejnego kawałka utworu do następnego spotkania z nauczycielem instrumentu, też jest formą zadania domowego. Nie wyobrażam sobie nauki gry na instrumencie bez zadań domowych.
Nikt ci nie zakazuje pracy w domu, tu bardziej chodzi o to że nauczyciel nie będzie mógł np zadawać zadania i go oceniać, nie będzie przymusu, ale przymus nauczenia się tego czego się trzeba nauczyć dalej będzie więc nie rozumiem co to wgl za dziwna argumentacja w tym filmie. Brak zadań domowych znaczy znaczy że większą swobodę do planowania czego się nauczyć we własnym zakresie.
@@ZychuPL100 no i ignoruje sie fakt , ze z "niewolnika nie ma pracownika" , , teraz rodzice pomagaja dzieciom w zadaniach aby paly nie dostaly a starsze majac internet ,chat gpt czy inne aplikacje do liczenia zadan i tak wiekszosci kombinuja
Ale premier sobie to wyobraża, ewentualnie jak jesteś głupkiem i nie radzisz sobie to możesz w domu potrenować, nie jest to zakazane. Na ten moment nie jest. 😅
@@ZychuPL100Tak, dzieci same chętnie będą robić prace domowe 😂 Przecież już teraz statystyczne dziecko czyta dużo więcej niż lektury. 😃👋👍
@@924TomekLektury zabijają w dzieciach chęć do czytania, są archaicznymi koszmarkami które ledwo da się czytać. Jestem aktywnym czytelnikiem, rocznie pochłaniam około 25 ponad 400-stronnych (stronnicowych? Nie wiem czy forma stronnych ma tutaj sens, ale nie lubię słowa stronnica) książek, ale to się zaczęło dopiero na studiach. Przez gimnazjum i liceum zupełnie straciłem chęć czytania czegokolwiek, bo książka kojarzyła się z drogą przez mękę i czytaniem na pamięć.
Panie Tomaszu, nie zgadzam się absolutnie. Ja w liceum miałem po 8 godzin lekcji praktycznie codziennie. Nawet w pracy nie spędzam tyle czasu i współczuję dzieciom, kiedy widzę jak koczują o 17 na przystankach zimą. To że nie ma obowiązku odrabiania lekcji w domu, nie zabrania nikomu uczenia się i poznawania świata na swój sposób. Niestety presja nakładana od najmłodszych lat na dzieci działa przeciw skutecznie. Dajmy dzieciom to co dziecięce i wtedy one same przyjdą do szkoły ze swoimi pytaniami i z zaangażowaniem nie znanym dzisiejszym dorosłym będą odkrywać swoje własne pasje. Nie wiem skąd Pan wziął te statystyki. Mówię na własnym przykładzie i nie obchodzi mnie,. że w innych krajach dzieci siedzą w szkołach jeszcze dłużej. Przykro mi z ich powodu.
Ja nie miałam w liceum ośmiu lekcji codziennie, może czasy się zmieniły przez te prawie 30 lat. Uważam, że zadania domowe powinny zostać i być obowiązkowe, ponieważ mają one znaczny wpływ na skuteczność uczenia się. O ile są zadawane z sensem. To powinno zostać poprawione - tak po prostu znieść zadania domowe to najprostsze rozwiązanie, w sumie bezproblemowe w przeprowadzeniu, ale jego skutki nie będą pozytywne.
A ja się domyślam z czego wynikają te statystyki - jeśli liczone jest to w skali roku, to robotę robią wszystkie dni wolne, których w Polsce jest faktycznie dużo - majówka, egzaminy ósmoklasisty, trzech króli itd itd. Oczywiście są plusy tego stanu rzeczy i są minusy. Na pewno statystyki lecą
@marcinhonko1748 ogladnij sobie ze zrozumieniem ten filmik i sprobuj zrozumiec co Pan Tomasz powiedzial. Winny jest system nauczania, a nie prace domowe.
ja tez mielm po 8h w liceum i chodziłem na dodatkowe zajęcia. byłem u sibie po 17 czy nawet po 19.@@gizmo9290
sądziłem że będą zawarte jakieś badania na temat wpływu prac domowych na psychikę dzieci w szkołach a nawet pierwszy wynik w google głosi: Praca domowa nie poprawia wyników w nauce. Jest wiele badań, które to potwierdzają (Alfie Kohn zebrał je w książce „The Homework Myth”, czyli „Mit pracy domowej”). Dowodem są także szkoły, w których zrezygnowano z zadawania lekcji, co spowodowało u dzieci więcej chęci do nauki, a nawet do robienia zadań dla chętnych.
Po raz pierwszy fundamentalnie się z tobą nie zgadzam. Uważam, że obowiązkowe prace domowe rodzą patologię. Szczególnie z tak przeciążonym programem nauczania jak nasz, nauczycielowi zaczyna się OPŁACAĆ naładować uczniowi jak najwięcej pracy domowej pod groźbą obniżenia finalnej oceny z przedmiotu, tym samym przerzucając obowiązek nauczania z siebie na opiekuna dziecka. Jeśli chcemy, żeby kolejne pokolenia polaków nie były korpo-robotami a pomysłowymi ludźmi pełnymi życia to MUSIMY pozwolić dzieciom rozwijać własne zainteresowania w godzinach wolnych. W obecnych warunkach kumulacja prac domowych z kilku przedmiotów nierzadko sprawia, że sumarycznie w ciągu dnia dziecko haruje więcej godzin niż rodzic... Świat na głowie.
Pana Tomasza to mogę słuchać godzinami. Zawsze dobrze prawi !
dziękuje ale nie. 7-8h ( nawet 9 lekcji) w szkole jesli było się w technikum czy jakiś kierunkach gdzie przedmiotów było więcej niż można policzyć. Jak mieszkało się na jakimś zadupiu to dojazd autobusem czy innym środkiem komunikacji trwał czasem godzinę. Potem jeszcze siedzieć nad jakimiś zadaniami, lekturami bo przecież dla każdego nauczyciela istnieje tylko jego przedmiot. Potem kolejne rzeczy do przygotowania na głowie jak kartkówki, sprawdziany. Dzień nie ma tyle godzin, aby uczeń miał czas na odpoczynek, swoje hobby czy nawet udział w życiu z rówieśnikami, aby nie wyglądał w szkole jak zombii
A te rozumne prace domowe mają się nijak bez rozumnego systemu nauczania
I zdziwko na studiach jak system nauczania na uczelniach wyższych oczekuje często czegoś innego niż kucia na blachę albo radzeniu sobie w samodzielnych zadaniach i uczeniu się.
to nie lepszy byłby limit prac domowych, a nie całkowite ich usunięcie?
@@michakrzyzanowski8554 Jak taki limit miałby działać? Rozwiązanie 3 działań z matematyki nie jest równe 2000słownym wypracowaniu z polskiego
@@michakrzyzanowski8554 masz limit sprawdzianów etc i jak się ma to do rzeczywistości?
Zawsze można nazwać kartkówką sprawdzian z dwóch działów, i już mieścimy się w limicie 😎 Może być takich i pięć w tygodniu.
Porównywanie studiów i szkoły średniej jest nie na miejscu...
Problemem edukacji jest wrzucanie wszystkich do jednego worka. Program powinien według mnie być zbudowany tak aby na zajęciach w szkole były tematy te najważniejsze, podstawy a na zadania domowe tematy wykraczające poza obecną klasę "nieobowiązkowe, czyli jak ktoś zrobi dobrze to dostanie 5, jak ktoś nie zrobi to po prostu nie ma oceny, a nie ,że 1 dostaje". Jak ktoś jest w klasie 1-4 to zadanie domowe może czerpać z klas 4-8, jak ktoś jest w klasie 4-8 to zadanie może zahaczać o liceum, w podręczniku tego może nie być ale od czego jest internet. Jak jest dziecko ambitne, chętne to znajdzie materiały do nauki. Uszczuplić program który jest rozrzucony masakrycznie i jest to nauka o wszystkim i o niczym, zmienić to na naukę podstawową, a zadania traktować jako rozszerzenie. Wtedy też dla samych nauczycieli będzie łatwiej stwierdzić które dziecko jest ambitne i pomóc mu w dalszym rozwoju, a które chodzi tylko po to aby chodzić.
Edit: Inną sprawą jest Chat GPT o którym profesor nie wspomniał, co może zaburzać wszelkie prace domowe ale to właśnie może jakieś szkolenia dla nauczycieli zrobić jak to wykrywać albo jak sprawdzać ,że uczeń faktycznie to umie. Prosty przykład. Lekcja trwa 45min, przez pierwsze 30min prowadzisz program, na ostatnie 15 sprawdzasz zadania i wiedze tych którzy ją wykonali. Ci co nie zrobili może ich to zainteresuje
Dokładnie! Jeśli zadania domowe nie są tym czym powinny być to należy to zmienić, żeby były tym czym powinny być, a nie żeby nie było niczego.
Najlepszy komentarz odnośnie obecnej edukacji w Polsce. Bardzo trafna diagnoza, oby zyskała poparcie społeczne i polityczne.
Ja wiem, że jestem w mniejszości, jako osoba z ADHD, ale ja do teraz mam podniesione ciśnienie jak sobie o zadaniach domowych pomyślę.
Sni mi się dalej po nocach, że o czymś zapiąłem, nie zrobiłem, albo zrobiłem, ale zapomniałem przynieść do szkoły.
No i bez robienia tych prac (bo większości nie robiłem) i tak osiągnąłem sporo zawodowo i żyje się mi dobrze.
Chciałbym, żeby się Pan odniósł do książki "Mit pracy domowej". Podaje ona bardzo naukowe argumenty za brakiem prac domowych (głównie całe mnóstwo eksperymentów w różnych szkołach). Czy zna Pan jakieś kotr-badania?
W Klasach podstawowych trzeba realnie ćwiczyć pisanie liter, realnie ćwiczyć czytanie, realnie ćwiczyć liczenie. Lekcji te dzieci mają 8-12 i jest ich 25, nie ma możliwości aby w 4h pani dała radę z każdym dzieckiem indywidualnie pracować. W wyższych klasach materiał jest przeładowany i to jest problem.
Jeśli chodzi o matematykę, to musisz przerobić x zadań żeby załapać, samodzielna praca jest podstawą, tak samo nauka angielskiego. Czy to słuchanie audiobooków czy klasyczną nauka, lekcja 45min nie zastąpi pracy indywidualnej.
Co człowiek to opinia. Ja uważam prace domowe za rzecz zbędną jeśli uczeń uważa na lekcjach. Sęk w tym, że uczniowie na lekcjach gadają, bawią się telefonem i stąd potrzeba zadawania zdań do domu. Cała ta paplanina o "wpływie zadań domowych na psychikę" byłaby zbędna, gdyby dzieci robiły swoja robotę w szkole, a nie po godzinach.
A to się potem przenosi na dorosłe życie. Pracowałem kiedyś u człowieka, który lubił sobie pogawędzić i często z pracownikami urządzał pogawędki przy maszynie, a o 16-stej mówił "Panowie, musimy zostać do 18-stej, bo robota nieskończona". Myślę, że tego nawyku nabrał jeszcze w szkole.
@@pogodanaprzygode Nie, nie wystarczy uważanie na lekcjach. Ludzki mózg działa w taki sposób, że im więcej razy coś powtórzy, tym lepiej zapamięta (przy czym sposób i warunki powtarzania też mają znaczenie). Dlatego powtarzanie jest konieczne, żeby coś zapamiętać - bo można się nauczyć na lekcji, ale nie zapamięta się tego na długo, jeśli się tego w jakiś sposób nie powtórzy, nie utrwali. To powinien być główny cel niekreatywnych zadań domowych. A zadania kreatywne, takie jak różne projekty, ale też wypracowania, pozwalają nie tylko pewne kwestie utrwalić, ale też coś w sobie rozwinąć. Więc jak najbardziej TAK dla zadań domowych, ale niech to będą zadania z głową, bo to, co teraz jest w podręcznikach czy ćwiczeniach, niespecjalnie pozwala na rozwój, będąc przy tym koszmarnym złodziejem czasu. Autorzy podręczników i ćwiczeń powinni wziąć pod uwagę, że ten konkretny przedmiot nie jest jedyną rzeczą, jakiej uczeń się uczy, to nie są jedyne zadania, jakie musi odrobić. Zadania domowe i ćwiczenia powinny być skonstruowane w taki sposób, żeby maksymalnie pomóc w nauce przy równoczesnym maksymalnym ograniczeniu spędzanego nad nimi czasu. Oby kiedyś takie zadania domowe faktycznie powstały.
@@pogodanaprzygodenie każdy ma super pamięć żeby zapamiętać całą lekcję i utrwali materiał na dłużej
@@baassiiatyle tylko mało teraz czasu dzieci mają na naukę pisania i czytania w klasach l-lll. Nawalone jest w zeszytach ćwiczeń materiału już z klasy lV. I potem do klasy lV idą dzieciaki które dobrze pisać i czytać nie potrafią ale ćwiczenia w l-lll wypełnione od deski do deski
Dużo zależy od sytuacji danego ucznia. W zależności od niej praca domowa może być pomocnym narzędziem w edukacji lub też męczącym obowiązkiem na wieczór. Poniższe przykłady będę omawiał dla szkoły podstawowej.
1. Jestem rocznikiem 1988. Wychowywałem się w małej miejscowości. Tylko mój tata pracował, mama zajmowała się domem. Nie chodziłem na żadne dodatkowe zajęcia po szkole. W tamtych czasach i warunkach nie było to tak popularne jak teraz. Najpóźniej wracałem do domu na godzinę 14:30. Jadłem obiad (załóżmy 20 minut) i zabierałem się za pracę domową. Przyjmijmy 1 godzinę i 40 minut ze statystyk. Oznacza to, że najpóźniej o 16:30 miałem "wolne". Chodziłem spać około 21:00. Dawało mi to 4 i pół godziny czasu wolnego (pomijam kolacje, prysznic, pakowanie się na dzień następny, etc.).
2. Mój syn jest rocznikiem 2017. Wychowuje się w dużej miejscowości. Zarówno ja i żona pracujemy. Syn chodzi na różne dodatkowe zajęcia. Jak zresztą większość jego rówieśników, mało które dziecko w jego klasie siedzi po lekcjach na świetlicy. Najpóźniej wraca do domu w poniedziałki i środy po treningach piłki nożnej. Jest to godzina 18:00. Zakładając 1 godzinę i 40 minut na prace domowe, wychodzi na to, że syn ma "wolne" o 19:40. Teoretycznie 1 godzina i 20 minut czasu wolnego do spania o 21:00. W tym przypadku trudno pominąć kolacje, prysznic, pakowanie się na dzień następny, bo po prostu zjadają większą część jego czasu wolnego.
Patrząc na te dwa powyższe przypadki dość łatwo zidentyfikować ten, w którym praca domowa jest męczącym obowiązkiem na wieczór. Oczywiście syn mógłby nie chodzić na dodatkowe zajęcia i zamiast tego odrabiać pracę domową na świetlicy. Ale mam wrażenie, że w jego oczach byłaby to kara. Koledzy graliby w piłkę, pływali na basenie, przerzucali rywali na matach do judo, budowali roboty z lego, etc. A on sam siedziałby na świetlicy.
Nawet bez porównywania do innych byłaby to kara dla chłopca. Takie zajęcia dodatkowe są bardzo rozwijające. I to nie tylko o te wybrane dziedziny, które obejmują zajęcia, ale również rozwijają dziecko społecznie (poznaje nowych ludzi, nauczycieli, instruktorów itd).
Ale "gra w piłkę, pływanie, judo" powinieneś policzyć jako czas wolny, a nie że ma wolne dopiero o 19:40. To jest tak że po pracy skończyłeś z kolegami na halę pograć w piłkę, wróciłeś późno do domu i narzekasz że późno wracasz z pracy.
Panie Tomaszu, jako dobry uczeń bardzo dużo czasu musiałem spędzić nad rozwiązywaniem zadań domowych chociaż materiał miałem już dawno opanowany. Brak obowiązku prac domowych daje uczniom oraz rodzicom więcej wolności w jaki sposób i czego się uczyć. Jak ktoś się nie nauczy to efekt będzie dokładnie taki jak teraz - być może jedynie z większym opóźnieniem (słaba ocena za klasówkę, a nie za brak pracy domowej).
Dlaczego rodzicom? Zadania domowe są dla uczniów, nie dla ich rodziców. A jako dobry uczeń pewnie przez zadania domowe przelatywałeś ze śpiewem na ustach; sądzę po sobie, żeby nie było, bo ja nie musiałam ślęczeć nad zadaniami domowymi tyle czasu, ile inni uczniowie mojej klasy, dla mnie one były łatwe. I choć o tym możesz nie wiedzieć, dzięki zadaniom domowym utrwalałeś wiedzę zdobytą na lekcjach oraz rozwijałeś się pod różnymi względami. Na tym polega ich zadanie.
@@gizmo9290to nie zadania domowe utrwalają wiedzę tylko chęć nauki tematu. Mówi to dobry uczeń, który miał wywalone na zadania domowe, a i tak miałem dobre oceny. Takie same jak osoby, które spędzały nad nimi o wiele więcej czasu.
Zadania domowe są przerzuceniem nauki szkolnej dzieci na rodziców. Mój syn spędza średnio 3 godziny dziennie na zadaniach domowych. Trzeba mu w nich pomagać i go nadzorować. Zadania z matmy, czy notatka z historii itp. z powodzeniem można wykonać w szkole pod nadzorem nauczyciela.
Czas pozalekcyjny jest na życie rodzinne, budowanie relacji, wspólną zabawę, rozwijanie zainteresowań a nie tępą machinę szkolną.
Merytorycznie,apolitycznie,kulturą osobistą na najwyższym poziomie.Aż miło obejrzeć!
Jestem studentem Matematyki, maturę rozszerzoną z matematyki zdałem z wynikiem bardzo dobrym i obecnie zajmuje się prowadzeniem korepetycji z matematyki. Jeżeli powtarzam z uczniem coś co robiliśmy (przypuśćmy w poprzednim tygodniu) to już po przeczytaniu przez niego polecenia wiem czy przećwiczył coś sam czy na spokojnie zapomniał wszystko czego się nauczył. Nie będę się wypowiadał za inne przedmioty, ale w mojej dziedzinie jestem dość pewny faktu że jak ktoś nie ćwiczy samodzielnego rozwiązywania zadań w domu to z dużą dozą prawdopodobieństwa nie wyjdzie mu to na sprawdzianie czy egzaminie o umiejętności aplikacji w praktyce nie wspominając. Podzielam zatem zdanie Pana Rożka i cieszę się że jest ktoś kto nie kieruje się emocjami, a raczej logiką i rozsądkiem.
Czym innym jest rozwiązywanie zadań z matematyki, bo nie ćwicząc, nie nauczysz się jej, czym innym napisanie wypracowania typu esej, a zupełnie czym innym przygotowywanie masy dziwnych referatów z najróżniejszych przedmiotów począwszy od wychowania fizycznego, bo, o dziwo, i coś takiego zadaje się uczniom. O tzw. nauce własnej, czyli utrwalaniu wiedzy nie ma co wspominać, bo uważam to za oczywistość, sądzę, że chodzi głównie o odejście od takich zadań domowych, jakie wymieniłam wcześniej. A i z matematyki można zrobić 10 zadań, nie koniecznie 80 czy 120, bo i polecenia bywają
Muszę przyznać że trudno się z tobą nie zgodzić. Ja chciałem zwrócić uwagę że problem nie jest w tym że uczniowie dostają zadania domowe, a tym że dostają je kompletnie idiotyczne. Na przykładzie lektur można pokazać problem, uczeń nie wybiera sobie dowolnej pozycji z empiku, coś co go interesuje, a musi wymaglować i przebrnąć przez lekturę jakąś kompletnie oderwaną od rzeczywistości, taką która go totalnie nie interesuje. Mus wyuczenia się na pamieć budowy pantofelka na biologie, bo tak trzeba. Kompletny bezsens. Wyobraź sobie, jako że jesteś albo będziesz dyplomowanym nauczycielem matematyki która jak mniemam bardzo Cię interesuje musisz na za 2 tygodnie nauczyć się jeździć na łyżwach, ale ty nie cierpisz łyżew, kochasz za to rower i wyprawy górskie. Teraz przez 2 tygodnie będziesz musiał stanąć na głowie żeby się tego nauczyć, poświecić swój wolny czas na coś dla Ciebie niepotrzebnego i głupiego. Przykład z sportem jest tutaj tylko nakreśleniem mechanizmu. Wtedy gdy musisz nauczyć się czegoś co kompletnie nie interesuje (nie tylko nastolatka/dziecka ale i dorosłego) jest dla takiej osoby katastrofą i będziesz robił podświadomie wszystko by tylko nie jeździć na tych łyżwach . Zamiast uczeń przeczytać kryminał to musi przeczytać jakieś totalnie nudne piśmidła bo jakiś "mądry" wymyślił że ta lektura jak ją przeczytasz to zmieni twoje życie.
Jeszcze dopiszę że uczenie się na pamięć jak sam zauważyłeś oczywiście jest wymogiem w części przedmiotów, bo ciężko coś robić nie znając tabliczki mnożenia, czy słówek w języku obcym, ale uczenie się innych bzdur na pamieć nic nie wnosi, zniechęca młodego człowieka, sprawia że książkę traktuje jako swojego wroga i złodzieja czasu, bo musiał czytać pierdoły na zaliczenie.
@@keksiu351 z tymi lekturami niby masz racje, jednak wyobrazasz sobie to, ze kazdy uczen wybierze sobie lekture jaka chce, a nauczyciel bedzie musiał je wszystkie przeczytac? Przykład z maja matura z polskiego. Temat: specyfika języka bohaterów s-f i fantazy. Wybrałem łowce androidów, Solaris i Jeżdźców smoków z Pernn. Miałem wrazenie, że nauczyciele którzy mnie odpytywali nie mieli pojecia o czym sa ksiazki.
@@1986Lupos nie ma możliwości by znali wszystko co uczniowie wybiorą, ale wg mnie ma to przede wszystkim sprawić by każdy uczeń nie zraził się do książek. By przeczytał i zainteresował się tym co go ciekawi. Jaki sens ma wymuszanie nudnej lektury gdzie 80% uczniów w klasie jej nie przeczyta. 10% przeczyta streszczenie co i tak będzie sukcesem. I może z 1-2 osoby w klasie tzw kujoni odklepią książkę od okładki do okładki. Nauczyciel mógłby zadać pytania ogólnikowe nie znając treści książki. Albo przeczytać 2 zdania na jaki temat jest dana książka i można naprawdę zweryfikować czy ktoś czytał czy nie. Czy to go jara, a może robi po łebkach. Ja wpisując tytuł książek które ty wybrałeś byłbym w stanie w kilka minut wymyślić z 2-3 pytania do ich treści i dalej już ty płyniesz. Ja pamiętam omawianie lektur na lekcjach, pani omijała osoby co i tak nie przeczytały i nie przeczytają, bo szkoda czasu a te 2 rodzynki co zapamiętały książkę odpowiadają na każde pytanie i nauczyciel leci z tematem. Reasumując, lepiej jak ktoś przeczyta instrukcje zmywarki jeśli go to interesuje niż na siłę czytać o jakimś nudnym księdzu robaku. Można odpytać ucznia z programów mycia naczyń i finalnie zadanie jakie niesie ze sobą czytanie i zapamiętywanie zostanie spełnione 100x lepiej niż nudna lektura. Bo przecież na tym to polega.
@@keksiu351 Ja bym to widział tak, jedna lektura wybrana przez nauczyciela, jedna przez ucznia. Moze i by to był ciekawy sytem.
Jak ja chodziłem do szkoły to w sumie w szkole średniej było najgorzej. W szkole było się około 6-8h dziennie, do tego trzeba doliczyć około 1h dojazdu w jedną stronę. Do tego praca domowa tak do 1h, ale potem był maraton (najgorsza część) czyli czytanie lektury i nauka na następny dzień bo już czekały zajęcia z "ciekawymi" nauczycielami (2-3h). Jak się doliczy jeszcze sen 8-9h to jest 19-23h zajętego czasu (na upartego można doliczyć do tego 0,5h z ranka). Tak więc w najgorszym wypadku miało się do dyspozycji 1h (z tego co kojarzę to tak było w środku tygodnia) i dodatkowe "tylko" 30 min to było marzenie.
Ostatecznie po zmianach to co nie będzie pracą domową, będzie dodatkowymi zadankami, które i tak trzeba będzie zrobić aby móc ogarnąć materiał.
Uczciwością i pracą ludzie sie bogacą. Od moich czasów poprzeczka w szkole stale sie obniza. Hodowane jest uśmiechnięte pokolonie ktore nie potrafi pracować. Ale za to że zostali skrzywdzeni przez lewactwo są im wdzieczni i na nich głosują. Zobaczymy jak dlugo
Ja dla odmiany w liceum miałem jeszcze sporo czasu na gry i bywało tak, że spędzałem przed kompem po 5h dziennie.
@@structuresoftwere9363 Co do powiedzenia to się nie zgodzę. Pracą to na pewno ale nie koniecznie uczciwą, a co do reszty to zależy od nauczycieli i le ma się takich "ambitnych" dla których jego przedmiot jest najważniejszy, a dodatkowo w większości sytuacji materiał jest dostosowywany do tych najsłabszych. Jeśli chodzi zaś o egzaminy krajowe to się z tobą w pełni zgadzam, na których jest tylko fragment potrzebnej wiedzy uczonej w szkole aby zdać (ale trzeba najpierw zaliczyć wszystkie przedmioty). Tak więc w dużej mierze "to zależy". Ja jestem za tym aby była 1/4 obowiązkowego wspólnego materiału co teraz, a każdy mógłby wybrać zajęcia związane z tematyką która go zaciekawiła
PS. Pamiętasz może np. jakie, kiedy i gdzie były przyznawane prawa szlachcie?
@@structuresoftwere9363 To nie " lewactwo " zniszczyło oświatę ! Kiedyś dzieci miały i łacinę ( nie tą podwórkową ) i grekę, a także często język obcy. Czasem niemiecki, rzadziej rosyjski ! Przed drugą wojną to było, a teraz ? " Hodowane jest uśmiechnięte pokolonie " - rak ale . . . . nauczycieli, którzy nie umieją przekazać wiedzy ! :)
P. S. Miałeś w szkole kiedyś syna nauczycielki ? A może " geniusza " ?! Jak miałeś to wiesz o czym pisze, jeśli nie mogę współczuć !
A ile miałeś lekcji religii w szkole, w tygodniu ?! A może były na salkach katechetycznych przy kościele ?!
Co do wykresu 5:20 jak były mierzone te godziny? Na rok? Czy były brane pod uwagę ilość wolnego czasu jaki ma polski uczeń typu długość wakacji ferii zimowych i świątecznych. O ile pamiętam to w Polsce mamy najwięcej wolnego w takiej właśnie formie i przez to mam zaniżoną średnią
Plus jak mowa o wykresie np w Japonii rok szkolny jest podzielony na 3 semestry, a nie dwa. Nie wiem jak w reszcie przedstawionych krajów, ale chyba nie wszędzie jest identycznie.
dokładnie, te dany takie trochę wyciągnięte z pośladków i nijak mają się do rzeczywistości. Plus jeszcze podział na różne szkoły. Za bardzo ogólnikowe i brak backstage do nich powoduje ze czuje ze są mocno przekłamane
@@ketrin_uzumaki Ale w Japonii letnie wakacje nie trwają dwa miesiące, tylko max półtora, a miejscami krócej, nie ma też dwutygodniowych ferii zimowych, tylko krótsza przerwa świąteczna (około tygodnia w okolicach Nowego Roku); choć w sumie dni szkolnych w roku jest mniej więcej tyle samo, ile w Polsce: około 210.
@@gizmo9290 okej może i tak, ale dodajmy do tego że tam są koła zainteresowań do tego ( nie tylko dodatkowe zajęcia z matematyki, a koła typu teatralne ( wiem może niektóre szkoły u nas mają, ale obstawiam podstawówki bo w mojej było, ale potem się posypało, a w liceum ani w gimnazjum niczego takiego nie było tylko zajęcia pod profil plastyczny i wybraną specjalizację) czy fotograficzne. Plus uczą się też w niektórych przypadkach gotowania i dodatkowo sprzątają po lekcjach szkołę.
Zadanie domowe w sensie zrobienie ćwiczenia w zeszycie powinno być wywalone. Natomiast nauka w domu na przykład na egzamin jak najbardziej zostaje, więc nie ma po co marudzić.
Zgadzam się z Pana wnioskiem. W tej reformie nie chodzi o dzieci, tylko o rodziców, którzy teraz muszą spędzać dużo czasu z dziećmi na pracach domowych. Jako rodzic sam czuję się tym mocno obciążony, ale uważam, że ta reforma to błąd.
Uczenie się na pamięć samo z siebie nie jest złe, bo nie których informacji inaczej nie da się przyswoić. Jednak jak już mamy trenować mózg w taki sposób, to może informacjami, ktore są jakkolwiek przydatne w życiu. Nauka na wiele przedmiotów wyglądała tak, że uczyło się byle zdać i trzy dni później już by się tego nie zdało. Jak na to ile lat spędzamy na edukacji to na koniec umiemy bardzo mało. Często nie jesteśmy należycie (o ile jakkolwiek) przygotowani do jakiegoś zawodu, a do życia jeszcze gorzej.
Jak się uczysz na pamięć, to musisz mieć notatki do których wracasz po latach.
Referat, esej, lektorat, wreszcie egzamin. A po egzaminie notatki. Dziwi mnie to, nie wiem jak uczą teraz, ale w każdym mieście jest inny poziom nauczania. Króluje analfabetyzm funkcjonalny.
@@czernm20 Po co mam wracać do notatek, z których wiedza nie jest mi potrzebna?
Dla mnie problemem było uczenie się czegoś "wyrwanego z całości" np. wzorów matematycznych czy fizycznych. Dlaczego? Zdarzało się,że zapomniałam jakiś wzór,a potrafiłam rozwiązać zadanie na kartkówce/sprawdzianie (wiedziałam który wzór tam podstawić), więc dostawałam 1 i potem na poprawę szłam z wyuczonym wzorem,ale nie potrafiąc rozwiązać zadań,bo minęło za dużo czasu i wszystko mi się mieszało z tym,co było obecnie na zajęciach 😂 tak samo wykucie wiersza czy regułki - zajmowało mi to tygodnie. Zapomniałam to od razu po zdaniu 😂
Czytając i samodzielnie wyszukując informacje w książkach, artykułach itd., (co zajmowało o wiele mniej czasu) budowałam sobie masę wiedzy i tak uczę się na studiach,bez większych problemów dostając dobre stopnie i mając po prostu masę wiedzy z różnych dziedzin.
Daty,nazwiska,miejsca z historii -tu też było ciężko. Mając mając wiedzę na poziomie licealisty(starszy brat miał rozszerzenie,a ja dla przyjemności czytałam jego podręczniki) nieraz oblałam kartkówkę,bo była np. z samych dat. Osoby z 5 nie znały żadnych wydarzeń,przyczyn, skutków etc. ale miały pamięć do numerków😂
Słówka trzeba wykuć,ale znowu -w kontekście. Co z tego,że znasz słowo w obcym języku, jeśli nie umiesz go użyć? Męczyłam się z takim podejściem kucia słówek 6 lat w szkole i z języków nie umiem jednego zdania ułożyć. Angielskiego uczę się od 4 klasy podstawówki,a największy progres zyskałam z powodu hobby,bo szukane przeze mnie informacje były dostępne tylko po tym języku...:p
Do czego zmierzam?
Powtórki materiału są potrzebne,ale róbmy to sensownie. Wypowiedzi-eseje są fajne,ale dajmy się też wyrazić w inny sposób. Potem po szkole ludzie publicznie nie powiedzą nawet słowa - nie tylko introwertycy. Zdolność przygotowania wypowiedzi na dany temat,ale bez oceniania poglądów a dania krytyki odnośnie argumentów? zachowania? tonu głosu itd. Może teraz coś się zmieniło,ale w szkole rzadko rozmawialiśmy,nawet na tematy związane z lekcją. A to jak mówimy bardzo wpływa na nasz odbiór. Pisać i czytać ze zrozumieniem też wiele osób nie potrafi....Pozdrawiam :)
@@czernm20 rozumiem, że masz notatki ze szkoły średniej - spokojnie ogarniesz badanie funkcji?
Ja pamiętam, że z matematyki wszystkie zadania zrobiłem ze zbiorku z liceum (rozszerzona matematyka). Pamiętam również, że z maty byłem byle jaki do około 12 roku życia. W pewnym momencie przyszedł fatalny nauczyciel maty i moja mama w czas to zauważyła i zaczęla mnie uczyć w domu, przede wszystkim wpajała że z matematyki nie można mieć zaległości, co przełożyło się na to że robienie zadań w domu weszło mi w krew, z czasem to polubiłem i efekty przyszły dość szybko, stałem się najlepszy w klasie z matematyki. Tak samo nastąpił przełom z chemi około 14 rok zycia i z fizyki 17 rok życia (wszystko miało wspolny mianownik, fatalny nauczyciel i samodzielna, wnikliwa nauka w domu). Zyłem w około 50 tys mieście, chodziłem do prawie najlepszego liceum w którym z matematyki byłem wydaje mi się że w top 3 w całej szkole.
Problemem było to, że w pewnym momencie wzrosły wymagania moich rodziców i że skoro z maty jestem dobry i to ze wszystkiego powinienem być. Miałem dodatkowo szkołę muzyczną na plecach, byłem dość nieśmiały, zadania z przedmiotów z ścisłych odrabiałem do godziny 19-20 (do tej godziny miałem po szkole godzinę odpoczynku, trening na instrumencie muzycznym i nauka). w soboty odrabiałem jakieś durne zadania z plastyki, historii, geografii co totalnie mnie nie interesowało, byłem super sfrustrowany, w niedziele nauka do klasówek lub jakieś czytanie lektur (nie przeczytałem wszystkich, brakowało czasu). A życia społecznego niemal nie miałem. odbiło się to wszystko na studiach głęboką depresją i poczuciem, że umknęło mi życie, że mam ogromne trudności w nawiązywaniu kontaktów. Studiów nie ukończyłem.
I teraz pytanie co jest lepsze? wydaje mi się że balans.
Skupić się na 3 przedmiotach plus jednym języku obcym + hobby + czas na życie społeczne.
Robić zadania w domu z ulubionych przedmiotów, pogłębiać wiedzę, mieć czas na przyjaciół, a resztę olać.
Jak system się nie zmieni to swojemu dziecku powiem by właśnie tak robił, co go nie interesuje zaliczał po najmniejszej linii oporu
Czy ktoś robił badania ile zadań jest naprawdę zrobionych przez uczniów, a ile jest:
- zrobionych przez rodziców
- spisanych od kolegi/koleżanki
- spisane z gotowych odpowiedzi znalezionych w Internecie/książce używanej przez nauczyciela
- zrobionych przez AI
A co się tyczy lektur to też bardzo wiele osób ich nie czyta, tylko przegląda bryki/analizy w Internecie
Ogólnie w jakim stopniu zadania domowe działają pozytywnie, a w jakim stopniu jest iluzją.
Inną kwestią jest czy wpływają na zmęczenie i zniechęcenie edukacją
Pytam, ponieważ jeśli w rzeczywistości mało kto uczciwie robi wszystkie zadania domowe, to większość Pana argumentów traci w tym momencie znaczenie.
Dlatego zadania domowe powinny być ale nieobowiązkowe, i nauczyciele powinni przejść kursy, poświęcać 10min godziny lekcyjnej na sprawdzeniu zadania oraz wiedzy tych co to zrobili, czy zrobili to sami czy spisali. 90% nauczycieli tylko pyta "Zadanie zrobione?" Wszyscy : "tak", no to dobrze wybierzmy jedną osobę. Ta jedna osoba dostanie 1 albo 5 w zależności czy sama zrobiła, a połowa klasy co spisała się cieszy ,że to nie ich wybrała.
Albo zadania domowe powinny być robione na osobnych kartkach, jak kartkówki, kto chce oddać to oddaje, i nauczyciel poświęca trochę czasu na to aby sprawdzić kto zrobił sam a kto spisał. Tak wiem ktoś powie, to kolejne kilka godzin z czasu nauczyciela ale odpowiadam to tylko na początku. Bo jak nauczyciel wyczuje kogoś kto spisuje to będzie naznaczony i jego prace będzie przeglądać z ostrzeżeniem wiedząc ,że może być spisane. Ten ma historie spisywania, odkladam na bok, ten robil wedlug mnie sam, to jego przeczytam. Masz 20 zadań domowych, średnio 10 uznajmy odkladasz na bok tych co mają w przeszłości spisane i czytając je już wiesz od kogo mogli spisać
Otóż to. Za moich czasow, rocznik jeszcze z 9 na przedzie, to w podstawowce raczej sie nic nie spisywało. Pomagała mi rodzina: glownie mama, pracujaca po 10h lub brat z technikum lub sama siedzialam i kombinowalam, czesto przez lzy. Natomiast spisywanie zaobserwowalam w gimbazie na ogromną skale. Dawalam swoj zeszyt i z tego ciągnęło conajmniej 3 osoby, czasem 5 i te osoby, moge sie zalozyc robily to co lekcje, tylko zmienialy czasem osobe udostępniającą gotowca. Samej mi sie zdarzalo spisywać, chociaz glownie juz w liceum, gdzie nie dawalam rady z ilością pracy lub zadanie bylo tak trudne dla mnie, ze mialo efekt mrożący. Zazdroszcze osobom, ktore tutaj pisza, ze matematyke liczyly do tego momentu, az im wyszlo dobre rozwiazanie. Ja nie potrafilam tak, balam sie wrecz sprawdzac wynik. Tutaj kwestia tez do przepracowania - podejscie do nauki i porażek.
No i teraz doszła jeszcze AI typu ChatGPT. Robisz zdjęcie zadania domowego i po chwili masz rozwiązane z wyjaśnieniami. Przepisujesz i temat "odwalony". Także według mnie potrzebna jest mocna rewolucja w edukacji. Tak samo formy zaliczenia wielu przedmiotów na studiach tracą sens w aktualnej formie (studiowałem programowanie i bazy danych i często zaliczenie to było napisanie programu i pokazanie kodu/działania programu). Dostaniesz opis co ma robić program itp, podajesz to AI i tego samego dnia masz kod programu, dokumentację i semestr spokoju.
Stąd powiedzenie, że wykształcenie i inteligencja to dwie różne rzeczy. Można mieć jedno, a nie mieć drugiego. Uczcie się sami dla siebie, nie dla ocen.
Zgadzam się z Panem w 99%
Zadania domowe kształtują umiejętność zarządzania własnym czasem
Program nauczania zamyka na kreatywność, no chyba że mówimy o innym rodzaju kreatywności, ale wyglądającej na każdym przedmiocie tak samo - jak ściągać na sprawdzianie - czyli zaoszczędzić czas a uczyć się mało lub nic.
Dużo nadal pozostaje w rękach nauczycieli, którzy muszą dotrzeć do uczniów, nie każdy opowiada o swoim przedmiocie z zainteresowaniem, które przekłada się na rzeczywiste słuchanie. Mój pamiętny czas na lekcjach Historii (podstawówka/gimnazjum/liceum): Po co mam słuchać tego co mogę na spokojnie przeczytać w domu skoro nie wyniosę z klasy nic więcej? Niestety żaden z nauczycieli Historii nie przyłożył się do przekazania wiedzy tak by jakkolwiek została zapamiętana, a czytanie na głos innych kolegów którzy różnie sobie z tym radzili wcale nie pomagał.
Ucznia trzeba nauczyć również jak się uczyć, Nauczyciela jak nauczać, a rząd jak rządzić, z tym że to ci dwaj ostatni dają sobie więcej przyzwoleń na błędy swoich eksperymentów a niżeli dają swoim "królikom" tzn. Uczniom.
Co do całkowitego braku zadań to się zgadzam to przejście w skrajność. Niestety jest patologia. Mój syn w tym roku zaczął chodzić do 1 klasy i ma na zmianę jeden dzień na rano drugi na późniejszą godzinę. Ma takie dni, że wychodzi około 9 rano a wraca 16-17, zje obiad wykąpie się i jest 18-18:30 i trzeba zrobić zadanie domowe a następny dzień ma na 8 rano. To jest patologia, on jest tak wykończony, że potrafi przy tych zadaniach płakać.
To bardzo zniechęca do szkoły. Nie mam nic przeciwko jak dostaje zadanie gdy kończy o godzinie 14, czy jak ma większą porcję materiału plus jakaś lektura zadane na weekend. Jeszcze jedno trzeba brać pod uwagę, większość rodziców klasy 1-3 zostawia dzieci na świetlicy, bo oboje rodziców pracuje i odbiera je około 17 godziny po pracy. Co jest dodatkowym utrudnieniem. U mnie akurat żona nie pracuje więc w te dni co dziecko kończy o 14 ma więcej czasu na naukę, ale jak wróci do pracy to co? Też będzie odbierane około 17. Nie wziął Pan tego pod uwagę. Oczywiście z starszymi klasami jest nieco inaczej.
To układ zajęć jest patologią. Ale wynika to z 2 powodów...albo nie ma nauczycieli by obsadzić wszystkie klasy pierwsze np od 8 do 13 albo nie ma wystarczającej ilości sal lekcyjnych.
@@carolusek6 zgadzam się, dlatego piszę, że dla mnie taka skrajność nie jest dobra i jej nie popieram
Jeśli żona jest w domu to pomyślcie o edukacji domowej.
Ja tam już od gimnazjum siedziałem na tyle długo nad zadaniami domowymi z różnych przedmiotów że spałem po 4 godziny, a potem byłem jak zombie w szkole.
Dopiero na studiach miałem na tyle czasu, żeby chodzić normalnie spać z pominięciem niektórych dni w tygodniu w których miałem deadliney z projektów, sprawozdań itp.
U mnie na odwrót xD Na studiach była taka ilość materiału, że po prostu strategicznie oblewałem niektóre egzaminy bo się nie dało wyrobić. 3 egzaminy jednego dnia, czasem egzamin po 10 godzinnych laboratoriach. Drugi raz bym się na takie studia nie zdecydował.
@@Nimrawid Ciekawe co to za uczelnia, bo na większości (w tym mojej) egazamin może być 1 dziennie. No chyba że to były kolosy.
WAT ;) To były normalne egzaminy w sesji. Byłem w mniejszej grupie pirotechniki gdzie mieliśmy 2 przedmioty więcej więc wszystko było układane pod liczniejszą grupę. Wielokrotnie były takie sytuacje niestety.@@xenomorph80
@@xenomorph80 kolos to nie egzamin.
@@dilofozaur -Panie profesorze ale my mamy już wpisany egzamin tego dnia z innego przedmiotu.
- To jedyny termin kiedy możecie to napisać, w takim razie zrobimy to jako kolokwium
Kilka dni później na "kolokwium" zadania identyczne jakie by się pojawiły na egzaminie
kilka lat później: -Szefie ale ja już mam jeden projekt do zrobienia na przyszły czwartek.
-Dobra to nazwijmy to "prezentacją" a nie projektem ....
Szkoła ma przede wszystkim przygotowywać do życia w dorosłości.
Jestem studentem i jak sobie przypomnę czasy mojej podstawówki, to naprawdę nikt mi nie wmówi, że byłem wtedy w jakikolwiek sposób przeciążony
35 lat spędziłam ucząc w różnych szkołach i na różnych poziomach, więc mogę z całą odpowiedzialnością potwierdzić, że program nauczania był i nadal jest przeładowany. Nauczyciele byli i nadal są zmuszani do "realizacji" podręczników, więc po prostu nie mają czasu na nic więcej jak tylko prezentacja nowych treści i krótka próba utrwalenia ich w umysłach uczniów. Zadania domowe są po to, by uczeń był przygotowany do zrozumienia następnej dawki wiedzy - to taki łańcuch zależności. Nie można ugotować obiadu, jeśli najpierw nie kupi się potrzebnych składników. A to, że rodzice odrabiają "lekcje" za swoje dzieci jest poważnym problemem samych rodziców. Mieliśmy już wychowanie bezstresowe, teraz nadchodzi era bez prac domowych..... a dziwimy się, że jako społeczeństwo degradujemy się :) Ciekawe co jeszcze :D
Podpisuję się pod tym filmem
Ja też
Czy są jakieś badania potwierdzające, że zadania domowe cokolwiek wnoszą do procesu poszerzania wiedzy u uczniów? Czy to tylko takie "wydajemniesie"?
Jak można spłycić coś tak poważnego do podania dwóch statystyk, które ani w żaden sposób nie precyzują, czym praca domowa w ogóle jest (bo w różnych państwach czy nawet środowiskach potrafi być rozumiana diametralnie różnie), ani nie pokazuje, co składa się na czas spędzony w szkole (w jednym miejscu może to być siedzenie 8h w ławce, a gdzie indziej różnego rodzaju ćwiczenia, warsztaty, zajęcia artystyczne czy nawet czas spędzony na świetlicy).
To jest film poważnego przedstawiciela środowiska naukowego - za jakiego zawsze Cię uważałem - czy materiał propagandowy, w którym rzucam tezę, dodaję parę suchych liczb, które fajnie wyglądają i akurat do niej pasują i pora na CS'a?? No szanujmy się XD
Dokładnie taki sam odbiór. Podparcie się wybranymi danymi uwiarygadnia materiał w oczach mniej dociekliwych.
Temat wałkowany od lat i ciągle nic mądrego się nie dzieje. Za dużo polityków w edukacji, za mało specjalistów. Dobrze, że mam prawie już za sobą edukacje dzieci, córka kończy studia, syn niedługo zacznie. Dziękuję Panie Tomaszu za kolejny świetny materiał. To tacy jak Pan powinni się zająć naszą Edukacją w miejsce tych miernych polityków.
Niestety MEN objęła osoba bez wykształcenia pedagogicznego. Agnieszka Dziemianowicz-Bąk była zbyt "lewacka" dla Tuska.
Panie Tomaszu! Jest Pan głosem ludu. Powinniśmy uskuteczniać w rządzie konsultacje eksperckie z ludźmi takimi jak Pan, którzy wiedzą o czym mówią.
Pozdrawiam!
Nie jestem zwolennikiem uszczuplania programu, dlatego wydaje mi się że powinniśmy wydłużyć czas edukacji obowiązkowej o minimum dwa lata, tak samo jak powinniśmy zwiększyć wiek pełnoletności do dwudziestego roku życia. Nikt nie jest mi w stanie mi mówić że osiemnastolatek jest dojrzałym człowiekiem, przynajmniej ja nie byłem. Po szkole średniej kompletnie się pogubiłem, nie wiedziałem kim chce zostać, na jakie studia iść, w którym kierunku podążać. A jeśli chodzi o pracę domowe to prędzej bym ich pozbawił licealistów, po to żeby się nauczyli samodyscypliny i żeby nie doznali szoku na studiach że nikt im notatek nie dyktuje.
Co do porównywania czasu spędzonego w szkole czy na zadaniach domowych. Czy jest tu sens porównywać się z innymi państwami, które również niekoniecznie dobrze do tego podchodzą? Skąd pewność, że ten czas nie mógłby być krótszy przy tej samej skuteczności nauki?
Chodząc do szkoły średniej miałem do 8 zajęć na dzień i tyleż samo zadań domowych. Z tego powodu były często robione „po łepkach”. Nasz program nauczania jest przeładowany, których większość z nas nie wykorzystała w dorosłym życiu.
Jako dziecko nienawidziłam prac domowych. Teraz jako mama nienawidzę ich jeszcze bardziej. Cieszę się z ich likwidacji
Fajna analiza. Dane plus zdrowy rozsądek.
Powiem tak, że prace domowe miały sens kiedyś, jak trzeba było skorzystać z biblioteki, spytać się babci, itp. Teraz to tylko zapychacz czasu który po szkole, powinien należeć do ucznia.
Co z dziećmi, które mają problemy z nauką danego przedmiotu? I nie mają nikogo w domu, kto im pomoże? Uważam że zniesienie prac domowych to krok do zmiany. Małymi krokami do przodu. Parusza Pan wiele wątków. A chyba chodzi o to żeby właśnie zmieniać system edukacji małymi krokami. Taka zmian to też zmiana mentalności nauczycieli.
Nie zgadzam sie, chyba dawno nie było weryfikacji rzeczywistości, konczylem szkole nie tak dawno temu. Dalej pamietam, ze wiekszosc ludzi nie robila prac domowych z lenistwa lub niezrozumienia tematu, spisywali je tylko dla pozoru. Ci co je robili i tak rozumieli temat, a utrwalenie w pamieci po tym wcale nie byla jakos lepsze. Dodatkowo duza ilosc prac domowych sprawia, ze dzieci ktore maja problem ze zrozumieniem tematu zostaja z nim z rodzicami, a nie kazdy ma dobra sytuacje w domu... Z czytaniem lektur jest tak samo, wiekszosc ludzi i tak czyta tylko streszczenia o ile w ogole wiec sytuacja jakos drastycznie sie nie zmieni.
Mam młodszą siostrę. Ja szłam starą podstawą programową z gimnazjum, ona nową. Ja miałam jak mówisz- prace domowe były zadawane głównie na utrwalenie tematu lub umiejętności. Natomiast w nowej podstawie programowej ponapychali tyle bzdur, że prace domowe mojej siostry (tak jak powiedziano w filmie) służą do przerobienia materiału, którego nauczyciel nie zdążył zrobić. Praktycznie każdy nauczyciel przedstawiał tylko jakiś konspekt na lekcji, a umiejętności używania tej wiedzy dawał dzieciom do domu: na historii nauczycielka kazała czytać co drugi rozdział w domu, na matematyce na lekcji wyrabiali się ze zrobieniem 5% zadań, więc reszta z rozdziału do domu. Moja siostra jest sprytna i leniwa i nie robiła prac domowych, bo zawsze kończyło się wrzaskiem rodziców, przez co w 3 klasie liceum ona i paru jej rówieśników nadal nie rozumiała konceptu układu współrzędnych, bo zostawała im tylko wiedza z lekcji, która nie pokrywała całego materiału. Z wiedzą dzieci jest co raz gorzej, a elektronika która zaburza ich koncentrację nie pomaga. Twoja postawa ma sens jeśli uważasz szkołę za coś do "odbębnienia", a nie do edukowania społeczeństwa. Brak prac domowych ma sens dopiero jeśli to co powinny nauczać te prace domowe zostanie nauczone na lekcji, a z aktualną podstawą programową i papieżem na każdej stronie książki od historii to się nie wydarzy. Faktycznie, sytuacja się jakoś drastycznie nie zmieni, bo nauczyciele na pewno to obejdą, ale sam koncept usuwania prac domowych jest zły, bo skoro nie poprawi to sytuacji to znaczy, że jest to tylko zagranie polityczne.
@@dominika0896 ale przeciez projekt odchudzenia podstawy tez jest albo juz nawet przyjeto
od 5:34 Proszę zajrzeć do opracowania przeprowadzonego przez kancelarie senatu z 2011 roku , znajdziemy tam informacje o ilości godzin w szkole podstawowej w krajach europejskich
Hiszpania 25
Francja 24
Norwegia 25
...a Polska w etapie 10-13 lat podchodzi pod 31h !
"Praca w domu uczy samodzielności"
Nie, uczy rodziców odrabiania za dziecko zadanych "bo trzeba" losowych ćwiczeń za których brak jest wstawiane 1. Nie wspominając już o zerowej koordynacji ilości pracy między nauczycielami różnych przedmiotów.
Nikt nie zabrania nauki w domu - natomiast nie wolno jej wymuszać ocenami. I bardzo dobrze. Dzieciak ma umieć, a nie wypracowywać "normę"
dziękuję za materiał!
Przez ponad 10 lat udzielałam korepetycji i uważam, że chociażby w przypadku matematyki, jak dzieci nie dostaną konkretnego zadania od nauczyciela to większość rodziców nie będzie wiedziała jakie przykłady wybrać aby z dzieckiem powtórzyć. Efekt będzie taki, że będzie więcej korepetycji. Moja wizja jest taka, że rodzice po jakimś zaczną szukać korepetytora lub po prostu jakiejś osoby do pomocy, która codziennie przyjedzie i poćwiczy z dzieckiem z każdego przedmiotu. 🤷♀️
Co z tego, że dziecko dostało 3 konkretne zadania, skoro i tak ja je odrabiałem;)
@@dag4983jak jestes glupi, to odrabiales za dziecko…
A może wręcz przeciwnie? A może, jak nie będzie prac domowych, to rodzice poproszę nauczyciela, aby dał im takie zadania? Dawanie dobrowolnych prac domowych jest i będzie legalne. Skąd przeświadczenie, że jak coś nie jest przymusowe, to nikt tego nie będzie robił?
@@rysicasd Immanentną cechą głupich jest rozpoczynanie wypowiedzi od inwektyw.
@@dag4983 odrabiałeś pracę za swoje dziecko? Robiłeś mu krzywdę. Pomo, a nie robienie za!
Chciał bym tylko dodać że , zadania domowe w szkole podstawowej to zadania dla rodziców . Zamiast klepać program na lekcji , zacznijmy w szkole uczyć .
Takie myślenie rodziców jest podstawowym problemem. To uczeń powinien wykonać zadanie a nie rodzic. Rodzice którzy odrabiają lekcje za uczniów - robią im krzywdę.
Jestem rodzicem dwójki dzieci i uważam że podawanie dziecku gotowych rozwiązań to dramat dla ich rozwoju i przyszłości . Ale zadania domowe obciążają rodziców i dzieci , a powinny motywować ucznia .
@@galadrielanna1 Krzywdę dzieciom robi fakt, że muszą siedzieć przez parę godzin i odrabiać tony zadań domowych. Dlatego, często rodzice im pomagają bo same by tego nie ogarnęły. Nie mówiąc już o tym by znaleźć czas na czytanie lektury i przygotowanie do sprawdzianów. A najgorszy jest okres podstawówki gdzie różnych zajęć jest od groma. Tu nauczyć się jakiejś melodyjki na muzykę, tu praca na plastykę, 3 strony zadań na matmę, test z lektury na Polski, quiz ze słówek na angielski i to kończy się tym, że taki dzieciak 3/4 dnia spędza na nauce albo odrabianiu prac domowych z krótkimi przerwami na toaletę, obiad i sen. Taka forma sprawia, że dzieci zniechęca się do nauki. Szkołę i możliwość nauki dzieci powinny traktować jako przywilej i czystą przyjemność a nie jako ciężką katorgę.
@@darkdemon5865 Rodzice którzy odrabiają lekcje za dzieci uczą je braku odpowiedzialności, braku umiejętności zarządzania własnym czasem i niesamodzielności. O ile przez pierwsze 3-4 lata szkoły podstawowej tego problemu tak nie widać, to w późniejszych latach takie dziecko ma coraz więcej problemów w nauce. Rodzice wtedy najczęściej wykupują dziecku korepetycje: gdzie nauczyciel za dziecko rozwiązuje zadania a dziecko nadal niczego się nie uczy, bo pozbawione "stresu" przez rodzica we wcześniejszym okresie - zwyczajnie nie wie jak (dodatkowo wtedy dziecko na prawdę już nie ma czasu na żadne pasje, bo czas zabierają mu korepetycje).
I tak kończymy z 16-17 latkami które nie znają tabliczki mnożenia, nie potrafią płynnie czytać, a informacja że w atmosferze mamy azot i tlen jest dla nich szokiem - w tym czasie rodzice zaś, dopiero zaczynają się zastanawiać gdzie popełnili błąd.
@@galadrielanna1 Pierwsze 3-4 lata szkoły podstawowej to często największy bullshit jeśli chodzi o zadania domowe większość z nich nie ma absolutnie żadnego znaczenia i tylko marnują czas. Znajomość tabliczki mnożenia, kolejny bullshit... wystarczy umieć mnożyć nie musisz znać wyników na pamięć, więc po co zaśmiecać sobie tym głowę? Co do korepetycji to najwyraźniej nie masz pojęcia o czym mówisz. Na korepetycjach dzieciak uczy się tego czego nauczyciel nie zdołał go nauczyć na lekcji. Tam nie ma 'rozwiązywania zadań za kogoś' no chyba, że to nie są korepetycje, sam korzystałem z pomocy korepetytora to wiem jak takie zajęcia powinny wyglądać i też nie polega to na tym, że marnujesz dziesiątki czy nawet setki godzin. Po prostu masz temat z którym masz problem np funkcję trygonometryczne idziesz do korepetytora spędzasz tam godzinkę max 2 on objaśnia wzory oraz jak je wykorzystać i po problemie. Czasem niektórych rzeczy nie zdołasz zrozumieć za pierwszym razem i potrzebny jest ktoś kto wyjaśni to po raz drugi i tu często pomaga korepetytor. A jeśli chodzi o tych... 16-17 latków którzy nie potrafią płynnie czytać, nie znają tabliczki mnożenia (która tak naprawdę nikomu nie jest potrzebna) i mają pustkę w głowie... to często błąd nie leży w tym, że rodzice za nich wykonywali zadania w podstawówce a czysto w tym, że nie są chętni do zdobywania wiedzy i na to składa się cały system edukacji, który jasno i twardo od pierwszych lat nauki zniechęca do poszerzania wiedzy w każdej możliwej dziedzinie. Fizyka to nie tylko nudne wzory, historia to nie tylko puste daty... ba... nawet matematyka potrafi być ciekawa, ale przez to jak te przedmioty są nauczane w szkole to uczniowie po kolei są zniechęcani do poszerzania swojej wiedzy w, którymkolwiek z tych kierunków a to tylko kilka przykładów bo tak praktycznie jest z, każdym przedmiotem szkolnym, że nawet najciekawsze zagadnienia i tematy szkoła potrafi człowiekowi obrzydzić.
Nie lubię PiSu ale czysto obiektywnie nowa władza mnie przeraża.
To dopiero początek, w tym roku Niemcy mogą spokojnie już sadzić więcej szparagów 😉
Uważałam, że to dobry pomysł, ale po obejrzeniu tego filmiku stwierdzam, że jednak może to być błąd, zwłaszcza w klasach szkoły 1-3 gdzie tam takie prace nie są trudne ale wiele mogą nauczyć. A minister zrezygnował najpierw od tych maluchów, to od najmłodszych klas kształtuje się człowiek.
Podczas konsultacji powinni brać udział również absolwenci szkół, którzy po roku, dwóch lub kilku by się wypowiedzieli co jest nie tak w systemie nauczania bo nauczyciele to tylko jedna strona, która zwykle nie rozumie tak prostej rzeczy że uczeń ma kilkanaście przedmiotów a nie tylko jeden który dany nauczyciel wykłada a to robi DUŻĄ różnice
Myślę, że większość nauczycieli zdaje sobie sprawę, że nie są jedynymi w szkole. Ale opinie absolwentów to bardzo cenna rzecz.
@@sw3.Najcenniejsza bo bez tego to tak jak pytać producenta np. telefonu co o nim sądzi, wiadomo że odpowie że jego telefon jest najlepszy :) dlatego to odbiorcy produktu (absolwenci) powinni ocenić jakość produktu (system nauczania)
byłem święcie przekonany, że usuwanie prac domowych będzie razem z reformą z drugiej strony pewnie uśredniają czas tylko tych zrobionych prac domowych :D nie wiem jak to teraz wygląda (skończyłem szkołę ponad 10 lat temu). ale nie zapomnę w gimnazjum np. na matematyce nauczycielka zadała 50 przykładów do zrobienia gdy podczas bloku dwóch lekcji matematyki tylko jeden był pokazany bo zajął dwie lekcje... z polskiego zadane dwa wypracowania po dwie i pół strony (nadal nie wiem czemu było liczone na strony a nie słowa, miałem bardzo drobne pismo) do tego lektura do przeczytania i coś jeszcze... wiadomo zrobienie sobie obiadu, napalenie w piecu aaa i powrót ze szkoły kilka kilometrów z buta a zimą to po śniegu bo pługi nie jeździły.....
a co do końcówki, szkoła służy rozwijaniu pasji? SERIO?! gdzie w szkole znajdę np. komputer za pomocą którego można sflashować telefon, zaprogramować jakieś urządzenie na aurduino, lutownicę itd? w szkole to się zwykle słyszało coś w stylu "chłopak nie może napisać na więcej niż 3! musisz pisać sprawdzian ponownie!"* a nie jakieś rozwijanie pasji...
*dzięki temu nie poszedłem do technikum chemicznego bo zacząłem pisać sprawdziany na 2-3 a nie na 5.... specjalnie by nie pisać poprawek tak długo aż napiszę na 2-3
Ciekawi mnie jakość czasu spędzonego w szkole. Wydaje mi się, że w "zachodnich" krajach jakość jest wyższa niż w Polsce i sam czas spędzony szkole jest mniej "męczący". Od dłuższego czasu mówi się chociażby o chronotypach nocnych/dziennych i o tym, że dla dziecka/nastolatka wstawanie na 8 (często i wcześniej, na 7) do szkoły jest bardziej wycieńczające niż dla dorosłego - przez co dziecko jest dużo bardziej zmęczone w ciągu dnia, nie wspominając już o dojazdach (Polska ma bardzo rozwinięte ubóstwo komunikacyjne, co nie jest tajemnicą i dużo uczniów musi dojeżdżać często kilka godzin i to nie marnując czas na samą jazdę tylko na czekanie na transport). Trzeba też pamiętać, że do tej statystyki nie jest wliczony czas poświęcony na korepetycje, bez których dziecko w polskiej szkole często obyć się nie może, bo jakość kształcenia jest na tak niskim poziomie. Zastanawia mnie też jakość czasu spędzonego w szkole pod względem znęcania się (innych uczniów i/lub nauczycieli) nad poszczególnymi uczniami. Polska jest jednym z bardziej rozwiniętych krajów pod względem przypadków depresji i prób samo*****ych w Europie. Takie dane nie biorą się znikąd. Nie wyobrażam sobie, by takie dziecko po dniu spędzonym na byciu gnębionym miało siłę, by 1,5h poświęcić na robienie zadań domowych (no ale liczy się sucha statystyka, że mniej czasu spędziło w szkole niż dziecko w Finlandii). Oczywiście zgadzam się z pierwszą połową argumentów - ćwiczenia są ważne dla mózgu itd. Ale uważam, że dorastające dziecko jest aktualnie przeładowane i nie można tej sytuacji porównywać tak płytko z sytuacją z innych krajów. Sama pamiętam jak mimo bycia piątkowo-szóstkowym uczniem, który nie musiał uczyć się poza szkołą, bo wszystko zapamiętywałam z zajęć, ryczałam nad ilością zadań domowych, bo zwyczajnie się nie wyrabiałam. Nie wyobrażam sobie, co w takiej sytuacji musiało czuć dziecko, które jeszcze ponad to musiało uczyć się do tych wszystkich sprawdzianów i kartkówek, żeby w ogóle zdać. Nie dziwi mnie, że potem taki młody człowiek nie daje rady i już zupełnie olewa instytucje szkolne - pozwolę sobie rzucić nawet daleko idące stwierdzenie, że doprowadza to do pogłębienia patologii w naszym kraju (bo skoro nie daję rady zrobić wszystkiego, to po co w ogóle starać się zrobić cokolwiek, a frustrację wynikającą z presji dookoła - rodzice i nauczyciele mający pretensje o słabe oceny - można utopić w używkach i uzależnieniach).
Tak właśnie jest
Jeśli chodzi o liczbę godzin to pragnę zaznaczyć że ważny też jest ich rozkład. Jednak puste godziny w planie nie pomagają.
Oj tam, w Niemczech na zbiorze szparagi czy truskawek wystarczy że Polak będzie umiał policzyć żeby go Bauer za bardzo na wynagrodzeniu nie okradł...
Obejrzałem na Facebooku. Tu wszedłem tylko żeby zostawić lajka pod filmem. Dziękuję za głos rozsądku
Z perspektywy technikum:
- koła zainteresować to zwyczajna fikcja
- Ilość godzin zmarnowanych na podróż ~ 4h przy 15 km w jedną stronę
- średnio zmarnowany czas w szkole ~ 7h (tak, szkoła to nie miejsce na naukę, bo lekcje zwykle wyglądają tak, że nauczyciel albo nic nie robi, albo pyta uczniów co umieją)
- średni czas na sen 7h
- średni czas na zjedzenie obiadu, zrobienie lekcji, własny odpoczynek ~ 3h
Podsumowując szkoła morduje ludzi ambitnych, chętnych do rozwoju. Jest to najgorszy okres w życiu jaki można przeżyć.
Mam podobne wspomnienia ze szkoły średniej, spałam średnio po 6h dziennie
15 km na roweze zrobisz w 30 min ... dotlenisz sie i zdrowie bedzie lepsze ... jestes mlody i masz zaoszczedzone 3 goddziny .
Rel ,sale u nas są za małe, a nas jest w klasie za dużo, a w dodatku jest dużo osób które nie powinny się dostać do tej szkoły, bo przeszkadzają tym co są ambitni i sobie nie rzadza z nauką
@@mirek19015 km/h w mieście, około 20/h poza miastem. To realna średnia prędkość ( wiem, bo kilka lat jeździłam do pracy na rowerze około 4 km w jedną stronę=15-20 min., zależnie od świateł na skrzyżowaniach, przez cały rok)
@@alinanial959 to wolno ....ja osobiście na.rowerze robie średnio 30/h.
A on jest młody i nie jest kobietą więc ma więcej siły .
Temat jest bardzo złożony i edukacja w Polsce wymagałaby zmiany całego systemu, a nie tylko zmiany pojedynczej części. Mam 22 lata i właściwie kończę obecnie edukacje, dlatego napewno mogę powiedzieć, że system jest słaby, ponieważ większości rzeczy z gimnazjum czy liceum już nie pamietam. Z drugiej strony mam wrażenie, że dzieci obecnie przez otaczający je świat internetu chciałyby nie uczyć się po szkole nic, co z ich strony jest zrozumiałe, ponieważ dorastają w trudnych czasach. Myśle, że zadań domowych jest zbyt wiele, ponieważ ogólnie niepotrzebnego materiału jest zbyt wiele. Powinno się ograniczyć podstawę programową, tak by dzieci więcej utrwalały w szkole lub by ilość wynikających z niej powtórek w domu była mniejsza, lecz bardziej efektywna.
Nie wydaję mi się, aby dzieci oraz młodzież nie chciała się uczyć niczego w domu. Po prostu to co jest im sprzedawane w szkole, nie jest dla nich interesujące. 🤔
Młode osoby wciąż mają swoje pasje zagłębiają się w świat psychologii, polityki, sportu czy muzyki, natomiast takie zainteresowania nie są zbyt interesujące dla szkoły, dla której to czy ktoś perfekcyjnie opisze budowę pantofelka i prawidłowo wyjaśni co autor miał na myśli, jest ważniejsze...
nikt nie bierze pod uwagę, że mały człowiek wchodząc w świat szkoły jest w niej 8 godzin, no po prostu praca, jak dorosły człowiek wstaje wcześnie i wraca późno, plecaki przeładowane ąż te dzieci wygina, ale nauczyciel musi mieć swoje godzimy wypracowane, bo pieniądze...
w szkole wiele dzieci nie ma co zjeść, nie ma wody. SKANDAL to całe szkolnictwo jest skandaliczne,
Zamiast zachęcać dzieci do czytania, pomóc odszukać ich zainteresowania, to ładują w nich lektury, lektury, przytłaczjące, ciężkie, depresyjne, wojenne, po prostu bezmyślnie albo celowo? wiele dzieci same mają trudne warunki rodzinne, awantury w domu ,brak rodziców, same walczą o przetrwanie, nie chcą tego czytać, to nie jest dla nich nic wartościowego!!! A potem zdziwienie że młodzież ma depresję, ze młodzież popełnia samobójstwa, że młodzież to i tamto, LUDZIE! totalne odczłowieczenie.
szlag człowieka trafia!
W trudnych czasach to dorastali nasi dziadkowie... teraz sa najlepsze czasy, rowniez pod wzgledem dorastania. Z reszta sie zgadzam
@@Xdponli dzisiaj dzieciaki rodziny żyją w wojennych czasach bo tak nas wychowano i wypaczono pojęcie o rodzinie LANIE biciem awanturą terroryzmem emocjonalnym i fizycznym.
Ludzie dostrzegają wiele że zachód robi źle ale nie zuważyli ze zachód też wypielęgnował w nas umiłowanie do lania do terroryzowania własnych dzieci na różne sposoby
@@kingabios3276zgadzam się w 100%, dzieci w Polsce traktuje się jak własność państwa.A nauczyciele w większości przypadków to odmozdzone roboty.Zal patrzeć,jak od czwartej klasy sa w kieracie poganiani batem przez polską oświatę.Nie maja czasu na marzenia i wlase pasje 😢
Nie chciałbym wyjść na takiego, co podważa i kłóci się ze statystykami, ale bardzo mocno nie pasuje mi ta ilość godzin spędzonych w szkole. 655 godzin rocznie, przy 179 dniach nauki (tyle wychodzi na rok szkolny 2023/2024), wychodzi średnio około 3h 40 min nauki w szkole dziennie. A przecież to jest ilość którą mają dzieci w pierwszych klasach podstawówki, z czasem ilość godzin w tygodniu tylko rośnie, powinno to znacząco podwyższyć średnią. Przez to ciężko mi uwierzyć w te 655 godzin rocznie, i coś mi podpowiada że te statystyki mogły być w jakiś sposób źle zebrane?
To jest niemożliwe ze wychodzi srednio po 4 godziny lekcji dziennie skoro tyle to jest maksymalnie przez pierwsze 3 lata podstawowki nie mówiąc o tym że w technikum tygodniowo wychodzi coś bliżej pełnego etatu bo 35-40 godzin tygodniowo a nie poniżej 20 godzin.
Inteligenty człowiek idzie dla umiejetności i zdolności a nie dla wysiadywania miejsca.
Ta zmiana kładzie akcenty w złe miejsce.
Dobre oceny czy ich brak nie zastąpi wiedzy.
Celem edukacji podstawowej są podstawy ogólne.
A nie socjalizowanie się.
Zgadzam się z filmem. Z tym, że system gnije od środka i brak prac domowych tylko ten problem pogłębi, bo wyjdzie, jak szkoła dzieci NIE UCZY, a jeśli rodzic ze swoim dzieckiem tego nie naprawi, skończy się to fatalnie.