Podzielę się swoją historia z Beskidów z 2019, którą mogłem przypłacić życiem. Trasa którą miałem pokonać w 3 h trwała 11 h Uprzedzam że sporo do czytania ale może okaże się że warto dobrnąć do końca 🤔 Jak wiadomo człowiek uczy się na własnych błędach, najlepiej żeby jednak uczył się na cudzych więc może moja historia komuś przyda się i nie popełni ich samemu. Razu pewnego w roku A.D. 2019 wybrałem się na 10 dniowy trip zimowy od schroniska do schroniska w Beskidzie Śląskim i Żywieckim. W styczniu była taka zima jakiej od wielu lat nie było w górach, ratownicy co chwilę gdzieś wyruszali z pomocą a mieszkańcy sami mówili że dawno tak nie było. Ogólnie bez rakiet nie było opcji się poruszać, śniegu nawaliło fest, był to 7 dzień mojej wędrówki. Celem było dotrzeć tego dnia do bacówki na Rycerzowej. Po nocy spędzonej w schronisku na Wielkiej Raczy zakładam rakiety i ruszam w drogę w stronę Małej Raczy. Początkowo droga wydaje się być całkiem w porządku ale przez noc napadała kolejna ilość śniegu i już widać że łatwo nie będzie. Na razie udaje się iść bez gps-a ale w momencie kiedy po zejściu z polany wchodzimy bezpośrednio do lasu nie widać żadnego znaku i tu już nawigacja jest niezbędna. Z uwagi na oszczędność baterii staram się często z niej nie korzystać i w ten sposób w pewnym momencie bardzo zbaczam z drogi i po spojrzeniu w nawigację okazuje się że muszę iść stromo pod górę co jest zadaniem nad wyraz trudnym. Umęczyłem się okropnie a każdy krok pod górę był bardzo wyczerpujący, straciłem masę czasu. Malutki kawałeczek drogi w rakietach pod górę kiedy zapadam się po uda wyciąga nieprawdopodobne ilości energii, do tego tradycyjne wiatrołomy i już na samym początku widzę że będzie bardzo ciężko. Po dotarciu do Przełęczy Śrubita mam wybór kontynuowanie czerwonym szlakiem lub bez szlaku ale pasem granicznym. Szedłem kiedyś obydwoma wariantami i pas graniczny wydawał mi się jedyną rozsądną decyzją. Niestety to co kiedyś wydawało się czytelne teraz zmywało się w jedną całość, gdzie wszystko jest do siebie podobne i nie widać znaków a tym bardziej pasa granicznego. Musiałem posiłkować się gps-em i niestety ponownie pojawił się tutaj problem szybkiego rozładowywania baterii. Wszystkie pozostałe dwa komplety miałem w zanadrzu naszykowane. Śnieg cały czas padał a ja idąc w tym śniegu bardzo ale to bardzo mocno się pociłem. Ta ilość wiatrołomów która pojawiła się na mojej drodze była istnym koszmarem. Kiedy padł jeden komplet baterii ich wymiana była sporym wyzwaniem ponieważ musiałem zdjąć łapawice membranowe, zwykłe rękawiczki, wyciągnąć GPS z pokrowca, zdjąć plecak, wyciągnąć baterie i choć wszystko nie trwało więcej niż dwie minuty to zostawione na kijkach rękawice i łapawice zamieniły się w skorupy lodowe, a mi zrobiło się dość zimno. To wszystko dało mi do myślenia że jakikolwiek postój zwłaszcza na jedzenie spowoduje gwałtowne wychłodzenie organizmu i nie będę w stanie odzyskać utraconego ciepła. Wiedziałem że muszę bezustannie iść a dodatkowo rozładowany drugi komplet baterii powodował wzmagający się stres. Niestety okazało się że trzeci komplet baterii również zaczyna szybko padać i muszę przyznać się że zaczęła ogarniać mnie już powoli panika. Wiedziałem że nie ma już drogi odwrotu a noc powoli zaczynała nadchodzić, śnieg cały czas padał i wiał coraz silniejszy wiatr. Wiedziałem że muszę się uspokoić i może to dziwnie zabrzmi ale zaczynałem sam sobie głośno tłumaczyć że tylko spokój może mnie uratować. Mówiłem na głos sam do siebie, chłopie tylko spokojnie, dasz radę, nie panikuj tylko spokój. I tak właściwie to w dalszej wędrówce rozmawiałem często sam ze sobą 😉 Postanowiłem ograniczyć używanie GPS do absolutnego minimum, wprawdzie miałem jeszcze naładowany telefon, powerbank ale operowanie w tych warunkach telefonem jako nawigacją było nad wyraz trudne a wręcz nierealne. Przez myśl mi nawet nie przeszło żebym miał wzywać GOPR jeśli dojdzie co do czego, nawet nie pamiętam czy był zasięg. Zresztą zanim oni by się zebrali i do mnie dotarli w tych skrajnie i ekstremalnie trudnych warunkach to już mógłbym nie doczekać. Poza tym chyba bym się spalił ze wstydu gdybym musiał dzwonić po gopr-owców….. i ta myśl oraz determinacja powodowała że parłem do przodu dalej. Dalsza droga odbywała się już w nocy z użyciem czołówki ale często musiałem ją wyłączyć ponieważ opad śniegu powodował brak większego rozeznania w terenie i dopiero jej wyłączenie nadawało szerszy kontekst tego gdzie mam iść dalej. Oczywiście kolejne baterie zbliżały się do swego kresu i nie nastrajało to mnie nazbyt optymistycznie. Cała dalsza trasa była do siebie podobna, ciągłe brnięcie w śniegu po kolana, uda, niezliczone ilości wiatrołomów, silny wiatr z padającym śniegiem i zacinającym w twarz. Dotarłem do Kikuli innej niż ta z identyczną nazwa szczytu biegnącego ze Zwardonia na Wielką Raczę. Widać było w oddali światła schroniska na Przegibku, postanowiłem iść na wprost do schroniska lekko omijając szlak, co niestety okazało się być ogromnym ale to ogromnym błędem ponieważ dotarłem do młodego gęstego świerkowego lasu którego w żaden sposób nie można było przejść. Żeby tam się dostać musiałem kilkakrotnie przekroczyć nieaktywne koryta cieków wodnych w których były nagromadzone nieprawdopodobne ilości śniegu. Gdy chciałem powrócić do dawnej trasy nie byłem w stanie już wydostać się z tego koryta i musiałem cały czas iść w jego górę w śniegu po pas. Ten krótki odcinek około 300 m pokonywałem chyba z godzinę czasu. Wyglądało to tak że robiłem dwa trzy kroki w tym śniegu po pas i sapałem jak parowóz…. po czym następowała chwila na wyrównanie oddechu. Jedynym plusem tego wszystkiego było to że byłem odsłonięty od wiatru ale te litry potu które wylałem na pewno coraz bardziej przyczyniały się do mojego odwodnienia. Wreszcie udało mi się trafić na właściwy szlak i dotrzeć do schroniska na Przegibku. Nie muszę chyba pisać jaki byłem szczęśliwy że ten koszmar się kończy. Ten krótki odcinek z lasu do samego schroniska przez polanę nie odsłoniętą od wiatru pokazał mi jak to by mogło wyglądać na zupełnie otwartej przestrzeni a wtedy byłoby naprawdę bardzo źle. Napiszę tylko że planowo miałem dojść do oddalonej jeszcze półtorej godziny dalej Bacówki na Wielkiej Rycerzowej a dotarłem tutaj do schroniska na Przegibku. Czas letni wynosi 3 godziny natomiast ja dotarłem tutaj ledwo żywy po 11 godzinach ciągłej walki. Przez ten czas nic nie jadłem, nic nie piłem i na pewno był to błąd ale przyznam że w tamtym czasie w tych warunkach nie byłem w stanie zatrzymać się i wykonać tak błahe czynności jak zdjęcie plecaka, wyciągnięcie termosu i zatrzymania się choćby na dwie minuty, tak jak pisałem wcześniej, mógłbym się tak wychłodzić że nie odzyskał bym już tego ciepła organizmu a to mogło by być dla mnie bardzo niebezpieczne. Muszę przyznać że jeszcze nigdy w życiu nie dostałem tak w dupę gdziekolwiek i tego dnia nabrałem ogromnej ale to ogromnej pokory do gór i tutaj dopiero te pogardliwie nazywany przez niektórych kapuściane góry pokazały swoje najgorsze i ciemne oblicze. Nie przesadzę jeśli napisze że przez ostatnią dobę spadł z metr śniegu. Ten dzień to była walka o przeżycie, w dosłownym tego słowa znaczeniu, to był zwierzęcy instynkt o przetrwanie zarazem wzbudzający strach, lęk ale i dający siłę i nieprawdopodobną adrenalinę w walce o swoje życie. Napiszę jeszcze jedną rzecz która dla niektórych może wydać się nie zrozumiała ale to doświadczenie było mistycznym przeżyciem ... wiem, wiem brzmi to górnolotnie ale ktoś kto był w podobnej sytuacji może wie o czym teraz piszę. Ja w tej adrenalinie naprawdę miałem jeszcze dużo siły żeby iść dalej ale to padanie akumulatorów w Garminie zaczęło mnie rozbijać bo zaczynało znikać iluzoryczne poczucie bezpieczeństwa że wprawdzie mam siły żeby torować tylko co będzie jak już nie wiadomo gdzie iść. Teraz już wiem że jednak trzeba mieć specjalne baterie na warunki zimowe i w zanadrzu baterie litowe na duże mrozy. Wiem że niektórzy napiszą że kompas by pomógł ale wytłumaczcie mi jak Wy wyciągacie w nocy mapę na wietrze z padającym śniegiem kiedy nie ma żadnego punktu odniesienia. Na azymut to ja szedłem ale napisałem jak to się skończyło.
Oj tak, łażenie po górach zima to zupełnie inny charakter wyzwań. Ja głównie skiturowo, co nieco ogranicza ekslorqcje "nieznanego", ale też miałem przygodę w drugą stronę - próbowałem odtworzyć latem trasa jaka wdreptalismy się na Polsko na turach zima. No "dziwnie" było 😁
Dobrze że jesteś z nami. Nic tak nie weryfikuje, jak zalesione góry zimą. I śnieg, po którym się zapadasz po pas lub co gorsza po pachy. Z każdej wyprawy idzie nauczka, aczkolwiek jakbyś miał być przygotowany na każdą ewentualność, to będziesz miał za dużo za drogich rzeczy do niesienia. Ciekawe i trafne są Twoje opisy (gadanie do siebie, wstyd przed GOPRem etc.), bo też miałem sytuację, gdzie zgubiłem szlak w górach i do schroniska trafiłem kilka godzin po zachodzie słońca. Nie było to może aż tak dramatyczne jak to co opisałeś, ale czytając to mam delikatne flashbacki i myśli te co miałeś pokrywają się z tym co ja wtedy przeżywałem 😁 mniemam że nie zniechęciło Cię to do dalszej eksploracji górskich szlaków
Żeby nadać szerszy kontekst tak wyglądał dzień wcześniej. Zwardoń - Beskid Graniczny - Kikula - Wielka Racza Z uwagi że nie miałem już zbyt dużych zapasów jedzenia a zwłaszcza potrzebnego chleba udałem się rano do podobno czynnego sklepu, który okazał się być jednak zamkniętym co bardzo mnie zmartwiło 🙁 No nic, trzeba ruszać dalej i czerwonym szlakiem granicznym udałem się obok nieczynnego schroniska PTTK Dworzec Beskidzki poprzez Chatkę pod Skalanka w kierunku Wielkiej Raczy. Od samego rana a może i w nocy padał cały czas śnieg i tak podążając obok Skalanki miałem mętlik w głowie czy zostać i zrobić sobie dzień odpoczynku czy kontynuować trasę 😕 Muszę przyznać że odczuwałem pewien niepokój co do tej dalszej wędrówki zwłaszcza że tego śniegu było naprawdę sporo a ja byłem jedyny który miał zamiar dojść na Wielką Raczę. Śnieg cały czas padał i na przełęczy Beskid Graniczny spotkałem mieszkańca okolicznego przysiółka który był bardzo zaskoczony tym że idę w taką pogodę i warunkach i trochę mi odradzał dalszą wędrówkę. O ile droga do Kikuli była bardzo męcząca z powodu torowania w rakietach w tej ilości śniegu to o tyle łatwa że nie musiałem używać gps-a. Muszę przyznać że nie wyszedłem wcześnie rano a moje tempo marszu nie było zbyt szybkie, na Kikuli zrobiłem sobie jeszcze przerwę na batonika i kubek gorącej herbaty. Z powodu mgły widoczność stawała się coraz gorsza, powoli zaczynała się szarówka i trasa już była całkowicie nieczytelna i musiałem wyciągnąć gps-a. Miałem ze sobą komplet czterech naładowanych akumulatorków, niestety nie były to akumulatorki dedykowane na zimowe warunki tylko Tronic z Lidla a o ich jakości miałem niechybnie przekonać się za chwilę. Jak w warunkach letnich nic im nie było to na zimę się nie nadają. Tak jak pisałem szlak był całkowicie nieczytelny i wszystko wyglądało nie najlepiej zwłaszcza, że zaczęły pojawiać się pierwsze wiatrołomy. Po chwili Garmin na pierwszym komplecie używanych od początku wyjazdu akumulatorów zaczął dawać komunikat że już długo nie pociągnie 😠 Co gorsze nie miałem naszykowanego drugiego kompletu zaraz pod ręką i musiałem trochę pogrzebać w plecaku a sama wymiana baterii też była problematyczna w tym padającym śniegu. Droga z każdą chwilą stawała się coraz trudniejsza, a co gorsza drugi komplet baterii też zaczął padać i muszę przyznać czy zacząłem się już trochę bać :-[ Wprawdzie szedłem już tą drogą dwukrotnie zimą to jednak teraz to była zupełnie inna bajka i wszystko przede mną wyglądało tak samo a na dodatek była noc, oczywiście żadnych znaków na drzewach nie było widać nie mówiąc już o jakimkolwiek śladzie. Na otwartych przestrzeniach wiatr był bardzo mocny i dokuczliwy, cały czas sypał śnieg od rana i nawet z gps-em był problem z dalszą wędrówką. W okolicach Małego Przysłopu szlak odbija w lewo omijając szczyt Wielkiego Przysłopu i wydawało mi się, że szlakiem granicznym którym już kiedyś już szedłem będzie znacznie łatwiej i skrócę sobie trochę drogę, postawiłem na ten wariant co okazało się być ogromnym błędem. Na tej drodze była taka ilość wiatrołomów że ciągle kluczyłem próbując je ominąć tak że często zapadałem się po pas a raz wpadłem aż po pachy ;D nie mogłem się przez bardzo długi czas wydostać z tej pułapki, zwłaszcza że jedna z rakiet utknęła pomiędzy drzewami a na plecach miałem 16 kg. Przez ponad godzinę próbowałem się wydostać z tego labiryntu a co się upociłem to moje. Po jakimś czasie trafiłem na ślady nart które doprowadziły mnie do prawidłowego czerwonego szlaku i tak kontynuowałem dalej tą nierówną walkę. Kawałek dalej pojawił się nawet nikły ślad którym kontynuowałem drogę pokonując kolejne ogromne ilości wiatrołomów, gdzie zmuszony byłem do zdejmowania plecaka, przeskakiwania przez te wiatrołomy lub przechodzenia pod nimi bo nie sposób było je obejść. Pamiętałem że w okolicach Upłazu powinny pojawić się słupy energetyczne prowadzące aż do schroniska i gdy wreszcie je ujrzałem poczułem ogromną ulgę 😛 Byłem taki głodny i spragniony że zjadłem całą czekoladę i wypiłem resztę gorącej herbaty. Wiedziałem że jeszcze spory kawałek przede mną ale byłem taki szczęśliwy że już nie ma tych wiatrołomów a słupy energetyczne prowadzę mnie jak po nitce do kłębka. Śnieg cały czas zacinał w twarz, droga wydawała się nie mieć końca ale to poczucie że wiesz gdzie masz iść chociaż jest trudno bo spadło co najmniej pół metra świeżego śniegu jest nie do przecenienia. Schronisko na Wielkiej Raczy jest położone w małym wgłębieniu i wiedziałem że nie będzie widać jego świateł. Co ciekawe gdy już tam dotarłem to nie paliło się tam żadne światło z powodu zerwanej linii energetycznej i jeśli ktoś byłby tam pierwszy raz mógłbym mieć spory problem z odnalezieniem tego schroniska. Gdy dotarłem była już naprawdę późno pora a cała trasa w rakietach zajęła mi 12 godzin 😮 ( w warunkach letnich 5 h). Byłem tam jedynym gościem i jedyne czego pragnąłem to nawodnić organizm i iść spać. W schronisku nie było prądu, nie grzali, nie było ciepłej wody 🙁 Po wypiciu sporej ilości płynów ubrałem kalesony i koszulkę wełnianą i wskoczyłem do swojego ciepłego śpiwora.
@@WiAtEr_-7 przez kolejne dni wędrówki miałem pewną traumę i pogarszającą pogoda powodowała we mnie lęk. Z drugiej strony dobrze że były kolejne dni w tej wędrówce i mogłem się z tym zmierzyć i walczyć ze swoimi demonami. Słyszałem że jak komuś podczas skoku spadochronem nie otworzy się główny tylko zapasowy to zaraz wysyłają go na następny skok. W kolejnych latach też pozostało to w mojej pamięci ale już byłem lepiej przygotowany , nie znaczy że poczułem się pewniej i jakoś arogancko do gór, po prostu czułem że zawarliśmy pakt o nieagresji 😉
Ciekawa historia i ciekawy format na nowe odcinki, mam nadzieję że to nowa seria. Jedyne czego mi brakuje to jakieś wyjaśnienia, czym jest czerwona i zielona linia, gdzie znaleziono ciało, prowadzenie krok po kroku ich trasy.
No wygląda że tam gdzie czerwona linia idzie w miare prosto przed siebie do celu to właściwa droga kontynuowana zieloną linią od której odeszli pomieszaną czerwoną linią. Ostatniego zielonego kawałka na dole nie dali rady.
Bardzo ciekawe i fajny nowy format. Przez pierwsza polowe historii bardzo brakowalo mi zilustrowania planowanej trasy - nawet palcem/myszka po mapie. Bylo dla mnie jasne skad mieli wyjsc, lecz nie bylo jasne gdzie i ktoredy chcieli dojsc. Bylo to tym bardziej frustrujace, ze pare razy wymieniles nazwe schroniska docelowego, i probowalem sie go doszukac na pokazanej mapie, ktora caly czas obracales. Moze temat do poprawy w nastepnym takim odcinku.
Także liczę na serię takich opowieści, fajnie się słuchało :) Jedynie jakbyś na mapie pokazywał mniej więcej, o czym aktualnie mówisz i (może mi to umknęło) czyja linia dotyczyła kogo.
No wygląda że tam gdzie czerwona linia idzie w miare prosto przed siebie do celu to właściwa droga kontynuowana zieloną linią od której odeszli pomieszaną czerwoną linią. Ostatniego zielonego kawałka na dole nie dali rady.
Hej hej, 500m to nie jest tak niedaleko, kiedyś szliśmy w zamieci po zmroku i z dosłownie 10 metrów nie widzieliśmy starej Chatki Puchatka!! Poważnie, próbowaliśmy na gps-ie sprawdzać gdzie iść!! 😂 Na szczęście ktoś uznał że to musi być "tam" i prawie wleźlismy w ścianę!! Zatem nie ma żartów ..a to "tylko" Bieszczady! Pozdr
Bardzo fajny i wartościowy materiał. Obejrzałem dwa razy. Poprosił bym o więcej takich analiz. Takie treści są mega wartościowe obok takiego zwykłego poradnictwa jak np. zawiązać supełek na tarpie czy coś. Analiza konkretnych kejsów jest fajnym dopełnieniem tego. No i mało kto w polskim jutubie to robi. Ja znam tylko jeden kanał o górach gdzie gość przedstawia jakieś analizy wypadków ale głównie te głośne, alpinistów w Himalajach np. o "green boots" czyli tym słynnym trupie jakiegoś wspinacza, którego jaskrawo zielone buty stały się drogowskazem dla innych ekip. Gość tam leży do do dziś i jego jaskrawe buty są punktem orientacyjnym w terenie. I tego typu historie. W polskiej survivalowo-bushcraftowej banieczce jeszcze chyba nie było takich treści.
Zainteresuj sie turystami, ktorzy zamarzli w Beskidach , na szlaku na Potrójną zimą 2022. Ciestem ciekawy analizy wydarzen i jak to się stalo, ze zamarzli nieopodal schroniska .
Bardzo podoba mi się pomysł na ten nowy format i słuchało się bardzo dobrze. Nic by się nie stało też jakbyś trochę zwolnił i nadal nieco więcej „suspensu” - myślę, że warto spróbować przy okazji następnego filmu tego typu, na który oczywiście będę czekać 👍
Witaj Marcinie. Noo Panie rozbudziłeś 🥶do granic naszą świadomość sytuacji zdarzeń tej ski tour trip. Super że coś nowego. Uczmy się na błędach, z całym szacunkiem do ofiar tego nieszczęsego zdarzenia. Bo rutyna, pochopne decyzję itd. mogą zabić. Podobało mi się. Pozdrawiam Cię z Beskidu Małego.
"Spodziewaj się niespodziewanego, bo niespodziewane prawie na pewno będzie spodziewało się Ciebie"~ M.M.Liu Niekompetencja to coś, co w niektórych branżach boli wyjątkowo mocno. W takich sytuacjach (nigdy nie byłem ale raczej tak bym zrobił) człowiek powinien liczyć na siebie
Świetny pomysł na odcinek - ku przestrodze! Podobna tragedia wydarzyła się w 2008r w Dolinie 5 Stawów, gdzie para studentów zginęła z wycieńczenia kilkaset metrów od schroniska z powodu załamania pogody.
Gratuluję pomysłu na odcinek, nie mam zastrzeżeń do narracji. W marcu tego roku zginęło w tamtym regionie (okolice Tête Blanche) 6 doświadczonych skiturowców, okoliczności pogodowe były podobne.
Patrząc na tytuł byłem przekonany że to kolejny odcinek Maćka - z kanału Szczytomaniak. A tu Bushkraftowy. Miła i ciekawa odmiana tradycyjnego kontentu tego kanału :)
Myślę, że zdrowy rozsądek, prawidłowa ocena swoich możliwości, wiedza jak się zachować w kryzysowych sytuacjach i przygotowanie do planowanej trasy to podstawa, ale zdrowy rozsądek to to czego brakuje w prawie we wszystkich tragediach które zdążają się nie tylko w górach, ale i na drogach, wodzie, czy nawet na grzybach
Przeszedłem kiedyś letni wariant pieszy Haute Route i dobrze znam te rejony o których opowiadasz. Dziękuję Ci za ten odcinek, dał dużo materiału do przemyśleń :)
Dlaczego tak się spieszysz przy opowiadaniu ??? Szybkie obracanie map i brak opisów, co tak naprawdę pokazujesz jak tak niejasne, jak postepowanie przewodnika tej grupy. Zwolnij, zrób opisy do mapy. Ktoś oglądający Twój kanał nie wyłączy po magicznych 15 minutach.
Bardzo fajny format i liczę na więcej tego typu. Małą podpowiedź mam, żebyś narracyjnie bardziej mówił z głowy niż czytał. W wielu momentach słychać/czuć że czytasz a jednak dużo lepszy odbiór ma słuchacz jeżeli ktoś mówi niż czyta.
Fajna formuła i miła odmiana od Twoich klasycznych filmów. Na pewno nie zaszkodzi jak kolejny twórca będzie uczulał ludzi przed nadchodzącą zimą, że wyjście w góry to nie spacer po parku. Jeszcze taka ciekawostka od spaczonego na punkcie sprawdzania faktów: chciałem poszukać coś więcej o tej historii, google odbiło do innego filmu na YT. Gość produkuje się tam w opisie i przez ~40 minut filmu podniosłym głosem mówiąc, że zdarzenie miało miejsce w 2008 roku i zginęło 11 osób. Sekcja komentarzy jeszcze go wyjaśniła, że żadne z ujęć które wykorzystał (ciekawe skąd pozyskane), nie pochodziło z opisywanej trasy. TL;DR: szanuję Twoją rzetelną pracę!
Nieźle. A jakąś godzine temu czytałem o tym jak jakaś ekipa poszła sobie bodajże w poniedziałek - teraz w Święto Niepodległości w Beskid Śląski - i... zgubili 3 latka na trasie między górną stacją kolejki na Szyndzielni a schroniskiem na tejże (odcinek kilkuset metrowy). Kto był to wie jaka tam autostrada jest. Co zrobili rodzice? Wysłali na poszukiwania starszego brata - 11 letniego chłopaczka. Po czym 3 latek jakims cudem sie odnalazł, za to stracili kontakt z 11 latkiem. Wtedy stwierdzili że potrzebują pomocy. W użyciu jednostka straży pożarnej , dron, jakaś terenówka, kupa ochotników itp... 11 latka odnalazł jakis turysta w okolicy Dębowca - czyli jakies 3 km dalej...
Kilka lat temu miałem niby niewinną przygodę na Babiej Górze, ale dała mi sporo do myślenia w kontekście, co może pójść nie tak w górach. Był środek lata, po południe i podchodziłem klasycznie żółtym szlakiem ze schroniska Markowe Szczawiny. Mniej więcej w połowie podejścia zaczęły pojawiać się chmury i nieznacznie zmniejszyła się widoczność. Kiedy byłem już pod samym szczytem okazało się, że z drugiej strony wieje bardzo mocny wiatr (tak, że trzeba było prawie chodzić na czworaka), zrobiło się lodowato i widoczność spadła do 10-15 metrów. Ledwo co odnalazłem szczyt. Po krótkiej analizie sytuacji stwierdziłem, że trzeba stamtąd jak najszybciej wracać tą samą drogą. Pierwotnie chciałem iść dalej czerwonym szlakiem, ale w tych warunkach było to niemożliwe. I najlepsze na koniec. Przy zejściu na Perci Akademików spotkałem grupę 3 turystów, którzy szli do góry. Kiedy dowiedziałem się, że planują dokładnie taką samą trasę jak ja, to ostrzegłem ich o skrajnych warunkach na górze, ale zostałem wyśmiany i skwitowali to, że "jakoś sobie poradzą". Jak tylko wróciłem do schroniska, to od razu poinformowałem obsługę, że 3-osobowa grupa wpakowała się teraz na szczyt przy bardzo złej pogodzie. Dlatego uważam tak samo jak Bushcraftowy, że nawet w Beskidach mogą wystąpić takie sytuacje i sam w pewnym stopniu tego doświadczyłem.
Albo mi się wydaje, albo to czytasz, naturalniej by brzmiało, gdybyś opowiadał ;) Ale szacun za nową serię, może być ciekawa! Tylko trochę wolniej plis
Podoba mi się, że próbujesz iść w rozwój działalności na kanale. Mam dużą sympatię do Ciebie i Twoich dotychczasowych działań. Dlatego pozwalam sobie na pewną krytykę: Lubię słuchać również takich historii, jak ta, ale - trzeba mi powiedzieć, że reportaż sytuacyjny i historyczny to różne środowiska. Zrobiłeś merytoryczny film, wyjałowiony z cech reportażu historycznego. Słucha się tego przeciętnie, a przyzwyczajonym do Twojej jakości, nawet słabo. Z reguły przyspieszam odtwarzanie filmów, które traktuję jako podcast. Twoje oglądam, bo warstwa video jest częścią istotną. Teraz zrobiłeś materiał mogący być podcastem. Wyklucza go jednak szybkie mówienie i brak pauz miedzy zdaniami, zwłaszcza kluczowymi zdaniami. Słuchacz/widz mojego pokroju ma ograniczenia. Potrzebuje podcsstu, ktory nie męczy, może być tłem innej aktywności. Co do warstwy video: też będę krytyczny - brak jest profesjonalizmu w pokazywaniu mapy 3D. Nie jest to płynne. Widzę, że sam bym tak umiał... Nie robi to na mnie wrażenia "łał". Lubię Twoją twórczość, Twoje pomysły, projekty. Kibicuję również temu, dlatego mój komentarz. Myślę, że to żaden hejt. PAX
W Szwecji także jest niebezpiecznie w górach? Lepiej czasami odpuścić niż chodzić na siłę. Najgorzej jak patrzysz się na innych. Oni dali radę, to ja też. Patrz się tylko na siebie. Czy ty dasz radę, nie inni
@@tomizubi Są niedźwiedzie i wilki. Nawet w bardzo dobrym terenie można zginąć. Wystarczy zły ekwipunek załamanie pogody, brak doświadczenia i nonszalancja. Pozdrawiam
Bardzo interesująca i dająca do myślenia historia. Tak mi teraz przyszło do głowy, jak dużo turystów w naszych górach korzysta z łącznośći radiowej np PMR/ Czy to pierwszy odc nowej serii ?
Kiedyś poszedłem z Murowańca przez Halę Gąsienicową w kierunku Kasprowego zimą. Były tak beznadziejne warunki że po piętnastu minutach ze strachu zawróciłem, chociaż znam całą dolinę jak własną kieszeń. A tu mowa o sześciogodzinnej wędrówce przez Alpy.
Bardzo często jest tak, że nie możesz zawrócić. Kiedy musisz iść. Nie zawsze masz czas aby pozwolić sobie na odpuszczenie sobie wycieczki. Jak sobie poradzić kiedy musisz iść. Znane są przypadki kiedy ludzie dali radę chociaż pogoda była straszna. I kiedy były wypadki chociaż pogoda była piękna.
Temat szczegółowo omówiony w filmie "Death Trap Haute Route". Polecam. Zarówno jako wartościowy dokument, jak i instruktaż p.t. "co może pójść nie tak". Dzięki za ciekawy materiał, pozdrowienia.
Fajny pomysł na serię pod tytułem "Co ich zabiło". Wiem że już coś takiego w RUclips funkcjonuje, ale z punktu widzenia Bushcraftowego to może być ciekawe. Sam urodziłem się na równinie i jestem "górosceptykiem". "Biskupia Kopa" na Opolszczyznie (880 mnpm) całkowicie pokrywa moje górskie potrzeby. Wspinanie się wyżej uważam za zbędne. Pozdro z równin Opolszczyzny 😃
Czasami nawet równiny są niebezpieczne. Jak potrafisz wejść na 800 metrów, postaw sobie za cel jakąś wyższą górę. Pod Wrocławiem jest góra Ślęza. Spróbuj, to miła wycieczka. Zawsze będziesz trochę wyżej. Powodzenia
Takich przypadków jest bez liku. W samych Karkonoszach, w podobny sposób na przestrzeni wieku zamarzło kilkadziesiąt osób. I nie zawsze zimą, ale np. podczas jesiennego czy wiosennego załamania aury. Tyle że tam akurat panuje wielokroć pogoda ekstremalna, jakiej trudno szukać w wielu (często wyższych) pasmach Karpat czy nawet Alp.
Szedłem kiedyś na nocleg ze Stańcowej na Babią ponad 10 godzin a miało być może 3.5h . Gdyby nie lawinówka to ciężko by było wydostawać się ze śniegu po pas. Będąc przygotowanym na nocleg w takich warunkach nie miałem obaw a tylko wściekłość że miało być prościej. Po wejściu na szczyt straciłem ochotę na okopywanie się za murkiem i noc spędziłem poniżej we wiacie przy żółtym szlaku. Bez gpsu prawdopodobnie spał bym gdzieś po drodze z racji zmroku i bardzo słabej widoczności.
Niestety ja doświadczyłem śmierci jednego turysty w chatce pod Śnieżnikiem w styczniu 2021r. Zobaczywszy martwego chłopaka rano zadzwoniłem na GOPR. Potem były wezwania do prokuratury i liczne przesłuchania wszystkich osób, które były tamtej nocy w chatce. Mróz sięgał blisko 20C ale to nie pogoda go uśmierciła tylko inny aspekt. To był mój najbardziej dramatyczny wypad w góry.
Bardzo ciekawy film. Nie znałem tej historii. Jeśli mogę, to zabrakło mi jednej rzeczy - komentarza/wyjaśnienia co do poszczególnych kolorowych śladów GPS, które się pokazywały na wizualizacji. OK, kiedy mówisz o grupie z dwoma przewodnikami i jest zielony ślad niby wiadomo o co chodzi. Ale gdy pojawia się czerwony, a potem kolejny to przynajmniej ja musiałem bardziej skupić się, żeby rozszyfrować co jest czym, niż na Twojej narracji.
Trzeba mieć backup dla telefonii komórkowej i trzymać w kieszeni plecaka zwykłe radio KF/UKF, tak na prawdę cokolwiek nawet na pasmo PMR. Takie radio mało waży, a w przypadku zagrożenia życia zawsze lepiej użyć, nawet na pasmie licencyjnym.
Bardzo ciekawy materiał. Proponowałbym tylko lekko zwiększyć głośność muzyki w tle, bo na normalnym poziomie w zasadzie jej nie słychać, a twój głos w takiej ciszy staje się nieco monotonny.
Film ogólnie ciekawy, ale jest kilka rzeczy do poprawy. Po pierwsze, ja wiem ze wszyscy takie opowiadane filmy czytają z kartki i ze scenariusza, ale nie u wszystkich to słychać. U Ciebie niestety dość mocno daje się odczuć że dosłownie recytujesz coś kartki, tak jakbyś czytał pismo święte na ambonie w kościele. Do poprawy jest nie tyle dykcja, co intonacja i szybkość mowy. Jak chcesz podpatrzyć i podsłuchać jak robić to dobrze, to polecam oglądnąć pierwszy lepszy film Wojtka Piestraka - Świat Wciąga, ewentualnie film Dawida Myśliwca o tajemnicy szwedzkiej chaty, albo chociażby "To wyszło z jaskini" Scifuna. Tam narracja prowadzona jest naprawdę dobrze. Do tego dorzuć kilka wstawek filmowych które lepiej pokażą o czym aktualnie opowiadasz i będzie baja, bo głos do opowiadań masz dobry, brakuje jeszcze trochę techniki;)
Taka seria bylaby bardzo potrzebna aby uswiadomic widzow. Na yt widzialem kiedys material dot tragedii w Chocholowskiej, kiedy starsza para wybrala sie na Starorobocianski. Nie mieli ciuchow na gorsze warunki a pojawil sie duzy wiatr i deszcz. To byly jeszcze czasy poczatkow tel. Nie bylo jeszcze smartfonow i wtedy czesto zasieg zawodzil. W rezultacie mezczyzna zmarl z wychlodzenia w nocy a kobiecie udalo sie jakims cudem wrocic do schroniska po zmroku. I to nie byl sezon zimowy tylko chyba pozne wakacje jak pamietam. Patrzac jak ludzie ubieraja sie w gory oraz co maja przy sobie czyli koszulka oraz mini plecaczek do ktorego nie zmiesci sie spora kurtka czy peleryna, cos cieplego, czapka itd, dodatkowy prowiant to na prawde utwierdza mnie w przekonaniu o braku wyobrazni. Wiadomo ze to sie nosi i najczesciej nie uzywa ale jak ktos bedzie zaskoczony pogoda to taki sprzet decyduje o zyciu.
Trzeba sobie jeszcze uświadomić różnice w chodzeniu po Tatrach (polskich czy slowackich) a w Alpach. Rozległość terenu (przytlaczajaca) to raz . Dwa - gdy u nas ślady szlaku są znakowane (częste znaki malowane, zima tyczki) to w Alpach, szczególnie francuskich - takie oznakowanie prawie nie istnieje. Bez tracka GPS prawidłowe pójście "na raz" jest w zasadzie niemożliwe nawet przy dobrej widocznosci!!!. Więc albo mamy perfekcyjnie wyznaczona trasę na GPS i niezawodne urządzenia, albo liczymy się z błądzeniem- ergo mamy dużo czasu i biwak "w zapasie". Ale ta tragedia pokazuje też, że jak zawsze to jest splot zaniedbań. Rzadko jest to pojedyncza przyczyna. Chodząc w miarę regularnie po naszych Beskidach nauczyłem się np. jednego - latarka i power bank, to są dwa przedmioty NIEOCZYWISTE, które biorę zawsze, niezależnie od długości trasy. Najczęściej mam też dwa telefony - jeden uzywany w ręku jako nawigacja, drugi siedzi bezpiecznie schowany i ma służyć do polaczen. Dlaczego? Ano dlatego, że telefon nie tylko może się rozładować. Możemy z nim upaść i doprowadzić do uszkodzenia. Może nam wypaść że zmarzniętej ręki (dobrym rozwiązaniem jest tu smycz). A ponieważ jest to obecnie główne moje narzędzie nawigacji, to je dubluje. A każdy ma jakoś starszy telefon w szufladzie, na którym jeszcze działa nawigacja. BTW tu mam trochę żal do Mapy.cz - bo ostatnio pogalopowoali z upgradami i mi trochę staroci wymiotło z użytkowania.
Dziwne, że przewodnik wychodząc z grupą ze schroniska, nie pomyślał o punkcie kluczowym, czyli wąskim przesmyku w który było nimożliwym trafienie w zamieci.
Wygrałem kłótnie z dziewczyną przez co mam trochę więcej czasu 😅 dlatego się przyczepię z nudów 😜 Na wstępie mówi Pan, że osoby zginęły 500 m od schroniska, a później w 13:05 mówi Pan, że 6 osób zmarło w szpitalu w wyniku wychłodzenia, czyli w sumie trochę dalej. I nie przyczepiam się złośliwie, tak jakoś mi to utkwiło i chciałem się podzielić. Przez wszystkie media często przekazywane są informacje w sposób jak najbardziej szokujący i dramatyczny...
500m?? My staliśmy 50m od PTTK Przehyba i gdyby nie właśnie dobra nawigacja i znajomość terenu, które dawały pewność, że budynek jest tuż tuż, byłby pewnie biwak....
Historia o tych zmarłych turystach mimo wszystko nadaje się do głupich śmierci w górach. 500 metrów od schroniska zimą. To nie mogli wcześniej jakoś przeczekać tego jak tylko się da ? Jesień już za pasem, będą częściej filmy z biwakowania lub testowania sprzętu obozowego z różnych popularnych sklepów ? Z chęcią bym zobaczył testowanie sprzętu z sklepu Militaria.
Jedyny minus to forma wizualna, mapy i trasy bez legendy i wyjaśnienia są nieczytelne. Na duży plus pomysł na urozmaicenie kanału i treściwe podsumowanie. Wskazówki przydatne nawet w rekreacyjnym podróżowaniu w górach.
Jeśli mógłbym coś podpowiedzieć, to ta opowieść jest zbyt szybko prowadzona i zbyt monotonnie. Można by zwolnić tempo i podkręcić emocje za pomocą zdjęć, filmików, wizualizacji i muzyki. Ale i tak materiał bardzo fajny.
Marcin, w końcu coś innego na kanale i być może będzie jakaś nowa seria😊 Dokładnie, pierwsze koty za płoty. Jak już trochę osób zauważyło, mógłbyś czytać trochę wolniej i dodać jakieś zdjęcia/filmiki. Myślę, że mógłbyś zrobić ze dwa podobne filmy jak ten i sam zobaczysz czy to będzie nam odpowiadało czy nie. To nie jest żadna krytyka z mojej strony ani nic podobnego, tylko podpowiedź. Pozdrawiam
Moim zdaniem dobrze opowiedziana historia wyciągnięcie wniosków a nie szukanie winnych to ostrzeżenie nie tylko dla amatorów ale też dla profesjonalistów. Marcin dzięki za tą opowieść, to mogło zdażyć się wszędzie, właśnie w wieczornych Faktach dziś w nocy oglądałem jak matka z kilkuletnim dzieckiem wchodziła na Śnieżkę poza szlakiem Rynną Śmierci. Takich opowieści nigdy dość, ja mam 65 lat ale morze woda i góry to to przed czym mam respekt, po tej opowieści wiem że nigdy w założeniach nie ma dobrej pogody, nigdy dość dbałości o swoje bezpieczeństwo i wycinania wniosków z takich opowieści. Dzięki Marcin za ten odcinek super robota. A do reszty słuchajcie zwróciliście uwagę na tą francuską grupkę sami sobie uratowali życie tylko tym że wiedzieli gdzie założyć biwak. Pozdrawiam jeszcze raz SUPER ROBOTA
Podzielę się swoją historia z Beskidów z 2019, którą mogłem przypłacić życiem. Trasa którą miałem pokonać w 3 h trwała 11 h
Uprzedzam że sporo do czytania ale może okaże się że warto dobrnąć do końca 🤔
Jak wiadomo człowiek uczy się na własnych błędach, najlepiej żeby jednak uczył się na cudzych więc może moja historia komuś przyda się i nie popełni ich samemu.
Razu pewnego w roku A.D. 2019 wybrałem się na 10 dniowy trip zimowy od schroniska do schroniska w Beskidzie Śląskim i Żywieckim. W styczniu była taka zima jakiej od wielu lat nie było w górach, ratownicy co chwilę gdzieś wyruszali z pomocą a mieszkańcy sami mówili że dawno tak nie było. Ogólnie bez rakiet nie było opcji się poruszać, śniegu nawaliło fest, był to 7 dzień mojej wędrówki.
Celem było dotrzeć tego dnia do bacówki na Rycerzowej. Po nocy spędzonej w schronisku na Wielkiej Raczy zakładam rakiety i ruszam w drogę w stronę Małej Raczy. Początkowo droga wydaje się być całkiem w porządku ale przez noc napadała kolejna ilość śniegu i już widać że łatwo nie będzie.
Na razie udaje się iść bez gps-a ale w momencie kiedy po zejściu z polany wchodzimy bezpośrednio do lasu nie widać żadnego znaku i tu już nawigacja jest niezbędna.
Z uwagi na oszczędność baterii staram się często z niej nie korzystać i w ten sposób w pewnym momencie bardzo zbaczam z drogi i po spojrzeniu w nawigację okazuje się że muszę iść stromo pod górę co jest zadaniem nad wyraz trudnym. Umęczyłem się okropnie a każdy krok pod górę był bardzo wyczerpujący, straciłem masę czasu.
Malutki kawałeczek drogi w rakietach pod górę kiedy zapadam się po uda wyciąga nieprawdopodobne ilości energii, do tego tradycyjne wiatrołomy i już na samym początku widzę że będzie bardzo ciężko.
Po dotarciu do Przełęczy Śrubita mam wybór kontynuowanie czerwonym szlakiem lub bez szlaku ale pasem granicznym.
Szedłem kiedyś obydwoma wariantami i pas graniczny wydawał mi się jedyną rozsądną decyzją. Niestety to co kiedyś wydawało się czytelne teraz zmywało się w jedną całość, gdzie wszystko jest do siebie podobne i nie widać znaków a tym bardziej pasa granicznego. Musiałem posiłkować się gps-em i niestety ponownie pojawił się tutaj problem szybkiego rozładowywania baterii.
Wszystkie pozostałe dwa komplety miałem w zanadrzu naszykowane. Śnieg cały czas padał a ja idąc w tym śniegu bardzo ale to bardzo mocno się pociłem.
Ta ilość wiatrołomów która pojawiła się na mojej drodze była istnym koszmarem. Kiedy padł jeden komplet baterii ich wymiana była sporym wyzwaniem ponieważ musiałem zdjąć łapawice membranowe, zwykłe rękawiczki, wyciągnąć GPS z pokrowca, zdjąć plecak, wyciągnąć baterie i choć wszystko nie trwało więcej niż dwie minuty to zostawione na kijkach rękawice i łapawice zamieniły się w skorupy lodowe, a mi zrobiło się dość zimno.
To wszystko dało mi do myślenia że jakikolwiek postój zwłaszcza na jedzenie spowoduje gwałtowne wychłodzenie organizmu i nie będę w stanie odzyskać utraconego ciepła. Wiedziałem że muszę bezustannie iść a dodatkowo rozładowany drugi komplet baterii powodował wzmagający się stres. Niestety okazało się że trzeci komplet baterii również zaczyna szybko padać i muszę przyznać się że zaczęła ogarniać mnie już powoli panika.
Wiedziałem że nie ma już drogi odwrotu a noc powoli zaczynała nadchodzić, śnieg cały czas padał i wiał coraz silniejszy wiatr. Wiedziałem że muszę się uspokoić i może to dziwnie zabrzmi ale zaczynałem sam sobie głośno tłumaczyć że tylko spokój może mnie uratować. Mówiłem na głos sam do siebie, chłopie tylko spokojnie, dasz radę, nie panikuj tylko spokój. I tak właściwie to w dalszej wędrówce rozmawiałem często sam ze sobą 😉
Postanowiłem ograniczyć używanie GPS do absolutnego minimum, wprawdzie miałem jeszcze naładowany telefon, powerbank ale operowanie w tych warunkach telefonem jako nawigacją było nad wyraz trudne a wręcz nierealne. Przez myśl mi nawet nie przeszło żebym miał wzywać GOPR jeśli dojdzie co do czego, nawet nie pamiętam czy był zasięg.
Zresztą zanim oni by się zebrali i do mnie dotarli w tych skrajnie i ekstremalnie trudnych warunkach to już mógłbym nie doczekać.
Poza tym chyba bym się spalił ze wstydu gdybym musiał dzwonić po gopr-owców….. i ta myśl oraz determinacja powodowała że parłem do przodu dalej.
Dalsza droga odbywała się już w nocy z użyciem czołówki ale często musiałem ją wyłączyć ponieważ opad śniegu powodował brak większego rozeznania w terenie i dopiero jej wyłączenie nadawało szerszy kontekst tego gdzie mam iść dalej.
Oczywiście kolejne baterie zbliżały się do swego kresu i nie nastrajało to mnie nazbyt optymistycznie. Cała dalsza trasa była do siebie podobna, ciągłe brnięcie w śniegu po kolana, uda, niezliczone ilości wiatrołomów, silny wiatr z padającym śniegiem i zacinającym w twarz. Dotarłem do Kikuli innej niż ta z identyczną nazwa szczytu biegnącego ze Zwardonia na Wielką Raczę.
Widać było w oddali światła schroniska na Przegibku, postanowiłem iść na wprost do schroniska lekko omijając szlak, co niestety okazało się być ogromnym ale to ogromnym błędem ponieważ dotarłem do młodego gęstego świerkowego lasu którego w żaden sposób nie można było przejść. Żeby tam się dostać musiałem kilkakrotnie przekroczyć nieaktywne koryta cieków wodnych w których były nagromadzone nieprawdopodobne ilości śniegu. Gdy chciałem powrócić do dawnej trasy nie byłem w stanie już wydostać się z tego koryta i musiałem cały czas iść w jego górę w śniegu po pas. Ten krótki odcinek około 300 m pokonywałem chyba z godzinę czasu.
Wyglądało to tak że robiłem dwa trzy kroki w tym śniegu po pas i sapałem jak parowóz…. po czym następowała chwila na wyrównanie oddechu. Jedynym plusem tego wszystkiego było to że byłem odsłonięty od wiatru ale te litry potu które wylałem na pewno coraz bardziej przyczyniały się do mojego odwodnienia.
Wreszcie udało mi się trafić na właściwy szlak i dotrzeć do schroniska na Przegibku. Nie muszę chyba pisać jaki byłem szczęśliwy że ten koszmar się kończy. Ten krótki odcinek z lasu do samego schroniska przez polanę nie odsłoniętą od wiatru pokazał mi jak to by mogło wyglądać na zupełnie otwartej przestrzeni a wtedy byłoby naprawdę bardzo źle.
Napiszę tylko że planowo miałem dojść do oddalonej jeszcze półtorej godziny dalej Bacówki na Wielkiej Rycerzowej a dotarłem tutaj do schroniska na Przegibku. Czas letni wynosi 3 godziny natomiast ja dotarłem tutaj ledwo żywy po 11 godzinach ciągłej walki. Przez ten czas nic nie jadłem, nic nie piłem i na pewno był to błąd ale przyznam że w tamtym czasie w tych warunkach nie byłem w stanie zatrzymać się i wykonać tak błahe czynności jak zdjęcie plecaka, wyciągnięcie termosu i zatrzymania się choćby na dwie minuty, tak jak pisałem wcześniej, mógłbym się tak wychłodzić że nie odzyskał bym już tego ciepła organizmu a to mogło by być dla mnie bardzo niebezpieczne.
Muszę przyznać że jeszcze nigdy w życiu nie dostałem tak w dupę gdziekolwiek i tego dnia nabrałem ogromnej ale to ogromnej pokory do gór i tutaj dopiero te pogardliwie nazywany przez niektórych kapuściane góry pokazały swoje najgorsze i ciemne oblicze.
Nie przesadzę jeśli napisze że przez ostatnią dobę spadł z metr śniegu. Ten dzień to była walka o przeżycie, w dosłownym tego słowa znaczeniu, to był zwierzęcy instynkt o przetrwanie zarazem wzbudzający strach, lęk ale i dający siłę i nieprawdopodobną adrenalinę w walce o swoje życie.
Napiszę jeszcze jedną rzecz która dla niektórych może wydać się nie zrozumiała ale to doświadczenie było mistycznym przeżyciem ... wiem, wiem brzmi to górnolotnie ale ktoś kto był w podobnej sytuacji może wie o czym teraz piszę.
Ja w tej adrenalinie naprawdę miałem jeszcze dużo siły żeby iść dalej ale to padanie akumulatorów w Garminie zaczęło mnie rozbijać bo zaczynało znikać iluzoryczne poczucie bezpieczeństwa że wprawdzie mam siły żeby torować tylko co będzie jak już nie wiadomo gdzie iść.
Teraz już wiem że jednak trzeba mieć specjalne baterie na warunki zimowe i w zanadrzu baterie litowe na duże mrozy.
Wiem że niektórzy napiszą że kompas by pomógł ale wytłumaczcie mi jak Wy wyciągacie w nocy mapę na wietrze z padającym śniegiem kiedy nie ma żadnego punktu odniesienia. Na azymut to ja szedłem ale napisałem jak to się skończyło.
Oj tak, łażenie po górach zima to zupełnie inny charakter wyzwań. Ja głównie skiturowo, co nieco ogranicza ekslorqcje "nieznanego", ale też miałem przygodę w drugą stronę - próbowałem odtworzyć latem trasa jaka wdreptalismy się na Polsko na turach zima. No "dziwnie" było 😁
Dobrze że jesteś z nami. Nic tak nie weryfikuje, jak zalesione góry zimą. I śnieg, po którym się zapadasz po pas lub co gorsza po pachy. Z każdej wyprawy idzie nauczka, aczkolwiek jakbyś miał być przygotowany na każdą ewentualność, to będziesz miał za dużo za drogich rzeczy do niesienia. Ciekawe i trafne są Twoje opisy (gadanie do siebie, wstyd przed GOPRem etc.), bo też miałem sytuację, gdzie zgubiłem szlak w górach i do schroniska trafiłem kilka godzin po zachodzie słońca. Nie było to może aż tak dramatyczne jak to co opisałeś, ale czytając to mam delikatne flashbacki i myśli te co miałeś pokrywają się z tym co ja wtedy przeżywałem 😁 mniemam że nie zniechęciło Cię to do dalszej eksploracji górskich szlaków
Twoja historia? Jestem na 99% pewny, że gdzieś już to czytałem :)
Żeby nadać szerszy kontekst tak wyglądał dzień wcześniej. Zwardoń - Beskid Graniczny - Kikula - Wielka Racza
Z uwagi że nie miałem już zbyt dużych zapasów jedzenia a zwłaszcza potrzebnego chleba udałem się rano do podobno czynnego sklepu, który okazał się być jednak zamkniętym co bardzo mnie zmartwiło 🙁 No nic, trzeba ruszać dalej i czerwonym szlakiem granicznym udałem się obok nieczynnego schroniska PTTK Dworzec Beskidzki poprzez Chatkę pod Skalanka w kierunku Wielkiej Raczy. Od samego rana a może i w nocy padał cały czas śnieg i tak podążając obok Skalanki miałem mętlik w głowie czy zostać i zrobić sobie dzień odpoczynku czy kontynuować trasę 😕 Muszę przyznać że odczuwałem pewien niepokój co do tej dalszej wędrówki zwłaszcza że tego śniegu było naprawdę sporo a ja byłem jedyny który miał zamiar dojść na Wielką Raczę. Śnieg cały czas padał i na przełęczy Beskid Graniczny spotkałem mieszkańca okolicznego przysiółka który był bardzo zaskoczony tym że idę w taką pogodę i warunkach i trochę mi odradzał dalszą wędrówkę. O ile droga do Kikuli była bardzo męcząca z powodu torowania w rakietach w tej ilości śniegu to o tyle łatwa że nie musiałem używać gps-a. Muszę przyznać że nie wyszedłem wcześnie rano a moje tempo marszu nie było zbyt szybkie, na Kikuli zrobiłem sobie jeszcze przerwę na batonika i kubek gorącej herbaty. Z powodu mgły widoczność stawała się coraz gorsza, powoli zaczynała się szarówka i trasa już była całkowicie nieczytelna i musiałem wyciągnąć gps-a. Miałem ze sobą komplet czterech naładowanych akumulatorków, niestety nie były to akumulatorki dedykowane na zimowe warunki tylko Tronic z Lidla a o ich jakości miałem niechybnie przekonać się za chwilę. Jak w warunkach letnich nic im nie było to na zimę się nie nadają. Tak jak pisałem szlak był całkowicie nieczytelny i wszystko wyglądało nie najlepiej zwłaszcza, że zaczęły pojawiać się pierwsze wiatrołomy. Po chwili Garmin na pierwszym komplecie używanych od początku wyjazdu akumulatorów zaczął dawać komunikat że już długo nie pociągnie 😠 Co gorsze nie miałem naszykowanego drugiego kompletu zaraz pod ręką i musiałem trochę pogrzebać w plecaku a sama wymiana baterii też była problematyczna w tym padającym śniegu. Droga z każdą chwilą stawała się coraz trudniejsza, a co gorsza drugi komplet baterii też zaczął padać i muszę przyznać czy zacząłem się już trochę bać :-[ Wprawdzie szedłem już tą drogą dwukrotnie zimą to jednak teraz to była zupełnie inna bajka i wszystko przede mną wyglądało tak samo a na dodatek była noc, oczywiście żadnych znaków na drzewach nie było widać nie mówiąc już o jakimkolwiek śladzie. Na otwartych przestrzeniach wiatr był bardzo mocny i dokuczliwy, cały czas sypał śnieg od rana i nawet z gps-em był problem z dalszą wędrówką. W okolicach Małego Przysłopu szlak odbija w lewo omijając szczyt Wielkiego Przysłopu i wydawało mi się, że szlakiem granicznym którym już kiedyś już szedłem będzie znacznie łatwiej i skrócę sobie trochę drogę, postawiłem na ten wariant co okazało się być ogromnym błędem. Na tej drodze była taka ilość wiatrołomów że ciągle kluczyłem próbując je ominąć tak że często zapadałem się po pas a raz wpadłem aż po pachy ;D nie mogłem się przez bardzo długi czas wydostać z tej pułapki, zwłaszcza że jedna z rakiet utknęła pomiędzy drzewami a na plecach miałem 16 kg. Przez ponad godzinę próbowałem się wydostać z tego labiryntu a co się upociłem to moje. Po jakimś czasie trafiłem na ślady nart które doprowadziły mnie do prawidłowego czerwonego szlaku i tak kontynuowałem dalej tą nierówną walkę. Kawałek dalej pojawił się nawet nikły ślad którym kontynuowałem drogę pokonując kolejne ogromne ilości wiatrołomów, gdzie zmuszony byłem do zdejmowania plecaka, przeskakiwania przez te wiatrołomy lub przechodzenia pod nimi bo nie sposób było je obejść. Pamiętałem że w okolicach Upłazu powinny pojawić się słupy energetyczne prowadzące aż do schroniska i gdy wreszcie je ujrzałem poczułem ogromną ulgę 😛 Byłem taki głodny i spragniony że zjadłem całą czekoladę i wypiłem resztę gorącej herbaty. Wiedziałem że jeszcze spory kawałek przede mną ale byłem taki szczęśliwy że już nie ma tych wiatrołomów a słupy energetyczne prowadzę mnie jak po nitce do kłębka. Śnieg cały czas zacinał w twarz, droga wydawała się nie mieć końca ale to poczucie że wiesz gdzie masz iść chociaż jest trudno bo spadło co najmniej pół metra świeżego śniegu jest nie do przecenienia. Schronisko na Wielkiej Raczy jest położone w małym wgłębieniu i wiedziałem że nie będzie widać jego świateł. Co ciekawe gdy już tam dotarłem to nie paliło się tam żadne światło z powodu zerwanej linii energetycznej i jeśli ktoś byłby tam pierwszy raz mógłbym mieć spory problem z odnalezieniem tego schroniska. Gdy dotarłem była już naprawdę późno pora a cała trasa w rakietach zajęła mi 12 godzin 😮 ( w warunkach letnich 5 h). Byłem tam jedynym gościem i jedyne czego pragnąłem to nawodnić organizm i iść spać. W schronisku nie było prądu, nie grzali, nie było ciepłej wody 🙁 Po wypiciu sporej ilości płynów ubrałem kalesony i koszulkę wełnianą i wskoczyłem do swojego ciepłego śpiwora.
@@WiAtEr_-7 przez kolejne dni wędrówki miałem pewną traumę i pogarszającą pogoda powodowała we mnie lęk. Z drugiej strony dobrze że były kolejne dni w tej wędrówce i mogłem się z tym zmierzyć i walczyć ze swoimi demonami. Słyszałem że jak komuś podczas skoku spadochronem nie otworzy się główny tylko zapasowy to zaraz wysyłają go na następny skok.
W kolejnych latach też pozostało to w mojej pamięci ale już byłem lepiej przygotowany , nie znaczy że poczułem się pewniej i jakoś arogancko do gór, po prostu czułem że zawarliśmy pakt o nieagresji 😉
Ciekawa historia i ciekawy format na nowe odcinki, mam nadzieję że to nowa seria.
Jedyne czego mi brakuje to jakieś wyjaśnienia, czym jest czerwona i zielona linia, gdzie znaleziono ciało, prowadzenie krok po kroku ich trasy.
i zdjęcia zmarłych ...nagrania z poszukiwań... coś co ruszy młodych ludzi od głupich tiktoków
tak i gdzieś zaznaczone to schronisko na mapie, bo 500m ale nie widziałem gdzie dokładnie :)
No wygląda że tam gdzie czerwona linia idzie w miare prosto przed siebie do celu to właściwa droga kontynuowana zieloną linią od której odeszli pomieszaną czerwoną linią.
Ostatniego zielonego kawałka na dole nie dali rady.
Bardzo ciekawe i fajny nowy format. Przez pierwsza polowe historii bardzo brakowalo mi zilustrowania planowanej trasy - nawet palcem/myszka po mapie. Bylo dla mnie jasne skad mieli wyjsc, lecz nie bylo jasne gdzie i ktoredy chcieli dojsc. Bylo to tym bardziej frustrujace, ze pare razy wymieniles nazwe schroniska docelowego, i probowalem sie go doszukac na pokazanej mapie, ktora caly czas obracales. Moze temat do poprawy w nastepnym takim odcinku.
Świetny, bardzo ważny materiał, pozdrawiam 👋
Spoko, ale wolę jednak górskie tragedie w Twoim wykonaniu 👍 Szacun 👍
Miałem pisać , że ktoś chyba Szczytomaniaka podpatruję 😅
Jest od lat kanał Szczytomaniak, ale może i ma to sens.Oglądało sie dobrze.
Szczytomaniak się leni, ale bushcraftowy jeszcze musi popracować nad formatem ;)
Także liczę na serię takich opowieści, fajnie się słuchało :)
Jedynie jakbyś na mapie pokazywał mniej więcej, o czym aktualnie mówisz i (może mi to umknęło) czyja linia dotyczyła kogo.
No wygląda że tam gdzie czerwona linia idzie w miare prosto przed siebie do celu to właściwa droga kontynuowana zieloną linią od której odeszli pomieszaną czerwoną linią.
Ostatniego zielonego kawałka na dole nie dali rady.
Hej hej, 500m to nie jest tak niedaleko, kiedyś szliśmy w zamieci po zmroku i z dosłownie 10 metrów nie widzieliśmy starej Chatki Puchatka!! Poważnie, próbowaliśmy na gps-ie sprawdzać gdzie iść!! 😂 Na szczęście ktoś uznał że to musi być "tam" i prawie wleźlismy w ścianę!! Zatem nie ma żartów ..a to "tylko" Bieszczady! Pozdr
Bardzo fajny i wartościowy materiał. Obejrzałem dwa razy. Poprosił bym o więcej takich analiz. Takie treści są mega wartościowe obok takiego zwykłego poradnictwa jak np. zawiązać supełek na tarpie czy coś. Analiza konkretnych kejsów jest fajnym dopełnieniem tego. No i mało kto w polskim jutubie to robi. Ja znam tylko jeden kanał o górach gdzie gość przedstawia jakieś analizy wypadków ale głównie te głośne, alpinistów w Himalajach np. o "green boots" czyli tym słynnym trupie jakiegoś wspinacza, którego jaskrawo zielone buty stały się drogowskazem dla innych ekip. Gość tam leży do do dziś i jego jaskrawe buty są punktem orientacyjnym w terenie. I tego typu historie.
W polskiej survivalowo-bushcraftowej banieczce jeszcze chyba nie było takich treści.
Zainteresuj sie turystami, ktorzy zamarzli w Beskidach , na szlaku na Potrójną zimą 2022. Ciestem ciekawy analizy wydarzen i jak to się stalo, ze zamarzli nieopodal schroniska .
Do wszystkiego w życiu trzeba podchodzić z pokorą a to jest tego bardzo dobry przykład.
Bardzo podoba mi się pomysł na ten nowy format i słuchało się bardzo dobrze. Nic by się nie stało też jakbyś trochę zwolnił i nadal nieco więcej „suspensu” - myślę, że warto spróbować przy okazji następnego filmu tego typu, na który oczywiście będę czekać 👍
Witaj Marcinie. Noo Panie rozbudziłeś 🥶do granic naszą świadomość sytuacji zdarzeń tej ski tour trip.
Super że coś nowego. Uczmy się na błędach, z całym szacunkiem do ofiar tego nieszczęsego zdarzenia.
Bo rutyna, pochopne decyzję itd. mogą zabić.
Podobało mi się.
Pozdrawiam Cię z Beskidu Małego.
"Spodziewaj się niespodziewanego, bo niespodziewane prawie na pewno będzie spodziewało się Ciebie"~ M.M.Liu
Niekompetencja to coś, co w niektórych branżach boli wyjątkowo mocno. W takich sytuacjach (nigdy nie byłem ale raczej tak bym zrobił) człowiek powinien liczyć na siebie
Świetny pomysł na odcinek - ku przestrodze! Podobna tragedia wydarzyła się w 2008r w Dolinie 5 Stawów, gdzie para studentów zginęła z wycieńczenia kilkaset metrów od schroniska z powodu załamania pogody.
Gratuluję pomysłu na odcinek, nie mam zastrzeżeń do narracji. W marcu tego roku zginęło w tamtym regionie (okolice Tête Blanche) 6 doświadczonych skiturowców, okoliczności pogodowe były podobne.
Patrząc na tytuł byłem przekonany że to kolejny odcinek Maćka - z kanału Szczytomaniak.
A tu Bushkraftowy. Miła i ciekawa odmiana tradycyjnego kontentu tego kanału :)
Nie nie, to nie jest szczytomaniak.
Dobrze, że o tym mówisz. Pozdrawiam
Dzięki za wartościowy materiał.
Na dzisiejsze czasy zegarek z nawigacją GPS i dobrą baterią + powerbank to podstawa.
Myślę, że zdrowy rozsądek, prawidłowa ocena swoich możliwości, wiedza jak się zachować w kryzysowych sytuacjach i przygotowanie do planowanej trasy to podstawa, ale zdrowy rozsądek to to czego brakuje w prawie we wszystkich tragediach które zdążają się nie tylko w górach, ale i na drogach, wodzie, czy nawet na grzybach
Przeszedłem kiedyś letni wariant pieszy Haute Route i dobrze znam te rejony o których opowiadasz. Dziękuję Ci za ten odcinek, dał dużo materiału do przemyśleń :)
Góry tylko w lato, na ośnieżone szczyty to wolę sobie popatrzeć z daleka.
Super opowiedziana historia. Bardzo fajny materiał mrożący krew w żyłach.
Zaskoczony jestem formatem bardzo. Byłem na nie, ale podobało mi się - poruszająca historia. Łapa w górę
Dlaczego tak się spieszysz przy opowiadaniu ??? Szybkie obracanie map i brak opisów, co tak naprawdę pokazujesz jak tak niejasne, jak postepowanie przewodnika tej grupy. Zwolnij, zrób opisy do mapy. Ktoś oglądający Twój kanał nie wyłączy po magicznych 15 minutach.
Też się w tym pogubiłem i nic mi te linie nie mówiły... Wyrobi się:P
Dobry materiał. Czekam na więcej
Bardzo fajny format i liczę na więcej tego typu. Małą podpowiedź mam, żebyś narracyjnie bardziej mówił z głowy niż czytał. W wielu momentach słychać/czuć że czytasz a jednak dużo lepszy odbiór ma słuchacz jeżeli ktoś mówi niż czyta.
Przeinteresujący materiał, oby więcej takich
Fajna formuła i miła odmiana od Twoich klasycznych filmów. Na pewno nie zaszkodzi jak kolejny twórca będzie uczulał ludzi przed nadchodzącą zimą, że wyjście w góry to nie spacer po parku.
Jeszcze taka ciekawostka od spaczonego na punkcie sprawdzania faktów: chciałem poszukać coś więcej o tej historii, google odbiło do innego filmu na YT. Gość produkuje się tam w opisie i przez ~40 minut filmu podniosłym głosem mówiąc, że zdarzenie miało miejsce w 2008 roku i zginęło 11 osób. Sekcja komentarzy jeszcze go wyjaśniła, że żadne z ujęć które wykorzystał (ciekawe skąd pozyskane), nie pochodziło z opisywanej trasy.
TL;DR: szanuję Twoją rzetelną pracę!
Ekwipunek i zdrowy rozsądek. I tragedii by nie było.
Ekstra! Oby była to mała seria :)
Marcin, świetny materiał i analiza w dosadny sposób obrazująca jak ważne jest aspekt wielopoziomowego planowania i przewidywania różnych scenariuszy.
Super materiał 👍💪
Troszke ale tylko troszke wolniej i bedzie git👍
Nieźle. A jakąś godzine temu czytałem o tym jak jakaś ekipa poszła sobie bodajże w poniedziałek - teraz w Święto Niepodległości w Beskid Śląski - i... zgubili 3 latka na trasie między górną stacją kolejki na Szyndzielni a schroniskiem na tejże (odcinek kilkuset metrowy). Kto był to wie jaka tam autostrada jest. Co zrobili rodzice? Wysłali na poszukiwania starszego brata - 11 letniego chłopaczka. Po czym 3 latek jakims cudem sie odnalazł, za to stracili kontakt z 11 latkiem. Wtedy stwierdzili że potrzebują pomocy. W użyciu jednostka straży pożarnej , dron, jakaś terenówka, kupa ochotników itp... 11 latka odnalazł jakis turysta w okolicy Dębowca - czyli jakies 3 km dalej...
Super material!!
fajny materiał, właśnie widziałem film jak matka z dzieckiem zgubiła szlak wchodząc na Śnieżkę
Niestety nie zgubiła. Poszła celowo, żeby się sprawdzić.😱
@@mako730 niemożliwe, z dzieckiem ?
Kilka lat temu miałem niby niewinną przygodę na Babiej Górze, ale dała mi sporo do myślenia w kontekście, co może pójść nie tak w górach. Był środek lata, po południe i podchodziłem klasycznie żółtym szlakiem ze schroniska Markowe Szczawiny. Mniej więcej w połowie podejścia zaczęły pojawiać się chmury i nieznacznie zmniejszyła się widoczność. Kiedy byłem już pod samym szczytem okazało się, że z drugiej strony wieje bardzo mocny wiatr (tak, że trzeba było prawie chodzić na czworaka), zrobiło się lodowato i widoczność spadła do 10-15 metrów.
Ledwo co odnalazłem szczyt. Po krótkiej analizie sytuacji stwierdziłem, że trzeba stamtąd jak najszybciej wracać tą samą drogą. Pierwotnie chciałem iść dalej czerwonym szlakiem, ale w tych warunkach było to niemożliwe.
I najlepsze na koniec. Przy zejściu na Perci Akademików spotkałem grupę 3 turystów, którzy szli do góry. Kiedy dowiedziałem się, że planują dokładnie taką samą trasę jak ja, to ostrzegłem ich o skrajnych warunkach na górze, ale zostałem wyśmiany i skwitowali to, że "jakoś sobie poradzą". Jak tylko wróciłem do schroniska, to od razu poinformowałem obsługę, że 3-osobowa grupa wpakowała się teraz na szczyt przy bardzo złej pogodzie.
Dlatego uważam tak samo jak Bushcraftowy, że nawet w Beskidach mogą wystąpić takie sytuacje i sam w pewnym stopniu tego doświadczyłem.
Z królową nie ma żartów
Marcin, mam nadzieję, że spróbujesz przejść Haute Route.
Dobry pomysł na całą serię filmów :)
Takie historie tylko u Szczytomaniaka. zdecydowanie!
Nie no, to jest podwórko Szczytomaniaka, nie wchodźmy w kompetencje ;p. Niech kazdy ma swoją przestrzeń.
Albo mi się wydaje, albo to czytasz, naturalniej by brzmiało, gdybyś opowiadał ;) Ale szacun za nową serię, może być ciekawa! Tylko trochę wolniej plis
Podoba mi się, że próbujesz iść w rozwój działalności na kanale. Mam dużą sympatię do Ciebie i Twoich dotychczasowych działań.
Dlatego pozwalam sobie na pewną krytykę:
Lubię słuchać również takich historii, jak ta, ale - trzeba mi powiedzieć, że reportaż sytuacyjny i historyczny to różne środowiska.
Zrobiłeś merytoryczny film, wyjałowiony z cech reportażu historycznego.
Słucha się tego przeciętnie, a przyzwyczajonym do Twojej jakości, nawet słabo.
Z reguły przyspieszam odtwarzanie filmów, które traktuję jako podcast.
Twoje oglądam, bo warstwa video jest częścią istotną.
Teraz zrobiłeś materiał mogący być podcastem. Wyklucza go jednak szybkie mówienie i brak pauz miedzy zdaniami, zwłaszcza kluczowymi zdaniami.
Słuchacz/widz mojego pokroju ma ograniczenia. Potrzebuje podcsstu, ktory nie męczy, może być tłem innej aktywności.
Co do warstwy video: też będę krytyczny - brak jest profesjonalizmu w pokazywaniu mapy 3D. Nie jest to płynne. Widzę, że sam bym tak umiał... Nie robi to na mnie wrażenia "łał".
Lubię Twoją twórczość, Twoje pomysły, projekty.
Kibicuję również temu, dlatego mój komentarz.
Myślę, że to żaden hejt.
PAX
Super sprawa. Jedna uwaga. Troszkę wolniej z tą narracją....za szybko czytasz. Pozdrawiam
Fajny materiał.
Góry i przyroda nie wybaczają błędów! Pozdrowienia ze Szwecji.
W Szwecji także jest niebezpiecznie w górach?
Lepiej czasami odpuścić niż chodzić na siłę. Najgorzej jak patrzysz się na innych. Oni dali radę, to ja też. Patrz się tylko na siebie. Czy ty dasz radę, nie inni
@@tomizubi Są niedźwiedzie i wilki. Nawet w bardzo dobrym terenie można zginąć. Wystarczy zły ekwipunek załamanie pogody, brak doświadczenia i nonszalancja. Pozdrawiam
Bardzo interesująca i dająca do myślenia historia. Tak mi teraz przyszło do głowy, jak dużo turystów w naszych górach korzysta z łącznośći radiowej np PMR/ Czy to pierwszy odc nowej serii ?
Szczytomaniak 2? :) ale fajnie było mogą być takie materiały o ile nie znikną tradycyjne ;)
Kiedyś poszedłem z Murowańca przez Halę Gąsienicową w kierunku Kasprowego zimą. Były tak beznadziejne warunki że po piętnastu minutach ze strachu zawróciłem, chociaż znam całą dolinę jak własną kieszeń. A tu mowa o sześciogodzinnej wędrówce przez Alpy.
Bardzo często jest tak, że nie możesz zawrócić. Kiedy musisz iść. Nie zawsze masz czas aby pozwolić sobie na odpuszczenie sobie wycieczki.
Jak sobie poradzić kiedy musisz iść. Znane są przypadki kiedy ludzie dali radę chociaż pogoda była straszna. I kiedy były wypadki chociaż pogoda była piękna.
Temat szczegółowo omówiony w filmie "Death Trap Haute Route". Polecam. Zarówno jako wartościowy dokument, jak i instruktaż p.t. "co może pójść nie tak". Dzięki za ciekawy materiał, pozdrowienia.
Fajny pomysł na serię pod tytułem "Co ich zabiło". Wiem że już coś takiego w RUclips funkcjonuje, ale z punktu widzenia Bushcraftowego to może być ciekawe. Sam urodziłem się na równinie i jestem "górosceptykiem". "Biskupia Kopa" na Opolszczyznie (880 mnpm) całkowicie pokrywa moje górskie potrzeby. Wspinanie się wyżej uważam za zbędne. Pozdro z równin Opolszczyzny 😃
Czasami nawet równiny są niebezpieczne. Jak potrafisz wejść na 800 metrów, postaw sobie za cel jakąś wyższą górę. Pod Wrocławiem jest góra Ślęza. Spróbuj, to miła wycieczka. Zawsze będziesz trochę wyżej. Powodzenia
@tomizubi Byłem na Ślęży.
Dziękuję
Dobra lekcja. 👍
Ciekawy odcinek
Takich przypadków jest bez liku. W samych Karkonoszach, w podobny sposób na przestrzeni wieku zamarzło kilkadziesiąt osób. I nie zawsze zimą, ale np. podczas jesiennego czy wiosennego załamania aury. Tyle że tam akurat panuje wielokroć pogoda ekstremalna, jakiej trudno szukać w wielu (często wyższych) pasmach Karpat czy nawet Alp.
również wyciągnąłem jeden zasadniczy wniosek: zostaje przed kompem! :)
Szedłem kiedyś na nocleg ze Stańcowej na Babią ponad 10 godzin a miało być może 3.5h . Gdyby nie lawinówka to ciężko by było wydostawać się ze śniegu po pas. Będąc przygotowanym na nocleg w takich warunkach nie miałem obaw a tylko wściekłość że miało być prościej. Po wejściu na szczyt straciłem ochotę na okopywanie się za murkiem i noc spędziłem poniżej we wiacie przy żółtym szlaku. Bez gpsu prawdopodobnie spał bym gdzieś po drodze z racji zmroku i bardzo słabej widoczności.
Oj, wyczuwam,że ktoś tu się wybiera w wysokiekie góry. ;)
Podobna historia była 15 lutego 1935 roku na Babiej G. Oczywiście nie było tej techniki ale jak historia pokazuje nie zawsze pomaga.
ciekawa odmiana, jeśli to będzie jakiś stały punkt to jestem za :)
Obecny!
Niestety ja doświadczyłem śmierci jednego turysty w chatce pod Śnieżnikiem w styczniu 2021r. Zobaczywszy martwego chłopaka rano zadzwoniłem na GOPR. Potem były wezwania do prokuratury i liczne przesłuchania wszystkich osób, które były tamtej nocy w chatce. Mróz sięgał blisko 20C ale to nie pogoda go uśmierciła tylko inny aspekt. To był mój najbardziej dramatyczny wypad w góry.
Ciekawe, dzięki.
Bardzo ciekawy film. Nie znałem tej historii.
Jeśli mogę, to zabrakło mi jednej rzeczy - komentarza/wyjaśnienia co do poszczególnych kolorowych śladów GPS, które się pokazywały na wizualizacji. OK, kiedy mówisz o grupie z dwoma przewodnikami i jest zielony ślad niby wiadomo o co chodzi. Ale gdy pojawia się czerwony, a potem kolejny to przynajmniej ja musiałem bardziej skupić się, żeby rozszyfrować co jest czym, niż na Twojej narracji.
Trzeba mieć backup dla telefonii komórkowej i trzymać w kieszeni plecaka zwykłe radio KF/UKF, tak na prawdę cokolwiek nawet na pasmo PMR. Takie radio mało waży, a w przypadku zagrożenia życia zawsze lepiej użyć, nawet na pasmie licencyjnym.
Ciekawy temat ale irytujące majtanie kamerą.
Przekaz dla każdego. Gdziekolwiek byś był włącz myślenie. Pozdrawiam
Bardzo ciekawy materiał. Proponowałbym tylko lekko zwiększyć głośność muzyki w tle, bo na normalnym poziomie w zasadzie jej nie słychać, a twój głos w takiej ciszy staje się nieco monotonny.
Film ogólnie ciekawy, ale jest kilka rzeczy do poprawy. Po pierwsze, ja wiem ze wszyscy takie opowiadane filmy czytają z kartki i ze scenariusza, ale nie u wszystkich to słychać. U Ciebie niestety dość mocno daje się odczuć że dosłownie recytujesz coś kartki, tak jakbyś czytał pismo święte na ambonie w kościele. Do poprawy jest nie tyle dykcja, co intonacja i szybkość mowy. Jak chcesz podpatrzyć i podsłuchać jak robić to dobrze, to polecam oglądnąć pierwszy lepszy film Wojtka Piestraka - Świat Wciąga, ewentualnie film Dawida Myśliwca o tajemnicy szwedzkiej chaty, albo chociażby "To wyszło z jaskini" Scifuna. Tam narracja prowadzona jest naprawdę dobrze. Do tego dorzuć kilka wstawek filmowych które lepiej pokażą o czym aktualnie opowiadasz i będzie baja, bo głos do opowiadań masz dobry, brakuje jeszcze trochę techniki;)
Czas na bushcraftowe crime story :)
Jedyny błąd to było pójście z Włochem w góry. Najpierw stwarzają problemy a później uciekają z tonącego okrętu w pierwszej szalupie.
Polecam wszystkim poczytać „Zaklętym w górski kamień"
Taka seria bylaby bardzo potrzebna aby uswiadomic widzow. Na yt widzialem kiedys material dot tragedii w Chocholowskiej, kiedy starsza para wybrala sie na Starorobocianski. Nie mieli ciuchow na gorsze warunki a pojawil sie duzy wiatr i deszcz. To byly jeszcze czasy poczatkow tel. Nie bylo jeszcze smartfonow i wtedy czesto zasieg zawodzil. W rezultacie mezczyzna zmarl z wychlodzenia w nocy a kobiecie udalo sie jakims cudem wrocic do schroniska po zmroku. I to nie byl sezon zimowy tylko chyba pozne wakacje jak pamietam. Patrzac jak ludzie ubieraja sie w gory oraz co maja przy sobie czyli koszulka oraz mini plecaczek do ktorego nie zmiesci sie spora kurtka czy peleryna, cos cieplego, czapka itd, dodatkowy prowiant to na prawde utwierdza mnie w przekonaniu o braku wyobrazni. Wiadomo ze to sie nosi i najczesciej nie uzywa ale jak ktos bedzie zaskoczony pogoda to taki sprzet decyduje o zyciu.
Trzeba sobie jeszcze uświadomić różnice w chodzeniu po Tatrach (polskich czy slowackich) a w Alpach. Rozległość terenu (przytlaczajaca) to raz . Dwa - gdy u nas ślady szlaku są znakowane (częste znaki malowane, zima tyczki) to w Alpach, szczególnie francuskich - takie oznakowanie prawie nie istnieje. Bez tracka GPS prawidłowe pójście "na raz" jest w zasadzie niemożliwe nawet przy dobrej widocznosci!!!. Więc albo mamy perfekcyjnie wyznaczona trasę na GPS i niezawodne urządzenia, albo liczymy się z błądzeniem- ergo mamy dużo czasu i biwak "w zapasie".
Ale ta tragedia pokazuje też, że jak zawsze to jest splot zaniedbań. Rzadko jest to pojedyncza przyczyna.
Chodząc w miarę regularnie po naszych Beskidach nauczyłem się np. jednego - latarka i power bank, to są dwa przedmioty NIEOCZYWISTE, które biorę zawsze, niezależnie od długości trasy. Najczęściej mam też dwa telefony - jeden uzywany w ręku jako nawigacja, drugi siedzi bezpiecznie schowany i ma służyć do polaczen. Dlaczego? Ano dlatego, że telefon nie tylko może się rozładować. Możemy z nim upaść i doprowadzić do uszkodzenia. Może nam wypaść że zmarzniętej ręki (dobrym rozwiązaniem jest tu smycz). A ponieważ jest to obecnie główne moje narzędzie nawigacji, to je dubluje. A każdy ma jakoś starszy telefon w szufladzie, na którym jeszcze działa nawigacja. BTW tu mam trochę żal do Mapy.cz - bo ostatnio pogalopowoali z upgradami i mi trochę staroci wymiotło z użytkowania.
Dziwne, że przewodnik wychodząc z grupą ze schroniska, nie pomyślał o punkcie kluczowym, czyli wąskim przesmyku w który było nimożliwym trafienie w zamieci.
Wygrałem kłótnie z dziewczyną przez co mam trochę więcej czasu 😅 dlatego się przyczepię z nudów 😜
Na wstępie mówi Pan, że osoby zginęły 500 m od schroniska, a później w 13:05 mówi Pan, że 6 osób zmarło w szpitalu w wyniku wychłodzenia, czyli w sumie trochę dalej. I nie przyczepiam się złośliwie, tak jakoś mi to utkwiło i chciałem się podzielić. Przez wszystkie media często przekazywane są informacje w sposób jak najbardziej szokujący i dramatyczny...
Masz rację - czepiasz się z nudów.
Przypomnialo mi sie jak chyba rok temu błądziłes w Bieszczadach po kolana w sniegu😮😮😮
Bardzo fajny pomysł na filmik, jednakże bardzo słabo jest wyjaśnione, o jakim fragmencie trasy mowa w danej chwili, łatwo się pogubić
Się podobało 🙂
Morał z tego taki
Im silniejszy wiatr,tym większe straty ciepła
Na tej mapie 3d to wydaje się takie łatwe i krótkie. A ten przewodnik to jakiś niepoważny był.
Ja kiedyś zgubiłem się na podziemnym parkingu galerii. Przeżyłem jedząc batoniki z automatu.
ja czuję się mega niekomfortowo nawet jak w mieście ktoś mnie prowadzi, a ja nie wiem gdzie jestem..... a co dopiero w górach :(
500m?? My staliśmy 50m od PTTK Przehyba i gdyby nie właśnie dobra nawigacja i znajomość terenu, które dawały pewność, że budynek jest tuż tuż, byłby pewnie biwak....
Historia o tych zmarłych turystach mimo wszystko nadaje się do głupich śmierci w górach. 500 metrów od schroniska zimą. To nie mogli wcześniej jakoś przeczekać tego jak tylko się da ?
Jesień już za pasem, będą częściej filmy z biwakowania lub testowania sprzętu obozowego z różnych popularnych sklepów ?
Z chęcią bym zobaczył testowanie sprzętu z sklepu Militaria.
Oglądałem ten film jak magazyn kryminalny 997 Michała Fajbusiewicza
Jedyny minus to forma wizualna, mapy i trasy bez legendy i wyjaśnienia są nieczytelne. Na duży plus pomysł na urozmaicenie kanału i treściwe podsumowanie. Wskazówki przydatne nawet w rekreacyjnym podróżowaniu w górach.
Jeśli mógłbym coś podpowiedzieć, to ta opowieść jest zbyt szybko prowadzona i zbyt monotonnie. Można by zwolnić tempo i podkręcić emocje za pomocą zdjęć, filmików, wizualizacji i muzyki. Ale i tak materiał bardzo fajny.
Pierwsze koty za płoty.
Marcin, w końcu coś innego na kanale i być może będzie jakaś nowa seria😊 Dokładnie, pierwsze koty za płoty. Jak już trochę osób zauważyło, mógłbyś czytać trochę wolniej i dodać jakieś zdjęcia/filmiki. Myślę, że mógłbyś zrobić ze dwa podobne filmy jak ten i sam zobaczysz czy to będzie nam odpowiadało czy nie. To nie jest żadna krytyka z mojej strony ani nic podobnego, tylko podpowiedź.
Pozdrawiam
@@BushcraftowyA dla mnie było super. Wczułem się w sytuację ,jakbym oglądał film. Miałem przed oczami wszystko o czym mówisz. Dziękuję 👍
Dla mnie też było ekstra, włączyłem przed pójściem spać i wyobraźnia sama mi rysowała sytuację, a to dobry sygnał.
Po co te sztuczne emocje i efekty
Bardzo dobry materiał, daje do myślenia
Olga Witczak i Jakub Wancław [*] - Dolina 5 Stawów
Byly o tym juz odcinki
hej, cos mi nie gra - przeżyły 3 osoby, a "dwa małżeństwa" to przecież 4 osoby?
Kiepski przewodnik. Płacisz a on jest nie przygotowany.
Błędy,bledy i jeszcze raz błedy..jka mozna bylo tak się nie przygotować do takiej trasy..
Drobnostka mogla spowodowac smierc a tu bylo ogrom blędow.
Fragmenty z Pilska?
ciekawe że brzmisz inaczej jak czytasz a inaczej jak mówisz na spontanie. Wolę jak na spontanie. Ale pomysł fajny!
Wizualizacje tras były zagmatwane, ale ogólnie ok.
Moim zdaniem dobrze opowiedziana historia wyciągnięcie wniosków a nie szukanie winnych to ostrzeżenie nie tylko dla amatorów ale też dla profesjonalistów. Marcin dzięki za tą opowieść, to mogło zdażyć się wszędzie, właśnie w wieczornych Faktach dziś w nocy oglądałem jak matka z kilkuletnim dzieckiem wchodziła na Śnieżkę poza szlakiem Rynną Śmierci. Takich opowieści nigdy dość, ja mam 65 lat ale morze woda i góry to to przed czym mam respekt, po tej opowieści wiem że nigdy w założeniach nie ma dobrej pogody, nigdy dość dbałości o swoje bezpieczeństwo i wycinania wniosków z takich opowieści. Dzięki Marcin za ten odcinek super robota. A do reszty słuchajcie zwróciliście uwagę na tą francuską grupkę sami sobie uratowali życie tylko tym że wiedzieli gdzie założyć biwak. Pozdrawiam jeszcze raz SUPER ROBOTA
Myslalem ze to szczytomaniak, a to bushcraftowy jednak 😁😆
👍
Czuć szcztomaniakiem 🙂👍
Co to je "skitur"?