Pamiętam swoją drugą pracę - tworzenie rysunków technicznych w programach CAD. Facet prowadził małą firmę produkujacą maszyny do przysłu meblarskiego (oklejarki, piły tarczowe, frezarki, itd.). Atutem jego wyrobów była cena: dwu- trzykrotnie niższa niż w przypadku analogicznych maszyn zachodnich produnectów. Zachodnich, tak się kiedyś mówiło. Rozmowa kwalifikacyjna trwała jakieś 10 min., góra kwadrans. Faceta interesowało tylko jedno - czy znam się na CAD/CAM i czy umiem projektować. Odparłem, że tak. Ok, z miejsca zostałem zatrudniony. Tak, po prostu. Od kiedy zaczynam pracę? - spytałem lekko zaskoczony. Od teraz, padła natychmiastowa odpowiedź. Roboty kupa, a rąk do pracy mało. Najbardziej urzekło mnie to, że facet nie wypytywał mnie o żadne inne rzeczy. Nie interesowało go ani moje życie rodzinne, ani znajomość języków obcych których i tak nie bedę u niego wykorzystywał. Nie interesowało go jakie książki przeczytałem, ani co myslę o polityce. Kiedy ktoregoś dnia, po raz pierwszy zabrał mnie na Targi Kieleckie (albo poznański, nie pamiętam już dokładnie bo bywaliśmy i tu, i tam) to interesowało go jedno: czy umiem podpatrzeć rozwiązania techniczne u konkurencji i czy te rozwiązania bedę umiał zaimplementować do naszych maszyn. Czyli wymagał ode mnie czegoś w rodzaju "szpiegostwa przemysłowego". Piszę w cudzysłowie, bo kopiowane pomysły nie były opatentowane więc można je było legalnie powielać. No i najwyraźniej się sprawdziłem, bo długi czas u niego pracowałem, a on nigdy nie był dla mnie skąpy jeśli chodzi o wynagrodzenie. Aż po kilku latach przeskoczyłem z jego małej firmy do ogromnego molocha gdzie zaoferowano mi jeszcze wyższe zarobki. No coż, życie... Czemu o tym wszystkim piszę? Bo w tym molohu po raz pierwszy zetkanelm się z korporacyjną strukturą, która, delikatnie rzecz ujmując, nie przypadła mi do gustu. Jakieś idiotyczne sprawozdania, jakieś słupki statystyczne, które i tak nie pokazywały realnych wyników, jakieś bezsensowne szkolenia, które tylko zabierały czas nie wnosząc nic nowego, a najbardziej rozśmieszył mnie czas potrzebny do zakupu śrubek M10. Prywaciarz po prostu jechał do najbliższego sklepu żelaznego i kupował garść potrzebnych śrub. Ale nie w molochu. Nie przy certyfikacie ISO. Nie przy procedurach, komisjach, pieczątkach i podpisach zatwierdzających. W molochu najpierw musiałem napisać protokół konieczności zakupu, następnie ten protokół był opiniowany i przesyłany dalej, potem dział zaopatrzenia rozlgadał się za "najkorzystniejszą" ofertą, a wreszcie, po zatwierdzeniu przez dyrekcję następował zakup śrubek i ladowały one w magazynie, gdzie znów konieczne było wypisanie "erwuszki" aby je stamtąd pobrać. Kuźwa, zamiast godziny mijało parę dni. Masakra. A ja zamiast projektować to zajmowałem się kretyńską biurokracją. Nieźle mi płacili, owszem, ale już wtedy wiedziałem, że długo tam miejsca nie zagrzeje. Korporacje to jednak nie mój styl. Panie Trenerze, oglądam Pańskie filmiki z ciekawoscią i niemal zawsze przyznaje Panu rację. Niemal zawsze. Bo zdarzaja się wyjątki. I dziś jest taki właśnie wyjątek. Kazanie kandydatowi by przeczytał książkę na rozmowę kwalifikacyjną też uznałbym za jakąś fanaberię na którą nie warto odpowiadać. No ale cóż, nie każdy musi być zatrudniony w korpo. Pozdrawiam Pana serdecznie, gratuluję filmików i życzę dalszych sukcesów. Podoba mi się Pańska uczciwość oraz wiara w Boga, bo koniec końców to właśnie w Bogu jest nasz główny życiowy cel, a cała reszta to tylko taka otoczka.
Kolejna "mundrość" to wymiana ludzi co 5 lat. W jakimś korpo, czy średnio - korpo kramiku o handlu obwoźnym to może i ma sens - bo taki człowiek jest wypalony, jak się użera z głupim szefem i przygłupimi klientami przez 5 lat, ale w firmie typowo technicznej to śmierć dla firmy. Doświadczony kierownik budowy, czy projektant to dziś zasób na miarę być lub nie być na rynku. Kto takowych ma i w nich inwestuje, rządzi rynkiem. Po to człowiek kończy technikum, studia techniczne, a później robi coś w ściśle określonej dziedzinie żeby nadążać za rozwojem i specjalizować się w danej dziedzinie. Jak ktoś umie wszystko to nie umie nic - nawet jak jest figo fago nowoczesny i zna blika i skacze w cyklu "rozwojowym" to tu to tam. Jeśli już zdecyduje się odejść to nie jest klientem tylko konkurencją i to poważną. No ale jakie pojęcie o tego typu firmach ma chłop co skończył kul i myśli, że jest "gigantem intelektu" bo se światełko polutował co go w nocy nie widać, tudzież niby to mimochodem wrzuci jakieś mądre hasło, z dziedziny filozofii, albo rzuci mądre nazwisko, które właśnie gdzieś przeczytał. Kreuje się na obytego w świecie mędrca jeżdżącego aveo. Plus taki, że nie musi pompować kół - bo napompowane własną pychą, to w przeciwieństwie do tych od 40 złotych na mycie silnika, można na pompowaniu zaoszczędzić.
@@gajowymarucha7129 Jest taki moment w biznesie, że nie każdy kontrakt jest wart. Może być dobrze płatny, ale nerwowo się nigdy nie zregenerujesz. Tak samo z klientami czasami lepiej dać sobie spokój, bo to nie warte zachodu. Rotacja, to rzecz względna ja np. zmieniam prace jak w zegarku 2-3 lata, bo cenie sobie rozwój i większy hajs, a pracodawca zawsze mi nic nie chciał dać lub 5% gdzie w nowej pracy 20-30%
@@gajowymarucha7129 wszystkiego może nie umiem, ale jak przeczytam z ciekawości 5 książek o danej dziedzinie, napisanych przez pasjonatów, to jednak coś tam o niej wiem. A takich dziedzin było sporo.
@@r4m4r4ng To nie jest tak, że nie czytam żadnych książek. Czytam, oczywiście. Ale raczej nie prozę. Po tę sięgam rzadko i chyba tylko w formie audiobooka. Zwyczajny brak czasu. Mimo swoich nienajmłodszych już lat ożeniłem się jakąś dekadę temu z przecudnej urody młodziutką Bialorusineczką i obecnie mamy czwórkę małych dzieci (3 dziewczynki i jeden chłopak). W zasadzie pietkę, bo jedno jest już z Niebie. Patriotycznie zwalczamy niż demograficzny, haha. A wracając do prozy to polecam "Shoguna" Jamesa Clavella. Książka 100x lepsza niż film. Więcej wątków, więcej akcji ale też i więcej ścinania łbów mieczami samurajskimi. Krew dosłownie leje się z kartek (słuchawek) na podłogę, że człowiek ma ochotę rozejrzeć się za jakąś szmatą, aby w panele nie powsiąkało. Natomiast co do pasji to uwielbiam fotografować i tu już mogę się poszczycić całkiem pokaźną biblioteczką książek oraz czasopism. Fotografuję oczywiście cyfrówką ale zdarza mi się też kupić kliszę i wyciagnąć z szafy leciwego radzieckiego Zenita. Jego obiektyw Helios ze światłem 2.0 daje fenomenalny bokeh. Tak fenomenalny, że nie waham się tego obiektywu nakrecać za pomocą adaptera M42 na współczesną cyfrówkę i robić nim portrety moim córciom. Żeby było śmieszniej każde moje dziecko też ma po aparacie. Kupuję im takie tam stare cyfraki kompaktowe z matrycami 8-12 MPix kosztujące 50-100 zł/szt. więc nawet jeśli któryś zostanie zniszczony to harakiri z rozpaczy nikt nie popełni. Chcę je zarazić pasją fotografii. Drugą moją pasją jest muzyka. Dobra muzyka odtwarzana na dobrej klasy sprzęcie "Haj-Fi". Tak tak, ja wiem, że powinno się mówić "Haj-Faj" ale za komuny wszyscy mówieli "Haj-Fi" więc pozwólcie, że zostanę wierny tradycji. No może nie do końca wierny, bo już nie mowię motur tylko motor. Ale nadal zdarza mi się używać wulgaryzmu - "a idź ty w kibinimater" choć nie mam pojęcia co on oznacza. Pamiętam jednak, że mój ś.p. dziadziuś czesto to powtarzał, gdy był wneriowy, a ja zapamiętałem i pamiętam do dziś. No cóż, czym skorupka za młodu... Tak... muzyka. Kiedyś namiętnie kupowałem absolutnie wszystkie czasopisma audiofilskie dostępne na rynku polskim oraz obowiazkowo jeździłem na wszelkie wystawy typu Audio-Show. Kiedyś. Bo obecnie już nie. Czemu? Bo coraz częściej źródłem dźwieku na tych imprezach nie był szacowny gramofon analogowy czy deskofon, a zwykły... telefon. Oczywiście taki z jabłuszkiem w logo aby było bardziej "prestiżowo". Jednak nie był to prestiż w moich oczach. Raczej zdegustowanie. Gwoździem do trumny było pojawienie się na wystawie miniwieżyczek oraz telewizorów. Reasumując: ze wspaniałej niegdyś imprezy zrobiono drugi supermarket. Masakra. Oburzony i uniesiony honorem postanowiłem więcej nie zaszczycać swym majestatem imprezy, która nawet nazwę zmieniła z Audio-Show na Audio-Video-Show. Jako ciekawostkę dodam, że po dziś dzień używam magnetofonu jako pełnoprawnego źródła dźwieku. Porządnego magnetofonu z trzema głowicami i ręczną regulacją prądu podkładu, z systemem.wyciszanja szumów Dolby B, C, S. Jest też Dolby HX-PRO oraz filtr MPX pomocny przy nagrywaniu z radia. Tak tak, do dziś zdarza mi się zapolować na jakiś utworek w radiu. Szczególnie polecam niedzielną audycję o 22-giej w Programie Drugim gdzie puszczane są CAŁE płyty i można sobie stworzyć niezłą kolekcję nagrań. Kaset magnetofonowych mam ok. półtora tysiąca. Do tego dochodzą płyty CD, winyle, a nawet taśmy do 4-ścieżkowego magnetofonu szpulowego. Aha, nie zapominajmy także o koncertach na taśmach VHS, bo mam do ich odtwarzania stereofoniczny 6-głowicowy magnetowid HiFi. No cóż, jak już wspomniałem: czym skorupka za młody nasiaknie, tym... Jejku, ależ się rozgadałem. Przepraszam. Moja żonka jest bardzo gadatliwa. Ale za to ma taki melodyjny głos. Uwielbiam jak mówi w domu po rosyjsku. No po prostu uwielbiam. Notabene, na Białorusi rzadko kto mówi po białorusku. Niemal wszyscy posługują się tam językiem ruskim. Wiem, bo byłem tam. Parokrotnie. Ba, nawet ślub kościelny braliśmy w Homlu. Bo żoneczka jest bardzo wierząca. I to właśnie w niej ceniłem. Piękna dziewczyna z wiarą i zasadami. Czegóż chcieć więcej? Dzięki Ci Boże!
Dziś mamy mikołajki, tyle materiału na śniadanie dziękuję. Czasami na rynku nie ma osoby któraby podjęła się pracy za takie pieniądze jak możemy zaoferować. Nie zawsze możliwośći firmy mogą sprostać wymaganiom płacowym zaintersowanego i odwrotnie. W małych firmach temat jest całkowicie inny niż w kolporacjach.
14:00 :DDDDD - to jest fantastyczne :D nie mogę :) Czy przychodzą później jacyś kandydaci, którzy mówią którą książkę wybrali ale przeczytali ją dużo wcześniej :D ?
To jakieś bajki chyba. Andersena. Nie spotkałem się nigdy. Owszem, w oficjalnych materiałach są takie właśnie slogany, ale w praktyce jest całkowite, brutalne ich zaprzeczenie. Nepotyzm, wyzysk, złodziejstwo, mobbing, korupcja, ustawianie przetargów, głupota, psychopatia, paranoja, podłość i marnotrawstwo. I to w wielkich, znanych firmach w Polsce.
@frycz66 To raczej chodzi o szacunek do siebie. Jakby Pan kazał zrobić 20 pompek, stanąć na głowie i zrobić fikołka do tyłu, to też ludzie mają to wykonać? Trzeba mieć swoją godność. Ja bym przyjął tych, co nie przeczytali tej książki. Nie będą miernotami i lizusami.
Nienawidzę rekrutacji. Oto kilka anegdot z mojego życia. Pierwsza: - Jak się pan widzi za 5 lat w naszej firmie? - Na pana miejscu. - Hahaha. U nas się tak szybko nie awansuje. To był Januszex. Nie dostałem tej roboty.😉 Druga: Po kilku godzinach przesluchań, testach na inteligencję zwykłą, emocjonalną, testach merytorycznych, testach z języka angielskiego, pogadance z psychologiem, itd. - W zasadzie, to by nam pan pasował. Ale czemu pan tak często zmieniał pracę? - Bo trzeba zmieniać pracę, żeby się rozwijać. - Ale to co dwa lata, a nie co rok jak pan. - Może rozwijam się dwa razy szybciej. Nie dostałem tej roboty. Nie mieli poczucia humoru.😉
Odwrotnie! Ja dawałem zadania rekruterowi. A niech mi coś opowie o narzędziach używanych w firmie. Często gamoń nie wiedział i to była okazja do zaproszenia kogoś kompetentnego i rozmowy o konkretach.
Bolączką wielu firm jest niedocenienie kapitału ludzkiego. Wolą mieć rotację niż docenić pracownika z długim stażem. Wydają kasę na szkolenie nowych pracowników niż dać podwyżkę temu co uciekł do innej firmy. Wydają kasę na maszyny a oszczędzają na podwyżkach
No nie wiem czy dobrym rozwiązaniem jest stała wymiana pracowników co 5 lat, zwłaszcza że przychodzą coraz gorsi, ale nie wszyscy starszy stażem są dobrzy z drugiej strony
Nigdy nie rozwiązuje żadnych zadań rekrutacyjnych, te firmy często wyzyskują pracowników ponad normy czasowe, pracowałem już z 10 razy i polecam unikać bo nikt nie lubi pracować za darmo, dasz się raz będziesz dawał już zawsze 😂
To jest zbyt skomplikowane, całe to rekrutowanie. Lepszy jest model B2B, rozliczanie się z konkretnych zleceń. Co mnie obchodzi psychiczny czy rodzinny stan wykonawcy, jego wykształcenie, zdolności miękkie, czy cokolwiek. Ja płacę za konkretny produkt czy usługę, zgodnie z kontraktem.
Rekruter to batdzo trudny zawód. Typowy polski Januszex nawet taki większy to właściciel, w biurze głównie rodzina ewentualnie znajomi i reszta pracowników którzy nigdy nie awansują bo nie ma na kogo. Jakie przemyślne rekrutacje można w takich warunkach prowadzić i co to ma dać to nie wiem.
Metafora z nożami trochę się rozjeżdża. Noże słabsze szybko się ostrzy ale trzeba to robić często za to te szlachetniejsze z powodu ich właściwości wymagają dłuższego czasu. Co w bilansie straconego czasu wychodzi na zero.
Pamiętam swoją drugą pracę - tworzenie rysunków technicznych w programach CAD. Facet prowadził małą firmę produkujacą maszyny do przysłu meblarskiego (oklejarki, piły tarczowe, frezarki, itd.). Atutem jego wyrobów była cena: dwu- trzykrotnie niższa niż w przypadku analogicznych maszyn zachodnich produnectów. Zachodnich, tak się kiedyś mówiło. Rozmowa kwalifikacyjna trwała jakieś 10 min., góra kwadrans. Faceta interesowało tylko jedno - czy znam się na CAD/CAM i czy umiem projektować. Odparłem, że tak. Ok, z miejsca zostałem zatrudniony. Tak, po prostu. Od kiedy zaczynam pracę? - spytałem lekko zaskoczony. Od teraz, padła natychmiastowa odpowiedź. Roboty kupa, a rąk do pracy mało.
Najbardziej urzekło mnie to, że facet nie wypytywał mnie o żadne inne rzeczy. Nie interesowało go ani moje życie rodzinne, ani znajomość języków obcych których i tak nie bedę u niego wykorzystywał. Nie interesowało go jakie książki przeczytałem, ani co myslę o polityce. Kiedy ktoregoś dnia, po raz pierwszy zabrał mnie na Targi Kieleckie (albo poznański, nie pamiętam już dokładnie bo bywaliśmy i tu, i tam) to interesowało go jedno: czy umiem podpatrzeć rozwiązania techniczne u konkurencji i czy te rozwiązania bedę umiał zaimplementować do naszych maszyn. Czyli wymagał ode mnie czegoś w rodzaju "szpiegostwa przemysłowego". Piszę w cudzysłowie, bo kopiowane pomysły nie były opatentowane więc można je było legalnie powielać. No i najwyraźniej się sprawdziłem, bo długi czas u niego pracowałem, a on nigdy nie był dla mnie skąpy jeśli chodzi o wynagrodzenie. Aż po kilku latach przeskoczyłem z jego małej firmy do ogromnego molocha gdzie zaoferowano mi jeszcze wyższe zarobki. No coż, życie...
Czemu o tym wszystkim piszę? Bo w tym molohu po raz pierwszy zetkanelm się z korporacyjną strukturą, która, delikatnie rzecz ujmując, nie przypadła mi do gustu. Jakieś idiotyczne sprawozdania, jakieś słupki statystyczne, które i tak nie pokazywały realnych wyników, jakieś bezsensowne szkolenia, które tylko zabierały czas nie wnosząc nic nowego, a najbardziej rozśmieszył mnie czas potrzebny do zakupu śrubek M10. Prywaciarz po prostu jechał do najbliższego sklepu żelaznego i kupował garść potrzebnych śrub. Ale nie w molochu. Nie przy certyfikacie ISO. Nie przy procedurach, komisjach, pieczątkach i podpisach zatwierdzających. W molochu najpierw musiałem napisać protokół konieczności zakupu, następnie ten protokół był opiniowany i przesyłany dalej, potem dział zaopatrzenia rozlgadał się za "najkorzystniejszą" ofertą, a wreszcie, po zatwierdzeniu przez dyrekcję następował zakup śrubek i ladowały one w magazynie, gdzie znów konieczne było wypisanie "erwuszki" aby je stamtąd pobrać. Kuźwa, zamiast godziny mijało parę dni. Masakra. A ja zamiast projektować to zajmowałem się kretyńską biurokracją. Nieźle mi płacili, owszem, ale już wtedy wiedziałem, że długo tam miejsca nie zagrzeje. Korporacje to jednak nie mój styl.
Panie Trenerze, oglądam Pańskie filmiki z ciekawoscią i niemal zawsze przyznaje Panu rację. Niemal zawsze. Bo zdarzaja się wyjątki. I dziś jest taki właśnie wyjątek. Kazanie kandydatowi by przeczytał książkę na rozmowę kwalifikacyjną też uznałbym za jakąś fanaberię na którą nie warto odpowiadać. No ale cóż, nie każdy musi być zatrudniony w korpo.
Pozdrawiam Pana serdecznie, gratuluję filmików i życzę dalszych sukcesów. Podoba mi się Pańska uczciwość oraz wiara w Boga, bo koniec końców to właśnie w Bogu jest nasz główny życiowy cel, a cała reszta to tylko taka otoczka.
Właśnie w korpo tego nie wymagają, to proces dla średniej firmy o złożonym produkcie.... Ale fajny koment. Odniosę się do niego w materiale...
Kolejna "mundrość" to wymiana ludzi co 5 lat. W jakimś korpo, czy średnio - korpo kramiku o handlu obwoźnym to może i ma sens - bo taki człowiek jest wypalony, jak się użera z głupim szefem i przygłupimi klientami przez 5 lat, ale w firmie typowo technicznej to śmierć dla firmy. Doświadczony kierownik budowy, czy projektant to dziś zasób na miarę być lub nie być na rynku. Kto takowych ma i w nich inwestuje, rządzi rynkiem. Po to człowiek kończy technikum, studia techniczne, a później robi coś w ściśle określonej dziedzinie żeby nadążać za rozwojem i specjalizować się w danej dziedzinie. Jak ktoś umie wszystko to nie umie nic - nawet jak jest figo fago nowoczesny i zna blika i skacze w cyklu "rozwojowym" to tu to tam. Jeśli już zdecyduje się odejść to nie jest klientem tylko konkurencją i to poważną. No ale jakie pojęcie o tego typu firmach ma chłop co skończył kul i myśli, że jest "gigantem intelektu" bo se światełko polutował co go w nocy nie widać, tudzież niby to mimochodem wrzuci jakieś mądre hasło, z dziedziny filozofii, albo rzuci mądre nazwisko, które właśnie gdzieś przeczytał. Kreuje się na obytego w świecie mędrca jeżdżącego aveo. Plus taki, że nie musi pompować kół - bo napompowane własną pychą, to w przeciwieństwie do tych od 40 złotych na mycie silnika, można na pompowaniu zaoszczędzić.
@@gajowymarucha7129 Jest taki moment w biznesie, że nie każdy kontrakt jest wart. Może być dobrze płatny, ale nerwowo się nigdy nie zregenerujesz. Tak samo z klientami czasami lepiej dać sobie spokój, bo to nie warte zachodu. Rotacja, to rzecz względna ja np. zmieniam prace jak w zegarku 2-3 lata, bo cenie sobie rozwój i większy hajs, a pracodawca zawsze mi nic nie chciał dać lub 5% gdzie w nowej pracy 20-30%
@@gajowymarucha7129 wszystkiego może nie umiem, ale jak przeczytam z ciekawości 5 książek o danej dziedzinie, napisanych przez pasjonatów, to jednak coś tam o niej wiem. A takich dziedzin było sporo.
@@r4m4r4ng
To nie jest tak, że nie czytam żadnych książek. Czytam, oczywiście. Ale raczej nie prozę. Po tę sięgam rzadko i chyba tylko w formie audiobooka. Zwyczajny brak czasu. Mimo swoich nienajmłodszych już lat ożeniłem się jakąś dekadę temu z przecudnej urody młodziutką Bialorusineczką i obecnie mamy czwórkę małych dzieci (3 dziewczynki i jeden chłopak). W zasadzie pietkę, bo jedno jest już z Niebie. Patriotycznie zwalczamy niż demograficzny, haha.
A wracając do prozy to polecam "Shoguna" Jamesa Clavella. Książka 100x lepsza niż film. Więcej wątków, więcej akcji ale też i więcej ścinania łbów mieczami samurajskimi. Krew dosłownie leje się z kartek (słuchawek) na podłogę, że człowiek ma ochotę rozejrzeć się za jakąś szmatą, aby w panele nie powsiąkało.
Natomiast co do pasji to uwielbiam fotografować i tu już mogę się poszczycić całkiem pokaźną biblioteczką książek oraz czasopism. Fotografuję oczywiście cyfrówką ale zdarza mi się też kupić kliszę i wyciagnąć z szafy leciwego radzieckiego Zenita. Jego obiektyw Helios ze światłem 2.0 daje fenomenalny bokeh. Tak fenomenalny, że nie waham się tego obiektywu nakrecać za pomocą adaptera M42 na współczesną cyfrówkę i robić nim portrety moim córciom. Żeby było śmieszniej każde moje dziecko też ma po aparacie. Kupuję im takie tam stare cyfraki kompaktowe z matrycami 8-12 MPix kosztujące 50-100 zł/szt. więc nawet jeśli któryś zostanie zniszczony to harakiri z rozpaczy nikt nie popełni. Chcę je zarazić pasją fotografii.
Drugą moją pasją jest muzyka. Dobra muzyka odtwarzana na dobrej klasy sprzęcie "Haj-Fi". Tak tak, ja wiem, że powinno się mówić "Haj-Faj" ale za komuny wszyscy mówieli "Haj-Fi" więc pozwólcie, że zostanę wierny tradycji. No może nie do końca wierny, bo już nie mowię motur tylko motor. Ale nadal zdarza mi się używać wulgaryzmu - "a idź ty w kibinimater" choć nie mam pojęcia co on oznacza. Pamiętam jednak, że mój ś.p. dziadziuś czesto to powtarzał, gdy był wneriowy, a ja zapamiętałem i pamiętam do dziś. No cóż, czym skorupka za młodu...
Tak... muzyka.
Kiedyś namiętnie kupowałem absolutnie wszystkie czasopisma audiofilskie dostępne na rynku polskim oraz obowiazkowo jeździłem na wszelkie wystawy typu Audio-Show. Kiedyś. Bo obecnie już nie.
Czemu?
Bo coraz częściej źródłem dźwieku na tych imprezach nie był szacowny gramofon analogowy czy deskofon, a zwykły... telefon. Oczywiście taki z jabłuszkiem w logo aby było bardziej "prestiżowo". Jednak nie był to prestiż w moich oczach. Raczej zdegustowanie. Gwoździem do trumny było pojawienie się na wystawie miniwieżyczek oraz telewizorów. Reasumując: ze wspaniałej niegdyś imprezy zrobiono drugi supermarket. Masakra.
Oburzony i uniesiony honorem postanowiłem więcej nie zaszczycać swym majestatem imprezy, która nawet nazwę zmieniła z Audio-Show na Audio-Video-Show.
Jako ciekawostkę dodam, że po dziś dzień używam magnetofonu jako pełnoprawnego źródła dźwieku. Porządnego magnetofonu z trzema głowicami i ręczną regulacją prądu podkładu, z systemem.wyciszanja szumów Dolby B, C, S. Jest też Dolby HX-PRO oraz filtr MPX pomocny przy nagrywaniu z radia. Tak tak, do dziś zdarza mi się zapolować na jakiś utworek w radiu. Szczególnie polecam niedzielną audycję o 22-giej w Programie Drugim gdzie puszczane są CAŁE płyty i można sobie stworzyć niezłą kolekcję nagrań.
Kaset magnetofonowych mam ok. półtora tysiąca. Do tego dochodzą płyty CD, winyle, a nawet taśmy do 4-ścieżkowego magnetofonu szpulowego. Aha, nie zapominajmy także o koncertach na taśmach VHS, bo mam do ich odtwarzania stereofoniczny 6-głowicowy magnetowid HiFi.
No cóż, jak już wspomniałem: czym skorupka za młody nasiaknie, tym...
Jejku, ależ się rozgadałem. Przepraszam.
Moja żonka jest bardzo gadatliwa. Ale za to ma taki melodyjny głos. Uwielbiam jak mówi w domu po rosyjsku. No po prostu uwielbiam. Notabene, na Białorusi rzadko kto mówi po białorusku. Niemal wszyscy posługują się tam językiem ruskim. Wiem, bo byłem tam. Parokrotnie. Ba, nawet ślub kościelny braliśmy w Homlu. Bo żoneczka jest bardzo wierząca. I to właśnie w niej ceniłem. Piękna dziewczyna z wiarą i zasadami. Czegóż chcieć więcej? Dzięki Ci Boże!
Dzięki Panie Trenerze. Jak zwykle świetny materiał! Miłego dnia.
Jak zwykle świetny materiał, jak zawsze merytoryczny.
Witam z rana. Cenię sobie pana wywody
Dziś mamy mikołajki, tyle materiału na śniadanie dziękuję. Czasami na rynku nie ma osoby któraby podjęła się pracy za takie pieniądze jak możemy zaoferować. Nie zawsze możliwośći firmy mogą sprostać wymaganiom płacowym zaintersowanego i odwrotnie. W małych firmach temat jest całkowicie inny niż w kolporacjach.
dziekujemyh za warrtosciowe materialy Panie Robercie!
Dużo zdrówka życzę.) Szczęść Boże.)
14:00 :DDDDD - to jest fantastyczne :D nie mogę :)
Czy przychodzą później jacyś kandydaci, którzy mówią którą książkę wybrali ale przeczytali ją dużo wcześniej :D ?
Tak przychodzą, 5 no może 10%...... Taki jest przekrój społeczny.... 🤥
@@frycz66A można u Pana samemu sobie coś wymyślić? Koniecznie musi być z listy? 🤣
Smażymy 😊
Mnie kiedyś na rekrutacji pytano czy oglądam TVN 24. To cbyba po Pana szkoleniu.😉
To jakieś bajki chyba. Andersena. Nie spotkałem się nigdy. Owszem, w oficjalnych materiałach są takie właśnie slogany, ale w praktyce jest całkowite, brutalne ich zaprzeczenie. Nepotyzm, wyzysk, złodziejstwo, mobbing, korupcja, ustawianie przetargów, głupota, psychopatia, paranoja, podłość i marnotrawstwo. I to w wielkich, znanych firmach w Polsce.
I co? Chce Pan stworzyć taką firmę? Zapewne nie, a wtedy doceni Pan ludzi... WŁAŚCIWYCH ludzi....
Dobre firmy działają tak, jak opisuje to Pan Robert
Świetna Reklama. Może skorzystam . Pozdrawiam serdecznie Marek z Chicago.
Też bym nie przeczytał książki, gdyby mi kazano na romowie. No chyba, żebym był w czarnej dupie, albo gdyby chcieli płacić miliony.
Aaaaa buntownik :) Nie kazano tylko są 3 do wyboru... :)
@frycz66 To raczej chodzi o szacunek do siebie. Jakby Pan kazał zrobić 20 pompek, stanąć na głowie i zrobić fikołka do tyłu, to też ludzie mają to wykonać? Trzeba mieć swoją godność. Ja bym przyjął tych, co nie przeczytali tej książki. Nie będą miernotami i lizusami.
Nienawidzę rekrutacji. Oto kilka anegdot z mojego życia. Pierwsza:
- Jak się pan widzi za 5 lat w naszej firmie?
- Na pana miejscu.
- Hahaha. U nas się tak szybko nie awansuje.
To był Januszex. Nie dostałem tej roboty.😉
Druga: Po kilku godzinach przesluchań, testach na inteligencję zwykłą, emocjonalną, testach merytorycznych, testach z języka angielskiego, pogadance z psychologiem, itd.
- W zasadzie, to by nam pan pasował. Ale czemu pan tak często zmieniał pracę?
- Bo trzeba zmieniać pracę, żeby się rozwijać.
- Ale to co dwa lata, a nie co rok jak pan.
- Może rozwijam się dwa razy szybciej.
Nie dostałem tej roboty. Nie mieli poczucia humoru.😉
Odwrotnie! Ja dawałem zadania rekruterowi. A niech mi coś opowie o narzędziach używanych w firmie. Często gamoń nie wiedział i to była okazja do zaproszenia kogoś kompetentnego i rozmowy o konkretach.
Ja robiłem dokładnie tak samo!! Gdy szukałem pracy w korpo. Niewiedza ich była żenująca.....
Bolączką wielu firm jest niedocenienie kapitału ludzkiego. Wolą mieć rotację niż docenić pracownika z długim stażem. Wydają kasę na szkolenie nowych pracowników niż dać podwyżkę temu co uciekł do innej firmy. Wydają kasę na maszyny a oszczędzają na podwyżkach
To też prawda.... Ale to patologia...
No nie wiem czy dobrym rozwiązaniem jest stała wymiana pracowników co 5 lat, zwłaszcza że przychodzą coraz gorsi, ale nie wszyscy starszy stażem są dobrzy z drugiej strony
To nie chodzi o wymianę co 5 lat tylko o średnią ważoną rotację i taka Pani Jadzia może pracować i 20 lat....
19:00 - najpierw relacja - później racja!
Dzień dobry, bardzo lubię materiały o tej tematyce. Pozdrawiam
Witam, czy mógłby Pan polecić jakieś książki na temat zarządzania zespołem. Dziękuję
@
Włącznik vs. Włancznik. Widzę u siebie też ten błąd często. Pozdrawiam
Nigdy nie rozwiązuje żadnych zadań rekrutacyjnych, te firmy często wyzyskują pracowników ponad normy czasowe, pracowałem już z 10 razy i polecam unikać bo nikt nie lubi pracować za darmo, dasz się raz będziesz dawał już zawsze 😂
Matuzalemy, protezować - czy to teraz taka nowomoda na ładną polską mowę? Mam nadzieję że ta moda nie zakończy się w dniu 18 maja 2025 ! ;)
Freki to dziwacy? ang. FREAK ? Tak się mówi w Polsce - freki?
za dużo rekrutacji pociotków po czy firmy follow down...
Nostalgia. Wspominki. Dzisiaj rządzi system Aladdin. Albo się wchodzi albo się jest w dupie. Rozsądek zdrowy jest w dupie na pewno.
Smutne to. Ludzie szukajacy pracy placza na wielo etapowa rekrutacje. Z calym szacunkiem dla pana, problem pewnie lezy gdzie indziej.
To jest zbyt skomplikowane, całe to rekrutowanie. Lepszy jest model B2B, rozliczanie się z konkretnych zleceń. Co mnie obchodzi psychiczny czy rodzinny stan wykonawcy, jego wykształcenie, zdolności miękkie, czy cokolwiek. Ja płacę za konkretny produkt czy usługę, zgodnie z kontraktem.
Rekruter to batdzo trudny zawód. Typowy polski Januszex nawet taki większy to właściciel, w biurze głównie rodzina ewentualnie znajomi i reszta pracowników którzy nigdy nie awansują bo nie ma na kogo. Jakie przemyślne rekrutacje można w takich warunkach prowadzić i co to ma dać to nie wiem.
:D - do tego mają układy zamorskie zaodrzańskie i rodzinkę w niemczech której coś sprzedają i mają ogromne koszty :D
W takich warunkach - nie można, ale też taka firma umiera razem z właścicielem....
Metafora z nożami trochę się rozjeżdża. Noże słabsze szybko się ostrzy ale trzeba to robić często za to te szlachetniejsze z powodu ich właściwości wymagają dłuższego czasu. Co w bilansie straconego czasu wychodzi na zero.
Ale w bilansie tego procesu ważna jest SATYSFAKCJA. Oprawianie mięsa, nawet ze sklepu ostrym dobrym nożem to sama przyjemność.....
@@frycz66 Światem rządzi zysk ekonomiczny i to główny element wyboru. Satysfakcja i przyjemność jest dla nielicznych.
I dlaczego Pan mówi prawdę noo… :xd