Marek Grechuta - W Chłodzie Osiczyn, W Dymie Traw (Live)
HTML-код
- Опубликовано: 8 сен 2024
- Marek Grechuta & Anawa
Live in Opole, VIII KFPP 26.06.70
Lyrics:
W chłodzie osiczyn w dymie traw
Przed siebie idę i dla siebie
Nad dnem piaszczystym wisi staw
Nad stawem wóz ze zbożem jedzie
W zieleni stawu chłodzę ciało
Wycieram się w iskrzący snopek
Co się stać musi już się stało
Pod frakiem chytry drzemie chłopek
Gotów na oklep w każdej chwili
Dudniąc w bok koński gołą piętą
Jechać do ognisk miotających
Gwiazdy i lubczyk w gminne święto
I stamtąd nikt mnie nie wywoła
Pod światło lampy i rozsądku
Wystarczy zdjąć cylinder z czoła
Aby znów zacząć od początku
Na nic twój pacierz matko zda się
Proboszczem syn twój nie zostanie
Deszcze obmyją ciało ptasie
I blask uderzy z jego czoła
Na takie psalmu zawołanie
Jakim się zmarłych z nocy woła
Przyjdą doń owe czarne zimy
Tropione gorzko przez zwierzęta
On że ich źrenic głód pamięta
Odda im siano w którym śpimy
I ptakom odda głowy koło
Może się choć na gniazdo zda
Jeśli i ludziom i aniołom
Wadzi jak rzece ciemna kra
Odtąd na głowie z gniazdem wronim
Szedł będzie przez kantyczki wsi
Mnisi w jałowcach przyjdą po nim
Z psalmem się zmiesza skowyt psi
Ale już furtki skrzypią w sadach
I nocą chłopcy idą za nim
Po wypalonych stopą śladach
Mrocznym mokradłem mchem bocianim
Tam on ukryty w mroku liści
Ścierając z twarzy potu sól
Ciemne źrenice im oczyści
Zmieszaną z octem żółcią pól
Lyricist: Tadeusz Nowicki
Composer: Jacek Ostaszewski
W chłodzie osiczyn w dymie traw
Przed siebie idę i dla siebie
Nad dnem piaszczystym wisi staw
Nad stawem wóz ze zbożem jedzie
W zieleni stawu chłodzę ciało
Wycieram się w iskrzący snopek
Co się stać musi już się stało
Pod frakiem chytry drzemie chłopek
Gotów na oklep w każdej chwili
Dudniąc w bok koński gołą piętą
Jechać do ognisk miotających
Gwiazdy i lubczyk w gminne święto
I stamtąd nikt mnie nie wywoła
Pod światło lampy i rozsądku
Wystarczy zdjąć cylinder z czoła
Aby znów zacząć od początku
Na nic twój pacierz matko zda się
Proboszczem syn twój nie zostanie
Deszcze obmyją ciało ptasie
I blask uderzy z jego czoła
Na takie psalmu zawołanie
Jakim się zmarłych z nocy woła
Przyjdą doń owe czarne zimy
Tropione gorzko przez zwierzęta
On że ich źrenic głód pamięta
Odda im siano w którym śpimy
I ptakom odda głowy koło
Może się choć na gniazdo zda
Jeśli i ludziom i aniołom
Wadzi jak rzece ciemna kra
Odtąd na głowie z gniazdem wronim
Szedł będzie przez kantyczki wsi
Mnisi w jałowcach przyjdą po nim
Z psalmem się zmiesza skowyt psi
Ale już furtki skrzypią w sadach
I nocą chłopcy idą za nim
Po wypalonych stopą śladach
Mrocznym mokradłem mchem bocianim
Tam on ukryty w mroku liści
Ścierając z twarzy potu sól
Ciemne źrenice im oczyści
Zmieszaną z octem żółcią pól