Wspomniany odcinek "Feministki, Red Pill i wojna płci" na Wojnie Idei: ruclips.net/video/9HW321c4k7w/видео.html EDIT: Ktoś zwrócił uwagę, że przytoczone koszty ponoszone w omawianych warunkach przez kobiety i mężczyzn nie są równoważne - Zgadza się, w dalszej części filmu wyjaśniam, że moim zdaniem kobiety są tu bardziej narażone na potencjalne problemy. Dodatkowo, patrząc na niektóre komentarze, chyba warto zaznaczyć, że tak jak jest zaznaczone np. w 5:57 i 7:40, nie mówimy tu o sytuacji w której kobieta pracuje wyłącznie w domu, tylko o sytuacji w której kobieta pracuje zawodowo, a jednocześnie prac domowych wykonuje więcej niż mężczyzna, a gdyż ten więcej czasu pracuje zawodowo.
szymon ja przeczytałem ciekawy komentarz kobiety pod twoim podcastem z człowiekiem absurdalnym gdzie wyjaśniła na przykładzie swoich koleżanek ze studiów dlaczego kobiety mogą chcieć wybierać mniej płatną pracę a odpowiedzią jest komfort to znaczy lepsze warunki krótszy czas czy elastyczne godziny etc etc
@@michawolinski314 Ani za jedno ,ani za drugie. Jak w ogóle można tak o dziecku myśleć. A jeśli dziecko będzie miało wypadek i leczenie będzie drogo kosztować,to co powiesz ze koszty za drogie. A jak było by kaleka,to ze nieopłacalna to inwestycja i nie ma co w nią kasy pakować,bo sie nie zwróci? Kto normalny tak myśli o dziecku? Ja mam troje dzieci i nie czekam aż one mi się zwrócą. Mam nadzieje ze jeszcze do wnuczków bedę mógł dołożyć.
Aż się przypomina stary meme: “Zapytano parę staruszków jak wytrzymali ze sobą 50 lat? Odpowiedzieli: urodziliśmy się w czasach, kiedy jak coś się psuło, to się to naprawiało, a nie wyrzucało do kosza…”
"Naprawiało" czytaj żremy sie w domu jak pies z kotem i odbieramy sobie nawzajem smak życia, ale na zewnątrz będziemy udawać że wszystko gra bo co somsiad powie
@@autosan23 to tylko część prawdy, z drugiej strony wyglądało to tak że kłócimy się i obrażamy, ale po pewnym czasie, wracamy do siebie i przepraszamy za swój błąd bądź słowa. Tak działa poprawna relacja. A że nikt nie chcę o tym mówić bo to norma, bo to nie szokuje, to się nie sprzeda, wyciąga się na światło dzienne patologie.
@@Crazy-Night Jesteś bardzo naiwnym człowiekiem. Świat tak nie działa nie jest nawet blisko tego. Może w jakimś minimalnym procencie albo w romantycznych bajkach. Ale w realu to nigdy tak nie będzie działać
Jak to DOBRZE, ze jest taki głos w dyskusji, że mówisz o tym. Mnie jest blisko do twoich przemyśleń. Z mojej, wieloletniej małżeńskiej, perspektywy wynika, że nie warto łudzić się, że "szczęście" małżeńskie spadnie z nieba. Na to trzeba zapracować, zaufać sobie, stawiać wymagania, przebaczać, po prostu mądrze kochać. To się udaje, przy nastawieniu, ze jestesmy ze sobą na stałe, ze trzyma nas dane sobie słowo, wypowiedziane bez żadnej warunkowosci, bez gdzieś w oddali, w tyle głowy kołaczacej myśl o ewentualnej ucieczce.
To jeszcze dodam kilka bardziej przyziemnych rad. 1. Nigdy nie da się trafić na osobę w pełni z Tobą zgodną - trzeba iść na ustępstwa, czasem wymagać a czasem pytać, bo nie wiesz co druga osoba ma w głowie. 2. (wynika z 1) Nie ma na tym świecie Twojego "księcia z bajki" (czy tam księżniczki), nieskazitelnej mistycznej istoty idealnie dopasowanej do naszych potrzeb. Wszyscy mają wady a dziś ludzie lubią zmieniać partnerów tylko dlatego, że zobaczyli fajny profil w mediach społecznościowych. 3. Związek tymczasowy ma sens. Jak masz 15 lat. W tym wieku wybiera się szkoły i idzie na studia do innych miast. Potem raczej (nie mówię, że zawsze) powinno się szukać kogoś z kim wytrzymamy do końca udręki na tej planecie. Jeśli tego nie zrobimy szybko to marny nasz los, bo bardzo duża część sensownych osób znajdzie sobie partnera do trzydziestki. 4. Jeśli razem z partnerem myślimy w kategorii "nasze wspólne" to obojgu łatwiej jest do tego dokładać, to się nie zmarnuje podobnie jak lata naszego życia. Pozdrawiam osoby, które nie dają się łapać na te "trendy" tymczasowych związków i będą mogli na starość do kogoś gębę otworzyć i na kogoś ponarzekać.
Niedobrze wyglądasz Szymonie. Jak byś chciał pokazać, że kryjesz wielką mądrość, ale panicznie tworzysz fasadę przed odbiorcą. Za szybko mówisz. Weź się uspokój. Przecierz nikt cię nie skrzywdzi.
@@damesayo4656 Bezpieczne, to prawda, ale może rodzić problemy w przypadku, gdy w relacji, tylko jedna z osób jest demiseksualna. Na zapadnięcie w głęboką miłość, moim skromnym zdaniem, potrzeba czasu. Zatem może dojść do sytuacji, w której ta druga osoba miesiącami zostaje sama, z niezaspokojoną potrzebą zbliżenia. Nie brzmi to zbyt komfortowo, jeśliby postawić się w sytuacji owej osoby. W końcu jesteście przyjaciółmi. Lubicie spędzać ze sobą czas. Ty chcesz czegoś więcej, jednak ta druga osoba nie myśli (jeszcze) o tobie w ten sposób i nie jest ci w stanie zagwarantować, że kiedykolwiek poczuje do ciebie to co ty czujesz do niej. Nie masz wtedy pojęcia na czym stoisz i nie wiesz czy dać sobie spokój czy żyć nadzieją, że może kiedyś.
@@jmg6512 Ja mówiłam o innym, magicznym świecie, w którym wszędzie to tak działa. Czyli ta potrzeba nie istnieje wcale (w żadnym wymiarze,libido itd., żadnych problemów związanych z hormonami etc. ) Problem jest mi znany *rozkłada ręce* Jestem 24 h mediatorem w związkach, pocieszycielką, doradczynią, słuchaczką etc. (nie,że ekspertem, tak po prostu wychodzi,że ciągle ląduje w tej roli, odkąd pamiętam, trochę się nasłucham więcej niż przeciętna Kowalska i trochę bardziej jestem w to wciągana).Tylko, że to,co opisujesz,czyli ten problem jest dość straszny. Jest w nim sugestia, że normą jest odwrotność. Czyli najpierw "zaspokajania potrzeby zbliżenia, bo potrzeba jest,a co tu inwestować, jak się inwestycja nie zwróci." Ludzie czasem są zakochani całymi latami i nie wiedzą, czy ktoś to odwzajemni. Większość powie pewnie przegryw, tylko, że na to się nie ma wpływu. Możesz sobie być zajętym swoimi życiem, ale uczucie w Tobie jest. Wg mnie to głupie i rodzi jeszcze większe problemy niż "niezaspokojona potrzeba zbliżenia", jeśli ktoś by z kimś spał, żeby sobie ktoś inny nie poszedł i,żeby dać mu znać,że może "coś z tego będzie". Poza tym, brzmi jakby sypianie z kimś było właśnie tym znakiem, że ktoś jest w kimś zakochany na zabój, a przecież nie. No i w ogóle, żeby sytuacja zaistniała, że nie jesteś pewien uczuć drugiej osoby istnieje jako etap w absolutnie każdej relacji, seksualność jakaś czy inna. Zawsze jest ryzyko skrzywdzenia, wykorzystania, złamanego serca, zawsze są poświęcenia, które może kiedyś ktoś nawet wyśmieje zamiast docenić (..). No, miłość to jazda bez trzymanki. Stąd tak ważne jest zaufanie. Z samym zbliżaniem, łatwiej, pewnie, tutaj nie ma specjalnej filozofii, wystarczy znaleźć kogoś o mniej-więcej podobnym temperamencie i jako-tako atrakcyjnego dla nas,umówić się i jest. Jak w to wchodzą uczucia...ech. Sorka, w ogóle nie spałam i paplam. Pewnie potem to przeczytam i uznam,że mogłam to napisać mądrzej, a najlepiej alegorią. Branoc.
@@damesayo4656 Broń Boże moim celem nie była sugestia, że popęd seksualny jest oznaką głębszych uczuć. Miłość i pożądanie to odrębne uczucia, które po prostu mają w zwyczaju iść w parze. Jednak pożądanie seksualne ujawnia się dużo wcześniej. Wystarczy kilka spojrzeń, krótka wymiana zdań i człowiek z reguły już wie czy chciałby się przespać z tą drugą osobą. Prawdziwej przyjaźni, natomiast nie można nawiązać, po jednej rozmowie, gdy ledwo znamy człowieka. Przyjaźń wymaga czasu. Osobiście uważam, że to właśnie z głębokiej przyjaźni rodzi się miłość, a pożądanie jest wtedy odrębnym elementem obecnym na każdym etapie procesu dojrzewania relacji. W swoim oryginalnym komentarzu chciałem zasugerować żeby w budowaniu relacji partnerskiej (w początkowej fazie, gdzie raczej nie ma jeszcze mowy o miłości) skupić się bardziej na aspekcie przyjaźni niż na "uciechach cielesnych", ponieważ nie są one trwałym budulcem związku. Niemniej jednak zdaję sobie sprawę, że potrzeba bliskości cielesnej jest dla wielu przemożna (ewolucja już o to zadbała). Dlatego również jest ważnym komponentem udanego związku, ale nie jedynym i nie najważniejszym. Pozdrawiam i życzę przespanych nocy.
Seks to jedyne co się liczy. Nic inne nie ważne, tylko prymitywne zwierzęce popędy. W ogóle, to pan La Vey twierdził, że ludzie są tylko zwierzętami i szkodzą sobie, udając jakiekolwiek normy i zasady.
Smutne jest to że zestawiając dwie osoby ktore maja odmienne podejście do związku, ta która ma podejście tymczasowe zyska. Nic dziwnego że samotność rośnie w siłę.
Najczęściej jest tak że jak ktoś ma podejście tymczasowe to może dotyczyć tej osoby, z którą jest..jak spotka właściwą to może być z tego stały związek..life is brutal
Przykład idzie z góry - Jacek Kurski zostawił żone i dzieci dla kochanki a następnie dostał rozwód kościelny żeby móc jeszcze raz wziąść ślub kościelny. Ludzie widzą takie coś to nie ma co się dziwić że myślą o sobie i swojej wygodzie , tymbardziej że nie mają takich zasobów jak prezes TVP
@@BG-up3ssNie istnieje rozwód kościelny, Kurski nie dostał rozwodu, tylko udpwodnil, że małżeństwo zostało zawarte bezprawnie i nie doszło do sakramentu małżeństwa.
Tak patrzę sobie czasami na moich dziadków, którzy są razem od blisko 60 lat i dalej kochają się jak wariaci. Piękne ❤ nie wyobrażam sobie innego związku.
Ja mam wrażenie, że młodzi ludzie jak już wchodzą w związek to się angażują i raczej nie myślą na co dzień że byle do pierwszej kłótni i uciekam. Ludzie są bardziej świadomi tego, że jak ktoś po czasie zaczyna pokazywać, że jest przemocowy, albo manipuluje no to faktycznie trzeba się ewakuować. Poza tym jest jeszcze jedna kwestia. Powiedzmy, że jest szczęśliwy, trwały i długoletni związek i nagle mężczyzna zachoruje albo zginie w wypadku. W tym momencie kobieta jest bardzo na przegranej pozycji, a jeżeli chodzi o chorobę to przegrani są oboje bo nagle traci się większy dochód, a na utrzymaniu są już 2 osoby z czego jedna pochłania znacznie więcej pieniędzy ze względu na leki. Myślę, że tego typu różnych sytuacji jest masa i dobrze, że te kwestie są poruszane. Szkoda tylko, że często są wyśmiewane co tylko wzbudza złość, a to nie sprzyja żadnej dyskusji
Moi rodzice nie potrafili stworzyć udanego małżeństwa. Zakończyło się ono w końcu rozwodem, próbą wrócenia do siebie i ponownym rozstaniem. Moja nerwica, depresja i kilkanaście terapii chyba dobrze świadczą o efekcie takie stanu rzeczy. Natomiast ta sytuacja miała jeszcze jeden efekt. We wczesnej dorosłości nie wierzyłam w małżeństwo. I w sumie trudno się temu dziwić, skoro dorastając widziałam tylko jak się nie tworzy małżeństwa. Moi dziadkowie byli dużo lepszym wzorcem, no ale mimo wszystko, to rodzice wywarli ten najsilniejszy wpływ na moje przekonania w tej kwestii. W chwili obecnej jestem już prawie 21 lat w stałym, chociaż nieformalnym związku. Myślę, że te przekonania na temat związków, które wyniosłam z domu rodzinnego mam już za sobą. Przepracowanie ich nie było proste. Chociażby taki jeden kwiatek, który był mi powtarzany, jako małodej dziewczynie, to jak to facetowi nie można nigdy powiedzieć całej prawdy (a że mówienie całej prawdy mojemu ojcu jest obarczone pewnym ryzykiem, że zostanie ona wykorzystana przeciwko tobie, to rozumiem utwierdzanie się w tym przekonaniu mojej mamy, ale teraz już wiem, że nie jest to absolutnie uniwersalne). Nie wiem skąd mam w sobie mimo wszystko zamiłowanie do prawdy, bo wystarczyła mi jedna kłótnia z moim partnerem o mój brak szczerości, żebym zrozumiała, jaka to była straszna bzdura. Teraz nie wyobrażam sobie związku bez szczerości. Dla mnie to też ogromna ulga, bo nigdy nie umiałam i nie lubiłam kłamać lub czegoś zatajać. To było takie wypowiedziane przekonanie. Ale było też wiele niewypowiedzianych, które de facto były projekcją żalów moich rodziców do tego drugiego, a u mnie manifestowały się jako lęk, że u mnie też tak będzie. Musiałam się przekonać sama, że jednak nie było. Nie podważam w żaden sposób tego, o czym Szymon mówił w filmie. Ot, jeden z przykładów, jak niechęć do formalizacji związków może się propagować. Kto wie, czy gdybym trafiła na mniej wyrozumiałego partnera, to nie powieliłabym schematu moich rodziców w taki czy inny sposób. Wiele osób z rozbitych rodzin ma problem z wejściem w stały związek.
Tak działa ewolucja. Osoby które z powodu jakichs cech nie są w stanie stworzyć trwałego związku i posiadać szczęsliwej rodziny z dziećmi - takie osoby nie posiadają dzieci, nie posiadają potomków i "znikają" z historii. Pozstają ludzie którzy są w stanie stworzyć związek i wychować dzieci. Nie chcę żeby to było źle odebrane.
@@TrockeyTrockey Spokojnie, mam już to przepracowane. Tak się składa, że depresja uniemożliwiła mi posiadanie dzieci, kiedy miałam na to największą szanse. A kiedy terapia przywróciła mnie do względnej normalności i starania się o potomstwo przyszedł nowotwór i już dzieci biologicznych mieć nie mogę. Na początku był to cios, ale najwyraźniej tak miało być. A też jako ludzie, geny to nie wszystko, co możemy przekazać dalej.
Szymonie, to tak zabrzmiało (cały Twój wywód), jakby można było albo w pełni zaufać drugiej osobie, albo uznać, że prędzej czy później odejdzie i przygotować się na najgorsze. Myślę, ze można tworzyć związek, ufając drugiej osobie i nawet poświęcając swój czas i wysiłek (który nigdy nam się nie zwróci), mając jednocześnie świadomość, gdzieś z tyłu głowy, że to może nie trwać wiecznie. Partner czy partnerka mogą nas zostawić. Co więcej, mogą po prostu umrzeć. Nagle, niespodziewanie. Myślę, że warto o tym myśleć, tworząc związek. Co zrobię, jeśli tej drugiej osoby zabraknie? Z jakiegokolwiek powodu. Co zrobię z moimi dziećmi? Czy będę w stanie samotnie zapewnić im dobrobyt? To naprawdę nie są głupie pytania. I nie dotyczą tylko sytuacji, w której ktoś kogoś zostawia, bo tak. W jakiej sytuacji będzie kobieta, która przez większość życia opiekowała się dziećmi i domem, gdy mąż ją zostawi? Albo umrze? A w jakiej sytuacji będzie taka, która postawiła na edukację i doświadczenie zawodowe?
Pytanie co ludzie mają na myśli mówiąc "w najgorszym wypadku się rozwiedziemy". Ja mojej żonie też mówiłem, że każdego dnia mogę nagle umrzeć albo śmiertelnie zachoruję i z tym trzeba się liczyć, co bynajmniej nie miało znaczyć, że coś takiego planuję :D Po prostu biorę pod uwagę, jak każdą inną ewentualność. Noszenie przy sobie deklaracji o oddaniu organów w przypadku śmierci to też nie jest igranie z losem, co zwykły ludzki pragmatyzm. Tym bardziej, że w przypadku rozwodów liczby nie pocieszają - rozchodzi się co drugie/trzecie małżeństwo. Od wielu rozwodników słyszy się o rozpadzie związku po wielu latach dobrego małżeństwa. Człowiek pokorny myśli sobie w takich sytuacjach "kim ja jestem, aby czuć się lepszy od tych, którym się nie udało? Skąd mam mieć pewność, że moje życie potoczy się inaczej?" Zdarzyć się może dosłownie wszystko, także dla mnie taka postawa może zarówno oznaczać postmodernistyczne podejście do związków jako takich, jak i wręcz przeciwnie - pragmatyzm i pokorę wobec przewrotności losu.
Ziemniak, dobrze piszesz, jestem na tyle długo żonaty, że wiem jak czasem rzeczy przypadkowe i nieprzewidywalne o szczęściu Pokorą jest mega ważna. Trafiłem na odpowiednią kobietę i ja szanuje Miałem pokusy ciurkania się z innymi ale się nie ciurlalem
Pierwszy problem tkwi w tym, że środowiska feministyczne stoją murem i zapewniają bezkarność nadużywającym męskiego zaufania siostrom w jajnikach. Drugi to ten, że załatwiają obecnie wszelkie możliwe sposoby karania facetów którzy nadużywają zaufania kobiet. Przy okazji karanie obejmuje też mężczyzn którzy winni nie są. Po prostu zbiorowa odpowiedzialność. Nawet jeśli nie jest winien to na pewno mu się należy. Nie ma co udawać, że obecna sytuacja jest normalna!! Nie jest!!! A swoją drogą. Średnio małżeństwo trwa obecnie 3 lata. Bo tyle trwa "chemia" - zauroczenie nowością partnera. To gdzie tu ma być miejsce na zaufanie?
@@JohnnyRebVlog Dlaczego jednej? Jeżeli facet ma np żonę ubezwłasnowolniona w szpitalu psychiatrycznym ..i jest w związku z inną..to taki związek jest dobry dla niego i dla tej kobiety..no nie? Wiem że przykład niszowy ale takie przypadki sa
Nie dziwi mnie fakt, że małżeństwa często się rozpadają. Jakby na to nie patrzeć, jedną z najbardziej charakterystycznych cech naszej epoki jest egoizm. Małżeństwo powinno być oparte o altruizm, bezinteresowność. To nawet nie jest kwestia tego, że "razem jesteśmy bezpieczniejsi", tylko o to, że ta druga osoba jest przy mnie bezpieczna. Powinno to stanowić wartość samą w sobie. A jest to możliwe tylko wtedy, gdy obie strony przyjmą taką perspektywę
@@maghnib2806 O, ile jest w tym ziarno prawdy, to dekady różnią się między sobą. W przeszłości wychowanie usiłowało zmniejszyć ten naturalny dla ludzi egoizm. Ówcześnie altruizm widzi się jako naiwny. No to naturalny ludzki egoizm już zupełnie nie ma przeszkód.
Dlatego, że nie ma czegoś takiego jak "zdrowy egoizm". Jasne, szacunek do samego siebie, wyznaczanie granic, ocenianie co udźwignę,a co nie...tymczasem lekcje o zdrowym egoizmie biorą sobie do serca egoiści prawdziwi i idą z nimi do altruistów, którzy są w ich oczach po prostu frajerami.
Zakładasz, że to wszystko wynika z egoizmu i skupiania się na sobie. Ja myślę, że za bardzo idealizujesz niegdysiejsze związki. Wiele ludzi z naszego pokolenia po prostu było świadkami okropnych związków swoich rodziców, fałszu, zdrad, dulszczyzny. Nie chcemy być zależni od czyichś fanaberii.
To szczerze współczuję że nie znaleźliście lepszego życia, a jedyne co możecie zrobić to bycie anty-wasi-rodzice. Bardzo zrozumiałe bo raz wbite w głowę patologie przy wychowaniu nie są znowu takie łatwe do sprostowania.
@@funkymonks8333 nie chodzi o pokolenie naszych rodziców a w każdym razie nie tylko. Idealizowanie związków tylko na podstawie ich trwałości jest po prostu naiwne.
@@funkymonks8333 i nie chodzi o żadne furtki i zakładanie że związek będzie nietrwały. Raczej każdy normalny człowiek chce budować trwały związek. A to że nie wychodzi, to inna sprawa, zwracam tylko uwagę że niekoniecznie wynika ona z egoizmu.
bardzo fajny film, wszedłem z myślą zebrania kolejnych informacji do rozmawiania z ludźmi a wyszedłem z wnioskiem (nie pierwszym do którego udało mi się dojść przy twojej pomocy) jaki był jeden z powodów przez które rozpadły mi się poprzednie relacje romantyczne
Wygląda więc na to, że najwięcej racji mają Konserwatyści: twierdzą, że znormalizowano chyba zbyt wiele, tworząc bezsensowny konflikt, który nikomu nie służy i w tym przypadku ja przynajmniej bym się zgodził z taką perspektywą.
A może najlepsze rozwiązanie jest to po środku - zarówno ja jak i mój mąż zakładamy że będziemy razem do końca, że będziemy w razie kryzysów szukać pomocy no w terapii dla par. Jednocześnie każde z nas buduje poza wspólnotą coś swojego, coś o co mógłby się oprzeć i samodzielnie stanąć na nogi w sytuacji gdy przykładowo któreś z nas zginie w wypadku, zdradzi, odbije mu i odejdzie itp. Sytuacja w której kobieta jest tylko panią domu i nie ma własnych zarobków jest cholernie ryzykowna. Wolimy się więc zabezpieczać i być razem dlatego że tak wybieramy i chcemy a nie dlatego że musimy, bo bez siebie nie damy sobie rady w życiu. Taka sytuacja w której jestem z mężem który przykładowo wpadłby w alkoholizm i zaczął mnie bić, a ja nie mam jak się ewakuować jest potworną wizją. Dlatego też zdecydowaliśmy się na w miarę równe rozłożenie sił, razem wykonujemy obowiązki domowe, każde z nas zarabia, każde z nas ma oszczędności własne. Mamy też budżet wspólny, wspólne oszczędności i wspólne plany. 3 lata po ślubie
Małżeństwo jest zaje..ste, jedna z najlepszych rzeczy jakie mi się przydarzyły :) Robisz świetną robotę Szymonie, obejrzałem już prawie wszystkie filmiki z obydwu kanałów i cieszę się, że będzie ich teraz więcej, szkoda, że nie mam hajsu żeby zostać patronem i wspierać, ale polecam wszystkim znajomym Twoje kanały :)
Bardzo dobry materiał, idealne podsumowanie dlaczego mam opory do wejścia w nową relację. Chciałbym kiedyś mieć żonę i udane małżeństwo, ale póki co nie widzę na to szans. Możliwe, że nigdy to się nie stanie, ale jestem w stanie zaakceptować ten fakt.
Ale facet do tematu podchodzi z dupy. Po pierwsze 70% kobiet inicjuje rozwód. Po drugie sprzątanie, gotowanie, zajmowanie się dziećmi to raz żadna robota, a dwa może ja robić każdy. Facet po to idzie do pracy bo może zarobić więcej, ze względu na swoje umiejętności. Długo można by rozwijać ten temat ale na pewno nie w sposób co ten Pan.
@@bART_asGdyby to była żadna robota, to nikt by tego od kobiet nie wymagał. Musisz pamiętać, że on specjalnie stara się przedstawiać bezstronną (a może wręcz obustronną) perspektywę. Nie próbuje nikomu narzucać wniosków.
@@sharavy6851 no ale coś musicie w domu robić, bo co byś robiła innego - naprawy i remonty 🤔 ja mogę robić wszystko, tylko wtedy po co mi kobieta w domu.
3 года назад+7
Tradycyjne role i normy społeczne, gdzie facet zarabia, a kobieta zajmuje się domem stawiają kobiety jako podległe mężczyznom. Brak pieniędzy i kariery oznacza brak wolności gdy jedna ze stron nie dotrzymuje przyrzeczenia miłości i wierności. Dlatego osoby w związku powinny mieć podstawę, by móc funkcjonować poza związkiem. Można angażować całego siebie, tworzyć trwałe związki w którym to kobieta pracuje więcej, a facet zajmuje się domem. Samemu tworzyć te normy między sobą.
Dokładnie tak kobiety chcą się rozwijać i również zdobywać umiejętności , nie będąc zależnym i poddanym mężczyźnie jak to dawniej było, w pełni to rozumiem i to właśnie dlatego kobiety, często również i mężczyźni z trochę innych przyczyn odsuwają się od tradycyjnej rodziny bo nie chcą mieć narzuconych norm ,które budują w nich że mają być tacy a nie inni wpajając w nich już jako małe dzieci ,to jacy mają być jak się zachowywać co lubić ,czym się bawić i co mogą a co nie tylko i wyłącznie patrząc na to czy mają chuja czy nie
Nie trzeba zakładać, że coś jest tylko na chwilę, by być przygotowanym na niespodziewane. Zawsze warto myśleć, co by było gdyby i w miarę możliwości się zabezpieczać. Bo np. może się zdarzyć takie nieszczęście, że jedna osoba w małżeństwie umrze. Tragedia, ale życie jednej z osób będzie trwało dalej. I co teraz? Jeśli podczas trwania małżeństwa przestała być samodzielna, to będzie miała wielki problem, bo miną lata zanim uzyska te umiejętności, których postanowiła nie rozwijać będąc w związku, ponieważ rozwijała je u siebie ta druga osoba.
Dobry temat, jak zwykle merytorycznie i dość dokładnie omówiony. Kiedy mówiłeś o tymczasowości związków i nastawieniu na korzyści własne, natychmiast przyszło mi do głowy, jak można by pociągnąć temat podstaw, motywacji budowania relacji damsko-męskich. Tutaj świetnie byłoby sięgnąć, gdyby ktoś był zainteresowany, do Ericha Fromma "O sztuce miłości" i do Alaina de Bottona - wykład "Why You Will Marry the Wrong Person" albo film "How Romanticism Ruined Love" (niestety na razie tylko po angielsku). Polecam i życzę miłej lektury / oglądania /słuchania ;)
Zakładanie "tymczasowości" związku jest daleko bardziej niedoskonałe niż zakładanie jego trwałości. Ludzie w trwałym związku sobie ufają i ufają, że to zaufanie nie zostanie nadwyrężone i nigdy nawet nie powinno być sytuacji, która mogłaby doprowadzić do czegoś takiego. W "tymczasowym" związku zaufanie jest nikłe, albo wręcz staje się bronią, tak jak sekrety i te wszystkie rzeczy, które ludzie wiedzą o drugiej połówce.
Nie rozumiem co ma wspólnego prognozowana "trwałość" związku do zaufania. W trwałych związkach nie zdarzają się nadużycia? W trwałych związkach nie ma przemocy? W trwałych związkach nie ma wywlekania brudów i obsmarowywania partnera przed światem? Większość ludzi albo jest z natury ufna albo nieufna i nie ma większego znaczenia jaką mają perspektywę na długość związku. Osoby zakładające tymczasowość związku mogą jednocześnie zakładać, że będą się rozstawać bez wojen i robienia sobie świństw. Osoby zakładające trwałość związku do grobowej deski mogą za to zakładać, że partner będzie miał spokojniejszą głowę jak mu się nie będzie wszystkiego mówić, albo wręcz będzie się go jawnie okłamywać (na przykład częste w związkach, w których kobieta nie pracuje zawodowo: "oj tą torebkę to w promocji kupiłam za parę złotych", "ta sukienka wcale nie jest nowa, od lat leżała w szafie").
@Monika Sienkiewicz Bardzo ciekawa perspektywa. Zakładanie na starcie, że związek nie będzie trwały, będzie powodowało problemy od samego początku. Niewielu ludzi zakłada na starcie, że związek ma być nietrwały ale kojarzę takie osoby. Ważne aby dobrze znosili niski poziom zaufania.
@@Draber2b Chodzi mi raczej o zakładanie z góry, że jak się nie uda, to nic się nie stanie. Nie trzeba pracować nad związkiem, bo zawsze znajdzie się ktoś nowy - po prostu wymiana partnera na "inny model".
Szczerze otworzyłeś mi oczy z tym, że przecież po rozwodzie kobieta zajmująca się domem traci to, co osiągnęła, a my jako grupa pracująca wszystkie osiągnięcia zawodowe zostawiamy. Zwykle miałem takie "ale czemu kobieta ma coś dostawać po rozwodzie skoro facet na to zapracował" - teraz to rozumiem i wstyd mi za moje poprzednie postrzeganie tego tematu. Na szczęście podejście do małżeństwa mam takie samo, czyli budowanie coś trwałego, nie tymczasowego. Robisz dobrą robotę. Dziękuje i Pozdrawiam
Feministki nie protestują jak po rozwodzie sąd w 90% przypadków daje im dzieci. Nie mówią wtedy o narzucaniu im wychowania dzieci. Nie walczą o równość...
Tylko czy gdy istnieje norma trwałości związków to powoduję ona piętnowanie rozwodników (przynajmniej tak to teraz wygląda). A gdy nie udaje się dogadać, brakuję zaufania w związku, a zwłaszcza gdy pojawia się przemoc może nie warto dokładać takiej osobie
Wiesz kiedys bylo tak ze często ktos kto bil zone dostawal poprostu wpierdol od jej braci, ojca, czy sasiada. Tak wiem to nie reguła, ale nadal takie cos nie bylo niczym dziwnym. Wyobraz teraz sobie z dzisiejszym liberalnym podejsciem "wtracic" sie w czyjes prywatne sprawy.
Po pierwsze jeśli ktoś rozstaje się w wersji lajtowej, to nie kochał, albo nie kochał od dawna, a raczej zawarł układ, spółkę z której chciał głównie coś wycisnąć dla siebie. Po drugie znormalizowanie rozstawania się z powodu typu "bo już mi przeszło" jest głupie, bo gdyby te same osoby zapytać czy zgodziłyby się na złożenie przysięgi małżeńskiej z tekstem "biorę sobie ciebie za małżonka, ale jak mi się znudzisz, to odchodzę i już", to takich zawiązków byłoby zawieranych jeszcze mniej jak teraz Choć oczywiście nadal były związki nieformalne... Trzecia sprawa, to ten podział ról i korzyści z niego wynikające. Chciałbym przypomnieć, że klasycznym przykładem jest sytuacja, że kiedy kobieta zajmuje się więcej domem i dziećmi, a mężczyzna wtedy pnie się po szczeblach kariery, to z czasem jest tak zmęczony, że nie ma na nic ochoty. No i żona znajduje sobie kochanka, a małżeństwo się rozpada. Z czyjej winy i kto najbardziej chce tego rozwodu? Teraz druga wersja. Mężczyzna odpuszcza sobie nadgodziny w pracy, robi te 8 godzin, wraca do domu, zje obiad, wypije piwo, pozmywa naczynia, coś pogrzebie przy samochodzie, jak trzeba to rano zawozi dzieci do przedszkola i szkoły, itp. No i okazuje się, że budżet domowy jest w kiepskim stanie. Co robi żona? Suszy mu głowę, że jest nieudacznikiem, bo nie potrafi zarabiać porządnie. Znajduje sobie kochanka, Małżeństwo się rozpada itd. O jakich korzyściach my tu mówimy? Bo jeśli będziemy ograniczać to wyrażenie tylko do korzyści takich jak prestiż i duże pieniądze z powodu wysokiego stanowiska, co oczywiście daję lepszą drogę startową na przyszłość, to jednak tak jakbyś nie dawali przyzwolenia mężczyźnie na to, że może on normalnie kochać i czuć bardzo boleśnie utratę miłości. Pan Prezes Iksiński jeżdżący maybachem również może przechodzić ciężkie załamanie i depresję, a są i tacy którzy wybirają drogę ostateczną.
@maciejl20 wystarczy nie być frajerem i mierzyć siły na zamiary... kto ci każe kupować dom na kredyt? jak nie potrafisz powiedzieć kobiecie że możecie mieć dom jeśli ona też będzie pracować bo sam nie wyrobisz, a jak nie to kupujecie mieszkanie, to jest to frajerstwo i taki facet ma na co zasługuje... nawet mi takiego simpa nie szkoda
@maciejl20 co z tego że wszyscy kupują na kredyt? wszyscy też się użalają jakie to życie jest złe na czele z tobą widzę... nie rozumiem trochę sensu tej konwersacji, ktoś ci każe kupować dom na kredyt i pracować od rana do wieczora?
Przypomniała mi się rozmowa z aktywistą Gender, którego głownym argumentem było to, że ponieważ "żaden mężczyzna nie jest w 100% stereotypowym mężczyzną, a żadna kobieta nie jest w 100% stereotypową kobietą" to podział na płci jest bezsensowny. Taki sam poziom absurdu co powiedzenie, że skoro głos 1 osoby w wyborach został unieważniony to idea wyborów nie ma sensu.
@Mruuuczek Chodziło mi o status prawny. Nie wiem czy w Twojej wypowiedzi chodzi o pracę, czy o sport, ale w tym 1 to zależy od jednostki jakie ma predyspozycje, a jeżeli chodzi o sport, to po prostu organizator zawodów niech zadba o weryfikację płci
@@jakubbienkowski5334 "Ale jeżeli chodzi o płeć urzędową, to po co nam ona? Wtedy zniknęłyby wszelkie nierówności względem prawa" Tylko, że kobiety mają takie same prawa jak mężczyźni więc nie wiem po co usuwać status płci z prawa. Nierówności i tak zawsze będą bo tego się nie przeskoczy, a im więcej będzie się usuwało barier tym bardziej będzie się manifestowała różnica między płciami. Kobiety i mężczyźni są różni i nawet jeśli usuniesz z prawa płcie, to biologii nie oszukasz.
@@lampl6316 Różnice w prawie istnieją (np. wiek emerytalny, prawo do sterylizacji ). Usunięcie płci z prawa uniemożliwiałoby istnienie nierówności. Co do różnic biologicznych to się zgadzam. Nigdzie nie wspomniałem, że różnice biologiczne są do zlikwidowania
Też widziałem taką argumentacje. "A widziałeś 100% mężczyznę i 100% kobietę". Ja miałem dyskusje z pewną aktywistką LGBT, która twierdziła, że nikt nie jest w 100% hetero, więc można uznać ludzi za w większości homoseksualnych XD
Dlatego też Panowie. Małżeństwo tylko z pełną rozdzielnością majątkową. Bawią mnie te dane prac w domu. A gdzie są prace fizyczne przy domu, jeśli ktoś ma dom, lub mieszka na wsi to wie o co chodzi. Kto najczęściej zabiera samochód do mechanika lub sam coś przy nim dłubie, kto zajmuje się obejściem domu? Na wsi jest jeszcze więcej prac fizycznych, odśnieżanie, przygotowanie drewna na opał, drobne naprawy w domu i na zewnątrz domu. Te dane nigdy nikogo nie interesowały, ciekawe czemu. Moja koleżanka remontuje mieszkanie. Zgadnijmy, kto wykonuje wszystkie prace, których nikomu mnie zlecają? Zgadliscie Panowie... Więc naprawdę te bzdury o zajmowaniu się domem możemy pominąć. Posprzątanie domu to góra 2 godziny raz na 3 dni. Zmywanie-zmywarka, pranie-pralka, rozwieszenie prania na suszarce? 10 minut max raz na 2-3 dni. Gotowanie? Obiad robi się w 30 minut słuchają przy tym muzyki. Wiem to gdyż od zawsze sam sobie gotuje jaki wykonuje wszystkie inne czynności w domu. Czyli wszystkie prace domowe tygodniowo to śmieszne 10 godzin. Jeśli masz dzieci to na pewno wiecej. I tak na koniec o tym bezwzględny programowaniu i ograniczaniu kobiet w rozwoju i podejmowaniu ambitnych zawodów. Mam nadzieję, że każdy wie co to kraje skandynawskie. Mam nadzieję, że wiecie o tym, że te kraje mają najsilniej rozwinięte prawo mające zapobiegać dyskryminowaniu kobiet w pracy. Badania ostatniej dekady pokazały, że w krajach skandynawskich kobiety dużo chętnie podejmują zawody związane z opieką nad innymi niż np w Polsce, Niemczech, USA its itp. Mając socjalna opiekę Państwa, kobiety wypieku się na bycie inżynierami, naukowcami, lekarzami ect. To tyle dla tych szalonych feministek brudzących o Patryjarchacie. Dane statystyczne nie kłamią, kłamią ludzie się z nimi sprzedający!!!
@@Michal.s1554 zależy od partnera/partnerki. MGTOW promuje podejście indywidualistyczne, na pewno na plus jest samorozwój, ale podejście względem zwiazków nie napawa optymizmem. Tak nie napawa optymizmem wchodzenie w związek. Tak źle i tak niedobrze.
Moja ... ( nie wiem jak nazwać, bo nie wiem jak ona postrzega naszą relację) podesłała mi twój odcinek. Wychowywałem się w tradycyjnym założeniu że "Kobieta do Garów, Dzieci, niech poda piwo, pachnie i najlepiej by jeszcze obciągała" ale too podejście mi się Nieee podoba. Dlatego wolę kulturę skandynawską. U Norwegów czy Szwedów, oboje zajmują się domem, oboje pracują, oboje się wspierają i zamieniają obowiązkami. Oboje pracują na swoją miłość, ale oboje nie rezygnują z kariery. Too o wiele zdrowsze podejście niż typowe Januszowe w Polsce, Niemczech lub innych miastach Europejskich. - - - Nie rozumiem podejścia ludzi do związków. Jeżeli jestem dorosły, to jestem też ODPOWIEDZIALNY ! A to nie znaczy że wezmę rozwód bo coś mi nie odpowiada u partnera/partnerki. Odpowiedzialny, Dojrzały, Dorosły to człowiek który potrafi dogadać się z innymi. Zwłaszcza z osobą którą rzekomo kocha. W tym jest problem. Faceci nie lubią mówić. A kobiety czekają aż facet się "domyśli". Ale po to do chol... mamy mowę, język. To przez brak rozmów między dwojgiem powstają skutki pokroju kłótni, rozwodów, emancypacja kobiet. Nie dziwi mnie takie podejście kobiet, bo faceci sami są sobie winnymi. Przeważnie postrzegają przedmiotowo, skupiają uwagę tylko gdy czegoś chcą np. sexu a później liczą na to że brzuch zniknie lub kobieta potulnie urodzi i będzie robiła mu za 2 matkę. A on w najlepsze dalej bawił
Rozwód- Normalka(dla wygody) Aborcja- Normalka(dla wygody) Zajmowanie się SWOIM domem- przykry obowiązek lub wręcz niewolnictwo Praca zawodowa- każdy dla siebie bo wspólnota nie istnieje Partnerstwo- wypominamy sobie gdy ktoś musi się nieco bardziej poświęcić Związek- tylko jeśli się opłaca
Bardzo brakuje mi w Twojej retoryce założenia, że dwie osoby chcą aby ich związek był trwały i nierozerwalny, jednak nie chcą się bezwzględnie uzależnić od tej drugiej osoby. Niestety bardzo często naiwnie wierzymy, że ta druga połówka nas nie wykorzysta, a czasami tak nie jest. Z mojej perspektywy może to być kwestia czasu. Im dłużej z kimś jesteśmy tym bardziej zależni od siebie jesteśmy. Jednak racjonalny dystans(w szczególności na pierwszych etapach związku) w sensie takim aby nie uzależniać się od drugiej osoby jest całkowicie uzasadniony
Nie musimy zakładać że coś się skończy. Są różne wypadki losowe. Facet może mieć wypadek, stać się niepełnosprawny, zginąć, albo może mu odbić w wieku 50 lat i znaleźć sobie mlodsza. Wtedy warto mieć na koncie coś więcej niż super skille w wychowywaniu dzieci i gotowaniu obiadów.
@@Th0Rx666 to tak nie wygląda. Chodzi o to, by się angażować, poświęcać, ale mieć z tyłu głowy różne możliwości. Naiwna nadzieja jest miła, ale no właśnie jest... naiwna :)
Nie zauważyłeś, że kanał Nie wiem ale się dowiem zaczął (może nieumyślnie) zrzeszać redpillowców? Może mam tylko takie wrażenie, ale trudno mi je wyprzeć po czytaniu komentarzy na tamtym kanale
Właśnie dlatego ja, mimo że mam potrzeby seksualne, unikam pakowania się w związki. Bo nie chcę, by druga osoba bezsensownie inwestowała w relację z takim emocjonalnym niedorozwojem jak ja. Niestety to unikanie związków różnie mi wychodzi, bo kobiety mają zaawansowane techniki dyskretnego przesuwania moich granic i zaciągania mnie do związków
1. Czemu dzielisz ludzi chcących związki trwałe i tych co CHCĄ tymczasowe. Uwazam ze jest to pewne uogolnienie ponieważ to że ktoś wchodzi w związek z myślą że jeżeli bedzie już mu w nim niewygodnie/niekorzystnie zakonczy go nie oznacza że traktuje go tymczasowo. Ewolucyjnie i społecznie wykształciła się swiadomość że zaufanie miedzy osobami jest opłacalne i praca nad nim sprzyja wszystkim w układzie. ( Oczywiście jeżeli nikt z tego układu nie wchodzi JEDYNIE po to żeby tą drugą osobe oszukać). Mysle ze lepszą tezą bedzie że ludzie wchodzą w związki z MYŚLĄ o trwałości lecz mają wyobrażenie związku które jeśli sie nie sprawdzi badz zmienią sie oczekiwania zakonczą go. Ludźmi nie kieruje to zeby łączyć się w związki po to zeby wyrwac jak najwiecej kosztem drugiej osoby a po to zeby miec z niej korzyści. Jeżeli obie strony odnoszą korzyści to chcą to kontynuować i obu jest lepiej. Wiekszym kosztem jest caly czas wykorzystywanie drugiej osoby i poszukiwaniu nowej "ofiary". W kwestiach ekonomicznych jesteś w stanie dostrzec to że jeżeli komuś sie coś należy to wtedy nie czuje presji na to by sie rozwijać, ryzykować , zwiększać konkurencyjność. Przewagą systemu w ktorym związki z DEFINICJI nie są czymść nierozerwalnym jest miedzy innymi: - obie strony caly czas musza sie starac/dbac o druga osobe (zwiekszanie wartosci zwazku?), w przeciwienstwie do koncepcji że druga osoba jest juz NASZA. - druga osoba moze odejsc z patologicznego/toksycznego zwiazku ( wczesniej wiele kobiet musialo byc w zwiazkach przez kwestie NORMY badz przez uzaleznienie finansowe) - Jezeli zerwie sie relacje to trzeba budowac zaufanie od nowa( dbalosc o zaufanie) - to co mowiles, ze możecie sie "udupic" przeciez w zwiazku NAWET z definicji tymczasowym, chroni drugą osobe zeby tego nie robila ze strachu przed odwetem.(To nie oznacza ze ludzie chca sie tak poprostu udupiac).
@Mruuuczek dokładnie! Każdy biznes jest niepewny. My swoim działaniem gwarantującym jak najlepsze funkcjonowanie możemy go uczynić co raz pewniejszym...ale nigdy nie pewnym na 100 procent😁
Naprawdę ciekawy temat - jak każdy "temat rzeka". Kolejny raz bardzo podobała mi się Twoja analiza i perspektywa z jakiej przedstawiłeś ten aspekt. Osobiście uważam, że rzeczywistością rządzi uniwersalna RÓWNOWAGA i za równo kobiety, jak i mężczyźni mają przywileje, jak i obciążenia. Swoje przemyślenia podsumował bym stwierdzeniem: Szanujmy się wzajemnie, a wszystkim nam będzie żyło się lepiej! Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za materiał ;) P.S. Wkładasz masę pracy w każdy swój materiał i przygotowanie merytoryczne odcinka... jak byś jeszcze popracował choć odrobinę nad dykcją to byłoby już wprost idealnie! ;)
Nie potrafię sobie wyobrazić życia z drugim człowiekiem bez bezwzględnej wiar w to że to będzie trawało do końca życia. Ludzie nie szanują Siebie i Innych
Cieszę się, że nie użyłeś argumentacji odnoszącej się do wartości tradycji czy religijności w budowaniu trwałego związku, bo spora część ludzi nierozerwalnie wiąże ze sobą te aspekty. Jak najbardziej można być człowiekiem nowoczesnym, niewierzącym, liberalnym i/lub akceptującym zmieniające się normy, a jednocześnie budować trwały związek oparty na zaufaniu i, tak jak mówisz, z założenia na zawsze. I wtedy rzeczywiście wszystkie zewnętrzne wpływy przestają mieć znaczenie, liczy się tylko to, co ustalą sobie dwie osoby. Jedyny problem widzę w tym, że ludzie niestety nie są wieczni i zwykle prędzej czy później któraś osoba zostaje sama. Jeśli jest to już schyłek życia, to jeszcze pół biedy, bo wtedy zwykle takie sprawy jak doświadczenie zawodowe nie mają już znaczenia. Natomiast jeśli względnie młoda kobieta, która poświęciła wiele lat na pracę w domu, zostaje nagle wdową, to może mieć spory kłopot i dlatego należy jednak mieć świadomość, że nawet najszczęśliwszy związek nie jest dany na zawsze.
@@maciejmrozek3903 Majątek to jedna sprawa, a perspektywy na przyszłość inna. Jeśli kobieta ma dziurę w CV, bo przez ostatnie 10 lat zajmowała się tylko domem, to tak nagle z marszu będzie jej bardzo trudno ogarnąć życie tak, żeby móc pracować i jeszcze wyżywić dzieci, nie mówiąc już o życiu na takim samym poziomie jak wcześniej. To jest po prostu bardzo niebezpieczna decyzja, która może się źle skończyć kompletnie nie z winy żony/męża, po prostu.
Ludzie nie są z natury altruistami. Już małe dzieci mają zakodowany mechanizm który odpowiada za poczucie "sprawiedliwości". Tradycyjny model nie jest sprawiedliwy dla kobiet. Można sobie dyskutować godzinami ale zamiast tego wystarczy spojrzeć na historię i zobaczyć, jaka była pozycja kobiet w dawnych czasach. Mężczyźni przez tysiące lat wykorzystywali swoją przewagę fizyczną, aby górować nad kobietami. Nawet w waszej religii chrześcijańskiej trudno szukać przykładów, które by temu zaprzeczały. W religii, która każe miłować bliźniego swego, jak siebie samego. Obecnie ta "fizyczność" nie jest już argumentem, więc kobiety zaczęły upominać się o swoje prawa. Nie jestem jakimś zwolennikiem feminizmu, bo jest w tej idei sporo patologii. Poza tym feminizm często stara się odwracać role i stawia mężczyzn w gorszej sytuacji względem kobiet, co też nie jest sprawiedliwe. Niemniej jednak nie da się dyskutować z faktami. Kobiety powinny mieć takie same prawo o decydowaniu o sobie, jak mężczyźni. Trwałość małżeństwa jest słabym argumentem, bo nieraz byłem świadkiem tego, jakim kosztem to się odbywa.
Jedno Twoje podstawowe założenie jest mocno nieprawdziwe - wydajesz się zakładać, że ludzie wchodzą w związki z jakąś intencją (złą lub dobrą / na zawsze bądź na jakiś czas) i się tego trzymają. Tak nie jest. Ludzie wchodzą w związki, bo chcą kochać i być kochani, a to że związki niekoniecznie są na zawsze - tego nauczyliśmy się od naszych rodziców. Ile znamy małżeństw z dużym stażem, które rozpadły się nagle i nieoczekiwanie, bo np. facet znalazł sobie młodszą kobietę i zostawił swoją żonę, która od lat pracowała tylko nad tym wspólnym gospodarstwem domowym + ewentualnie gdzieś dorywczo za małe pieniądze? Tragedia tej kobiety jest podwójna, bo zostawia ją mąż, który jak myślała - kocha ją na zawsze, a do tego musi zdać sobie sprawę jak bardzo była od niego zależna finansowo i teraz w najlepszym wypadku zostanie z dziećmi na łasce tego, czy on będzie się wywiązywał z obowiązku alimentów. To nie jest tak, że kobiety i mężczyźni dzisiaj wychodzą z założenia, że związki są na czas określony i tyle. Dzisiaj tak jak zawsze ludzie wchodzą w te związki z potrzeby miłości, ale mają też zdrową i potrzebną świadomość, że nie powinni uzależnić się całkowicie od drugiej osoby i zasługują na sprawiedliwe, równe traktowanie. Fakt, że kobiety i mężczyźni coraz częściej oczekują dziś partnerstwa i niezależności finansowej przecież nie jest niczym złym. Mam szczęście być w absolutnie wspaniałym związku, gdzie oboje wspieramy się w swoich karierach, zapewniamy czas i warunki na rozwój, a jednocześnie dzielimy wszelkimi obowiązkami i ciężarem psychicznym zarządzania domem i rodziną. Kiedyś mój mąż zdecydował się na przeprowadzkę na drugi koniec kraju, bo to oznaczało dla mnie bardzo dobre możliwości rozwoju zawodowego, a teraz to ja całkowicie wstrzymałam swój rozwój na rzecz powiększania rodziny. Każde na z nas mogłoby poradzić sobie samo i technicznie nie musimy być razem, bo nie jesteśmy od siebie zależni. Jesteśmy razem, bo chcemy - to jest właśnie piękne i ja wiem, że to się nie zmieni. Związek oparty na równości, partnerstwie, wolności i szacunku, to nie jest żadna zła nowoczesność tylko bardzo dojrzała i świadoma forma miłości, której życzę z całego serca każdemu.
dziękuję za artykulację tego problemu. wydaje mnie się jednak, że rozwiązanie w postaci wiary, że druga osoba tego nie zrobi z powodu umowy bez sprecyzowanych konsekwencji jest pozorne. rozwiązaniem jakie bym sugerował jest ciągła praca nad tym, aby obaj małżonkowie bardziej cenili bycie w związku niż poza
@Mruuuczek Mnóstwo ludzi pracuje np. w McDonaldzie, na kasie w sklepie, magazynie czy na linii produkcyjnej, chyba nie muszę tłumaczyć, ile to ma wspólnego z realizowaniem się.
@@arachnme12 Jeżeli przez "uczyć się" masz na myśli np. ukończyć studia to mnóstwo ludzi ma wyższe wykształcenie, a tylko mała część z tych ludzi pracuje w zawodzie, który jest powiązany z wybraną specjalizacją. Większość ludzi wykonuje słabo płatną pracę, w tym ludzie z wyższym wykształceniem. Praca, która daje satysfakcję i jest dobrze płatna to luksus, a samo mówienie "to się kształć i zdobywaj kompetencje" to trochę tak, jak mówienie bezdomnemu "to kup sobie dom i nie będziesz bezdomny".
@@qqqaass1 no jak ktoś skończył filozofie no to nie dziwne, ze filozofem nei zostanie. A słaba uczelnia i słaby kierunek, bez żadnej pracy podczas to żadna nauka. Nie tylko chodzi o studia ludzie robia kariery np jako fryzjerzy bo chodzą na różne kursy, czytają publikacje, jeżdzą na zloty zdobywają znajomości. A nie słabe technikum cyk po szkole sexik piwerko a potem zdziwienie, że praca nie taka jak się wymarzyło.
Tymczasowość związków (i w zasadzie wszystkiego) w dzisiejszej "kulturze" to jest tylko jednym z aspektów tej sytuacji. Kluczem jest stan prawny ustawiający zawsze kobietę w uprzywilejowanej pozycji - stąd strategia defensywna pod tytułem MGTOW. Kwestiami relacji kobieta-mężczyzna i obalaniu szkodliwych mitów zajmuje się Red Pill. Femibolszewizm wykorzystuje sytuację prawnego uprzywilejowania kobiet i próbuje przeciągnąć linę dalej do siebie. To jest bardzo szeroki temat, Szymonie. Zapomniałeś na przykład o roli demo-socjalnego Państwa, którego działania sprawiło, że mężczyźni spoza wąskiej elity stali się zbędni, bo obowiązki które wcześniej były na ich barkach przejęło Państwo na koszt tych mężczyzn zbiorowo (podatki), które od kobiet nic w zamian za tą pomoc i ochronę nie wymaga. Femibolszewizm zniszczy naszą cywilizację doszczętnie jeśli nic nie zrobimy. Red Pill / MGTOW świata nie zmieni. Co najwyżej uratuje przed ruiną finansową i emocjonalną może dwa pokolenia mężczyzn już żyjących, ale następni się już nie urodzą.
To dlaczego ponad 70% rozwodów inicjują kobiety? Czy to nie jest tak że po rozwodzie "zwycięzca" (ten co ma z tego korzyść) jest tylko jeden? I nie jest to mężczyzna.
Hej, zamierzasz może zrobić w najbliższym czasie film o wolnej woli? Wiem że na wojnie idei jest rozmowa z widzem na ten temat ale nie zawiera ona analizy wielu argumentów przeciwko wolnej woli. Polecam filmy na ten temat z kanałów Cosmic Sceptic, Rationality Rules, oraz wypowiedzi Karola Fijałkowskiego i Sama Harrisa
Nawet jeśli wola wg jakiegoś ujęcia nie jest wolna to co to zmienia? A to że jest wolna można dopuszczać przez indeterminizm na poziomie cząstek elementarnych.
@@jamesmoriarty2930 raczej wolałbym żeby nie skupiać się na fizyce w dyskusji o wolnej woli tylko raczej na filozofii. Cosmic Sceptic np zauważył że wszystko co robimy, robimy dlatego że chcemy to robić a nie mamy wpływu na to czego chcemy
@@jamesmoriarty2930 moim zdaniem to prawda że robimy tylko te rzeczy które chcemy ale często są to rzeczy ze sobą sprzeczne i przy dokonywaniu wyboru wcale niekoniecznie wybieramy to co chcemy bardziej tylko kierujemy się różnymi innymi kryteriami. Wciąż jednak pojawia się pytanie czy kierowanie się tymi innymi kryteriami cokolwiek to jest to wolność i czy rzeczywiście jesteśmy w stanie wybrać inaczej. Zastanawiam się nad tym i dalej nie mam pewności
Generalnie bardzo ciekawa analiza logiki związku z poziomu kultury, tradycji i pierwotnych założeń instytucji małżeństwa. Choć sam podchodzę do tego dokładnie na odwrót niż Pan to jednak ta perspektywa daje jakiś powiew świeżości w całym temacie. Osobiście uważam, że nie ma nic złego w traktowaniu małżeństwa jako umowy między dwoma indywidualnymi osobami i chyba nigdy nie zrozumiem co jest w tym złego. Raczej takie podejście by sprawiło, że obie osoby mają równą pozycje wobec siebie, a warunki związku takiego byłyby dużo jaśniejsze, a aktualnie ( choć historycznie uzasadnione i omówione przez Pana) mamy i w małżeństwie poważne dysproporcje ( zwłaszcza w kontekście w kontekście rozwodów i oczekiwań społecznych dzisiaj ). Przykładem może być prawdopodobieństwo przyznania praw do opieki nad dzieckiem dla mężczyzny po rozwodzie (ok.25-30%), czy nawet ten przykład z byciem mężczyzny przez kobietę ( tolerowania takich zjawisk, a czasem traktowane jako komiczne ), zazwyczaj mężczyzna jako ten który więcej zarabia (zakładając, że więcej zarabia) traci najwięcej na takim rozwodzie. Ogólnie dysproporcji tych na niekorzyść mężczyzn jest dużo. Więc wydaje się że dobrym pomysłem byłoby nadać jaką równość w tym aspekcie ludziom. Jeśli jednak uważał Pan, że związek by tracił na aspekcie duchowym czy innym tego rodzaju na to mogę jedynie odpowiedzieć "Nie mam pojęcia czemu traktowanie małżeństwa jak umowy miałoby odbierać romantyczność, duchowość czy inny aspekt emocjonalny". Koniec końców nie wiem co jest takiego głębokiego we współzależności, która może ci od tak zniszczyć życie gdy nagle partner przestanie tobie ufać lub nagle partnerowi się odwidzi. Wątpię by ktokolwiek uznał to za dobrą umowę.
Ktoś tu czytał Beckera, chwali się, natomiast warto aby zwrócić uwagę również na aspekt rynkowy tego faktu i własności kapitału - jeśli nie oczekuje się tworzenia trwałego związku, system nie zachęca do akumulacji oszczędności, co zniechęca do posiadania dzieci bo po co, skoro nie będzie czego przekazać, co dalej implikuje nadmierne wydatkowanie i życie ponad stan i tak w koło Macieju. Brak oszczędności = brak dzieci w długim okresie.
Jaki Ty jesteś mądry, Szymon. Powiedziałeś słowo w słowo to,co ja powtarzam przez całe swoje świadome życie. Brawo, pac, pac, masz ode mnie pieczątkę jakości ! ... Cieszę się z tego filmu, słychać było, że się od dawna szykowałeś, żeby to powiedzieć, raz na zawsze. Niestety, założenie i dawanie wszystkiego z siebie to częściej niż czasem, zdecydowanie za mało. Jednak wg mnie z takim założeniem ("ma się udać") należy podchodzić do każdej relacji. Nawet jeśli zawiązała się w czasach szkolnych. A nóż widelec ?! Poza tym, gdyby wszyscy mieli założenie,że to na stałe, to by byli ostrożniejsi przy podejmowaniu decyzji, więc może jakiś procent nieudanych związków by się faktycznie zmniejszył. To i tak mówiłam ja, dziecko superhipermegapatologicznej rodziny po ślubie kościelnym, która od samiutkiego początku nie miała szans na bycie czymś poza piekłem. I tak mam idealistyczne nastawienie do świata.
Moim zdaniem problem tkwi w eksploatatorskim podejściu ludzi do siebie. Ludzie patrzą na siebie przez pryzmat funkcji jakie mają pełnić. Tu nie ma miejsca na miłość. Wzajemne oczekiwana jakimi się obdarzają na samym początku z swojej natury zostaną niespełnione, a ślub ma być gwarantem stałości i ciągłości, by nie dało się łatwo odstąpić od tak zawartej umowy. ( tu mała dygresja, wydaje mi się ze częściej tej gwarancji potrzebują osoby które czują że mogą dać mniej do związku niż partner, przez co równowaga transakcyjna może zostać zachwiana). Czy założymy na początku że związek będzie aż po śmierć, czy też do momentu kiedy przestanie nam pasować, nie zmienia za wiele jeżeli u podstaw relacja jest oparta na wzajemnym wyzysku. Jak żyć? A no podstawa to umiejętność kochania, co w dzisiejszym świecie praktycznie zanikła. Należy szukać osoby która kocha w nas człowieka, istotę naszego człowieczeństwa, a przez nas kocha wszystkich innych ludzi, kocha życie, kocha siebie... Nadzieją jest specyficzna funkcja miłości, otóż dawana miłość wzbudza w drugim człowieku również miłość, kto daje musi też otrzymywać. Miłujmy się :)
I te podejście się raczej nie zmieni(a być może będzie się nawet eskalować) więc najlepiej porzucić wszelakie nadzieję, na "normalność" w imię rowoju osobistego i naszych aspiracji.
Pogadajmy o samorealizacji. Tak sobie myślę, że w zasadzie ten termin nie ma sensu. Zawsze opiera się to o drugiego człowieka, chociaż nie widać tego od razu.
@@arnisieq332Solidarność to może być plemników. Jajniki to narządy więc nie wiem z czym by się miały solidaryzować... z nerką? Większym sensem by było 'komorka jajowa' ale ona jest tylko jedna więc nadal nie ma sensu. A feministką nie jestem. Przecież wcześniej napisałam że gardzę nimi tak samo jak red pillem. Wasz ruch miałby więcej sensu, gdybyście znali podstawy biologii i czytanie ze zrozumieniem.
Bardzo się zawiodłem na tym materiale Szymonie. Przeważnie zgadzam się z Twoimi wypowiedziami w 100%, tutaj jednak muszę postawić stanowcze weto. Brzmisz jak ci księża, którzy mówią: "Tylko w Kościele jest szczęście, bo poza Kościołem to tylko egoizm i nihilizm!...". Stawiasz przeciwko sobie dwie skrajne opcje: życie w nierozerwalnym, małżeńskim związku vs. egoistyczna umowa, w której każda strona bierze to, co jest korzystne dla niej i się nie angażuje i zupełnie nie dostrzegasz, że mogą istnieć zupełnie inne formy relacji. Przede wszystkim zakładanie, że jak coś niekoniecznie jest na zawsze, to jest "tymczasowe", jest już samo w sobie błędne. Wyobraź sobie, że masz dom- piękny, wygodny, we wszystkim odpowiadający Ci dom. Czy żyjąc w takim domu, zakładasz z góry, że będziesz w nim mieszkał na zawsze? Przecież mogą się zmienić warunki, które sprawią, że opcja mieszkania gdzie indziej stanie się bardziej atrakcyjna: zmiana pracy, ekstra fundusze, które pozwolą na zakup czegoś lepszego, etc. Oczywiście obecnie możesz nie mieć takich planów, ale chyba błędem byłoby zakładanie z góry, że nigdy nie zmienią się warunki, które sprawią, że będziecie chcieli z rodziną się przeprowadzić. Mówiąc więcej, gdybyś miał mieszkać w domu, gdzie NIE MOŻESZ się z niego wyprowadzić, nie możesz nigdy go sprzedać i choćby nie wiem co, musiałbyś żyć w nim do swojej śmierci, byłaby to dość pesymistyczna wizja, prawda? Mógłbyś czuć się wręcz jak więzień. Czy więc w momencie, w którym dopuszczasz, że niekoniecznie, ale być może, kiedyś, moglibyście swój dom sprzedać i zamieszkać gdzie indziej, logiczną konsekwencją jest nazywanie swojego domu "tymczasowym"? "Witam, to mój tymczasowy dom". Wydaje mi się oczywiste, że nie. Słowa "tymczasowy" używa się, gdy ma się w planach rezygnację z danej rzeczy w najbliższej przyszłości. Wracając do tematu małżeństwa- wydaje mi się, że para, wchodząc w jakąś relację, raczej nie zakłada z góry, ze rozejdą się za miesiąc, za rok, czy za dwa. To, ze dopuszczają kiedyś możliwość rozejścia się, nie stanowi o "tymczasowości" związku. Taki związek z możliwą furtką "wyjścia" też przecież może być trwały i trwać do śmierci małżonków. Drugą kwestią, którą chciałbym poruszyć jest to, że wydaje mi się, że relacja o jakiej mówisz, czyli: egoistyczna umowa, w której każda strona bierze to, co jest korzystne dla niej i się nie angażuje, nie jest związkiem opartym o miłość. Miłość jest przede wszystkim głębokim pragnieniem szczęścia drugiej osoby, dlatego nie mogę takiej egoistycznej relacji nawet rozpatrywać jako związek dwojga kochających się ludzi. Gdy ludzie naprawdę się kochają to nie ma tam miejsca na kalkulacje, kto ile inwestuje i kto kogo wykorzystuje. A z jakich powodów związek dwojga naprawdę zakochanych w sobie ludzi miałby się rozpaść? Cóż, na pewno ich uczucie wobec siebie może wygasnąć, bo np. jedna ze stron może się drastycznie zmienić, ale nie na tym chciałbym się skupić. Myślę, że znacznie większym wyzwaniem dla Twojego światopoglądu będzie perspektywa, że ludzie mogą się rozejść nadal się kochając. Jeśli miłość jest rzeczywiście głębokim pragnieniem szczęścia drugiej osoby, jeśli zgadzasz się z tą definicją, to przecież może zaistnieć sytuacja, gdy małżonkowie zdadzą sobie sprawę, że bez siebie będą szczęśliwsi. Jeśli ja kiedyś zdam sobie sprawę, że moja partnerka będzie beze mnie szczęśliwsza, nie miałbym żadnego problemu, żeby się rozejść w atmosferze zgody i wzajemnego szacunku. I nie byłaby to żadna tragiczna sytuacja, skoro jej efektem będzie to, że ukochana przeze mnie osoba stanie się szczęśliwsza. Z mojego punktu widzenia jest to o wiele bardziej szczerze i bezinteresowne podejście do relacji niż to z jakim możemy się spotkać w Kościele Katolickim. Wiesz Szymon, moim zadaniem nie jest przekonać Cię do zmiany światopoglądu. Chciałbym tylko abyś zrozumiał, że inne światopoglądy są możliwe i że za nimi też stoi jakieś zrozumiałe uzasadnienie. A jeżeli pomimo tego co napisałem uważasz, że "prawdziwa miłość" może być tylko w światopoglądzie katolickim, no to... cokolwiek napiszę nie ma znaczenia, bo jakikolwiek argument zawsze przegra z dogmatem.
Z tym przykładem domu to właśnie o to chodzi. Że postrzega się współczesnie często relacje z OSOBA na równi z relacją z RZECZĄ. W związku z czym można zmienić, gdy na horyzoncie pojawia się lepszą opcja,zmienią się warunki, coś się popsuje itp. Wydaje mi się, że Szymon wychodzi od aksjomatu: człowiek jest czymś więcej niż li tylko jednym z przedmiotów.
@@marikamalinowa3649 Absolutnie nie chodziło mi o zrównanie ze sobą relacji z drugim człowiekiem, a posiadaniem jakiejś rzeczy. Myślę, że kolejny akapit mojej wypowiedzi dobrze obrazuje, czym według mnie powinien byc związek z drugim człowiekiem i na czym powinien się opierać. Przykład z domem miał pokazać wyłącznie to, że "niekoniecznie na zawsze", nie oznacza automatycznie "tymczasowy". Uważam, że Szymon używał niewłaściwego słowa i tyle.
Odnośnie pierwszych minut filmu, sam kilka miesięcy temu doszedłem do podobnych wniosków. Otóż im dalej posunięty jest proces kulturowej dekonstrukcji monogamicznego małżeństwa (czy trwałego związku na jego kształt) tym więcej racji ma feminizm. Kobieta, która przede wszystkim inwestowała czas i wysiłek w związek, po rozwodzie autentycznie jest pokrzywdzona przez patriarchiat. Ma gorszą pozycję startową w warunkach wolnego rynku. Rzecz w tym, że treści publikowane przez feministki ewidentnie sprzyjają rozbitemu społeczeństwu, gdzie kobiety i mężczyźni często żyją jako single. Szczególnie gdy chłoną je, krytycznie nastawione do ,,beznadziejnego systemu'' dziewczęta. Już niebawem przyjdzie nam powiedzieć: ,,Feminizm to system, który stale narzeka na problemy, które sam tworzy"
Tradcucki są rozkoszne. Niby rodzinne wartości a tak naprawdę drugą strona tej samej monety co feminizm. Kobiety przestały rodzić dzieci i zajmować się domem a karier jak nie było tak nie ma.
Wspomniany odcinek "Feministki, Red Pill i wojna płci" na Wojnie Idei: ruclips.net/video/9HW321c4k7w/видео.html
EDIT: Ktoś zwrócił uwagę, że przytoczone koszty ponoszone w omawianych warunkach przez kobiety i mężczyzn nie są równoważne - Zgadza się, w dalszej części filmu wyjaśniam, że moim zdaniem kobiety są tu bardziej narażone na potencjalne problemy. Dodatkowo, patrząc na niektóre komentarze, chyba warto zaznaczyć, że tak jak jest zaznaczone np. w 5:57 i 7:40, nie mówimy tu o sytuacji w której kobieta pracuje wyłącznie w domu, tylko o sytuacji w której kobieta pracuje zawodowo, a jednocześnie prac domowych wykonuje więcej niż mężczyzna, a gdyż ten więcej czasu pracuje zawodowo.
szymon ja przeczytałem ciekawy komentarz kobiety pod twoim podcastem z człowiekiem absurdalnym gdzie wyjaśniła na przykładzie swoich koleżanek ze studiów dlaczego kobiety mogą chcieć wybierać mniej płatną pracę a odpowiedzią jest komfort to znaczy lepsze warunki krótszy czas czy elastyczne godziny etc etc
To zależy - od tego czy uznajemy dzieci za koszt, czy za inwestycję.
ehh, ale zauważ że kobiety są "gorzej" traktowane przez społeczeństwo, a mężczyźni są gorzej traktowani systemowo
@Coyote Starrk Stanooooski!
@@michawolinski314 Ani za jedno ,ani za drugie. Jak w ogóle można tak o dziecku myśleć. A jeśli dziecko będzie miało wypadek i leczenie będzie drogo kosztować,to co powiesz ze koszty za drogie. A jak było by kaleka,to ze nieopłacalna to inwestycja i nie ma co w nią kasy pakować,bo sie nie zwróci? Kto normalny tak myśli o dziecku? Ja mam troje dzieci i nie czekam aż one mi się zwrócą. Mam nadzieje ze jeszcze do wnuczków bedę mógł dołożyć.
Aż się przypomina stary meme:
“Zapytano parę staruszków jak wytrzymali ze sobą 50 lat? Odpowiedzieli: urodziliśmy się w czasach, kiedy jak coś się psuło, to się to naprawiało, a nie wyrzucało do kosza…”
"Naprawiało" czytaj żremy sie w domu jak pies z kotem i odbieramy sobie nawzajem smak życia, ale na zewnątrz będziemy udawać że wszystko gra bo co somsiad powie
@@autosan23 dokładnie, i "gdzie ja pójdę po tylu latach"
@@autosan23
to tylko część prawdy, z drugiej strony wyglądało to tak że kłócimy się i obrażamy, ale po pewnym czasie, wracamy do siebie i przepraszamy za swój błąd bądź słowa. Tak działa poprawna relacja. A że nikt nie chcę o tym mówić bo to norma, bo to nie szokuje, to się nie sprzeda, wyciąga się na światło dzienne patologie.
@@Crazy-Night Jesteś bardzo naiwnym człowiekiem.
Świat tak nie działa
nie jest nawet blisko tego. Może w jakimś minimalnym procencie albo w romantycznych bajkach.
Ale w realu to nigdy tak nie będzie działać
@@Crazy-Night moim zdaniem to wszystko zależy od osób i sytuacji więc może być w tym temacie wiele zdań
Jak to DOBRZE, ze jest taki głos w dyskusji, że mówisz o tym. Mnie jest blisko do twoich przemyśleń. Z mojej, wieloletniej małżeńskiej, perspektywy wynika, że nie warto łudzić się, że "szczęście" małżeńskie spadnie z nieba. Na to trzeba zapracować, zaufać sobie, stawiać wymagania, przebaczać, po prostu mądrze kochać. To się udaje, przy nastawieniu, ze jestesmy ze sobą na stałe, ze trzyma nas dane sobie słowo, wypowiedziane bez żadnej warunkowosci, bez gdzieś w oddali, w tyle głowy kołaczacej myśl o ewentualnej ucieczce.
Bardzo ładnie napisane.
To jeszcze dodam kilka bardziej przyziemnych rad. 1. Nigdy nie da się trafić na osobę w pełni z Tobą zgodną - trzeba iść na ustępstwa, czasem wymagać a czasem pytać, bo nie wiesz co druga osoba ma w głowie. 2. (wynika z 1) Nie ma na tym świecie Twojego "księcia z bajki" (czy tam księżniczki), nieskazitelnej mistycznej istoty idealnie dopasowanej do naszych potrzeb. Wszyscy mają wady a dziś ludzie lubią zmieniać partnerów tylko dlatego, że zobaczyli fajny profil w mediach społecznościowych. 3. Związek tymczasowy ma sens. Jak masz 15 lat. W tym wieku wybiera się szkoły i idzie na studia do innych miast. Potem raczej (nie mówię, że zawsze) powinno się szukać kogoś z kim wytrzymamy do końca udręki na tej planecie. Jeśli tego nie zrobimy szybko to marny nasz los, bo bardzo duża część sensownych osób znajdzie sobie partnera do trzydziestki. 4. Jeśli razem z partnerem myślimy w kategorii "nasze wspólne" to obojgu łatwiej jest do tego dokładać, to się nie zmarnuje podobnie jak lata naszego życia.
Pozdrawiam osoby, które nie dają się łapać na te "trendy" tymczasowych związków i będą mogli na starość do kogoś gębę otworzyć i na kogoś ponarzekać.
zawiodłem się, przeczytałem reptilianie ;
"Redpilianie" brzmiałoby nawet legitnie.
@@DilerNarkotykuf obie strony są siebie warte(Redpillowcy i feministki)
To jest absolutnie doskonale skojarzenie.
Może o reptilianach też coś jeszcze będzie, nie martw się. Tylko wątpię, czy Szymon wtedy powie, że mają rację.
Szymonie, ale dobrze dziś wyglądasz =)
Ależ bardzo dziękuję :)
Trzeba tu kogoś zaprowadzić do Tap Madl.
Niedobrze wyglądasz Szymonie. Jak byś chciał pokazać, że kryjesz wielką mądrość, ale panicznie tworzysz fasadę przed odbiorcą. Za szybko mówisz. Weź się uspokój. Przecierz nikt cię nie skrzywdzi.
Szymon jakby opalony jakiś taki
@@krzychol83 wtf co ty cpasz xD
Bardzo celny komentarz. Ludzie przestali podchodzić poważnie do związków i cały świat myśli, że przejdzie to bez konsekwencji dla społeczeństwa...
Zanim zacznie się budować związek, wypadałoby najpierw zbudować zdrową relację z tą drugą osobą, opartą na czymś więcej niż tylko popęd seksualny.
Czyli najlepiej być demiseksualnym, jak w baśniach. Seksualność budzi się dopiero po zapadnięciu w głęboką miłość. Jakie to bezpieczne.
@@damesayo4656 Bezpieczne, to prawda, ale może rodzić problemy w przypadku, gdy w relacji, tylko jedna z osób jest demiseksualna. Na zapadnięcie w głęboką miłość, moim skromnym zdaniem, potrzeba czasu. Zatem może dojść do sytuacji, w której ta druga osoba miesiącami zostaje sama, z niezaspokojoną potrzebą zbliżenia.
Nie brzmi to zbyt komfortowo, jeśliby postawić się w sytuacji owej osoby. W końcu jesteście przyjaciółmi. Lubicie spędzać ze sobą czas. Ty chcesz czegoś więcej, jednak ta druga osoba nie myśli (jeszcze) o tobie w ten sposób i nie jest ci w stanie zagwarantować, że kiedykolwiek poczuje do ciebie to co ty czujesz do niej. Nie masz wtedy pojęcia na czym stoisz i nie wiesz czy dać sobie spokój czy żyć nadzieją, że może kiedyś.
@@jmg6512 Ja mówiłam o innym, magicznym świecie, w którym wszędzie to tak działa. Czyli ta potrzeba nie istnieje wcale (w żadnym wymiarze,libido itd., żadnych problemów związanych z hormonami etc. ) Problem jest mi znany *rozkłada ręce* Jestem 24 h mediatorem w związkach, pocieszycielką, doradczynią, słuchaczką etc. (nie,że ekspertem, tak po prostu wychodzi,że ciągle ląduje w tej roli, odkąd pamiętam, trochę się nasłucham więcej niż przeciętna Kowalska i trochę bardziej jestem w to wciągana).Tylko, że to,co opisujesz,czyli ten problem jest dość straszny. Jest w nim sugestia, że normą jest odwrotność. Czyli najpierw "zaspokajania potrzeby zbliżenia, bo potrzeba jest,a co tu inwestować, jak się inwestycja nie zwróci." Ludzie czasem są zakochani całymi latami i nie wiedzą, czy ktoś to odwzajemni. Większość powie pewnie przegryw, tylko, że na to się nie ma wpływu. Możesz sobie być zajętym swoimi życiem, ale uczucie w Tobie jest. Wg mnie to głupie i rodzi jeszcze większe problemy niż "niezaspokojona potrzeba zbliżenia", jeśli ktoś by z kimś spał, żeby sobie ktoś inny nie poszedł i,żeby dać mu znać,że może "coś z tego będzie". Poza tym, brzmi jakby sypianie z kimś było właśnie tym znakiem, że ktoś jest w kimś zakochany na zabój, a przecież nie. No i w ogóle, żeby sytuacja zaistniała, że nie jesteś pewien uczuć drugiej osoby istnieje jako etap w absolutnie każdej relacji, seksualność jakaś czy inna. Zawsze jest ryzyko skrzywdzenia, wykorzystania, złamanego serca, zawsze są poświęcenia, które może kiedyś ktoś nawet wyśmieje zamiast docenić (..). No, miłość to jazda bez trzymanki. Stąd tak ważne jest zaufanie.
Z samym zbliżaniem, łatwiej, pewnie, tutaj nie ma specjalnej filozofii, wystarczy znaleźć kogoś o mniej-więcej podobnym temperamencie i jako-tako atrakcyjnego dla nas,umówić się i jest. Jak w to wchodzą uczucia...ech. Sorka, w ogóle nie spałam i paplam. Pewnie potem to przeczytam i uznam,że mogłam to napisać mądrzej, a najlepiej alegorią. Branoc.
@@damesayo4656 Broń Boże moim celem nie była sugestia, że popęd seksualny jest oznaką głębszych uczuć. Miłość i pożądanie to odrębne uczucia, które po prostu mają w zwyczaju iść w parze. Jednak pożądanie seksualne ujawnia się dużo wcześniej.
Wystarczy kilka spojrzeń, krótka wymiana zdań i człowiek z reguły już wie czy chciałby się przespać z tą drugą osobą.
Prawdziwej przyjaźni, natomiast nie można nawiązać, po jednej rozmowie, gdy ledwo znamy człowieka. Przyjaźń wymaga czasu. Osobiście uważam, że to właśnie z głębokiej przyjaźni rodzi się miłość, a pożądanie jest wtedy odrębnym elementem obecnym na każdym etapie procesu dojrzewania relacji.
W swoim oryginalnym komentarzu chciałem zasugerować żeby w budowaniu relacji partnerskiej (w początkowej fazie, gdzie raczej nie ma jeszcze mowy o miłości) skupić się bardziej na aspekcie przyjaźni niż na "uciechach cielesnych", ponieważ nie są one trwałym budulcem związku.
Niemniej jednak zdaję sobie sprawę, że potrzeba bliskości cielesnej jest dla wielu przemożna (ewolucja już o to zadbała). Dlatego również jest ważnym komponentem udanego związku, ale nie jedynym i nie najważniejszym.
Pozdrawiam i życzę przespanych nocy.
Seks to jedyne co się liczy. Nic inne nie ważne, tylko prymitywne zwierzęce popędy. W ogóle, to pan La Vey twierdził, że ludzie są tylko zwierzętami i szkodzą sobie, udając jakiekolwiek normy i zasady.
Właściwie cieszę się, że robisz te nagrania. Dzięki temu łatwiej nazwać mi to uczucie z tyłu głowy.
Smutne jest to że zestawiając dwie osoby ktore maja odmienne podejście do związku, ta która ma podejście tymczasowe zyska. Nic dziwnego że samotność rośnie w siłę.
Najczęściej jest tak że jak ktoś ma podejście tymczasowe to może dotyczyć tej osoby, z którą jest..jak spotka właściwą to może być z tego stały związek..life is brutal
Przykład idzie z góry - Jacek Kurski zostawił żone i dzieci dla kochanki a następnie dostał rozwód kościelny żeby móc jeszcze raz wziąść ślub kościelny. Ludzie widzą takie coś to nie ma co się dziwić że myślą o sobie i swojej wygodzie , tymbardziej że nie mają takich zasobów jak prezes TVP
Samemu lepiej
@@BG-up3ssNie istnieje rozwód kościelny, Kurski nie dostał rozwodu, tylko udpwodnil, że małżeństwo zostało zawarte bezprawnie i nie doszło do sakramentu małżeństwa.
Tak patrzę sobie czasami na moich dziadków, którzy są razem od blisko 60 lat i dalej kochają się jak wariaci. Piękne ❤ nie wyobrażam sobie innego związku.
To przypadek piękny, ale anegdotyczny. Takie związki istnieją w głębokiej mniejszości, są wyjątkiem od dużo smutniejszej reguły.
W dzisiejszych czasach nie wiem czy to sie wydarzy.
Te stare pokolenia z przed wojny,i po wojnie jeszcze tak długo potrafiły być ze sobą, dziś to już praktycznie niemożliwe, smutne ale prawdziwe...😛
Zgadnij z jakich czasów pochodzi ich model małżeństwa
@@plammber Z czasów kiedy kobiety były całkowicie uzależnione od męża ?..milczały gdy były bite i poniżane?
Świetny materiał. Gratuluję głębokiego i bardzo mądrego podejścia do tematu który w dzisiejszych czasach coraz częściej odwraca się do góry nogami.
Ja mam wrażenie, że młodzi ludzie jak już wchodzą w związek to się angażują i raczej nie myślą na co dzień że byle do pierwszej kłótni i uciekam. Ludzie są bardziej świadomi tego, że jak ktoś po czasie zaczyna pokazywać, że jest przemocowy, albo manipuluje no to faktycznie trzeba się ewakuować. Poza tym jest jeszcze jedna kwestia. Powiedzmy, że jest szczęśliwy, trwały i długoletni związek i nagle mężczyzna zachoruje albo zginie w wypadku. W tym momencie kobieta jest bardzo na przegranej pozycji, a jeżeli chodzi o chorobę to przegrani są oboje bo nagle traci się większy dochód, a na utrzymaniu są już 2 osoby z czego jedna pochłania znacznie więcej pieniędzy ze względu na leki. Myślę, że tego typu różnych sytuacji jest masa i dobrze, że te kwestie są poruszane. Szkoda tylko, że często są wyśmiewane co tylko wzbudza złość, a to nie sprzyja żadnej dyskusji
Moi rodzice nie potrafili stworzyć udanego małżeństwa. Zakończyło się ono w końcu rozwodem, próbą wrócenia do siebie i ponownym rozstaniem. Moja nerwica, depresja i kilkanaście terapii chyba dobrze świadczą o efekcie takie stanu rzeczy. Natomiast ta sytuacja miała jeszcze jeden efekt. We wczesnej dorosłości nie wierzyłam w małżeństwo. I w sumie trudno się temu dziwić, skoro dorastając widziałam tylko jak się nie tworzy małżeństwa. Moi dziadkowie byli dużo lepszym wzorcem, no ale mimo wszystko, to rodzice wywarli ten najsilniejszy wpływ na moje przekonania w tej kwestii. W chwili obecnej jestem już prawie 21 lat w stałym, chociaż nieformalnym związku. Myślę, że te przekonania na temat związków, które wyniosłam z domu rodzinnego mam już za sobą. Przepracowanie ich nie było proste. Chociażby taki jeden kwiatek, który był mi powtarzany, jako małodej dziewczynie, to jak to facetowi nie można nigdy powiedzieć całej prawdy (a że mówienie całej prawdy mojemu ojcu jest obarczone pewnym ryzykiem, że zostanie ona wykorzystana przeciwko tobie, to rozumiem utwierdzanie się w tym przekonaniu mojej mamy, ale teraz już wiem, że nie jest to absolutnie uniwersalne). Nie wiem skąd mam w sobie mimo wszystko zamiłowanie do prawdy, bo wystarczyła mi jedna kłótnia z moim partnerem o mój brak szczerości, żebym zrozumiała, jaka to była straszna bzdura. Teraz nie wyobrażam sobie związku bez szczerości. Dla mnie to też ogromna ulga, bo nigdy nie umiałam i nie lubiłam kłamać lub czegoś zatajać. To było takie wypowiedziane przekonanie. Ale było też wiele niewypowiedzianych, które de facto były projekcją żalów moich rodziców do tego drugiego, a u mnie manifestowały się jako lęk, że u mnie też tak będzie. Musiałam się przekonać sama, że jednak nie było.
Nie podważam w żaden sposób tego, o czym Szymon mówił w filmie. Ot, jeden z przykładów, jak niechęć do formalizacji związków może się propagować. Kto wie, czy gdybym trafiła na mniej wyrozumiałego partnera, to nie powieliłabym schematu moich rodziców w taki czy inny sposób. Wiele osób z rozbitych rodzin ma problem z wejściem w stały związek.
Tak działa ewolucja. Osoby które z powodu jakichs cech nie są w stanie stworzyć trwałego związku i posiadać szczęsliwej rodziny z dziećmi - takie osoby nie posiadają dzieci, nie posiadają potomków i "znikają" z historii. Pozstają ludzie którzy są w stanie stworzyć związek i wychować dzieci. Nie chcę żeby to było źle odebrane.
@@TrockeyTrockey Spokojnie, mam już to przepracowane. Tak się składa, że depresja uniemożliwiła mi posiadanie dzieci, kiedy miałam na to największą szanse. A kiedy terapia przywróciła mnie do względnej normalności i starania się o potomstwo przyszedł nowotwór i już dzieci biologicznych mieć nie mogę. Na początku był to cios, ale najwyraźniej tak miało być. A też jako ludzie, geny to nie wszystko, co możemy przekazać dalej.
@@lilijagaming , w takim razie zdrowia życzę. Pozdrawiam
@Green Goblin a w którym miejscu narzekam?
@Green Goblin Jakiś problemem?
Od pewnego momentu film zmienia się w "podstawy teorii gier"
Szymonie, to tak zabrzmiało (cały Twój wywód), jakby można było albo w pełni zaufać drugiej osobie, albo uznać, że prędzej czy później odejdzie i przygotować się na najgorsze. Myślę, ze można tworzyć związek, ufając drugiej osobie i nawet poświęcając swój czas i wysiłek (który nigdy nam się nie zwróci), mając jednocześnie świadomość, gdzieś z tyłu głowy, że to może nie trwać wiecznie. Partner czy partnerka mogą nas zostawić. Co więcej, mogą po prostu umrzeć. Nagle, niespodziewanie. Myślę, że warto o tym myśleć, tworząc związek. Co zrobię, jeśli tej drugiej osoby zabraknie? Z jakiegokolwiek powodu. Co zrobię z moimi dziećmi? Czy będę w stanie samotnie zapewnić im dobrobyt? To naprawdę nie są głupie pytania. I nie dotyczą tylko sytuacji, w której ktoś kogoś zostawia, bo tak. W jakiej sytuacji będzie kobieta, która przez większość życia opiekowała się dziećmi i domem, gdy mąż ją zostawi? Albo umrze? A w jakiej sytuacji będzie taka, która postawiła na edukację i doświadczenie zawodowe?
Pytanie co ludzie mają na myśli mówiąc "w najgorszym wypadku się rozwiedziemy". Ja mojej żonie też mówiłem, że każdego dnia mogę nagle umrzeć albo śmiertelnie zachoruję i z tym trzeba się liczyć, co bynajmniej nie miało znaczyć, że coś takiego planuję :D Po prostu biorę pod uwagę, jak każdą inną ewentualność. Noszenie przy sobie deklaracji o oddaniu organów w przypadku śmierci to też nie jest igranie z losem, co zwykły ludzki pragmatyzm.
Tym bardziej, że w przypadku rozwodów liczby nie pocieszają - rozchodzi się co drugie/trzecie małżeństwo. Od wielu rozwodników słyszy się o rozpadzie związku po wielu latach dobrego małżeństwa. Człowiek pokorny myśli sobie w takich sytuacjach "kim ja jestem, aby czuć się lepszy od tych, którym się nie udało? Skąd mam mieć pewność, że moje życie potoczy się inaczej?" Zdarzyć się może dosłownie wszystko, także dla mnie taka postawa może zarówno oznaczać postmodernistyczne podejście do związków jako takich, jak i wręcz przeciwnie - pragmatyzm i pokorę wobec przewrotności losu.
Ziemniak, dobrze piszesz, jestem na tyle długo żonaty, że wiem jak czasem rzeczy przypadkowe i nieprzewidywalne o szczęściu Pokorą jest mega ważna. Trafiłem na odpowiednią kobietę i ja szanuje Miałem pokusy ciurkania się z innymi ale się nie ciurlalem
👏👏
Jeden z najlepszych odcinków. Brawo
Chciałbym kiedyś potrafić opowiadać tak jak ty :D. Jak zwykle wspanialy materiał!
Pierwszy problem tkwi w tym, że środowiska feministyczne stoją murem i zapewniają bezkarność nadużywającym męskiego zaufania siostrom w jajnikach. Drugi to ten, że załatwiają obecnie wszelkie możliwe sposoby karania facetów którzy nadużywają zaufania kobiet. Przy okazji karanie obejmuje też mężczyzn którzy winni nie są. Po prostu zbiorowa odpowiedzialność. Nawet jeśli nie jest winien to na pewno mu się należy. Nie ma co udawać, że obecna sytuacja jest normalna!! Nie jest!!! A swoją drogą. Średnio małżeństwo trwa obecnie 3 lata. Bo tyle trwa "chemia" - zauroczenie nowością partnera. To gdzie tu ma być miejsce na zaufanie?
Czekam jeszcze na prawną i społeczną analizę intercyzy :D Fantastyczny film :)
Niektórzy chcieliby pewnie, żeby można było zawierać związki partnerskie a potem rozwiązywać je przez Internet.
.
A nie, czekaj...
W Chinach można złożyć wniosek o rozwód przez WeChat.
A co niby te związki partnerskie miałyby gwarantować i komu? Po co zawierać taki kontrakt, zwłaszcza jeśli obsługuje on interesy tylko jednej strony?
@@JohnnyRebVlog Dlaczego jednej? Jeżeli facet ma np żonę ubezwłasnowolniona w szpitalu psychiatrycznym ..i jest w związku z inną..to taki związek jest dobry dla niego i dla tej kobiety..no nie? Wiem że przykład niszowy ale takie przypadki sa
Nie dziwi mnie fakt, że małżeństwa często się rozpadają. Jakby na to nie patrzeć, jedną z najbardziej charakterystycznych cech naszej epoki jest egoizm. Małżeństwo powinno być oparte o altruizm, bezinteresowność. To nawet nie jest kwestia tego, że "razem jesteśmy bezpieczniejsi", tylko o to, że ta druga osoba jest przy mnie bezpieczna. Powinno to stanowić wartość samą w sobie. A jest to możliwe tylko wtedy, gdy obie strony przyjmą taką perspektywę
Cechą naszej epoki jest egoizm czy ogólnie cechą ludzi jest egoizm;d
@@maghnib2806 O, ile jest w tym ziarno prawdy, to dekady różnią się między sobą.
W przeszłości wychowanie usiłowało zmniejszyć ten naturalny dla ludzi egoizm.
Ówcześnie altruizm widzi się jako naiwny. No to naturalny ludzki egoizm już zupełnie nie ma przeszkód.
Dlatego, że nie ma czegoś takiego jak "zdrowy egoizm". Jasne, szacunek do samego siebie, wyznaczanie granic, ocenianie co udźwignę,a co nie...tymczasem lekcje o zdrowym egoizmie biorą sobie do serca egoiści prawdziwi i idą z nimi do altruistów, którzy są w ich oczach po prostu frajerami.
Jebać altruizm, jestem silny bo jestem egoistą! Tylko moja korzyść się liczy, nikt inny tylko moja wola!
@@damesayo4656 bo są. Dobro i zło to bajeczki dla tych, co boją się sięgnąć po prawdziwą potęgę.
Zakładasz, że to wszystko wynika z egoizmu i skupiania się na sobie. Ja myślę, że za bardzo idealizujesz niegdysiejsze związki. Wiele ludzi z naszego pokolenia po prostu było świadkami okropnych związków swoich rodziców, fałszu, zdrad, dulszczyzny. Nie chcemy być zależni od czyichś fanaberii.
To szczerze współczuję że nie znaleźliście lepszego życia, a jedyne co możecie zrobić to bycie anty-wasi-rodzice. Bardzo zrozumiałe bo raz wbite w głowę patologie przy wychowaniu nie są znowu takie łatwe do sprostowania.
Dokładnie. Trwałość polegająca na cotygodniowym wpi***lu. Ale normy były przecież lepsze i związki "trwalsze" 😂
@@funkymonks8333 nie chodzi o pokolenie naszych rodziców a w każdym razie nie tylko. Idealizowanie związków tylko na podstawie ich trwałości jest po prostu naiwne.
@@funkymonks8333 i nie chodzi o żadne furtki i zakładanie że związek będzie nietrwały. Raczej każdy normalny człowiek chce budować trwały związek. A to że nie wychodzi, to inna sprawa, zwracam tylko uwagę że niekoniecznie wynika ona z egoizmu.
@@kamilajagoda8159 nie wiem skąd została wzięta ta "idealizacja" ale dobra
dobra rozkmina Szymon
A dziękuję :)
bardzo fajny film, wszedłem z myślą zebrania kolejnych informacji do rozmawiania z ludźmi a wyszedłem z wnioskiem (nie pierwszym do którego udało mi się dojść przy twojej pomocy) jaki był jeden z powodów przez które rozpadły mi się poprzednie relacje romantyczne
niech zgadnę grałeś w grę pod tytułem "Białry rycerz" czy "miły facet" ?
Wygląda więc na to, że najwięcej racji mają Konserwatyści: twierdzą, że znormalizowano chyba zbyt wiele, tworząc bezsensowny konflikt, który nikomu nie służy i w tym przypadku ja przynajmniej bym się zgodził z taką perspektywą.
Konserwatyści robią wiecej szkody niż pożytku. Taka Konfederacja skupisko wykolejeńców.
Jeden z najważniejszych filmów na tym kanale moim zdaniem
A może najlepsze rozwiązanie jest to po środku - zarówno ja jak i mój mąż zakładamy że będziemy razem do końca, że będziemy w razie kryzysów szukać pomocy no w terapii dla par. Jednocześnie każde z nas buduje poza wspólnotą coś swojego, coś o co mógłby się oprzeć i samodzielnie stanąć na nogi w sytuacji gdy przykładowo któreś z nas zginie w wypadku, zdradzi, odbije mu i odejdzie itp.
Sytuacja w której kobieta jest tylko panią domu i nie ma własnych zarobków jest cholernie ryzykowna. Wolimy się więc zabezpieczać i być razem dlatego że tak wybieramy i chcemy a nie dlatego że musimy, bo bez siebie nie damy sobie rady w życiu. Taka sytuacja w której jestem z mężem który przykładowo wpadłby w alkoholizm i zaczął mnie bić, a ja nie mam jak się ewakuować jest potworną wizją. Dlatego też zdecydowaliśmy się na w miarę równe rozłożenie sił, razem wykonujemy obowiązki domowe, każde z nas zarabia, każde z nas ma oszczędności własne. Mamy też budżet wspólny, wspólne oszczędności i wspólne plany. 3 lata po ślubie
Małżeństwo jest zaje..ste, jedna z najlepszych rzeczy jakie mi się przydarzyły :) Robisz świetną robotę Szymonie, obejrzałem już prawie wszystkie filmiki z obydwu kanałów i cieszę się, że będzie ich teraz więcej, szkoda, że nie mam hajsu żeby zostać patronem i wspierać, ale polecam wszystkim znajomym Twoje kanały :)
Jak długo jesteś żonaty? :D
@@Eghizio z żoną jestem od ok.12 lat ale dopiero jakieś 3 lata temu wzięliśmy ślub, niepotrzebnie zwlekałem hehe
@@Eghizio
Poczytaj sobie na google
ORWELL W HISZPANII
Zanim sobie wyrobisz zdanie.
Tyle moge doradzić.
Czyli oba środowiska patrzą na skutki problemu, które ich zdaniem trzeba zniwelować, ale nie patrzą się na źródło problemu? Rzekłbym: typowe.
Jedna strona jest przyczyną, druga skutkiem
Będzie wywiad z p. Korwinem? :D
Trzeba poprosi panią Jaruzelską o telefon
Lepiej nie. Nic nowego nie powie.
@@tomekpolewski To zależy jakie postawisz mu pytania
@@geraxaner Dokładnie
@@maciejpiotrowski7564 albo kałacha xd
Bardzo dobry materiał, idealne podsumowanie dlaczego mam opory do wejścia w nową relację. Chciałbym kiedyś mieć żonę i udane małżeństwo, ale póki co nie widzę na to szans. Możliwe, że nigdy to się nie stanie, ale jestem w stanie zaakceptować ten fakt.
Ale facet do tematu podchodzi z dupy. Po pierwsze 70% kobiet inicjuje rozwód. Po drugie sprzątanie, gotowanie, zajmowanie się dziećmi to raz żadna robota, a dwa może ja robić każdy. Facet po to idzie do pracy bo może zarobić więcej, ze względu na swoje umiejętności. Długo można by rozwijać ten temat ale na pewno nie w sposób co ten Pan.
@@bART_asGdyby to była żadna robota, to nikt by tego od kobiet nie wymagał. Musisz pamiętać, że on specjalnie stara się przedstawiać bezstronną (a może wręcz obustronną) perspektywę. Nie próbuje nikomu narzucać wniosków.
@@sharavy6851 no ale coś musicie w domu robić, bo co byś robiła innego - naprawy i remonty 🤔 ja mogę robić wszystko, tylko wtedy po co mi kobieta w domu.
Tradycyjne role i normy społeczne, gdzie facet zarabia, a kobieta zajmuje się domem stawiają kobiety jako podległe mężczyznom. Brak pieniędzy i kariery oznacza brak wolności gdy jedna ze stron nie dotrzymuje przyrzeczenia miłości i wierności. Dlatego osoby w związku powinny mieć podstawę, by móc funkcjonować poza związkiem. Można angażować całego siebie, tworzyć trwałe związki w którym to kobieta pracuje więcej, a facet zajmuje się domem. Samemu tworzyć te normy między sobą.
Takie są źle dla kobiet i mężczyzn
Dokładnie tak kobiety chcą się rozwijać i również zdobywać umiejętności , nie będąc zależnym i poddanym mężczyźnie jak to dawniej było, w pełni to rozumiem i to właśnie dlatego kobiety, często również i mężczyźni z trochę innych przyczyn odsuwają się od tradycyjnej rodziny bo nie chcą mieć narzuconych norm ,które budują w nich że mają być tacy a nie inni wpajając w nich już jako małe dzieci ,to jacy mają być jak się zachowywać co lubić ,czym się bawić i co mogą a co nie tylko i wyłącznie patrząc na to czy mają chuja czy nie
Nie trzeba zakładać, że coś jest tylko na chwilę, by być przygotowanym na niespodziewane. Zawsze warto myśleć, co by było gdyby i w miarę możliwości się zabezpieczać. Bo np. może się zdarzyć takie nieszczęście, że jedna osoba w małżeństwie umrze. Tragedia, ale życie jednej z osób będzie trwało dalej. I co teraz? Jeśli podczas trwania małżeństwa przestała być samodzielna, to będzie miała wielki problem, bo miną lata zanim uzyska te umiejętności, których postanowiła nie rozwijać będąc w związku, ponieważ rozwijała je u siebie ta druga osoba.
I cyk, pierwszy odcinek bez demonetyzacji C:
Szkoda że ludzie myślą "co ja z tego mam", a nie "czy to co robię uczyni osobę którą kocham (?) szczęśliwą"🙁
Dobry temat, jak zwykle merytorycznie i dość dokładnie omówiony. Kiedy mówiłeś o tymczasowości związków i nastawieniu na korzyści własne, natychmiast przyszło mi do głowy, jak można by pociągnąć temat podstaw, motywacji budowania relacji damsko-męskich. Tutaj świetnie byłoby sięgnąć, gdyby ktoś był zainteresowany, do Ericha Fromma "O sztuce miłości" i do Alaina de Bottona - wykład "Why You Will Marry the Wrong Person" albo film "How Romanticism Ruined Love" (niestety na razie tylko po angielsku). Polecam i życzę miłej lektury / oglądania /słuchania ;)
Bzdury, a nie dobry temat. Facet podstaw nie zna tego tematu, a się wypowiada.
Zakładanie "tymczasowości" związku jest daleko bardziej niedoskonałe niż zakładanie jego trwałości.
Ludzie w trwałym związku sobie ufają i ufają, że to zaufanie nie zostanie nadwyrężone i nigdy nawet nie powinno być sytuacji, która mogłaby doprowadzić do czegoś takiego.
W "tymczasowym" związku zaufanie jest nikłe, albo wręcz staje się bronią, tak jak sekrety i te wszystkie rzeczy, które ludzie wiedzą o drugiej połówce.
Nie rozumiem co ma wspólnego prognozowana "trwałość" związku do zaufania. W trwałych związkach nie zdarzają się nadużycia? W trwałych związkach nie ma przemocy? W trwałych związkach nie ma wywlekania brudów i obsmarowywania partnera przed światem? Większość ludzi albo jest z natury ufna albo nieufna i nie ma większego znaczenia jaką mają perspektywę na długość związku. Osoby zakładające tymczasowość związku mogą jednocześnie zakładać, że będą się rozstawać bez wojen i robienia sobie świństw. Osoby zakładające trwałość związku do grobowej deski mogą za to zakładać, że partner będzie miał spokojniejszą głowę jak mu się nie będzie wszystkiego mówić, albo wręcz będzie się go jawnie okłamywać (na przykład częste w związkach, w których kobieta nie pracuje zawodowo: "oj tą torebkę to w promocji kupiłam za parę złotych", "ta sukienka wcale nie jest nowa, od lat leżała w szafie").
@Monika Sienkiewicz
Bardzo ciekawa perspektywa. Zakładanie na starcie, że związek nie będzie trwały, będzie powodowało problemy od samego początku. Niewielu ludzi zakłada na starcie, że związek ma być nietrwały ale kojarzę takie osoby. Ważne aby dobrze znosili niski poziom zaufania.
@@Draber2b Chodzi mi raczej o zakładanie z góry, że jak się nie uda, to nic się nie stanie. Nie trzeba pracować nad związkiem, bo zawsze znajdzie się ktoś nowy - po prostu wymiana partnera na "inny model".
Szczerze otworzyłeś mi oczy z tym, że przecież po rozwodzie kobieta zajmująca się domem traci to, co osiągnęła, a my jako grupa pracująca wszystkie osiągnięcia zawodowe zostawiamy. Zwykle miałem takie "ale czemu kobieta ma coś dostawać po rozwodzie skoro facet na to zapracował" - teraz to rozumiem i wstyd mi za moje poprzednie postrzeganie tego tematu. Na szczęście podejście do małżeństwa mam takie samo, czyli budowanie coś trwałego, nie tymczasowego. Robisz dobrą robotę. Dziękuje i Pozdrawiam
Feministki nie protestują jak po rozwodzie sąd w 90% przypadków daje im dzieci. Nie mówią wtedy o narzucaniu im wychowania dzieci. Nie walczą o równość...
Panie - Pan żeś się wczoraj urodził? Przecież to nie chodzi o dzieci, tylko o alimenty i możliwość mszczenia się na byłym przez alienację..
@@antoinehalik Wszystkie kobiety złe!!! Szymon przecież przestrzegał przed postrzeganiem drugiej płci jako wrogów ( z obu stron )
Żeby mieć dziecko przy sobie najpierw trzeba je rok tworzyć a potem w bólach urodzić. Jeden plemnik to jeszcze nie dziecko.
Masz bardzo dobry radiowy głos gościu 😉,a ponadto widać że znasz się na tych tematach i potrafisz to w mądry sposób przekazać.
Otwierasz mi głowę na nowe perspektywy
To co on mówi to stare dobre chrześcijańskie małżeństwo. Sprawdź Pulikowskiego
Połknij "red pill" to dopiero Ci się głowa otworzy.
Dawno nie widziałem tak genialnego filmu.
Dzięki za wartościowy materiał
To co się dzieje w społeczeństwie zaczyna przypominać Eksperyment Calhouna.
To już trwa od co najmniej kilkunastu lat. W 2013 o tym pisałem.
Bardzo ciekawy materiał ❤
Tylko czy gdy istnieje norma trwałości związków to powoduję ona piętnowanie rozwodników (przynajmniej tak to teraz wygląda). A gdy nie udaje się dogadać, brakuję zaufania w związku, a zwłaszcza gdy pojawia się przemoc może nie warto dokładać takiej osobie
Wiesz kiedys bylo tak ze często ktos kto bil zone dostawal poprostu wpierdol od jej braci, ojca, czy sasiada. Tak wiem to nie reguła, ale nadal takie cos nie bylo niczym dziwnym.
Wyobraz teraz sobie z dzisiejszym liberalnym podejsciem "wtracic" sie w czyjes prywatne sprawy.
@@adamstepien2465 Zastanawia mnie czy rozwiązywało to problem i czy pozwalało to zbudować związek taki jak Szymon opisuję w filmie
@@MsHitem znaxzy wiesz silne wiezy rodzinne to cos co przydaje sie nie zaleznie od sytuacji
@@adamstepien2465 jest na odwrót :) Wcześniej tragedie w domu zostawały w domu. Sąsiedzi nie wtrącali się, nie reagowali
@@adamstepien2465 kiedyś byle zjebane czasy . Wolę jak o wszystkim decyduje panstwo lewicowo progresywne
Po pierwsze jeśli ktoś rozstaje się w wersji lajtowej, to nie kochał, albo nie kochał od dawna, a raczej zawarł układ, spółkę z której chciał głównie coś wycisnąć dla siebie. Po drugie znormalizowanie rozstawania się z powodu typu "bo już mi przeszło" jest głupie, bo gdyby te same osoby zapytać czy zgodziłyby się na złożenie przysięgi małżeńskiej z tekstem "biorę sobie ciebie za małżonka, ale jak mi się znudzisz, to odchodzę i już", to takich zawiązków byłoby zawieranych jeszcze mniej jak teraz Choć oczywiście nadal były związki nieformalne... Trzecia sprawa, to ten podział ról i korzyści z niego wynikające. Chciałbym przypomnieć, że klasycznym przykładem jest sytuacja, że kiedy kobieta zajmuje się więcej domem i dziećmi, a mężczyzna wtedy pnie się po szczeblach kariery, to z czasem jest tak zmęczony, że nie ma na nic ochoty. No i żona znajduje sobie kochanka, a małżeństwo się rozpada. Z czyjej winy i kto najbardziej chce tego rozwodu? Teraz druga wersja. Mężczyzna odpuszcza sobie nadgodziny w pracy, robi te 8 godzin, wraca do domu, zje obiad, wypije piwo, pozmywa naczynia, coś pogrzebie przy samochodzie, jak trzeba to rano zawozi dzieci do przedszkola i szkoły, itp. No i okazuje się, że budżet domowy jest w kiepskim stanie. Co robi żona? Suszy mu głowę, że jest nieudacznikiem, bo nie potrafi zarabiać porządnie. Znajduje sobie kochanka, Małżeństwo się rozpada itd. O jakich korzyściach my tu mówimy? Bo jeśli będziemy ograniczać to wyrażenie tylko do korzyści takich jak prestiż i duże pieniądze z powodu wysokiego stanowiska, co oczywiście daję lepszą drogę startową na przyszłość, to jednak tak jakbyś nie dawali przyzwolenia mężczyźnie na to, że może on normalnie kochać i czuć bardzo boleśnie utratę miłości. Pan Prezes Iksiński jeżdżący maybachem również może przechodzić ciężkie załamanie i depresję, a są i tacy którzy wybirają drogę ostateczną.
Myślę, że dobrze byłoby usłyszeć ową perspektywę Twojej żony z jej ust.
czemu
co jego żona ma ci nadzwyczajnego powiedzieć? w sensie nie wiedziałeś że kobiety na ogół wkładają więcej wysiłku w dom?
@@mat-zn7kz to nie kwestia czy coś wiedziałem czy nie. Zwyczajnie fajnie byłoby to usłyszeć bezpośrednio , a nie przez rzecznika. Tyle i aż tyle.
@maciejl20 wystarczy nie być frajerem i mierzyć siły na zamiary... kto ci każe kupować dom na kredyt? jak nie potrafisz powiedzieć kobiecie że możecie mieć dom jeśli ona też będzie pracować bo sam nie wyrobisz, a jak nie to kupujecie mieszkanie, to jest to frajerstwo i taki facet ma na co zasługuje... nawet mi takiego simpa nie szkoda
@maciejl20 co z tego że wszyscy kupują na kredyt? wszyscy też się użalają jakie to życie jest złe na czele z tobą widzę... nie rozumiem trochę sensu tej konwersacji, ktoś ci każe kupować dom na kredyt i pracować od rana do wieczora?
"Niewypełniana norma rodzi ryzyko niepowodzenia, ale brak normy niemal nie daje szansy na powodzenie." (Minimalnie przeformułowane.)
Przypomniała mi się rozmowa z aktywistą Gender, którego głownym argumentem było to, że ponieważ "żaden mężczyzna nie jest w 100% stereotypowym mężczyzną, a żadna kobieta nie jest w 100% stereotypową kobietą" to podział na płci jest bezsensowny. Taki sam poziom absurdu co powiedzenie, że skoro głos 1 osoby w wyborach został unieważniony to idea wyborów nie ma sensu.
Ale jeżeli chodzi o płeć urzędową, to po co nam ona? Wtedy zniknęłyby wszelkie nierówności względem prawa
@Mruuuczek Chodziło mi o status prawny. Nie wiem czy w Twojej wypowiedzi chodzi o pracę, czy o sport, ale w tym 1 to zależy od jednostki jakie ma predyspozycje, a jeżeli chodzi o sport, to po prostu organizator zawodów niech zadba o weryfikację płci
@@jakubbienkowski5334 "Ale jeżeli chodzi o płeć urzędową, to po co nam ona? Wtedy zniknęłyby wszelkie nierówności względem prawa" Tylko, że kobiety mają takie same prawa jak mężczyźni więc nie wiem po co usuwać status płci z prawa. Nierówności i tak zawsze będą bo tego się nie przeskoczy, a im więcej będzie się usuwało barier tym bardziej będzie się manifestowała różnica między płciami. Kobiety i mężczyźni są różni i nawet jeśli usuniesz z prawa płcie, to biologii nie oszukasz.
@@lampl6316 Różnice w prawie istnieją (np. wiek emerytalny, prawo do sterylizacji ). Usunięcie płci z prawa uniemożliwiałoby istnienie nierówności. Co do różnic biologicznych to się zgadzam. Nigdzie nie wspomniałem, że różnice biologiczne są do zlikwidowania
Też widziałem taką argumentacje. "A widziałeś 100% mężczyznę i 100% kobietę".
Ja miałem dyskusje z pewną aktywistką LGBT, która twierdziła, że nikt nie jest w 100% hetero, więc można uznać ludzi za w większości homoseksualnych XD
Dzięki za treść!
Dlatego też Panowie. Małżeństwo tylko z pełną rozdzielnością majątkową. Bawią mnie te dane prac w domu. A gdzie są prace fizyczne przy domu, jeśli ktoś ma dom, lub mieszka na wsi to wie o co chodzi. Kto najczęściej zabiera samochód do mechanika lub sam coś przy nim dłubie, kto zajmuje się obejściem domu? Na wsi jest jeszcze więcej prac fizycznych, odśnieżanie, przygotowanie drewna na opał, drobne naprawy w domu i na zewnątrz domu. Te dane nigdy nikogo nie interesowały, ciekawe czemu. Moja koleżanka remontuje mieszkanie. Zgadnijmy, kto wykonuje wszystkie prace, których nikomu mnie zlecają? Zgadliscie Panowie... Więc naprawdę te bzdury o zajmowaniu się domem możemy pominąć. Posprzątanie domu to góra 2 godziny raz na 3 dni. Zmywanie-zmywarka, pranie-pralka, rozwieszenie prania na suszarce? 10 minut max raz na 2-3 dni. Gotowanie? Obiad robi się w 30 minut słuchają przy tym muzyki. Wiem to gdyż od zawsze sam sobie gotuje jaki wykonuje wszystkie inne czynności w domu. Czyli wszystkie prace domowe tygodniowo to śmieszne 10 godzin. Jeśli masz dzieci to na pewno wiecej.
I tak na koniec o tym bezwzględny programowaniu i ograniczaniu kobiet w rozwoju i podejmowaniu ambitnych zawodów. Mam nadzieję, że każdy wie co to kraje skandynawskie. Mam nadzieję, że wiecie o tym, że te kraje mają najsilniej rozwinięte prawo mające zapobiegać dyskryminowaniu kobiet w pracy. Badania ostatniej dekady pokazały, że w krajach skandynawskich kobiety dużo chętnie podejmują zawody związane z opieką nad innymi niż np w Polsce, Niemczech, USA its itp. Mając socjalna opiekę Państwa, kobiety wypieku się na bycie inżynierami, naukowcami, lekarzami ect. To tyle dla tych szalonych feministek brudzących o Patryjarchacie. Dane statystyczne nie kłamią, kłamią ludzie się z nimi sprzedający!!!
Super odcinek! Uderzyłeś w sedno moich rozterek. Teraz rozumiem skąd się brały.
Redpill nie zakłada wyciągnięcie ze związku jak najwięcej. MGTOW zakłada skupienie się na samorozwoju a nie poświęcenia się dla związku
Dlatego moim zdaniem MGTOW w dłuższej perspektywie jest szkodliwe.
@@Iceman-rn8pg dla społeczeństwa? Tak, dla jednostki raczej nie
@@sali32123 dla jednostki również, ale w dłuższej perspektywie.
@@Iceman-rn8pg Wchodzenie w dłuższy, oficjalny związek jest szkodliwszy w perspektywie długoterminowej, niż mgtow. Mgtow to mniejsze zło
@@Michal.s1554 zależy od partnera/partnerki. MGTOW promuje podejście indywidualistyczne, na pewno na plus jest samorozwój, ale podejście względem zwiazków nie napawa optymizmem. Tak nie napawa optymizmem wchodzenie w związek. Tak źle i tak niedobrze.
Świetny filmik, Szymon! Idealnie wszystko opisałeś.
Moja ... ( nie wiem jak nazwać, bo nie wiem jak ona postrzega naszą relację) podesłała mi twój odcinek. Wychowywałem się w tradycyjnym założeniu że "Kobieta do Garów, Dzieci, niech poda piwo, pachnie i najlepiej by jeszcze obciągała" ale too podejście mi się Nieee podoba. Dlatego wolę kulturę skandynawską. U Norwegów czy Szwedów, oboje zajmują się domem, oboje pracują, oboje się wspierają i zamieniają obowiązkami. Oboje pracują na swoją miłość, ale oboje nie rezygnują z kariery. Too o wiele zdrowsze podejście niż typowe Januszowe w Polsce, Niemczech lub innych miastach Europejskich. - - - Nie rozumiem podejścia ludzi do związków. Jeżeli jestem dorosły, to jestem też ODPOWIEDZIALNY ! A to nie znaczy że wezmę rozwód bo coś mi nie odpowiada u partnera/partnerki. Odpowiedzialny, Dojrzały, Dorosły to człowiek który potrafi dogadać się z innymi. Zwłaszcza z osobą którą rzekomo kocha. W tym jest problem. Faceci nie lubią mówić. A kobiety czekają aż facet się "domyśli". Ale po to do chol... mamy mowę, język. To przez brak rozmów między dwojgiem powstają skutki pokroju kłótni, rozwodów, emancypacja kobiet. Nie dziwi mnie takie podejście kobiet, bo faceci sami są sobie winnymi. Przeważnie postrzegają przedmiotowo, skupiają uwagę tylko gdy czegoś chcą np. sexu a później liczą na to że brzuch zniknie lub kobieta potulnie urodzi i będzie robiła mu za 2 matkę. A on w najlepsze dalej bawił
Bardzo ciekawe przemyślenia, dziękuję za film, bardzo miło się słuchało :D
Cieszę się, że się podobał :)
Rozwód- Normalka(dla wygody)
Aborcja- Normalka(dla wygody)
Zajmowanie się SWOIM domem- przykry obowiązek lub wręcz niewolnictwo
Praca zawodowa- każdy dla siebie bo wspólnota nie istnieje
Partnerstwo- wypominamy sobie gdy ktoś musi się nieco bardziej poświęcić
Związek- tylko jeśli się opłaca
Bardzo dobry materiał.
Bardzo brakuje mi w Twojej retoryce założenia, że dwie osoby chcą aby ich związek był trwały i nierozerwalny, jednak nie chcą się bezwzględnie uzależnić od tej drugiej osoby. Niestety bardzo często naiwnie wierzymy, że ta druga połówka nas nie wykorzysta, a czasami tak nie jest. Z mojej perspektywy może to być kwestia czasu. Im dłużej z kimś jesteśmy tym bardziej zależni od siebie jesteśmy. Jednak racjonalny dystans(w szczególności na pierwszych etapach związku) w sensie takim aby nie uzależniać się od drugiej osoby jest całkowicie uzasadniony
Świetna analiza 🙂
Dzięki :)
Naprawdę?
Nie musimy zakładać że coś się skończy. Są różne wypadki losowe. Facet może mieć wypadek, stać się niepełnosprawny, zginąć, albo może mu odbić w wieku 50 lat i znaleźć sobie mlodsza. Wtedy warto mieć na koncie coś więcej niż super skille w wychowywaniu dzieci i gotowaniu obiadów.
zgadzm się z panią, całe życie polega w zasadzie na budowaniu sobie poduszek bezpieczeństwa nie ładowaniu się w problemy i rozwiązywanie istniejących.
Jesli szykujesz sobie awaryjna droge bezpieczestwa to na pewno z niej skorzystasz
@@Th0Rx666 to tak nie wygląda. Chodzi o to, by się angażować, poświęcać, ale mieć z tyłu głowy różne możliwości. Naiwna nadzieja jest miła, ale no właśnie jest... naiwna :)
@@karolinabartkow8691 pewnie szukac lepszej opcji hehe. Tego sie trzymaj
@@Th0Rx666 no tak, biorę pod uwagę że mogę zostać np wdowa, to nie znaczy że chce zabić męża ;)
Dzięki za materiał i powodzenia w dalszej działalności.
Nie zauważyłeś, że kanał Nie wiem ale się dowiem zaczął (może nieumyślnie) zrzeszać redpillowców? Może mam tylko takie wrażenie, ale trudno mi je wyprzeć po czytaniu komentarzy na tamtym kanale
Redpilowcy to młodzi mężczyźni bardzo nieszczęśliwi bo nie wychodzi im z paniami i wierzą że Roman im pomoże. He he
Feministki to młode kobiety bardzo nieszczęśliwe bo nie wychodzi im z panami i wierzą że Lempart im pomoże. hehe
Bardzo dobry materiał :)
Dzięki :)
Właśnie dlatego ja, mimo że mam potrzeby seksualne, unikam pakowania się w związki. Bo nie chcę, by druga osoba bezsensownie inwestowała w relację z takim emocjonalnym niedorozwojem jak ja. Niestety to unikanie związków różnie mi wychodzi, bo kobiety mają zaawansowane techniki dyskretnego przesuwania moich granic i zaciągania mnie do związków
Otworzyłeś mi oczy na moją obecną sytuację.
1. Czemu dzielisz ludzi chcących związki trwałe i tych co CHCĄ tymczasowe.
Uwazam ze jest to pewne uogolnienie ponieważ to że ktoś wchodzi w związek z myślą że jeżeli bedzie już mu w nim niewygodnie/niekorzystnie zakonczy go nie oznacza że traktuje go tymczasowo.
Ewolucyjnie i społecznie wykształciła się swiadomość że zaufanie miedzy osobami jest opłacalne i praca nad nim sprzyja wszystkim w układzie. ( Oczywiście jeżeli nikt z tego układu nie wchodzi JEDYNIE po to żeby tą drugą osobe oszukać). Mysle ze lepszą tezą bedzie że ludzie wchodzą w związki z MYŚLĄ o trwałości lecz mają wyobrażenie związku które jeśli sie nie sprawdzi badz zmienią sie oczekiwania zakonczą go.
Ludźmi nie kieruje to zeby łączyć się w związki po to zeby wyrwac jak najwiecej kosztem drugiej osoby a po to zeby miec z niej korzyści. Jeżeli obie strony odnoszą korzyści to chcą to kontynuować i obu jest lepiej. Wiekszym kosztem jest caly czas wykorzystywanie drugiej osoby i poszukiwaniu nowej "ofiary".
W kwestiach ekonomicznych jesteś w stanie dostrzec to że jeżeli komuś sie coś należy to wtedy nie czuje presji na to by sie rozwijać, ryzykować , zwiększać konkurencyjność.
Przewagą systemu w ktorym związki z DEFINICJI nie są czymść nierozerwalnym jest miedzy innymi:
- obie strony caly czas musza sie starac/dbac o druga osobe (zwiekszanie wartosci zwazku?), w przeciwienstwie do koncepcji że druga osoba jest juz NASZA.
- druga osoba moze odejsc z patologicznego/toksycznego zwiazku ( wczesniej wiele kobiet musialo byc w zwiazkach przez kwestie NORMY badz przez uzaleznienie finansowe)
- Jezeli zerwie sie relacje to trzeba budowac zaufanie od nowa( dbalosc o zaufanie)
- to co mowiles, ze możecie sie "udupic" przeciez w zwiazku NAWET z definicji tymczasowym, chroni drugą osobe zeby tego nie robila ze strachu przed odwetem.(To nie oznacza ze ludzie chca sie tak poprostu udupiac).
Jak owy mężczyzna pójdzie do sądu po rozwód to sie okazuję ze jest w Wielkiej D.😂
Krótko mówiąc - nikt nie będzie inwestował w niepewny biznes.
@Mruuuczek dokładnie! Każdy biznes jest niepewny. My swoim działaniem gwarantującym jak najlepsze funkcjonowanie możemy go uczynić co raz pewniejszym...ale nigdy nie pewnym na 100 procent😁
fajna analiza, dzięki!
Naprawdę ciekawy temat - jak każdy "temat rzeka". Kolejny raz bardzo podobała mi się Twoja analiza i perspektywa z jakiej przedstawiłeś ten aspekt. Osobiście uważam, że rzeczywistością rządzi uniwersalna RÓWNOWAGA i za równo kobiety, jak i mężczyźni mają przywileje, jak i obciążenia. Swoje przemyślenia podsumował bym stwierdzeniem: Szanujmy się wzajemnie, a wszystkim nam będzie żyło się lepiej! Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za materiał ;)
P.S.
Wkładasz masę pracy w każdy swój materiał i przygotowanie merytoryczne odcinka... jak byś jeszcze popracował choć odrobinę nad dykcją to byłoby już wprost idealnie! ;)
Szymona zawsze dobrze posłuchać. Dzięki za zwrócenie uwagi na problem tzw.monogamii seryjnej
22:20 równowaga sił jak na wojnie atomowej,podoba mi się to porównianie.
Ten film, to majstersztyk, w pełni się zgadzam.
Nie potrafię sobie wyobrazić życia z drugim człowiekiem bez bezwzględnej wiar w to że to będzie trawało do końca życia.
Ludzie nie szanują Siebie i Innych
Podobnie.
Po tytule spodziewałem się, że film będzie krótszy ;p no ale nic, posłuchajmy
Szymonie! Czy na twoim kanale pojawi się kiedyś twoja żona?
Dobry film, polecam
Cieszę się, że nie użyłeś argumentacji odnoszącej się do wartości tradycji czy religijności w budowaniu trwałego związku, bo spora część ludzi nierozerwalnie wiąże ze sobą te aspekty. Jak najbardziej można być człowiekiem nowoczesnym, niewierzącym, liberalnym i/lub akceptującym zmieniające się normy, a jednocześnie budować trwały związek oparty na zaufaniu i, tak jak mówisz, z założenia na zawsze. I wtedy rzeczywiście wszystkie zewnętrzne wpływy przestają mieć znaczenie, liczy się tylko to, co ustalą sobie dwie osoby. Jedyny problem widzę w tym, że ludzie niestety nie są wieczni i zwykle prędzej czy później któraś osoba zostaje sama. Jeśli jest to już schyłek życia, to jeszcze pół biedy, bo wtedy zwykle takie sprawy jak doświadczenie zawodowe nie mają już znaczenia. Natomiast jeśli względnie młoda kobieta, która poświęciła wiele lat na pracę w domu, zostaje nagle wdową, to może mieć spory kłopot i dlatego należy jednak mieć świadomość, że nawet najszczęśliwszy związek nie jest dany na zawsze.
Wgl powinnismy wyrzucic stare, niepotrzrbne normy przez okno i przestac wierzyc w bajki o b*gu i swiecie pozamaterialnym.
Akurat jeśli zostaje wdową to jeśli mieli wspólnotę majątkową to przejmuje cały majątek, a jeśli rozdzielność to chyba 50%.
@@maciejmrozek3903 Majątek to jedna sprawa, a perspektywy na przyszłość inna. Jeśli kobieta ma dziurę w CV, bo przez ostatnie 10 lat zajmowała się tylko domem, to tak nagle z marszu będzie jej bardzo trudno ogarnąć życie tak, żeby móc pracować i jeszcze wyżywić dzieci, nie mówiąc już o życiu na takim samym poziomie jak wcześniej. To jest po prostu bardzo niebezpieczna decyzja, która może się źle skończyć kompletnie nie z winy żony/męża, po prostu.
Ludzie nie są z natury altruistami. Już małe dzieci mają zakodowany mechanizm który odpowiada za poczucie "sprawiedliwości". Tradycyjny model nie jest sprawiedliwy dla kobiet. Można sobie dyskutować godzinami ale zamiast tego wystarczy spojrzeć na historię i zobaczyć, jaka była pozycja kobiet w dawnych czasach. Mężczyźni przez tysiące lat wykorzystywali swoją przewagę fizyczną, aby górować nad kobietami. Nawet w waszej religii chrześcijańskiej trudno szukać przykładów, które by temu zaprzeczały. W religii, która każe miłować bliźniego swego, jak siebie samego. Obecnie ta "fizyczność" nie jest już argumentem, więc kobiety zaczęły upominać się o swoje prawa. Nie jestem jakimś zwolennikiem feminizmu, bo jest w tej idei sporo patologii. Poza tym feminizm często stara się odwracać role i stawia mężczyzn w gorszej sytuacji względem kobiet, co też nie jest sprawiedliwe. Niemniej jednak nie da się dyskutować z faktami. Kobiety powinny mieć takie same prawo o decydowaniu o sobie, jak mężczyźni. Trwałość małżeństwa jest słabym argumentem, bo nieraz byłem świadkiem tego, jakim kosztem to się odbywa.
Jedno Twoje podstawowe założenie jest mocno nieprawdziwe - wydajesz się zakładać, że ludzie wchodzą w związki z jakąś intencją (złą lub dobrą / na zawsze bądź na jakiś czas) i się tego trzymają. Tak nie jest. Ludzie wchodzą w związki, bo chcą kochać i być kochani, a to że związki niekoniecznie są na zawsze - tego nauczyliśmy się od naszych rodziców. Ile znamy małżeństw z dużym stażem, które rozpadły się nagle i nieoczekiwanie, bo np. facet znalazł sobie młodszą kobietę i zostawił swoją żonę, która od lat pracowała tylko nad tym wspólnym gospodarstwem domowym + ewentualnie gdzieś dorywczo za małe pieniądze? Tragedia tej kobiety jest podwójna, bo zostawia ją mąż, który jak myślała - kocha ją na zawsze, a do tego musi zdać sobie sprawę jak bardzo była od niego zależna finansowo i teraz w najlepszym wypadku zostanie z dziećmi na łasce tego, czy on będzie się wywiązywał z obowiązku alimentów. To nie jest tak, że kobiety i mężczyźni dzisiaj wychodzą z założenia, że związki są na czas określony i tyle. Dzisiaj tak jak zawsze ludzie wchodzą w te związki z potrzeby miłości, ale mają też zdrową i potrzebną świadomość, że nie powinni uzależnić się całkowicie od drugiej osoby i zasługują na sprawiedliwe, równe traktowanie.
Fakt, że kobiety i mężczyźni coraz częściej oczekują dziś partnerstwa i niezależności finansowej przecież nie jest niczym złym. Mam szczęście być w absolutnie wspaniałym związku, gdzie oboje wspieramy się w swoich karierach, zapewniamy czas i warunki na rozwój, a jednocześnie dzielimy wszelkimi obowiązkami i ciężarem psychicznym zarządzania domem i rodziną. Kiedyś mój mąż zdecydował się na przeprowadzkę na drugi koniec kraju, bo to oznaczało dla mnie bardzo dobre możliwości rozwoju zawodowego, a teraz to ja całkowicie wstrzymałam swój rozwój na rzecz powiększania rodziny. Każde na z nas mogłoby poradzić sobie samo i technicznie nie musimy być razem, bo nie jesteśmy od siebie zależni. Jesteśmy razem, bo chcemy - to jest właśnie piękne i ja wiem, że to się nie zmieni. Związek oparty na równości, partnerstwie, wolności i szacunku, to nie jest żadna zła nowoczesność tylko bardzo dojrzała i świadoma forma miłości, której życzę z całego serca każdemu.
dziękuję za artykulację tego problemu. wydaje mnie się jednak, że rozwiązanie w postaci wiary, że druga osoba tego nie zrobi z powodu umowy bez sprecyzowanych konsekwencji jest pozorne. rozwiązaniem jakie bym sugerował jest ciągła praca nad tym, aby obaj małżonkowie bardziej cenili bycie w związku niż poza
Często mówisz slogan w stylu "realizuje się w pracy". Realizowanie się w pracy to luksus, na który nieliczni mogą sobie pozwolić.
czemu tak uważasz
@Mruuuczek Mnóstwo ludzi pracuje np. w McDonaldzie, na kasie w sklepie, magazynie czy na linii produkcyjnej, chyba nie muszę tłumaczyć, ile to ma wspólnego z realizowaniem się.
@@qqqaass1 ale nikt im nie zabraniał ię uczyć i zdobywać kompetencji. Nie mówie oczywiście o osobach w jakiś sposób ograniczonych umysłowo albo nie.
@@arachnme12 Jeżeli przez "uczyć się" masz na myśli np. ukończyć studia to mnóstwo ludzi ma wyższe wykształcenie, a tylko mała część z tych ludzi pracuje w zawodzie, który jest powiązany z wybraną specjalizacją. Większość ludzi wykonuje słabo płatną pracę, w tym ludzie z wyższym wykształceniem. Praca, która daje satysfakcję i jest dobrze płatna to luksus, a samo mówienie "to się kształć i zdobywaj kompetencje" to trochę tak, jak mówienie bezdomnemu "to kup sobie dom i nie będziesz bezdomny".
@@qqqaass1 no jak ktoś skończył filozofie no to nie dziwne, ze filozofem nei zostanie. A słaba uczelnia i słaby kierunek, bez żadnej pracy podczas to żadna nauka. Nie tylko chodzi o studia ludzie robia kariery np jako fryzjerzy bo chodzą na różne kursy, czytają publikacje, jeżdzą na zloty zdobywają znajomości. A nie słabe technikum cyk po szkole sexik piwerko a potem zdziwienie, że praca nie taka jak się wymarzyło.
Świadomość RÓŻNIC w podejściu do związków w zależności od płci rośnie.
Tymczasowość związków (i w zasadzie wszystkiego) w dzisiejszej "kulturze" to jest tylko jednym z aspektów tej sytuacji. Kluczem jest stan prawny ustawiający zawsze kobietę w uprzywilejowanej pozycji - stąd strategia defensywna pod tytułem MGTOW. Kwestiami relacji kobieta-mężczyzna i obalaniu szkodliwych mitów zajmuje się Red Pill. Femibolszewizm wykorzystuje sytuację prawnego uprzywilejowania kobiet i próbuje przeciągnąć linę dalej do siebie. To jest bardzo szeroki temat, Szymonie. Zapomniałeś na przykład o roli demo-socjalnego Państwa, którego działania sprawiło, że mężczyźni spoza wąskiej elity stali się zbędni, bo obowiązki które wcześniej były na ich barkach przejęło Państwo na koszt tych mężczyzn zbiorowo (podatki), które od kobiet nic w zamian za tą pomoc i ochronę nie wymaga. Femibolszewizm zniszczy naszą cywilizację doszczętnie jeśli nic nie zrobimy. Red Pill / MGTOW świata nie zmieni. Co najwyżej uratuje przed ruiną finansową i emocjonalną może dwa pokolenia mężczyzn już żyjących, ale następni się już nie urodzą.
To dlaczego ponad 70% rozwodów inicjują kobiety?
Czy to nie jest tak że po rozwodzie "zwycięzca" (ten co ma z tego korzyść) jest tylko jeden? I nie jest to mężczyzna.
Hej, zamierzasz może zrobić w najbliższym czasie film o wolnej woli? Wiem że na wojnie idei jest rozmowa z widzem na ten temat ale nie zawiera ona analizy wielu argumentów przeciwko wolnej woli. Polecam filmy na ten temat z kanałów Cosmic Sceptic, Rationality Rules, oraz wypowiedzi Karola Fijałkowskiego i Sama Harrisa
Szymon i Karol mają mieć niedługo rozmowę, więc może poruszą ten temat
Nawet jeśli wola wg jakiegoś ujęcia nie jest wolna to co to zmienia? A to że jest wolna można dopuszczać przez indeterminizm na poziomie cząstek elementarnych.
@@jamesmoriarty2930 raczej wolałbym żeby nie skupiać się na fizyce w dyskusji o wolnej woli tylko raczej na filozofii. Cosmic Sceptic np zauważył że wszystko co robimy, robimy dlatego że chcemy to robić a nie mamy wpływu na to czego chcemy
@@rapu2400 co z działaniem po namyśle? Co z robieniem rzeczy których nie chce się robić (w sensie emocji, oporu, lenistwa)?
@@jamesmoriarty2930 moim zdaniem to prawda że robimy tylko te rzeczy które chcemy ale często są to rzeczy ze sobą sprzeczne i przy dokonywaniu wyboru wcale niekoniecznie wybieramy to co chcemy bardziej tylko kierujemy się różnymi innymi kryteriami. Wciąż jednak pojawia się pytanie czy kierowanie się tymi innymi kryteriami cokolwiek to jest to wolność i czy rzeczywiście jesteśmy w stanie wybrać inaczej. Zastanawiam się nad tym i dalej nie mam pewności
Generalnie bardzo ciekawa analiza logiki związku z poziomu kultury, tradycji i pierwotnych założeń instytucji małżeństwa. Choć sam podchodzę do tego dokładnie na odwrót niż Pan to jednak ta perspektywa daje jakiś powiew świeżości w całym temacie. Osobiście uważam, że nie ma nic złego w traktowaniu małżeństwa jako umowy między dwoma indywidualnymi osobami i chyba nigdy nie zrozumiem co jest w tym złego. Raczej takie podejście by sprawiło, że obie osoby mają równą pozycje wobec siebie, a warunki związku takiego byłyby dużo jaśniejsze, a aktualnie ( choć historycznie uzasadnione i omówione przez Pana) mamy i w małżeństwie poważne dysproporcje ( zwłaszcza w kontekście w kontekście rozwodów i oczekiwań społecznych dzisiaj ). Przykładem może być prawdopodobieństwo przyznania praw do opieki nad dzieckiem dla mężczyzny po rozwodzie (ok.25-30%), czy nawet ten przykład z byciem mężczyzny przez kobietę ( tolerowania takich zjawisk, a czasem traktowane jako komiczne ), zazwyczaj mężczyzna jako ten który więcej zarabia (zakładając, że więcej zarabia) traci najwięcej na takim rozwodzie. Ogólnie dysproporcji tych na niekorzyść mężczyzn jest dużo. Więc wydaje się że dobrym pomysłem byłoby nadać jaką równość w tym aspekcie ludziom. Jeśli jednak uważał Pan, że związek by tracił na aspekcie duchowym czy innym tego rodzaju na to mogę jedynie odpowiedzieć "Nie mam pojęcia czemu traktowanie małżeństwa jak umowy miałoby odbierać romantyczność, duchowość czy inny aspekt emocjonalny". Koniec końców nie wiem co jest takiego głębokiego we współzależności, która może ci od tak zniszczyć życie gdy nagle partner przestanie tobie ufać lub nagle partnerowi się odwidzi. Wątpię by ktokolwiek uznał to za dobrą umowę.
Ktoś tu czytał Beckera, chwali się, natomiast warto aby zwrócić uwagę również na aspekt rynkowy tego faktu i własności kapitału - jeśli nie oczekuje się tworzenia trwałego związku, system nie zachęca do akumulacji oszczędności, co zniechęca do posiadania dzieci bo po co, skoro nie będzie czego przekazać, co dalej implikuje nadmierne wydatkowanie i życie ponad stan i tak w koło Macieju. Brak oszczędności = brak dzieci w długim okresie.
Jaki Ty jesteś mądry, Szymon. Powiedziałeś słowo w słowo to,co ja powtarzam przez całe swoje świadome życie. Brawo, pac, pac, masz ode mnie pieczątkę jakości !
... Cieszę się z tego filmu, słychać było, że się od dawna szykowałeś, żeby to powiedzieć, raz na zawsze.
Niestety, założenie i dawanie wszystkiego z siebie to częściej niż czasem, zdecydowanie za mało. Jednak wg mnie z takim założeniem ("ma się udać") należy podchodzić do każdej relacji. Nawet jeśli zawiązała się w czasach szkolnych. A nóż widelec ?!
Poza tym, gdyby wszyscy mieli założenie,że to na stałe, to by byli ostrożniejsi przy podejmowaniu decyzji, więc może jakiś procent nieudanych związków by się faktycznie zmniejszył.
To i tak mówiłam ja, dziecko superhipermegapatologicznej rodziny po ślubie kościelnym, która od samiutkiego początku nie miała szans na bycie czymś poza piekłem. I tak mam idealistyczne nastawienie do świata.
I ta wyskakująca u reklama ING mówiąca o samorealizacji i "oszczędzaniu na siebie" XD
Pozdrawiam panie szymonie, bardzo ciekawy material ;D
Moim zdaniem problem tkwi w eksploatatorskim podejściu ludzi do siebie. Ludzie patrzą na siebie przez pryzmat funkcji jakie mają pełnić. Tu nie ma miejsca na miłość. Wzajemne oczekiwana jakimi się obdarzają na samym początku z swojej natury zostaną niespełnione, a ślub ma być gwarantem stałości i ciągłości, by nie dało się łatwo odstąpić od tak zawartej umowy. ( tu mała dygresja, wydaje mi się ze częściej tej gwarancji potrzebują osoby które czują że mogą dać mniej do związku niż partner, przez co równowaga transakcyjna może zostać zachwiana). Czy założymy na początku że związek będzie aż po śmierć, czy też do momentu kiedy przestanie nam pasować, nie zmienia za wiele jeżeli u podstaw relacja jest oparta na wzajemnym wyzysku.
Jak żyć? A no podstawa to umiejętność kochania, co w dzisiejszym świecie praktycznie zanikła. Należy szukać osoby która kocha w nas człowieka, istotę naszego człowieczeństwa, a przez nas kocha wszystkich innych ludzi, kocha życie, kocha siebie...
Nadzieją jest specyficzna funkcja miłości, otóż dawana miłość wzbudza w drugim człowieku również miłość, kto daje musi też otrzymywać. Miłujmy się :)
I te podejście się raczej nie zmieni(a być może będzie się nawet eskalować) więc najlepiej porzucić wszelakie nadzieję, na "normalność" w imię rowoju osobistego i naszych aspiracji.
Pogadajmy o samorealizacji. Tak sobie myślę, że w zasadzie ten termin nie ma sensu. Zawsze opiera się to o drugiego człowieka, chociaż nie widać tego od razu.
Redpill ma zawsze rację
I właśnie takich ludzi jak ty tworzą ci reptylianie, mgtbq+, feministki itp... nawet jak się poda logiczne argumenty to jak grochem o ścianę...
ty kurwa na serio człowieku?
@@arnisieq332 Tak. kurwa.
No to jesteś feministą/feministką z nietrafioną empatią i solidarnością jajników/beta orbiterem
@@arnisieq332Solidarność to może być plemników. Jajniki to narządy więc nie wiem z czym by się miały solidaryzować... z nerką? Większym sensem by było 'komorka jajowa' ale ona jest tylko jedna więc nadal nie ma sensu. A feministką nie jestem. Przecież wcześniej napisałam że gardzę nimi tak samo jak red pillem. Wasz ruch miałby więcej sensu, gdybyście znali podstawy biologii i czytanie ze zrozumieniem.
Bardzo się zawiodłem na tym materiale Szymonie. Przeważnie zgadzam się z Twoimi wypowiedziami w 100%, tutaj jednak muszę postawić stanowcze weto. Brzmisz jak ci księża, którzy mówią: "Tylko w Kościele jest szczęście, bo poza Kościołem to tylko egoizm i nihilizm!...". Stawiasz przeciwko sobie dwie skrajne opcje: życie w nierozerwalnym, małżeńskim związku vs. egoistyczna umowa, w której każda strona bierze to, co jest korzystne dla niej i się nie angażuje i zupełnie nie dostrzegasz, że mogą istnieć zupełnie inne formy relacji.
Przede wszystkim zakładanie, że jak coś niekoniecznie jest na zawsze, to jest "tymczasowe", jest już samo w sobie błędne. Wyobraź sobie, że masz dom- piękny, wygodny, we wszystkim odpowiadający Ci dom. Czy żyjąc w takim domu, zakładasz z góry, że będziesz w nim mieszkał na zawsze? Przecież mogą się zmienić warunki, które sprawią, że opcja mieszkania gdzie indziej stanie się bardziej atrakcyjna: zmiana pracy, ekstra fundusze, które pozwolą na zakup czegoś lepszego, etc. Oczywiście obecnie możesz nie mieć takich planów, ale chyba błędem byłoby zakładanie z góry, że nigdy nie zmienią się warunki, które sprawią, że będziecie chcieli z rodziną się przeprowadzić. Mówiąc więcej, gdybyś miał mieszkać w domu, gdzie NIE MOŻESZ się z niego wyprowadzić, nie możesz nigdy go sprzedać i choćby nie wiem co, musiałbyś żyć w nim do swojej śmierci, byłaby to dość pesymistyczna wizja, prawda? Mógłbyś czuć się wręcz jak więzień. Czy więc w momencie, w którym dopuszczasz, że niekoniecznie, ale być może, kiedyś, moglibyście swój dom sprzedać i zamieszkać gdzie indziej, logiczną konsekwencją jest nazywanie swojego domu "tymczasowym"? "Witam, to mój tymczasowy dom". Wydaje mi się oczywiste, że nie. Słowa "tymczasowy" używa się, gdy ma się w planach rezygnację z danej rzeczy w najbliższej przyszłości. Wracając do tematu małżeństwa- wydaje mi się, że para, wchodząc w jakąś relację, raczej nie zakłada z góry, ze rozejdą się za miesiąc, za rok, czy za dwa. To, ze dopuszczają kiedyś możliwość rozejścia się, nie stanowi o "tymczasowości" związku. Taki związek z możliwą furtką "wyjścia" też przecież może być trwały i trwać do śmierci małżonków.
Drugą kwestią, którą chciałbym poruszyć jest to, że wydaje mi się, że relacja o jakiej mówisz, czyli: egoistyczna umowa, w której każda strona bierze to, co jest korzystne dla niej i się nie angażuje, nie jest związkiem opartym o miłość. Miłość jest przede wszystkim głębokim pragnieniem szczęścia drugiej osoby, dlatego nie mogę takiej egoistycznej relacji nawet rozpatrywać jako związek dwojga kochających się ludzi. Gdy ludzie naprawdę się kochają to nie ma tam miejsca na kalkulacje, kto ile inwestuje i kto kogo wykorzystuje. A z jakich powodów związek dwojga naprawdę zakochanych w sobie ludzi miałby się rozpaść? Cóż, na pewno ich uczucie wobec siebie może wygasnąć, bo np. jedna ze stron może się drastycznie zmienić, ale nie na tym chciałbym się skupić. Myślę, że znacznie większym wyzwaniem dla Twojego światopoglądu będzie perspektywa, że ludzie mogą się rozejść nadal się kochając. Jeśli miłość jest rzeczywiście głębokim pragnieniem szczęścia drugiej osoby, jeśli zgadzasz się z tą definicją, to przecież może zaistnieć sytuacja, gdy małżonkowie zdadzą sobie sprawę, że bez siebie będą szczęśliwsi. Jeśli ja kiedyś zdam sobie sprawę, że moja partnerka będzie beze mnie szczęśliwsza, nie miałbym żadnego problemu, żeby się rozejść w atmosferze zgody i wzajemnego szacunku. I nie byłaby to żadna tragiczna sytuacja, skoro jej efektem będzie to, że ukochana przeze mnie osoba stanie się szczęśliwsza. Z mojego punktu widzenia jest to o wiele bardziej szczerze i bezinteresowne podejście do relacji niż to z jakim możemy się spotkać w Kościele Katolickim.
Wiesz Szymon, moim zadaniem nie jest przekonać Cię do zmiany światopoglądu. Chciałbym tylko abyś zrozumiał, że inne światopoglądy są możliwe i że za nimi też stoi jakieś zrozumiałe uzasadnienie. A jeżeli pomimo tego co napisałem uważasz, że "prawdziwa miłość" może być tylko w światopoglądzie katolickim, no to... cokolwiek napiszę nie ma znaczenia, bo jakikolwiek argument zawsze przegra z dogmatem.
Z tym przykładem domu to właśnie o to chodzi. Że postrzega się współczesnie często relacje z OSOBA na równi z relacją z RZECZĄ. W związku z czym można zmienić, gdy na horyzoncie pojawia się lepszą opcja,zmienią się warunki, coś się popsuje itp. Wydaje mi się, że Szymon wychodzi od aksjomatu: człowiek jest czymś więcej niż li tylko jednym z przedmiotów.
@@marikamalinowa3649 Absolutnie nie chodziło mi o zrównanie ze sobą relacji z drugim człowiekiem, a posiadaniem jakiejś rzeczy. Myślę, że kolejny akapit mojej wypowiedzi dobrze obrazuje, czym według mnie powinien byc związek z drugim człowiekiem i na czym powinien się opierać. Przykład z domem miał pokazać wyłącznie to, że "niekoniecznie na zawsze", nie oznacza automatycznie "tymczasowy". Uważam, że Szymon używał niewłaściwego słowa i tyle.
Odnośnie pierwszych minut filmu, sam kilka miesięcy temu doszedłem do podobnych wniosków. Otóż im dalej posunięty jest proces kulturowej dekonstrukcji monogamicznego małżeństwa (czy trwałego związku na jego kształt) tym więcej racji ma feminizm. Kobieta, która przede wszystkim inwestowała czas i wysiłek w związek, po rozwodzie autentycznie jest pokrzywdzona przez patriarchiat. Ma gorszą pozycję startową w warunkach wolnego rynku. Rzecz w tym, że treści publikowane przez feministki ewidentnie sprzyjają rozbitemu społeczeństwu, gdzie kobiety i mężczyźni często żyją jako single. Szczególnie gdy chłoną je, krytycznie nastawione do ,,beznadziejnego systemu'' dziewczęta. Już niebawem przyjdzie nam powiedzieć: ,,Feminizm to system, który stale narzeka na problemy, które sam tworzy"
Tradcucki są rozkoszne. Niby rodzinne wartości a tak naprawdę drugą strona tej samej monety co feminizm. Kobiety przestały rodzić dzieci i zajmować się domem a karier jak nie było tak nie ma.