Podstawowymi dźwigami były nasze rodzime ŻK-162 ZREMB, które stacjonowały na budowie przez wiele lat... Dźwigami dojazdowymi, służącymi do przenoszenia cięższych ładunków były polskie HYDROSY i FABLOKI, ale także dźwigi na podwoziach, Kamaza, Romana, Jelcza, Tatry i wielu wielu innych. Najszerszą gamę sprzętową stanowiły wywrotki, reprezentujące w zasadzie każdą markę ciężarówek używanych wtedy w Polsce. Przez budowę „Kolektora Górczyńskiego” łącznie przewinęło się ich kilkadziesiąt, a mówimy tylko o okresie 1989-1993. Najbardziej efektowną i chyba najliczniej reprezentowaną grupę stanowiły radzieckie Krazy, których dźwięku silnika nie sposób było pomylić z żadną inną ciężarówką. Zapomniałem wspomnieć powyżej, że na podwoziu Kraza dosyć powszechne na budowie były także dźwigi, z ramieniem kratownicowym - dziś prawdziwe relikty, które na szczęście można jeszcze w Polsce spotkać i o dziwo nie tylko na składowiskach złomu. Drugą grupą popularnych i dziś praktycznie niespotykanych wywrotek były TATRY 143 i ZIŁy 130, oraz SKODA - LIAZ. Wszystkie powyższe występowały na budowie w znikomych ilościach i stanowiły swoistą atrakcję dla pozostałego sprzętu występującego bardziej licznie. Ze sprzętu specjalistycznego, unikatem dziś już niewystępującym był Kafar KP-34G ZREMB, służący do wbijania stalowych grodzic w ziemię. Nie sposób było nie usłyszeć huku, jaki powodował uderzający młot spalinowy umieszczony na pionowej prowadnicy wieży kafara. Ten huk roznosił się na Górczynie, a nawet po okolicznych dzielnicach przez wiele miesięcy, gdyż na budowie Kolektora Gorczyńskiego stalowych grodzic wbito łącznie kilkaset, a wbijanie jednej zajmowało średnio 20 minut, co z kolei oznaczało iż jednego dnia wbijano tych stalowych pali maksymalnie około 15-tu. Gdyby nie nowatorska metoda kierownika tego odcinka - inżyniera Charońskiego, budowa trwała by znacznie, znacznie dłużej. Jej nowatorskość polegała na wykonaniu ścian wykopu metodą mieszaną - stalowo - żelbetową, zamiast tylko stalową. Dzięki temu zmniejszono ilość wbijanych grodzic o kilkadziesiąt %, a zamiast nich zastosowano wkładane pionowo zmodyfikowane żelbetowe płyty drogowe, umieszczone między grodzicami, rozstawionymi co 3m - spełniającymi rolę szyn. W tym miejscu muszę nadmienić, że Kolektor Górczyński do roku 1993 był bodajże ostatnim w Poznaniu, realizowanym metodą całkowicie odkrywkową. Kolektory miejskie ciągnące się często kilometrami charakteryzujące się nawet promilowymi tylko spadkami, częstokroć muszą być posadowione bardzo głęboko pod ziemią i tak było w przypadku kolektora na Górczynie, którego dno znajdowało się na tym odcinku 8m pod powierzchnią gruntu. Tak głębokie wykopy, w dodatku dosyć szerokie - wymagały solidnej konstrukcji rozporowej, której wykonanie było często bardziej czasochłonne niż ułożenie samych rur - wykonanych z żelbetu. Mijały lata i w wyniku postępu prac, kolejne odcinki podziemnych rur podłączane były do systemu kanalizacji miejskiej - czyli świata zupełnie nieznanego przeciętnemu mieszkańcowi miasta. Temat kanalizacji jest ogólnie traktowany bardzo po macoszemu, a przecież jest to na swój sposób fenomenalna infrastruktura, bez której trudno dziś sobie wyobrazić funkcjonowanie dosłownie każdego miasta. Ciągnące się kilometrami podziemne tunele stanowią swoisty labirynt, znany i dostępny nielicznym. Mało kto zdaje sobie sprawę, że przy suchej pogodzie, można by się bardzo sprawnie i szybko przemieścić pod ziemią od centrum Kings Cross Marcelin, wzdłuż Marcelińskiej, Grochowskiej, Palacza, Góreckiej, Czechosłowackiej, przez Dębinę aż do rzeki Warty. Taka forma miejskiej turystyki podziemnej staje się coraz bardziej popularna wśród najbardziej ambitnych eksploracyjne jego mieszkańców. Ja natomiast postanowiłem się skoncentrować na pielęgnacji pamięci o tej budowie, poprzez przedstawienie jej w miniaturze - nawet w nie dosłownie wiernej postaci, a bardziej w sposób symboliczny oddać klimat budowy z tamtych lat... Ukazać technologię, oraz sprzęt - będące dziś częścią „archeologii budownictwa”, dlatego, że przez zaledwie 30 lat zmieniła się ona całkowicie. Inne materiały, inne metody wykonania, inny sprzęt... Dziś całe kilometry rurociągów powstają bez wiedzy ludzi stąpających po ziemi nad nimi. Budownictwo inżynieryjne w dosłownym tego słowa znaczeniu - zeszło prawdziwie do podziemia, a samo układanie rur trwa nawet kilkakrotnie krócej, niż jeszcze podczas budowy Kolektora Górczyńskiego w latach 90-tych. Dziś ułożenie odcinka długości jednego kilometra zajmuje góra pół roku, a dla porównania taki sam odcinek Kolektora Górczyńskiego od ulicy Kolejowej do Głogowskiej realizowano przez... 6 lat. To wybitnie obrazuje, jak do przodu poszła inżynieria, ale mówiąc szczerze, ten dział budownictwa, stał się przez to jeszcze bardziej marginalnym w świadomości osób postronnych. Dlatego ja osobiście - bardzo się cieszę, że mogłem doświadczyć jeszcze tych starych metod - znacznie bardziej efektownych jeśli chodzi o budowlany rozmach, który był dla mojego oka czymś niezwykle interesującym i skutkującym tym, że budowa ta zaistniała w mojej świadomości na tyle mocno, że po wielu latach od jej zakończenia, poczułem potrzebę oddania jej swoistego hołdu - którym jest jej makieta, wraz ze sprzętem na niej wykorzystywanym, którego liczba wynosi już prawie 30 sztuk. Z racji takiej ilości, stworzyła się idea realizacji makiety bazy sprzętowej Hydrobudowy Poznań - w zamyśle wzorowanej na największej bazie sprzętowo - materiałowej tego przedsiębiorstwa przy ulicy Gnieźnieńskiej. Zdjęcia z tej Bazy można oglądać także na powyższym filmie. Obie makiety mają łącznie powierzchnię 5.15 m kwadratowego, a zatem jak na tą skalę - są ogromne.
Podstawowymi dźwigami były nasze rodzime ŻK-162 ZREMB, które stacjonowały na budowie przez wiele lat... Dźwigami dojazdowymi, służącymi do przenoszenia cięższych ładunków były polskie HYDROSY i FABLOKI, ale także dźwigi na podwoziach, Kamaza, Romana, Jelcza, Tatry i wielu wielu innych. Najszerszą gamę sprzętową stanowiły wywrotki, reprezentujące w zasadzie każdą markę ciężarówek używanych wtedy w Polsce. Przez budowę „Kolektora Górczyńskiego” łącznie przewinęło się ich kilkadziesiąt, a mówimy tylko o okresie 1989-1993. Najbardziej efektowną i chyba najliczniej reprezentowaną grupę stanowiły radzieckie Krazy, których dźwięku silnika nie sposób było pomylić z żadną inną ciężarówką. Zapomniałem wspomnieć powyżej, że na podwoziu Kraza dosyć powszechne na budowie były także dźwigi, z ramieniem kratownicowym - dziś prawdziwe relikty, które na szczęście można jeszcze w Polsce spotkać i o dziwo nie tylko na składowiskach złomu. Drugą grupą popularnych i dziś praktycznie niespotykanych wywrotek były TATRY 143 i ZIŁy 130, oraz SKODA - LIAZ. Wszystkie powyższe występowały na budowie w znikomych ilościach i stanowiły swoistą atrakcję dla pozostałego sprzętu występującego bardziej licznie.
Ze sprzętu specjalistycznego, unikatem dziś już niewystępującym był Kafar KP-34G ZREMB, służący do wbijania stalowych grodzic w ziemię. Nie sposób było nie usłyszeć huku, jaki powodował uderzający młot spalinowy umieszczony na pionowej prowadnicy wieży kafara. Ten huk roznosił się na Górczynie, a nawet po okolicznych dzielnicach przez wiele miesięcy, gdyż na budowie Kolektora Gorczyńskiego stalowych grodzic wbito łącznie kilkaset, a wbijanie jednej zajmowało średnio 20 minut, co z kolei oznaczało iż jednego dnia wbijano tych stalowych pali maksymalnie około 15-tu. Gdyby nie nowatorska metoda kierownika tego odcinka - inżyniera Charońskiego, budowa trwała by znacznie, znacznie dłużej. Jej nowatorskość polegała na wykonaniu ścian wykopu metodą mieszaną - stalowo - żelbetową, zamiast tylko stalową. Dzięki temu zmniejszono ilość wbijanych grodzic o kilkadziesiąt %, a zamiast nich zastosowano wkładane pionowo zmodyfikowane żelbetowe płyty drogowe, umieszczone między grodzicami, rozstawionymi co 3m - spełniającymi rolę szyn.
W tym miejscu muszę nadmienić, że Kolektor Górczyński do roku 1993 był bodajże ostatnim w Poznaniu, realizowanym metodą całkowicie odkrywkową.
Kolektory miejskie ciągnące się często kilometrami charakteryzujące się nawet promilowymi tylko spadkami, częstokroć muszą być posadowione bardzo głęboko pod ziemią i tak było w przypadku kolektora na Górczynie, którego dno znajdowało się na tym odcinku 8m pod powierzchnią gruntu. Tak głębokie wykopy, w dodatku dosyć szerokie - wymagały solidnej konstrukcji rozporowej, której wykonanie było często bardziej czasochłonne niż ułożenie samych rur - wykonanych z żelbetu.
Mijały lata i w wyniku postępu prac, kolejne odcinki podziemnych rur podłączane były do systemu kanalizacji miejskiej - czyli świata zupełnie nieznanego przeciętnemu mieszkańcowi miasta. Temat kanalizacji jest ogólnie traktowany bardzo po macoszemu, a przecież jest to na swój sposób fenomenalna infrastruktura, bez której trudno dziś sobie wyobrazić funkcjonowanie dosłownie każdego miasta. Ciągnące się kilometrami podziemne tunele stanowią swoisty labirynt, znany i dostępny nielicznym. Mało kto zdaje sobie sprawę, że przy suchej pogodzie, można by się bardzo sprawnie i szybko przemieścić pod ziemią od centrum Kings Cross Marcelin, wzdłuż Marcelińskiej, Grochowskiej, Palacza, Góreckiej, Czechosłowackiej, przez Dębinę aż do rzeki Warty. Taka forma miejskiej turystyki podziemnej staje się coraz bardziej popularna wśród najbardziej ambitnych eksploracyjne jego mieszkańców.
Ja natomiast postanowiłem się skoncentrować na pielęgnacji pamięci o tej budowie, poprzez przedstawienie jej w miniaturze - nawet w nie dosłownie wiernej postaci, a bardziej w sposób symboliczny oddać klimat budowy z tamtych lat... Ukazać technologię, oraz sprzęt - będące dziś częścią „archeologii budownictwa”, dlatego, że przez zaledwie 30 lat zmieniła się ona całkowicie. Inne materiały, inne metody wykonania, inny sprzęt... Dziś całe kilometry rurociągów powstają bez wiedzy ludzi stąpających po ziemi nad nimi. Budownictwo inżynieryjne w dosłownym tego słowa znaczeniu - zeszło prawdziwie do podziemia, a samo układanie rur trwa nawet kilkakrotnie krócej, niż jeszcze podczas budowy Kolektora Górczyńskiego w latach 90-tych. Dziś ułożenie odcinka długości jednego kilometra zajmuje góra pół roku, a dla porównania taki sam odcinek Kolektora Górczyńskiego od ulicy Kolejowej do Głogowskiej realizowano przez... 6 lat. To wybitnie obrazuje, jak do przodu poszła inżynieria, ale mówiąc szczerze, ten dział budownictwa, stał się przez to jeszcze bardziej marginalnym w świadomości osób postronnych.
Dlatego ja osobiście - bardzo się cieszę, że mogłem doświadczyć jeszcze tych starych metod - znacznie bardziej efektownych jeśli chodzi o budowlany rozmach, który był dla mojego oka czymś niezwykle interesującym i skutkującym tym, że budowa ta zaistniała w mojej świadomości na tyle mocno, że po wielu latach od jej zakończenia, poczułem potrzebę oddania jej swoistego hołdu - którym jest jej makieta, wraz ze sprzętem na niej wykorzystywanym, którego liczba wynosi już prawie 30 sztuk. Z racji takiej ilości, stworzyła się idea realizacji makiety bazy sprzętowej Hydrobudowy Poznań - w zamyśle wzorowanej na największej bazie sprzętowo - materiałowej tego przedsiębiorstwa przy ulicy Gnieźnieńskiej. Zdjęcia z tej Bazy można oglądać także na powyższym filmie. Obie makiety mają łącznie powierzchnię 5.15 m kwadratowego, a zatem jak na tą skalę - są ogromne.
Witam, gdzie makietę można zobaczyć ?