Świetne nagranie. Super jakość produkcji, angażująca dynamika, przydatne koncepty - dobrze się Was słucha. Jednocześnie mam kilka mieszanych refleksji i chciałbym się nimi z Wami podzielić, żeby poeksplorować temat: A. Cytując Ursulę Le Guin: “No narrative of any complexity can be built on or reduced to a single element. Conflict is one kind of behavior. There are others, equally important in any human life, such as relating, finding, losing, bearing, discovering, parting, changing. Change is the universal aspect of all these sources of story. Story is something moving, something happening, something or somebody changing.” Absolutnie się zgadzam, że konflikt jest jednym z głównych napędów angażującej fikcji, mentalnie i emocjonalnie angażując nasze pragnące rezolucji umysły. Jednocześnie przez całe nagranie mówiliście “zawsze”, “w każdej scenie”, “wszędzie”, “za każdym razem”. Czy z Waszej perspektywy nie w dobrej fikcji miejsca na sceny pozbawione konfliktu? Na doświadczanie smutku i nostalgii obserwując zmierzch słońca na plaży? Na radosne wspólne gotowanie? Na fascynującą eksplorację nowej dziedziny magii? Na sceny uzdrawiania i budowania więzi? I oczywiście, zgadzam się, że technicznie każdą taką scenę możemy ustawić / zramować przez pryzmat konfliktu, napięcia pomiędzy dwiema dynamikami. Ale czy zawsze takie zramowanie będzie zalecane, produktywne, potrzebne? Czy czasem nie potrzebujemy monologu, który będzie jednoznaczną perspektywą na jakieś doświadczenie? B. Moja druga refleksja będzie natomiast z 180 stopni odwróconej perspektywy, już bardziej służąc przedstawionemu przez Was paradygmatowi: Keith Johnstone, ojciec brytyjskiego improv, postawił tezę, że większość codziennych życiowych scen, które obserwował na deskach teatrów było absolutnie nudnych i sztucznych, bo brakowało w nich transakcji statusowych. Wg. Keitha nasze codzienne rozmowy są przepełnione subtelnymi wymianami statusowymi, walkami o status, potwierdzaniem swoich statusów, przekomarzaniem się statusowym i jest to jakość, która nas nadzwyczajnie angażuje i wciąga w scenę, którą obserwujemy z zapartym tchem. Przećwiczenie i opanowanie zachowań statusowych pozwala wprowadzić nadzwyczajną dynamikę i koloryt nawet do scen jajówy, transformując je w dramatyczne wymiany i piruety statusowe - w ten sposób można grać mikro-konfliktami w praktycznie każdej scenie relacyjnej. Polecam zapoznanie się z konceptem statusów każdemu w bardziej tradowym/aktorskim paradygmacie erpegowania i oczywiście wszystkim freeformowcom i larpiakom wszelkiej maści :)
A. Pewnie jest na to miejsce przy niektórych stołach ale raczej nie na moich sesjach. Po prostu nie tego szukam w RPG. Gry komputerowe, które próbują fundować graczom takie akcje nie bez przyczyny są zwykle niszowymi indiasami - doceni je specyficzny odbiorca. Ten film to raczej "rób tak a w 9 na 10 przypadków będzie spoko". Czy można inaczej? Pewnie. Ale jak dojdziesz do momentu, że będzie Ci to potrzebne, to pewnie już będziesz na tyle znał swoją ekipę, że wpadniesz na to jak im to dać. Żeby dobrze oddać mój gust do gier - nie lubię RDR2 bo zmęczyło mnie zbyt wolne tempo tej gry i zadania, w których nie dzieje się nic poza jazda na koniu i gadaniem o kowbojowaniu. Jak w coś gram, to chcę żeby się cały czas coś działo. B. Pełna zgoda. Koncept pasuje do tego, o czym mówimy - konflikt w scenie nie zawsze musi być wielkoskalowy. Czasem przekomarzanie w dyskusji między graczami żeby sprawdzić "czuję na górze" też może stworzyć świetna scenę. Ale to już leży w rękach graczy i tego jak sami pokierują sceną 😉 /Banaś
@@tjgt A. Szanuję transparentne zaznaczenie swoich preferencji :) Zgadzam się też, że generalnie “szukaj w scenie konfliktu / graj konfliktem w scenie” będzie heurystyką, która w większości przypadków poprawi sceny i całe sesje grupom, które je wprowadzą. RDR2 - haha, zakładam, że znienawidziłbyś Zeldę :) Ja mam po prostu super szerokie potrzeby growe: umiem i lubię prowadzić na wymaksowanym konflikcie, non stop podkręcając stawkę (Pasion de las Pasiones), z przyjemnością zagram też bardzo powolne, refleksyjne okruchy życia (Dream Apart). Podobnie w improv: lubię szalone statusowe wymiany i gonzo storytelling. Z przyjemnością pogram też slow burn w stylu Slow Comedy, na uważności, obecności i relacjach. B. Polecam rozdział “Status” z książki “Impro” Keitha Johnstone’a :)
A.@rafaelcupiael imo mozna, oczywiscie, ale nawet nostalgiczny mmoment mozna i prawdopodobie twórca bedzie podciagał pod 'konflikt' jakkolwiek interpretowany. konflikt moze byc bardzo subtelny, nawet na poziomie wewnetrznym
@@merryrpg hejka :) sto pro, każdą scenę możesz ustawić (frame as) jako konflikt - pytanie czy zawsze będzie to najkorzystniejszy frame. Moim zdaniem nie: nawet w Brindlewood są do odegrania pozbawione konfliktu winietki postaci na początek sesji / śledztwa. Nie jest to ofkors krytyka Waszego nagrania, zgadzam się z poprzednim komentarzem, że "szukaj konfliktu w każdej scenie" to heurystyka, która 9/10 grup pomoże w 9/10 scen. Po prostu sobie nerduje z nerdami. Polecam artykuł Vincenta Bakera "Revisiting Task & Conflict Resolution" :)
@@rafaelcupiael Sorry za delay, bylam pewna, ze odpisalam ;) więc - tak, absolutnie, zgadzam sie, natomiast to, co omawialiśmy to podstawy, których warto się nauczyć, by potem je twistować (np. Disco Elysium robi to swietnie). Oprocz tego, wydaje mi sie, ze konflikt wazny jest w scenach dialogowych, mniej w monologach lub momentach refleksji bohatera (albo w scenach typu cutsceny ekspozycyjne).
Bardzo interesujący materiał. Przykłady, które przytoczyliście błyskawicznie pobudzają wyobraźnię. Przed oczyma pojawiły się sceny z "Hrabiego Monte Christo" i "Trzech muszkieterów". Świetnie rozwinięty wątek poprzedniego materiału daje cenne informacje dla MG i BG. Obowiązkowa pozycja dla początkujących MG. Doświadczeni mogą odświeżyć zasób swej wiedzy. TJGT trzymajcie dobry kurs i wiatr w żaglach! 👍
Mi się podobała w Trylogii Husyckiej scena gdzie nasi główni bohaterowie zastają na szlaku bitwę 2 grup rycerzy. Pierwszy konflikt to między samymi bohaterami - wtrącać się czy nie wtrącać. A potem już konflikty łańcuchowe - pomogli rabusiom, więc narazili się komuś innemu.
Późno wejść wcześniej wyjść? nie ma nic lepszego niż rozwiązanie konfliktu w drużynie w tradycji Krasnoludów, polać mocnego alkocholu i ten co ostatni będzie trwać jego wyjście będzie najlepsze
@@tjgt Chodzi o te sceny, gdzie widzimy np wrogiego generała wydającego rozkazy, albo jak w Vox Machina była scena "nekromantki" jak męża uzdrawia, nie była powiedziana, gracze nie mogli jej sami odkryć. Jak sprawdzałem niektorzy nazywają to jakoś foreshadow? niektórzy kadrowaniem, jak przeglądam treści rpgowe to nie widzę by o tym coś szczególnego było, a może to doda coś fajnego. W życiu spotkałem się jedynie jak mistrz gry opisywał ostatnią scenę sesji w sposób, że np w flopach, my pokonaliśmy kogoś w szkole, a on opisje jak za oknem ktoś odkręca głowę gołębiowi, by ten wyleciał i zgromadził pod swoimi piórami stado robotycznych gołębi lecących prosto w stronę ratusza (nie chcę spoilera dawać z scenariusza). A podsumowując uważam, że wszystkiemu co może wzbogacić sesję warto się chociażby przydać, nwn2 jest moim zdaniem bardzo dobrym przykładem bo trochę takich scenek jest i faktycznie fajny obrazek to buduje świata
@@hiacynciewiersze1287foreshadow to troszke coś innego, chyba że ten wrogi general o którym piszesz zostaje wprowadzony na scenę zanim my, gracze, wiemy kto To jest. Foreshadow To zapowiedź odwolujaca się do elementu w fabule, którego jeszcze odbiorca nie zna, a bohaterowie znają i nawiązują do niego - tak w skrocie. O coś takiego Ci chodzi ?
Świetne nagranie. Super jakość produkcji, angażująca dynamika, przydatne koncepty - dobrze się Was słucha. Jednocześnie mam kilka mieszanych refleksji i chciałbym się nimi z Wami podzielić, żeby poeksplorować temat:
A. Cytując Ursulę Le Guin:
“No narrative of any complexity can be built on or reduced to a single element. Conflict is one kind of behavior. There are others, equally important in any human life, such as relating, finding, losing, bearing, discovering, parting, changing. Change is the universal aspect of all these sources of story. Story is something moving, something happening, something or somebody changing.”
Absolutnie się zgadzam, że konflikt jest jednym z głównych napędów angażującej fikcji, mentalnie i emocjonalnie angażując nasze pragnące rezolucji umysły.
Jednocześnie przez całe nagranie mówiliście “zawsze”, “w każdej scenie”, “wszędzie”, “za każdym razem”. Czy z Waszej perspektywy nie w dobrej fikcji miejsca na sceny pozbawione konfliktu? Na doświadczanie smutku i nostalgii obserwując zmierzch słońca na plaży? Na radosne wspólne gotowanie? Na fascynującą eksplorację nowej dziedziny magii? Na sceny uzdrawiania i budowania więzi?
I oczywiście, zgadzam się, że technicznie każdą taką scenę możemy ustawić / zramować przez pryzmat konfliktu, napięcia pomiędzy dwiema dynamikami. Ale czy zawsze takie zramowanie będzie zalecane, produktywne, potrzebne? Czy czasem nie potrzebujemy monologu, który będzie jednoznaczną perspektywą na jakieś doświadczenie?
B. Moja druga refleksja będzie natomiast z 180 stopni odwróconej perspektywy, już bardziej służąc przedstawionemu przez Was paradygmatowi: Keith Johnstone, ojciec brytyjskiego improv, postawił tezę, że większość codziennych życiowych scen, które obserwował na deskach teatrów było absolutnie nudnych i sztucznych, bo brakowało w nich transakcji statusowych.
Wg. Keitha nasze codzienne rozmowy są przepełnione subtelnymi wymianami statusowymi, walkami o status, potwierdzaniem swoich statusów, przekomarzaniem się statusowym i jest to jakość, która nas nadzwyczajnie angażuje i wciąga w scenę, którą obserwujemy z zapartym tchem.
Przećwiczenie i opanowanie zachowań statusowych pozwala wprowadzić nadzwyczajną dynamikę i koloryt nawet do scen jajówy, transformując je w dramatyczne wymiany i piruety statusowe - w ten sposób można grać mikro-konfliktami w praktycznie każdej scenie relacyjnej. Polecam zapoznanie się z konceptem statusów każdemu w bardziej tradowym/aktorskim paradygmacie erpegowania i oczywiście wszystkim freeformowcom i larpiakom wszelkiej maści :)
A. Pewnie jest na to miejsce przy niektórych stołach ale raczej nie na moich sesjach. Po prostu nie tego szukam w RPG. Gry komputerowe, które próbują fundować graczom takie akcje nie bez przyczyny są zwykle niszowymi indiasami - doceni je specyficzny odbiorca. Ten film to raczej "rób tak a w 9 na 10 przypadków będzie spoko". Czy można inaczej? Pewnie. Ale jak dojdziesz do momentu, że będzie Ci to potrzebne, to pewnie już będziesz na tyle znał swoją ekipę, że wpadniesz na to jak im to dać.
Żeby dobrze oddać mój gust do gier - nie lubię RDR2 bo zmęczyło mnie zbyt wolne tempo tej gry i zadania, w których nie dzieje się nic poza jazda na koniu i gadaniem o kowbojowaniu. Jak w coś gram, to chcę żeby się cały czas coś działo.
B. Pełna zgoda. Koncept pasuje do tego, o czym mówimy - konflikt w scenie nie zawsze musi być wielkoskalowy. Czasem przekomarzanie w dyskusji między graczami żeby sprawdzić "czuję na górze" też może stworzyć świetna scenę. Ale to już leży w rękach graczy i tego jak sami pokierują sceną 😉
/Banaś
@@tjgt A. Szanuję transparentne zaznaczenie swoich preferencji :) Zgadzam się też, że generalnie “szukaj w scenie konfliktu / graj konfliktem w scenie” będzie heurystyką, która w większości przypadków poprawi sceny i całe sesje grupom, które je wprowadzą.
RDR2 - haha, zakładam, że znienawidziłbyś Zeldę :)
Ja mam po prostu super szerokie potrzeby growe: umiem i lubię prowadzić na wymaksowanym konflikcie, non stop podkręcając stawkę (Pasion de las Pasiones), z przyjemnością zagram też bardzo powolne, refleksyjne okruchy życia (Dream Apart).
Podobnie w improv: lubię szalone statusowe wymiany i gonzo storytelling. Z przyjemnością pogram też slow burn w stylu Slow Comedy, na uważności, obecności i relacjach.
B. Polecam rozdział “Status” z książki “Impro” Keitha Johnstone’a :)
A.@rafaelcupiael imo mozna, oczywiscie, ale nawet nostalgiczny mmoment mozna i prawdopodobie twórca bedzie podciagał pod 'konflikt' jakkolwiek interpretowany. konflikt moze byc bardzo subtelny, nawet na poziomie wewnetrznym
@@merryrpg hejka :) sto pro, każdą scenę możesz ustawić (frame as) jako konflikt - pytanie czy zawsze będzie to najkorzystniejszy frame. Moim zdaniem nie: nawet w Brindlewood są do odegrania pozbawione konfliktu winietki postaci na początek sesji / śledztwa.
Nie jest to ofkors krytyka Waszego nagrania, zgadzam się z poprzednim komentarzem, że "szukaj konfliktu w każdej scenie" to heurystyka, która 9/10 grup pomoże w 9/10 scen. Po prostu sobie nerduje z nerdami.
Polecam artykuł Vincenta Bakera "Revisiting Task & Conflict Resolution" :)
@@rafaelcupiael Sorry za delay, bylam pewna, ze odpisalam ;) więc - tak, absolutnie, zgadzam sie, natomiast to, co omawialiśmy to podstawy, których warto się nauczyć, by potem je twistować (np. Disco Elysium robi to swietnie). Oprocz tego, wydaje mi sie, ze konflikt wazny jest w scenach dialogowych, mniej w monologach lub momentach refleksji bohatera (albo w scenach typu cutsceny ekspozycyjne).
Bardzo interesujący materiał. Przykłady, które przytoczyliście błyskawicznie pobudzają wyobraźnię. Przed oczyma pojawiły się sceny z "Hrabiego Monte Christo" i "Trzech muszkieterów". Świetnie rozwinięty wątek poprzedniego materiału daje cenne informacje dla MG i BG. Obowiązkowa pozycja dla początkujących MG. Doświadczeni mogą odświeżyć zasób swej wiedzy.
TJGT trzymajcie dobry kurs i wiatr w żaglach! 👍
dzieki :)
Mi się podobała w Trylogii Husyckiej scena gdzie nasi główni bohaterowie zastają na szlaku bitwę 2 grup rycerzy. Pierwszy konflikt to między samymi bohaterami - wtrącać się czy nie wtrącać. A potem już konflikty łańcuchowe - pomogli rabusiom, więc narazili się komuś innemu.
Pozdrowienia z PGA, super materiał
Siema!
Późno wejść wcześniej wyjść? nie ma nic lepszego niż rozwiązanie konfliktu w drużynie w tradycji Krasnoludów, polać mocnego alkocholu i ten co ostatni będzie trwać jego wyjście będzie najlepsze
Siema🎉
Proponuję odcinek o scenkach wtrąconych jak np w nwn
Scenach wtrąconych? Elaboruj! 😅
W sensie ?
NWN to mi się z NeverWinter Nights kojarzy. Ale jakiś scenek wtrąconych nie kojarzę
@@tjgt Chodzi o te sceny, gdzie widzimy np wrogiego generała wydającego rozkazy, albo jak w Vox Machina była scena "nekromantki" jak męża uzdrawia, nie była powiedziana, gracze nie mogli jej sami odkryć. Jak sprawdzałem niektorzy nazywają to jakoś foreshadow? niektórzy kadrowaniem, jak przeglądam treści rpgowe to nie widzę by o tym coś szczególnego było, a może to doda coś fajnego. W życiu spotkałem się jedynie jak mistrz gry opisywał ostatnią scenę sesji w sposób, że np w flopach, my pokonaliśmy kogoś w szkole, a on opisje jak za oknem ktoś odkręca głowę gołębiowi, by ten wyleciał i zgromadził pod swoimi piórami stado robotycznych gołębi lecących prosto w stronę ratusza (nie chcę spoilera dawać z scenariusza). A podsumowując uważam, że wszystkiemu co może wzbogacić sesję warto się chociażby przydać, nwn2 jest moim zdaniem bardzo dobrym przykładem bo trochę takich scenek jest i faktycznie fajny obrazek to buduje świata
@@hiacynciewiersze1287foreshadow to troszke coś innego, chyba że ten wrogi general o którym piszesz zostaje wprowadzony na scenę zanim my, gracze, wiemy kto To jest.
Foreshadow To zapowiedź odwolujaca się do elementu w fabule, którego jeszcze odbiorca nie zna, a bohaterowie znają i nawiązują do niego - tak w skrocie. O coś takiego Ci chodzi ?
Czarodziejską broszę Sarumuna
Najciekawszy konflikt to jest konflikt bohatera gracza z graczem