Voron & Pyk Cyk - Diler | prod. Pyk Cyk

Поделиться
HTML-код
  • Опубликовано: 21 окт 2024
  • Voron & Pyk Cyk:
    Dima Serebryakov, Jakub Gruszecki
    Produkcja: Pyk Cyk
    Wokale: Voron & Pyk Cyk
    Tekst: Pyk Cyk
    Mix/Master: Pyk Cyk
    Montaż: Pyk Cyk
    Wszystkie ilustracje oraz elementy graficzne widoczne w tym filmie zostały wygenerowane przy użyciu sztucznej inteligencji (AI). Technologia ta pozwala na automatyczne generowanie obrazów, które wspierają proces twórczy i pozwalają nam na szybkie dostarczanie nowych treści. Mimo to, cały proces jest nadzorowany przez nas, aby zapewnić jak najwyższą jakość materiałów.
    [zwrotka 1]
    I mu w oczach stoi jeszcze to niebo szare, smog,
    gdy rano między blokami idzie, powietrze pachnie palonym tapczanem,
    Mgliście niebo wygląda, lecz on tamtą środę pamięta tak wyraziście, panie
    którą jak kij ktoś nagle włożył w jego życie jak w Wisłę
    i w chuj zawrócił wszystko. Wcześniej raz szybciej,
    raz wolniej płynęło, niosąc w wodzie syficznej wyschłe liście
    i trupy tych zwisów, co zapomnieli wrócić z imprez, łkają rodzice,
    bo gdzie ich synek, a on płynie, płynie, płynie maj, czerwiec, lipiec,
    dawno w wodzie rozpuszczony indeks, już ryby sobie w nim coś piszą
    On pisze „huj” w windzie, jak nią jedzie na jeszcze lekkiej wiksie,
    musi się ogolić, wysrać, co dalej z jego życiem przemyśleć.
    Możliwe, że je przegrał, ktoś sobie pomyśli po tym wszystkim,
    pozakładali rodziny wszyscy albo praca w myjni, tiry, Wyspy
    Niby on z matką mieszka, ale stówę co łikend goni, marzeniami żyje artysty, hajsu wizją.
    I ani się poddać nigdy myśli, gdy klamkę naciska ręką zimną..
    [zwrotka 2]
    Lecz niespodziewanie matka zza nich wypryska i zaczyna mu liście
    takie klepać na ryj, że aż świszcze... Co jest??! Ej, ej, easy, se myśli,
    choć przez jej wrzaski nawet nie słyszy własnych myśli, a tylko, że epitety przy tym takie idą, że-(piiiiiip)-ty-jeden-(piiiiiiiip-piiiip)-any po kim ty tak masz ty(piip-piiiip-piiiiiiiiip)
    Ja ci jeszcze ku(piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiip)jego mać mówiłam ci, że jak Cie(piiiiiiiiiiiiiiip) to zabije eee aaaaauuujeee
    Widzi tylko, że siora tylko we drzwiach stoi z nadgryzionym twixem
    „Byli tu właśnie z policji”
    Skąd?
    „Z policji!”
    I kurwa o chryste, nic nie rozumie, jak gada z pełnym pyskiem, ale bezmyślnie
    odczepia od siebie matkę i na intuicji do pokoju idzie krokiem szybkim,
    gdzie pod stupakiem skarpet od Zdziśki... trzyma... to znaczy trzymał,
    nim znikły...
    Miałem tu taką kosmetyczkę
    „Jaką kosmetyczkę?
    Bo Oriflame matka spuściła w kiblu...”.
    Że co proszę?
    „No jak zadzwoniła domofonem policja. To Chyba logiczne?”
    Poważnie? Spuściłaś? Mama?! - ją ściska
    za ramię, chyba je zaraz złamie, jak mu nie powie, piecze ryj go
    jak ogień i coś mu zrobiła też w nogę. Ona siada tylko i w ryk, bo
    „już nie mam siły na to”. „A niech cię zamkną, mnie już jedno wszystko...”
    Wiesz, że będę szedł do pracy rychło. Tylko teraz ta płyta
    „Na jakim świecie ty żyjesz? Jaka płyta, co za płyta, ja pytam.
    Sandra mi wszystko powiedziała!”
    Co?
    „Zwykłe kity”
    „Żebyś coś nagrał, to byś musiał mieć te jakieś muzyczne...”.
    „bity. A ty nie masz bitów żadnych. Więc ja powiedziałam,
    że ty tu już od dawna nie mieszkałeś. Bo wyjechałeś”
    No Ale ta, co na pały cię podała, mówi, że tu jesteś czas cały...
    I tak bla-bla, i tak dalej...
    Chciałbym powiedzieć amen, ale nigdy nie wiem kurwa, czy to jest amen czy
    ament
    Yo
    Czy ament
    [zwrotka 3]
    Gdy tak patrzę na ciebie, jak siedzisz na tapczanie,
    wiesz, że biorę swą katanę, i zakrywasz twarz dłoniami.
    W płaszczu, do pracy już ubrana siedzisz w Himalajach
    swego wiecznego sie srania jak jakieś yeti załamane
    Obok Cudy Jana Pawła się walają, które ci podarowałem.
    Nawet nierozpakowane, więc żaden cud tu Jana Pawła
    się nie stanie, bo z folii się nie wydostanie łatwo.
    Więc żegnaj na zawsze, matko...„Ej, mogę pączka?"
    „A ty spierdalaj, głupia raszplo,
    zdrajco. Bo dla mnie już cię nie ma, znikasz, się nie liczysz”.
    Nawet nie wie, jak zjechał windą, tylko że wychodzi na ulicę.
    I idzie... Przed siebie idzie przez osiedle jak przez czyściec.
    Niebo koloru poloneza, słońce na nim jak szara reneta błyszczy
    sino, on jak przez sen bilbord philips mija i galerię,
    biegacza, co w masce przeciwsmogowej biegnie niespiesznie
    jak Hannibal Lecter po ofiary swe kolejne. I tylko wciąż serce
    napieprza mu jak typ, co na Patelni gra na krześle.
    Karetkę widzi, lecz to chyba nie po niego jedzie jeszcze
    Smieszne
    śniegu bryła z dachu spadła na łeb jakiejś kobiecie i jak ją nieśli
    na noszach, widział, jak spod koca airmax jeszcze sterczy.
    Lepsze masz buty ode mnie, lecz już w nich nie popędzisz,
    gdy nadjedzie autobus numer dziewięć, co jedzie na miejsce.
    Na tyle go stać jeszcze, by kupić bilet, lecz go nie chce,
    na tyle zajmuje miejsce, zawsze poza społeczeństwem,
    nie ma nic, nie ma nikogo, więzi wszystkie przecięte,
    jedzie nie wie gdzie, może przed siebie, a może na pętle...
    Bity, kurwa... Właśnie miał iść do typa niedługo, gadać o bitach...
    I to tyle, jakby ktoś się pytał, jak tam jego płyta.
    ujrzał Jezusa siedzącego z gazetą
    „A ty co, kurwa, hipis? Włosy se umyj, bo
    wyglądasz jak łachmyta”

Комментарии •