Kupiłem, dziękuję za polecenie. Ale tak sobie czytam, że "W mojej książce opowiadam wyłącznie historie ofiar, nie interesuje mnie wersja sprawców ani ich perspektywa. " i zastanawiam się, czy to aby na pewno słuszna decyzja. Nie chodzi o usprawiedliwianie, tylko o zrozumienie mechanizmów. Łatwo powiedzieć, że zły jest zły i koniec. . Mówię to szczególnie w kontekście ostatniego rozdziału, który ma być o symptomach bycia oprawcą. Chyba łatwiej byłoby je rozpoznać mając możliwość porównywania swoich przekonań do przekonań rzeczywistych oprawców. Mam nadzieję, że moje czarne przewidywania się nie ziszczą. :)
"- Oczywiście mogę się usprawiedliwiać, że byłem sprowokowany, bo jak słyszysz od partnera: „Z nim też spałem, jest lepszy w łóżku od ciebie”, to odruchowo chcesz bić. Dzisiaj wiem, że powinienem był położyć uszy po sobie, ale wtedy nie umiałem inaczej. Słyszysz podły tekst i nie potrafisz się obronić inaczej niż przemocą." Ten mężczyzna przedstawiany jest jako *ofiara* przemocy. Tymczasem przyznaje, że sam ją stosował. Powstaje wobec tego pytanie, w jaki sposób odróżniamy ofiary od sprawców. Czy ofiarą jest po prostu ten, kto zgłosił się do Autorki?
"I od początku wyglądało tak, jakby postanowił mnie zdobyć, był bardzo zdeterminowany. A ja się temu poddałam, co miałam do stracenia? Nic. Dom, w którym była trójka dzieci, praca od rana do wieczora i problemy finansowe. " To też dobre. "Co miałam do stracenia, tylko bachory i robota..."
Poza tym książka jest pełna bohaterów, którzy mają mnóstwo partnerów, seksualnych i nieseksualnych i zazdroszczą sobie ich, jednocześnie pozostając w małżeństwach z dziećmi. Dla mnie już *to* jest wskazaniem do leczenia, nie oczekiwałbym normalności od takich ludzi, więc nie dziwi mnie, że ich "związki" są pełne upokorzeń i przemocy.
Pani Renato, ważna rzecz. Dzięki!
Kupiłem, dziękuję za polecenie. Ale tak sobie czytam, że "W mojej książce opowiadam wyłącznie historie ofiar, nie interesuje mnie wersja sprawców ani ich perspektywa. " i zastanawiam się, czy to aby na pewno słuszna decyzja. Nie chodzi o usprawiedliwianie, tylko o zrozumienie mechanizmów. Łatwo powiedzieć, że zły jest zły i koniec.
.
Mówię to szczególnie w kontekście ostatniego rozdziału, który ma być o symptomach bycia oprawcą. Chyba łatwiej byłoby je rozpoznać mając możliwość porównywania swoich przekonań do przekonań rzeczywistych oprawców.
Mam nadzieję, że moje czarne przewidywania się nie ziszczą. :)
"- Oczywiście mogę się usprawiedliwiać, że byłem sprowokowany, bo jak słyszysz od partnera: „Z nim też spałem, jest lepszy w łóżku od ciebie”, to odruchowo chcesz bić. Dzisiaj wiem, że powinienem był położyć uszy po sobie, ale wtedy nie umiałem inaczej. Słyszysz podły tekst i nie potrafisz się obronić inaczej niż przemocą."
Ten mężczyzna przedstawiany jest jako *ofiara* przemocy. Tymczasem przyznaje, że sam ją stosował. Powstaje wobec tego pytanie, w jaki sposób odróżniamy ofiary od sprawców. Czy ofiarą jest po prostu ten, kto zgłosił się do Autorki?
"I od początku wyglądało tak, jakby postanowił mnie zdobyć, był bardzo zdeterminowany. A ja się temu poddałam, co miałam do stracenia? Nic. Dom, w którym była trójka dzieci, praca od rana do wieczora i problemy finansowe. "
To też dobre. "Co miałam do stracenia, tylko bachory i robota..."
Poza tym książka jest pełna bohaterów, którzy mają mnóstwo partnerów, seksualnych i nieseksualnych i zazdroszczą sobie ich, jednocześnie pozostając w małżeństwach z dziećmi. Dla mnie już *to* jest wskazaniem do leczenia, nie oczekiwałbym normalności od takich ludzi, więc nie dziwi mnie, że ich "związki" są pełne upokorzeń i przemocy.
@@vivvpprof rzecz w tym, że takich ludzi w naszym społeczeństwie jest bardzo dużo...