Teza w wypowiedzi Pana jest postawiona na głowie. Nie chodzi o to, żeby dzieci miały kartę rowerową, tylko o to, żeby miały wiedzę i umiejętności wystarczające, żeby poruszać się w ruchu drogowym. W polskich warunkach egzamin na kartę rowerową nie sprawdza niczego (może to, czy ktoś nie spada z roweru), więc jej wymaganie jest bezsensowne. System jest do zaorania i zorganizowania od nowa - tak, żeby dzieci miały zajęcia z jazdy rowerem w ramach przedmiotów szkolnych, znajomość znaków była sprawdzana jak na każdym innym przedmiocie na klasówce a do tego dzieci naprawdę wyjeżdżalyby na rowerach na ulice w ramach nauki jazdy - pod okiem uprawnionych osób. A papierek o nazwie „karta rowerowa” powinien zostać tam, gdzie jego miejsce, czyli w PRL. Notabene tak z grubsza wyglada edukacja rowerowa np w Holandii. Jednocześnie absolutną nieprawdą jest jakoby dzieci tam nie miały prawa poruszać się samodzielnie po drogach.
To pan ją stawia na głowie. Zdobycie wiedzy i umiejętności, o której Pan pisze to nic innego jak karta rowerowa. Przeżycie dla dziecka, pierwsze prawo jazdy, okazja by poczuć się pewnym, ważnym. A że nie każdą szkoła potrafi takie szkolenie zorganizować, to już inna spraw. Dziękuję.
@@piotrsaweta6565 jest dokładnie odwrotnie. Cały cywilizowany świat doszedł do tego, ze w tym przypadku liczą się umiejętności a nie dokument. U nas w teorii jest dokument jako potwierdzenie umiejętności, a w praktyce został sam dokument niepotwierdzający niczego. Egzamin na kartę rowerową w postaci sprawdzenia umiejętności zrobienia 8 na korytarzu czy boisku szkolnym to nie jest jednostkowy przypadek. Problem jest systemowy i nie jest to kwestia, że „nie każda szkoła” sobie z nim radzi. Mało która szkoła sobie z nim radzi. Kartę rowerową można robić od wieku 10 lat. W związku z tym, zamiast tego, w programie szkolnym klasy 4 (tyle mają wtedy dzieci o ile się orientuję) powinien być rok solidnego wychowania komunikacyjnego, nauki podstawowych przepisów i znaków a także poruszania się po drogach rowerem w praktyce. Zastanawiam się w takim razie, jak musza się czuć dzieci z właściwie całej reszty Europy, bo najwyraźniej nie pewne i nie ważne, jak są pozbawione tego „pierwszego prawa jazdy”, a w wielu krajach poruszają się rowerami znacznie częściej, niż dzieci polskie. U nas „karta rowerowa” stała się pewnego rodzaju tematem zastępczym dla powszechnego i uczciwego szkolenia dzieci z poruszania się po drogach - jest działaniem fasadowym.
Jak ja chodziłem do podstawówki to było 25 lat temu to mieliśmy obok szkoły ścieżki edukacyjne ze znakami drogowymi i tam zdawałem kartę rowerowa i kartę motorowerowa. Pojechałem niedawno do swojego rodzinnego miasta i ścieżka ta już została zrównana z ziemia i zabudowana…
2:30 i bez limitu pojemności gdy jest homologacja na trójkołowy i posiada się kat B. Kupiłem taki w maju, z tym że kat B mam od 23 lat 👌
W materiale mówię o jednośladach. A taki 3-kołowiec to coś innego, dużą frajda. Dziękuję.
Teza w wypowiedzi Pana jest postawiona na głowie. Nie chodzi o to, żeby dzieci miały kartę rowerową, tylko o to, żeby miały wiedzę i umiejętności wystarczające, żeby poruszać się w ruchu drogowym. W polskich warunkach egzamin na kartę rowerową nie sprawdza niczego (może to, czy ktoś nie spada z roweru), więc jej wymaganie jest bezsensowne. System jest do zaorania i zorganizowania od nowa - tak, żeby dzieci miały zajęcia z jazdy rowerem w ramach przedmiotów szkolnych, znajomość znaków była sprawdzana jak na każdym innym przedmiocie na klasówce a do tego dzieci naprawdę wyjeżdżalyby na rowerach na ulice w ramach nauki jazdy - pod okiem uprawnionych osób. A papierek o nazwie „karta rowerowa” powinien zostać tam, gdzie jego miejsce, czyli w PRL. Notabene tak z grubsza wyglada edukacja rowerowa np w Holandii. Jednocześnie absolutną nieprawdą jest jakoby dzieci tam nie miały prawa poruszać się samodzielnie po drogach.
To pan ją stawia na głowie. Zdobycie wiedzy i umiejętności, o której Pan pisze to nic innego jak karta rowerowa. Przeżycie dla dziecka, pierwsze prawo jazdy, okazja by poczuć się pewnym, ważnym. A że nie każdą szkoła potrafi takie szkolenie zorganizować, to już inna spraw. Dziękuję.
@@piotrsaweta6565 jest dokładnie odwrotnie. Cały cywilizowany świat doszedł do tego, ze w tym przypadku liczą się umiejętności a nie dokument. U nas w teorii jest dokument jako potwierdzenie umiejętności, a w praktyce został sam dokument niepotwierdzający niczego. Egzamin na kartę rowerową w postaci sprawdzenia umiejętności zrobienia 8 na korytarzu czy boisku szkolnym to nie jest jednostkowy przypadek. Problem jest systemowy i nie jest to kwestia, że „nie każda szkoła” sobie z nim radzi. Mało która szkoła sobie z nim radzi. Kartę rowerową można robić od wieku 10 lat. W związku z tym, zamiast tego, w programie szkolnym klasy 4 (tyle mają wtedy dzieci o ile się orientuję) powinien być rok solidnego wychowania komunikacyjnego, nauki podstawowych przepisów i znaków a także poruszania się po drogach rowerem w praktyce.
Zastanawiam się w takim razie, jak musza się czuć dzieci z właściwie całej reszty Europy, bo najwyraźniej nie pewne i nie ważne, jak są pozbawione tego „pierwszego prawa jazdy”, a w wielu krajach poruszają się rowerami znacznie częściej, niż dzieci polskie. U nas „karta rowerowa” stała się pewnego rodzaju tematem zastępczym dla powszechnego i uczciwego szkolenia dzieci z poruszania się po drogach - jest działaniem fasadowym.
@@rabomarc Nie chodzi mi o dokument, chodzi o przygotowanie dziecka, naukę. A karta to motywator pedagogiczna zachęta.
Jak ja chodziłem do podstawówki to było 25 lat temu to mieliśmy obok szkoły ścieżki edukacyjne ze znakami drogowymi i tam zdawałem kartę rowerowa i kartę motorowerowa. Pojechałem niedawno do swojego rodzinnego miasta i ścieżka ta już została zrównana z ziemia i zabudowana…
niesamowite
Ca Panem tak wstrząsnęło?
Strasznie zaniedbane wiekszość tych kamienic na kalwaryjskiej