Patryk Sonar Synoradzki Pleszew
HTML-код
- Опубликовано: 15 ноя 2024
- Drogi Patryku,
Bracie, Przyjacielu, Wojowniku. W najgorszych koszmarach nie śniło mi się, że będę pisał do Ciebie ten list. Czas zatrzymał się w feralną sobotę przed południem, a ja o poranku nie wiedziałem jeszcze, że zbliża się najgorsza chwila mojego życia. Jeden telefon wywrócił nam wszystko do góry nogami. Ktoś kiedyś napisał: „Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o twoich planach na przyszłość”. Heh o naszych Bóg chyba wiedział za dużo. Stary, przecież wkrótce mieliśmy uczcić budowę Waszego domu. Parapetówa z grillem, Ty, Dareczka, my i Twoi chłopcy. Cała ekipa, jak zawsze w komplecie. Teraz już nigdy nie będzie „w komplecie”. Pamiętam, jak ciężko na to pracowałeś. Na obczyźnie, nie miałeś nawet czasu, odpisać na maila. Z jednej pracy do drugiej, cały czas gonitwa i walka „o swoje”. Chcę, żebyś wiedział, że nigdy nie miałem Ci tego za złe. Wręcz odwrotnie, podziwiałem Cię w roli ojca.
Wtedy Twój brak czasu dla nas wywodził się z innego powodu. To była czysta miłość dla Rodziny. Wiele poświęcałeś, aby dać im wszystko. Przy każdym naszym spotkaniu, zawsze opowiadałeś o swojej Dareczce, jak o królowej i o chłopcach, jak szybko rosną, jak idzie im w szkole i w ukochanym sporcie. Uwielbiałem Ciebie słuchać. Apropos sportu: z kim mam teraz po każdej gali UFC analizować wyniki ? Telefony nad ranem i „jaranie się” walką Conora z Alvarezem. Byłeś w tym świetny i zauważałeś szczegóły, które mi umykały. Czasami mieliśmy odmienne zdanie, ale to nas „prowokowało” do rozwijania tematu. Sam też sporo trenowałeś. Sporty siłowe i MMA były Ci bardzo bliskie. Tak często wracaliśmy poobijani z treningów, ale szczęśliwi, bo na macie rozumieliśmy się bez słów. Heh zupełnie jak w życiu.
Pamiętam jak mieliśmy po 15 lat i byliśmy wtedy wrogami. To właśnie pasja do sportu pojednała nas, bo rękę podaliśmy sobie na „siłce”. Od tego momentu cały czas razem. Nawet po treningach, często wspólnie gotowaliśmy u mnie. No chyba, że miałeś już coś uszykowane od Lusi. Tak Przyjacielu, dobrze zauważyłeś, moi rodzice traktowali Cię jak syna i dziś cierpią tak samo jak ja. Potrafiłeś ich uspokoić, kiedy mówili Ci abyś zwolnił tempo, a oni Cię podziwiali. Martwili się kiedy wsiadałeś na motor.
No właśnie motor. Od lat kochałeś tę swoją maszynę, szybkość i adrenalinę, a ja i Donek, mieliśmy swoje odrębne zdanie. Nie zawsze z tym się zgadzałeś. Jednak ten list nie jest po to, aby coś Ci wypominać Przyjacielu. Szanowaliśmy Twój wybór i wiedzieliśmy, że i tak będziesz „latał”. Nigdy nie byłeś gościem, którego tatuś prowadzi za rękę przez życie i od wczesnych lat, sam podejmowałeś decyzje. Dobrze wiedziałeś jak niebezpieczne są „ścigi”, ale kochałeś to jak rodzinę. Wiem, pewnie teraz, stwierdziłbyś z tym swoim szerokim szczerym uśmiechem, że filozofuję. Ja za to, pozwolę sobie przytoczyć słowa ewangelii wg Św. Mateusza : „ Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”. I niech tak pozostanie na zawsze.
Im więcej czasu mija od czarnej soboty, tym bardziej przekonuję się, że Bóg miał w tym swój plan. „Wybrańcy Bogów umierają młodo”, czyż nie? Znając Twoją skromność to zapytałbyś, dlaczego tak o Tobie właśnie myślę. Brachu, swoim życiem pokazałeś mi oblicze pozytywnej karmy. „Zasiałeś” bardzo dużo dobra, które już do nas wraca. To coś na miarę cudu, dlatego śmiem twierdzić, że jesteś Wybrańcem. Pamiętam jak mnie motywowałeś, przed każdym życiowym wyzwaniem. Szkoła, praca, sport - zawsze miałem w Tobie oparcie. W całym tym życiowym biegu, potrafiłeś nas wspierać. „Co? Ty nie dasz rady? A kto ma dać, jesteś w tym najlepszy” - to Twoje słowa. Dziś śmiało mogę stwierdzić, że byłeś dla nas wzorem. Wielkim twardzielem z sercem na dłoni, który nigdy nie bał się wyzwań. W każdej sytuacji mogłem liczyć na Twoje wsparcie, bez względu na czas i miejsce. Przyjacielu mam u Ciebie wielki dług. Nie wiem czy kiedykolwiek, będę w stanie go wyrównać.
Na zakończenie mojego listu chciałbym Ci powiedzieć, że trzymamy się i jesteśmy dzielni jak nigdy. W całym bagnie tego potwornego wydarzenia, widzę „światło w tunelu”. Zawsze obiecywaliśmy sobie, że gdyby komuś z nas coś się stało, to służymy sobie pomocą. Nie muszę Ci pisać, że ta „procedura” jest już wprowadzona w życie. W tej Rodzinie nikt nie zostaje sam. W tak ciężkich chwilach, obserwuję bardzo dużo dobra, które do nas napływa z różnych stron. To nas buduje i wiem, że wszystko będzie dobrze, bo mamy siebie. Ty nas tego wsparcia nauczyłeś, a my je teraz sobie oddajemy. Nie mieliśmy nawet czasu, żeby się pożegnać, ale sam często mówiłeś: „Lepiej witać się niż żegnać”. Pamięć o Tobie, nigdy nie zaginie. Pewnie gdybyś widział mój smutek, zapytałbyś czego sobie życzę, aby poprawić swój nastrój. Cóż, to proste, oddałbym wszystko, żebyś mógł odpisać…
Rogal