KŁAM robi robotę, reszta BCU szczerze mówiąc nie do końca mnie wciąga ale tutaj chłopaki to jakaś miazga, na każdym finale siedze jak na szpilkach i bawie sie lepiej niż podczas oglądania Gry o tron. SZTOS, WIECEJ WIECEJ WIECEJ!
Jak Baniak zacząłeś nagrywać KŁM to ja byłem w takim szoku, bo nie wiedziałem jakim cudem zaprosiłeś takie gwiazdy do siebie. Termosa to jeszcze ze spadkobierców kojarzę, nie wiedziałem, że oni w ogóle mają czas jeszcze na RPG, ja już psychicznie byłem przygotowany na zobaczenie Baniaka w ramówce Polsatu XD
Nowa koszulka - Gardens trzymający pęczek dynamitu, pod jego nogami detonator i podpis "Jestem mechanikiem". PS. Przypominam, że opowiadania TJ'a miały być nową Księgą Mitów :)
Każdy z naszych bohaterów rozpoczął tą opowieść nieco po "swojemu". Przed wojna w Europie Douglas w ramach Klubu Biznesmenów musiał załatwić w Cesarstwie Niemieckim kilka spraw biznesowych (znalazł dobrego nabywcę na jeden z antyków) ale nie znał języka. Na całe szczęście spotkał Hermana, który dobrze znał angielski a znal też się ( jako kustosz muzeum) na antykach i artefaktach. Tak ta dwójka zaczęła razem pracować a potem też połączyła ich przyjaźń, początkowo motywowania poznaniem Douglas'a bliżej, gdyż Herman miał pewne podejrzenie, co do możliwych organizacji, w jakich Heminger może być. Thadeus miał ,jako młody literat aspirujący do pisania, pewna "wyprawę" studencką. Początkowo się wachał i nie specjalnie chciał jechać do Reno ale po namawianiu jego najlepszego przyjaciela z czasów studiów (obecnie policjant w Seatle) zgodzil się pojechać. Młodzi studenci, całkiem zamożni szybko zwrócili uwagę miejscowego dandysa - Sydney'a. Ten polubił TJ 'a oraz jego naiwne (jak dla Lake'a wtedy) podejście do hazardu, alkoholu oraz ogólnego łamania zasad. Sydney i TJ zaczęli już ze sobą korespondować. Doktor Sterling miał pewien bardzo nieprzyjmeny dzien. Jego prawie partnerka, po kilku randkach odrzuciła go, katedra medyczna odrzuciła jego prośbę o dalszy wkład naukowy, a siostra nie dała mu z tego tytulu spokoju. Sam Sterling stwierdził, że tajna organizacja, która teraz już spowodowała wypadek, w którym zgineli jego rodzice, chce do dopaść. Sterling wyjechal na 3 tygodnie do Phili i chciał znaleźć kogoś, kto może by coś na ten temat wiedział. Któregoś dnia spoktał pewnego Niemca, który opoweidział mu o zamożnym i wpływowym biznesmenie. Sterling zainteresowany pojechał do posiadłości Hemingerów a tam zastał bogacza leżącgo ze złamana nogą. Douglas tańczył całą noc na bankiecie a i jeszcze tego ranka ćwiczył swoje umiejętności, gdyż jak mówił mu zawsze ojciec -"Prawdziwy Gentleman ma zawsze klasę". Pomgół mu bardzo szybko, a podczas procesu kuracji rozmawiali żywo o świecie, rodzinie i zamiłowaniach każdego z nich. Pewnego dnia Douglas i Bouche spotkali młodego literata, który pisał już wcześniej do Heminger'a na temat napsiania o nim artykułu do miejscowej gazety. Szybko się okzało, że panowie dzielą wspolne tematy i znaja równie ciekawe osoby. Powstał pomysł dużego spotkania i tak protoplastyczny KŁM spotkał się po raz pierwszy w w pewien piękny piątkowy wieczór... Mam nadzieję, że sie spodobało! Dzięki za uwagę
Właśnie dostałem Księgę Straznika na święta. Nie mogę się doczekać drugiej (pierwsza poprowadzona ze startera) sesji jaką przeprowadze z moimi przyjaciółmi. Dziękuję Panie Michale za zajawienie grami fabularnymi i dziękuję dziewczynie, która sprawiła mi ten niesamowity prezent!
Cytaty koszulkowe: ,,Ja nie lubię wężów" Pisarz Jeremy Gardens ,,...to może zrobimy przerwę..." Gracz sezonu Douglas Heminger ,, Słonia jak u trąba " Baniak Bańka -Mistrz gry 😂
To jest dopiero najlepszy gwiazdkowy prezent. Change my mind. EDIT: Jestem właśnie po wigilijnej kolacji i rozdaniu prezentów. Nadal nie zmieniam mojego zdania.
Świetna sesja! 🙂 Panowie z Klubu Łowców Mitów poznali się w Klubie dla Gentlemanów. Sydneya zachęciło wspólne granie w karty za wysokie stawki, doktor Bouche (jako został zaproszony przez Douglasa w zamian za bycie wiernym lekarzem rodzinnym) - wiadomo, doktorek dobrego alkoholu nie odmówi nigdy. TJ jako młodzieniec z dobrego domu nie mógłby nie korzystać z dobrodziejstw przebywania w takim towarzystwie i przysłuchiwał się z zainteresowaniem wszystkim opowiadanym tam historią szukając swojego wymarzonego tematu do książki. Szanowany kustosz również odnalazł tam swoje miejsce i chociaż Herman nie był wielkim fanem hazardu dał się przekonać do wspólnej partyjki i wraz z resztą towarzyszy znaleźli się przy jednym stole. Wspólne granie było dla nich na tyle intrygujące, że z chęcią poznali się lepiej już poza klubem - zaproszeni do posiadłości Hemingera.
Odnośnie powstania KŁM: Był styczeń 1920 roku. Śnieg przysypywał filadelfijskie chodniki, mroźny wiatr pukał w okna, a Sterling dzień po dniu zanosił się głośnym płaczem w związku z uprawomocnieniem się prohibicji… Ale do tego jeszcze wrócimy. To co było akurat ważne, to ekskluzywna wystawa obrazów przeznaczona przede wszystkim dla najbardziej hojnych darczyńców. Nie jest więc dziwne, że został na nią zaproszony sam Douglas Heminger - słynny hobbysta i odkrywca, który zawód - można by rzec - “odziedziczył” po ojcu. Cała impreza miała miejsce na piątym (zamkniętym dla niewtajemniczonych) piętrze drogiego hotelu. Po drodze darczyńca musiał minąć nieduże kasyno mieszczące się na parterze. Przeciskając się między stolikami, zauważył żeton leżący na podłodze. “Halo! Ktoś chyba zgubił ten krążek! Znajdzie się może właściciel?”. Nikt jednak nie reagował. Mężczyzna podniósł przedmiot i odłożył na najbliższy stolik. Niczego nieświadomy Douglas, obstawił w ten sposób pół dolara w grze w ruletkę. “Gratulacje dla pana! Oto pańska nagroda!” - Douglas otrzymał od krupiera kilka nowych żetonów. Facet próbował wyjaśnić, że to pomyłka i że chciał tylko odłożyć żeton na miejsce. I jakoś tak się złożyło, że po raz kolejny wygrał nowe żetony. Sytuacja powtórzyła się kilka razy, a Douglas miał już całkiem sporą sumkę. Stwierdził, że skoro już los się do niego uśmiechnął, to wymieni żetony na papierowy portret Alexandra Hamiltona. Wówczas do odkrywcy podszedł młody blondyn. “Hej, człowieku! Jaki jest twój sekret? Chyba nie powiesz, że to tylko szczęście”. Heminger zamyślił się na chwilę, po czym szeroko się uśmiechnął i powiedział: “Nie, nie tylko. To też pieniądze i gadanina”. Sydney niezbyt zrozumiał co mężczyzna ma na myśli, ale postanowił go obserwować. Sam Douglas udał się z kolei na swoje piętro. Tam impreza trwała już w najlepsze, choć sam darczyńca nie był zbyt z tego zadowolony. Chciał żyć chwilą, ryzykować życie na podróżach w Afryce, tańczyć... Ale czuł się zbyt zobowiązany przychodzić na tego typu bankiety. Wziął więc filiżankę herbaty i zaczął się przechadzać po sali, oglądając wystawione obrazy. Zatrzymał się przed jednym z nich. Przedstawiał starszego człowieka w mundurze i z wieloma odznaczeniami. “Ach, widzę, że zna się pan na prawdziwej sztuce! Witam, nazywam się Herman Broem”. Douglas wnioskując po zamiłowaniu do obrazu i europejskim akcencie wywnioskował, że rozmawia z artystą - autorem portretu Bismarcka. Zaczął go chwalić i mówić o pięknie dobranych kolorach i wprawnej ręce. Czyli dokładnie to samo, co mówił każdemu artyście, z którym rozmawiał. Co więcej - po tym monologu Herman również wziął Hemingera za artystę. Niemiec oburzył się słowami gentlemana. Nie rozumiał co takiego malowniczego jest w tym dziele. Wszak nie forma była tu istotna, a treść! Kolejna fala oburzenia nadeszła, gdy Douglas zaczął komplementować Broema jako utalentowanego artystę. “Raczy pan sobie żartować! To nie jest dzieło mojego autorstwa. Jestem kustoszem w okolicznym muzeum i odpowiadam za część tej wystawy. Ale liczę wrócić do kraju gdy tylko Republika Weimarska stanie na nogi!”. Heminger próbował trochę pożartować i zjednać sobie Broema. Ostatecznie rzucił krótkim “powinien się pan chyba zrelaksować przy szklaneczce brandy”. Herman był jednak w Stanach od niedawna i nie do końca miał jeszcze świadomość, czym do końca jest prohibicja. Krótko mówiąc odebrał żart, jako zaproszenie, za które uprzejmie podziękował nim Douglas się oddalił. Imigrant rozejrzał się po bankiecie pełnym amerykańskich arystokratów i pomyślał, że to nie jest miejsce dla niego. Postanowił wyjść. Zaraz za drzwiami stał młody, elegant z notesem i piórem w ręku. “Przepraszam, czy jest pan może artystą? Pragnę napisać powieść z młodym malarzem w roli głównej i chciałbym zadać kilka pytań”. “Nie jestem, ale właśnie otrzymałem zaproszenie od jednego. Myślę, że jeśli to pana interesuje, mógłby się pan udać ze mną”. Młody pan Gardens zaczął zawstydzony odpowiadać, że nie chce się narzucać i nie jest pewny czy powinien… “Niech się szanowny pan nie obawia. Pan Douglas zaprosił mnie bez większych oporów - wygląda na to, że nie ma problemów z organizowaniem spotkań dla nowych znajomych. Powiem panu nawet, że wspominał coś o brandy...” - zaczął Herman, kiedy obaj usłyszeli krzyk. “Brandy?!” - usłyszeli spod baru, gdzie zmęczony już barman tłumaczył facetowi z pudelkiem na rękach, że naprawdę nie może sprzedawać alkoholu. Spragniony mężczyzna wstał i podszedł do nich - “Witam. Sterling Bouche. Państwa wspomnienie o moim ulubionym trunku uznam za zaproszenie!”. “Ale to nie ja, to…” - odpowiedział Herman, kiedy drzwi do bankietu otworzyły się, a ze środka wyszedł pan Douglas, który najwyraźniej zmierzał do toalety. “...to ten gentleman” - wskazał palcem Herman. “Och, to Pan!” - nie wiadomo skąd wyłonił się blondyn z coltem przy pasie - “Pan wybaczy, ale podsłuchałem przypadkiem rozmowę tych szanownych panów… Również jestem bardzo zainteresowany bliższym poznaniem pana. Jest pan najlepszym hazardzistą jakiego widziałem!”. Douglas był trochę zmieszany i nie wiedział co tu się właściwie stało. Miał już spławić czwórkę stojących przed nim mężczyzn, kiedy powiedział: “A wiecie co? I tak mi się ten bankiet nie podoba. Zapraszam do mnie!” w myślach jednak dodał: “A niech raz przyjdą i się odczepią. Przecież nie musimy od razu stawać się przyjaciółmi, czy zakładać jakiegoś klubu, prawda?”
T.J Gardens chłopak który w wieku paru nastu lat sam musiał zrozumieć działanie wolnego rynku, w końcu rodzice po śmierci bliźniąt nie mieli siły by się zająć rodzinnym tartakiem. Sam szukał potencjalnych klientów, zajmował się rachunkami, rozpatrywał potencjalny zysk i straty. W wieku 19 lat był już znany w śród stałych nabywców jako faktyczna głowa interesu. Któregoś dnia przyjechał do niego całkiem dobrze ubrany mężczyzna razem z synem, przedstawił się jako pan Heminger i szukał dobrej jakości drewna. Była to bardziej sprzedasz detaliczna ponieważ dżentelmen najpewniej chciał po prostu zmienić wystrój salonu albo coś w tym guście,ale wiedział że zawszę dobrze posmarowany interes może być bardziej opłacalny więc Pan Heminger mówił o tym jak słyszał że chłopak prowadzi firmę od tak młodego wieku i że bardzo chciał poznać go przy okazji ze swoim synem by ten podłapał tak zwanej żyłki do interesów. Obydwóm młodzieńcom z początku nie przypadł ten pomysł do gustu ale po paru wymienionych zdaniach doszli do wniosku że mogą jednak przypaść sobie do gustu. Od tego momentu zawsze gdy pan Heminger miał jakąś fanaberie związaną z drewnem syn zabierał się z nim do tartaku państwa Gardensów a chłopaki bardzo lubili spędzać ze sobą czas. Potem TJ-owi udało się zacząć studia gdzie Douglas często go odwiedzał by rozbijać się po barach z "mocną herbatą" i kasynach. Chłopaki mieli różne przygody ale jedna zapadła im najbardziej w pamięć, mianowicie raz podpici w pewnym kasynie zaczęli się chichrać z tego jak jednemu graczowi przy stole wyleciał as z rękawa na ziemie. Ściągnęli tym uwagę pracowników kasyna, co spowodowało wyrzuceniem oszusta z budynku. Kiedy panowie po jakimś czasie od tego zdarzenia wyszli się przewietrzyć okazało się że ów oszust postanowił zaczaić się na nich przed budynkiem by się zemścić z pomocą dwóch sporego rozmiaru dżentelmenów.Chłopaki słysząc tylko tekst w stylu "Panowie to oni brać ich" szybko otrzeźwieli i zrozumieli że najlepszym rozwiązaniem w tym wypadku będzie nocny sprint na dotlenienie mięśni, jak pomyśleli tak zrobili. Pościg trochę trwał ale doszło do momentu gdzie trafili na ślepą uliczkę. Kiedy już nie było miejsca na ucieczkę a sapanie dwóch osiłków było coraz wyraźniej słychać zza zakrętu, nagle w zaułek wjechał czarny stary fort i usłyszeli tylko krótkie krzyknięcie "wsiadać jak życie miłe".Panowie nie mieli dużego wyboru, wsiedli szybko do auta po czym to z piskiem opon wyjechało z zaułka na wstecznym i pomknęło na przedmieścia. Okazało się że kierowcą był Sydney Lake czyli młodzian który naciął się na "szczęśliwą passe" oszusta z kasyna, stwierdził on razem ze swoim kolegą Bouchem postara się pomóc dwóm młodzieńcom którzy rozpracowali przyczynę niesamowitego farta gracza z którym Lake przegrał zeszłej nocy. Kiedy dojechali na sam koniec miasta Bouch powiedział tylko trochę podpitym głosem " Ooo nasz przystanek proszę wysiadać ". Wszyscy wysiedli z auta i pozostawili je na obrzeżach w czwórkę wracając z tak zwanego buta. Podczas tego długiego spaceru Lake podziękował TJ-owi i Douglasowi za zdemaskowanie oszusta, i opowiedziałjak Bauch wpadł na pomysł "pożyczki" auta z niedomkniętymi drzwiami. Chłopaki za to powiedzieliprawdę o tym że ów zdemaskowanie było raczej kwestią przypadku. Potem już wszyscy panowie zaczęli opowiadać o dawnych czasach i tak dotrwali do świtu. Następne spotkania były już w pełnym czteroosobowym składzie gdyż panowie mocno się polubili po nocnych przgodach z pod kasyna. Podczas wspólnych prób podbicia miasta poznali jeszcze Hermana Brauma ale to już klasyczna przygoda o pijanych młodzieńcach, strzelaniu do butelek, i ucieczce przed policją. Najważniejsze jest jednak to że przyjaźń ta trwała nieprzerwanie w szczęściu aż do feralnego spotkania w domu wtedy już Pana Douglasa Hemingera i zauważenia zguby jego sąsiada Pana Corbitta ale tą historie raczej wszyscy już znają.
TJ poznał Bruma jako student często uczył się w zaciszach antykwariatu. Douglas jako znudzony wrażeń bogacz, grywał wieczorami w pokera, w śród tak zacnego grona graczy poznał Lake'a towarzyskiego młodzieńca a także boucha który czasami się wymykał do baru by jego siostra nie wiedziała. Oczywiście Douglas był również znany dla tj oraz bruma jako filantrop, który przekazał wiele pieniędzy na różne ośrodki kultury w okolicy. Cała 5 dopiero poznała się nawzajem gdy na bankiecie u Douglasa pewien jegomość z pieskiem, upił sie do nieprzytomności co pozostałej 4 dało temat do rozmowy w której douglas świetnie się bawil i postanowił ze te 4 będzie zapraszał owiele częściej do swojej rezydencji na drinka
@@krystianuchiha Był już KŁM 20#? Bo na yt nie ma. Jeśli tak to byłbym bardzo wdzięczny za jakiś link bo naprawdę nie chciałbym przegapić jakiejkolwiek sesji KŁM . Przeglądałem też Twitcha ale zapisu sesji KŁM nie znalazłem
Odpowiedź na pytanie konkursowe: Jakkolwiek mało prawdopodobne może się to wydawać, cała piątka poznała się jednego dnia, podczas jednego, bardzo konkretnego wydarzenia, które miało miejsce pewnego pięknego wiosennego poranka. Były to wielkie, wspaniałe, pełne blichtru i przepychu W Y Ś C I G I K O N N E sprowadzone całkiem niedawno z Europy jako wspaniała forma rozrywki. Skoro o rozrywce mowa, w szeregach skandujących fanów nie mogło zabraknąć młodego potentata rodzinnej fortuny - DOUGLASA HEMINGERA, dla którego pobyt na torze stał się ostatnimi czasy niemal tak fascynujący jak dalekie podróże z ojcem. Douglas od jakiegoś czasu skrupulatnie odkładał znaczne sumy pieniędzy, by w końcu, wreszcie, zniecierpliwiony mógł obstawić swojego faworyta - piękną kasztanową klacz zwaną fantazyjnie Aventura... Tak się złożyło, że dzięki obstawieniu tej właśnie klaczy, obłowić się chciał drugi członek drużyny - SYDNEY LAKE. Sydney jako hazardzista nie mógł przecież nie spróbować każdego rodzaju hazardu zanim nie osiadł na stałe przy kasynie i jego kuszących światłach. Wyścigi te, w Bellmont Park, miały być jego wielkim przełomem zanim jeszcze udało mu się ustawić za pomocą żetonów i pokera... Nie on jeden planował się jednak tego dnia ustawić. Na wspaniały, ogrzewany promieniami marcowego słońca tor, długie lata podążania za intuicją i wskazówkami, sprowadziły bowiem HERMANA BROEMA aż z odległych Niemiec. Według wszelkiego prawdopodobieństwa (i odnalezionych przez niego tajemnych wiadomości), wielka Loża, w którą tak uparcie wierzył od tylu lat, właśnie tutaj miała spotkać się w pełnym składzie po raz pierwszy odkąd pamiętał. Herman nie mógł zmarnować takiej okazji. Ubrał się więc w swoje najlepsze ciuchy, obstawił Aventurę, co miało być tajnym sygnałem dla pozostałych członków Loży i czekał na sygnał... Czekał również Sterling. Dr STERLING BOUCH. W światku lekarskim od jakiegoś czasu dało się słyszeć o magicznych specyfikach, które mają docelowo zwiększyć wydajność ludzką, a póki co testuje się je na ścigających się zwierzętach. Według informacji do których udało mu się dotrzeć dzięki zaufanym kolegom po fachu, ustalił, że ten właśnie wyścig ma być jedną z prób, a Aventura, która od jakiegoś czasu znajdowała się na ustach wszystkich fanów jeździectwa, jest koniem doświadczalnym korporacji, która kiedyś mogłaby wspierać ludzkość w jej słabościach, które tak bardzo chciał przezwyciężyć Sterling. Czemu więc nie miał przy tym zarobić? Obstawienie Aventury wydało mu się dodatkową szansą, której nie wypadało zmarnować... TJ'A GARDENSA na tor sprowadziły zgoła inne pobudki. Ten młody człowiek już od małego nie mógł opanować się, gdy chodziło o nowinkę, szczególnie sportową. Wychowanie na łonie natury sprawiło że znał i lubił konie, dlatego gdy pewnego dnia oznajmił rodzicom, że chce pojechać na wyścigi, o których przeczytał w gazecie, ci tylko uśmiechnęli się pod nosem i zarezerwowali bilety. TJ nie wiedział na którą klacz postawić, jednak po szybkim pojrzeniu na boksy, sprawa okazała się jasna. Intuicja i wiedza o naturze podpowiadały mu, by obiektem jego wsparcia stała się kasztanowa klacz o błysku w oku i wyjątkowej zadziorności... ... Aventura nie wygrała tamtego ranka. Dobiegła do mety na ledwie czwartym miejscu. Jednakże to właśnie dzięki jej porażce nasi dżentelmeni mieli okazję się poznać, kiedy to załamani/zniesmaczeni/zgorzkniali/zawiedzeni, pełni emocji rzucili się na ogrodzenie by wykrzyczeć parę siarczystych epitetów pod kątem jej opiekuna. Jak się okazało byli jedynymi, których obeszła jej słaba forma, ponieważ, podczas gdy rozemocjonowana piątka wypruwała sobie płuca przy siatce, cały tłum obecny na torze magicznie się rozpłynął. Dżentelmenom nie zostało więc nic innego, jak roześmiać się z całej sytuacji, przedstawić sobie kulturalnie, a następnie udać na wyborne jedzenie pobliskiej restauracji.
Odpowiedź na pytanie: TJ w poszukiwaniu inspiracji do swojego dzieła postanowił dać anons do gazety, o poszukiwaniach ciekawych osobowości. Jeszcze wtedy nie wiedział, że nikt na niego nie odpowie, a wszyscy jego przyszli przyjaciele znajdą się tam przypadkowo. Douglas robił właśnie interesy w miejscowym lokalu (w którym Thaddeus urządzał spotkanie), planując go zakupić. Rozmówca, czyli obecny właściciel, okazał się niezłym przeciwnikiem. Ostatecznie Heminger wygrał te bitwę i postanowił uczcić swój sukces małą, nielegalną szklaneczką ,,soczku'' i potańczyć z przypadkowo spotkanymi damami. TJ zauważył dawnego przyjaciela jego ojca - Hermana i myśląc, że odpowiedział on na jego ogłoszenie, zagadał do niego, nie dając mu dojść do słowa. Tymczasem przesiadywał w tym samym miejscu Sydney Lake, który gdy tylko trafiał na drobne ślady hazardu, nie pozostawiał po sobie suchej nitki. Miejscowi nie byli zbytnio zadowoleni, gdy ograł ich z ostatniej pary skarpet i postanowili wtłuc naszemu koledze. Na pomoc ruszyli mu Douglas, TJ oraz Herman, bedący świadkami całej sytuacji, lecz to nie okazało się konieczne, ponieważ Lake wyciągnął swojego colta i stwierdził, że tak sobie poradzi. Prawie doszło do ogromnej bójki, kiedy pojawił się jeszcze ktoś. Kompletnie pijany, z pudlem pod pachą zaczął wykrzykiwać, iż ,,medycyna was wszystkich za***ie''. Ich bohater, który w tamtych czasach nie musiał nosić peleryny - Dr Sterling Bouch. Zbił z tropu obie strony, które rozeszły się w pokoju. Zresztą wkrótce później Douglas zmienił ten lokal w magazyn na antyki, ponieważ jeśli łamać prohibicje, to tylko w swojej posiadłości, u boku najlepszych przyjaciół. Pamiętnego dnia odjechali z Fergusonem za kierownicą, w stronę mitów. Koniec ;D Wyszło okropnie długie, ale świetnie się za to bawiłam przy pisaniu. Pozdrawiam ^^
Jakbym miał obstawiać jak się poznała ekipa to ojciec TJ'a z ojcem Hemingera chodzili razem na uczelnię gdzie grubo balowali, zaprzyjaźnili się i tak ich znajomość trwała, dzięki czemu młody TJejuś i Hemingeruś już od młodego gdy tylko była okazja bawili się razem rzucając kawałkiem kamienia i udając, że robią za małe katapulty. Powiadają, że podczas jednej z takich zabaw Hemuś zakręcił taki piruet, że to właśnie wtedy pojawiła się jego pasją do tańca. Natomiast Lake jak nic wpadł podczas swoich wojaży w kasynie i paka 24h gdzie właśnie siedział TJ za wygłaszanie swojej charyzmatycznej i buntowniczej mowy o tym jak to kobiety powinny mieć więcej praw co nie do końca podobało się władzą uczelni na co zareagowali stanowczo, ale nie zbyt surowo, w końcu to tylko 24h. Na szczęście nie siedzieli tam nawet jednego wieczora bo Heminger postanowił wyciągnąć TJa i jego nowego kolegę korzystając ze swoich pieniędzy, gadaniny i szczęścia.
Wydaje mi się, że już w Pulp Cthulhu je zobaczymy, bo to będą lata 30-te?(czyli co najmniej 8 lat po pierwszych sesjach KŁM). Szczerze to najbardziej chciałbym zobaczyć jak wygląda WW2 w realiach Lovecrafta. Pewnie przywołanie x przedwiecznych, armia mitów prowadzona przez wybrańca Hitlera? Tak, czy siak, wydaję mi się, że już w Pulpie pojawią się książki, szczególnie jeżeli TJ umrze.
Witam, oto moja wersja poznania się KŁM, zapraszam do lektury: Część I Chicago 17 grudnia 1918. Tego dnia pogoda była wyjątkowo przyjemna jak na chicagowską zimę. Słońce świeciło mocno, a wiatr znad jeziora dawał chłodną lecz rześka bryzę. Wielkie miasto tętniące życiem dziś miało przynieść radość wielu rodzinom. Na główny peron stacji kolejowej wjeżdża pociąg Chesapeake and Ohio Railway relacji NY-Chicago. W tłumnie setek osób czekających na swoich mężów i ojców wracających z wielkiej wojny. Można dostrzec młodego chłopaka opartego o murowana ścianę dworca. Spod dziarsko zakrzywionej fedory widać na jego twarzy delikatna radość i utęsknienie, długo nie widział swojego ojca. Każdy dzień jego ostatnich lat był oparty troską czy jeszcze kiedykolwiek ujrzy swego ojca. Dziesiątki głów wychyla się wagonów machając i wypatrując swoich bliskich. Jest i on. Młody mężczyzna, wyprostował się jak sprężyna, otrzepał płaszcz i ruszył dziarskim i energicznym krokiem przeciskając się przez wielki tłum. Kiedy zbliżał się czuł coraz to większe i narastające w niezwykły tępię podniecenie. Kiedy zobaczył ojca, wypalił na całe gardło- Tato ! podbiegł i rzucił się naszyję, siwemu już mężczyźnie który jeszcze kilka lat temu nie posiadał żadnej blizny czy choćby siwego włosa na skroni. Lecz dziś to nie ważne, dziś jest TEN dzień. - witaj ojcze- rzekł młodzieniec. - Sydney! Synu!-Wielka szczęka z bujną brodą, strudzonego podróżują mężczyzny rozpromieniła się radością i obaj mężczyźni wpadli sobie jeszcze głębiej w ramiona. Trwali tak w uścisku dobrych kilka chwil kiedy Charles wyswobodził się z uścisku i rzekł. - Tak bardzo tęskniłem. - Mam Ci tak wiele do powiedzenia - rzekł Sydney- -Wiem Synu, opowiesz mi wszystko ze szczegółami ale najpierw zjadłbym cos wytwornego, na wieki mam dość racji wojennych jak i tych sucharów które dali nam na drogę. Umieram z głodu. - dobrze ojcze, niedaleko jest hotel w którym się zatrzymałem. Mają tam świetną kuchnię. Proponuje kraby i krewetki w pysznym sosie z mango. Ja zapraszam! - wybornie!- rzekł ojciec. Szli powoli, delektując się swoją obecnością. Początkowa rozmowa nader sztywna, z braku punktu startu opowieści lecz z każdym krokiem nabierała tępa. Wychodząc przez główne drzwi dworca, zaczepił ich starszy zgarbiony mężczyzna z zadbanym wąsem. Niestety wąs był jedynym zadbanym elementem ubioru człowieka który, ewidentnie posiadał zagraniczny akcent, być może germański. Widać było, że odbył długą i ciężką podróż. - przepraszam Panów bardzo, nie chce zakłócać spotkania, lecz czy byliby Panowie tak mili i pokierowali mnie na stacje metra zmierzającego do centrum miasta? Troszkę zbłądziłem i nie potrafię odnaleźć się w tym mieście które ewidentnie jest mi nieznane. - Przepraszam Pana bardzo ale troszkę się spies.... - wycedził przez zęby Sydney - ależ oczywiście, że pomożemy- przerwał mu ojciec. - proszę z nami, zapewne z portierni hotelu w którym zatrzymał się mój syn, dostanie Pan potrzebne informacje jak dotrzeć tam gdzie Pan chce. - bardzo szanownym Panom dziękuję. Tak na marginesie, przepraszam za moje maniery. Nazywam się Herman Broem. Jak Panowie pewnie spostrzegli za moim akcentem, pochodzę z Prus. Przewrotny los zagnał mnie przez niewole aż tutaj. Nie było możliwość abym mógł żyć w kraju gdzie zmiany tak ciężko ranią obywateli. Woja to straszna rzecz. Oby nigdy więcej ludzkość nie musiała być wstawiona na taką próbę ludzkiej godności. Ale dość już mojego słowotoku. Jeśli Panowie pozwolą podążę za Wami. - szybko uchylił swego kapelusza, delikatnie skłaniając już i tak nader zgarbioną postawę. - jak mniemam hotel będzie tuż za zakrętem, a co skłoniło Pana do wyboru tego miasta?- zapytał wyraźnie zainteresowany Charles. - Nowy Jork i pobliski Jersey, nasza początkowa stacja w stanach, był wedle mojego mniemania najlepszym miejscem dla Pana. - A tak racja, jednak nie dalej jak pół roku temu do stanów przybył mój brat. Zagospodarował mi mieszkanko niedaleko centrum właśnie. -Rozumiem. O! oto i on The Drake Hotel. co jak co ale mój Syn ma niebywały gust i rękę do luksusu. - oznajmił wyraźnie zadowolony ojciec. Ogromny budynek, perła architektury Chicago i jego fundatorów. Bogato zdobiona fasada przyciągała wzrok i wprawiała w zachwyt. Trójka już zaprzyjaźnionych mężczyzn kroczyła na chodnik tuż przy budynku, kiedy to nagle ich drogę zajechał cudowny nowy sportowy wóz. - co za gbur! - wrzasnął jednocześnie z ojcem Sydney. - Jak tak można ?- zafrapował się Herman - w Europie takie zachowanie byłoby niedopuszczalne. Z zatrzymanego auta dobiegł krzyk. - Ferguson to tutaj ! Prędzej, znowu się spóźnimy. Drzwi auta otworzyły się z impetem. Wyskoczył z nich młody, elegancko wystrzyżony mężczyzna w bardzo drogim garniturze. - Proszę wybaczyć- rzucił szybko i pobiegł do głównego holu hotelu. Ostre spojrzenie trzech przechodniów zostało skierowane na kierowy, którego mina mówiła wszystko. część II w komentarzu poniżej
Część II Fasada budynku osłupiała każdego przechodnia, jednak wnętrze hotelu wprawiała każdego kto tam zajrzał, nowoczesność i przepych wylewał się z każdego zakamarka holu. Złoto przeplatało się z drogocennymi antykami i nowoczesnymi obrazami. Jak na tę porę roku z hotelu było bardzo dużo gości jak i obsługi. Wzrok Sydneya przyciągnął wielki plakat z enigmatycznymi maskami oraz wielkim napisem "Moja Afryka" -Douglas Heminger. Pośrodku Holu znajdowała się recepcja, do ktrórej od razu udał sie Herman. Bezproblemowo otrzymał wszelkie informacje na nurtujące go sprawy. Podszedł do niego Charles wraz z Sydneyem i powiedział. - czy uczyni mi Pan zaszczyt i zasiądzie z nami do obiadu w tutejszej restauracji ?- oczy Sydeya powiększyły się kilkukrotnie jakby ktoś nadepnął na jego stopę. - Tak, tak zapraszamy - dodał niechętnie młodzieniec. -oh, to bardzo miło z Panów strony, rozumiem przyczyny Waszego spotkania tutaj, nie chciałbym się narzucać jednak bardzo chętnie dołączę do Was. Mam prośbę, nie wspominałem o tym lecz w zaistniałej sytuacji, powiem Panom że w Prusach z zamiłowania jak i z wykształcenia jestem kustoszem muzeum. A tutaj, stoimy Panowie obok wielkiego wydarzenia. Bodaj Pan który o mało nas nie przejechał przed hotelem, wydaje się być wielkim odkrywcą. Te maski o których teraz właśnie tak żarliwie opowiada, to niebywałe znalezisko. Pozwolą Panowie, że zaproszę Was na chwile na to przemówienie, a tym chętniej opowiem Wam przy obiedzie co za odkrycie mamy przed sobą. Być może nigdy w dziejach nie odkryto czegoś podobnego. - Zgoda, sam troszkę się zaciekawiłem - uśmiechnął się ojciec, co wyraźnie nie w smak było jego synowi. Niewielka aula z kilkoma rzędami ławek, jasno oświetlona ukazywała podest na którym z lewej strony za ambona stał Douglas opowiadając o jednej z pięciu masek wystawionych na widok, nie za dużej ilości widowni- ... zaś inkrustacja tej najmniejszej maski, może wskazywać na wysoką pozycję szamana z plemnia...- kontynuował odkrywca. - chodźcie bliżej -zachęcił ręką Herman swoich nowych znajomych. Przechodząc spojrzał na mężczyznę u którego na kolanach spoczywał malutki piesek, wesoło merdając ogonkiem na starszego przygarbionego pana. - coś niebywałego, mein Got, co za kraj, nawet tutaj psy mają coraz większe prawa, niesamowite - pomyślał Herman po czym, doprowadził ich do pierwszego rzędu gdzie z brzegu były wolne trzy miejsca, zaraz obok młodego wysokiego młodzieńca który z pełną pasją notował każde słowo w swoim notesiku. Elegancja i maniera młodzieńca od razu przypodobała się Hermanowi. Lekko skinął głową i spojrzał na maski. - coś pięknego-rzekł. - Piękne to prawda?- odparł jego nowy sąsiad. Jednak owy młodzieniec stał się nagle fioletowy, za chwile czerwony a jeszcze później cały zielony. - Czy wszystko w porządku ?- zapytał Herman. - Nie bardzo.... - po tych słowach młodzieniec upadł jak długi na twarz, wydając przy tym jęk bólu. Rozległ się ogromny harmider, ludzie zaczęli przesuwać krzesła by dostać się do mężczyzny z pierwszą pomocą. Pierwszy, bo najbliżej był Herman doskoczył do niego i zaczął sprawdzać czy wszystko jest z nim w porządku. Z głębi sali słychać było krzyk-Przepraszam!, proszę mnie przepuścić ! jestem lekarzem, bardzo panią przepraszam, proszę się rozejść, potrzeba powietrza i światła!- i z tłumu wyłonił się młody mężczyzna z pieskiem na ramionach. Śpiesznie podał go dziewczynie która przybiegła razem z nim. - Megan, kochanie trzymaj Irona, i przynieś mi sole trzeźwiące z mojej torby. Są w kieszonce w środku torby.-spojrzał na nią, po czym odwrócił wzrok na leżącego, mężczyznę który już ewidentnie odzyskiwał koloryt skóry. - Wszystko będzie dobrze, jest Pan w dobrych rękach. Proszę mi powiedzieć ile widzi pan palców i jak się Pan nazywa. - zapytał doktor. - oh, trzy, Thaddeus Jeremy Gardens, oooh.- wymamrotał, dochodząc powoli do siebie. - Bardzo mi miło a ja nazywam się Sterling Bouch, jestem lekarzem, o ! a to moja starsza siostra Megan, właśnie przyniosła sole trzeźwiące, ale widzę, że nie będą potrzebne. Kiedy Sydney wraz z ojcem pomagali Thaddeusowi wstać i posadzić go na krześle, z piedestału mównicy sprawnie zeskoczył do nich sam Douglas Heminger. - Wszystko, w porządku ? stało się Panu coś?- zapytał z nieukrywaną troską. - Nie, nie jest dobrze szklanka wody postawi mnie na nogi, przepraszam, że przerwałem Pana wykład- odparł TJ po czym usiadł z impetem na krześle. - Nic nie szkodzi, przynajmniej obudził Pan kilka osób które ewidentnie przysypiały, czy Panowie i Panie stanowią jakąś większą grupkę słuchaczy?- rozejrzał się na osoby które okrążyły troską TJ'a. Herman przedstawił wszystkich i elegancko ukłonił się wykładowcy. - No dobrze, to skoro część oficjalną mamy za sobą, a widzę że nikt więcej nie został na sali, to zapraszam Państwa na mały poczęstunek "PO" wykładzie, który właśnie się skończył.- szeroki uśmiech zawitał na twarzach, nowo poznanych ludzi. - zapraszam - rzucił na odchodne Douglas i poprowadził grupkę ludzi na zaplecze sali, gdzie na stołach które aż uginały się od jedzenia i picia. Rozmowy i zapoznanie się nowych znajomych trwało kilka godzin. Wszyscy byli szczęśliwi i bardzo rozmowni. - synu - powiedział Charles do Sydneya- Mam coś dla Ciebie kochany.- twarz Syna wyraźnie się rozpromieniła- Dla mnie ? co to takiego- wtedy przed nim spostrzegł kaburę, z wystającym pistoletem. - Proszę Synu, to mój dar dla Ciebie, za te wszystkie dni w których mnie nie było przy Tobie.- wtedy łza pojawiła się w kąciku oka zmęczonego ojca. - to colt 1911. broń która, była mym towarzyszem niedoli w okopach. Dla mnie to koniec drogi i tułaczki. Teraz ta broń należy do Ciebie, będę się modlić do Boga najwyższego byś nigdy nie był, zmuszony do jej użycia. Pilnuj jej, bo ona może Ci kiedyś uratować życie tak jak mi uratowała.- Kiedy ojciec przekazywał, broń ich dłonie spotkały się. Już wtedy łzy płynęły strumieniem po ich policzkach. Syney zdołał wykrzesać jedno zdanie - dziękuję Ojcze, nie zawiodę Cię. dziękuję i pozdrawiam
PART2 Zaczęła się krótka batalia słowna. T.J. był opanowany i nie podnosił głosu w przeciwieństwie do Sydneya. Dyskusja trwałaby pewnie do rana, gdyby nie Herman, który nagle jak wybudzony ze 100 letniego snu smok wybuchł. -DOŚĆ!!! Co tu się dzieje ile wy macie lat!!! Trochę ogłady! Młodego gentlemana rozbawiła ta sytuacja, a zauważywszy obracającą się monetę w ręku Lakea wpadł na genialny pomysł. - Panowie po co te nerwy? Mamy noc sylwestrową, a w zasadzie nowy rok. Przy tej okazji wpadłem na świetny pomysł, ale o tym za chwilę. Zapraszam za mną. Czwórka mężczyzn ruszyła w głąb posiadłości. Po kilkunastu krokach towarzysze spotkali Johna wieloletniego służącego w rodzinie Hemingerów. - John ja i moim przyjaciele chcemy się rozerwać, wiesz co to oznacza.- służący kiwną głową wyciągnął czarny kluczyk z wewnętrznej kieszeni kamizelki i ruszył żwawym krokiem w stronę kuchni. Na miejscu otworzył drzwi do spiżarni po czym odstawiając wielką skrzynię wsadził kluczyk w ledwo zauważalną szczelinę i przekręcił go po czym ukryte drzwi otworzyły się. -Proszę za mną panowie. Na końcu schodów stał stół do pokera, a wszystkie ściany ukrytego pokoju były otoczone skrzynkami z brandy. T.J. przetarł oczy ze zdumienia. - Zagrajmy!-Obwieścił Douglas i usiadł do stołu. Przy każdym miejscu leżały równe stosy banknotów oraz szklanki, które John właśnie napełniał. - Ja nie mogę, to wbrew moim zasadom.- z pełną powagą powiedział T.J. - W takim razie nie przeprowadzisz ze mną wywiadu. Lake nie zważając na rozmowę zasiadł do stołu wziął w ręce talię kart i zaczął ją tasować. - Panie Douglas, ale ja nigdy nie grałem, a tym bardziej na pieniądze. - W takim razie pomyśl, że to nie pieniądze, a możliwość wywiadu ze mną. Gardens niechętnie zasiadł do stołu. Gra toczyła się długo, a pieniędzy przygotowane na stole skończyły się zarówno Hermanowi jak i Douglasowi. Finałowy pojedynek miał się zaraz rozstrzygnąć. T.J. świetnie sobie radził, ale Lake jako doświadczony hazardzista wiedział jak kantować, aby nie wzbudzać podejrzeń. Jednak w tym pojedynku jakby jakaś dziwna moc przeszkadzała mu podczas specjalnego tasowania kart. Wszystkiemu z uśmiechem na twarzy przyglądał się Douglas, a znudzony Herman przysypiał na stole. Kolejne rozdanie, Lake był pewny, że po tasowaniu ułożył karty idealnie, teraz nie przegra. Panowie rozpoczęli licytację, po której weszli w póle ze wszystkim co mieli na stole. - hyk!-wszyscy zamarli- HYK! HYK! HYK! Aaaaa ktoo wo woglee wpaadl ze alk hoool sz hyk! ooo dzI! Wszyscy odwrócili wzrok w kierunku, z którego dobiegał dźwięk. W rogu pokoju z całkowitej ciemności poturlała się pusta butelka po brandy. John nieśmiało podszedł i wyciągnął całkowicie pijanego Dr Sterlinga. - Panie nie wiem jak on się tu znalazł kluczyk mam zawsze przy sobie. - Aaaaaa co cooo ty se o mysz myszlisz ja jestem doktorek i mam skalpel! Ooooo! Operacja na otwartym zamku! Purpura mnie wzywała HYK! ohhhh pyszotaaaa! Wszyscy zaczęli się śmiać. - John polej Panu doktorowi pewnie zaschło mu w gardle dlatego tak ciężko mu się mówi.- zaśmiał się Douglas. Służący polał wszystkim poza Hermanem, który otrzymał świeżo parzoną kawę na wzmocnienie, a Panowie wrócili do ostatniego rozdania. - SPRAWDZAM!-krzyknął Lake T.J. pokazał karty niebywałe była to kareta, w prawdzie kareta 9, ale kareta. Lake nie krył uśmiechu z pewnością odwrócił skrywane karty na blacie i rzucił je na widok pozostałych osób. - Gratulacje!-powiedział Douglas po czym podał rękę Gardensowi. - Ja nie wiem jak to się stało, ja, ja nie gram w pokera. Lake zdziwiony spojrzał na swoje karty, był to As, Król, Dama, Walet w kolorze kier i nieszczęsna dziesiątka karo. Układ ten był tylko stritem, który w hierarchii układów był niżej niż kareta. - Gratulacje T.J. od kiedy skończyłem 16 lat nikt mnie nie ograł. Mam nadzieję, że jeszcze zagramy. - Dziękuję, a teraz czy możemy przejść do wywiadu?-Gardens spojrzał na Douglasa. -Teraz moi drodzy zapraszam na szybkie śniadanie i do łóżek, przy nam się sen po sylwestrze. John przygotował szybkie śniadanie, a następnie zaprowadził każdego do pokój, w szczególności Sterlinga. Gdy każdy z gości trafił do swojego pokoju John odprowadzając Douglasa zapytał. - Zauważyłem, że Pan Sydney umiejętnie tasował układając karty w specjalny sposób, jak to się stało, że przegrał? - Widzisz John nigdy nie wiesz, co lub kto czai się w ciemności i może zmienić bieg wydarzeń. A teraz daj mi pospać i nie budź mnie choćby w sąsiedztwie wybuchła bomba hahaha. - Oczywiście Panie. - A i wyślij kosz ze słodyczami do Pana Corbitta, to miły i spokojny sąsiad, wczorajszy bal mógł zakłócić jego spokój. - Oczywiście Panie, osobiście go przeproszę.
Zaczęło się niepozornie. TJ wpadł na pomysł na powieść o hazardziście walczącym ze swoim nałogiem. Żeby lepiej się wczuć w klimat, udał się wieczorem do lokalu o wątpliwej reputacji. W kuluarach dymu papierosowego i lejącej się "herbatki" zagadnął mężczyznę w podobnym wieku do swojego. Sydney Lake - bo tak się ów nazywał - akurat szukał kogoś do rozgrywki, więc chętnie przystał na towarzystwo pisarczyka. Thaddeus to wygrywał jakąś sumkę, to przegrywał z kretesem. Wpadł w pułapkę chytrego wyjadacza, który bawił się nim, jak chciał, choć nie przeciągał struny, aby sympatyczny młodzieniec nie opuścił go, nie zapewniając mu wcześniej odpowiedniej ilości rozrywki. Alkohol uderzał do głów obu panów, słowa płynęły gęściej niż herbata. W pewnym momencie to TJ złapał w sieć Sydneya, wykorzystując jego słabość do hazardu. Założył się z nim o wyrównanie długu, że wytrzyma dłużej, balansując na butelce. Lake źle ocenił swoją zręczność i stopień upojenia alkoholowego TJa. Zwinny literat mający doświadczenie w zapasach wytrzymał odrobinę dłużej. Sydney stracił równowagę i upadł boleśne na lewą stopę. Śmiejąc się, postanowili wtedy zakończyć balangę. Gardens zachciał się przewietrzyć, a Lake rozchodzić bolącą stopę i swoją przegraną. Rozmowawiało im się wspaniale, nawet nie zauważyli, kiedy weszli do parku. Usiedli na ławce, dywagując w najlepsze. Problem pojawił się, gdy Sydney zachciał wstać. Stopa spuchła mu znacząco. "Chyba Pan ją złamał" - usłyszeli. Dopiero wtedy zauważyli, że przez cały czas na ławce obok siedział inny mężczyzna. Był starszym człowiekiem, jego spojrzenie zdradzało, że umysł ma w świetnej kondycji. Jakby od niechcenia zaproponował pomoc, na przystanęli TJ i Sydney. Po drodze staruszek przedstawił się - miał na imię Herman, czasami przychodził rano do parku, kiedy jeszcze był pusty, żeby w spokoju pomyśleć. Właśnie wtedy młodzieńcy zauważyli, jak długo musieli rozmawiać - słońce już zdążyło pokazać się na porannym niebie. Choć wpierw wydawał się osowiały, Herman weselał w miarę kolejnych kroków do gabinetu lekarskiego. Opowiadał o swoich wspomnieniach z rodzinnych Niemiec, chociaż unikał tematu Wielkiej Wojny. Dotarli do poczekalni, byli jedynymi oczekującymi. Zegar ścienny pokazywał godzinę 7:20, a doktor przyjmował od godziny ósmej. Thaddeus nie opuszczał Sydneya, czując się winnym za jego stan, Broen zaś poczuł się szczęśliwy, mając towarzyszy do ciekawej rozmowy. Znaleźli wspólny temat - każdego z nich w inny sposób fascynowały niesamowitości świata. Herman - dorabiający jako kustosz - nalegał na wizytę w jego muzeum. Za dziesięć ósma do poczekalni weszły jeszcze dwie osoby - mężczyzna słusznego wieku i młodszy od niego, podskakujący na lewej nodze. Szybkie spojrzenie na nogę Sydneya wystarczyło młodszemu, żeby zorientować się w sytuacji. Zagościł mu na twarzy szelmowski uśmiech i od razu zagadał "O, widzę, że nie tylko ja przeceniłem swoje umiejętności taneczne". Przedstawił się jako Douglas Heminger, szybko zdobył sympatię reszty panów. Kompletnie stracili poczucie czasu, gdyż lekarz otworzył gabinet pół godziny po czasie. Doktor Bouch - jak się okazało - mający już wcześniej do czynienia z Hemingerem, nie wyglądał najlepiej. Miał mętny wzrok, nie był ogolony - wszyscy, mimo braku wykształcenia medycznego, od razu zdiagnozowali kaca. Obu panom - Douglasowi oraz Sydneyowi włożył stopy w gips. Heminger przekonał go, żeby wziął sobie jeden dzień wolnego, a potem zaprosił wszystkich do baru mlecznego na śniadanie. Tak strasznie rozbawiło go to przypadkowe spotkanie, że zechciał je przedłużyć. Thaddeus, Sydney, Herman i Sterling przystanęli na jego propozycję. Tak właśnie zaczęła się znajomość Klubu Łowców Mitów.
Pytanie, czy chłopaki z KŁaMu pojawiają się jeszcze na jakichś sesjach po tym odc? Tak jak były wcześniej odc, że się pojawiali na sesjach HOBO? Czy to jest ostatni odcinek z ich udziałem?
Historia poznania się bohaterów: Douglas Heminger zaledwie od półtora roku jest właścicielem rodzinnej firmy, po śmierci ojca straciła ona na wartości, stali kontrahenci odeszli, znajomości zostały pozrywane, a młody (według potencjalnych klientów- zbyt młody) Heminger musi sobie jakoś poradzić. Zamiast kolejnych cennych artefaktów, ukazujących czasy starożytne, natrafił tylko na pozostałości kolonialistów i żołnierzy, którzy w czasie wojny toczonej na tak dużą skalę, zawędrowali nawet do Afryki. Douglas rozmawia z dyrektorem muzeum i nadzoruje przekazanie kolejnych karabinów, hełmów itd. Ocenia je para sędziwych i spokojnych oczu, należąca do Hermana Bröma, weterana Wielkiej Wojny, który wziął wolne, żeby pojechać pracować w Filadelfii, gdy dowiedział się o możliwości zarobku. Młody podróżnik nigdy nie nawiązał z nim kontaktu, ze względu na różnice między otwartym, żywiołowy i szczerym, a gburliwym charakterem starego Niemca. Dzisiaj na pewno nie ma na to czasu, jedzie na bankiet, gdzie jak zwykle popisze się umiejętnością tańca i prowadzenia żarliwych rozmów. Podobno będzie miał również okazję poznać młodego biznesmena - pisarza. W przeciwieństwie do firmy Douglasa, tartak tego całego Gardżensa - czy jak on tam miał - prosperuje i dobrze się zapowiada. Młody literata właśnie skończył studia i podróż po Stanach, a to wszystko składa się na to, że może w końcu porozmawia z kimś ciekawszym niż zgrzybiały kapitalista, któremu tylko pieniądze w głowie, nie piękno, życie, honor, cnota albo dobre warunki pracy pracowników, wytwarzających wartość dodaną do gospodarki i robiących całą brudną robotą za tych starców, którzy patrzą się tylko z odległości i liczą pieniądze. Gdy Heminger skończył formułować tą zdecydowanie zbyt długą myśl, zdążył już zawrócić do domu, „ogarnąć się” i w samą porę pojawić się na bankiecie. Nie wydawał się niezwykły, ludzi tańczą, piją, rozmawiają i... bawią się. Nic nie robią sobie z prohibicji, wszyscy piją „wodę z bąbelkami”, „kawę” lub „herbatę od kolegi Jacka”. Gdy tylko Douglas dostrzegł w tłumie młodego, wysportowanego gentelmana z laseczką, podszedł do niego. Zaczęło się od standardowego small-talku, który szybko przerodził się on w szczerą i całkiem długą rozmowę, a ta, z biegiem czasu, w przyjaźń, opartą na wzajemnym zaufaniu. Ale ile można gadać? Podeszli do stołu, wokół którego skupili się miłośnicy „Jacka", „Johnnego” i pokera. Nie trzeba było rozumieć co się dzieje na stole, wystarczyło choć trochę znać się na ludziach, żeby wiedzieć, że przy stole liczy się tylko dwójka graczy: rosły, masywny, kępy i inne przymiotniki określające po prostu "wielkiego chłopa", którego można było poznać po rosyjskim akcencie i chuderlawy, ale o bystrym, przenikliwym spojrzeniu - Sydney Lake, właściciel kasyna i dziedzic fortuny Reno, którego przodkowie wznieśli to miasto. Za jego plecami stoi pijany jegomość, tolerowany ze względu na wybitne poczucie humoru. Po chwili spostrzegawczy Douglas dostrzega, że karta Rosjanina rozkleja się na dwie inne, szepcze o tym T.J. - owi (tak właśnie zwraca się do Gardensa Heminger, warto zauważyć, że Thadeus wcale nie jest oburzony takim stanem rzeczy, mimo że to pseudonim zarezerwowany dla przyjaciół). Gardens krzyczy - "Oszust!" i po chwili dopada do nieznajomego. Powaliłby go, mimo różnic w masie, gdyby nie ochroniarz. Borys, czyli... wiadomo kto, zrywa się z krzesła. Wątły Sydney sam dostrzegł już jak był oszukiwany i uderza tą górę mięśni w twarz. W okolicach skroni pojawiła się krew, z której oszust nic sobie nie robi i ucieka. Od razu wpada na Sterlinga Boucha, owego nawalonego jegomościa. "Tą ranę należy przemyć alkoholem". Słowianin nie wiadomo, dlaczego ignoruje starannie sformułowaną poradę medyczną i ucieka dalej, a tuż zanim biegnie sprawny fizycznie Heminger, doganiany przez jeszcze szybszego Gardensa, który zdążył wyrwać się ochroniarzowi. Dalej nadgania hazardzistą z Nevady, który nie wierzy własnym oczom widząc, jak pijany lekarz z New Jersey zrównuje się z nim. Pościg przenosi się na ulice Filadelfii, rodzinnego miasta Douglasa. Rosjanin zwiększa dystans, skręca w boczną uliczkę, już widzi jej koniec, wybiega i - wpada prosto na samochód. Gardens pierwszy do niego dopada i widzi, tak jak reszta, że z automobilu z chicagowskimi blachami wysiada stary, znajomy już Hemingerowi Niemiec, który już wcześniej widział pościg i zadecydował zainterweniować. Oczywiście Borys uszedł cało, nikt nie potrzebował jeszcze bardziej zaogniać sytuacji między dwoma supermocarstwami. To przyszli towarzysze musieli odpowiadać za swoje czyny. Oczywiście nie ponieśli konsekwencji ze względu na resztki znajomości jakie zachował Heminger. Historia ta kończy się w iście amerykańskim stylu. Z bolszewikiem już nikt w Ameryce nie zagra, a w ogóle to cały Związek Sowiecki to oszuści i jeszcze chodźmy napić się whisky albo brendy na bankiecie, w barze albo rezydencji, w której już czeka John.
04.24.1913, czwartek Krew dudniła mu w uszach, z wysiłkiem łapał kolejne oddechy, chociaż płuca paliły. Kaszlał jak gruźlik. -cztery zero jeden -wydarł się na niego wąsaty facet ubrany w biały kostium, trzymając w dłoni stoper. -udało się - pomyślał. Bieg na 1000 metrów zakończony, ocena D. Zaliczył edukację fizykalną, a to ostatni przedmiot w tym semestrze. Pierwszy, jak zwykle, dobiegł Meowczynski, ale nie miało to już znaczenia- udało się. Udało się. Dobiegł. Oddech zaczął świszczeć i nagle świat stanął w zielonych barwach. Niebo zaszło ciemnymi, podłużnymi chmurami i wydawało mu się, że na sklepieniu dostrzegł parę czerwonych ślepi. Stracił przytomność. Obudził się leżąc na ziemi z nogami w górze. Inni studenci otaczali go szczelnie tworząc ciasny wianek z pochylonych nad nim głów. Słońce nieznośnie penetrowało jego źrenice. -Młody, chyba nie czujesz się najlepiej, co? - zapytał jeden z nich, Thaddeus Jeremy Gardens. Henry nie odpowiedział. - To pewnie przez te nowe fajki Morrisa z trzeciego roku, te z filtrem. Cwaniak ma chore pomysły na biznes, a takie leszcze jak ten to kupują - komentował ktoś z tyłu. -Już mi lepiej, dzięki- odparł Henry podnosząc się z ziemi. -Nie palę- dodał po chwili. Widlasta dwunastka limuzyny warknęła lekko i wóz ruszył spod ogrodzenia kampusu. 10.11.1917, czwartek Kolejka do kasy przesuwała się szybko. Jeden ze stojących zwrócił uwagę Thaddeusa. Chudy blondynek trzymał oburącz pokaźny pakunek z marynarki, w którym pobrzękiwały żetony. Wiedział już, że ta wygrana sprowadzi do kasyna kolejnych amatorów szybkiego pieniądza. Zdecydował, że to na nich wypróbuje swój nowy bluff. A blondyn? Cóż, warto jest mieć wśród swoich znajomych szczęściarzy. Na początek należy się przedstawić. 09.19.1917, czwartek Douglas siedział do późnych godzin nocnych przy księgach. Weryfikował analitykę z syntetyką. Wynik finansowy w tym kwartale był ponadprzeciętny. Muzeum Hermana sypnęło groszem za narzędzia hominidów z Koobi Fora. Heminger właśnie zastanawiał się nad kwotą dywidendy dla akcjonariuszy, gdy nagle ostry, ból w lewym ramieniu uderzył go z mocą konia wyścigowego, po czym zrzucił na ziemię. Krzyk przywołał Fergusona, który widząc to szybko dobył słuchawki aparatu -Poproszę połączenie z doktorem Sterlingiem Bouchem, to pilne! 06.13.1918, czwartek Thaddeus był w takim miejscu pierwszy raz, tarcza wydawała się niezwykle daleko, zimna stal rewolweru wzbudzała niejasne emocje. Przyszedł tu szukać inspiracji. Pisarz powinien znać się na różnych sprawach, w tym na obsłudze broni. Instrukcja użytkownika nie wystarczy do opisania ekscytacji związanej z wystrzałem. Załadował bęben i zanim odciągnął kurek huk a zaraz po nim trzask łamanych desek podrzucił całym jego ciałem. Ktoś dwa stanowiska dalej strzelał do celu…ze strzelby myśliwskiej. Spod ulatującego dymu TJ ujrzał sardoniczny uśmiech bogato odzianego jegomościa. -Rewelacja, biorę. Proszę zapakować. Aha, a do tego jeszcze trzy paczki naboi. Ciekawe, jak sprawdzi się pod Nairobii. Gardens podszedł do strzelca zdecydowanym krokiem. -Czy Pan zawsze jest taki nieokrzesany?! TO STANOWISKO DLA BRONI KRÓTKIEJ! Nie umiesz pan czytać?! -Spokojnie, proszę pana! Niech pan nie celuje tym we mnie! - odparł Heminger, któremu nastrój zmienił się o 180 stopni. Pisarz nagle jakby otrzeźwiał, zdał sobie sprawę z tego, co dzieje się z jego ręką- prawie zabiłem człowieka- pomyślał. Upuszczony i ciągle nabity rewolwer uderzył głucho w darń. Pisarz odbiegł z tępym spojrzeniem potykając się o własne nogi.
Sydney będąc w kasynie i jak co sobotę grał i zwiększał swój majątek przez przypadek wpadł na Douglasa rozlewając na niego drinka. Panowie weszli w lekką pyskówkę między sobą. Sterling, który znał się z Douglasem (a jeszcze bardziej jego piwniczkę) z czasów szkolnych, starał się ich rozdzielić i uspokoić poprzez podejście do baru i wypiciu dobrego alkoholu. W tym momencie cała 3 zauważyła starszego mężczyznę Hermana, który razem z młodym TJ wpadli w mały konflikt z ochroniarzem, gdyż TJ nie chciał oddać szabli, co skutkowało natychmiastowym wyrzuceniem z kasyna. Cała 3 chcąc pomóc pechowowym przyjaciołom zaprosiła ich do posiadłości Hemingera na butelkę brandy i małe strzelanie do rzutek.
Bohaterowie poznali się na balu charytatywnym w muzeum sztuki w Philadelphii. Douglas Heminger poznał się Lakem podczas głównej atrakcji wieczoru jakim była licytacja dzieł sztuki młodych zdolnych malarzy-absolwentów uniwersytetu. Zwrócili na siebie uwagę po tym jak jeden drugiego blokował podczas licytacji. Douglasowi zależało na kilku działach, a Lake widział jego złość więc się z nim droczył- jak to po licytacji skomentował: "Przecież to tylko była dobra zabawa Panie Hemminger. Czytałem Pana jak z otwartej księgi, nie ma Pan pokerowej twarzy". TJ był laureatem konkursu literackiego na swojej uczelni, a jedną z nagród była możliwość odczytania swojego opowiadania przed publicznością na owym balu. Doktor Sterling zwrócił uwagę reszty podczas spotkania przy barze gdzie BARDZO niezgrabnie próbował zainteresować a może zauroczyć rozmową pewną damę (ciężko było określić czy ją podrywał czy przesłuchiwał). Słysząc tę rozmowę Douglas oraz Sydney postanowili zaprosić pana doktora do swojego stolika (po dzisiejszy dzień nie wiadomo czy ratowali doktora przed dalszym upokorzeniem czy uwolnili damę od natręta). Z Hermanem Bromen poznali się przez kustosza, został on im przedstawiony jako znawca kultury Niemieckiej.
Wstęp i "chwalenie się" Abelardem: "z kim grasz?" Moja mama niestety to samo, a zaraz Termos kanał rozkręci tak, że będzie jeszcze: Abelard? Nie...A Termos! Tak, słyszałem xD
Mam kilka pytań. 1. Czy patroni mają dostęp wcześniej do materiałów? 2. Jeżeli tak to jak zostać patronem? ( link? koszt? ) 3. O ile bycie patronem przyspiesza zobaczenie materiałów od wrzucenia ich na yt?
Cześć :) 1. Tak, Patroni otrzymują materiały ASAP gdy tylko zostaną nagrane i/lub po montażu 2. Są dostępne tylko dwa progi, wszystko znajdziesz tutaj patronite.pl/Baniakbaniaka 3. Różnie, jak napisałam Patroni otrzymują filmy asap. Może być to tydzień jak i parę miesięcy wcześniej.
Mam wrażenie że poznali się i od razu przeszli do dyskusji na temat spisków itp Herman i Bouch mówili że na pewno reptyle za tym stoją T.J. stał i pisał o nich w notatkach A Heminger mówił że to co mówi Niemiec i doktor nie ma sensu wiedząc że spiski w jego klubie to norma
Na grupie fb dla patronów są 22 odcinki.. Tak szczerze to się mega zawiodłem, bo tylko dla kłamu zostałem patronem. Sam gejsbook dla mnie jest mega obrzydliwy, nic tam nie idzie znaleźć... 22 odcinek wjechał w lutym ;/ a ja dalej nie wiem kiedy i czy w ogóle będą jakieś następne... Pozdrawiam wszystkich którzy potrafią coś znaleźć na fb, bo dla mnie ta strona jest tak mega ku... nieczytelna, że ciul.
Nie wiem czy ne za późno. Ale historia zapoznania się KŁM jest banalna. Douglas prowadził interesy z Hermanem, który wyceniał niektóre eksponaty i jako kustosz był ekspertem przy transakcjach z prywatnymi nabywcami. Jednym z klientów tym razem jako sprzedawca był Sydney który chciał sprzedać w muzeum pamiątki rodzinne gdy długi hazardowe przyparły go do muru i przez Hermana poznał Douglasa. Natomiast T.J. był przyjacielem Sydneya w klubie dżentelmenów, poznali się podczas jego studiów. Ich przyjaźń zacieśniła się kiedy szanowany w towarzystwie T.J . wstawił się za starszym kolegą który był niesłusznie podejrzany o oszukiwanie podczas pokera. T.J. poznał Douglasa kiedy z Sydneyem zawozili masę staroci na wycenę. Douglas mając dobrego nosa do interesów po rozmowie z T.J. postanowił być jego mecenasem. Ich wspólna znajomość się pogłębiła kiedy wycena pamiątek rodzinnych zwróciła uwagę mafii która żądała procentu od transakcji, jednak znajomości Sydneya wyciągnęły ich z opresji. Tak wspólna pomoc i wspólne przyszłe interesy przerodziły się powoli w przyjaźń.
Jako 21 latek przyznaje o Abelardzie gdzieś słyszałem ale widząc nie skojarzyłem z wyglądu nie, przed kłm o całej reszcie nie słyszałem nigdy przed kłm xd
PART1 Przepraszam za wszelkie literówki. Mam nadzieję, że ktoś dotrwa do końca i obiektywnie oceni. Mam nadzieję, że ta 3 godzinna obsuwa z nie będzie rzutować na branie pod uwagę mojej opowieści. Dwa małe czerwone punkty pojawiły się na tle bezkresnej ciemności, słuchać było tylko przeszywający zimnem wiatr i trzask jakby ktoś łamał kości. Nagły warkot i błysk reflektorów taksówki wystraszył małego królika, a po widmie przerażającego Ithaqua pozostał tylko kolejny podmuch wiatru. - Czy możemy przyśpieszyć, o zgrozo jestem spóźniony, a to bardzo nieelegancko pojawić się na tak znamienitym przyjęciu po czasie. - Drogi Panie jest bardzo ślisko, chcę wrócić do domu w jednym kawałku, szpital to nie jest dobre miejsce do świętowania sylwestra. - Przepraszam.- odpowiedział ze smutkiem w głosie T.J.Gardens.- to ważne wydarzenie, od tego artykułu zależy mój awans w Philadelphia Herald.- T.J. podsunął 2 dolary przez prawe ramię taksówkarza. Nigdy tego nie robił, wręcz brzydził się występkami tego typu, jednak pragnienie awansu i wspięcie się o kolejny szczebel w karierze pisarza było czymś więcej niż wzrostem pensji. To była wolność, WOLNOŚĆ LITERACKA, nikt już nie będzie podrzucał mu tematów, o których miał pisać. Ona sam będzie wybierał co jest warte uwagi. Taksówka zatrzymała się na podjeździe.- Dziękuję Panu! Happy New Year! T.J. podbiegł do zamkniętych drzwi i niepewnie wślizgnął się do środka. Odetchnął z ulgą, otrzepał płaszcz ze śniegu i już miał się obrócić, gdy usłyszał pewny siebie głos. - Ty też szukasz purpury? T.J. podskoczył do góry odwracając się jednocześnie. - Ale mnie Pan przestraszył! Pur, purpury co to znaczy i jak się Pan nazywa? - Serling, Dr Sterling Bouch. Z purpurą to przejęzyczenie chodziło mi o parurę, rodzaj tańca, który...- doktor chwiejnym ruchem wykonał obrót i równie koślawo zaczął odchodzić mamrocząc sam do siebie. - Czy tu podają alkohol?- T.J. powiedział sam do siebie i ruszył w stronę dźwięków przyjęcia tłumionych przez ogromne drzwi. W wielkiej sali było pełno ludzi z całej Philadelphi, oczywiście większość pochodziła z tzw. wyższych sfer, dało się to poznać po pięknych sukniach i gustownych smokingach. Każdy z gości z niepohamowaną radością cieszył się sylwestrowym wieczorem, każdy poza wąsatym starszym Panem. Herman Broem, bo o nim mowa nie wyglądał na zadowolonego, wręcz można powiedzieć dusił się przebywając w towarzystwie elit. Niestety jako nowo wybrany kustosz muzeum musiał poznać "śmietankę", a zwłaszcza gospodarza balu, gdyż to on był głównym źródłem finansującym muzeum w Philadelphi. Niespodziewanie ktoś pociągnął Hermana za ramię. - Poznaliście już Hermana? Nie? W tym roku nie poznałem ciekawszej osoby! Halo HERMAN!- Dogulas potrząsnął lekko oniemiałym kustoszem. Herman przez chwilę widział jak Douglas Heminger opowiada czarując towarzystwo przy tym mocno gestykulując, po czym ocknął się i usłyszał pytanie od uroczej młodej damy. - Jak to jest być kustoszem, dobrze? Nie zwlekając ani chwili odpowiedział. - A, wie Pani, moim zdaniem to nie ma tak, że dobrze, albo że niedobrze. Gdybym miał powiedzieć, co cenię w życiu najbardziej, powiedziałbym, że ludzi. Ludzi, którzy podali mi pomocną dłoń, kiedy sobie nie radziłem, kiedy byłem sam, i co ciekawe, to właśnie przypadkowe spotkania wpływają na nasze życie. Chodzi o to, że kiedy wyznaje się pewne wartości, nawet pozornie uniwersalne, bywa, że nie znajduje się zrozumienia, które by tak rzec, które pomaga się nam rozwijać. Ja miałem szczęście, by tak rzec, ponieważ je znalazłem...- Wszyscy znajdujący się w pobliżu słuchali z zaciekawieniem. Herman mówił z tak wielką pasją, że nie sposób było mu przerwać. Zapewne nikt by tego nie zrobił, ale Douglas to nie byle kto. - Cały Herman znam go niespełna tydzień, a już kradnie mi waszą uwagę. - Douglas był urodzonym showmanem z przyklejonym uśmiechem, do tego miał niesamowite szczęście rodząc się z nazwiskiem Heminger, nazwiskiem największego odkrywcy wszech czasów jakim był jego ojciec. Młodego gentlemana z Hermanem poznał właśnie ojciec, który pomimo ogromnej miłości do swojego pierworodnego syna, nie mógł mu poświęcać zbyt wiele czasu. Wykopaliska pochłaniały lata, a Heminger senior był zakochany w odkrywaniu nieznanego. W tym samym czasie po drugiej stronie sali młodzieniec poprawiał odstający od reszty fryzury kosmyk włosów jednocześnie obracając monetę drugą dłonią. Oczy Sydneya były rozbiegane, ewidentnie czegoś szukały, nagle ktoś go popchnął, a moneta zniknęła w dłoni. Sydney chrząknął. - ekhm - Przepraszam Pana szukam... - Ty też? ŚWIETNIE!!! - Co ja też? - Mnie też już nudzą rozmowy, tu musi być lepsza rozrywka.- odrzekł Sydney nie odpowiadając na pytanie. - Jaka rozrywka? Ja szukam Pana Douglasa Hemingera. - Faktycznie przecież to jego posiadłość, czasami zapominam u kogo dzisiaj goszczę, zresztą mało mnie obchodzi kogo ograbiam z pieniędzy. - Jesteś złodziejem? - Jakim złodziejem?! Zawsze gram uczciwie i nie pozwolę na nazywanie mnie złodziejem! - Mówisz o ograbianiu, nie wiesz u kogo jesteś, po prostu łączę fakty. - Sydney Lake nie musi być złodziejem by kogoś ograbić! Wystarczy talia kart i zaciszne miejsce, którego razem szukamy. - Bardzo przepraszam nie wiedziałem czym Pan się zajmuje. Nazywam się Thaddeus Jeremy Gardens i piszę artykuły dla Philadelphia Herald. Czy wie Pan gdzie znajdę gospodarza? Lake słuchając przemierzał wzrokiem salę.- Chyba wiem.- Odparł mechanicznym głosem po czym ruszył w stronę środka sali. Światła lekko przygasły, a na scenie ewidentnie zbudowanej na potrzeby sylwestrowej nocy przy dźwiękach oklasków wkroczył Douglas. - Dziękuję wszystkim za przybycie! To zaszczyt gościć was w tą jedyną noc w roku! Każdy z was wie, że mój ojciec to niedościgniony wzór! Człowiek, który został okrzyknięty największym odkrywcą wszech czasów. Zapewne musiałbym odkryć tajne wejście do wnętrza Ziemi, o której pisał Julusz Verne.-tłum zaśmiał się nonszalancko- aby dorównać jego odkryciom, ale dziś nie o tym. W tym cudownym dniu chciałbym przedstawić wam Hermana Broema nowego kustosza muzeum, przyjaciela mojego ojca, można by rzec moją przyszywaną matkę.- Douglas skierował wzrok w stojącego przy scenie Hermana i puścił do niego oko- Niesamowity człowiek, pomimo niemieckiej krwi- tłum ponownie zaśmiał się- to gość honorowy dzisiejszej imprezy. A teraz zapraszam wszystkich na taras na pokaz wspaniałych fajerwerków i malutką lampkę szampana dzięki uprzejmości burmistrza i lokalnych stróżów prawa! HAPPY NEW YEAR!!! Tłum ruszył pędem niczym stado szczurów do jedynego wyjścia z tonącego statku. Ten moment wykorzystał Lake i Gardens. T.J. jakby szybciej podbiegając do młodego Heminger wyciągając notes i ołówek, Sidney bardziej dostojnie ciągle obracając metalową blaszkę w dłoni. - Dobry Wieczór nazywam się Thaddeus Jeremy Gardens i piszę dla Philadelphia Herald, czy mógłbym przeprowadzić z Panem krótką rozmowę o balu oraz Pana nowym odkryciu? Podobno odnalazł Pan drogę do zaginionego afrykańskiego miasta, które może skrywać ogromny skarb, o którym jeszcze nikt nie słyszał. - Halo dziennikarzyno jak możesz być tak bezczelnym!-krzyknął Lake- najpierw wpadasz na mnie, potem prosisz o pomoc w odnalezieniu gospodarza, a teraz wpychasz się przede mnie. To uwłaczające!
Strasznie lubię te dźwięki w tle. Daje to super klimat.
KŁAM robi robotę, reszta BCU szczerze mówiąc nie do końca mnie wciąga ale tutaj chłopaki to jakaś miazga, na każdym finale siedze jak na szpilkach i bawie sie lepiej niż podczas oglądania Gry o tron. SZTOS, WIECEJ WIECEJ WIECEJ!
"Może zanieśmy jego ciało na ołtarz i zobaczmy co się wydarzy" - brzmi bardzo jak ostatnie słowo gracza przed śmiercią xD.
Genialna sesja chyba najlepsza z całego KŁM prawie przez cały czas było napięcie i strach przed nieznanym
Klimat Cthulu 100%
Legendarna sesja, ogarnięci gracze ,świetny mistrz gry, niczego więcej nam nie potrzeba ! Genialna robota !
To dopiero niespodzianka. Wielkie dzięki Baniak. Wesołych Świąt Wszystkim
Jak Baniak zacząłeś nagrywać KŁM to ja byłem w takim szoku, bo nie wiedziałem jakim cudem zaprosiłeś takie gwiazdy do siebie. Termosa to jeszcze ze spadkobierców kojarzę, nie wiedziałem, że oni w ogóle mają czas jeszcze na RPG, ja już psychicznie byłem przygotowany na zobaczenie Baniaka w ramówce Polsatu XD
Nowa koszulka - Gardens trzymający pęczek dynamitu, pod jego nogami detonator i podpis "Jestem mechanikiem".
PS. Przypominam, że opowiadania TJ'a miały być nową Księgą Mitów :)
Każdy z naszych bohaterów rozpoczął tą opowieść nieco po "swojemu". Przed wojna w Europie Douglas w ramach Klubu Biznesmenów musiał załatwić w Cesarstwie Niemieckim kilka spraw biznesowych (znalazł dobrego nabywcę na jeden z antyków) ale nie znał języka. Na całe szczęście spotkał Hermana, który dobrze znał angielski a znal też się ( jako kustosz muzeum) na antykach i artefaktach. Tak ta dwójka zaczęła razem pracować a potem też połączyła ich przyjaźń, początkowo motywowania poznaniem Douglas'a bliżej, gdyż Herman miał pewne podejrzenie, co do możliwych organizacji, w jakich Heminger może być.
Thadeus miał ,jako młody literat aspirujący do pisania, pewna "wyprawę" studencką. Początkowo się wachał i nie specjalnie chciał jechać do Reno ale po namawianiu jego najlepszego przyjaciela z czasów studiów (obecnie policjant w Seatle) zgodzil się pojechać. Młodzi studenci, całkiem zamożni szybko zwrócili uwagę miejscowego dandysa - Sydney'a. Ten polubił TJ 'a oraz jego naiwne (jak dla Lake'a wtedy) podejście do hazardu, alkoholu oraz ogólnego łamania zasad. Sydney i TJ zaczęli już ze sobą korespondować.
Doktor Sterling miał pewien bardzo nieprzyjmeny dzien. Jego prawie partnerka, po kilku randkach odrzuciła go, katedra medyczna odrzuciła jego prośbę o dalszy wkład naukowy, a siostra nie dała mu z tego tytulu spokoju. Sam Sterling stwierdził, że tajna organizacja, która teraz już spowodowała wypadek, w którym zgineli jego rodzice, chce do dopaść. Sterling wyjechal na 3 tygodnie do Phili i chciał znaleźć kogoś, kto może by coś na ten temat wiedział. Któregoś dnia spoktał pewnego Niemca, który opoweidział mu o zamożnym i wpływowym biznesmenie. Sterling zainteresowany pojechał do posiadłości Hemingerów a tam zastał bogacza leżącgo ze złamana nogą. Douglas tańczył całą noc na bankiecie a i jeszcze tego ranka ćwiczył swoje umiejętności, gdyż jak mówił mu zawsze ojciec -"Prawdziwy Gentleman ma zawsze klasę". Pomgół mu bardzo szybko, a podczas procesu kuracji rozmawiali żywo o świecie, rodzinie i zamiłowaniach każdego z nich.
Pewnego dnia Douglas i Bouche spotkali młodego literata, który pisał już wcześniej do Heminger'a na temat napsiania o nim artykułu do miejscowej gazety. Szybko się okzało, że panowie dzielą wspolne tematy i znaja równie ciekawe osoby. Powstał pomysł dużego spotkania i tak protoplastyczny KŁM spotkał się po raz pierwszy w w pewien piękny piątkowy wieczór...
Mam nadzieję, że sie spodobało! Dzięki za uwagę
Fajnie zobaczyć maskę w użyciu ^^ Wesołych Świąt Wszystkim.
Właśnie dostałem Księgę Straznika na święta. Nie mogę się doczekać drugiej (pierwsza poprowadzona ze startera) sesji jaką przeprowadze z moimi przyjaciółmi. Dziękuję Panie Michale za zajawienie grami fabularnymi i dziękuję dziewczynie, która sprawiła mi ten niesamowity prezent!
Cytaty koszulkowe: ,,Ja nie lubię wężów"
Pisarz Jeremy Gardens
,,...to może zrobimy przerwę..."
Gracz sezonu Douglas Heminger
,, Słonia jak u trąba "
Baniak Bańka -Mistrz gry 😂
To jest dopiero najlepszy gwiazdkowy prezent. Change my mind.
EDIT: Jestem właśnie po wigilijnej kolacji i rozdaniu prezentów. Nadal nie zmieniam mojego zdania.
jak to sie stalo? myslalem ze kłm wroci we wrześniu a tu taki prezent :D a juz sie martwilem ze nie bede mial czego ogladac :D
Jednocześnie Termos wrzucił kolejne odcinki Wyrwy. Jest co oglądać :D
Jako że święta w tym roku spędzam sam z wiadomych powodów dziękuję Michał za udostępnienie tej sesji 🥰 Humor odrazu się poprawił po takim prezencie ❤
Świetna sesja! 🙂
Panowie z Klubu Łowców Mitów poznali się w Klubie dla Gentlemanów. Sydneya zachęciło wspólne granie w karty za wysokie stawki, doktor Bouche (jako został zaproszony przez Douglasa w zamian za bycie wiernym lekarzem rodzinnym) - wiadomo, doktorek dobrego alkoholu nie odmówi nigdy. TJ jako młodzieniec z dobrego domu nie mógłby nie korzystać z dobrodziejstw przebywania w takim towarzystwie i przysłuchiwał się z zainteresowaniem wszystkim opowiadanym tam historią szukając swojego wymarzonego tematu do książki. Szanowany kustosz również odnalazł tam swoje miejsce i chociaż Herman nie był wielkim fanem hazardu dał się przekonać do wspólnej partyjki i wraz z resztą towarzyszy znaleźli się przy jednym stole. Wspólne granie było dla nich na tyle intrygujące, że z chęcią poznali się lepiej już poza klubem - zaproszeni do posiadłości Hemingera.
Całkiem ciekawa wizja
Odnośnie powstania KŁM:
Był styczeń 1920 roku. Śnieg przysypywał filadelfijskie chodniki, mroźny wiatr pukał w okna, a Sterling dzień po dniu zanosił się głośnym płaczem w związku z uprawomocnieniem się prohibicji… Ale do tego jeszcze wrócimy. To co było akurat ważne, to ekskluzywna wystawa obrazów przeznaczona przede wszystkim dla najbardziej hojnych darczyńców. Nie jest więc dziwne, że został na nią zaproszony sam Douglas Heminger - słynny hobbysta i odkrywca, który zawód - można by rzec - “odziedziczył” po ojcu. Cała impreza miała miejsce na piątym (zamkniętym dla niewtajemniczonych) piętrze drogiego hotelu. Po drodze darczyńca musiał minąć nieduże kasyno mieszczące się na parterze. Przeciskając się między stolikami, zauważył żeton leżący na podłodze. “Halo! Ktoś chyba zgubił ten krążek! Znajdzie się może właściciel?”. Nikt jednak nie reagował. Mężczyzna podniósł przedmiot i odłożył na najbliższy stolik. Niczego nieświadomy Douglas, obstawił w ten sposób pół dolara w grze w ruletkę. “Gratulacje dla pana! Oto pańska nagroda!” - Douglas otrzymał od krupiera kilka nowych żetonów. Facet próbował wyjaśnić, że to pomyłka i że chciał tylko odłożyć żeton na miejsce. I jakoś tak się złożyło, że po raz kolejny wygrał nowe żetony. Sytuacja powtórzyła się kilka razy, a Douglas miał już całkiem sporą sumkę. Stwierdził, że skoro już los się do niego uśmiechnął, to wymieni żetony na papierowy portret Alexandra Hamiltona. Wówczas do odkrywcy podszedł młody blondyn. “Hej, człowieku! Jaki jest twój sekret? Chyba nie powiesz, że to tylko szczęście”. Heminger zamyślił się na chwilę, po czym szeroko się uśmiechnął i powiedział: “Nie, nie tylko. To też pieniądze i gadanina”. Sydney niezbyt zrozumiał co mężczyzna ma na myśli, ale postanowił go obserwować. Sam Douglas udał się z kolei na swoje piętro. Tam impreza trwała już w najlepsze, choć sam darczyńca nie był zbyt z tego zadowolony. Chciał żyć chwilą, ryzykować życie na podróżach w Afryce, tańczyć... Ale czuł się zbyt zobowiązany przychodzić na tego typu bankiety. Wziął więc filiżankę herbaty i zaczął się przechadzać po sali, oglądając wystawione obrazy. Zatrzymał się przed jednym z nich. Przedstawiał starszego człowieka w mundurze i z wieloma odznaczeniami. “Ach, widzę, że zna się pan na prawdziwej sztuce! Witam, nazywam się Herman Broem”. Douglas wnioskując po zamiłowaniu do obrazu i europejskim akcencie wywnioskował, że rozmawia z artystą - autorem portretu Bismarcka. Zaczął go chwalić i mówić o pięknie dobranych kolorach i wprawnej ręce. Czyli dokładnie to samo, co mówił każdemu artyście, z którym rozmawiał. Co więcej - po tym monologu Herman również wziął Hemingera za artystę. Niemiec oburzył się słowami gentlemana. Nie rozumiał co takiego malowniczego jest w tym dziele. Wszak nie forma była tu istotna, a treść! Kolejna fala oburzenia nadeszła, gdy Douglas zaczął komplementować Broema jako utalentowanego artystę. “Raczy pan sobie żartować! To nie jest dzieło mojego autorstwa. Jestem kustoszem w okolicznym muzeum i odpowiadam za część tej wystawy. Ale liczę wrócić do kraju gdy tylko Republika Weimarska stanie na nogi!”. Heminger próbował trochę pożartować i zjednać sobie Broema. Ostatecznie rzucił krótkim “powinien się pan chyba zrelaksować przy szklaneczce brandy”. Herman był jednak w Stanach od niedawna i nie do końca miał jeszcze świadomość, czym do końca jest prohibicja. Krótko mówiąc odebrał żart, jako zaproszenie, za które uprzejmie podziękował nim Douglas się oddalił. Imigrant rozejrzał się po bankiecie pełnym amerykańskich arystokratów i pomyślał, że to nie jest miejsce dla niego. Postanowił wyjść. Zaraz za drzwiami stał młody, elegant z notesem i piórem w ręku. “Przepraszam, czy jest pan może artystą? Pragnę napisać powieść z młodym malarzem w roli głównej i chciałbym zadać kilka pytań”. “Nie jestem, ale właśnie otrzymałem zaproszenie od jednego. Myślę, że jeśli to pana interesuje, mógłby się pan udać ze mną”. Młody pan Gardens zaczął zawstydzony odpowiadać, że nie chce się narzucać i nie jest pewny czy powinien… “Niech się szanowny pan nie obawia. Pan Douglas zaprosił mnie bez większych oporów - wygląda na to, że nie ma problemów z organizowaniem spotkań dla nowych znajomych. Powiem panu nawet, że wspominał coś o brandy...” - zaczął Herman, kiedy obaj usłyszeli krzyk. “Brandy?!” - usłyszeli spod baru, gdzie zmęczony już barman tłumaczył facetowi z pudelkiem na rękach, że naprawdę nie może sprzedawać alkoholu. Spragniony mężczyzna wstał i podszedł do nich - “Witam. Sterling Bouche. Państwa wspomnienie o moim ulubionym trunku uznam za zaproszenie!”. “Ale to nie ja, to…” - odpowiedział Herman, kiedy drzwi do bankietu otworzyły się, a ze środka wyszedł pan Douglas, który najwyraźniej zmierzał do toalety. “...to ten gentleman” - wskazał palcem Herman. “Och, to Pan!” - nie wiadomo skąd wyłonił się blondyn z coltem przy pasie - “Pan wybaczy, ale podsłuchałem przypadkiem rozmowę tych szanownych panów… Również jestem bardzo zainteresowany bliższym poznaniem pana. Jest pan najlepszym hazardzistą jakiego widziałem!”. Douglas był trochę zmieszany i nie wiedział co tu się właściwie stało. Miał już spławić czwórkę stojących przed nim mężczyzn, kiedy powiedział: “A wiecie co? I tak mi się ten bankiet nie podoba. Zapraszam do mnie!” w myślach jednak dodał: “A niech raz przyjdą i się odczepią. Przecież nie musimy od razu stawać się przyjaciółmi, czy zakładać jakiegoś klubu, prawda?”
T.J Gardens chłopak który w wieku paru nastu lat sam musiał zrozumieć działanie wolnego rynku, w końcu rodzice po śmierci bliźniąt nie mieli siły by się zająć rodzinnym tartakiem.
Sam szukał potencjalnych klientów, zajmował się rachunkami, rozpatrywał potencjalny zysk i straty. W wieku 19 lat był już znany w śród stałych nabywców jako faktyczna głowa interesu.
Któregoś dnia przyjechał do niego całkiem dobrze ubrany mężczyzna razem z synem, przedstawił się jako pan Heminger i szukał dobrej jakości drewna. Była to bardziej sprzedasz detaliczna
ponieważ dżentelmen najpewniej chciał po prostu zmienić wystrój salonu albo coś w tym guście,ale wiedział że zawszę dobrze posmarowany interes może być bardziej opłacalny więc Pan Heminger
mówił o tym jak słyszał że chłopak prowadzi firmę od tak młodego wieku i że bardzo chciał poznać go przy okazji ze swoim synem by ten podłapał tak zwanej żyłki do interesów. Obydwóm młodzieńcom
z początku nie przypadł ten pomysł do gustu ale po paru wymienionych zdaniach doszli do wniosku że mogą jednak przypaść sobie do gustu. Od tego momentu zawsze gdy pan Heminger miał jakąś fanaberie związaną z
drewnem syn zabierał się z nim do tartaku państwa Gardensów a chłopaki bardzo lubili spędzać ze sobą czas. Potem TJ-owi udało się zacząć studia gdzie Douglas często go odwiedzał by rozbijać się po barach z "mocną herbatą" i kasynach.
Chłopaki mieli różne przygody ale jedna zapadła im najbardziej w pamięć, mianowicie raz podpici w pewnym kasynie zaczęli się chichrać z tego jak jednemu graczowi przy stole
wyleciał as z rękawa na ziemie. Ściągnęli tym uwagę pracowników kasyna, co spowodowało wyrzuceniem oszusta z budynku. Kiedy panowie po jakimś czasie od tego zdarzenia wyszli się przewietrzyć okazało się że ów oszust
postanowił zaczaić się na nich przed budynkiem by się zemścić z pomocą dwóch sporego rozmiaru dżentelmenów.Chłopaki słysząc tylko tekst w stylu "Panowie to oni brać ich" szybko otrzeźwieli i zrozumieli że najlepszym rozwiązaniem
w tym wypadku będzie nocny sprint na dotlenienie mięśni, jak pomyśleli tak zrobili. Pościg trochę trwał ale doszło do momentu gdzie trafili na ślepą uliczkę. Kiedy już nie było miejsca na ucieczkę a sapanie dwóch osiłków
było coraz wyraźniej słychać zza zakrętu, nagle w zaułek wjechał czarny stary fort i usłyszeli tylko krótkie krzyknięcie "wsiadać jak życie miłe".Panowie nie mieli dużego wyboru, wsiedli szybko do auta po czym to z piskiem opon wyjechało
z zaułka na wstecznym i pomknęło na przedmieścia. Okazało się że kierowcą był Sydney Lake czyli młodzian który naciął się na "szczęśliwą passe" oszusta z kasyna, stwierdził on razem ze swoim kolegą Bouchem postara się pomóc dwóm młodzieńcom którzy
rozpracowali przyczynę niesamowitego farta gracza z którym Lake przegrał zeszłej nocy. Kiedy dojechali na sam koniec miasta Bouch powiedział tylko
trochę podpitym głosem " Ooo nasz przystanek proszę wysiadać ". Wszyscy wysiedli z auta i pozostawili je na obrzeżach w czwórkę wracając z tak zwanego buta. Podczas tego długiego spaceru Lake podziękował TJ-owi i Douglasowi za zdemaskowanie
oszusta, i opowiedziałjak Bauch wpadł na pomysł "pożyczki" auta z niedomkniętymi drzwiami. Chłopaki za to powiedzieliprawdę o tym że ów zdemaskowanie było raczej kwestią przypadku. Potem już wszyscy panowie zaczęli opowiadać o dawnych czasach
i tak dotrwali do świtu. Następne spotkania były już w pełnym czteroosobowym składzie gdyż panowie mocno się polubili po nocnych przgodach z pod kasyna. Podczas wspólnych prób podbicia miasta poznali jeszcze Hermana Brauma ale to już klasyczna
przygoda o pijanych młodzieńcach, strzelaniu do butelek, i ucieczce przed policją. Najważniejsze jest jednak to że przyjaźń ta trwała nieprzerwanie w szczęściu aż do feralnego spotkania w domu wtedy już Pana Douglasa Hemingera i zauważenia
zguby jego sąsiada Pana Corbitta ale tą historie raczej wszyscy już znają.
TJ poznał Bruma jako student często uczył się w zaciszach antykwariatu. Douglas jako znudzony wrażeń bogacz, grywał wieczorami w pokera, w śród tak zacnego grona graczy poznał Lake'a towarzyskiego młodzieńca a także boucha który czasami się wymykał do baru by jego siostra nie wiedziała. Oczywiście Douglas był również znany dla tj oraz bruma jako filantrop, który przekazał wiele pieniędzy na różne ośrodki kultury w okolicy. Cała 5 dopiero poznała się nawzajem gdy na bankiecie u Douglasa pewien jegomość z pieskiem, upił sie do nieprzytomności co pozostałej 4 dało temat do rozmowy w której douglas świetnie się bawil i postanowił ze te 4 będzie zapraszał owiele częściej do swojej rezydencji na drinka
Świątecznie ta sesja wyszła wyjątkowo wcześniej czy cały sezon będzie przed jesienią?
Myślę że to taki prezent na święta od Baniaka po prostu ;)
Zobacz najnowszy wpis na fan pageu.
-Spodkałem Abelarta Gizę
-kogo ?
-W kabarecie grał.
-Nie znam.
-Ten co z baniakiem gra.
-A ten co z baniakiem grywa .
No wkońcu. Nie mogłem się doczekać😄
Mamba Mia! Stęskniłam się. :) Jak zawsze impro w formie. A te niesnaski w drużynie to złoto.
"ów kłoda" i "czarna mamba o oliwkowej skórze" wygrały dla mnie tę sesję :D
Uwielbiam tą grupę, wiecznie się kłócą :)
Mam słonia jak u trąba... ( ͡° ͜ʖ ͡°)
No i całkiem fajny prezencik na święta
3:56:50 Te kilka sekund pokazuje tak wiele emocji i jak bardzo wciągająca jest sesja. Popatrzcie na minę Abelarda xD ten wzrok :p
JEZU W KOŃCU! Każdy sezon gry o tron przy tym wymięka!
Prędzejbym się spodziewał, że dochodowy zniosą. A tu Pach! Baniak z zaskoku.
Błagam! Apeluję! Suplikuję! Zróbcie KŁM 20 wcześniej niż za 2 miesiące
graja za 2 tygodnie
I proszę, już :D
@@krystianuchiha Był już KŁM 20#? Bo na yt nie ma. Jeśli tak to byłbym bardzo wdzięczny za jakiś link bo naprawdę nie chciałbym przegapić jakiejkolwiek sesji KŁM . Przeglądałem też Twitcha ale zapisu sesji KŁM nie znalazłem
@@klapacjuszanimomon8501 patroni mają już cały sezon kilka odcinków w przód :)
@@krystianuchiha no całe 3 odcinki...
Odpowiedź na pytanie konkursowe:
Jakkolwiek mało prawdopodobne może się to wydawać, cała piątka poznała się jednego dnia, podczas jednego, bardzo konkretnego wydarzenia, które miało miejsce pewnego pięknego wiosennego poranka. Były to wielkie, wspaniałe, pełne blichtru i przepychu W Y Ś C I G I K O N N E sprowadzone całkiem niedawno z Europy jako wspaniała forma rozrywki.
Skoro o rozrywce mowa, w szeregach skandujących fanów nie mogło zabraknąć młodego potentata rodzinnej fortuny - DOUGLASA HEMINGERA, dla którego pobyt na torze stał się ostatnimi czasy niemal tak fascynujący jak dalekie podróże z ojcem. Douglas od jakiegoś czasu skrupulatnie odkładał znaczne sumy pieniędzy, by w końcu, wreszcie, zniecierpliwiony mógł obstawić swojego faworyta - piękną kasztanową klacz zwaną fantazyjnie Aventura...
Tak się złożyło, że dzięki obstawieniu tej właśnie klaczy, obłowić się chciał drugi członek drużyny - SYDNEY LAKE. Sydney jako hazardzista nie mógł przecież nie spróbować każdego rodzaju hazardu zanim nie osiadł na stałe przy kasynie i jego kuszących światłach. Wyścigi te, w Bellmont Park, miały być jego wielkim przełomem zanim jeszcze udało mu się ustawić za pomocą żetonów i pokera...
Nie on jeden planował się jednak tego dnia ustawić. Na wspaniały, ogrzewany promieniami marcowego słońca tor, długie lata podążania za intuicją i wskazówkami, sprowadziły bowiem HERMANA BROEMA aż z odległych Niemiec. Według wszelkiego prawdopodobieństwa (i odnalezionych przez niego tajemnych wiadomości), wielka Loża, w którą tak uparcie wierzył od tylu lat, właśnie tutaj miała spotkać się w pełnym składzie po raz pierwszy odkąd pamiętał. Herman nie mógł zmarnować takiej okazji. Ubrał się więc w swoje najlepsze ciuchy, obstawił Aventurę, co miało być tajnym sygnałem dla pozostałych członków Loży i czekał na sygnał...
Czekał również Sterling. Dr STERLING BOUCH. W światku lekarskim od jakiegoś czasu dało się słyszeć o magicznych specyfikach, które mają docelowo zwiększyć wydajność ludzką, a póki co testuje się je na ścigających się zwierzętach. Według informacji do których udało mu się dotrzeć dzięki zaufanym kolegom po fachu, ustalił, że ten właśnie wyścig ma być jedną z prób, a Aventura, która od jakiegoś czasu znajdowała się na ustach wszystkich fanów jeździectwa, jest koniem doświadczalnym korporacji, która kiedyś mogłaby wspierać ludzkość w jej słabościach, które tak bardzo chciał przezwyciężyć Sterling. Czemu więc nie miał przy tym zarobić? Obstawienie Aventury wydało mu się dodatkową szansą, której nie wypadało zmarnować...
TJ'A GARDENSA na tor sprowadziły zgoła inne pobudki. Ten młody człowiek już od małego nie mógł opanować się, gdy chodziło o nowinkę, szczególnie sportową. Wychowanie na łonie natury sprawiło że znał i lubił konie, dlatego gdy pewnego dnia oznajmił rodzicom, że chce pojechać na wyścigi, o których przeczytał w gazecie, ci tylko uśmiechnęli się pod nosem i zarezerwowali bilety. TJ nie wiedział na którą klacz postawić, jednak po szybkim pojrzeniu na boksy, sprawa okazała się jasna. Intuicja i wiedza o naturze podpowiadały mu, by obiektem jego wsparcia stała się kasztanowa klacz o błysku w oku i wyjątkowej zadziorności...
... Aventura nie wygrała tamtego ranka. Dobiegła do mety na ledwie czwartym miejscu. Jednakże to właśnie dzięki jej porażce nasi dżentelmeni mieli okazję się poznać, kiedy to załamani/zniesmaczeni/zgorzkniali/zawiedzeni, pełni emocji rzucili się na ogrodzenie by wykrzyczeć parę siarczystych epitetów pod kątem jej opiekuna. Jak się okazało byli jedynymi, których obeszła jej słaba forma, ponieważ, podczas gdy rozemocjonowana piątka wypruwała sobie płuca przy siatce, cały tłum obecny na torze magicznie się rozpłynął. Dżentelmenom nie zostało więc nic innego, jak roześmiać się z całej sytuacji, przedstawić sobie kulturalnie, a następnie udać na wyborne jedzenie pobliskiej restauracji.
Odpowiedź na pytanie: TJ w poszukiwaniu inspiracji do swojego dzieła postanowił dać anons do gazety, o poszukiwaniach ciekawych osobowości. Jeszcze wtedy nie wiedział, że nikt na niego nie odpowie, a wszyscy jego przyszli przyjaciele znajdą się tam przypadkowo. Douglas robił właśnie interesy w miejscowym lokalu (w którym Thaddeus urządzał spotkanie), planując go zakupić. Rozmówca, czyli obecny właściciel, okazał się niezłym przeciwnikiem. Ostatecznie Heminger wygrał te bitwę i postanowił uczcić swój sukces małą, nielegalną szklaneczką ,,soczku'' i potańczyć z przypadkowo spotkanymi damami. TJ zauważył dawnego przyjaciela jego ojca - Hermana i myśląc, że odpowiedział on na jego ogłoszenie, zagadał do niego, nie dając mu dojść do słowa. Tymczasem przesiadywał w tym samym miejscu Sydney Lake, który gdy tylko trafiał na drobne ślady hazardu, nie pozostawiał po sobie suchej nitki. Miejscowi nie byli zbytnio zadowoleni, gdy ograł ich z ostatniej pary skarpet i postanowili wtłuc naszemu koledze. Na pomoc ruszyli mu Douglas, TJ oraz Herman, bedący świadkami całej sytuacji, lecz to nie okazało się konieczne, ponieważ Lake wyciągnął swojego colta i stwierdził, że tak sobie poradzi. Prawie doszło do ogromnej bójki, kiedy pojawił się jeszcze ktoś. Kompletnie pijany, z pudlem pod pachą zaczął wykrzykiwać, iż ,,medycyna was wszystkich za***ie''. Ich bohater, który w tamtych czasach nie musiał nosić peleryny - Dr Sterling Bouch. Zbił z tropu obie strony, które rozeszły się w pokoju. Zresztą wkrótce później Douglas zmienił ten lokal w magazyn na antyki, ponieważ jeśli łamać prohibicje, to tylko w swojej posiadłości, u boku najlepszych przyjaciół. Pamiętnego dnia odjechali z Fergusonem za kierownicą, w stronę mitów. Koniec ;D Wyszło okropnie długie, ale świetnie się za to bawiłam przy pisaniu. Pozdrawiam ^^
Całkiem fajne
Ooo jak miło. Brawo Baniak. Doceniam.
4 godziny. Dlaczego tak mało?!
Jeden z lepszych prezentow na te święta 😎
Kiedy jest jutro? Dzisiaj jest jutro! Właśnie się obudziliśmy!
Jakbym miał obstawiać jak się poznała ekipa to ojciec TJ'a z ojcem Hemingera chodzili razem na uczelnię gdzie grubo balowali, zaprzyjaźnili się i tak ich znajomość trwała, dzięki czemu młody TJejuś i Hemingeruś już od młodego gdy tylko była okazja bawili się razem rzucając kawałkiem kamienia i udając, że robią za małe katapulty. Powiadają, że podczas jednej z takich zabaw Hemuś zakręcił taki piruet, że to właśnie wtedy pojawiła się jego pasją do tańca. Natomiast Lake jak nic wpadł podczas swoich wojaży w kasynie i paka 24h gdzie właśnie siedział TJ za wygłaszanie swojej charyzmatycznej i buntowniczej mowy o tym jak to kobiety powinny mieć więcej praw co nie do końca podobało się władzą uczelni na co zareagowali stanowczo, ale nie zbyt surowo, w końcu to tylko 24h. Na szczęście nie siedzieli tam nawet jednego wieczora bo Heminger postanowił wyciągnąć TJa i jego nowego kolegę korzystając ze swoich pieniędzy, gadaniny i szczęścia.
Nie pamiętam dokładnie ale między TJ'em a Douglasem jest różnica wieku raczej uniemożliwiająca wspólną zabawę (sesji #19 nie oglądałem)
@@Szejms True ale to mógł być trochę starszy Hemuś i mały TJuś
Początek to przygoda jak z Indiana Jones ;)
Podwieszony pod Sufitem
Swoją drogą "Maski" zawsze mi się kojarzy z piosenką "Kameleon" zespołu Abraxas
Za Slayera szanuję, choć rocznik 00
Uwielbiam Abelarda :D
all we want for christmas is kłam :) człowiek słoń - przypomniał mi się true detective :)
Mam nadzieję że w pewnym momencie baniak poprowadzi kampanie mającą miejsce współcześnie i gracze natkną się na książki napisane przez TJ.
Wydaje mi się, że już w Pulp Cthulhu je zobaczymy, bo to będą lata 30-te?(czyli co najmniej 8 lat po pierwszych sesjach KŁM). Szczerze to najbardziej chciałbym zobaczyć jak wygląda WW2 w realiach Lovecrafta. Pewnie przywołanie x przedwiecznych, armia mitów prowadzona przez wybrańca Hitlera? Tak, czy siak, wydaję mi się, że już w Pulpie pojawią się książki, szczególnie jeżeli TJ umrze.
Kawusia, expienie w wowie i sesja KŁM tle
Mega sesja, ekipa mega jak zawsze
Chciałem tylko grzecznie zauważyć, że w opisie nie pojawił sie link do przedsprzedaży "Masek"
Dzieki, poprawione
"Kiedy jest jutro?! Dzisiaj jest jutro!"
Grałem ten scenariusz na konwencie, ale teraz bardziej mi się podobało.
A jakaś pogadanka po sesji będzie? :)
będzie ale trzeba poczekać
Do wrzesnia
To ja odbiję Abelardowi na pocieszenie, bo dzięki niemu poznałam RPGi ;p Dzięki!
spoczko prezent na święta dzięki baniak
Czyżby pomyłka? A może prezent dla zwykłych widzów? nie wiem nie oglądałem jeszcze!
@Zwi@dowca oh jak smutno, miałam nadzieję, że będzie jeszcze następna :(((
wesołych świąt wszystkim
Jak Sydnej ma więcej mitów niż poczytalnosci to nie powinien tracic polowy poczytalnosci?
Witam, oto moja wersja poznania się KŁM, zapraszam do lektury:
Część I
Chicago 17 grudnia 1918.
Tego dnia pogoda była wyjątkowo przyjemna jak na chicagowską zimę. Słońce świeciło mocno, a wiatr znad jeziora dawał chłodną lecz rześka bryzę. Wielkie miasto tętniące życiem dziś miało przynieść radość wielu rodzinom. Na główny peron stacji kolejowej wjeżdża pociąg Chesapeake and Ohio Railway relacji NY-Chicago. W tłumnie setek osób czekających na swoich mężów i ojców wracających z wielkiej wojny. Można dostrzec młodego chłopaka opartego o murowana ścianę dworca. Spod dziarsko zakrzywionej fedory widać na jego twarzy delikatna radość i utęsknienie, długo nie widział swojego ojca. Każdy dzień jego ostatnich lat był oparty troską czy jeszcze kiedykolwiek ujrzy swego ojca. Dziesiątki głów wychyla się wagonów machając i wypatrując swoich bliskich. Jest i on. Młody mężczyzna, wyprostował się jak sprężyna, otrzepał płaszcz i ruszył dziarskim i energicznym krokiem przeciskając się przez wielki tłum. Kiedy zbliżał się czuł coraz to większe i narastające w niezwykły tępię podniecenie. Kiedy zobaczył ojca, wypalił na całe gardło- Tato ! podbiegł i rzucił się naszyję, siwemu już mężczyźnie który jeszcze kilka lat temu nie posiadał żadnej blizny czy choćby siwego włosa na skroni. Lecz dziś to nie ważne, dziś jest TEN dzień.
- witaj ojcze- rzekł młodzieniec.
- Sydney! Synu!-Wielka szczęka z bujną brodą, strudzonego podróżują mężczyzny rozpromieniła się radością i obaj mężczyźni wpadli sobie jeszcze głębiej w ramiona. Trwali tak w uścisku dobrych kilka chwil kiedy Charles wyswobodził się z uścisku i rzekł. - Tak bardzo tęskniłem. - Mam Ci tak wiele do powiedzenia - rzekł Sydney-
-Wiem Synu, opowiesz mi wszystko ze szczegółami ale najpierw zjadłbym cos wytwornego, na wieki mam dość racji wojennych jak i tych sucharów które dali nam na drogę. Umieram z głodu.
- dobrze ojcze, niedaleko jest hotel w którym się zatrzymałem. Mają tam świetną kuchnię. Proponuje kraby i krewetki w pysznym sosie z mango. Ja zapraszam!
- wybornie!- rzekł ojciec. Szli powoli, delektując się swoją obecnością. Początkowa rozmowa nader sztywna, z braku punktu startu opowieści lecz z każdym krokiem nabierała tępa. Wychodząc przez główne drzwi dworca, zaczepił ich starszy zgarbiony mężczyzna z zadbanym wąsem. Niestety wąs był jedynym zadbanym elementem ubioru człowieka który, ewidentnie posiadał zagraniczny akcent, być może germański. Widać było, że odbył długą i ciężką podróż.
- przepraszam Panów bardzo, nie chce zakłócać spotkania, lecz czy byliby Panowie tak mili i pokierowali mnie na stacje metra zmierzającego do centrum miasta? Troszkę zbłądziłem i nie potrafię odnaleźć się w tym mieście które ewidentnie jest mi nieznane.
- Przepraszam Pana bardzo ale troszkę się spies.... - wycedził przez zęby Sydney
- ależ oczywiście, że pomożemy- przerwał mu ojciec.
- proszę z nami, zapewne z portierni hotelu w którym zatrzymał się mój syn, dostanie Pan potrzebne informacje jak dotrzeć tam gdzie Pan chce.
- bardzo szanownym Panom dziękuję. Tak na marginesie, przepraszam za moje maniery. Nazywam się Herman Broem. Jak Panowie pewnie spostrzegli za moim akcentem, pochodzę z Prus. Przewrotny los zagnał mnie przez niewole aż tutaj. Nie było możliwość abym mógł żyć w kraju gdzie zmiany tak ciężko ranią obywateli. Woja to straszna rzecz. Oby nigdy więcej ludzkość nie musiała być wstawiona na taką próbę ludzkiej godności. Ale dość już mojego słowotoku. Jeśli Panowie pozwolą podążę za Wami. - szybko uchylił swego kapelusza, delikatnie skłaniając już i tak nader zgarbioną postawę.
- jak mniemam hotel będzie tuż za zakrętem, a co skłoniło Pana do wyboru tego miasta?- zapytał wyraźnie zainteresowany Charles. - Nowy Jork i pobliski Jersey, nasza początkowa stacja w stanach, był wedle mojego mniemania najlepszym miejscem dla Pana.
- A tak racja, jednak nie dalej jak pół roku temu do stanów przybył mój brat. Zagospodarował mi mieszkanko niedaleko centrum właśnie.
-Rozumiem. O! oto i on The Drake Hotel. co jak co ale mój Syn ma niebywały gust i rękę do luksusu. - oznajmił wyraźnie zadowolony ojciec.
Ogromny budynek, perła architektury Chicago i jego fundatorów. Bogato zdobiona fasada przyciągała wzrok i wprawiała w zachwyt. Trójka już zaprzyjaźnionych mężczyzn kroczyła na chodnik tuż przy budynku, kiedy to nagle ich drogę zajechał cudowny nowy sportowy wóz.
- co za gbur! - wrzasnął jednocześnie z ojcem Sydney. - Jak tak można ?- zafrapował się Herman - w Europie takie zachowanie byłoby niedopuszczalne.
Z zatrzymanego auta dobiegł krzyk. - Ferguson to tutaj ! Prędzej, znowu się spóźnimy.
Drzwi auta otworzyły się z impetem. Wyskoczył z nich młody, elegancko wystrzyżony mężczyzna w bardzo drogim garniturze. - Proszę wybaczyć- rzucił szybko i pobiegł do głównego holu hotelu. Ostre spojrzenie trzech przechodniów zostało skierowane na kierowy, którego mina mówiła wszystko.
część II w komentarzu poniżej
Część II
Fasada budynku osłupiała każdego przechodnia, jednak wnętrze hotelu wprawiała każdego kto tam zajrzał, nowoczesność i przepych wylewał się z każdego zakamarka holu. Złoto przeplatało się z drogocennymi antykami i nowoczesnymi obrazami. Jak na tę porę roku z hotelu było bardzo dużo gości jak i obsługi. Wzrok Sydneya przyciągnął wielki plakat z enigmatycznymi maskami oraz wielkim napisem "Moja Afryka" -Douglas Heminger.
Pośrodku Holu znajdowała się recepcja, do ktrórej od razu udał sie Herman. Bezproblemowo otrzymał wszelkie informacje na nurtujące go sprawy. Podszedł do niego Charles wraz z Sydneyem i powiedział. - czy uczyni mi Pan zaszczyt i zasiądzie z nami do obiadu w tutejszej restauracji ?- oczy Sydeya powiększyły się kilkukrotnie jakby ktoś nadepnął na jego stopę. - Tak, tak zapraszamy - dodał niechętnie młodzieniec.
-oh, to bardzo miło z Panów strony, rozumiem przyczyny Waszego spotkania tutaj, nie chciałbym się narzucać jednak bardzo chętnie dołączę do Was. Mam prośbę, nie wspominałem o tym lecz w zaistniałej sytuacji, powiem Panom że w Prusach z zamiłowania jak i z wykształcenia jestem kustoszem muzeum. A tutaj, stoimy Panowie obok wielkiego wydarzenia. Bodaj Pan który o mało nas nie przejechał przed hotelem, wydaje się być wielkim odkrywcą. Te maski o których teraz właśnie tak żarliwie opowiada, to niebywałe znalezisko. Pozwolą Panowie, że zaproszę Was na chwile na to przemówienie, a tym chętniej opowiem Wam przy obiedzie co za odkrycie mamy przed sobą. Być może nigdy w dziejach nie odkryto czegoś podobnego.
- Zgoda, sam troszkę się zaciekawiłem - uśmiechnął się ojciec, co wyraźnie nie w smak było jego synowi.
Niewielka aula z kilkoma rzędami ławek, jasno oświetlona ukazywała podest na którym z lewej strony za ambona stał Douglas opowiadając o jednej z pięciu masek wystawionych na widok, nie za dużej ilości widowni- ... zaś inkrustacja tej najmniejszej maski, może wskazywać na wysoką pozycję szamana z plemnia...- kontynuował odkrywca.
- chodźcie bliżej -zachęcił ręką Herman swoich nowych znajomych. Przechodząc spojrzał na mężczyznę u którego na kolanach spoczywał malutki piesek, wesoło merdając ogonkiem na starszego przygarbionego pana. - coś niebywałego, mein Got, co za kraj, nawet tutaj psy mają coraz większe prawa, niesamowite - pomyślał Herman po czym, doprowadził ich do pierwszego rzędu gdzie z brzegu były wolne trzy miejsca, zaraz obok młodego wysokiego młodzieńca który z pełną pasją notował każde słowo w swoim notesiku. Elegancja i maniera młodzieńca od razu przypodobała się Hermanowi. Lekko skinął głową i spojrzał na maski.
- coś pięknego-rzekł. - Piękne to prawda?- odparł jego nowy sąsiad. Jednak owy młodzieniec stał się nagle fioletowy, za chwile czerwony a jeszcze później cały zielony. - Czy wszystko w porządku ?- zapytał Herman. - Nie bardzo.... - po tych słowach młodzieniec upadł jak długi na twarz, wydając przy tym jęk bólu. Rozległ się ogromny harmider, ludzie zaczęli przesuwać krzesła by dostać się do mężczyzny z pierwszą pomocą. Pierwszy, bo najbliżej był Herman doskoczył do niego i zaczął sprawdzać czy wszystko jest z nim w porządku. Z głębi sali słychać było krzyk-Przepraszam!, proszę mnie przepuścić ! jestem lekarzem, bardzo panią przepraszam, proszę się rozejść, potrzeba powietrza i światła!- i z tłumu wyłonił się młody mężczyzna z pieskiem na ramionach. Śpiesznie podał go dziewczynie która przybiegła razem z nim.
- Megan, kochanie trzymaj Irona, i przynieś mi sole trzeźwiące z mojej torby. Są w kieszonce w środku torby.-spojrzał na nią, po czym odwrócił wzrok na leżącego, mężczyznę który już ewidentnie odzyskiwał koloryt skóry. - Wszystko będzie dobrze, jest Pan w dobrych rękach. Proszę mi powiedzieć ile widzi pan palców i jak się Pan nazywa. - zapytał doktor.
- oh, trzy, Thaddeus Jeremy Gardens, oooh.- wymamrotał, dochodząc powoli do siebie.
- Bardzo mi miło a ja nazywam się Sterling Bouch, jestem lekarzem, o ! a to moja starsza siostra Megan, właśnie przyniosła sole trzeźwiące, ale widzę, że nie będą potrzebne.
Kiedy Sydney wraz z ojcem pomagali Thaddeusowi wstać i posadzić go na krześle, z piedestału mównicy sprawnie zeskoczył do nich sam Douglas Heminger.
- Wszystko, w porządku ? stało się Panu coś?- zapytał z nieukrywaną troską.
- Nie, nie jest dobrze szklanka wody postawi mnie na nogi, przepraszam, że przerwałem Pana wykład- odparł TJ po czym usiadł z impetem na krześle.
- Nic nie szkodzi, przynajmniej obudził Pan kilka osób które ewidentnie przysypiały, czy Panowie i Panie stanowią jakąś większą grupkę słuchaczy?- rozejrzał się na osoby które okrążyły troską TJ'a. Herman przedstawił wszystkich i elegancko ukłonił się wykładowcy.
- No dobrze, to skoro część oficjalną mamy za sobą, a widzę że nikt więcej nie został na sali, to zapraszam Państwa na mały poczęstunek "PO" wykładzie, który właśnie się skończył.- szeroki uśmiech zawitał na twarzach, nowo poznanych ludzi. - zapraszam - rzucił na odchodne Douglas i poprowadził grupkę ludzi na zaplecze sali, gdzie na stołach które aż uginały się od jedzenia i picia. Rozmowy i zapoznanie się nowych znajomych trwało kilka godzin. Wszyscy byli szczęśliwi i bardzo rozmowni.
- synu - powiedział Charles do Sydneya- Mam coś dla Ciebie kochany.- twarz Syna wyraźnie się rozpromieniła- Dla mnie ? co to takiego- wtedy przed nim spostrzegł kaburę, z wystającym pistoletem. - Proszę Synu, to mój dar dla Ciebie, za te wszystkie dni w których mnie nie było przy Tobie.- wtedy łza pojawiła się w kąciku oka zmęczonego ojca.
- to colt 1911. broń która, była mym towarzyszem niedoli w okopach. Dla mnie to koniec drogi i tułaczki. Teraz ta broń należy do Ciebie, będę się modlić do Boga najwyższego byś nigdy nie był, zmuszony do jej użycia. Pilnuj jej, bo ona może Ci kiedyś uratować życie tak jak mi uratowała.- Kiedy ojciec przekazywał, broń ich dłonie spotkały się. Już wtedy łzy płynęły strumieniem po ich policzkach. Syney zdołał wykrzesać jedno zdanie - dziękuję Ojcze, nie zawiodę Cię.
dziękuję i pozdrawiam
PART2
Zaczęła się krótka batalia słowna. T.J. był opanowany i nie podnosił głosu w przeciwieństwie do Sydneya. Dyskusja trwałaby pewnie do rana, gdyby nie Herman, który nagle jak wybudzony ze 100 letniego snu smok wybuchł.
-DOŚĆ!!! Co tu się dzieje ile wy macie lat!!! Trochę ogłady!
Młodego gentlemana rozbawiła ta sytuacja, a zauważywszy obracającą się monetę w ręku Lakea wpadł na genialny pomysł.
- Panowie po co te nerwy? Mamy noc sylwestrową, a w zasadzie nowy rok. Przy tej okazji wpadłem na świetny pomysł, ale o tym za chwilę. Zapraszam za mną. Czwórka mężczyzn ruszyła w głąb posiadłości. Po kilkunastu krokach towarzysze spotkali Johna wieloletniego służącego w rodzinie Hemingerów.
- John ja i moim przyjaciele chcemy się rozerwać, wiesz co to oznacza.- służący kiwną głową wyciągnął czarny kluczyk z wewnętrznej kieszeni kamizelki i ruszył żwawym krokiem w stronę kuchni.
Na miejscu otworzył drzwi do spiżarni po czym odstawiając wielką skrzynię wsadził kluczyk w ledwo zauważalną szczelinę i przekręcił go po czym ukryte drzwi otworzyły się.
-Proszę za mną panowie.
Na końcu schodów stał stół do pokera, a wszystkie ściany ukrytego pokoju były otoczone skrzynkami z brandy. T.J. przetarł oczy ze zdumienia.
- Zagrajmy!-Obwieścił Douglas i usiadł do stołu.
Przy każdym miejscu leżały równe stosy banknotów oraz szklanki, które John właśnie napełniał.
- Ja nie mogę, to wbrew moim zasadom.- z pełną powagą powiedział T.J.
- W takim razie nie przeprowadzisz ze mną wywiadu.
Lake nie zważając na rozmowę zasiadł do stołu wziął w ręce talię kart i zaczął ją tasować.
- Panie Douglas, ale ja nigdy nie grałem, a tym bardziej na pieniądze.
- W takim razie pomyśl, że to nie pieniądze, a możliwość wywiadu ze mną.
Gardens niechętnie zasiadł do stołu. Gra toczyła się długo, a pieniędzy przygotowane na stole skończyły się zarówno Hermanowi jak i Douglasowi. Finałowy pojedynek miał się zaraz rozstrzygnąć.
T.J. świetnie sobie radził, ale Lake jako doświadczony hazardzista wiedział jak kantować, aby nie wzbudzać podejrzeń. Jednak w tym pojedynku jakby jakaś dziwna moc przeszkadzała mu podczas specjalnego tasowania kart. Wszystkiemu z uśmiechem na twarzy przyglądał się Douglas, a znudzony Herman przysypiał na stole.
Kolejne rozdanie, Lake był pewny, że po tasowaniu ułożył karty idealnie, teraz nie przegra.
Panowie rozpoczęli licytację, po której weszli w póle ze wszystkim co mieli na stole.
- hyk!-wszyscy zamarli- HYK! HYK! HYK! Aaaaa ktoo wo woglee wpaadl ze alk hoool sz hyk! ooo dzI!
Wszyscy odwrócili wzrok w kierunku, z którego dobiegał dźwięk. W rogu pokoju z całkowitej ciemności poturlała się pusta butelka po brandy. John nieśmiało podszedł i wyciągnął całkowicie pijanego Dr Sterlinga.
- Panie nie wiem jak on się tu znalazł kluczyk mam zawsze przy sobie.
- Aaaaaa co cooo ty se o mysz myszlisz ja jestem doktorek i mam skalpel! Ooooo! Operacja na otwartym zamku! Purpura mnie wzywała HYK! ohhhh pyszotaaaa!
Wszyscy zaczęli się śmiać.
- John polej Panu doktorowi pewnie zaschło mu w gardle dlatego tak ciężko mu się mówi.- zaśmiał się Douglas.
Służący polał wszystkim poza Hermanem, który otrzymał świeżo parzoną kawę na wzmocnienie, a Panowie wrócili do ostatniego rozdania.
- SPRAWDZAM!-krzyknął Lake
T.J. pokazał karty niebywałe była to kareta, w prawdzie kareta 9, ale kareta. Lake nie krył uśmiechu z pewnością odwrócił skrywane karty na blacie i rzucił je na widok pozostałych osób.
- Gratulacje!-powiedział Douglas po czym podał rękę Gardensowi.
- Ja nie wiem jak to się stało, ja, ja nie gram w pokera.
Lake zdziwiony spojrzał na swoje karty, był to As, Król, Dama, Walet w kolorze kier i nieszczęsna dziesiątka karo. Układ ten był tylko stritem, który w hierarchii układów był niżej niż kareta.
- Gratulacje T.J. od kiedy skończyłem 16 lat nikt mnie nie ograł. Mam nadzieję, że jeszcze zagramy.
- Dziękuję, a teraz czy możemy przejść do wywiadu?-Gardens spojrzał na Douglasa.
-Teraz moi drodzy zapraszam na szybkie śniadanie i do łóżek, przy nam się sen po sylwestrze.
John przygotował szybkie śniadanie, a następnie zaprowadził każdego do pokój, w szczególności Sterlinga.
Gdy każdy z gości trafił do swojego pokoju John odprowadzając Douglasa zapytał.
- Zauważyłem, że Pan Sydney umiejętnie tasował układając karty w specjalny sposób, jak to się stało, że przegrał?
- Widzisz John nigdy nie wiesz, co lub kto czai się w ciemności i może zmienić bieg wydarzeń. A teraz daj mi pospać i nie budź mnie choćby w sąsiedztwie wybuchła bomba hahaha.
- Oczywiście Panie.
- A i wyślij kosz ze słodyczami do Pana Corbitta, to miły i spokojny sąsiad, wczorajszy bal mógł zakłócić jego spokój.
- Oczywiście Panie, osobiście go przeproszę.
"wiem jak to wygląda..." - Douglas
Rewelacja panowie !
Sydney zaprzyjaźnił się z Jerrym?
3:23:08 Ale na drogę powrotną? Zabrakło mi komentarza ze strony Baniaka ze oni przecież już nie wrócą :D
jak to jest? w poprzedniej sesji rozwoje umiejek były k3/tyg, a tutaj rzucasz tak jak rozwój po sesji czyli porazka na tescie i do tego k10?
Zaczęło się niepozornie. TJ wpadł na pomysł na powieść o hazardziście walczącym ze swoim nałogiem. Żeby lepiej się wczuć w klimat, udał się wieczorem do lokalu o wątpliwej reputacji. W kuluarach dymu papierosowego i lejącej się "herbatki" zagadnął mężczyznę w podobnym wieku do swojego.
Sydney Lake - bo tak się ów nazywał - akurat szukał kogoś do rozgrywki, więc chętnie przystał na towarzystwo pisarczyka. Thaddeus to wygrywał jakąś sumkę, to przegrywał z kretesem. Wpadł w pułapkę chytrego wyjadacza, który bawił się nim, jak chciał, choć nie przeciągał struny, aby sympatyczny młodzieniec nie opuścił go, nie zapewniając mu wcześniej odpowiedniej ilości rozrywki.
Alkohol uderzał do głów obu panów, słowa płynęły gęściej niż herbata.
W pewnym momencie to TJ złapał w sieć Sydneya, wykorzystując jego słabość do hazardu. Założył się z nim o wyrównanie długu, że wytrzyma dłużej, balansując na butelce. Lake źle ocenił swoją zręczność i stopień upojenia alkoholowego TJa. Zwinny literat mający doświadczenie w zapasach wytrzymał odrobinę dłużej. Sydney stracił równowagę i upadł boleśne na lewą stopę. Śmiejąc się, postanowili wtedy zakończyć balangę. Gardens zachciał się przewietrzyć, a Lake rozchodzić bolącą stopę i swoją przegraną.
Rozmowawiało im się wspaniale, nawet nie zauważyli, kiedy weszli do parku. Usiedli na ławce, dywagując w najlepsze. Problem pojawił się, gdy Sydney zachciał wstać. Stopa spuchła mu znacząco. "Chyba Pan ją złamał" - usłyszeli. Dopiero wtedy zauważyli, że przez cały czas na ławce obok siedział inny mężczyzna. Był starszym człowiekiem, jego spojrzenie zdradzało, że umysł ma w świetnej kondycji.
Jakby od niechcenia zaproponował pomoc, na przystanęli TJ i Sydney. Po drodze staruszek przedstawił się - miał na imię Herman, czasami przychodził rano do parku, kiedy jeszcze był pusty, żeby w spokoju pomyśleć. Właśnie wtedy młodzieńcy zauważyli, jak długo musieli rozmawiać - słońce już zdążyło pokazać się na porannym niebie.
Choć wpierw wydawał się osowiały, Herman weselał w miarę kolejnych kroków do gabinetu lekarskiego. Opowiadał o swoich wspomnieniach z rodzinnych Niemiec, chociaż unikał tematu Wielkiej Wojny.
Dotarli do poczekalni, byli jedynymi oczekującymi. Zegar ścienny pokazywał godzinę 7:20, a doktor przyjmował od godziny ósmej. Thaddeus nie opuszczał Sydneya, czując się winnym za jego stan, Broen zaś poczuł się szczęśliwy, mając towarzyszy do ciekawej rozmowy. Znaleźli wspólny temat - każdego z nich w inny sposób fascynowały niesamowitości świata. Herman - dorabiający jako kustosz - nalegał na wizytę w jego muzeum. Za dziesięć ósma do poczekalni weszły jeszcze dwie osoby - mężczyzna słusznego wieku i młodszy od niego, podskakujący na lewej nodze. Szybkie spojrzenie na nogę Sydneya wystarczyło młodszemu, żeby zorientować się w sytuacji. Zagościł mu na twarzy szelmowski uśmiech i od razu zagadał "O, widzę, że nie tylko ja przeceniłem swoje umiejętności taneczne". Przedstawił się jako Douglas Heminger, szybko zdobył sympatię reszty panów.
Kompletnie stracili poczucie czasu, gdyż lekarz otworzył gabinet pół godziny po czasie. Doktor Bouch - jak się okazało - mający już wcześniej do czynienia z Hemingerem, nie wyglądał najlepiej. Miał mętny wzrok, nie był ogolony - wszyscy, mimo braku wykształcenia medycznego, od razu zdiagnozowali kaca. Obu panom - Douglasowi oraz Sydneyowi włożył stopy w gips. Heminger przekonał go, żeby wziął sobie jeden dzień wolnego, a potem zaprosił wszystkich do baru mlecznego na śniadanie. Tak strasznie rozbawiło go to przypadkowe spotkanie, że zechciał je przedłużyć.
Thaddeus, Sydney, Herman i Sterling przystanęli na jego propozycję. Tak właśnie zaczęła się znajomość Klubu Łowców Mitów.
A żona myślała że to ona zrobiła mi najlepszy prezent na święta... Niech żyje w błogiej nieświadomści
"nie spieprzaj do dżungli i nie bzykaj się z wężami"
2021 Przyszedł w tym roku szybciej
Pytanie, czy chłopaki z KŁaMu pojawiają się jeszcze na jakichś sesjach po tym odc? Tak jak były wcześniej odc, że się pojawiali na sesjach HOBO? Czy to jest ostatni odcinek z ich udziałem?
sztos
Historia poznania się bohaterów: Douglas Heminger zaledwie od półtora roku jest właścicielem rodzinnej firmy, po śmierci ojca straciła ona na wartości, stali kontrahenci odeszli, znajomości zostały pozrywane, a młody (według potencjalnych klientów- zbyt młody) Heminger musi sobie jakoś poradzić. Zamiast kolejnych cennych artefaktów, ukazujących czasy starożytne, natrafił tylko na pozostałości kolonialistów i żołnierzy, którzy w czasie wojny toczonej na tak dużą skalę, zawędrowali nawet do Afryki. Douglas rozmawia z dyrektorem muzeum i nadzoruje przekazanie kolejnych karabinów, hełmów itd. Ocenia je para sędziwych i spokojnych oczu, należąca do Hermana Bröma, weterana Wielkiej Wojny, który wziął wolne, żeby pojechać pracować w Filadelfii, gdy dowiedział się o możliwości zarobku. Młody podróżnik nigdy nie nawiązał z nim kontaktu, ze względu na różnice między otwartym, żywiołowy i szczerym, a gburliwym charakterem starego Niemca. Dzisiaj na pewno nie ma na to czasu, jedzie na bankiet, gdzie jak zwykle popisze się umiejętnością tańca i prowadzenia żarliwych rozmów. Podobno będzie miał również okazję poznać młodego biznesmena - pisarza. W przeciwieństwie do firmy Douglasa, tartak tego całego Gardżensa - czy jak on tam miał - prosperuje i dobrze się zapowiada. Młody literata właśnie skończył studia i podróż po Stanach, a to wszystko składa się na to, że może w końcu porozmawia z kimś ciekawszym niż zgrzybiały kapitalista, któremu tylko pieniądze w głowie, nie piękno, życie, honor, cnota albo dobre warunki pracy pracowników, wytwarzających wartość dodaną do gospodarki i robiących całą brudną robotą za tych starców, którzy patrzą się tylko z odległości i liczą pieniądze. Gdy Heminger skończył formułować tą zdecydowanie zbyt długą myśl, zdążył już zawrócić do domu, „ogarnąć się” i w samą porę pojawić się na bankiecie. Nie wydawał się niezwykły, ludzi tańczą, piją, rozmawiają i... bawią się. Nic nie robią sobie z prohibicji, wszyscy piją „wodę z bąbelkami”, „kawę” lub „herbatę od kolegi Jacka”. Gdy tylko Douglas dostrzegł w tłumie młodego, wysportowanego gentelmana z laseczką, podszedł do niego. Zaczęło się od standardowego small-talku, który szybko przerodził się on w szczerą i całkiem długą rozmowę, a ta, z biegiem czasu, w przyjaźń, opartą na wzajemnym zaufaniu. Ale ile można gadać? Podeszli do stołu, wokół którego skupili się miłośnicy „Jacka", „Johnnego” i pokera. Nie trzeba było rozumieć co się dzieje na stole, wystarczyło choć trochę znać się na ludziach, żeby wiedzieć, że przy stole liczy się tylko dwójka graczy: rosły, masywny, kępy i inne przymiotniki określające po prostu "wielkiego chłopa", którego można było poznać po rosyjskim akcencie i chuderlawy, ale o bystrym, przenikliwym spojrzeniu - Sydney Lake, właściciel kasyna i dziedzic fortuny Reno, którego przodkowie wznieśli to miasto. Za jego plecami stoi pijany jegomość, tolerowany ze względu na wybitne poczucie humoru. Po chwili spostrzegawczy Douglas dostrzega, że karta Rosjanina rozkleja się na dwie inne, szepcze o tym T.J. - owi (tak właśnie zwraca się do Gardensa Heminger, warto zauważyć, że Thadeus wcale nie jest oburzony takim stanem rzeczy, mimo że to pseudonim zarezerwowany dla przyjaciół). Gardens krzyczy - "Oszust!" i po chwili dopada do nieznajomego. Powaliłby go, mimo różnic w masie, gdyby nie ochroniarz. Borys, czyli... wiadomo kto, zrywa się z krzesła. Wątły Sydney sam dostrzegł już jak był oszukiwany i uderza tą górę mięśni w twarz. W okolicach skroni pojawiła się krew, z której oszust nic sobie nie robi i ucieka. Od razu wpada na Sterlinga Boucha, owego nawalonego jegomościa. "Tą ranę należy przemyć alkoholem". Słowianin nie wiadomo, dlaczego ignoruje starannie sformułowaną poradę medyczną i ucieka dalej, a tuż zanim biegnie sprawny fizycznie Heminger, doganiany przez jeszcze szybszego Gardensa, który zdążył wyrwać się ochroniarzowi. Dalej nadgania hazardzistą z Nevady, który nie wierzy własnym oczom widząc, jak pijany lekarz z New Jersey zrównuje się z nim. Pościg przenosi się na ulice Filadelfii, rodzinnego miasta Douglasa. Rosjanin zwiększa dystans, skręca w boczną uliczkę, już widzi jej koniec, wybiega i - wpada prosto na samochód. Gardens pierwszy do niego dopada i widzi, tak jak reszta, że z automobilu z chicagowskimi blachami wysiada stary, znajomy już Hemingerowi Niemiec, który już wcześniej widział pościg i zadecydował zainterweniować. Oczywiście Borys uszedł cało, nikt nie potrzebował jeszcze bardziej zaogniać sytuacji między dwoma supermocarstwami. To przyszli towarzysze musieli odpowiadać za swoje czyny. Oczywiście nie ponieśli konsekwencji ze względu na resztki znajomości jakie zachował Heminger. Historia ta kończy się w iście amerykańskim stylu. Z bolszewikiem już nikt w Ameryce nie zagra, a w ogóle to cały Związek Sowiecki to oszuści i jeszcze chodźmy napić się whisky albo brendy na bankiecie, w barze albo rezydencji, w której już czeka John.
Wesołych świąt
04.24.1913, czwartek
Krew dudniła mu w uszach, z wysiłkiem łapał kolejne oddechy, chociaż płuca paliły. Kaszlał jak gruźlik.
-cztery zero jeden -wydarł się na niego wąsaty facet ubrany w biały kostium, trzymając w dłoni stoper.
-udało się - pomyślał. Bieg na 1000 metrów zakończony, ocena D. Zaliczył edukację fizykalną, a to ostatni przedmiot w tym semestrze.
Pierwszy, jak zwykle, dobiegł Meowczynski, ale nie miało to już znaczenia- udało się. Udało się. Dobiegł. Oddech zaczął świszczeć i nagle świat stanął w zielonych barwach. Niebo zaszło ciemnymi, podłużnymi chmurami i wydawało mu się, że na sklepieniu dostrzegł parę czerwonych ślepi. Stracił przytomność.
Obudził się leżąc na ziemi z nogami w górze. Inni studenci otaczali go szczelnie tworząc ciasny wianek z pochylonych nad nim głów. Słońce nieznośnie penetrowało jego źrenice.
-Młody, chyba nie czujesz się najlepiej, co? - zapytał jeden z nich, Thaddeus Jeremy Gardens.
Henry nie odpowiedział.
- To pewnie przez te nowe fajki Morrisa z trzeciego roku, te z filtrem. Cwaniak ma chore pomysły na biznes, a takie leszcze jak ten to kupują - komentował ktoś z tyłu.
-Już mi lepiej, dzięki- odparł Henry podnosząc się z ziemi.
-Nie palę- dodał po chwili.
Widlasta dwunastka limuzyny warknęła lekko i wóz ruszył spod ogrodzenia kampusu.
10.11.1917, czwartek
Kolejka do kasy przesuwała się szybko. Jeden ze stojących zwrócił uwagę Thaddeusa. Chudy blondynek trzymał oburącz pokaźny pakunek z marynarki, w którym pobrzękiwały żetony. Wiedział już, że ta wygrana sprowadzi do kasyna kolejnych amatorów szybkiego pieniądza. Zdecydował, że to na nich wypróbuje swój nowy bluff. A blondyn? Cóż, warto jest mieć wśród swoich znajomych szczęściarzy. Na początek należy się przedstawić.
09.19.1917, czwartek
Douglas siedział do późnych godzin nocnych przy księgach. Weryfikował analitykę z syntetyką. Wynik finansowy w tym kwartale był ponadprzeciętny. Muzeum Hermana sypnęło groszem za narzędzia hominidów z Koobi Fora. Heminger właśnie zastanawiał się nad kwotą dywidendy dla akcjonariuszy, gdy nagle ostry, ból w lewym ramieniu uderzył go z mocą konia wyścigowego, po czym zrzucił na ziemię. Krzyk przywołał Fergusona, który widząc to szybko dobył słuchawki aparatu -Poproszę połączenie z doktorem Sterlingiem Bouchem, to pilne!
06.13.1918, czwartek
Thaddeus był w takim miejscu pierwszy raz, tarcza wydawała się niezwykle daleko, zimna stal rewolweru wzbudzała niejasne emocje. Przyszedł tu szukać inspiracji. Pisarz powinien znać się na różnych sprawach, w tym na obsłudze broni. Instrukcja użytkownika nie wystarczy do opisania ekscytacji związanej z wystrzałem. Załadował bęben i zanim odciągnął kurek huk a zaraz po nim trzask łamanych desek podrzucił całym jego ciałem. Ktoś dwa stanowiska dalej strzelał do celu…ze strzelby myśliwskiej. Spod ulatującego dymu TJ ujrzał sardoniczny uśmiech bogato odzianego jegomościa.
-Rewelacja, biorę. Proszę zapakować. Aha, a do tego jeszcze trzy paczki naboi. Ciekawe, jak sprawdzi się pod Nairobii.
Gardens podszedł do strzelca zdecydowanym krokiem.
-Czy Pan zawsze jest taki nieokrzesany?! TO STANOWISKO DLA BRONI KRÓTKIEJ! Nie umiesz pan czytać?!
-Spokojnie, proszę pana! Niech pan nie celuje tym we mnie! - odparł Heminger, któremu nastrój zmienił się o 180 stopni.
Pisarz nagle jakby otrzeźwiał, zdał sobie sprawę z tego, co dzieje się z jego ręką- prawie zabiłem człowieka- pomyślał. Upuszczony i ciągle nabity rewolwer uderzył głucho w darń. Pisarz odbiegł z tępym spojrzeniem potykając się o własne nogi.
Sydney będąc w kasynie i jak co sobotę grał i zwiększał swój majątek przez przypadek wpadł na Douglasa rozlewając na niego drinka. Panowie weszli w lekką pyskówkę między sobą. Sterling, który znał się z Douglasem (a jeszcze bardziej jego piwniczkę) z czasów szkolnych, starał się ich rozdzielić i uspokoić poprzez podejście do baru i wypiciu dobrego alkoholu. W tym momencie cała 3 zauważyła starszego mężczyznę Hermana, który razem z młodym TJ wpadli w mały konflikt z ochroniarzem, gdyż TJ nie chciał oddać szabli, co skutkowało natychmiastowym wyrzuceniem z kasyna. Cała 3 chcąc pomóc pechowowym przyjaciołom zaprosiła ich do posiadłości Hemingera na butelkę brandy i małe strzelanie do rzutek.
Bohaterowie poznali się na balu charytatywnym w muzeum sztuki w Philadelphii. Douglas Heminger poznał się Lakem podczas głównej atrakcji wieczoru jakim była licytacja dzieł sztuki młodych zdolnych malarzy-absolwentów uniwersytetu. Zwrócili na siebie uwagę po tym jak jeden drugiego blokował podczas licytacji. Douglasowi zależało na kilku działach, a Lake widział jego złość więc się z nim droczył- jak to po licytacji skomentował: "Przecież to tylko była dobra zabawa Panie Hemminger. Czytałem Pana jak z otwartej księgi, nie ma Pan pokerowej twarzy". TJ był laureatem konkursu literackiego na swojej uczelni, a jedną z nagród była możliwość odczytania swojego opowiadania przed publicznością na owym balu. Doktor Sterling zwrócił uwagę reszty podczas spotkania przy barze gdzie BARDZO niezgrabnie próbował zainteresować a może zauroczyć rozmową pewną damę (ciężko było określić czy ją podrywał czy przesłuchiwał). Słysząc tę rozmowę Douglas oraz Sydney postanowili zaprosić pana doktora do swojego stolika (po dzisiejszy dzień nie wiadomo czy ratowali doktora przed dalszym upokorzeniem czy uwolnili damę od natręta). Z Hermanem Bromen poznali się przez kustosza, został on im przedstawiony jako znawca kultury Niemieckiej.
Wstęp i "chwalenie się" Abelardem: "z kim grasz?"
Moja mama niestety to samo, a zaraz Termos kanał rozkręci tak, że będzie jeszcze: Abelard? Nie...A Termos! Tak, słyszałem xD
Piękny prezent pod choinkę Baniaku
Najlepszy prezent na swieta!!!
Baniak chyba nadal nie ogarnął, że walka maczetą to jeszcze W.W. Bijatyka. ;)
Nie wiem, czy to przez kontrast z czarną brodą, ale lubię patrzeć na białe ząbki Śliwki.
Mam kilka pytań.
1. Czy patroni mają dostęp wcześniej do materiałów?
2. Jeżeli tak to jak zostać patronem? ( link? koszt? )
3. O ile bycie patronem przyspiesza zobaczenie materiałów od wrzucenia ich na yt?
Cześć :)
1. Tak, Patroni otrzymują materiały ASAP gdy tylko zostaną nagrane i/lub po montażu
2. Są dostępne tylko dwa progi, wszystko znajdziesz tutaj patronite.pl/Baniakbaniaka
3. Różnie, jak napisałam Patroni otrzymują filmy asap. Może być to tydzień jak i parę miesięcy wcześniej.
Mam wrażenie że poznali się i od razu przeszli do dyskusji na temat spisków itp
Herman i Bouch mówili że na pewno reptyle za tym stoją
T.J. stał i pisał o nich w notatkach
A Heminger mówił że to co mówi Niemiec i doktor nie ma sensu wiedząc że spiski w jego klubie to norma
Miniaturka na filmie jest świetna
Tu by się przydało "zdjęcie" Klubowiczów tylko w aranżacji typowo w stylu safari. Taka pamiątka z przygód w afryce :3
Myślałem, że Lake użyje gwizdka i wezwie bijakiego żeby przekonać tragarzy. To byłby ciekawy rozwój wydarzeń
Fajna adaptacja scenariusza na warunki afrykańskie.
Mam maski nyarlathotepa, a nie kojarzę tej przygody. Mógłby ktoś podać jej pochodzenie?
fioletowy starter do cthulhu od BlackMonk. Historia tam dzieje się co prawda w Peru ale Baniak nieco dopasował fakty ;-)
Brakuje mi Boucha
Niech powróci!
jakos tak dziwnie w tym 2021 wciaz czuje jakbym byl w roku samych porazek :c
ga(d)gadki poszły w las
Materiał na Koszulkę:
"Na pół nawet"
I taki zwycięski Termos :D
Bardziej "Ja się boję wężów"
Mam dokładnie takie samo zdziwienie, gdy polecam twój kanał.
"I ostatnimi czasy gra też z Abelardem Gizą."
"Z kim?"
No ten marny stand-uper. Najslynniesza osoba w Pruszczu, zaraz po mistrzu świata psich zaprzęgów.
@@marcin7054 "no patrz to jego zdjęcie. Nie kojarzysz z telewizji?"
"No nie, ale on chyba kiedyś kebaba mi robił"
Na tym się skończyło? Czy były jeszcze jakieś późniejsze sesje?
Na grupie fb dla patronów są 22 odcinki..
Tak szczerze to się mega zawiodłem, bo tylko dla kłamu zostałem patronem.
Sam gejsbook dla mnie jest mega obrzydliwy, nic tam nie idzie znaleźć...
22 odcinek wjechał w lutym ;/ a ja dalej nie wiem kiedy i czy w ogóle będą jakieś następne...
Pozdrawiam wszystkich którzy potrafią coś znaleźć na fb, bo dla mnie ta strona jest tak mega ku... nieczytelna, że ciul.
Na fb? Nie łatwiej ogarnąć to na discordzie?
3 odcinki tylko więcej.. słabiutko
@@Longerinio nie korzystam z discorda.
O wow, skąd wziąłeś taką maskę?
Dzień dobry my w sprawie szatani
Nie wiem czy ne za późno. Ale historia zapoznania się KŁM jest banalna. Douglas prowadził interesy z Hermanem, który wyceniał niektóre eksponaty i jako kustosz był ekspertem przy transakcjach z prywatnymi nabywcami. Jednym z klientów tym razem jako sprzedawca był Sydney który chciał sprzedać w muzeum pamiątki rodzinne gdy długi hazardowe przyparły go do muru i przez Hermana poznał Douglasa. Natomiast T.J. był przyjacielem Sydneya w klubie dżentelmenów, poznali się podczas jego studiów. Ich przyjaźń zacieśniła się kiedy szanowany w towarzystwie T.J . wstawił się za starszym kolegą który był niesłusznie podejrzany o oszukiwanie podczas pokera. T.J. poznał Douglasa kiedy z Sydneyem zawozili masę staroci na wycenę. Douglas mając dobrego nosa do interesów po rozmowie z T.J. postanowił być jego mecenasem. Ich wspólna znajomość się pogłębiła kiedy wycena pamiątek rodzinnych zwróciła uwagę mafii która żądała procentu od transakcji, jednak znajomości Sydneya wyciągnęły ich z opresji. Tak wspólna pomoc i wspólne przyszłe interesy przerodziły się powoli w przyjaźń.
Jako 21 latek przyznaje o Abelardzie gdzieś słyszałem ale widząc nie skojarzyłem z wyglądu nie, przed kłm o całej reszcie nie słyszałem nigdy przed kłm xd
Jako 13 latek oglądałem jego stand-up
01:18:10 Zobaczcie jaki śliwka zmęczony. Może po nocce przyszedł biedny
PART1
Przepraszam za wszelkie literówki. Mam nadzieję, że ktoś dotrwa do końca i obiektywnie oceni.
Mam nadzieję, że ta 3 godzinna obsuwa z nie będzie rzutować na branie pod uwagę mojej opowieści.
Dwa małe czerwone punkty pojawiły się na tle bezkresnej ciemności, słuchać było tylko przeszywający zimnem wiatr i trzask jakby ktoś łamał kości. Nagły warkot i błysk reflektorów taksówki wystraszył małego królika, a po widmie przerażającego Ithaqua pozostał tylko kolejny podmuch wiatru.
- Czy możemy przyśpieszyć, o zgrozo jestem spóźniony, a to bardzo nieelegancko pojawić się na tak znamienitym przyjęciu po czasie.
- Drogi Panie jest bardzo ślisko, chcę wrócić do domu w jednym kawałku, szpital to nie jest dobre miejsce do świętowania sylwestra.
- Przepraszam.- odpowiedział ze smutkiem w głosie T.J.Gardens.- to ważne wydarzenie, od tego artykułu zależy mój awans w Philadelphia Herald.- T.J. podsunął 2 dolary przez prawe ramię taksówkarza. Nigdy tego nie robił, wręcz brzydził się występkami tego typu, jednak pragnienie awansu i wspięcie się o kolejny szczebel w karierze pisarza było czymś więcej niż wzrostem pensji. To była wolność, WOLNOŚĆ LITERACKA, nikt już nie będzie podrzucał mu tematów, o których miał pisać. Ona sam będzie wybierał co jest warte uwagi.
Taksówka zatrzymała się na podjeździe.- Dziękuję Panu! Happy New Year!
T.J. podbiegł do zamkniętych drzwi i niepewnie wślizgnął się do środka. Odetchnął z ulgą, otrzepał płaszcz ze śniegu i już miał się obrócić, gdy usłyszał pewny siebie głos.
- Ty też szukasz purpury?
T.J. podskoczył do góry odwracając się jednocześnie.
- Ale mnie Pan przestraszył! Pur, purpury co to znaczy i jak się Pan nazywa?
- Serling, Dr Sterling Bouch. Z purpurą to przejęzyczenie chodziło mi o parurę, rodzaj tańca, który...- doktor chwiejnym ruchem wykonał obrót i równie koślawo zaczął odchodzić mamrocząc sam do siebie.
- Czy tu podają alkohol?- T.J. powiedział sam do siebie i ruszył w stronę dźwięków przyjęcia tłumionych przez ogromne drzwi.
W wielkiej sali było pełno ludzi z całej Philadelphi, oczywiście większość pochodziła z tzw. wyższych sfer, dało się to poznać po pięknych sukniach i gustownych smokingach. Każdy z gości z niepohamowaną radością cieszył się sylwestrowym wieczorem, każdy poza wąsatym starszym Panem.
Herman Broem, bo o nim mowa nie wyglądał na zadowolonego, wręcz można powiedzieć dusił się przebywając w towarzystwie elit. Niestety jako nowo wybrany kustosz muzeum musiał poznać "śmietankę", a zwłaszcza gospodarza balu, gdyż to on był głównym źródłem finansującym muzeum w Philadelphi.
Niespodziewanie ktoś pociągnął Hermana za ramię.
- Poznaliście już Hermana? Nie? W tym roku nie poznałem ciekawszej osoby! Halo HERMAN!- Dogulas potrząsnął lekko oniemiałym kustoszem.
Herman przez chwilę widział jak Douglas Heminger opowiada czarując towarzystwo przy tym mocno gestykulując, po czym ocknął się i usłyszał pytanie od uroczej młodej damy.
- Jak to jest być kustoszem, dobrze?
Nie zwlekając ani chwili odpowiedział.
- A, wie Pani, moim zdaniem to nie ma tak, że dobrze, albo że niedobrze. Gdybym miał powiedzieć, co cenię w życiu najbardziej, powiedziałbym, że ludzi. Ludzi, którzy podali mi pomocną dłoń, kiedy sobie nie radziłem, kiedy byłem sam, i co ciekawe, to właśnie przypadkowe spotkania wpływają na nasze życie. Chodzi o to, że kiedy wyznaje się pewne wartości, nawet pozornie uniwersalne, bywa, że nie znajduje się zrozumienia, które by tak rzec, które pomaga się nam rozwijać. Ja miałem szczęście, by tak rzec, ponieważ je znalazłem...- Wszyscy znajdujący się w pobliżu słuchali z zaciekawieniem. Herman mówił z tak wielką pasją, że nie sposób było mu przerwać. Zapewne nikt by tego nie zrobił, ale Douglas to nie byle kto.
- Cały Herman znam go niespełna tydzień, a już kradnie mi waszą uwagę. - Douglas był urodzonym showmanem z przyklejonym uśmiechem, do tego miał niesamowite szczęście rodząc się z nazwiskiem Heminger, nazwiskiem największego odkrywcy wszech czasów jakim był jego ojciec.
Młodego gentlemana z Hermanem poznał właśnie ojciec, który pomimo ogromnej miłości do swojego pierworodnego syna, nie mógł mu poświęcać zbyt wiele czasu. Wykopaliska pochłaniały lata, a Heminger senior był zakochany w odkrywaniu nieznanego.
W tym samym czasie po drugiej stronie sali młodzieniec poprawiał odstający od reszty fryzury kosmyk włosów jednocześnie obracając monetę drugą dłonią. Oczy Sydneya były rozbiegane, ewidentnie czegoś szukały, nagle ktoś go popchnął, a moneta zniknęła w dłoni. Sydney chrząknął.
- ekhm
- Przepraszam Pana szukam...
- Ty też? ŚWIETNIE!!!
- Co ja też?
- Mnie też już nudzą rozmowy, tu musi być lepsza rozrywka.- odrzekł Sydney nie odpowiadając na pytanie.
- Jaka rozrywka? Ja szukam Pana Douglasa Hemingera.
- Faktycznie przecież to jego posiadłość, czasami zapominam u kogo dzisiaj goszczę, zresztą mało mnie obchodzi kogo ograbiam z pieniędzy.
- Jesteś złodziejem?
- Jakim złodziejem?! Zawsze gram uczciwie i nie pozwolę na nazywanie mnie złodziejem!
- Mówisz o ograbianiu, nie wiesz u kogo jesteś, po prostu łączę fakty.
- Sydney Lake nie musi być złodziejem by kogoś ograbić! Wystarczy talia kart i zaciszne miejsce, którego razem szukamy.
- Bardzo przepraszam nie wiedziałem czym Pan się zajmuje. Nazywam się Thaddeus Jeremy Gardens i piszę artykuły dla Philadelphia Herald. Czy wie Pan gdzie znajdę gospodarza?
Lake słuchając przemierzał wzrokiem salę.- Chyba wiem.- Odparł mechanicznym głosem po czym ruszył w stronę środka sali.
Światła lekko przygasły, a na scenie ewidentnie zbudowanej na potrzeby sylwestrowej nocy przy dźwiękach oklasków wkroczył Douglas.
- Dziękuję wszystkim za przybycie! To zaszczyt gościć was w tą jedyną noc w roku! Każdy z was wie, że mój ojciec to niedościgniony wzór! Człowiek, który został okrzyknięty największym odkrywcą wszech czasów. Zapewne musiałbym odkryć tajne wejście do wnętrza Ziemi, o której pisał Julusz Verne.-tłum zaśmiał się nonszalancko- aby dorównać jego odkryciom, ale dziś nie o tym. W tym cudownym dniu chciałbym przedstawić wam Hermana Broema nowego kustosza muzeum, przyjaciela mojego ojca, można by rzec moją przyszywaną matkę.- Douglas skierował wzrok w stojącego przy scenie Hermana i puścił do niego oko- Niesamowity człowiek, pomimo niemieckiej krwi- tłum ponownie zaśmiał się- to gość honorowy dzisiejszej imprezy. A teraz zapraszam wszystkich na taras na pokaz wspaniałych fajerwerków i malutką lampkę szampana dzięki uprzejmości burmistrza i lokalnych stróżów prawa! HAPPY NEW YEAR!!!
Tłum ruszył pędem niczym stado szczurów do jedynego wyjścia z tonącego statku. Ten moment wykorzystał Lake i Gardens. T.J. jakby szybciej podbiegając do młodego Heminger wyciągając notes i ołówek, Sidney bardziej dostojnie ciągle obracając metalową blaszkę w dłoni.
- Dobry Wieczór nazywam się Thaddeus Jeremy Gardens i piszę dla Philadelphia Herald, czy mógłbym przeprowadzić z Panem krótką rozmowę o balu oraz Pana nowym odkryciu? Podobno odnalazł Pan drogę do zaginionego afrykańskiego miasta, które może skrywać ogromny skarb, o którym jeszcze nikt nie słyszał.
- Halo dziennikarzyno jak możesz być tak bezczelnym!-krzyknął Lake- najpierw wpadasz na mnie, potem prosisz o pomoc w odnalezieniu gospodarza, a teraz wpychasz się przede mnie. To uwłaczające!
Ciekawe, że Hemminger zainteresowany jest archeologią i lotami transatylantyckimi, bo Lindbergh jest m.in. uważany za pioniera archeologii lotniczej.
89 spostrzegawczości?! widzisz niuanse 🤣
Trzeba było line przywiązać słoniom do trąb to by was trzymały